Heeej! Ogólnie to wysyłam ten rozdział, bo chcę za niedługo wysłać kolejny (możliwe lepszy). Poza tym mam dziś wenę, bo wygrałam konkurs recytatorski (recytowałam po rosyjsku). Ten teskt jest dość długi, ale to dlatego, że jest sporo dialogów. Życzę miłego czytania! Saide
6
Zwijałam się z bólu pod kołdrą. Byłam pewna, że rana w boku krwawi. Mocno przyciskałam rękę do miejsca, gdzie jeszcze godzinę temu tkwił sztylet. Z każdym ruchem rana bolała coraz bardziej. Zacisnęłam mocniej powieki. Wzięłam kilka głębokich i przerywanych oddechów. Jęknęłam. Odrzuciłam kołdrę i podwinęłam czarny i mokry podkoszulek. Kiedy odklejałam materiał od rany z oczu poleciało mi kilka łez, a z gardła wydobył się kolejny głośniejszy już jęk. Uderzyłam tyłem głowy o ścianę. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Stał w nich jedenastoletni chłopiec o popielatych włosach. Był w bokserkach i podkoszulku. W ułamku sekundy dostrzegł moją ranę. Wybiegł z pokoju. Teraz się zacznie- pomyślałam. Wiedziałam, że będzie wypytywać co się stało, a przynajmniej będzie zły, że nie przylazłam od razu do niego. Max świetnie sobie radził z różnego rodzaju ranami i chorobami od zawsze. Znał się na tym naprawdę dobrze. Później mógłby śmiało zdawać na studia z medycyny. Ciemne plamki zatańczyły mi przed oczami. Nie odpływaj- nakazałam sobie. Jak to straszliwie bolało. Był to rwący, pulsujący, kłujący ból. Chciałam krzyczeć. Chciałam wstać i porządnie przyłożyć tej… tej… Nawet nie wiem jak ją nazwać. Mille Dail to dziewczyna z marca. Choruje na raka, ale łagodnego. Ta jędza dźgnęła mnie sztyletem, gdy rozmawiałam z Posejdonem (dzięki Hypnosowi możemy się komunikować). Najgorsze jest to, że do końca tygodnia nie mogłam tracić świadomości- nakaz Tanatosa. Chce sprawdzić jak dobrze panuję nad tym. Wrócił mój brat. Delikatnie uniósł moją dłoń brudną od ciepłej i lepiej krwi. Przyłożył do rany mokrą od spirytusu gazę. Zdusiłam krzyk. Następnie zaczął polewać odkażoną ranę wodą. Ulżyło. Widziałam jego zmarszczone czoło. Skupiłam się na jego kropelkach potu. Czułam jak spływają. Czułam jak spadają mu na drobne ręce. Czułam jak mój pot łączy się w powietrzu z jego. Skupiłam się na magii wody. Nie wiem co ze mną robił. Widziałam jak nawleka w skupieniu igłę. Nie czułam, że zszywa. Widziałam jak jego twarz wykrzywia okropny grymas bólu. Dlaczego potrafił przejąć moje cierpienie, a w chwili swojej śmierci i tak cierpiał?
Nie wiem kiedy minęła noc, spędzona na kanapie u Sally. Obudziłam się z nową determinacją, że uratuję Thomasa. Nie stracę go. Nie pozwolę mu cierpieć. Wiedziałam co mam zrobić.
Weszłam do średniej wielkości sklepu elektronicznego. Mały dzwoneczek zadzyndzał, oznajmiając, że ktoś wszedł. Na półkach było mnóstwo różnych telefonów, konsoli do gier, telewizorów i innych ustrojstw.
-Rozejrzyjcie się, jeśli chcecie- rzuciłam do Percy’ego i Annabeth. Sally uparła się, by poszli ze mną odwiedzić Billa.
Nie odpowiedzieli, tylko weszli w jakąś alejkę. Irytuje mnie to, że o nic nie pytają, że są tacy milczący. Poza tym są dość mili. Czułam się jakbym, była ofiarą. Nie lubię się tak czuć.
Ruszyłam przed siebie. Stanęłam przed ladą. Uderzyłam energicznie kilka razy w takie małe coś co mają w hotelach. Nikt nie zareagował.
-Bill!? Masz dziesięć sekund, aby tu przyjść albo rozwalę ci ten sklepik!- Wrzasnęłam- Raz! Dwa! Trzy!
Odliczałam. Słyszałam głośną krzątaninę na zapleczu.
-Dziewięć! Naprawdę szkoda tych wszystkich gówienek, które tu masz!- wydarłam się, by go popędzić.- Dzie…
-Jestem!- wydyszał Bill.
Bill to młody chłopak, rok starszy ode mnie. Ma popielate włosy, które na końcach pofarbowane są na różowo. Poza tym są postawione i tworzą średniego irokeza. Ma podłużną twarz, a pod oczami (które zmieniają barwę dzięki kolorowym soczewkom) ma wieczne wory. Ten facet mógłby wiecznie spać. Ubrany był w krzywo zapiętą, blado różową koszulę i w białe jeansy. Ziewnął szeroko.
-Co u ciebie?- zapytał pocierając twarz smukłymi dłońmi.
-Potrzebuję…
-Kogoś kto cię ubierze?- przerwał mi bezceremonialnie.- Dziewczyno kto cię tak ubrał?
-Bill…- zaczęłam, ale on swoje.
-W ogóle… to…- tworzył napięcie. Myślałam, że go zabiję.- Wychodzę za mąż!
Nie, to nie błąd. Bill jest gejem.
-Gratulacje, ale…
-Ty i Thomas będziecie moimi świadkami.
-Thomasa porwali!- powiedziałam dobitnie.
-Och…- mam go namierzyć?
-Po to tu jestem.- powiedziałam spokojnie.
-Sam! Przynieś mi, skarbie, laptopa!- wykrzyknął słodkim głosikiem.
Sam to wysoki blondyn o zielonych oczach. Ubrany był w niebieską koszulę i czarne rurki. Poza tym śmierdział alkoholem. Sam jest chemikiem. Trzy lata temu, gdy dowiedział się, że nie mogę się upić, postanowił, że stworzy taki napój po którym będę miała porządnego kaca. Póki co udało mu się sprawić, że przez dwie godziny się zataczałam.
Sam spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
-Kto cię ubrał?- spytał i raz jeszcze obrzucił mój strój pogardliwym spojrzeniem.
-Nie oto chodzi.- przerwałam zanim i on zaczął się rozwodzić nad moimi czarnymi getrami i długim podkoszulkiem znalezionym w szafie Sally.
-Przykro mi, ale następną próbkę będę miał dopiero za tydzień…
-ĆŚŚŚ!- uciszyłam go.
– Lilusia chce by zlokalizować Thomasa- wyjaśnił Bill.- Idź i przyszykuj jej sprzęt.- spojrzał w stronę alejek.- Pomóc wam?
-Są za mną- wtrąciłam szybko.- Ann, Percy? Idę na zaplecze!- krzyknęłam.
-Idziemy z tobą!- odkrzyknęła Annabeth.
Minęłam ladę i ruszyłam za Samem, by Bill mógł w spokoju namierzyć Tommy’ego.
Uwielbiam siedzieć na zapleczu u chłopaków. Prawdą jest, że śmierdzi tam spirytusem, ale główną część zaplecza zajmuje sala treningowa. Podłoga wyłożona jest niebieską, twardą gąbką. Z sufitu zwisa czarny worek bokserski a naprzeciw ległej ścianie od wejścia wisiały przeróżne bronie. Od białej, przez palną do kastetów itp.
Podeszłam do worka i wymierzyłam pierwszy cios. Uwielbiam to uczucie. Kiedy nogi same ustawiają się w idealnym rozkroku. Kiedy ręce automatycznie wymierzają idealne uderzenia. Jedni nazwą to tresurą, mają rację. Tanatos mnie wytresował. Jestem maszyną do zabijania. Potworów, tyranów, konkurencji tyranów, ludzi i herosów. Chciałabym tylko jednego. Móc poderżnąć prostemu człowiekowi gardło z zimną krwią, ale nie potrafię. Zabijałam już nie jeden raz, ale zawsze był to ktoś bardzo okrutny, ewentualnie była to obrona własna. Ale i tak. Ktoś kto tego nie zrobił, nie zrozumie. Nie da zrozumieć się tego, że zawsze kiedy zabijam na zlecenie zostawiam drachmę pod językiem ofiary (wygląda jak płatek białej róży). Nie da się zrozumieć tego, że zawsze zamykam oczy trupom. Nie da zrozumieć się tego, że świadomość tego co zrobiłam, wraca dopiero po fakcie. To JA nie rozumiem jak można mieć osiemnaście lat treningu w Bazie i dalej współczuć, żałować zmarłych, kochać tego jedynego. Jak to możliwe, że jestem tak bardzo ludzka?
Wszystkie te myśli napływały do mnie. A uderzenia padały.
-Lila!- usłyszałam jakby z oddali, ale jednocześnie z bardzo bliska głos Sama.- Zlituj się nad tym workiem. Jestem pewny, że twoja lepsza wersja będzie godniejszym przeciwnikiem.
-Lepsza wersja?- zapytałam z nieukrywaną kpiną w głosie.- Rozwalę go w max półtorej minuty.
-Taa! Jasne- zaperzyła się Annabeth.- Percy!? Broń się! Obraża cię!
Chłopak dopiero teraz zwrócił na nas uwagę. Zapatrzył się na stary japoński miecz. Nie dziwiłam mu się. On jest piękny. Długie, wąskie ostrze i rękojeść wysadzana akwamarynami po bokach, a na samym dole ametystem. Wierzy się, że akwamaryn pozwala opanować ataki lęku i fobii, oraz że jest połączony z wodami. Ametyst natomiast uważany jest za wszechuzdrawiający. Kiedy trzy lata temu pierwszy raz tu weszłam, od razu chwyciłam za ten miecz (pomińmy fakt, że atakowało mnie wtedy z dziewięć ghuli).
-Nie obrażam- odpowiedziałam spokojnie. Nie spodziewałam się takiego nastawienia od strony Ann, robiło się interesująco.- Jak chcesz mogę z wami zawalczyć.- powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
Blondynka wzięła miecz ze ściany. Był on krótszy, niż japoński. Miał rękojeść zrobioną z białego kryształu, który wspomaga myślenie. Tak wiele pamiętam z tych dni, kiedy Diana opowiadała mi o kamieniach szlachetnych.
Ja i chłopak wyjęliśmy długopisy i zdjęliśmy zatyczki.
Stanęliśmy w trójkącie. Po prawej miałam Percy’ego, a po lewej Annabeth. Ścisnęłam mocniej miecz. Wodziłam wzrokiem po przeciwnikach. Pierwsze uderzenie padło z mojej prawej strony. Ułamek sekundy zajęło mi odparowanie ciosu i przekazania energii w stronę Ann. Rozgorzała walka. Robiłam młynki i przeskoki. Percy uniósł nad głowę miecz i gwałtownie ciął na wysokości naszych barków. Odsłonił lewy bok. Mniej niż sekunda wystarczyła bym wykorzystała przewagę. Uderzyłam rękojeścią miecza pod żebra chłopaka, a przy pomocy kopnięcia z obrotem podcięłam Annabeth.
-Minuta, czterdzieści siedem i trzydzieści cztery setne!- wykrzyknął Sam.
-Percy, odkrywasz za bardzo lewy bok w czasie cięcia od dołu po skosie, a ty Ann musisz być gotowa na to, że choć cios zaczyna się wyskokiem to może zakończyć się tuż przy ziemi.- powiedziałam to praktycznym, zimnym głosem. Tonem tak bardzo mi znanym z treningów. Tonem okrutnego i wymagającego trenera jakim jest Tanatos.
-I tego wszystkiego nauczono cię w Bazie?- zapytał Percy rozmasowując żebra.
-Tak.
-Opowiedz o tym.- powiedział. Skojarzyło mi się to z dzieckiem, które chce coś mieć i wie, że to dostanie.
-Aby to zrozumieć trzeba wam wiedzieć, że wszystko zaczęło się już przy narodzinach.- zaczęłam mówić- Nasze matki poumierały przy porodach, a ojcowie byli już wcześniej martwi albo zostawili nas na pastwę losu. Nigdy nie poznaliśmy smaku matczynego mleka, nie usłyszeliśmy słodkich kołysanek. Nie tulono nas do snu. Nie całowano w rany. Opiekunki miały obowiązek utrzymać nas przy życiu przez pierwszy rok. Musieliśmy jak najszybciej nauczyć się chodzić i biegać. W wieku trzech lat potrafiliśmy już mówić. Potem był okres przed testowy.
-Testy?- zapytała Ann z ciekawością, źle ukrywaną.
-Tak, testy. Wymazywano z nas słabość. Przynajmniej taki był zamiar. Potem nadchodzi Najważniejszy test naszego życia. Czy zostaniemy zbieraczami lub szukaczami? Sally wam wyjaśniła różnice?
-Tak!- powiedzieli chórem.
-Ja jestem starszym zbieraczem. Testowano mnie w wieku siedmiu lat. Wtedy zdobyłam moją pierwszą głęboką i widoczną bliznę. Tę na twarzy. Starszy stopień uzyskałam trzy lata temu. Razem z moim bratem, Thomasem i najlepszą przyjaciółką.
-Masz brata?- spytał z ciekawością i niedowierzaniem Percy.
To pytanie tylko na sekundę albo mniej zbiło mnie z tropu. Myślałam, że zapyta o bliznę, tak jak każdy inny. Odpowiedziałam krótko, nie lubię wdawać się w dyskusję na ten temat:
-Miałam. Nie żyje. Umarł na białaczkę. Ale to nie jest ważne.
Sam uratował mnie przed niezręczną ciszą, przychodząc ze sprzętem, po który poszedł w czasie moich wyjaśnień. Przyszedł z trzema plecakami.
-Trzy?- spytałam.
-Nie bez powodu tu są, nie?- zapytał blondyn i wskazał na parę.
-Przejrzyjmy zawartość.- później się to wyjaśni, pomyślałam.
Wzięłam ciężki, czarny plecak. Odpięłam paski, którymi był spięty i zaczęłam wyciągać wszystko co było w środku. Po trzech minutach wszystko leżało porozkładane wokół mnie. Wzięłam do ręki USP z tłumikiem i przełożyłam na bok. Lubię tę broń. Jest poręczna i dobrze wyważona, łatwo można ją schować. Potem chwyciłam dwa rodzaje granatów po trzy sztuki. Były to dymne i odłamkowe. Odłożyłam obok pistoletu. Dotknęłam dokładnie zwiniętego śpiwora. Schowałam go na same dno plecaka. W plecaku znalazły się jeszcze dwie butelki wody, dwa duże bandaże, zapalniczka, środki przeciwbólowe i odkażające, mały telefon na kartę (wyłączony) i kilka kart, by było mnie ciężej zlokalizować i skojarzyć wykonywane przeze mnie telefony. Spojrzałam na mój płaszcz. Czarny, długi do kolan polar, na krótki rękaw z dwiema pojemnymi kieszeniami i, tak jak sam polar, na zamek błyskawiczny. Ułożyłam go na samej górze razem z boskim pokarmem i napojem.
-A i Lila mam dla ciebie lepszy strój- Sam powiedział to tonem, który mówił „wszystko jest lepsze od tego co teraz masz na sobie”.
Chwyciłam zawiniątek i wyprostowałam go. Okazało się, że to był ciemno granatowy, obcisły kombinezon. Uszyty był z przyjemnego, oddychającego i elastycznego materiału. Szybko przebrałam się, nie zwracając na niezręczny wyraz twarzy Percy’ego. Miałam odkryte ramiona, gdyż górna część była przylegająca do szyi. Całość została uzupełniona przez czarny pas, w którym mieściły się dwa granaty, UPS, było też miejsce na tłumik. Sam narzucił mi na ramiona skurzaną kurtkę, bym mogła zamaskować broń, a pod nogi rzucił mi czarne buty sportowe.
Sam przez chwilę przyglądał mi się z dumą w oczach, ale jego wzrok padł na koszulkę Ann z uniwersytetu. Nie było go minutę, a zdążył wziąć całkiem nowy zestaw dla pary. Co on się uparł na to, że oni ze mną jadą. Przyszedł kilka chwil później. Wręczył im zestaw ubrań. Annabeth dostała czarne getry imitujące jeansy, do tego bluzkę o podobnym kroju do mojej (do górnej części). Chłopak czarne jeansy z elastycznego materiału i podkoszulek o barwie głębokiej zieleni. Oboje dostali ciuchy, które były przeznaczone dla mnie i Thomasa, dlatego spodnie Ann były ciut za długie, a Percy musiał najpierw rozwinąć podwinięte nogawki, by potem podwinąć je z powrotem, ale mniejszymi zakładkami.
-Lila?!- wydarł się Bill, niestety ton jego głosu kazał mi się bać.- Chodź do mnie! Mam go… mniej więcej.
Bill nie wyglądał na zadowolonego. Odwrócił w naszą stronę laptopa. Ekran był żółty, a na środku była czarna kropka, z której rozchodziły się niewielkie kręgi.
-Thomas jest w miejscu, do którego jechać byś nie chciała.- powiedział.
-Pustynia lodowa czy zwykła?- zapytałam, używając praktycznego tonu.
-Zwykła. Poza tym to Sahara…
Na usta cisnęło mi się kilka niezbyt przyjemnych przekleństw. Nie lubię pustyń. Jest tam za sucho, za gorąco za dnia, za zimno w nocy. Poza tym pustynia źle mi się kojarzy.
-Gdzie dokładnie?
-Zagłuszają sygnał, więc nie mam stu procent pewności.- powiedział zirytowanym tonem.- Na południowy-zachód od Egiptu.
Miałam tam pojechać z Thomasem. Mieliśmy zaszyć się gdzieś nocą i patrzeć na gwiazdy. Mieliśmy razem zakochać się w pustynnym krajobrazie. Mieliśmy stworzyć najpiękniejsze wspomnienie związane z pustynią.
-Masz jakiś transport?- zapytałam Sama, bo Bill nie umie nawet prowadzić samochodu.
-Mam helikopter…- zaczął Sam.
-Przeleci nad całym Atlantykiem?- spytałam od razu.
-Raczej tak…
– Dobra to lecę.- powiedziałam zanim ktokolwiek zacznie mieć wątpliwości.
-Pomożemy ci.- powiedziała Ann.- Nie znamy cię, nie znamy twoich zamiarów, ale wiem, że jeśli masz zamiar sama przeszukać Saharę dla chłopaka, to znaczy, że go kochasz. Dlatego ci pomożemy.
-Nie musicie…- zaczęłam.
-Mama by mnie zabiła, gdybym wrócił do domu bez ciebie.- wtrącił się Percy.
-Dobra!- zgodziłam się w końcu- Sam? Chodź ze mną. Dasz mi kluczyki od helikoptera.
-Yyy.. serio chcesz LECIEĆ?- zapytała dobitnie Percy.
-Wyluzuj. Zeus nie może mnie tknąć, jeśli latam z misją.- Dobrze, że ani mój głos, ani twarz nie zdradziła mojego zaniepokojenia. Zeus rzeczywiście nie może mnie strącić, ale to co teraz robię to samowolka, a umowa niekoniecznie obejmuje podróże powietrzne bez zezwolenia z góry…
-Sam? Idziesz?- zapytałam.
Poszliśmy z powrotem na zaplecze, ale tym razem poszliśmy do pomieszczenia skąd wcześniej chłopak przyniósł nam rzeczy. Zamknęłam za nami drzwi.
-Masz TO?- spytałam z groźną nutą w głosie.
-Tak, ale nie mogę ci tego dać.- powiedział, a jedna z rąk, które trzymał w kieszeni, zacisnęła się na czymś.- Thomas by mnie za to zabił.
-Nikt się o tym nie dowie, a ja muszę to mieć.- powiedziałam najchłodniejszym i najtwardszym głosem jakim umiałam.-Dokładnie godzina?
-Tak, ale na pewno jest inny sposób…- próbował mnie przekonać.
-Nie ma. Dzięki tej fiolce, śmierć nastąpi w ciągu godziny.
Uderzyłam Sama w nos z łokcia. Zatoczył się, a ja go złapałam i położyłam na podłodze. A z jego kieszeni wyjęłam małą fiolkę z przezroczystą cieczą.
Więcej więcej więcej 😀
Jak dla mnie za krótki 😀
Podoba mi się ^^
Oj zwracam honor. Lubbock dziekuje!
Nie wiem co myslec… Mija drugi dzien a tu dalej zadnego komentarza… Wiem ze czasem ktos czyta i nie komentuje ale taki wpis mimo wszystko motywuje… Czekam na komentarze. 😉
Nie no, bo ja nie czytałam kolejnych części i tak w środek się wbijać to trochę średnio. Na razie nadrabiam pamiętnik heroski (xD), ale może potem… A wtedy będziesz się modlić do bogów o mniejszą liczbę komentarzy! Muahahaha!
Zauważyłem kilka błędów interpunkcyjnych, głównie z przecinkami, np:
„Kiedy odklejałam materiał od rany z oczu poleciało mi kilka łez…”
Z tego zdania wynika, że miała materiał na oczach, a z rany wyleciało kilka łez. 😉
Ta jędza dźgnęła mnie sztyletem, gdy rozmawiałam z Posejdonem (dzięki Hypnosowi możemy się komunikować) – nie wiem czemu, ale to zdanie jakoś mnie śmieszy. 😀
-Ej no, ta dziewczyna gada z Posejdonem, no tak nie może być! Dźgnę ją za to. Nie obchodzi mnie, że to bóg, ja muszę ją dźgnąć!
Hypnos: Ej, no ale ona śni, nie mogę Cię tak po prostu wpuścić do jej snu.
-Ciebie też mam dźgnąć?
Hypnos: Trzecie drzwi na prawo.
ciepłej i lepiej krwi – ciepłej i lepkiej krwi
zandzyndzał – lepiej byłoby po prostu zadzwonił albo wydał dźwięk
blado różową – bladoróżową, jeśli kolory były wymieszane, blado-różową, jeśli były osobno. Jednak blady to nie kolor, więc powinnaś napisać bladoróżową.
Ten dodatek z białą róża nie pomógł w opisie odczuć. Jest zbędny.
Tanatos ja wytresował? Wiem, że troszczy się o duszę tej dziewczyny, ale spodziewałem się po nim czegoś innego niż stworzenie MORDERCZEJ maszyny. Kapujesz, morderczej. Bo wytrenował ją Tanatos. Nieważne.
„Zapatrzył się na stary japoński miecz” – jakoś nie chce mi się wierzyć, aby Percy z własnej woli zapatrzył się na cokolwiek innego niż Orkan (jeśli chodzi o miecze). No chyba, że byłby to cheeseburger.
A ta cała scena pojedynkowa… No ja wiem, że protagonistka jest taka super, no ale:
-sama
-jeden miecz
-pokonała Percy’ego i Annabeth
Mimo tego, że oni pokonywali rzeczy zdecydowanie gorsze od niej. Kim ona jest???
Ta historia z dzieciństwem jest dość… brutalna i przerażająca. A Ann zdecydowanie potrafi ukrywać swoją ciekawość. I blizna w wieku 7 lat. Łał.
„Zeus nie może mnie tknąć, jeśli latam z misją” – od kiedy to Zeus daje narzucić sobie jakiekolwiek zasady?
USP i granaty… herosi chyba nie lubią takiej broni, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem tylko, że był jeden pistolet w obozie na kule z niebiańskiego spiżu.
Ten Sam to ma niezły arsenał, helikopter, granaty, pistolety, katany…
I ten eliksir co zabija w przeciągu godziny.
No cóż, podsumowując:
-popraw interpunkcję, a dokładnie przecinki, ponieważ zauważyłem, że w wielu miejscach ich nie dajesz albo dajesz je niepotrzebnie
-Bohaterka jest zbyt… idealna, wszystkowiedząca, pokonała Percy’ego i Ann. Ta dziewczyna nie ma żadnych wad, no. Fajnie się utożsamiać z idealną postacią, ale trudno uwierzyć w istnienie takowej. Daj je trochę wad, nie wiem, więcej wątpliwości, jakaś przegrana walka albo chociaż jeden źle wyprowadzony cios, cokolwiek, proszę.
Pisz, ćwicz i jeszcze raz pisz!
Dziekuje za tak pomocny komentarz. Jesli chodzi o przecinki… Robie co moge, a ostatnie rozdzialy byly pisane bez „osob trzecich”. Moze masz racje, ze Lil jest zbyt idealna. W nastepnym rozdziale (uwaga spojler) Lila przestanie na chwile byc opanowana i zapomni o podstawowych zasadach zachowania sie w czasie katastrofy. Taki maly spojlerek. Dzieki za tak pouczajacy komentarz!
Przyznaję się bez bicia, że rozdział przeczytałam dzień po tym jak wstawiłaś na stronę, a komentuje dopiero teraz. Przepraszam i biorę się za pisanie
Muszę się zgodzić z Quickdroo , a propo idealności głównej bohaterki. Ale niedawno była scena jak jechali pociągiem,a ona tęskniła za swoim chłopakiem (nadal uważam, że ten wątek jest trochę dziwny, ale ok) i pokazała tutaj kawałek emocji. Jednak po tym rozdziale…. naprawdę zrobiła się taka Mary Sue. Brrr. Ale jak ma to się zmienić w następnym rozdziale (czemu ja zawsze muszę czytać spoilery, ech..)
Czemu przy Lili Percy i Ann zachowują się co najmniej dziwnie? A może to tylko moje wyobrażenie? Jakby ta dwójka była dzieciakami, które trzeba prowadzić za rączkę, a Lila jest ich przewodnikiem. Rozumiem dziewczyna wie dużo więcej niż oni razem wzięci, ale i tak. Przecież Percy i Annabeth mają takie charakterki, które nie pozwalają im nagle stać się uległymi owieczkami. Oni mają dowodzenie we krwi! Chyba, że tak bardzo zmieniłaś ich charaktery.
Ooo i zauważyłam w rozdziale coś o czym pisałam w poprzednim komentarzu xd O wychowaniu i wytresowaniu 😀
Jeszcze wracając do idealności głównej bohaterki… Tu nie chodzi o emocje, a bardziej o jej zachowanie i umiejętności. Okej, spędziła 18 lat w Bazie, gdzie miecz nauczyła się trzymać szybciej niż mówić, ale nikt nie jest doskonały. A patrząc na zdolności całej trójki:
Ann – od 8 roku życia w obozie. Szkolona przez Luke (prawdopodobnie). Pokonuje z łatwością kilku herosów na raz na arenie.
Percy – Orkan i posiadany talent plus ćwiczenia. Dają mu naprawdę dużo. No a poza tym kto staje do walki z Aresem w wieku 12 lat? Nie liczymy Lili i ich łazienkowej rozmowy xd
Lila – od kołyski szkolona do walki. Zabójczyni itp. A w czasie walki na zapleczu jest ranna.
I kto przegrywa z kretesem? Moja nielubiana para herosów.
Bogowie, ten komentarz nie trzyma się kupy….
Weny