Hej! Oto sen Lil! Mam nadzieję, że się spodoba. Starałam się oddać wszystko, jak najlepiej. Dziękuję:
a) Siedlak- za przeczytanie! Mam nadzieję, że następne części też będziesz chętnie czytać.
b)Snakix- bardzo się cieszę, że udało mi się stworzyć Lilę, która nie jest tak idealna.
c) Lubbock- za to, że po prostu przeczytałaś i skomentowałaś.
d) Quickdroo- za długi (mimo, że późny) komentarz. Nigdzie nie pisałam, że opiekunami musi być kobieta i mężczyzna. A poza tym to Paul mógł udawać, że nic nie wie.
Po podziękowaniach pragnę wyjaśnić pewną kwestię, a mianowicie moment z ” Dwa razy w ciągu tygodnia? Chyba tygodnia.” Tak więc: jestem leniwa i nie chciało mi się wracać do poprzednich rozdziałów, by sprawdzić, ile czasu minęło od wyjścia Lil z Bazy, a ponieważ nie chciałam walnąć gafy, wrzuciłam tu „chyba”. A więc oto cały sekret.
Do tego w tym rozdziale znajduje się piosenka. Oto link, jakby ktoś chciał zobaczyć tłumaczenie lub jej posłuchać:
http://www.tekstowo.pl/piosenka,daughtry,i_ll_fight.html
A teraz zapraszam do czytania!
Saide
8
Widzę korytarz. Długi, ciemny, zakończony wielkimi drzwiami. Idę prosto w nie. Sceneria się zmienia. Czuję krew, lejącą się z mojego brzucha. Patrzę na moje ręce trzymające sztylet, tkwiący w moim ciele. Dostrzegam szczegół, którego wcześniej nie widziałam. Mam czarne loki, które otaczają moją twarz. Kolejny sen. Jest ciemno. Otacza mnie nicość. Nie rozumiem o co chodzi. Przymykam powieki. Biorę głęboki wdech. Uspokajam serce. Nagle do moich uszu dociera cichy dźwięk. Pikanie. Odwracam się. Widzę łóżko szpitalne. Widzę zieloną pościel. Metalowe poręcze. Obok posłania stoi dziwna maszyneria. Nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że to EKG. Podchodzę do łóżka. Każdy krok to ogromny wysiłek. Czuję się jakbym miała nogi ze stali. Mam wrażenie, że ktoś nie chce, abym zobaczyła chorego. Z determinacją ciągnę nogę za nogą. W końcu dochodzę. Zajęło mi to całą wieczność. Nagle moje ciało odmawia mi posłuszeństwa całkowicie. Nie mogę się ruszyć. Największą siłą woli odwracam głowę. To co widzę, będzie mnie prześladować do końca życia. Widzę chłopca. Nie ma włosów. Jest blady. Wygląda, jakby już był martwy. Widzę malutkie kropelki potu, spływające po jego skroniach. Nie, to nie pot. To łzy. Z zaciśniętych powiek, wypływają łzy. Chcę je wytrzeć. Nagle słyszę bicie zegara. Nie wiem skąd dochodzi. Na twarzy chłopca pojawia się uśmiech. A ja czuję się tak, jakbym zdradziła. Jak mogłam go nie poznać? Przecież to mój brat. Mój Max. Kiedy dzwonienie ustaje, zdaję sobie sprawę, że maszyna wydaje jedno przeciągłe „pip”. Max umarł. Jego serce już nie bije. Czuję łzy lecące mi po policzkach. Chcę go dotknąć. Ostatni raz. Nadal nie mogę się poruszyć. Nagle łóżko zaczyna się zapadać. Ja stoję, a Max spada. Chcę go ratować. Nie ważne, że jest martwy. Nie chcę, by mnie zostawiał. Krzyczę. Krzyczę głośno jego imię. Chcę być razem z nim. Chcę, by mnie przytulił. Chcę, by ostatni raz mi zaśpiewał. Chcę spędzić z nim jeszcze jedną chwilę. Chcę skoczyć do niego. Chcę umrzeć razem z nim. Nie mam siły już krzyczeć. Nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Zostaje mi tylko płakać. Stać i płakać. Nie pomogłam mu. On tak bardzo cierpiał. Nic nie mogłam zrobić. Nic.
„Jesteś słaba!”
Wiem.
„Powinnaś była umrzeć!”
Wiem.
„Wszystkich zawiodłaś!”
Wiem.
„Jesteś sama, całkiem sama!”
Wiem.
„Pozwoliłaś mu umrzeć!”
-Max…
-Lila?- ten głos był inny. Był spokojny i przyjazny.- Lila, obudź się! To tylko sen.
Gwałtownie usiadłam. Czułam sklejone potem włosy. Czułam mokre od łez policzki. Co za skandal. Jak mogłam oddać się snom. Co za wstyd.
-Przepraszam- powiedziałam do Annabeth, a może do Max’a?
-Co ci się śniło?- spytała blondynka.- Może mogę pomóc. Bądź co bądź, jesteśmy drużyną.
Nie wiem czemu to zrobiłam. Nigdy nie miałam potrzeby żalić się nikomu, a jeśli już to tylko rodzinie. Nie powinnam obarczać innych moimi problemami. Przecież po to mnie szkolono. Bym nie miała żadnych uczuć. By nic mnie nie rozpraszało. Bym była silna. Jeszcze tydzień temu nawet, bym się nie zastanawiała, od razu odmówiłabym. Ale teraz:
-Kilka lat temu zostałam uwięziona.- zaczęłam. Starałam się panować nad głosem, szło nieźle.- Kiedy wróciłam do domu, powiedziano mi, że Max i Diana pojechali na misję. Nie było to nic dziwnego. Z tym przekonaniem żyłam rok. Wtedy powiedziano mi, że moja najlepsza przyjaciółka nie żyje. To był szok. Żeby o tym nie myśleć, trenowałam całymi dniami. Prawie nic nie jadłam. Prawie wcale nie spałam. Trenowałam. Chciałam wyrzucić z siebie złość. Pogodziłam się ze stratą dopiero dzięki Thomasowi. Nie cały rok później dowiedziałam się, że Max umarł.- głos mi zadrżał.- On i Diana zostali zabici przez chorobę. Zginęli, kiedy byłam więziona.- mój wzrok stał się rozmazany przez łzy.- Byli chorzy, a mnie przy nich nie było. Nie było mnie, gdy walczyli. Nie było mnie, gdy polegli…- głos mi się załamał. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
-Lila, to nie była twoja wina.- powiedziała spokojnie.- Oni nie chcieliby, abyś przez nich płakała.
-Powinnam była się domyślić. Max postanowił zmienić się w szukacza, by kiedy ja będę na misjach, chodzić na terapie, zabiegi, a jednocześnie po to, by mnie nie zostawiać.- szeptałam do własnych dłoni, bo nie mogłam spojrzeć w oczy Ann.
-Posłuchaj. Nie wiem co ja bym zrobiła, gdyby Percy umarł.- powiedziała. Spojrzała smutno stronę chłopaka, który mruknął coś niezrozumiałego przez sen.- Ale nie możesz niszczyć siebie. Co cenili w tobie najbardziej?- zapytała znienacka.
-Diana mówiła, że noszę na barkach więcej niż Atlas.- uśmiechnęłam się przelotnie.- Wiedziałyśmy co to znaczy nosić niebo, a ona mimo to stwierdziła, że problemy są cięższe.- Annabeth z uśmiechem pokiwała głową. W końcu ona też trzymała nieboskłon.
-Widzisz? Skoro oni kochali cię za siłę, nie możesz teraz ich zawieść. Nie możesz zawieść Thomasa.- uśmiechnęła się ciepło. Rozumiem czemu Percy ją kocha. Czemu jest tak wielkim herosem.- Poza tym masz nas.
Uśmiechnęłam się. Miała rację. Thomas mnie potrzebuje. A ja muszę robić to, co robię od zawsze. To w czym jestem najlepsza. Muszę walczyć. Thomas zaśpiewał mi kiedyś:
I wanna see you run
Anywhere you want
Never let the darkness hold you back
No fear of getting lost
I wanna see you fly
Way beyond the sun
Anything you’re ever gonna dream
I pray that it will come
But if you ever fall down straight to the bottom
And you can’t get back where you started
Any place any time
You gotta know for you I’ll fight
(Ooh ooh, ooh ooh)
Where you wanna go
I’d love to take you there
Wish that I could make the road easy
I wish that life was fair
Don’t wanna see you cry
Even when it rains
And I hope you don’t forget this
You were born for better things
But if you ever fall down straight to the bottom
And you can’t get back where you started
With no strength to stand
Gonna reach for your hand
When the going gets rough
Right when it’s hurting I will be there
To help any burden
Any place any time
You gotta know for you I’ll fight
(Ooh ooh, ooh ooh)
Any place any time you
Gotta know for you I’ll fight
Anywhere you go
Your gonna find me
No matter what you need
If you ever fall down and you can’t get back
If you lose your strength to stand
If you ever fall down straight to the bottom
And you can’t get back where you started
With no strength to stand I’m gonna reach for your hand
When the going gets rough right when it’s hurting
I will be there to help any burden
Any place any time
You gotta know for you I’ll fight
(Ooh ooh, ooh ooh)
Any place any time
You gotta know for you I’ll fight
Zaśpiewał mi to gdy byliśmy na dachu. Ja płakałam. Opłakiwałam moją rodziną. Thomas delikatnie kołysał mnie. Obejmował mnie i szeptem śpiewał do ucha. Nigdy nie zapomnę tej chwili.
miał być tylko sen, ale chcę nachapać się jak najwięcej opowiadań, bo niedługo wyjeżdżam na dwa tygodnie i nie będę mogła tak aktywnie działać na blogu jak dotychczas.
Kiedy Annabeth wspomniała o Percym to czekałam aż odpiszesz to jak się ślini, ale trudno. Dam to w swoim opku.
Jak już mówiłam, czekam na więcej i muzy!
O nie ucieło mi komentarz Dobra, około 20 napisze cały.
To co zwykle – jestem zadowolony z tego tekstu, ale niezadowolony z jego długości. Są stanowczo za krótkie! 😀 Czuję jakbym czytał to wszystko w ciągu minuty 😀
Oczywiście chodzi mi tylko o to że szybko mi się czyta. Nie zmuszam cię do pisania dłuższych tekstów, bo ty dodajesz je w miarę często 😀
Weny! 😀
PS. Jestem chłopakiem xD
O bogowie! Lubbock przepraszam jeśli cię nazwałam „ona”! Bardzo mi przykro! Nie wiem jak do tego doszło! Niestety, ale najbliższe rozdziały nie będą należały do najdłuższych… I tu nasuwa się pytanie: jeden z rozdziałów ma niecałe pół strony… wysłać w takiej długości czy połączyć z następnymj?
Ugh, telefon. Miał być fajny komentarz, a wyszli to ci widać powyżej -,- No trudno to trzeba zacząć od początku, mam nadzieję, że niczego nie pominę.
Oczywiście, że czytam dalej, duh. Grzechem byłoby tego nie zrobić. Historia Lil jest bardzo interesująca, szczególnie jej przeszłość. Thomas niezbyt mnie interesuje, meh. W tym rozdziale zaczęłam w miarę ogarniać chronologię, więc jaram się tym jak małe dziecko.
Nieźle przedstawiłaś uczucia Lil. Naprawdę przeżywała śmierć Maxa i Diany. No a to, że zobaczyła swojego brata przed jego śmiercią- o zgrozo! Gdybym ja ujrzała swojego brata w takim stanie załamałabym się. Masakra.
Genialna piosenka. W sensie tekst. Ale nie nagrodzę za nią Thomasa bo go nie lubię. Sorry. A tak poważnie, to po prostu jest dla mnie strasznie nijaki. Bo głównym celem naszej protagonistki jest uwolnienie swojego boya, ale my, jako czytelnicy, nawet nie zdążyliśmy się do niego przywiązać. A przynajmniej ja. Ale ja to ja i mnie nie powinno się słuchać.
Jak Lila wspomniała o losach to od razu skojarzyła mi się z Laną z pamiętników heroski. Przypadek?
No i to chyba wszystko. W tym wcześniejszym wycieku pisałam o za krótkiej długości tekstu, bo chcę więcej i kwiatów percabeth. No i muzy mają cie w opiece.
Ta piosenka mogłaby być melodią przewodnią całego opowiadania
Nie masz za co dziękować, ale i tak miło to przeczytać.
To my się tutaj zastawialiśmy o co chodzi z tym tym tygodniem, a tu taka niespodzianka xd Jak to czytałam to w głowie całkowicie inaczej to brzmiało. Inny wydźwięk jednego słowa i robi się małe zamieszanie.
Odnośnie tego co napisałaś w komentarzu…. Wolałabym rozdział trochę dłuższy niż pół strony (mówi to ta, która wysyła rozdziały zajmujące jedną stronę, ale ciiii)
Dobra, a co do samej treści rozdziału.
Oglądałam wczoraj Papuszę (tak to jest odnoście rozdziału) i jeszcze do tej pory przetrawiam ten film. Nie wiem czy oglądałaś, ale chyba nie zdradzę w tej sposób fabuły jeśli powiem (napiszę), że chronologia w tym filmie była tak zaburzona, że się zgubiłam w którymś momencie. U ciebie ta chronologia w połączeniu z główną akcję,w której trwają bohaterowie jest podobna do Papuszy. I przyznaję się, że ogarnę to opowiadanie jak przeczytam Epilog. Naprawdę.
Nie wiem czy to co napisałam na sens, ale liczę, że tak.
Podoba mi się scena i jej ogólny sens, pomiędzy Ann i Lili. Dziewczyny są naprawdę mądre, ale jednocześnie przeszły przez tyle misji, że mają prawo się załamać. I gdybyś zrobiła z nich dwudziestoparoletnie heroski, które wszelkie niebezpieczne misje mają za sobą, nie byłoby takiego problemu. Nie mam pojęcia jak to odbierzesz, ale chodzi mi o to, że bohaterowie twojego opowiadania (jak i wielu książek) są nad wyraz doświadczeniu i dojrzali niż swój wiek.
Jestem ciekawa jak by został odebrany bohater, który ma trzydziestkę na karku (Batman odpada) i gównianą świadomość tego co się dzieje na świecie. Mhmhm…..
Pozdrawiam