Hej, cześć i czołem Wam ludzie! *Saide włącza najwyższe skupienie, by nie pominąć żadnej kwestii*
a) Podziękowania: Issabell22; Snakix; Siedlak; Clarisse13; Lubbock; Annabelle- za komentarze pod moimi ostatnimi pracami!
b)… UGH! Nie pamiętam… Przeklęta skleroza!
c) Chyba chciałam coś napisać odnośnie tego rozdziału i całego opka. Chodzi o to, że jest to bardzo duże wyzwanie, bo nie mam pojęcia, jak może się czuć osoba niepełnosprawna. Wkładam całe serce i umiejętności, by zarówno sobie, jak i Wam, przybliżyć sytuację Liam’a. W tym opku chcę pokazać, jak bardzo może cierpieć zwykły nastolatek, jak i niepełnosprawny heros. Wszystko jest o tyle cięższe, że ja zrobiłam swego rodzaju błąd (dowiedziałam się o nim po przeczytaniu kilku artykułów poleconych przez Clarisse13 PS Dzięki)- stałam się Lil, dlatego jest mi ciężko od niej odejść. Jako Lil na niektóre sprawy mam inne zdanie, niż prawdziwa ja. W Walce chcę opisać tak trochę moją walkę. Na pewno nie była ona równie ciężka, jak Liam’a, ale była moja. Zawsze byłam trochę inna. W podstawówce nie miałam przyjaciółek i ogólnie nie byłam najbardziej lubiana. Poza tym byłam w klasie siatkarskiej. Dużo nerwów, sił, łez, potu straciłam, by grać na wystarczającym poziomie, poziomie, który wyznaczał wymagający trener i typowo sportowe dziewczyny (do których się nie zaliczałam i nigdy nie będę). To opko jest bardzo sentymentalne. W niektórych momentach staję się dawną sobą, nie chcę tego. Liam ma być kimś, kto tak, jak ja, walczył o swoje, o siłę.
d) Link do piosenki, która pojawia się w tym rozdziale:
http://www.tekstowo.pl/piosenka,simple_plan,me_against_the_world.html
e) Link do epilogu Pamięci: http://rickriordan.pl/2016/08/epilog-pamiec/
do Prologu Walki: http://rickriordan.pl/2016/08/prolog-walka/
f) Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, pisząc wyżej, moje przeżycia z podstawówki. Musiałam to napisać, bo chcę byście wiedzieli, że to co piszę, to w wielu momentach fikcja, ale przemyślenia są moje i nie są bezpodstawne. Mam nadzieję, że Was to nie zniechęciło. Miłego czytania!
Saide
Przeciwko… komu?
Jak to jest? Sam chciałbym wiedzieć. Na serio, nie wiem, znaczy wiem, ale nie wiem… Kurczę! Okay… Każdy niepełnosprawność odbiera inaczej. Gupio mi, rze że muszę sikać do dziwnego worka, że muszę prosić innych, by mi coś podali, bo jest za wysoko, ale pozytywem jst jest to, że nie muszę chodzić ani do kibla, ani po krzesłach, by chwycić coś co jest głęboko w najwyższej szawce szafce. Taa… to zdecydowanie jest gadka, którą mogę wciskać innym. Prawda jest taka, że chciałbym funkcjonować normalnie. Wstać rano i rozprostować nogi albo wspiąć się na jakieś drzewo. Nistety Niestety nie mogę. Najgorsze są jednak ludzkie spojrzenia i durne słowa: „Wiem, że cierpisz, ale musisz się trzymać…”, „Masz moje najszczersze kądolęcje kondolęcje kondolencje…”, „Łączymy się z tobą w bólu”itp., itd… Ludzie! Właśnie, że nie wiecie, jak to jest! Budzić się codziennie rano i wpatrywać w kołdrę, czy dziś uda ci się ruszyć piekielnym palcem u nogi. Jak to jest, stracić nadzieję na lepsze jutro i wierzyć, że dziś nie będzie gorzej, jak wczoraj! Nie wiece, ajk jak to jest oglądać zdjęcia, porozstawiane po całym domu, i wiedzieć, że już więcej nie… nie… nie staniecie w tamtym gronie, że nie zobaczycie ich uśmiechu, nie poczujecie ich dotyku. Nie da się tego zrozumieć.
Liam wpatruje się w pożółkłe kartki dziennika, pomazanego jego koślawym pismem. Przygryza dolną wargę, zastanawiając się, czemu to pisze. W końcu nigdy o tym nie myślał. Chłopak podnosi głowę i wpatruje się w seledynowe ściany prywatnego liceum. Obszerny korytarz pomieści dziesiątki, jak nie setki, uczniów na raz, ale teraz jest prawie pusty. Większość uczniów jest na placu przed szkołą. Liam wjechał tylnym wejściem z podjazdem dla rowerów, nie spodziewał się, że może służyć dla wózków. Dzięki temu uniknął prawie tysiąca ludzkich spojrzeń. W tej chwili czeka przed klasą numer trzynaście, chłopak ma o tyle szczęście, że jego gabinet jest na parterze, a nie na przykład na drugim czy trzecim piętrze.
-Panie i panowie! Król powrócił!- po korytarzu rozchodzi się głęboki głos Mata, jedynego, pozostałego kumpla Liam’a.- Stary! Rok! Jak ty żeś zdał?!- pyta z szerokim uśmiechem na twarzy.
Matthew Bircher, to średniego wzrostu chłopak o czekoladowych oczach, szatynowych włosach i mocno opalonej karnacji, co jest zupełnie sprzeczne z jego szkolną ksywką „Brzoza”. Mat jest pozytywnie stuknięty, uwielbia się wydurniać i śmiać. W każdej sytuacji znajdzie dobre strony. Ubiera się dziwacznie, dziś na przykład ubrał czerwone spodnie, malachitowy t-shirt, niebieskie trampki i żółty melonik. Jego rodzice są obrzydliwie bogaci, ale nie poświęcają mu za dużo czasu, więc, kiedy był mały, dostał swojego ulubionego pluszaka, tęczowego słonia z melonikiem, a kiedy się zepsuł Mat postanowił uczcić jego pamięć, nosząc kolorowe ciuchy i meloniki.
-Macocha wie z kim i jak rozmawiać.- odpowiada Liam, siląc się na pozytywny ton.- Pytanie, jak TY zdałeś?
-A zdałem, zdałem! Ba! Nawet nie byłem najgorszy w szkole!- chwali się Brzoza.
-Co było na ostatniej historii?- pyta Liam, bynajmniej z ciekawości, o ile z czystej przyjemności gadania z Matem.
-Ej, chłopie, nie obrażaj mnie!- odpowiada z urażoną miną.- To, że zdałem, nie znaczy, że jestem kujonem!
-Wiem, wiem… Przyjmij moje najszczersze przeprosiny…- mówi Li z udawaną pokorą.
-Chcesz do klasy?- pyta Mat i wyciąga pęk kluczy zza paska.
-Dużo się działo? Co?
-No właśnie nie!- odpowiada prawie krzycząc.- Tak się nudziłem bez ciebie, że powykradałem klucze, skopiowałem je i odniosłem na miejsce! Teraz mogę siedzieć w klasach!- raduje się chłopak.
-I wcześniej oglądać testy.- domyśla się Liam.- A więc tak zdałeś…
-Nieee…- odpowiada potakując głową.- Chodź do środka! Znaczy, wjeżdżaj do środka!
Lekcja historii to super moment na popisanie. No, więc ja i Mat siedzimy w ostatniej ławce. Weszła klasa, bez sensacji. Wszedł nauczyciel, sensacja- brak. Sprawdzanie obecności? Sensacja, bo Liam Woodrick przyszeł do klasy! Taa, radujmy się. Szepty, bezcenna mina profesora i „najszczersze kondolencje”… Nie mam pomysłu, co napisać, ale nie chce mi się czytać podręcznika, wystarczy mi, rze że to, co piszę, skacze i ogulnie utrudnia życie. Nie potrzeba mi rozszyfrowywania takich wyrazów jak „Konststynopol Konstsnstynopol KONSTANTYNOPOL”. Wiem, napiszę tu dowcip!
-Kelner! Poproszę „kalekę ze Wschodu”!
-Nie rozumien… Co pan zamawia?
-„Kalekę ze Wschodu”.
-Takiego dania nie mamy w menu!
-Jak to nie ma? A kto tu napisał: „Tatar z jednym jajem”?
Nie wierzę… do jakego poziomu ja spadłem…? Może jednak druję daruję sobie żarty…
-Li? Ziemia do Li?! Odbiór!- krzyczy Mat do ucha Liam’a.
-Zamknij się!- jęczy brunet.- Co chcesz?
-Mam być odpytywany z matmy…- mówi powoli i ostrożnie, jakby był niepewny.
-Niech zgadnę- domyśla się Li.- chcesz się zerwać z lekcji?
Matthew z niewinną miną kiwa głową. Liam dostrzega w jego brązowych oczach nutkę ekscytacji. Chłopak czuje, jak serce mu przyśpiesza, a uśmiech wchodzi na twarz, jak za dawnych czasów.
-Ohohoooo! Znam ten błysk w twoim oku Wood!- szczerzy się Mat.
Nie napiszę: „Drogi pamiętniczku, to był najwspanialszy dzień w moim życiu…”, bo nie. Ale muszę przyznać, że ten dzień mógłby być najlepszym w ciągu ostatniego roku. Mógłby. Poszliśmy z Matem do parku. Brzoza zrobił coś, czego nie zrobiłby nikt inny. Tylko on zachowywał się przy mnie normalnie. Nie zwracał uwagi na wózek. Od czasu do czasu siadał mi na kolanach (bardzo dziwne, ciekawe doznanie) i zjeżdżaliśmy z gury. Jednak najbardziej superową rzeczą, jaką zrobił, to wrzucenie mnie do strumyka. Ja (on też) wiem, że to nieodbowiedzialne nieodpowiedzialne itd., ale to było Super! Znów poczuć zimną wodę, usłyszeć śmiech. Czysty, serdeczny śmiech, nie tylko Mata, ale i mój własny. Przyznaję, że był potem problem, by wyjść z wody, poza tym ciężko było utrzymać się w pozycji siedzącej, kiedy ktoś cały czas cię ochlapuje, ale nie zmienia to faktu, iż było super. Durzo razy napisałem wyraz super… Ale było SUPER! Teraz może kwestia wyjaśnienia dlaczego: „Mógłby to być najlepszy dzień”, a nie jest. Ja straciłem nadzieję na lepsze jutro, bo ono może nie nadejść. Ja wieżę, że dziś nie/będzie durzo gorzej, jak wczoraj. Ja wierzę, że dziś nie będzie dużo gorzej, jak wczoraj. Jutro zawsze będzie, ale nigdy nie jest. Lepsze jutro może nigdy nie nadejść, bo skoro wczoraj dzisiaj było jutrem, to dziś nie jest już jutrem tylko dzisiaj. Nie mam bladego, zielonego, żułtego, ani żadnego pojęcia, czy to ma sens, ale ja przyjąłem taką zasadę: „Nie uznawaj żadnego dnia za najlepszy, bo stracisz sens życia, nadzieję na lepsze dzisiaj”. Może jestem szesnataoletnimoletnim wariatem, ale takie podejście mi pomaga.
-Liam! Kolacja!- dochodzi do niego chłodny głos macochy.
-Jadę!- odpowiada zrezygnowany.
Chłopak chowa dziennik pod siedzenie. Wyjeżdża z pokoju i kieruje się do kuchni. Pomieszczenie jest przystosowane pod wózek, jak całe mieszkanie, więc nie ma problemu z poruszaniem się. Podjeżdża do stołu.
-Smacznego.- mówi automatycznie.
-Wzajemnie.- odpowiada pani Woodrick z obojętnością w głosie.
Liam podnosi widelec do ust. Makaron ze szpinakiem staje mu w gardle. Ze sporym wysiłkiem stara się nie zwymiotować. Kluski są rozgotowane, a zielenina bez smaku. Dzielnie zjada połowę porcji, ale na więcej nie ma sił, odkłada sztućce.
-Podobno uciekłeś ze szkoły.- ona to wie, nie pyta. Liam nie odpowiada.- Nie wiem, co dziś robiłeś, ale wróciłeś cały mokry i zalałeś przedpokój.
-To był tylko durny kawał na powitanie.- stwierdza chłopak, nie mijając się za bardzo z prawdą. Tyle razy, ile uciekał z lekcji, nauczyło go, że nigdy nie należy kłamać, trzeba naginać prawdę.
-Nie sądzę, by to był dobry pomysł na rozpoczęcie semestru.- zauważa oschle.
-A od kiedy interesujesz się moją edukacją?- pyta Liam przez zaciśnięte zęby.- Jakoś nie przeszkadzało Ci, że ostatnie pół roku przesiedziałem w mieszkaniu!- wypomina.
-Uznałam, że potrzebujesz czasu,- „jaka mamuśka się znalazła” myśli chłopak.- ale okazuje się, że dostałeś go aż nad to!
-Aż nad to?!- obrusza się Li.- Pół roku!- przypomina.- Twoim zdaniem, sześć miesięcy wystarcza, by nauczyć się żyć od nowa?
-Nie pozwalaj sobie!- złowieszczy płomień pojawił się w jej stalowych tęczówkach, a głos przybrał na sile.- Jestem twoim opiekunem prawnym i masz się do mnie zwracać z szacunkiem!- agresywny ogień w jej oczach przygasł, a jej ton na powrót stał się chłodny.- Widzę, że skończyłeś, jedź do pokoju, a od jutra osobiście będę cię za- i odprowadzała. Dobranoc.- Liam nie odpowiedział.
W ciszy wrócił do pokoju. Z niemałym wysiłkiem usiadł na parapecie. Włożył słuchawki do uszu i zaczął przeglądać play listę. Po minucie znalazł to, czego szukał.
Nienawidzę JEJ! Nawet nie jestem w stania ubrać tego w słowa!
I’ve got no place to go
I’ve got no where to run
They love to watch me fall
They think they know it All
Jak nigdy zgadzam się z piosenką! Jestem pewny, że ona tylko czeka, aż upadnę! Wiem czemu dała mi pół roku, liczyła, że popełnię samobójstwo i będzie po problenie! probleMie!
I’m a nightmare, a disaster
That’s what they always said
I’m a lost cause, not a hero
But I’ll make it on my own
I’ve gotta prove them wrong
Me against the world
It’s me against the world
Ja sam… przeciw światu… heh… Przepraszam bardzo, ale jak szenastoaltek może walczyć z całym światem? Jak mam pokonać dorosłych? Miałem pójść na uniwersytet na biologię albo geologię, na coś z ziemią, roślinami itp., a teraz nie jestem w stanie samemu się podetrzeć! Nawet nie mam możliwości, by walczyć o swoje… Chcę krzyczć KRZYCZEĆ! Tak bardzo tego potrzebuję, ale nie mogę! Nie mogę dać jej tej satysfakcji, że coś we mnie ruszyła! Wszystko przez ten przeklenty wypadek! Dlaczego ojciec pozwolił mi prowadzić? Dlaczego byliśmy w lesie? Dlaczego to się w ogóle stało!?
Now I’m sick of this waiting
So come on and take your shot
You can spit all your insults
But nothing you say is gonna change us
You can sit there and judge me
Say what you want to
We’ll never let you in
Nie mogę się poddać. Tak bardzo tego nie chcę. Nie wiem czy mam inne wyjście, ale nie chcę oddać tej walki walkowerem… Jestem za słaby. Przegram wiele bitew. Ja to wiem. Nie umiem walczyć, ale nie umiem przegrywać, a szczególnie z takim bezczelnym babskiem jak moja UKOCHANA macoszka! Nie chcę wygrać, nie potrzeba mi tego do szczęścia, ja muszę tylko zobaczyć, jak ona upada. Może mówię jak szalniec szaleniec, ale tak właśnie myślę. Jeśli naprawdę chce mnie złamać, musi się dużo bardziej postarać.
Po tym rozdziale wiem, że to będzie coś niesamowitego *.*
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^
Weny!
Jej! Weszłam tu na chwilkę po długim czasie i ujrzałam dedykację! Dziękuję bardzo! :*
Podoba mi się Twój styl, widzę jakie robisz postępy i jak się rozwijasz!
Pracuj dalej!
Ślę gorące pozdrowienia z upalnej i przepięknej Minnesoty! :* <3
Fajne 😀 Czekam na rozwinięcie. Akcja nie śpieszy, jest jak koń, na którym doskonale jeździsz. (Sorry, mam wenę na porównania) . Walka Liama, choć brak w niej mieczy ani pistoletów, jest jeszcze bardziej rzeczywista niż taka typowa walka. Bo Li jest jak… (Czekaj, mózg mi się zaciął) … każdy człowiek, który jest normalny, to jest: mierzył się w życiu z przeciwnościami, raz z powodzeniem, a raz nie. Dobrze, że ma oparcie w Matie (przypomniał mi się pewien suchar: Dlaczego taboret popadł w depresję? Bo nie miał oparcia!). Staje się dzięki temu bardziej realny, bo jednak prawdopodobieństwo, że strasznie cierpisz i NIKT, ZUPEŁNIE NIKT, nawet nie spróbuje pomóc, jest dość niskie, prawda? *myśli intensywniej* Właściwie to 50/50%, mówię to na podstawie doświadczenia. Nie pozwól, aby Liam skończył jak taboret z sucharu! Spróbuj dać mu szczęście! Niech się nie zabije! Niech wytrzyma! Potrzebuje motywacji, bo bez niej się podda. A co może nią być? Mat? Świat? On sam? Wszystko w Twoich rękach.
„Lepsze jutro może nigdy nie nadejść, bo skoro wczoraj dzisiaj było jutrem, to dziś nie jest już jutrem tylko dzisiaj. Nie mam bladego, zielonego, żułtego, ani żadnego pojęcia, czy to ma sens, ale ja przyjąłem taką zasadę: „Nie uznawaj żadnego dnia za najlepszy, bo stracisz sens życia, nadzieję na lepsze dzisiaj”.” – Coś mi mówi, że jego motto zostanie też moim.
O, rozpisałam się.
Weny!
Nie wydaje mi się, żeby facet niezwiązany w żaden widoczny sposób ze sztuką używał słowa „malachitowy”, ale niech Ci będzie. Forma w której większość treści przekazywana jest przez pamiętnik, w którym dozwolona jest beznadziejna składnia i błędy ortograficzne, a pozostałość zawartości to dialogi z kolokwializmami, mówiąc delikatnie nie odpowiada mojemu wyczuciu. W każdym razie robisz postępy z tego co zauważyłem. GL HF.