Kolejna część mojego opowiadania. Ten rozdział napisałam dawno, ale nie mogłam się przemóc do przeniesienia go z papieru na formę cyfrową. Chyba troche za długie, ale taki rozdział wprowadzający musiał się pojawić. W następnych powinno być więcej akcji. Zapraszam do czytania!
Kto by się spodziewał. W środku lasu NIE było kwiaciarni. No kto by pomyślał. Naprawdę, to niedorzeczne.
A tak poważnie- nie wiem co sobie myślałam zadając to pytanie. Skąd miałaby się tu wziąć kwiaciarnia? Gdy tylko wypowiedziałam tamto głupie zdanie, Rachel spojrzała na mnie, jakbym uderzyła w coś głową. Pewnie zastanawiała się, czy to dobrze, że złapała mnie, jak leciałam na ziemię. Może gdybym spadła na posadzkę, kilka przekładni przestawiło by się na dobre miejsce. A tak, no cóż, szkoda.
Po tym jak odzyskałam przytomność, rudowłosa pomogła mi wstać, a ja opowiedziałam jej mój sen. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Wydawało mi się, że nie jest dla niej nowością, słuchanie o dziwnych snach. Zastanawiało mnie, kim ona właściwie jest. Skąd wiedziała o tym źródełku i nimfach? Nie wydaje mi się, żeby młodzi ludzie w tych czasach interesowali się starożytnymi wierzeniami. Coś musiało być na rzeczy. Ale w tym momencie nie chciałam zaprzątać sobie tym głowy. Odłożyłam te pytania na inny czas. Na razie byłam jeszcze trochę oszołomiona po tym całym odlocie. Jeśli dobrze rozumiałam, moje skryte pragnienia zostały ujawnione na filmie. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na szare postacie pokazane po moje rodzinie. Wyglądały jak nieodblokowanepostacie w jakiejś grze. Szczerze, spodziewałam się, że zobaczę mamę i Alexa, jakoś to przeczuwałam. Od momentu przebudzenia w chatce, cały czas, gdzieś tam w głowie rozmyślałam o rodzinie. Ale te postacie? O co chodzi? Mówiąc o tym Rachel, miałam nadzieję, że wytłumaczy mi, kim mogą być te osoby, ale ona, niestety ponownie, nie znała odpowiedzi. Ehhhh. Trudno. Życie jest pełne zagadek. W szczególności to moje.
Po wstępnym ogarnięciu się, zdałam sobie sprawę, że nie wiem co robić dalej. Wypiłam wodę że źródełka, przespałam się, zadałam głupie pytanie, ale co dalej? Mam nadzieję, że się domyślacie. Oczywiście spytałam Rachel.
-Dzięki. Dobra, to gdzie teraz? W sensie wiesz jak wydostać się z tego lasu? Chciałabym wrócić do domu. Myślę, że mama może się martwić.
Rachel pokręciła zaprzeczająco głową.
-Bardzo bym chciała, żebyś wróciła do domu, ale obawiam się, że to na razie niemożliwe. Musze zaprowadzić cię do obozu. Tam będą wiedzieć co robić.
-Jaki obóz? O co w tym wszystkim chodzi?
-Spokojnie. Obóz Herosów to najlepsze miejsce dla takich jak wy. Spodoba ci się.
-Dla takich jak my?
-Później ci wyjaśnię. A teraz chodź.
Niechętnie ruszyłam za dziewczyną. Jak wcześniej mówiłam, ufałam jej, ale to był instynkt. Rozum podpowiadał mi ucieczkę. Nie wiem, czy Rachel zdołałaby mnie dogonić, ale nie chciałam próbować. Poszłam za ni8ą w zarośla, które magicznie rozstępowały się przed nią.
Godzinę później dotarłyśmy do wyjścia z lasu. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, była ścianka wspinaczkowa. Spływało po niej coś czerwonego, a powietrze nad nią drgało. Spytałam się co to za płyn. Ona, najzwyklejszym tonem, odparła, że to lawa. Nie odezwałam się więcej. Za ścianką stały niskie budynki. Jeden to chyba była stadnina, bo słyszałam dochodzące stamtąd rżenie koni. Dalej stały dwie małe szopy, łazienki. Po drugiej stronie było morze i jezioro. Znajdowało się tam także pole do siatkówki, plantacja truskawek oraz placyk otoczony białymi filarami. Dalej stał czteropiętrowy, niebieski dom. Wszystko to znajdowało sie w dolinie, a na najwyższym wzgórzu, bezpośrednio za wielkim budynkiem, stała sosna, wokół której owijało się coś złotego. Mimo, że byłam ciekawa co to jest, nie odezwałam się. Najlepsze zostawiłam na koniec. W centrum doliny znajdowało się dwadzieścia domków. Każdy był inny. Od czarnego, zbudowanego z obsydianu, przez różowy, do brązowego, kojarzący się ze steampunkiem. Niektóre były małe i niskie, inne wysokie i długie. Za nielicznymi stały stalowe szopy. Domy ustawione były w kręgu, a w środku można było zobaczyć pole do koszykówki i coś co przypominało amfiteatr, ale zamiast sceny, znajdowało się tam ognisko. Po całym tym miejscu latało pełno dzieciaków. Najmłodszy mógł mieć z osiem lat, a najstarszy około dziewiętnaście. Nad nami, na niebie latało kilka kształtów, trochę za duże jak na ptaki. Z plaży wychodziło w morze molo, a na nim bawiło się kilka dziewczyn w niebieskich sukienkach. Wyglądały bardzo znajomo, ale nie mogłam ich z nikim skojarzyć. Miejsce to tętniło życiem. Był środek dnia, więc każdy miał co robić. Prawie nikt nie zauważył mojego przybycia. Dopiero kiedy usłyszałam śmiech Rachel, zdałam sobie sprawę, że miałam otwarte usta. To prawda, to miejsce zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Zarumieniłam sie i próbując odwrócić uwagę od mojej kolejnej kompromitacji, odezwałam się:
-Zapomnij o tym. Powiedz mi lepiej, gdzie teraz.
Celem naszej małej wędrówki był ten wielki dom zwany, uwaga, Wielkim Domem. Przechodząc zobaczyłam jeszcze kilka atrakcji jakie oferowało to miejsce. Widziałam arenę, gdzie nastolatki walczyły na miecze, tarcze ze strzałami i dzieciaki z łukami oraz wielką bieżnię, ale trochę za szeroką na biegu. Zastanawiając się nad tym, nie zauważyłam, że dotarłyśmy do budynku. Wchodząc na werandę zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku na wózku inwalidzkim. Zrobiło mi się trochę smutno. Wszyscy w tym obozie biegali, bawili się, a on był przykuty do siedzenia. Jednak na jego twarzy gościł uśmiech. Kiedy podeszłyśmy bliżej, zobaczył nas i uśmiechnął się jeszcze bardziej.
-Chejronie, to jest Amber. Spotkałam ją w Lesie przy źródle nimf.
Twarz mężczyzny spoważniała, ale tylko na chwilę. Po tym znowu spojrzał na mnie przyjaźnie.
-Witaj Amber. Nazywam się Chejron, jestem nauczycielem w tym miejscu. Mam nadzieję, że spodoba ci się w Obozie Herosów!
I znowu ta nazwa- Obóz Herosów. Do tego słowa Rachel- ,,Miejsce dla takich jak wy.” Co ja jestem? Chomik? Zdarzyło się dzisiaj wiele dziwnych rzeczy, których nie rozumiałam i zaczynało mnie to wkurzać.
_O co chodzi z tymi herosami?! Czy ktoś łaskawie mi to wytłumaczy?!
Chejron wyglądał na nieco zakłopotanego.
-Rachel, nic nie wyjaśniłaś? No dobrze, to w końcu moja robota.
I wytłumaczył wszystko. Prawie. Bo w to co usłyszałam nie do końca mogłam uwierzyć. Żyjemy w świecie bogów greckich, wszystkich tych Zeusów, Posejdonów i innych Hadesów. A co było najśmieszniejsze? Że podobno miałam być córką jednego z nich.
-A skąd macie pewność, że jestem tym półbogiem? Robiliście jakieś testy czy macie przy sobie skanery?- spytałam wyzywająco.
-Nie, moje dziecko-odpowiedział spokojnie Chejron.- Wiemy to, bo po pierwsze, emanuje od ciebie potężna aura, po drugie, przeszłaś przez magiczną granicę obozu i po trzecie, wypiłaś wodę ze źródełka nimf.
-I co w związku z tum ostatnim?
Nauczyciel i dziewczyna spojrzeli po sobie nerwowo.
-Chodzi o to,- wtrąciła Rachel- że ta woda to trucizna, która zabiłaby nieodpowiednią osobę lub śmiertelnika. A ty żyjesz.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Mogłam umrzeć. A ona powiedziała mi o tym po fakcie. Tal to mną wstrząsnęło, że nie wiedziałam co powiedzieć.
Chwilę niezręcznej ciszy przerwał Chejron.
-Okej, czyli wszystko sobie wyjaśniliśmy. Jesteś dzisiaj drugą nowa obozowiczką. To dobry omen. Zaraz sprowadzę kogoś by cię oprowadził i pokazał towarzyszy z domku.
-Domku? Ale ja nie chcę tu mieszkać! Chcę wracać do rodziny!
-Amber, myślę, że jeśli twoja mama zna tożsamość twojego boskiego rodzica, to zdaje sobie sprawę gdzie jesteś. A tak po za tym, ile masz lat?
-Piętnaście.
-Zaskakujące. To dużo, szczególnie jak na nieuznaną heroskę z tak mocną aurą. jestem pewien, że dziś wieczorem zostaniesz uznana. do zobaczenia na kolacji, niestety obiad przed chwilą się skończył. Poczekaj proszę na werandzie, zaraz poślę po jakiegoś przewodnika, który oprowadzi cię po obozie.
Wyszłam na dwór, jak polecił mi Chejron. Rachel pożegnała się ze mną, mówiąc, że ma dużo roboty, po czym skierowała się ku grocie na najwyższym wzgórzu. Powiedziała mi, że porozmawiamy po kolacji.
Czekałam jakieś pięć minut, aż w końcu ujrzałam dziewczynę machającą do mnie dziewczynę. Jej włosy były spięte w kucyk, a na szyi wisiał brązowy rzemyk z kolorowymi paciorkami. Nosiła pomarańczową koszulkę, jak większość dzieciaków. Kiedy podeszła bliżej zobaczyłam jej szare, jak burzowe chmury, oczy. Wskoczyła na werandę i złapała mnie pod ramię.
-Cześć, Amber prawda? Jestem Annabeth. Pozwól, że oprowadzę Cię po moim domu.
Była strasznie miła. Pokazała mi atrakcje obozu, domki, opowiedziała też o zwyczajach tu panujących i o bogach. Była córką Ateny, grupową domku. Powiedziała, że jest w obozie najdłużej i wskazała na naszyjnik. Wyjaśniła, że każdy paciorek to jeden rok. Ona miała ich z dziesięć. Rozmawialiśmy trochę o tym jak dotarłam do obozu z Rachel. Dowiedziałam się, że jest wyrocznią. Dobrze, że rudowłosa nie pominęła tego gdy się przedstawiała.
Kiedy przechodziłyśmy obok domku numer trzy podszedł do nas wysoki chłopak. Gdy go zobaczyłam, omal się nie potknęłam. Wyglądał jak ja. Miał takie same, czarne włosy, ten sam kolor oczu i ten sam odcień skóry. Mógłby być moim bratem bliźniakiem.
Na szczęście, on na mój widok zareagował podobnie. Wytrzeszczył oczy, pocałował Annabeth, nie odrywając ode mnie wzroku. Niezręczną ciszę przerwał właśnie on.
-Cześć Beth. Może przedstawisz mnie swojej nowej przyjaciółce?
Dziewczyna spojrzała na nas i zaczęła chichotać.
-Przepraszam, co cię tak śmieszy? -spytaliśmy niemal jednocześnie, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu.
W końcu Annabeth się uspokoiła. Wytarła łzę z policzka i wyjaśniła.
-Sorry, ale to jest zabawne. Wyglądacie niemal identycznie. Uśmiechacie się tak samo, mówicie tak samo i oboje zadajecie sporo pytań. Oczywiście bez obrazy Amber.
-Ej! -zaprotestował chłopak.
Zaśmiałam się, a chłopak rzucił mi nieszczere, zabójcze spojrzenie.
-Percy, to jest Amber, nieokreślona. Amber, to jest Percy, syn Posejdona i mój chłopak -powiedziała Annabeth.
Jeszcze raz spojrzałam na Percy’ego, tak samo jak on. Ciekawe czy myśleliśmy o tym samym? Jeśli jesteśmy tacy podobni, czy to możliwe byśmy byli rodzeństwem?
Po ogólnym poznaniu się, całą trójką obeszliśmy jeszcze kilka najważniejszych miejsc. Potem zostałam zaprowadzona do domku numer jedenaście, czyli Hermesa. Tam dowiedziałam się, że pewnie zostanę określona po ognisku. Nie byłam jedyną nową. Tego dnia do obozu przybyła jeszcze jedna osoba, chłopak imieniem Brick. W sumie to imię pasowało do niego. Był duży, krępy, trochę niezdarny, ale doskonale strzelał z łuku. Trafiał we wszystko. Mimo, że nie został uznany, każdy domyślał się, że jest synem Apolla. A ja? Byłam jedną wielką niewiadomą.
Popołudnie minęło szybko. Lepiej poznałam dzieciaki z mojego domku. Miałam także okazję do kilku ćwiczeń razem ze współlokatorami. Strzelałam z łuku, jeździłam konno i uczyłam się szermierki. Ta ostatnia szła mi najlepiej. Mimo źle wywarzonego miecza i krótkiego stażu, pokonałam większość osób. Potem poszliśmy na kolację, na które zjadłam żeberka w miodzie. Musieliśmy oddać część naszego posiłku bogom, jako ofiarę, co niespecjalnie mnie zdziwiło. Chejron przedstawił mnie i Bricka reszcie osób. W końcu widziałam wszystkich obozowiczów. Jako, że był czerwiec, a wakacje właśnie się rozpoczynały, obóz miał największą frekwencję. Annabeth mówiła mi, że niektórzy przyjeżdżają tu tylko na lato, a inni zostają cały rok. Tego wieczoru naliczyłam około dwieście osób.
Po kolacji przyszedł czas na ognisko. Były śpiewy, kiełbaski, pianki. Wszyscy świetnie się bawili. Ja siedziałam koło Percy’ego i Annabeth. Poznałam też Jasona, syna Zeusa, Piper, córkę Afrodyty, Nica, syna Hadesa i Will’a, syna Apolla. Miło spędziłam ten wieczór. Pod koniec ogniska przyszła Rachel. Przprosiła, że nie mogłyśmy porozmawiać wcześniej. Mówiła, że miała dużo roboty.
Kiedy wszyscy zbierali się do wyjścia, stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Rachel wystąpiła na środek, w miejsce gdzie wszyscy ją widzieli. Potem kazała mi podejść do siebie. Złapała mnie za ręce, a wokół niej zaczęła podnosić się zielona mgła. Próbowałam się wyrwać, ale uścisk wyroczni był silny. Rozglądałam się w panice po trybunach. Mój wzrok spoczął na moich towarzyszach z ogniska, ale oni spokojnie stali i wpatrywali się w nas.
Po chwili dziewczyna przemówiła:
Ciemność wyzwolona na świat została,
Świat czeka bitwa, i to nie mała.
Dziecko trucizny na wschód wyruszy,
Najgłębsze pragnienia w sobie poruszy.
Sześciu herosów wdrapie się na szczyty,
Zamek odwrócony zostanie zdobyty.
Polowaniu często towarzyszy zguba,
misja poszukujących nigdy się nie uda.
Po wypowiedzeniu tych słów upadła, a dwaj synowie Aresa zanieśli ją na krzesło.
Jakby wariactw było mało, zaraz po przepowiedni z trybun rozbłysło niebieskie światło. Wszyscy uklękli. Nad głową Bricka błyszczała niebieska lira. Jednak kolor ten mieszał się z zielenią. Myślałam, że mgła Rachel jeszcze nie opadła, ale wtedy spojrzałam nad siebie. Nade mną także wisiał świecący instrument.
Jednak mój był chorobliwie zielony.
Wow… Kilka literowek ale przeboleje… Ogolnie to zapowiada sie naprawde super! Czekam na nastepne rozdzialy… Moze ciut czesciej… Bo tak troche chwile mi zajelo przypomnienie sobie o czym byla 1… Czekam! Weny!
Uuu, ciekawie się zapowiada i szacun za napisanie przepowiedni 😉 Podpisuje się pod postulatem Saide o częstsze rozdziały i oczekuje kolejnej (szybko dodanej) części. Weny!
Przepraszam, że komentarz taki krótki, ale piszę to na telefonie i to dość późno.
Cóż, na razie widzę, że strasznie dużo dajesz przecinków. Szczególnie tam, gdzie ich nie trzeba. Popracuj nad tym.
Opisy są całkiem niezłe, tak trzymaj.
Opisy uczuć podobnie, choć popracuj jeszcze nad tym delikatnie. W końcu, pierwszy heros, który bardziej troszczy się o dom i bliskich, niż cieszy się, że „jest taki cool, bo ma superdupermoce”. Brawo.
„Wchodząc na werandę zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku na wózku inwalidzkim. Zrobiło mi się trochę smutno. Wszyscy w tym obozie biegali, bawili się, a on był przykuty do siedzenia.”
Autorze, brawo. Momentalnie, od tych kilku zdań, polubiłem bohaterkę. Serio. Siedzę na tym blogu ponad 3 lata, a jeszcze nie przeczytałem, aby jakiemukolwiek herosowi zrobiło się smutno z powodu „inwalidztwa” Chejrona. Jesteś pierwszą osobą, która napisała o współczuciu, zamiast zwykłe: „zobaczyłam starca, który siedział na wózku inwalidzkim”. Zdobyłeś tymi zdaniami moje uznanie. Szczerzę Ci gratuluję.
Brick? Wyczuwam ship z Jasonem, hehehehehe (pozdro dla kumatych).
wywarzony – wyważony
Obóz Herosów nie liczy chyba 200 osób. Obóz Jupiter faktycznie tyle ma, ale OH chyba mniej.
Przepowiednia całkiem dobra, choć drugi wers brzmi banalnie. A przed „i” nie stawia się przecinka, chyba, że to drugie „i” w zdaniu.
Cóż, sporo literówek. Czytaj pracę przed wysłaniem.
Co mogę powiedzieć?
Polubiłem protagonistkę. Za jej chęć powrotu do domu, za jej uwagę do Chejrona, za nią samą. Tylko to pokonanie kilku osób mimo braku doświadczenia mnie rozeźliło. Sam Percy po kontakcie z wodą tylko na chwilę pokonał Luke’a (a potem walczył z Aresem ;)).
Kilkanaście literówek, ale to łatwe do poprawienia.
Oprócz tego mogę dodać tylko jedno:
Pisz, ćwicz i jeszcze raz pisz!
Wow, dzięki za ,,krótki” komentarz. Normalnie teraz boję się, że nie utrzymam poziomu i Amber Cię rozczaruje. Popracuję nad przecinkami, postaram się o mniej literówek. Ale dziękuję za pozytywny komentarz.
JasonxBrick najlepszy ship ever xD
Co do liczby osób, może trochę przesadziłam. Chociaż dodając nimfy, satyrów itd to może się tego trochę uzbierać.
Co do walki, to pamiętaj, że Percy pokonał Luke’a, najlepszego szermierza w obozie. A teraz Amber walczyła z dzieciakami od Hermesa, które nie mają wymaksowanych jakiś umiejętności, raczej po równo.
To takie dopowiedzenie 😉
Hah, Amber jest świetna 😉 Uwielbiam jej sarkastyczny humor. Jednak dobrze byłoby dodać jej parę wad, żeby nie była idealna.
Best moments:
„Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Mogłam umrzeć. A ona powiedziała mi o tym po fakcie. Tak to mną wstrząsnęło, że nie wiedziałam co powiedzieć.”
„Dowiedziałam się, że jest wyrocznią. Dobrze, że rudowłosa nie pominęła tego gdy się przedstawiała.”
„Mimo źle wyważonego miecza i krótkiego stażu, pokonałam większość osób. ” – I żadnego dłuższego opisu?
Ale, jeśli chodzi o opisy, są świetne. Dobrze opisane emocje, postacie i otoczenie. Niezbyt długie, ale treściwe. Naprawdę mi się podobały. Tak jak przepowiednia. Naprawdę ciekawa. „Dziecko trucizny”? Z trucizną kojarzy mi się tylko Achlys… A chorobliwie zielony instrument nic mi nie mówi.
Ale skąd Amber wiedziała, że Rachel pomogli właśnie synowie Aresa? Mieli na sobie koszulki z napisami „syn Aresa”? *Ta aluzja do opowiadania…*
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
Wydaje mi się, że chłopcy byli wysocy, napakowani, brzydcy i mieli pełno blizn. Ich łatwo poznać.
I moim best moment jest: ,,Co ja jestem? Chomik?”