Hej!
Dzięki wszystkim (wielkie) za komentarze zostawiane pod spodem ;)) Te wskazówki są na prawdę przydatne. Co do oddzielania punktów widzenia poszczególnych bohaterów – miało być celowo, ale po głębszej analizie rzeczywiście niezbyt to wygląda. Tak więc teraz będę oznaczać jaki (heros) będzie przedstawiany 😛
Miłego czytanka i do zobaczenia!
_____________ Annabeth _____________________
-Ktoś o mnie coś tu mówił, gołąbeczki moje? – zaświergotał melodyjny, kobiecy głos.
Bogini pojawiła się w towarzystwie dwóch, małych amorków i obsypujących się płatków róż. Piękna suknia o kremowym kolorze, rozwiewała się gdy zrobiła mały piruet. Annabeth myślała, że rozszarpie ją żywcem, gdy się odezwała. Percy gapił się z szeroko otwartymi ustami. Kopnęła go w kostkę.
-Tak, ale niekoniecznie w dobrym kontekście. – warknęła.
Afrodyta zaśmiała się pięknie.
-Och, Annabeth moja droga. I o co się tu gniewać?
-O co?! – zacisnęła pięści i z trudem uspokoiła oddech. – O ten cały cyrk!
Syn Posejdona aż podskoczył. Jeszcze nigdy nie słyszał by tak krzyczała. Musiała być na prawdę wytrącona z równowagi.
-Ann… – zaczął, ale posłała mu groźne spojrzenie, które sprawiło, że zamknął się natychmiast.
Kobieta klasnęła w ręce i zatańczyła a suknia zawirowała wokół niej rozpryskując odłamki światła.
-Ależ doskonale wiem. Czy to nie jest to, czego pragnęliście oboje? Czyż nie takie były plany?
Córce Ateny zabrakło aż tchu z gniewu. Jej oczy błysnęły niebezpiecznie. Ktokolwiek by to nie był, nawet bóg należało się mieć na baczności. Wyręczył ją Percy.
-Hm… no… ee… tak, ale być może to nie jest teraz ten najlepszy… – z trudem odwrócił wzrok od powabnych kształtów bogini – czas i w ogóle… To znaczy… bardzo byśmy chcieli, ale…
-A kiedy będzie, jak nie teraz? – przerwała mu i zachichotała. – Najlepszy okres na potomstwo. Tacy herosi jak wy muszą się rozwijać… w kilku znaczeniach tego słowa.
-Nie wolno nam. Po za tym wyszło parę rzeczy na wierzch. – z największą trudnością opanowała głos. – Skutki tego będą niepożądane.
Sprawczyni ich incydentu zaczęła krążyć po pokoju i rozsiewać płatki. Amorki napinały strzały, które co jakiś czas trafiały w herosów. Percy o ile był w miarę spokojny i zakłopotany, o tyle Annabeth o mało co nie wyszła z siebie i nie stanęła obok.
-Wiecie ile ja się namęczyłam z tym wszystkim, by wreszcie coś z tego wyszło? – pożaliła się im. – A teraz wy mówicie, że nie chcecie… po za tym kto w XXI wieku przejmuje się prawami Hery? Dziewczyny w wieku piętnastu lat już wskakują chłopcom do łóżka.
-Nie mówimy, że nie chcemy nigdy, ale nie teraz. – jeszcze bardziej ściszyła głos dziewczyna, ignorując resztę wypowiedzi. – Po za tym zauważyłam, że masz skłonności wpychać się tam, gdzie nie trzeba, w najmniej odpowiednim czasie. Nie potrzebujemy twojej ingerencji.
Smutny uśmiech Afrodyty zmienił się natychmiast w weselszy, a oczy jej zabłyszczały.
-Och! Przecież to nic! W sumie i tak lepiej na tym wyjdziecie. Do dalszej części przepowiedni… – zamilkła nagle i zachmurzyła się. – Nieważne! Cieszcie się, bo nadchodzi coś wspaniałego.
Zaśmiała się, zrobiła jeden obrót i po prostu znikła. Pozostał po niej zapach drogich, różanych perfum i strzały z gumowymi końcami powbijane w ścianę. Syn Posejdona gapił się w to miejsce, w którym przed chwilą jeszcze była. Strącił płatek z ramienia. Córka Ateny nie miała ochoty już z nim rozmawiać. Zerknął na nią niepewnie, ale ona nawet nie mrugnęła.
-Dobranoc. – oznajmiła chłodno i wyszła.
A więc wyglądało na to, że z pięknej intrygi Afrodyty zostanie młodą matką w tracie wykonywania misji. To totalnie ją rozstroiło. Nie mieli zbyt dużo czasu, szczególnie teraz. Pomimo wszelkich okoliczności po zakończeniu wojny z Gają, gdy musieli wszystko doprowadzić do porządku również go nie mieli. Straciła cały dobry humor, który jako tako jeszcze jej pozostał. W obozie zaległa już cisza, mącona jedynie drobnymi odgłosami dochodzącymi z lasu. Chłodny wiaterek owiewał przyjemnie jej skórę. Była zła na Percy’ego. Uważała, że nie chciał się postawić Afrodycie, bo on tego pragnął wewnątrz siebie. Doskonale wiedział, że teraz żadne z nich nie ma do tego głowy. Dodatkowo zburzyło to przyrzeczenie, które Ann sobie złożyła po zakończeniu ostatniej wojny. Gdy szła tak zamyślona, nie dostrzegła postaci z hipnotyzującymi, czerwonymi oczami stojącej na skraju lasu.
Ta wpatrywała się uważnie w idącą dziewczynę,w której aż wrzała krew. Tak przyjemnie…
Prawie znalazła się w domku, gdy ktoś powalił ją na ziemię. Poczuła coś ostrego wbijającego się w jej skórę na szyi. Usłyszała potężny krzyk po łacinie i przeraźliwy skrzek. Próbowała się zerwać, ale czyjś ciężar ją przytłaczał w dalszym ciągu. Usłyszała jeszcze jeden okrzyk i nagle ciężar znikł a ktoś wyciągnął do niej rękę. Zatkało ją gdy dostrzegła twarz młodego Rzymianina, któremu krew spływała po szyi. Przyjęła pomocną dłoń. Kilkoro zaaferowanych krzykiem obozowiczów wypadło z domków. Ann z trudem stanęła na nogi i otrzepała się, rozglądając się dookoła uważnie i podejrzliwie. Serce łomotało jej w piersi.
-Nic się nie dzieje! – zawołał chłopak i machnął ręką, aby wrócili do środka. – Na prawdę wszystko w porządku. Jakiejś harpii się coś przywidziało i zapolowała na to, co nie powinna. Wracajcie z powrotem.
Mruknęli coś pod nosem nieprzekonani, ale jednak wykonali polecenie. Oszołomiona wpatrywała się w niego. Krótkie i bardzo kręcone włosy, wywijały się we wszystkie strony. Fioletowa koszulka, którą nosił była przykryta pancerzem. Zauważyła, że u pasa nosi broń.
-Jestem Alan i należę do drugiej kohorty. – przedstawił się, wyciągając rękę do uścisku.
-Annabeth… – odparła słabo.
-Wiem. – uśmiechnął się i zaraz z niepokojem rozejrzał się. – Coś chciało cię zaatakować…
Potarł delikatnie szyję i zobaczył krew.
-Daj. Zobaczę. – zaoferowała, ale ten pokręcił głową.
-Spokojnie. Strasznie to szybkie i ma ostre pazury, ale to nie wystarczy by zabić takiego Rzymianina jak ja. – wyszczerzył zęby. – To chyba rzeczywiście musiała być jakaś harpia patrolująca…
-Nieważne. Dziękuję za… pomoc. – odparła mu równie ciepłym uśmiechem. – Alanie.
-Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Patroluję okolicę, więc jak coś, to krzycz.
Podziękowała mu raz jeszcze i wkroczyła do Domku. Była wyczerpana. Nie miała siły zastanawiać się, co też to mogło być. Było cholernie szybkie. Padła na łóżko i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. Szybko znalazła się w krainie snów.
________ Ona_______
Nie udało się. Siedziała roztrzęsiona i zraniona pod wielkim drzewem w lesie, niedaleko obozu Herosów. Ten rzymianin ją ciął. Ból pulsował w prawym boku a przed oczami aż jej pociemniało. Cholerne rzymskie złoto. Zwinęła się w kłębek, czekając aż rana się zagoi. Będzie to trwało, znając życie dwa razy dłużej niż zazwyczaj, ponieważ nie było to zwykłe ostrze… Podziałało na nią jak jedna z gorszych trucizn. Nie czuła świadomości. Nie wiedziała kim jest, gdzie jest i co w tej chwili ma zamiar zrobić. Wiedziała tylko, że jest przeraźliwie głodna. I że ta osoba przez jej nowego Nauczyciela została wskazana jako potencjalny posiłek.
Nie miała pojęcia jak długo tu siedziała. Była wyczerpana, zraniona i głodna. Po jakiejś chwili usłyszała ciche kroki, a zaraz potem odezwał się nieco miękki głos.
-Powiedzmy, że prawie dobrze Ci poszło, wampirze.
Wybełkotała coś niezrozumiale pod nosem. Chciała aby sobie poszedł.
-Ale jestem w stanie to zrozumieć. W końcu to twój pierwszy raz – poczuła jak kładzie rękę na jej głowie. – Następne polowanie za miesiąc. Tymczasem… hm… spójrz na mnie, dziewczyno.
Nie poruszyła się. Policzek i cały prawy bok, miała przyciśnięty do ziemi, a rękami oplotła nogi dociskając je do brzucha i klatki piersiowej. Mdliło ją i zbierało jej się na wymioty. Strząsnęła z siebie jego dłoń i warknęła. Zaśmiał się cicho.
-Widzę, że ktoś tu pokazuje pazurki – chwycił ją za brutalnie za włosy i postawił na nogi. Jego oczy błyszczały groźnie. Nie lubił sprzeciwu – Powiedziałem abyś na mnie popatrzyła.
Próbowała się szarpnąć, ale on jednym ruchem dobył miecza i przyłożył do jej szyi, dociskając jednocześnie do drzewa. Znieruchomiała, wyczuwając, że jest to spiż, który mógł boleśnie zranić jej ciało. Miała na dziś dość bólu.
-Będziesz grzeczna i jutro ładnie, jakby niby nic przysiądziesz się do głównego stołu. Nie chcę cię tu więcej widzieć w tym miejscu, dopóki ona nie będzie zraniona… – zawahał się i na jego twarzy zagościł brutalny uśmiech. – Albo martwa. Już mi wszystko jedno. Zrozumiano?
Potaknęła głową, a on ją puścił. Osunęła się po korze prosto na ziemię. W jej oczach zaświeciły łzy. Chciała wrócić do domu. Schował miecz do pochwy i przyklęknął, pochylając głowę. Z ustami tuż przy jej ustach wyszeptał cicho:
-Nie zapominaj, że czeka cię za to wielka nagroda, moja maleńka. – musnął delikatnie jej wargi.
Gdy odwrócił się plecami, dopiero wtedy zdołała coś powiedzieć.
-Dalej… – wychrypiała. – Nie wiem jak się nazywasz, Nauczycielu.
Zamarł i przekręcił głowę w bok, jakby chciał na nią spojrzeć. Przez moment nie sądziła, że jej odpowie, jednak przemówił.
-Moja matka miała na imię May. Nadała mi imię jak matka synowi. Kierując się upodobaniem i miłością – zdawało jej się, że uśmiechnął się gorzko. – Moje imię, to nadzieje mojej matki pokładane w tym słowie i we mnie. Niestety…
Jego głos urwał się. Nie kontynuował. Po prostu zniknął. A ją po raz ostatni, przed utratą przytomności zastanowiło to, czy aby nie był przypadkiem tylko skrzywdzonym przez los i ludzi człowiekiem
____________ Mina _________________
Mina rano miała problem podnieść się z łóżka. Ledwo się poruszyła, od razu chwyciły ją potężne skurcze i zakwasy. Zaklęła pod nosem cicho. Nad jej głową znajdował się materac łóżka piętro wyżej, gdzie spał jeden z mieszkańców domku Hermesa. Chrapanie wydobywające się z wielu piersi dało Minie znać, że zapewne większość jeszcze śpi. Wczoraj wieczorem wykopała jakiegoś małego dzieciaka z łóżka i sama się w nim ułożyła. Nie miała zamiaru spać na podłodze, jak to bywało w przepełnionym domku boga złodziei. Ciepło którym była w chwili obecnej otoczona sprawiało, że nie miała ochoty nigdzie się ruszać. To znaczy – ogólnie nie miała perspektywy na dzisiejszy dzień. Równie dobrze mogłaby spokojnie zostać w łóżku cały poranek i po południe, ignorując wszystkich dookoła. Jednakże gdy zabrzmiała koncha, a pomieszczenie wypełniło się jękami niewyspanych i zmęczonych nastolatków oraz dzieci, zmieniła zdanie. Zassało ją w żołądku.
__________ Jason ______________
Pomieszczenie głównego domku znów wypełniło się zgromadzeniem starszyzny obozowej oraz senatu Nowego Rzymu. Salon był wypełniony po brzegi, a jego wygląd niewiele się zmienił. Każdy w pośpiechu zajmował swoje miejsca przy ogromnym stole i cierpliwie czekał na pozostałych. Trudno było stwierdzić kto bardziej był zaaferowany całą sytuacją – „młodsi” Grecy, którzy przybyli po zakończeniu wojny z Kronosem, czy też Rzymianie, którzy nie za bardzo wiedzieli co się święci. Osobami, które zachowywały względny spokój oraz kamienną twarz była Reyna, Annabeth i Chejron wraz z Rachel. Być może zbyt wiele leżało na ich ramionach, aby zacząć rozmyślać i panikować. Jason w duchu podziwiał Annabeth, bo wiedział doskonale od Piper ile ta cała sytuacja musiała i nadal musi ją kosztować. Percy, który siedział u szczytu stołu, zaraz koło niej, miał niewyraźną miną, jakby coś połknął, ale nie do końca wiedział co. Grupowi domków rozsiedli się po jednej stronie a senatorowie po drugiej. W ten sposób mógł zostać zachowany kontakt wzrokowy. Reyna wraz z Frankiem usiadła przy drugim końcu. Jason sam nie za bardzo wiedział gdzie usiąść. Rzymianie oczekiwali od niego, że jako pontifex maximus będzie obradował razem z nimi, lecz czuł się w obowiązku poprzeć również Obóz Herosów. W końcu tu a nie w Obozie Jupiter poczuł się bardziej jak w domu. Piper załatwiła sprawę za niego. Usiadła koło Annabeth, więc Jason również nie miał zbyt dużego wyboru. Percy gdy tylko go zauważył, skinął głową i uśmiechnął się do przyjaciela, jednak jego oczy były poważne i nieco jakby smutne. Za plecami przywódców greckiego obozu wisiała głowa słynnego lamparta Seymoura, który rozwierał szeroko paszczę i raz od czasu warczał. Miranda Gardiner, córka Demeter raz do czasu rzucała mu kawałki kiełbasy a ten z kłapnięciem je połykał. Jason był zdziwiony jak bardzo zmienił się wygląd salonu. Monitor do Pacmana znikł, tak samo jak skórzane sofy. Zastanawiał się czy przypadkiem nie wylądowały na strychu. Leo miałby dodatkową zabawę z odkurzaniem monitora. Pewno wymyśliłby jakiś nowy trudny lvl tej gry z tamtejszymi trofeami. Na przykład wrzeszcząca mumia „Giń o niewierny herosie!” wymachująca głową meduzy. I jak tu nawigować? Na myśl o Leonie od razu posmutniał. Tak niedawno… parę dni temu zaledwie to wszystko miało miejsce, a już działo się coś nowego. Czy dane im będzie kiedyś odpocząć w spokoju? Jego rozmyślania przerwał Chejron, który stuknął kopytem o drewnianą podłogę. Cisza zapadła niemalże natychmiast.
-Herosi. – zaczął niskim głosem. – Spotykamy się na dzisiejszej naradzie, aby wyłonić grupę spośród nas, która ruszy, aby uwolnić pana Podziemi z pułapki. Potrzebujemy doświadczonych, starszych i mądrych obozowiczów, którzy są obeznani w sytuacji. Moja propozycja brzmi następująco – spojrzał w kierunku jednego krańca stołu – Percy i Annabeth.
Gromki ryk poparcia wypełnił całą salę, aż zadrżało powietrze. Piper uśmiechnęła się szeroko i szturchnęła przyjaciółkę, by ta wstała. Tymczasem centaur kontynuował.
-Doszły mnie słuchy o nadzwyczajnych zdolnościach pewnej młodej i nowej rekrutki obozu Jupiter. – uniósł brew. – Mina Wood!
Tu zapadła cisza. Dziewczyna wstała i spojrzała wyzywająco po wszystkich. Ani grecy ani rzymianie nie kwapili się aby zawiwatować. Nikt jej nie znał a po za tym…
-Brawo! – zawołała Thalia Grace i zaczęła klaskać. Przetoczyła ironicznym spojrzeniem po sali.
Reszta, idą za przykładem niemrawo biła brawo.
-Ehm. – Tytus – nowy augur wstał – Mam pewne zastrzeżenia co do tej decyzji. Z całym szacunkiem, Chejronie, ale ona jest na in probatio. Nie została jeszcze określona a każdy wie, że według Rzymskiego zwyczaju taki heros nie ma prawa brać udziału w misjach.
Annabeth potarła w skupieniu czoło.
-Tytusie. Ja, Chejron, Reyna i Frank wszystko uzgodniliśmy. Mina jest tymczasowo zwolniona z in probatio i przechodzi pod naszą opiekę. – nieco z wymuszonym uśmiechem spojrzała na nią. – Wyroczni… znaczy się nam, zależy aby ruszyła na tę wyprawę.
Chłopak chciał zaprotestować, ale Frank uniósł dłoń.
-Wystarczy. Nie przerywajmy już więcej narady.
Tytus niezadowolony usiadł.
-To mamy dopiero dwójkę. – zauważyła Gwen i zmarszczyła brwi. – Przepraszam. Trójkę. Czy ktoś jeszcze?
Chejron spojrzał na wszystkich głębokimi i mądrymi oczami.
-Bardzo dobre pytanie. – sięgnął po coś do kieszeni w swej pomarańczowej kamizelce. – Trudno powiedzieć. Razem z Rachel konsultowaliśmy się wczoraj z harpią Ellą. Jak wiecie, zna ona księgi Sybilli. Wspomniała coś o pięciorgu herosach, kóorzy ruszą do Hadesu. Mamy już Percyego, Annabeth i Minę. Te trzy imiona Ella wymieniła. Nie wiemy jakie mają być pozostałe dwa.
Jason poczuł kierowane na niego spojrzenia. Nerwowo nieco poprawił okulary. Czy to on miał być czwarty? Albo może piąty? Poszukał dłoni swojej dziewczyny.
-Pipes. – mruknął – Jeśli mają mnie wybrać, to chcę by i ciebie wybrano. Nie rozdzielimy się.
-Tak – szepnęła. – ale nie jestem pewna czy…
W tym samym momencie wszelkie dyskusje przerwał potężny grom, który uderzył w środek stołu. Podskoczyli a inni pospadali z krzeseł. Chwycił mocniej Piper.
-Zeus!
-Jupiter Maximus!
Wszyscy zamarli. W powietrzu zaczął migotać holograficzny trójząb z siedzącą na nim sową. Annabeth z Percym wytrzeszczyli oczy.
-Niemożliwe! – wykrztusiła Clarisse. – Atena i Posjejdon?!
-CLARISSE LA RUE I THALIA GRACE. – zagrzmiał głos samego boga mórz, powietrze zadrżało.
-ORAZ NICO DI ANGELO. NIE ZAWIEDŹ SWEGO OJCA, SYNU HADESA. – władczy głos Ateny zadźwięczał wszystkim w uszach.
Taka cisza rzadko kiedy zapada, gdy sala jest pełna młodych, prężnych nastolatków jakimi byli ci herosi z ADHD. Nawet sam koordynator był wprawiony w osłupienie. Po chwili dopiero wstał z kolan i oznajmił:
-W takim razie zmiana planów. Oto sześcioro herosów, którzy wyruszą na misję.
Jej! O bogowie! Naprawde mi sie podobalo! O wiele przyjemniej czyta sie z podzialem! Nie moge sie doczekac, az pojawi sie kolejny rozdzial, bo jest ekscytujaco! 😀 Czekam i WEEEEENY!
No ładnie… Akcja się rozkręca! Dobrze, że zrobiłaś podziały, łatwiej się czyta. Trochę niepokoi mnie to, że Gwen idzie na misję od tak. Niby pokonała Reynę, ale czy to wystarczy? No cóż jak już to będzie dostawać bęcki. Pożyjemy, zobaczymy.
Niech Cię Apollo ma w opiece (tylko bez haiku 😉 )!
Chyba miała być Mina 😉
Racja, sory za pomyłkę. Ostatnio jestem troszkę roztrzęsiony :/
Ostatnio czytałam to opowiadanie w poprzednim roku, dość dawno temu. Pamiętam, że był to jeden z pierwszych rozdziałów. I co mogę powiedzieć po tak długiej przerwie? Widzę duży postęp i bardzo fajny styl pisania
Weny
Robi się coraz goręcej, akcja się rozkręca. Znalazłam jeden błąd: ,,lvl” w opowiadaniach raczej nie stosuje się takich skrótów chyba że w wypowiedziach bohaterów. A poza tym to naprawdę fajne opko i czekam na CD. Weny😁