Chyba odnalazłam wenę Wiem, że nie dałam dużo czasu między tym, a dwunastym rozdziałem, ale mam nadzieję, że nadążacie. Siedlak: proszę nie mścij się na mnie! To taki jednorazowy wybryk! POSTARAM się tu już nikogo nie zabić… Clarisse13: po prostu dzięki. Lubbkock: Nie wiem, jak wyszło z tą śmiercią… Tak o. Snakix: szkoda, że nie podzielasz zdania innych, co do świetności tego rozdziału. Też oglądałam HP! Cóż, może rzeczywiście odzywki Lil nie były… Hmm… Wystarczające? Chyba o to Ci chodziło. Mam nadzieję, że w końcu zachwycę Cię którymś rozdziałem.
Tak więc: DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA KOMENTARZ! W tym rozdziale Percy będzie bardzo… inny? Chyba tak to nazwę. Ale proszę zrozumcie, Ann była dla niego całym światem, a co do zachowania Lil to tak być musi. Już niedługo wszystko się wyjaśni. Miłego czytania! (nadal czekam na Wasze pytania)
Saide
13
Siedzę oparta o zimną skałę. Nie płaczę. Dlaczego? Bo wiem, że jeśli ja okażę słabość, to Percy się już nie opanuje. Patrzę na niego. Obserwuję każdy jego ruch. Wiem co czuje, a jednak nie wiem co powiedzieć. Właśnie widział, jak umiera jego ukochana. Widział krew, słyszał wystrzał. Wiem, że te dwie rzeczy będą go prześladować. Siedzi w kącie, w przeciwległym rogu pomieszczenia. Annabeth nie żyje. Czy na pewno? Analizuję jeszcze raz tamtą chwilę. Czy to możliwe, że serce zostało nie na ruszone, a kula minęła tętnice? Nawet jeśli, to nie słyszałam dźwięku metalu, spadającego na posadzkę. Pocisk pozostał w dziewczynie. To wszystko moja wina.
„Jesteś nikim!”
Chyba pierwszy raz zgadzam się z tym głosem.
„Jesteś sama!”
Nikt nie musi mi tego mówić.
„Było umrzeć!”
Wszyscy chcą mojej śmierci, a ja się nadal przed tym bronię.
„Jesteś porażką!”
Nie trzeba mi przypominać.
„Twoje życie jest nic niewarte!”
Nieprawda. Thomas jest coś wart, Diana i Max też byli.
„Nigdy nie zaznałaś i nie zaznasz szczęścia!”
Moim szczęściem jest moja rodzina, a ona zawsze będzie ze mną.
Uświadamiam to sobie tak nagle, że nawet nie wiem skąd taka myśl. Odcinam się od głosu kłamcy. Patrzę na chłopaka. Muszę wierzyć. Dla niego, dla Thomasa, dla Maxa, dla Diany, dla Billa, dla Sama, dla Sally, dla Annabeth. Jeśli oni potrafili choć przez chwilę we mnie wierzyć, to i ja uwierzę.
Percy bezgłośnie porusza ustami. Kiwa głową w przód i w tył. Powieki ma zamknięte. Może modli się do bogów, może wspomina Annabeth, a może robi coś zupełnie innego.
Nagle drzwi celi się otwierają. Stoi w nich Tod. Patrzę mu w oczy. Choć są skryte w ciemności, i choć są tak daleko, widzę ich chłód. Chłopak opiera się o framugę. Wie, że nie dobiegnę do niego wystarczająco szybko, by zaatakować. Wiem to i ja. Toteż dalej siedzę i wpatruję się w niego. W jego postawę, jego ruchy, jego mimikę twarzy. Jest pewny siebie, ale jednocześnie skupiony. Twarz ma poważną, ale stoi w sposób bardzo niedbały. Nie opuszczam wzroku. Niech wie, że jego śmierć to tylko kwestia czasu. Tod ruszył głową na znak, bym poszła razem z nim. Powinnam? Powoli wstałam. Stanęłam prosto , z wysoko uniesioną głową. Niech nie myśli, że mnie złamał. Percy, chyba nie zauważył, że wychodzę. Póki co jest w swoim świecie, pewnie obok Annabeth.
Szłam za Todem pięć metrów. Powoli zmniejszałam odległość między nami. Gdyby udało mi się podejść wystarczająco blisko, mogłabym chwycić go za szyję, uwięzić jego tchawicę między moim ramieniem i przedramieniem, gdybym wytrzymała dość długo, udusiłabym go. Zapłaciłby za to co zrobił Ann.
-Wiem o czym myślisz.- powiedział nagle, nie odwracając się.- Szkolono nas w bardzo podobny sposób.
Nie odpowiedziałam. Dalej szłam, stawiając cicho stopy, by nie usłyszał, jak się zbliżam. Szliśmy w przeciwną stronę niż wcześniej. Panuje dookoła straszna suchość. To zabezpieczenie przede mną i Percym. Nie mamy skąd czerpać wody. Skręcamy w prawo.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział Tod.
Spojrzałam nad jego ramieniem. Zobaczyłam stalowe kraty, a za nimi ciemność. W mroku dostrzegłam czyjąś sylwetkę. Na tę jedną chwilę stanęło mi serce. Widziałam poobijane ciało, sine i zakrwawione, bladą i opuchniętą twarz. Widziałam Thomasa. Bałam się zrobić choć jeden krok. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa delikatnie się unosi, widziałam ile siły wymaga od niego jeden, płytki, chrapliwy wdech. Leżał rozłożony na wznak.
-Od wczoraj śpi.- powiedział chłopak obok mnie i zacmokał z dezaprobatą.
Jak on śmie nazywać to snem. Thomas od wczoraj walczy o każdy oddech, od wczoraj regeneruje siły, od wczoraj umiera.
-Nie chodziło nam o niego, tylko o ciebie, więc dostałem go.- Wzruszył ramionami.
Mówi jak o zabawce, jak o rzeczy. Boli mnie samo patrzenie na niego.
-Możesz pomóc mu i tamtemu chłopakowi, z którym siedziałaś, tylko przestań się opierać.
Czy mogłam powiedzieć coś innego niż:
-Zgoda. Ale oddaj im ciało blondynki i mój strój.- zażądałam.
-Jeszcze śmiesz stawiać warunki?- spytał agresywnie, ale musiał coś zobaczyć lub usłyszeć, bo skinął głową.- Oczywiście.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Wróciłam do celi. Ledwo przekroczyłam próg, gdy zatrzasnęły się za mną drzwi. Dopiero wtedy odetchnęłam głęboko. Zacisnęłam ręce w pięści, by powstrzymać ich drżenie. Spojrzałam na Percy’ego. Ma mokre policzki. Tyłem głowy uderza o ścianę. Jego usta układają się w dwa proste wyrazy: „Proszę” i „Wystarczy”. Nie mówi nic więcej. Patrzę na niego i czuję rozsadzające mnie poczucie winy. Dlaczego ich wciągnęłam. Jak mogłam być tak lekkomyślna. Przynajmniej teraz zrobiłam coś dobrze. On i Thomas będą wolni, to się liczy. Podchodzę do bliźniaka u kładę mu rękę na ramieniu. Ten prosty gest pomoże mu. Powinnam się uśmiechnąć i powiedzieć, że wszystko się ułoży albo złożyć mu moje kondolencje, a oczy mieć mokre od łez. Nie robię, jednak nic więcej. Siadam naprzeciwko niego. Czekam.
Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. W pewnym momencie drzwi celi otworzyły się i ktoś wrzucił mój kombinezon. Przebrałam się. Chciałabym przejąć ból Percy’ego.
-Zamknij się…- szepce chłopak, choć oboje przed chwilą milczeliśmy.- NA HADESA, ZAMKNIJ SIĘ!- krzyknął nagle i zaczął jeszcze mocniej uderzać głową o ścianę.
Chwyciłam go za głowę. Z jego morskich oczu ciekły strumieniami łzy.
-Przepraszam Percy!- powiedziałam cicho.- Pomogę ci wyciszyć ten głos.
Serce mi bije nienaturalnie wolno. Nie jestem w stanie mówić głośniej, niż szeptem. Czoło moje i chłopaka stykają się. To ja skazałam go na głos. To przeze mnie będzie zmagał się z okrutnymi myślami. To moja wina! Jak mogłam nie zauważyć?
-Percy, co mówi głos?- spytałam spokojnie.
-Jestem słaby, jestem nikim, jestem…- głos uwiązł mu w gardle, a z oczu popłynęły kolejne łzy.
-Percy? Percy, posłuchaj. Nie wiem, co czujesz, ale wiem, że cierpisz. Nauczę cię radzić sobie z tym .- powiedziałam.- Czy Annabeth cię kochała? Czy Annabeth kochała bohatera, herosa, który ocalił świat? Czy Annabeth kochała syna Posejdona, który oddałby życie w słusznej sprawie?- pytam podnosząc coraz bardziej głos .- Percy, ona zawsze będzie cię kochać, bo ona jest tu.- Przykładam rękę do piersi chłopaka.- Tu, w twoim sercu.
-Nie pomogłem jej…- szepce.
-Ja mojemu bratu też nie. Wiesz, że mieliśmy tę samą grupę krwi. Mogłam go uratować, ale byłam więziona.- powiedziałam, patrząc w jego oczy, moje oczy.- Wiesz co, jednak było najgorsze?- pytam, jakby samą siebie.- Nigdy nie zobaczyłam jego ciała, nigdy mu nie podziękowałam, nigdy go nie przeprosiłam, ale, ty możesz… Bo masz siłę, by walczyć o nią, bo masz odwagę, by ją kochać, bo masz wiarę w nią, bo ją kochasz. Dostaniesz ciało Annabeth. Tommy, ty i wszyscy inni herosi, pochowają godnie Ann.- mówiłam prosto z serca, nie zawahałam się przy żadnym wyrazie.- Ona kochała cię za siłę, więc bądź silny!
-Dziękuję…- powiedział drżącym głosem.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Percy, to ja dziękuję. Dzięki tobie i Ann uwierzyłam, że na świecie są ludzie, dla których warto walczyć, którzy również walczą.
Nie odwdzięczył się uśmiechem, nie liczyłam na to. Mam nadzieję, że choć odrobinę mu pomogłam.
Nie umiem pisać komentarzy. Chyba się powtarzam.
Świetny rozdział. Nienawidzę Toda >.<
Biedny Percy :c
Weny 😀
Zabić Toda! Zabić Toda! Zabić Toda!
*Clarisse13 rzuca oszczepem, włócznią, mieczem, sztyletem, strzałą i granatem w Toda. Tod umiera. I dobrze*
BUHAHAHAHA
Tak, takie zakończenie byłoby idealne. Chociaż wiem, że Ty wymyślisz lepsze
Weny i szybko pisz następny rozdział!
Za późno. Właśnie napisałam kontynuację rzezi. Twoje serce umrze, tak samo jak moje.
Ból Percy’ego jest genialny. Nie wiem czemu, ale kocham patrzeć i czytać jak cierpi syn Posejdona. Sadystka…
Weny i czekam.