Co do tego, że Luke jest synem Hefajstosa. Tajemnicy z tego nie robiłam, ale normalnej relacji ojciec-syn to oni też nie mieli. Chciałam to pokazać w opowiadaniu, bo to nie tylko historia o herosach i miłości męsko-męskiej. To dużo więcej, a w ten sposób chce to przekazać.
Dziękuję ślicznie za komentarze
Napisałam ostatni rozdział, ale waham się czy go wysłać. Mam wrażenie, że coś spaprałam chociaż do końca nie wiem co.
Na dole pod rozdziałem, oddzielonym całą masą gwiazdek jest kawałek nowego opowiadania. Normalnie bym wam tego nie dała, ale troszeczkę się tym jaram. Siedziałam w samochodzie bez klimatyzacji w upale, przytulona do butelki z wodą i z uśmiechem na twarzy, bo wpadł mi do głowy pomysł jak mam napisać opowiadanie o hersoce-katoliczce, o którym kiedyś wam wspominałam. I przez to mój genialny plan poszedł do lasu, bo zamiast przerwy i pisania miniaturek i innego opowiadania, będzie to.
***
Luke nie lubił składać obietnic. Najbardziej się bał, że żadnej nie uda mu się dotrzymać i zawiedzie osobę, która to na niej wymogła. Ale kiedy już coś komuś obiecał, naprawdę się starał dotrzymać danego słowa. Czasami po prostu nie był w stanie tego zrobić.
Obiecał Isaacowi, że będzie żyć.
Żył, ale jednocześnie czuł jak umierał. Z każdym kolejnym dniem, który musiał wytrzymywać na Long Island i trenować. Trenować, trenować, trenować i jeszcze raz trenować. Robił to, aby nie nigdy więcej nie zagrażać Isaacowi i innym ludziom. By nie musieć żyć ze świadomością, że zabił więcej niż pięć osób.
Obiecał Isaacowi, że nie będzie się obwiniał.
Nie potrafił. Nie potrafił zdjąć z barków winy, którą umieścił tam w chwili kiedy dowiedział się o ich śmierci. Nie potrafił znieść myśli, że tylko on przeżył. Nie zasługiwał na to wszystko. Nie zasługiwał na wybaczenie, życie i Isaaca. Czasami nie mógł spojrzeć w lustro bez świadomości, że patrzy w twarz mordercy.
Obiecał Isaacowi, że cokolwiek się stanie on sobie poradzi.
Isaac w niego wierzył. Luke tylko wie wiedział dlaczego i skąd brała się jego wiara w niego. Starszy chłopak często mówił mu, że Luke jest dzielny i silny. On sam się taki nie czuł. Siedział skulony na łóżku drżąc z przerażenia, przyciskając do siebie bluzę Isaaca i starał się nie połykać kolejnych łez. Potrzebował teraz starszego chłopaka, bo to właśnie on był jego siłą. On był jego prywatnym bohaterem, którego tak bardzo teraz potrzebował.
Obiecał Isaacowi, że jak będzie potrzebował pomocy to się do niego zwróci.
Luke nie pamiętał ile razy przychodził do chłopaka po pomoc. Nie może zliczyć momentów kiedy siedział na klatce schodowej czekając na niego, dzwoniąc do drzwi, pisząc kilkanaście wiadomości pod rząd, płakał mu do słuchawki i błagał go o drugiej w nocy by Isaac do niego mówił – cokolwiek byle słyszeć jego głos. Starszy chłopak nigdy mu nie odmówił, nie powiedział, że teraz nie może, że jest zajęty. Był zawsze dla niego dostępny. Luke nie pamięta chwili kiedy to Isaac go o cokolwiek prosił.
Obiecał Isaacowi, że będzie czerpać z życia całymi garściami.
Luke to słyszał od niego tak wiele razy. Isaac prosił go żeby otworzył się na świat, docenił jego piękno i pozwolił innym ludziom zobaczyć jaką wartościową osobą jest. Żeby przestał bać się własnego cienia i zaczął robić to na co ma ochotę. Kiedy Luke wykonał pierwszy krok – pocałowanie Isaaca – nie sądził, że może to być takie piękne.
Obiecał Isaacowie, że nigdy nie złamie żadnej obietnicy, którą mu złożył.
Wstał, otrzepał spodnie z piasku, na którym siedział od jakiś czterech godzin i skierował się do domku Hefajstosa. Musi się spakować, pożegnać z rodzeństwem, Annabeth i powiedzieć Chejronowi, że odchodzi. Nie zamierzał dłużej udawać, że nie słyszy tych wszystkich plotek na swój temat. Nowo powstałe blizny na jego rękach nie są wynikami treningów, które ma codziennie na arenie w asyście trzech osób z gaśnicą i dwójki dzieciaków z domku Posejdona. To walka jaką przegrywa codziennie z samym sobą i swoimi lękami.
Obiecał samemu sobie, że nie odsunie się od Isaaca tak jak od reszty.
Odszedł od chłopaka, któremu tyle zawdzięczał, bo chciał go chronić przed samym sobą. Tylko, że samym odejściem zrobił więcej szkód niż wywołanym pożarem. Miał zamiar to naprawić, a pierwszym krokiem do tego było odejście z Obozu i powrót na Brooklyn. Musi odnaleźć Isaaca i błagać go – choćby na kolanach – żeby dał mu jeszcze jedną szansę.
– Wracam do domu.
Annabeth przytuliła go na pożegnanie. Kiedy odsuwał delikatnie dziewczynę od siebie, widział w jej szarych oczach łzy. Starał się ją pocieszyć, bo wracał do osoby, którą kochał i w końcu będzie dobrze. Nie powinna się o niego martwić. Chejron starał się interweniować, ale kiedy zobaczył spakowany plecak i sztylety, które Luke zabrał ze sobą, tylko pokiwał z zrezygnowaniem głową. Nie umiał się pożegnać z rodzeństwem tak jak to zrobił z córką Ateny dlatego zostawił im list, w którym wszystko wyjaśnia. Luke miał nadzieję, że zrozumieją.
Schodząc z wzgórza i kierując się do żółtej taksówki, która już na niego czekała, wiedział, że zrobił dobrze. Gdzieś tam jest jego Isaac. A jedyne co Luke musi zrobić to obiecać sobie, że się nie załamie.
*************************
Czułam jego ciepły oddech na policzkach, a wzrok jakim na mnie wtedy patrzył, pamiętałam przez bardzo długi czas. Byliśmy tak cholernie blisko siebie, a jednocześnie tak daleko. Wiedziałam, że ze mną gra. Ryan patrzył na ile może się posunąć zanim powiem nie. Był tylko jeden problem – ja nie umiałam mu odmówić.
– Całowałaś się już, Melanio?
Czy te delikatne pocałunki z moim byłym chłopakiem, które dawał mi na pożegnanie można uznać za prawdziwe? Patrzyłam na usta Ryana, który siedział tak blisko mnie. Chciałam poczuć jak to jest się całować z mężczyzną. Jak to jest poczuć usta drugiej osoby, która przytrzyma cię pewnie za ramiona i nie puści cię. Jak to jest całować Ryana, który na pewno miał w tym duże doświadczenie. Jak to jest poczuć, że świat przewraca się do góry nogami, za sprawą jednej osoby.
– Tak.
Czy wtedy mnie pocałował? Nie, oczywiście, że nie. Czy tego chciałam? Jasne, że tak. Nie myślcie, że Ryan był dżentelmenem i dlatego tego wtedy nie zrobił. On był kawałem drania, bez dwóch zdań. Chodziło o Francisce Knox. O tą bezwzględną sukę – córkę Afrodyty, która zginęła dwa lata później, zabita przez cyklopy. Dziewczynę Ryana.
Wow… Jest 18:11, siedze w pokoju hotelowym i juz chcialam umierac, gdy zobaczylam na RR „Prosto w ogien” i zyciowa rnergia wrocila! Rozdzial niesamowity! Przysiegi i ich rozwiniecia! Cod, miod i bol! Uwielbiam czytac twoje prace, a najnowsze opko zapowiada sie swietnie! Juz nie moge sie doczekac! Ciezko sie pisze na telefonie, wiec sie nie rozpisze, ale wiedz, ze przeczytalam i kochalam do konca Luke’a!
PS Melania moze byc calkiem ciekawa osoba 😉
WENY!
Jeszcze trochę, a przedmowy będą dłuższe od samych opowiadań. Nikt z Was jeszcze nie wpadł na to, ze możecie uniknąć niepotrzebnych spoilerów, jeśli będziecie dawać „sprawy organizacyjne” na końcu tekstu? Dodatkowo osoby, które są sam content nie będą zmuszeni czytać niepotrzebnych rzeczy, polecam.
Co do samego opowiadania, jedyne co mi zazgrzytało, to „że jak będzie potrzebował pomocy”. Jak już to zamiast „jak” użyj „jeśli”, ponieważ jest bardziej dystyngowane, co pasuje do obietnic. Reszta bardzo ładna. Tekst do pewnego momentu posiada bardzo dobry rytm, pozostawię Tobie odkrycie tego momentu. Masz talent.
Czyli Luke wraca do Issacka! Rozdział ciekawy, zwłaszcza te obietnice i przemyślenia Luke’a do każdej z nich. Jak Ty cudownie wszystko opisujesz! To był… przedostatni rozdział, tak? No to czekam na ostatni.
To drugie opowiadanie też fajne. Ciekawią mnie postacie Francisce i Ryana, Melania nieszczególnie. Historia będzie o kim? Melanii czy Francisce? Wydaje mi się, że o tej drugiej. A czy mam rację, okaże się później 😉
Weny i inspiracji.