1. „Tajemnicze fakty”
– Sophie wstawaj! wstawaj! szybko! Jedziemy… na wakacje! – słyszałam podekscytowany głos mojej przyjaciółki Carolyn.
– Co? gdzie? – zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju gdzie palące w oczy światło słoneczne wpadało do mojego małego pokoiku. Był już poranek. Poranek wyczekiwanego przeze mnie i Carolyn dnia. Miałyśmy dziś jechać na nasze pierwsze, samodzielne wakacje. Miałyśmy zaledwie po 14 lat, a nasi rodzice nas puścili w daleką podróż. Znaczy… nie do końca chętnie się na to zgodzili, ale udało nam się ich przekonać, że to nie jest wcale tak daleko i, że będziemy dzwonić codziennie.
– Wstawaj leniu! Bo zaraz nigdzie nie pojedziemy! – widziałam, że moja przyjaciółka już wisi nade mną z miną, która mogła normalnego człowieka zabić, lecz nadal była piękna jak na co dzień. Jej oczy miały barwę karmelu, a włosy o kolorze złota były puszczone luźno. Każdy lok na jej głowie (a miała ich sporo) układał się w zgrabne fale, które dodawały jej niezmiernego uroku i podkreślały jej szczupłą bladą twarz.
– Poczekaj, muszę się jeszcze spakować, ubrać, coś zjeść. Powoli – próbowałam trochę uspokoić zniecierpliwioną dziewczynę. Ale bezskutecznie.
– Spakowałam cię już, śniadanie masz zrobione i ubranie ci już naszykowałam. Szybko! – ponaglała mnie nadal.
Co miałam zrobić? Wstałam, powlokłam się do łazienki, gdzie rzeczywiście czekały na mnie naszykowane ciuchy. Z uśmiechem podeszłam do maleńkiego radyjka, które stało na półce i włączyłam sobie muzykę. Z tego co mi wiadomo była to piąta symfonia Beethovena. Słysząc to uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i zaczęłam moją poranną toaletę.
Gdy wyszłam z łazienki Carolyn czekała pod drzwiami z moim bagażem i jakimś niewielkim pakunkiem.
– Gdzie ty idziesz? Jeszcze muszę zjeść śniadanie – oznajmiłam jej szorstko.
– Tu mam twoje śniadanie ślimaku. – zaśmiała się. – Chodź, jedziemy już. Zjesz je po drodze – tym razem spoważniała i dała mi do zrozumienia, że bardzo jej się śpieszy. Aż za bardzo.
Ale wzięłam klucze, ucałowałam mamę i wyszłam za nią. Pędziła po schodach jak szalona. Pod domem stała już podstawiona taksówka. Carolyn wpakowała nasze walizki, wcisnęła mi w ręce śniadanie i kazała wsiąść i zjeść. Tak też zrobiłam. Ona zaś podała kierowcy karteczkę z adresem, gdzie miał nas zawieźć. Spojrzał się na nią ze zdziwieniem, ale o nic nie spytał. Włączył silnik i pojechałyśmy.
W mojej głowie huczało. Nie wiedziałam sama od czego. Wtedy zaczęłam niecierpliwie się rozglądać i stałam się podenerwowana. Carolyn musiała to zauważyć, ponieważ spojrzała na mnie ze współczuciem i sama zaczęła się rozglądać po taksówce.
– Ekhm, przepraszam. Mam pytanie. Czy można włączyć radio na jakąś spokojną muzykę? – usłyszałam jej głos.
– O…oczywiście – odpowiedział zaskoczony kierowca i włączył muzykę. Leciał teraz Mozart.
Poczułam, że każda komórka mojego ciała się relaksuje. Nie wiedziałam czemu tak się dzieje, ale przypomniałam sobie, że nie pierwszy raz mam takie uczucie słysząc muzykę.
Postanowiłam się nad tym nie zastanawiać, tylko oddać się chwilom relaksu.
Gdy już byłam w pełni zrelaksowana przypomniałam sobie, że Carolyn przed wyjściem z domu było podenerwowana i teraz sobie uświadomiłam również, że podczas gdy ja się odświeżałam, ona i moja mama zawzięcie o czymś dyskutowały. Padło również wiele razy moje imię.
– Ee… Carolyn, o czym rozmawiałyście z moją mamą rano? – spytałam.
Spojrzała na mnie ze strachem i nie odpowiedziała od razu.
– O tym i o tamtym. Zresztą niedługo się dowiesz. O! Patrz, zaraz będziemy! – odpowiedziała mi chcąc zmienić temat.
Rozejrzałam się, ale widziałam tylko sam las. Zero plaży. Trochę się zdziwiłam ale pomyślałam, że pewnie zaraz się plaża pokaże.
Jednak jechaliśmy i jechaliśmy, aż w końcu taksówkarz się zatrzymał. Carolyn zapłaciła i wyszłyśmy, biorąc ze sobą bagaże. Stałyśmy przed górą, na której rosły dwie wielkie sosny, a między nimi wisiały jakieś sznurki, uplecione w niby pajęczynę. Moja towarzyszka ruszyła przed siebie pod górę, a ja byłam zupełnie niezorientowana, gdzie jesteśmy, więc pognałam za nią. Po chwili stanęłyśmy na wzgórzu, a pod nami rozciągał się widok na jakiś obóz. Nie do końca wiedziałam o co chodzi.
– Caloryn! Gdzie my jesteśmy?! – zaczęłam z pretensjami do niej.
– Spokojnie, Chodź. Zaraz ci wszystko wyjaśnię – opowiedziała zaczynając schodzić w dół.
CDN
spoko, narezcie cos dodano! pierwsza
mysle ze carolyn to corka afrodyty ale skad ten entuzjazm?
Fajne opowiadanie
P.S. Jestem pierwsza od końca. 😉
fajne opowiadanko
fajne, a szczególnie dlatego, że nie wiadomo kto jest jej boskim rodzicem 😉
super 😉
Świetne. 😉
Fajne
Genialne!!
Ja myśle że Apollo bo wkońcu muzyka
zgadzam się z Ateną
fajnee!! Podoba mi się że nadałaś twojemu opowiadaniu taki klimat… jakbyś się spieszyła^^
Sophie to córka Apolla. Bez dwóch zdań 😀
ciekawe