Rozdział VII: ”Do zobaczenia na pokazie sztucznych ogni”
O dziwo tej nocy nic mi się nie śniło. Po tym wszystkim co działo się ostatnio byłem tym aż zawiedziony. Jeżeli Hades straszył mnie ostatnim snem, to z przyjemnością mogę stwierdzić, że nie był natrętny. Jednak liczyłem na jakiś skromny sen na przykład jak James wyjeżdża z obozu albo chociaż robi z siebie idiotę. Zawsze była nadzieja, że sen okaże się prawdą, co nie?
Chejron wezwał nas do siebie zaraz po śniadaniu. Zastanawiałem się, co będziemy dziś ćwiczyć. Miałem dość strzelania kuszą, chociaż opcja zemsty na Jamesie nawet mi się uśmiechała. Wymachiwanie mieczem też odpada, bo takie ćwiczenia przechodzimy w obozie codziennie. Oczywiście moje rozważania na ten temat były bardzo słuszne. Nie czekały na nas ani kusze, ani miecze.
– Dziś trochę teorii – odezwał się zadowolony Chejron.
Chyba tylko on pałał do dzisiejszej lekcji entuzjazmem. Siedliśmy zrezygnowani dookoła stołu w Wielkim Domu. Jak każde dziecko z ADHD nie lubiłem siedzieć w jednym miejscu i słuchać wykładów. A tutaj nawet nie było mowy, żeby przemycić komiks albo przespać chociaż pół lekcji, która nawet nie wiadomo ile będzie trwała! Najgorsze jest to, że od tego czy będę słuchał może zależeć moje życie.
– Nie bój się Percy, nie mam wam zbyt wiele do przekazania, będzie czas na ćwiczenia – tak jakby wiedział o czym myślę. – Każdy z was zna prawdziwą historię Puszki Pandory. Z naszej poprzedniej rozmowy wiecie też co naprawdę znajduje się na jej dnie. Więc przejdźmy do rzeczy. Waszym celem jest odebranie Hadesowi mapy, odnalezienie Puszki i unicestwienie jej. Plan działania jest taki. W środę z samego rana dosiadacie pegazów i udajecie się do Hadesu. Obóz zaopatrzy was w złote drachmy i perły Persefony…
– Yyy!!! Zaraz, zaraz! – Annabeth aż się zakrztusiła własnym językiem. – Perły Persefony? Skąd?
Chejron popatrzył na nią krzywo.
– Jak zacznę opowiadać wam skąd wszystko mamy, wykład może się przedłużyć, a tego chyba nie chcemy? Prawda? – odparł dobitnie.
Annabeth spojrzała na niego gniewnie i opuściła głowę. Już się bałem, że będę musiał słuchać tego wszystkiego…
– Niestety na temat samej mapy niewiele mogę wam powiedzieć. Przesłania mówią „jedynie boska krew może pieczęć przełamać, a tylko czyste oczy ją [mapę] odczytają”. Nie wiem, czy jako herosi będziecie mogli ją rozpieczętować, ale tym zajmiemy się dopiero jak ją odbijecie. Wyrocznia kazała szukać ci w wodzie Percy, ciężko powiedzieć, o co dokładnie jej chodziło… Mam nadzieję, że nie będziesz musiał nurkować w rzekach Hadesu… Pamiętaj tylko, że Lete przynosi zapomnienie, więc nie wchodź do niej…
– Czemu mówisz tylko do Percy’ego, przecież idziemy we trójkę – oburzyła się Annabeth.
– Syn Posejdona w wodzie szuka. Wy nie ryzykujcie.
Pocieszające, co nie?
– A i jeszcze zapomniałbym! – Chejron podbiegł do wieszaka. Dopiero teraz zauważyłem, że wiszą na nim czarne habity z wielkimi kapturami. Kamuflaż? – Prosto z szwalni „Sióstr Hadesianek”. Szyją dla Hadesa. Udało nam się przemycić trzy egzemplarze. Nie trudno się domyśleć, że straże w Krainie Cieni są teraz w zmorzonej aktywności. Nie będzie tak łatwo jak ostatnio, więc przyda się wam coś, w czym pierwszy z brzegu potwór was nie pozna.
– Przecież od razu nas wyczują… – odparła Annabeth opierając się ciężko na krześle.
– Dlatego mówię pierwszy z brzegu.
– Dobra, mniejsza z tym – zaczynałem się niecierpliwić. – Powiedzmy, że jesteśmy już w tym Hadesie. I co dalej mamy robić?
– To pozostawiam już wam. Uważajcie, kogo pytacie. Warto sprawdzić, gdzie kręci się najwięcej straży. Więcej nie potrafię wam powiedzieć, chociaż bardzo bym chciał.
Zawsze zadziwiało mnie to, że dla Chejrona wszystko wydaje się takie proste. Ryzykujemy życie, żeby odbić tę mapę, już po raz drugi idziemy do Hadesu i nawet nie mamy pojęcia co mamy robić kiedy już się tam znajdziemy.
– Kiedy uda się wam odnaleźć mapę, albo będziecie w sytuacji zagrażającej życiu, natychmiast rozgniatacie perły i przenosicie się do obozu, zrozumiane? Nie wolno wam ryzykować. Zbyt wielu doszło tam kresu.
– Dobra… A o co chodzi z tymi czystymi oczyma, co niby tylko one mają odczytać mapę? – Annabeth jak zwykle z ciągle otwartym umysłem.
– Ciężko stwierdzić… – Chejron zmrużył oczy i zastukał kopytem. – Nie wiadomo, czy chodzi o czystość samych oczu, czy może o czystość jego właściciela. Nie kłopoczcie się tym… Na razie macie się skupić na odnalezieniu mapy, resztą zajmuje się Rada. A teraz zmykać mi natychmiast na trening.
– Mam jeszcze jedno pytanie – oczywiście Annabeth, nie ja. – Ten miecz… Właściwie co w nim jest takiego, czego nie mają nasze miecze…
Chejron odwrócił się w jej stronę i wbił w nią zatroskany wzrok.
– Nie jest jedynie ze spiżu…
– Słucham?! Chcesz powiedzieć, że… Nie, to niemożliwe, przecież w regulaminie jest jasno określone…
– Annabeth… Puszka Pandory to nie zabawka. Ważą się tu losy całego świata. Hades jest sprytny i możliwe, że będziecie musieli walczyć nie tylko z potworami z Krainy Ciemności.
Muszę przyznać, że nie tylko ona była tym zszokowana. W życiu nie pomyślałbym, że Rada pozwoli na wyprodukowanie i oddanie do użytku takiej broni. Coraz bardziej mi się to wszystko nie podobało.
***
Resztę dnia spędziliśmy na treningu. Chejron kazał nam trenować w grupie razem z innymi, żeby po obozie nie zaczęły się roznosić plotki, ze przechodzimy jakieś tajne szkolenia. Nikt nie wiedział o naszej misji ani o tym, że od jej powodzenia zależą losy świata. Wszystko miało być gładko, pięknie i bez pośpiechu, jakby nic nigdzie się nie działo. Nie mogliśmy dziś ćwiczyć naszą nową bronią, ponieważ na placu treningowym były nadzwyczajne tłumy. W sumie, nikt nad tym nie płakał, chociażby ze względu na miecz.
Tej nocy miałem powtórkę z rozrywki. Śnił mi się ten sam koszmar co ostatnio. Wiedziałem, że to sen i za wszelką cenę chciałem odwrócić bieg wydarzeń albo się wybudzić. Nie udało mi się. Wszystko było identycznie, od samego początku do końca. Obudziłem się zalany potem. Było już rano. Oknem wpadały pierwsze promienie słońca. Wcale nie byłem wyspany. Czułem się jakbym w nocy przeżywał drugie życie i nie było czasu na sen. Chciałem poleżeć jeszcze przez chwilę nim pójdę na poranny trening, ale ktoś zaczął pukać do drzwi. Ogarnąłem się szybko i otworzyłem. Stała w nich osoba, której najmniej się spodziewałem. Oczywiście kto? Mój wierny druh i przyjaciel: JAMES!!! Czemu los mnie tak karze? A na domiar złego w ręce trzymał nieszczęsny miecz, który ostatnio mnie prześladował. Zacząłem się zastanawiać, czy to przypadkiem, żaden z tych programów typu „Mamy cię!”. Dzień zapowiadał się świetnie…
– Witaj Percy! Niewyraźnie wyglądasz, czyżby ciężka noc? – zapytał z ironią wymachując przede mną mieczem. Miałem ochotę przywalić mu, aż runąłby ze schodów.
– Mi też miło cię widzieć – odparłem wkurzony.
– Jak myślisz, po co przyszedłem? – potrząsnął mi mieczem jeszcze raz przed nosem. – Zapraszam cię na mały trening przed śniadaniem! Chcesz poćwiczyć nowym nabytkiem, czy zostajesz przy swoim Orkanie?
– Zostanę przy swoim – odparłem bez entuzjazmu. Jeszcze tego brakowało, żebym miał wziąć to okropieństwo w ręce.
– Tak myślałem – odparł z głupim uśmieszkiem. – A więc czekam na ciebie na placu treningowym.
Może tym razem uda mi się go skrócić o głowę? Albo chociaż o język…
***
James siedział oparty o drzewo i bawił się mieczem jakby była to zwykła zabawka. Kiedy mnie zobaczył jednym zwinnym ruchem wstał i oparł się ceremonialnie o słomianą kukłę treningową. Ścisnąłem Orkana w ręce i ustawiłem się na środku placu. Podszedł z tym swoim uśmieszkiem wyższości i stanął na przeciwko mnie. Na sam jego widok robiło mi się niedobrze. Szkoda, że Annabeth nie poznała go z tej strony. Trzeba przyznać, że ten miecz świetnie do niego pasował. Tak samo fałszywy. Na zewnątrz niby normalny, niewinny, a w środku istna bestia.
Napiąłem mięśnie i kiwnąłem głową, że mogę zaczynać. James nawet nie potwierdził tylko od razu zaatakował mnie cięciem z góry. Szczęk metalu odbił się echem w uszach. Było w nim coś innego, a może tylko mi się tak wydaje, bo wiem, że to nie czysty spiż?
– Annabeth była u ciebie wczoraj wieczorem? – kolejne cięcie, blokada, szczęk metalu. Jego oczy zapłonęły gniewem. A więc o to mu chodziło… Był zazdrosny. Zrobiłem szybki obrót i zaatakowałem go pchnięciem z lewej. Zablokował.
– Tak, a co w tym dziwnego? – spytałem uwalniając Orkana i odskakując do tyłu.
– Nic. Z ciekawości pytam. Byłem z nią wieczorem na plaży, było bardzo miło – odparł z przekąsem unosząc lekko miecz do góry. – I zastanawiałem się gdzie poszła później.
– Wiem, że byliście na plaży. Annabeth jakoś się z tym nie obnosiła – uśmiechnąłem się. James z wściekłością skoczył na mnie i uderzył od góry. Uskoczyłem atakując go z półobrotu w ramie. Zablokował mnie i unieśliśmy miecze na wysokość naszych twarzy. Metal tarł o metal aż sypały się iskry.
– Jutro Dzień Niepodległości. Zobaczymy, czyje towarzystwo wybierze – przysunął się bliżej i spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechnąłem się i zbliżyłem twarz do mieczy prawie się o nie ocierając.
– Nie chcę cię zasmucić, ale już wybrała – spodziewałem się zawodu na jego twarzy, a tymczasem James uśmiechnął się jeszcze brzydziej niż miał to w zwyczaju.
– „Do zobaczenia na pokazie sztucznych ogni” raczej nie brzmi jak decyzja, że to właśnie z tobą chce spędzić wieczór.
Mięśnie zrobiły mi się jak z waty. Orkan wysunął mi się z rąk i upadł z brzękiem na ziemię. James to wykorzystał, zamachnął się i ciął mnie w ramie. Poczułem jak ciepła krew spływa mi po ręce, ale nie to teraz mnie bolało. Przez samą niepewność, o co chodziło wtedy Annabeth byłem w coraz większym przekonaniu, że to właśnie ze mną chciała pójść na sztuczne ognie. Nawet jeżeli wtedy to był głupi żart, myślałem, że jesteśmy z Annabeth przyjaciółmi i nie będzie jakiemuś idiocie opowiadać z takimi szczegółami jak to zrobiła ze mnie głupka. Poczułem się fatalnie.
– Ops! Co za pomyłka! Syn Posejdona upuszcza miecz w trakcie walki? – wbił ostrze w ziemię i oparł się demonstracyjnie na rękojeści. – Zastanawiam się czy nadajesz się do tak wielkiej misji, skoro pokonałem cię w hm… – spojrzał na zegarek – w ciągu niecałych trzech minut?
Wyjął miecz i rzucił mi go pod nogi. Upadł na Orkana, który natychmiast zmienił się w długopis.
– A tak nawiasem, nazywa się Adon. To z semickiego „pan” jakbyś chciał wiedzieć, bo na uczonego to raczej nie wyglądasz.
Odwrócił się i ruszył w stronę domków. Stałem tak jeszcze chwilę oszołomiony. Z jednej strony byłem zły na Annabeth, a z drugiej zawiedziony i dziwnie załamany tym wszystkim. Co teraz mam zrobić? Po co te głupie fajerwerki, to całe randkowisko… Otrzęś się chłopie, o czym ty myślisz! Stuknąłem się porządnie w głowę. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi! O nie! Teraz nawet nie jesteśmy przyjaciółmi! Koniec! Niech nabija się z kogoś innego.
Schowałem Orkana do kieszeni i podniosłem Adona. Przyjrzałem mu się dokładnie i ścisnąłem go z całej siły. Przeklęty miecz.
Gdy zmierzałem do domku natknąłem się na Beckendorfa, który paradował za rękę z Sileną. Widzę, że wszystko się im poukładało. Chociaż im.
– Sie masz Percy! – zauważył mnie i uśmiechnięty kiwnął mi porozumiewawczo głową w stronę Sileny. – Co ci się stało w ramie? Nie wygląda za dobrze…
Spojrzałem na rękę.
– Nic takiego, mały trening z James’em. Już prawie zapomniałem, że coś mi się stało.
– Do wesela się zagoi – i znowu mrugnął mi porozumiewawczo. Uśmiechnąłem się jak najszczerzej byłem w stanie i szybko ruszyłem w stronę domku.
***
Zanurzyłem ręce w lodowatej wodzie. Poczułem ten przyjemny chłód, który ogarniał moje ciało za każdym razem kiedy to robiłem. Poczekałem chwilę, aż nerwy mi opadną, a głowa przestanie pulsować od natłoku myśli które nie dawały mi wytchnienia. Mógłbym tak sterczeć wieki, ale wiedziałem, że czeka mnie cały dzień przygotowań do misji. Wyjąłem dłonie i spojrzałem na ramie. Rana nie zniknęła… Dziwne… Zanurzyłem dłonie jeszcze raz. Nic. Włożyłem całe ramię do wody. Nic, tylko woda zabarwiła się na czerwono. Poczułem przejmujące kłucie w całej ręce. Przecież od kiedy Posejdon uznał mnie za syna nie miałem problemu z uleczaniem ran, czy były zrobione spiżowym mieczem, czy zwykłym…
Wyciągnąłem apteczkę spod łóżka. Strzepnąłem kurz z jej wieka i wyjąłem opatrunki. Nigdy bym nie pomyślał, że będą mi potrzebne. Spojrzałem na Adona. Albo ze mną jest coś nie tak, albo z tym mieczem…
Owinąłem rękę bandażem i oceniłem swoje nieudolne dzieło na trzy z plusem. Na wszelki wypadek nałożyłem bluzę z długim rękawem, żeby uniknąć ciekawskich spojrzeń. Wszyscy wiedzieli, ze jestem synem Posejdona i mam moc uleczania wodą, więc co za idiota by z tego nie skorzystał skoro zaszła taka potrzeba?
Pobiegłem w stronę Wielkiego Domu. Na ganku siedział Pan D. opychając się truskawkami. Miałem nadzieję, że to nie na niego tu natrafię…
– Och kogo ja widzę! – przywitał mnie jak zwykle z wielkim entuzjazmem.
– Mogę wiedzieć gdzie jest Chejron? – chciałem jak najszybciej się stąd ewakuować.
– Żadnego witam, albo chociaż dzień dobry? Tak samo niewychowany jak jego ojciec – ugryzł truskawkę zabryzgując wszystko dookoła sokiem. I kto tu jest niewychowany?
– Dzień dobry, czy mogę wiedzieć gdzie jest Chejron?
– Jeszcze jedno magiczne słowo…
– Proszę… – odparłem zrezygnowany.
– No, ujdzie – odrzucił korzonek i sięgnął po kolejną truskawkę. – Tu go nie ma.
– A gdzie jest? – chwila niezręcznej ciszy. – Proszę…
Pan D. uśmiechnął się promiennie.
– Na radzie Starszych. Wyminę twoje kolejne pytanie, bo znudziło mi się to twoje stękanie. O patrz! Ależ mi się pięknie zrymowało! W tym bądź razie dostępny będzie dopiero późnym wieczorem, a jak dla ciebie to hm… – zmierzył mnie tymi swoimi małymi oczkami od stóp do głów, jakby oceniał pannę młodą przed wydaniem. – To dopiero jutro rano.
– Och, świetnie – odparłem, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem na plac treningowy. Za plecami usłyszałem jeszcze tylko marudzenie, że nie potrafię podziękować ani się pożegnać.
Zrezygnowany wyjąłem z kieszeni Orkana i zacząłem wyżywać się na najbliższej kukle. Cel na dziś: unikać Annabeth. Cel na jutro: skonsultować się z Chejronem i „jakoś przeżyć” pokaz sztucznych ogni.
CDN
Super.Czekam z niecierpliwością na dalszą cześć.Vil,czy napisałaś już następną część,a jak napisałaś to czy wysłałaś?
świetne opowiadanie, genialne, boskie itd. mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejna część 😉
Genialne ❗
spoksik, bardzo fajne, dowal tej annabeth, percy
super
kiedy kolejne?
Świetne, nigdy nie lubiłam Jamesa
cuuuuudne chce następne
no na stos z jamesem
ekstra 😉
James górą dalej James =)
czadowe tak się wczytałam że żal było kończyć .
„niewyraźnie wyglądasz” heh rutinoscorbin
świetne
a tae James to skończony pajac
O co chodzi z tym „spiżowym Smokiem” ?
Na stronie percyjackson.pl napisane jest, że książka wkrótce ukaże się w księgarniach. To książka, dołączone opowiadanie, czy co??
Jeśli się nie mylę chodzi o jedno z opowiadań z „Archiwum Herosów”.
coraz lepsze