Rozdział pisany w czasie słuchania Guns N’ Roses i Aerosmith, więc polecam włączyć sobie jakąś ich piosenkę. Jeśli lubicie taki typ muzyki. Nie nie mam pojęcia czy piosenka będzie się łączyć jakoś z rozdziałem, ale warto spróbować. Na pewno nie zaszkodzi.
Poprzednio mówiłam, że jak będę zadowolona z kolejnego rozdziału to go komuś zadedykuje. Przy miniaturkach robiłam to przez jakiś czas regularnie, przy pisaniu Prosto w ogień stwierdziłam, że to nie nadaje się by komuś go dedykować, bo jest dość specyficzny. Pomódl się za mnie też jest taki (a przynajmniej mam takie wrażenie. Dobra jak coś co napiszę nie będzie specyficzne to dam znać)
Chciałam ten rozdział zadedykować przede wszystkim jako forma podziękowania. Za miłe słowa w komentarzach, na które mogłam zawsze liczyć. Za własne opowiadanie, które z przyjemnością czytałam. Za pozytywną energię jaka biła na kilometr z twoich komentarzy i za uśmiech kiedy je widzę. Dziękuję Saide.
PS. W dialogach zamiast kropek powinny być myślniki, ale jestem leniwa i nie chcę mi się tego zmieniać
***
Dom zawsze była dla mnie ważny. Nie sam budynek, cegły, zasłonki w oknach i skrzypiące schody, ale ludzie, którzy w nim mieszkali. Moja mama była piękną kobietą. Umiała pracować po osiem godzin dziennie, wychować mnie samotnie i zapewnić mi wszystko czego potrzebowałam jednocześnie nie skarżąc się nigdy na przeciwności losu. Z biegiem lat wiem ile dla mnie poświęciła. Ile wycierpiała, co czuła i jak musiało być jej ciężko. Zrozumiałam to dopiero wtedy kiedy sama stałam się matką i żoną. Kiedy zamieszkałam w tym samym domu, w którym się wychowałam. Wspomnienia płyną do mnie falami, ale i zostają zastąpione przez te świeże, piękniejsze, bardziej zrozumiałe przeze mnie.
Dom to ludzie, którzy go tworzą.
Oni nadają sens temu budynkowi, napełniają go wspomnieniami i zostawiają w nim kawałek duszy. Moja mama często powtarzała, że dom ma uczucia i umie wyczuwać je u domowników. Rozpoznaje coś takiego jak strach, miłość, ból i bezsilność. Nie robi z tymi uczuciami nic ważnego. Pozwala wsiąknąć łzom rozpaczy, przyjmuje w swoje ściany śmiech dzieci i pochłania wszelkie krzyki. Jest cichym słuchaczem tego co się w nim dzieje. Stara się chronić domowników przez złem otaczającego ich świata, które jest na zewnątrz.
Staram się to samo przekazać moim dzieciom. Mówię im, że porządek w pokoju i posprzątanie po sobie w kuchni nie jest najważniejszą rzeczą w domu. Trzeba dbać o to, abyśmy czuli się dobrze i bezpiecznie w nim. Proszę ich żeby pielęgnowali wspomnienia z rodziną, przyjaciółmi i nie zapomnieli o tym co im powiedziałam. Jest to dla mnie ważne, bo wiem, że przyjdzie w życiu taka chwila, że kiedyś wyprowadzą się z domu i zaczną własne życie. Chciałabym żeby mieli mocne fundamenty na to, aby stworzyć coś własnego i trwałego. Coś z czego byliby dumni.
Czy byłam zadowolona z tego co osiągnęłam? Co zrobiłam z własnym życiem? Decyzji jakie podjęłam w całym życiu i które miały na nie duży wpływ?
Nie wiem.
Nie umiem powiedzieć, że moje życie to pomyłka, bo na pewno tak nie jest. Mam męża, dzieci i te wszystkie inne rzeczy. Jednak czegoś w nim brakuje. Czasami jestem już bliska odkrycia co to takiego, ale zaraz ucieka mi to i jestem w punkcie wyjścia. Gonię za tym nie mając pojęcia co to takiego. Nie spieszy mi się też by to odkryć, bo wiem, że jeżeli to złapię, zabawa się skończy. To jak gonienie za króliczkiem. Gonisz go, ale nie po, aby go złapać. Bo jak go schwytasz to nie będziesz wiedziała co z nim zrobić.
Ja mam tak samo z brakującym elementem w moim życiu.
Co się stanie jak go odnajdę?
Prawdopodobnie nadejdzie ta przerażająca pustka, która tylko czeka, aby mnie pochłonąć. Była ze mną w najgorszych momentach życia i nie puszczała tak długo, że to, aż bolało. Zamieszkała ze mną w chwili kiedy zerwał ze mną Nickky, Ryan ode mnie odszedł i kiedy dowiedziałam się o chorobie mamy. Była wtedy ze mną i podsycała ten ból, nienawiść do osób, które mnie zostawiły i łzy smutku.
A ja się temu poddawałam, bo byłam zbyt słaba by walczyć.
Zawsze w takich chwilach uważałam dom za mój bezpieczny azyl. Z czasem to się zmieniło, ale to później, obiecuję. Wszystko wam wyjaśnię, ale nie mogę zrobić tego wszystkiego naraz. Dawkowanie informacji i pozawalanie byście doszli do własnych wniosków jest najlepszym co mogę zrobić w tej sytuacji. Musicie zrozumieć wiele rzeczy, a to wszystko ma wam tylko pomóc. Chciałabym, abyście wiedzieli, że niczego przed wami nie zatajam, nie pomijam bolących dla mnie momentów. Opowiadam wam własne życie takie jakie było. Odkrywam się przed wami całkowicie i jest to orzeźwiające i przerażające za razem.
Może dlatego, że dom był dla mnie bezpiecznym azylem, nie wpuściłam Nicky’ego do środka. Owszem bywał w moim domu, pokoju i reszcie pomieszczeń. Moja mama bo bardzo lubiła, do momentu kiedy wróciłam cała zapłakana i pomiędzy napadami szlochu powiedziałam jej, że Brent ze mną zerwał. Powiedziała mi wtedy dużo mądrych słów, które pamiętam do dzisiaj.
Nickky nie naciskał kiedy stanęłam przed drzwiami i zaczęłam się z nim żegnać. Rozumiał, że mówiąc o czasie, który potrzebuję, byłam poważna. Nie naciskał, nie prosił o dodatkowe kilka minut. Tak naprawdę to oprócz kilku zdań, milczeliśmy całą drogę, z Kościoła do mojego domu. Obydwoje nie wiedzieliśmy wtedy o czym mamy mówić. Nie chciałam słuchać – po raz kolejny – jego przeprosin, a on nie wiedział o co ma pytać kiedy odpowiadałam mu półsłówkami.
Może gdybym wiedziała, że to nasze ostatnie spotkanie przed moim wyjazdem – gdybym wiedziała, że wyjeżdżam – to zachowałabym się inaczej. Musicie zrozumieć, że Nickky był wtedy dla mnie ważny. Był chłopakiem, który zwrócił na mnie uwagę, zapraszał mnie na randki i powodował uśmiech na mojej twarzy.
-
Mel, będę na ciebie czekać. Nieważne ile czasu potrzebujesz, ja poczekam. Zależy mi na tobie i dlatego dam ci tyle wolności ile zechcesz. Kocham cię, Mel.
-
Wiem, Nickky. I dziękuję.
Musnęłam lekko jego policzek i weszłam szybko do domu. Zobaczyłam tylko jego zaskoczenie i delikatny uśmiech, który powstał kiedy się z nim pożegnałam. Nie chciałam go ranić tak jak on zranił mnie. Nie pragnęłam zemsty i odpłacenia się za ten cały ból. Chciałam mu wybaczyć, ale potrzebowałam czasu.
***
Znacie to uczucie kiedy ktoś niespodziewany przekracza waszą oazę spokoju i bezpieczeństwa? Nie lubię takich sytuacji. Wolałabym się przygotować na to, że ktoś obcy będzie kręcił mi się po domu, oglądał zdjęcia, które wiszą w przedpokoju i przedstawiają mnie w masie kompromitujących sytuacji. Chcę wiedzieć kiedy muszę posprzątać dom na błysk by ktoś nie zaczął komentować moich drobinek kurzu, które osiadły na regale z książkami i niepasujących do siebie części dwóch różnych serwisów. Może ja po prostu lubię pić poranną kawę z pomarańczowej filiżanki, którą później kładę na niebieski spodek? Czy ludzie mogą chociaż na chwilę przestać mnie oceniać i to w dodatku we własnym domu? Gdzie powinnam czuć się sobą, a nie idealną córką, żoną i matką? Chcę wieczorem po ciężkim dniu, położyć nogi na ławie w salonie i podziwiać swoje skarpetki w paski. I nikt w tamtym momencie nie powinien mi posyłać krzywych spojrzeń, bo jestem – do cholery jasnej – u siebie. Wymieniłam większość mebli w tym domu, za własne pieniądze i jeśli mi się tak podoba, to mam prawo kłaść nogi na stolik do kawy.
Pomińmy kwestię tego, że nigdy bym tak nie zrobiła gdyby w domu był gość. Ale liczę na to, że wiecie o co mi chodzi, prawda?
-
Mamo, wróciłam!
Nie miałam siły zdjąć butów czy kurtki. Chciałam jedynie zsunąć się po ścianie w przedpokoju i zwinąć w kulkę nieszczęścia. Nie miałam zamiaru płakać – zbyt dużo łez wylałam w ostatnim czasie. Potrzebowałam chwili samotności i naprawdę oddałabym dużo żeby sobie na to pozwolić.
-
W salonie, Mel!
-
Już idę, mamo.
Ociężale zaczęłam odpinać zapięcie przy sandałkach, które zakładałam tylko do Kościoła. Cieniutkie paseczki wbijały mi się w skórę kiedy naciągałam je podczas zdejmowania. Z ulgą postawiłam stopy na zimnych panelach. I wtedy coś przykuło moją uwagę. Inne trochę na większym obcasie i rozmiarze damskie buty. Byłam pewna, że nie należą do mojej mamy, ponieważ ona od jakiegoś czasu nosiła tylko pantofle na małym podwyższeniu. Oprócz tego na wieszaku wisiała dżinsowa kurtka z wyszywanym na plecach motylem. Później kiedy tylko widziałam tą naszywkę, starałam się nie wchodzić w drogę z jej właścicielką.
Delikatnie dotknęłam dżinsowego materiału. Nie była sprana i nawet nie widziałam na niej śladów używania. Piękna naszywka i przeczuwałam, że dziewczyna, która ją nosi musi być równie śliczna.
Nie pomyliłam się.
W fotelu – moim ulubionym meblu w całym salonie – siedziała piękna blondynka. Z długimi, prostymi włosami, idealnie zaznaczonymi kościami policzkowymi i trochę ironicznym uśmiechem, patrzyła prosto na mnie. Czułam się jak mała, szara myszka pod jej spojrzeniem mimo że miałam na sobie delikatną sukienkę z koronką i ładnie zaczesane włosy. Znacie to uczucie, które was ogarnia kiedy patrzycie na o wiele ładniejszą dziewczynę od siebie? Wasza wartość siebie spada o połowę, a na twarzy pojawiają się niechciane rumieńce. Czułam się tak kiedy patrzyłam na blondynkę, siedzącą w moim salonie. Chciałam zniknąć spod jej oceniającego spojrzenia, bo nie ma nic przyjemnego w czuciu się jak brzydkie kaczątko przy śnieżnobiałym łabędziu. Francisca Knox była jedną z tych dziewczyn, za którymi mężczyźni odwracają się kiedy te idą ulicą. Na początku kiedy ją poznałam, chciałam być jak ona. Pewna siebie, atrakcyjna, nie przejmująca się tymi wszystkimi spojrzeniami i uwagami jakie kierowane są w moją stronę. Czy kiedyś mi się to udało? Niestety nie, ale były momenty, że moje wady, których nie akceptowałam – znikały. Ryan był osobą dzięki, której mogłam się czuć jak najpiękniejsza kobieta na Ziemi.
-
Mel, nie stój tak. Usiądź, przywitaj się – mamy gości.
Zrobiłam jeden niepewny krok w głąb salonu. I wtedy zobaczyłam coś jeszcze. Może nie przegapiłabym tego gdybym nie skupiła się tak bardzo na Francisce. Mężczyzna w średnim wieku, z kilkoma pasmami siwizny, siedział na wózku inwalidzkim obok mojej mamy. Miał ciepły uśmiech mimo tego wszystkiego. Pomimo tego nadal nie wiedziałam co to za ludzie i czemu są w naszym domu. Gdybym wiedziała, że on spowoduje przewrócenie mojego życia o sto osiemdziesiąt stopni, nigdy nie przekroczyłabym progu salonu. Niestety, nie miałam na to takiego wpływu jaki bym chciała. Ktoś kto miał kontrolę nad moim życiem w tamtym czasie, musiał się niesamowicie bawić.
-
Dzień dobry, Melanio. Jestem Chejron, a ta młoda dama to Francisca. Przyjechaliśmy do ciebie i twojej mamy w pewnej delikatnej sprawie.
Ach, tak. Gdybym powiedziała wam teraz, że się wtedy nie bałam, skłamałabym. Nie wiedziałam co się dzieje, a słowa tego mężczyzny jeszcze bardziej mnie zdezorientowały. Kiedy siadałam obok mamy na kanapie, wiecznie moje zimne dłonie, zaczęły się pocić.
Pewnie się zastanawiacie czy coś podejrzewałam?
Absolutnie, nie. Ale czy tak naprawdę można się na coś takiego przygotować? Czy istnieje jakiś sposób na przyjmowanie informacji, które zmieniają nasze życie? Moja mama nigdy mnie tego nie nauczyła. Ludzie, którzy później byli przy mnie, jedynie potwierdzili, że posiadanie planu na życie nie jest równoznaczne z przygotowaniem się na nie.
-
Czy możemy przejść do rzeczy? Musimy jeszcze wrócić do Obozu, a mi się trochę spieszy.
-
Tak, tak oczywiście. Melanio, twoja mama już spakowała twoje rzeczy, łóżko w domku jest dla ciebie gotowe i mam nadzieje, że jesteś gotowa by jechać. Panna Knox, ma rację – przed nami jeszcze długa droga, a młode półboginie i centaur jest łatwym celem dla potworów.
Siedziałam patrząc się tępo w mężczyznę naprzeciwko mnie. Sens jego słów nie docierał do mnie zbyt dobrze. Nie miałam wtedy pojęcia o jakim wyjeździe on mówił i jaki udział miała w tym moja mama. Chciałam się zapytać rodzicielki czy to jest jakiś żart. Wtedy miałam nadzieję, że tak jest. Nieśmieszny, bo nieśmieszny, ale to co mówił ten mężczyzna na wózku nie mogło się okazać prawdą. Dopiero jak na własne oczy zobaczyłam to wszystko kilka godzin później – uwierzyłam. To nie znaczy jednak, że to zaakceptowałam.
-
Jesteś herosem, Melanio. Twoim ojcem jest grecki bóg, z którym miałam kiedyś romans. Dziecko, musisz wiedzieć, że nie chciałam cię narażać na coś takiego. Kiedy zakochiwałam się w twoim tacie, nie miałam pojęcia kim on jest. Dopiero później – kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży – wyznał mi prawdę. Mel, skarbie On cię kochał. Kiedy zobaczył cię po raz pierwszy był dumny z tego, że ma taką córkę. Wierzę, że on nigdy nas nie opuścił. Czuwał nad nami przez te wszystkie lata i bardzo żałował, że nie mógł przy nas być i uczestniczyć w twoim życiu. Musisz wyjechać Mel żeby nauczyć się bronić przed stworami, które będą chciały cię skrzywdzić tylko dlatego, że masz w sobie krew boga.
-
Mamo…
-
Szkołą się nie przejmuj. Już i tak prawie koniec roku, a ty możesz ominąć kilka lekcji. Wszystko nadrobisz jak wrócisz do domu po wakacjach. Bo masz wrócić, Mel. Cokolwiek by się działo, chcę cię widzieć w progu domu pierwszego września. Musisz być dzielna, dziecko.
Jeśli myślicie, że możecie się przygotować na usłyszenie tego, że waszym ojcem jest mitologiczny bóg, to jesteście w błędzie. Już łatwiej mi by było zaakceptować, że nigdy nie wyjadę z tego miasta (co nie wiele minęło się z prawdą) niż prawdę o moim nieznanym do tamtego momentu, rodzicu.
Wiele razy zastanawiałam się jakby potoczyło się moje życie gdyby Chejron nigdy nie przekroczył progu mojego domu. Nie poznałabym Ryana i nie zakochała się w nim. Nie zrobiłabym wielu szalonych rzeczy i nie złamała własnych zasad. Nie poznała jak smakuje prawdziwe życie. Byłabym jedynie skorupą bez wnętrza. Szarym człowiekiem, w szarym tłumie z szarymi problemami.
-
Musimy jechać, panno Regent.
Czas pożegnań jest trudny. Nie mówię tu tylko o łzach, które gromadziły się w chwili kiedy przytulałam się z mamą. Kiedy stałam na ganku domu, musiałam się pożegnać również z nim, bo kiedy wróciłam w sierpniu dziewięćdziesiątym piątym roku, nie byłam już tą samą Melanią Regent.
Coś we mnie wtedy umarło, a coś innego narodziło. Nie wiem jaki to miało wpływ na mnie samą. Albo może i wiem tylko – nawet po tylu latach – nie chcę się do tego przyznać.
Płakałam kiedy wsiadałam do samochodu. Łzy leciały mi ciurkiem po twarzy kiedy widziałam mamę machającą mi z podwórka. Wtedy dwudziestego drugiego czerwca, siedząc na tylnej kanapie niebieskiego vana, dotarło do mnie, że jestem martwa.
NIESAMOWITE! Czytam o Melanii i zachwycam się nad jej przemyśleniami! To niesamowite, jak wiele treści przesyłają Twoje prace, które do najdłuższych nie należą. Masz wspaniały styl, którego strasznie Ci zazdroszczę, a sposób myślenia, który nam przedstawiasz, urzekł mnie w stu procentach! Czekam na więcej, a za solidność i regularność- niezmiernie podziwiam. WEENY!!
PS Za dedykację bardzo dziękuję! Nie wiem, czy wcześniej usłyszałam tak miłe słowa w dedykacji, nie jestem pewna, czy w ogóle dostałam jakąś dedykację! Sprawiłaś mi wielką przyjemność, tylko dopełniając perfekcyjność dzisiejszego dnia!