Cześć! Długo mnie nie było, ale tak w sumie, to nie mam na to żadnego wytłumaczenia. No może jedno: ja – leń niewydarzony.
Co u was? Łapiecie Pokemony? Dopiero po miesiącu nic nie robienia ogarnęliście, że w wakacje można spotykać się z ludźmi, tak jak ja i moje koleżanki?
A, no i ten, no… zapraszam na kolejny wielce (nie)udany rozdział z grą aktorską na poziomie ,,Dlaczego ja?”. I jeśli poprawi to komuś nastrój, to po przeczytaniu może to zobaczyć: https://www.youtube.com/watch?v=XKgQablbx2M
Niech Wena będzie z wami!
Po raz trzeci sprawdziłam zawartość plecaka.
– Jedzenie, srebrna taśma klejąca, jakieś ciuchy na zmianę, latarka, naładowane akumulatory, zapasowe akumulatory, zapasowa latarka, akumulatory, zapasowe akumulatory, jeszcze jedna para akumulatorów gdyby reszta padła… – mamrotałam pod nosem – zapasowe, za małe trampki, folia życia, zapałki… a nie to do spodni.
Tak, umiałam się dobrze spakować. Co prawda nie miałam nawet złamanej drachmy, ale stwierdziłam, że dam radę przetrwać.
Przeszukałam jeszcze kieszenie moich bojówek. ,,Zapalniczka jest, zapałki są, chusteczki są, scyzoryk jest, chusta trójkątna to nie tutaj…” – wyliczałam w myślach.
Chustę ciasno zawiązałam na prawym nadgarstku jako prowizoryczną bransoletę. Do paska spodni przypięłam miecz świetlny i sztylet. Na głowę założyłam stare gogle, takie jakie kiedyś nosili piloci, które zakryłam kowbojskim, brązowym kapeluszem. Przewiązałam przez pas bluzę, zarzuciłam plecak na jedno ramię, po czym poprawiłam na dwa.
Wychodząc omiotłam wzrokiem domek. Miałam nadzieję, że będzie mi dane w nim jeszcze pomieszkać.
***
Szłam lasem. Mimo iż wiedziałam, że byłam tam sama, czułam jakby ktoś mnie obserwował i za mną szedł.
W pewnym momencie usłyszałam jakieś kroki, czyjś oddech oraz szurnięcie materiału o materiał. Niby nie wiedziałam kto za mną stoi, a jednak znałam ten chód. Uśmiechnęłam się do siebie. Gwałtownie odwróciłam się i złapałam postać za wyciągniętą rękę, wykręciłam ją tak, by zmusić osobę do położenia się na ziemi brzuchem do dołu. Na koniec docisnęłam tego kogoś, kładąc kolano na jego plecach.
Przekręcił głowę na prawy policzek i popatrzył na mnie.
– Cześć, Nico.
– Cześć, Laura.
– Puścić cię?
– Nie poganiam.
Wstałam z chłopaka po czym odeszłam trochę na bok.
Mój przyjaciel zaczął wstawać, a ja podeszłam do niego, postawiłam stopę na jego plecach i docisnęłam do ziemi, więc znowu leżał na brzuchu.
– Hej! – zaprotestował.
– To, że ja z ciebie wstałam nie znaczy, że ty możesz wstać. – sprostowałam.
– Mogę…?
– Tak. – zdjęłam z niego nogę.
Pufnął z niezadowolenia, wstając.
Przymknęłam oczy. Pomogło mi to wyczuć inne osoby ukrywające się w lesie.
– Możecie wyjść. Wiem, że tu jesteście. – zawołałam w przestrzeń. Z ociąganiem wyłoniło się wiele znajomych osób: Percy, Annabeth, Piper, Jason, Hazel, Frank, Amy, Roma i Lay (‚s).
– Nie będę się pytać po co tu przyleźliście, tylko kto was o to prosił?
– Nikt. – odparł Jason.
– Więc po co tu przyszliście?
– Mówiłaś, że nie będziesz się o to pytać. – wciął się Lay(‚s).
– Od urodzenia taki spostrzegawczy jesteś?
– Pierwszy zapytałem.
– Pierwsza to ja zapytałam.
– Możecie przestać?- przerwała Annabeth.
– NIE! – wykrzyknęliśmy na raz.
– Jeszcze raz zapytam: po co tu przyszliście? – powtórzyłam.
– Przepowiednia mówiła o dwunastce półbogów, a Nico puścił trochę pary z ust. Spojrzałam na Syna Hadesa, którego nagle zaczęła bardzo interesować sosna, koło której stał.
– Myślałam, że ty, dziecko Ateny umiesz liczyć do dwunastu. Jest nas jedenastka.
– Leo został w Obozie, bo chciał dokończyć ,, Argo III”.
– Nie ważne. Idę sama.
– Wiesz co? To wygląda jak bunt nastolatki. – odezwał się Percy.
– Dorosły się znalazł. – prychnęłam.
– Dziecko! Nie pozwalaj sobie! – zagroził mi.
– Gadaj zdrów! – Odwróciłam się na pięcie i poszłam szybkim krokiem przed siebie.
– Poczekajcie tu chwilę, porozmawiam z nią. – powiedział Nico, po czym pobiegł za mną.
Zanim do mnie dobiegł zastrzegłam:
– Nie przekonasz mnie. Idę sama. Dla twojej wiadomości, mam dobry słuch.
– Kiedy ja właśnie z tobą idę.
Wywołałam z ziemi kamień, o który chłopak się potknął i przewrócił.
– Aktualnie to za mną leżysz. – sprecyzowałam.
Dalej już biegłam, a następnie gdy dotarłam do brzegu, usiadłam i zaczęłam płakać.
Gdy doszedł Nico, wyżaliłam mu się:
– Nie chcę być dobrą maszyną.
– Chcesz być tą złą? – zapytał po chwili.
– NIE CHCĘ być maszyną. Wy się zachowujecie jak tandetne androidy, którym zamiast dać porządny komputer pokładowy wpakowano starego peceta zamiast mózgu, a na miejsce oczu kamery z lat dziewięćdziesiątych. Program też kiczowaty. Robicie to co powie Wyrocznia. A ja nie mam zamiaru się jej słuchać. To są moje wybory, moje uczucia, moja przyszłość, moje życie. Nie wierzę w nic, prócz realizmu. Wszystko da się logicznie wyjaśnić . Jestem rozdarta między dwoma światami: ludzkim i boskim. Nie czuję się dobrze ani tu ani tu. Jestem jak Żydzi z Polski, których wychowywano jako Polaków. Nie czują się Żydami, Polakami też nie. Mogę być robotem. ALE JESTEM TYLKO CZŁOWIEKIEM. TYLKO MAŁYM CZŁOWIEKIEM, KTÓREMU KAŻĄ RATOWAĆ ŚWIAT!!! – wydarłam się, wbiegłam do wody po pas i zaczęłam ją młócić w furii wściekłości.
Nico podbiegł do mnie, przytrzymał mi ręce, a potem przytulił. Mimo to wyrywałam się. Nie chciałam, by Gaja przejęła nade mną kontrolę, gdy odczuwałam negatywne emocje. Przecież obiecała zniszczyć mojego przyjaciela.
– Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. – mówił do mnie kojącym głosem.
– Przepraszam… ja… – głos mi się załamał. Również objęłam chłopaka. – Moja matka… przyrzekła… zabić cię przy pierwszej okazji. Powiedziałam, że nie będzie jej miała, ale… boję się czego ona się podejmie, by dokonać tego co obiecała.
– Ćśśś… nic nie mów…
– Chodźmy do reszty… – szepnęłam. – Dziękuję…
Doszliśmy do pozostałych.
– A co was tak zmoczyło? – zdziwił się Percy na widok naszych mokrych spodni.
– Deszcz padał – palnęłam.
– Od pasa w dół? – Podniósł podejrzliwie jedną brew.
– A tak, żebyś wiedział – ucięłam rozmowę.
– Gdzie idziemy? – zapytała mnie Amy.
– Tam – wskazałam sosnę. Wszyscy spojrzeli na drzewo, następnie na mnie. – Chodzi mi o trochę dalsze ,,tam” niż ten przerośnięty krzak.
***
Szliśmy ulicami Nowego Jorku. Niby wszędzie były billboardy, kolorowe plakaty, a jednak wszystko było szare, nijakie.
Każdy rozmawiał z każdym, oprócz Nica. On szedł z boku. Miał opuszczoną głowę i niewyraźną minę.
– Amy, zobacz. Wyprzedaż. Psia wyprzedaż. Wypsiedaż! – żartował Lay(‚s), a dziewczyna śmiała się.
– Amy, a czym się interesujesz? Masz jakieś hobby? Jaką bronią wolisz walczyć? – atakował ją pytaniami Roma.
Dziewczyna zwolniła trochę i dołączyła do mnie.
– No proszę. Dwóch do ciebie zarywa. Masz w czym przebierać. – zauważyłam.
– Taaak… Tylko że jeden to pajac, a drugi za poważny.
– Człowiekowi zawsze źle. – stwierdziłam. Podeszłam do Nica. – Głowa do góry.
Zerknął na mnie.
– Przecież nie będzie lepiej.
– To nie znaczy, że nie możesz mieć bliskiego spotkania ze słupem oświetleniowym.
Chłopak przydzwonił w latarnię nogą i zaklął pod nosem.
– Widzę, że ,,napierdalanie piszczelem w metal challenge” możesz sobie odhaczyć.
– Tak w ogóle to gdzie nas prowadzisz? – zagadnęła mnie Annabeth.
– Do mojego domu. Muszę rozmówić się z moim nietatą. – Nietatami nazywałam wszystkich facetów, którzy mnie adoptowali. Ni swój, ni obcy. – To niedaleko. – Zerknęłam w ślepą uliczkę, którą właśnie mijaliśmy. Stała tam duża grupa ludzi okalająca bójkę jakiegoś murzyna… afroamerykanina* znęcającego się nad białym chłopakiem, którego skądś kojarzyłam. Po chwili ogarnęłam kim jest bity człowiek.
Popatrzyłam znacząco na przyjaciół, którzy także wbijali wzrok w zaułek.
– Ani mi się waż – zastrzegł Jason. – Nie dasz rady takiemu osiłkowi.
– Ja nie dam rady? Ja?! Potrzymaj mi kapelusz. – Władowałam mu w ręce nakrycie głowy i w gratisie plecak.
Grace stęknął z wysiłku, po czym mruknął:
– No dobra, może dasz radę… – Nogi się pod nim uginały – ale i tak nigdzie… HEJ!!! CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!
– Nie-e! – odparłam gnając w stronę szarpaniny.
Zapewne domyślacie się, że reszta pognała za mną.
Stanęłam między lejącymi się facetami.
– Szanowny białasie bip** stąd! – zakrzyknął czarny ,,Sebek”łamane na ,,Dres”.
– Nie. Tłucz się ze mną zamiast z nim. – Wskazałam białego.- Panienek nie biję. – zastrzegł rozrabiaka.
– Ja facetów biję. – W ułamku sekundy z bojówek wyciągnęłam mojego Jack Knife’a***, rozłożyłam go, złapałam za końcówkę ostrza i rzuciłam w serce mężczyzny. Facio odszedł w zaświaty.
Schowałam narzędzie zbrodni, a trupa odsunęłam na bok.
– Jak ja kocham grę w rzutki. – stwierdziłam lekko, a zarazem głośno. – Kto następny?
Tłum tak szybko jak się pojawił (serio, mordujesz człowieka w samotnym zaułku, a po chwili zdajesz sobie sprawę, że jesteś gwiazdą dnia dla kilkudziesięciu osób), tak samo szybko zniknął.
Otrzepałam ręce i podeszłam do białego.
– Kim jesteś? – zapytał.
– Pamiętasz „Śmietniczkę”?
Neightan, bo tak się nazywał mój znajomy, ściągnął brwi w zamyśleniu i zmarszczył czoło, na które opadały jego popielate włosy. Ubrany był w uniform z Mc’Donalda. Trochę od niego waliło tłuszczem z knajpy, w której pracował.
– Zawieszenie systemu, przegrzanie procesora, restart systemu, okno logowania, system postawiony na nowo. – określiłam procesy myślowe człowieka.
– „Śmietniczka”! – wykrzyknął uradowany dwudziestolatek i przytulił mnie.
– No nareszcie. Nie zmieniłeś się. – mruknęłam.
– Co ty tu robisz?
– Eee… w podróży jestem…
– Głodna? Głodni?
– No tak jakby… ale idę do siebie, a oni za mną.
– Zaraz… jak to ,,za”? – wtrącił się Roma.
– OK, nie ci będzie: za, przed i obok mnie. Lepiej? – zapytałam z irytacją w głosie.
– Nie o to mi chodziło…
– Tak w ogóle to kiedy się ostatnio widzieliśmy? – zapytał mój znajomy.
– Wtedy, kiedy Morze Martwe było dopiero chore.
– Ja już muszę lecieć. Dzięki za uratowanie mi skóry! – Odbiegł ulicą.
– A tak w ogóle to kto to był? – zainteresował się Roma.
– Stary kumpel, który kiedyś uratował mnie od śmierci głodowej. Przynajmniej tak się mu wydaje. Dokarmiał mnie około dwa lata temu. Idziemy. – Machnęłam na przyjaciół.
– Czy ty tam nosisz kamienie? – Jason wręczył mi moje rzeczy.
– Tak. – odparłam ze śmiertelnie poważną miną.
***
Na klatkę schodową dostaliśmy się dzięki moim kluczom.
Gdy uchyliłam drzwi od mieszkania, zawołałam:
– Cześć, nieta…to. O nie…
Na środku obryzganego krwią salonu, który widać było od progu, leżał mój martwy nieojciec…
*Zero rasizmu, żeby nie było.
**W ten sposób będę robiła cenzurę (*ekhem*) pewnych słów.
***Jack Knife – kompaktowy, składany nóż.
Yhmm… Okay… *trybiki w mózgu przetwarzają informacje*… Chyba mam… albo nie. Kojarzę zarys fabuły, ale nie dokładnie… może mi to streścisz w komentarzu? Ale wracając do rozdziału… Wreszcie wiem, co ludzie mieli na myśli, kiedy mówili, że zrobiłam z Percy’ego i Ann ciepłe kluchy… Ty zrobiłaś dokładnie to samo! Serio, nogi Jasona ugięły się od ciężaru plecaka? Nie będę się ,jednak czepiać, bo sama taki błąd zrobiłam niejeden raz. Główna bohaterka najpierw krzyczy, potem płacze, a ostatecznie idzie się bić? Dziwne… znam kogoś o podobnym usposobieniu… (czytaj: mnie) Historia może być naprawdę ciekawa. Wyłapałam tylko jeden błąd, ale nie pamiętam jaki, nie mniej jest to super wynik! Pamiętaj: PRAKTYKA CZYNI MISTRZA! Pisz i pisz, i WENY!
O kurczę! Zapomniałam napisać co u mnie! Nie, nie łapię pokemonów. Kilka dni temu wróciłam z kolonii, na której byłam z koleżankami i chyba muszę trochę od nich odpocząć. A ogólnie to spoko, jestem na fazie „sprzątania pokoju”, ale i tak więcej czasu przeznaczam na pisanie. Epilog już jest (jeszcze tylko poprawki), całkiem nowe coś też jest (wysłane 31.07, jakoś tak), tak to mniej-więcej wygląda. Weny raz jeszcze!
Okej… Więc… Nie, no nwm co napisać…
Przyjemnie się czytało. Główna bohaterka jest córką… eee… Gai? Znaczy nie jestem pewna na 100%, ale pamiętam, że kiedyś przeglądałam stare posty i było coś takiego… Jeśli moja pamięć się myli z góry przepraszam
Zgadzam się z Saide. Z niektórych postaci zrobiłaś… coś dziwnego. Nico jakiś taki…. Mało nicowaty, moim zdaniem.
Ale co tam! Całość fajna! Czekam na więcej!
A co do wakacji: nie łapię pokemonów, ale często widzę ludzi, którzy łapią. Jakoś mało czytam i nie mam weny na „Wygasnąć…”… A wszyscy znajomi wyjechali…
Laura – mistrzyni pakowania. No i genialna stylistka, chyba nikt nie ma wątpliwości, że kowbojski kapelusz pasuje do samolotowych gogli, prawda?
Uwielbiam humor Laury! ;’) I jej mądre teksty też. To o maszynach naprawdę mi się podobało…!
Swoją drogą… Dlaczego jej się ciągle nastrój zmienia? I jakim cudem potrafi zabić człowieka rzutem nożyka? Okej, #LauraPotrafi.
#BestMoments:
„– Gdzie idziemy? – zapytała mnie Amy.
– Tam – wskazałam sosnę. Wszyscy spojrzeli na drzewo, następnie na mnie. – Chodzi mi o trochę dalsze ,,tam” niż ten przerośnięty krzak.”
„– Głowa do góry.
Zerknął na mnie.
– Przecież nie będzie lepiej.
– To nie znaczy, że nie możesz mieć bliskiego spotkania ze słupem oświetleniowym.”
Neightan był dosyć… Nijaki i tak znikąd stwierdził, że już pójdzie… Ale i tak (wciąż) go shippuję z Laurą. #Neighra
Ah, no i Percy! (Chyba jako jedyny przypomina „Rickowego” bohatera, ale ciii, to Twój styl.)
I ta końcówka… Nie ma to jak Polsat i ichnia przerwa na reklamy. Pasuje zawsze i wszędzie.
Ogólnie to zabawne jak zawsze, przyjemne w czytaniu jak zawsze, a kilka zjedzonych przecinków też się doczepię, bo mogę.
[…] a nie(,) to do spodni. – Bo to wtrącenie.
Nie czuję się dobrze ani tu(,) ani tu. – Bo wymienianie.
– Nie-e! – odparłam(,) gnając w stronę szarpaniny. – Czasowniki się rozdziela.
A, no i coś Ci się z apostrofami porobiło. (Mam na myśli Lay(‚s)a.)
Słuchaj, komentowałam chyba ze dwie poprzednie części i nieco pamiętam. Jestem zmuszona powiedzieć, że niestety za wiele się nie poprawiłaś. Jest o jakieś 8% lepiej. A to już 7 część. No ale trudno, napiszę Ci wszystko po raz kolejny.
Po pierwsze: piszesz w pierwszej osobie, do diaska. Pierwsza osoba równa się przeżyciom wewnętrznym, ich opisom. Tutaj nie ma chyba żadnego. Susza na pustyni. Słońce praży, deszczu opisów nie widać. Bohaterka jest płytka jak kałuża, nie czuje praktycznie niczego, nad niczym się nie zastanawia, niczego nie krytykuje w myślach, nie snuje żadnych przypuszczeń, nie rozpacza wewnątrz własnej głowy, nie wydaje się być homo sapiens. Błagam (zdaje się, że po raz kolejny) – skoro sprawia Ci to taki problem, przeskocz z pierwszej na trzecią osobę. Twoja bohaterka nie ma jakiegokolwiek obrazu psychologicznego, jest pustą skorupą. Jest pozostałością po żółwiu. Znajdź tego żółwia! Pierwsza osoba bez opisu przeżyć wewnętrznych jest jak kebab bez warzyw i mięsa (kolejne genialne porównanie, a co!). Zjadłabyś kebab, gdyby nie miał środka i właściwie nie był kebabem? Ja nie. Siądź na jakieś dwie godziny tygodniowo i pruj te opisy, pisz, weź sobie jakiegokolwiek bohatera i po prostu twórz wnętrze jego głowy, myśli, odczucia, ten cały pakiet. Wtedy się polepszy, jasne? Bez pracy nie ma kołaczy. Jak będziesz po prostu cisnąć opko, żeby było i nie zastanawiając się nad aspektami, to wyjdzie tak, jak teraz.
Zweite: proszę, nie rób z opowiadania niemal samego dialogu. Może Cię zaskoczę, ale tak DŁUŻSZE OPISY MIĘDZY SŁOWAMI BOHATERÓW SĄ DOZWOLONE. Naprawdę ciężko się to czyta, gdy niemal całe opowiadanie jest pocięte schematem:
opis
dialog
dialog
dialog
dialog
dialog
dialog
dialog
dialog
dialog
opis
Nie rób tak, do jasnej anielki. Oczy aż bolą. Możesz opisać wygląd pojawiających się bohaterów, ich zachowanie, no cokolwiek. Możesz opisać nawet drzewo. Jeśli zrobisz to dobrze, to nawet kubek z herbatą zamienisz w coś interesującego.
Dritte: akcja, pls. Biegnie na złamanie karku. Szczególnie przy tym zamordowaniu tego Nie Wiemy Nawet Kogo i uratowaniu kolegi. Serio, poświęciłaś zabiciu kogoś jeden, króciutki akapit? Chciałaś jak najszybciej skończyć i wysłać, co? Błąd. Musisz rozwijać opisy, dialogi, wszystko. Z jajka może wykluć się złota kura. Nie zostawiaj opka jako ledwo naruszoną skorupkę, wbij się głębiej.
Wciąż czekam na poprawę.
Pewnie to nie wiele zmieni, ale ja też jestem taką emocjonalno – przeżyciową deską.
Masz rację, za mało opisów. A, i nad scenami mordu muszę popracować. Oj, tego towaru tutaj nie zabraknie…
Niemniej jednak mogę z czystym sumieniem przyrzec, że następne części wyszły lepiej.
Jedyne, co tutaj znalazłem interesującego, było w komentarzach. Dokładniej w odpowiedzi na wypowiedź Chione. Jeśli dobrze zrozumiałem, kolejne części masz już napisane i nie zamierzasz ich zmieniać bez względu na komentarze, tylko wolisz zalewać stronę bezkrytycznie wyprodukowaną papką? Oświeć mnie, jeśli jest inaczej.
Może inni dają po sobie jeździć, jak po łysej kobyle, ale nie ja. Starałam się załagodzić sytuację. Ach, Chione, zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu – piszę tak, a nie inaczej, bo na ten moment lepiej nie umiem! I jeśli Ci się nie podoba – powiedz to wprost. Następnie się ODCZEP. Przypominam – jak komuś coś nie pasi, to niech wróci na stronę główną taką magiczną strzałeczką, a potem wybierze co tam chce.
Hadesik, co do Ciebie… Jeśli interesują Cię komentarze, to zapraszam do ,,Pogaduszkowa”. -_-
Marta, wszyscy kiedyś zaczynaliśmy z pisarstwem i teraz jednym wychodzi to lepie,j innym gorzej. Sama pamiętam, że czasem naprawdę ciężko mi było, bo padały nieprzyjemne komentarze. Prawda jest taka, że robisz sporo błędów, ale większość jest do wyuczenia. Sama nie uznaję się za nie wiadomo jaką pisarkę, ale w wielu komentarzach napisano mi, że idę do przodu, że jest o wiele lepiej, niż było na początku. Jednakże, by dojść do tego, bardzo dużo pisałam. Miałam taki moment, że chciałam skończyć z pisarstwem (a przynajmniej tym czymś co chciałam tak nazywać). Czasem pisałam rozdział dwa razy, bo uznawałam pierwszy za beznadziejny. Niemniej po długim czasie stworzyłam coś, co spodobało się innym. Przestałam czytać negatywne komentarze, zamiast nich czytałam porady (często był to jeden komentarz.). Napisano, że Percy i Ann to cioty, spróbowałam to zmienić, przez chwilę się udawało, a potem znów coś się zmieniło, ale dalej próbuję. Ty też powinnaś.
Następnie pragnę prosić Cię, byś nie mówiła, że jeśli się nie podoba, to won, bo to dziecinne (za przeproszeniem). Czasem odrobina racjonalizmu jest dobre. Choine, napisała DLA Ciebie długi komentarz, zgadza się, w wielu miejscach krytykowała Cię, ale robiła to, by pomóc Ci, dojrzeć błędy, które robisz. Nie przejmuj się negatywnymi komentarzami, zauważ, że paru osobom (w tym mnie) podoba się Twój pomysł na opko, ale jak każdy, musisz się uczyć na błędach, więc bądź dzielna i przyjmij wszystko na klatę, by potem to, co potrzebne, przenieść na kartkę i stworzyć dzieło.
Długi komentarz, jak na mnie, ale mam nadzieję, że zrozumiałaś, co mam na myśli. Dla streszczenia: Nikt nie chce Ci zaszkodzić, a jedynie pomóc. By było coraz lepiej, czasem trzeba usłyszeć, że jest beznadziejnie. Powodzenia i więcej dystansu do siebie! WEENY!
Do czego to doszło, żeby pod komentarzem z, prawda, dosadnymi radami, autor kazał się odczepić komentującej. Marto, odpisałaś Chione jakby był złym wredny hejterem, co jest śmiechu warte. Rozumiem, że starasz się i jesteś zdenerwowana nawet konstrukcyjną krytyką (za którą normalnie powinnaś dziękować), ale to nie powód do unoszenia się gniewem. Chione PO RAZ kolejny wypisała Ci błędy i – jak widzę – sama była nieco zirytowana, ale, olaboga, wiesz, jakie to jest wkurzające, gdy ty komuś piszesz: Słuchaj, to i to popraw, okej?, a ta osoba nic? I znowu nic, i znowu, i znowu. Krew zalewa.
Mam ochotę napisać: beznadziejne zachowanie, ale nie wypada, bo przecież jak coś mi nie pasuje, to powinnam użyć ,magicznej strzałeczki’, prawda?
Dodam jeszcze, że samego opowiadania nie skomentuję, gdyż nie chcę, aby mi też ktoś kazał się odczepić. Brr.
Życzę więc już tylko miłego dnia i dystansu do swoich prac
PS. Och, i podpisuję się pod hadesikiem z prośbą, abyś mnie też oświeciła.
Kochana Marto, a może uargumentujesz swoje zachowanie wobec mnie tak samo sprawiedliwie, podstawnie i spokojnie, jak ja skrytykowałam Twoje opowiadanie? Nie widzę tu żadnego powodu do unoszenia się z Twojej strony, w tej sytuacji to ja mam chyba do tego większe prawo, zwłaszcza, że mnie obraziłaś.
Jak chcesz, żeby ludzie słodzili i rozpływali się nad Twoimi średniawymi pracami, zapraszam na wattpada. Może tam znajdziesz sobie podobnych. Cukier nie pomaga, wręcz przeciwnie – można się nabawić cukrzycy. Jak będziesz pisać słabo i oczekiwać, że wszyscy będą ohować i ahować, a Ci, którym się nie podoba, wystraszą się wyrażania własnej opinii, to cóż. Mylisz się.
Jak ja nie znoszę gównoburz na RR… Niestety, one chyba lubią tego bloga. Zwłaszcza w wakacje.
Marta stwierdziła, że następne części są lepsze. Ale czy to znaczy, że ich nie poprawi? Ja nigdzie czegoś takiego nie zauważyłam. Jeśli ma napisane następne części, to wciąż może w nich wszystko zmienić. Hadesiku, Twoje uwagi czasem są po prostu zbędne, a w tym przypadku jest to nadinterpretacja.
Saide, Twój komentarz bardzo (pozytywnie) mnie zaskoczył. Był naprawdę konstruktywny i pomocny. Naprawdę bardzo wiele się nauczyłaś i wydoroślałaś. Podziwiam to. (Kurczę, a to Ty jesteś starsza ode mnie… Co, przy okazji, było dla mnie szokiem :”) )
Chione. Bardzo podziwiam Ciebie jako pisarkę. Wiem, że krytykujesz, żeby pomóc innym, ale… Wybacz mi, ale nie zawsze robisz to spokojnie. Z Twoich powyższych komentarz najpierw kipiała irytacja, później nadmierny, nieszczery spokój. Carmel, Ciebie i Twoje opowiadania również lubię, zwłaszcza „Mów mi Nelly”.
Rozumiem wszystkie Wasze opinie i perspektywy widzenia. Ale wierzcie mi lub nie, przyjmowanie krytyki jest równie trudne, jak nauka pisania. To również zajmuje czas. Nie każdy lubi czytać sarkazm w komentarzach i nie każdy umie zwalczać potrzebę bronienia własnego opowiadania.
Ja już kończę, bo spóźnię się na autobus do szkoły… Pozdrowienia z Ohio!
(To taki stan na wschód od tych jezior, które na mapie wyglądają jak palma.)
Isabell, wybacz, ale komentowałam wcześniejsze części opka tej laski jakieś dwa-trzy razy, a ona albo mnie olewała, albo robiła wokół tego dramę, a gdy dostało mi się od niej w komentarzach już jakiś d r u g i raz, miałam ochotę ją zwyzywać. Spokojem mogę nazwać to, że tego nie zrobiłam. Każdy ma inną definicję. Ale według autorki, to w końcu ja jestem atakującym amstaffem, a ona cziłałą, nie? ;—) Nie należę raczej do cichych osób, które mają problem z niezbyt miłym ochrzanieniem kogoś. Od pani Marty oczekuję przeprosin, już jakieś pół roku :’)
Ja rozumiem, że potrzeba bronienia opowiadania, ale nie trzeba od razu być chamem. Dodam jeszcze, że gdyby posłuchała, to nie musiałaby go więcej bronić. Zamknięte koło. Moje rady mają to do tego, że są ostre – przecież to wiem. Ale sama nasłuchałam się tu takich tyle, iż wiem, jak dobrze pomagają. Wychowałam się na nich. Bo – eureka! – ja też pisałam kiedyś dokładnie tak, jak Ty, Marto. Sama śmieję się, czytając Córkę Ateny (1). Ale ja wyszłam poza to. A Ty wciąż stoisz w jednym miejscu. Nie zawsze byłam hejtowaną przez wszystkich nowych 16-latką, bo – omaga, ktoś ważył się zwrócić im uwagę -, siedzącą po godzinę nad jednym komentarzem. Mi też się sporo obrywało, za schematy, interpunkcję, brak emocji, suche dialogi, spójność akcji, logikę, wszystko. Pisałam dennie, ale o tym wiedziałam i zaczęłam się tu udzielać, żeby się poprawić. Arachne zrobiła ze mnie praktycznie swoje pisarskie dziecko, bo dzięki jej radom piszę tak, jak piszę. A źle to to mi nie idzie.
Korzystając z tego, że pewnie zleci się tu x osób, żeby poczytać komentarze, bo dawno nie było kłótni – 30.08, PARK SKARYSZEWSKI, WARSZAWA – 10:30. III OGÓLNOPOLSKA BITWA O SZTANDAR + HEROSOWY PIKNIK.
Zapraszamy serdecznie!
drama time #9213983789238392
Ciekawa jestem miny adminki, która za jakieś czas wejdzie tutaj albo na maila i zobaczy tyle komentarzy xdd
w końcu coś trzeba robić na studiach XD
btw, dzieciaki, byłam tu od 2011 i zaczęłam w 5 klasie podstawówki, teraz jestem na 1 roku studiów, jeśli czyta to jakieś dziecko, to ta stronka serio kiedyś była życiem, mam stąd nawet chłopaka!!!
Od 2014, byłem pierwszym, który poznał jej chłopaka!
ummm, szykuj się, bo będziemy u Ciebie spać po drodze do Energylandii XD
Ale ja śpię z Premusem
zawsze wiedziałam, że jesteś skrytogejem!
kupcie sobie stopę i kolana z Ali na deser
Tylko głowy
(WYWOŁAŁAM ŁADNĄ OKRĄGŁĄ LICZBĘ DRAM W SWOIM ŻYCIU TUTAJ, ALE BAWIŁAM SIĘ PRZEDNIO)