Luke
Postanowiłem ja znaleźć. Wyjaśnić, że nie chciałem ją speszyć. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Gdy patrzy na ciebie tymi szarymi przenikliwymi oczami, rozpuszcza się człowiek jak miód. Ciekawie czy każda dziewczyna ma taki dar. Czy ona tak działa na mnie. Powiem tak rzadko zwracam uwagę na dziewczyny w obozie. Chociaż cały czas słyszę jaki to ja jestem przystojny. Obłęd – jakoś żadna nie zastanawia się jaki ja jestem, a nie tylko jak wyglądam. Ann jest inna, mam wrażenie, że nie patrzy tak na mnie. Dość rozmyśleń trzeba ją znaleźć. Podniosłem swoją kurtkę z ziemi. Pobiegłem i na mojego pecha zderzyłem się z bratem. Obydwoje wylądowaliśmy twardo na trawię.
– Hej, gdzie tak pędzisz.
– O rany brat. Cały jesteś!
– Tak. Siedzenie będzie mnie tylko bolało.
– Nie chciałem – wybacz.
– Co wy sobie berka urządzacie.
– Kto!
– Ty i Annabeth.
– Widziałeś ją. Właśnie ją szukam?
– Wyrażę się tak. Śmignęła mi kola ucha i już jej nie było. Miąłem wrażenie, że gonią ją piekielne psy, bo dawała nieźle popalić w biegu.
– Aha. A wiesz, gdzie pobiegła!
– W stronę jeziora.
– Dzięki. – narka.
Pobiegłem nie zważając na to co mówił mój brat. Brzmiało to jak – rany mój tyłek, a im się zachciało biegać. Mniej więcej to usłyszałem, ale nie dałbym głowy. Gdy tam dotarłem stała na pomoście wpatrzona w dal. Zwariowała pomyślałem jest w samej bluzce, pewnie zamarzła. Ściągnąłem kurtkę, zarzuciłem jej na ramiona i mocno przytuliłem. Mówiąc – cała zmarzłaś.
– Luke! – usłyszałem.
Była przemarznięta, musiała tam długo stać. Odwróciłem ją i zamarłem całe oczy miała czerwone jakby płakała.
– Co się stało?
– Nic nie mów.
Zrobiłem jak chciała, jeszcze mocniej ją przytuliłem. Poczułem, że drży. A mi przyszło na myśl, czy z zimna, czy z innego powodu.
– Chodź odprowadzę cię do domku. Zamarzniesz tu.
– Nie w twoich ramionach.
Gdy to powiedziała spuściła głowę, wtulając się w moja koszulkę. Czyżby mi się znowu zdawało, że pojawiły się jej rumieńce na policzkach. Odprowadziłem ją po kilku minutach do domku Ateny. Nadal miała moją kurtkę na sobie, później ją odbiorę. W samej koszulce wróciłem do siebie. Wziąłem ręcznik i pogramoliłem się pod prysznic. Ciepła woda spływająca po moim ciele ukoiła zimno. Przyłapałem się, że myślę o Ann. Była to niegrzeczna myśl, ona pod prysznicem. Ale od razu skarciłem się za to, Cholera o czym ja myślę, ona by mnie zabiła. Już odświeżony wróciłem do domku Hermesa. Po tym dniu myślałem tylko o jednym by zasnąć. Ale nie dane mi było. Gdy przekroczyłem próg zapowiadała się niezła balanga.
– No Luke zagrasz. Nie daj się prosić.
– Okej. A o co gramy.
Usłyszałem to i zdębiałem. Kto przegra rozgrywkę musi wykonać jakieś zadanie lub odpowiedzieć szczerze na pytanie. Już się bałem co tam moi bracią chodzi po głowie. Bo uśmiechali się sarkastycznie.
– A tak na marginesie. Złapałeś naszego pędziwiatra.
– Kogo!
– Annabeth. A o kogo może nam chodzić – powiedzieli.
– Tak, ale nie wasz interes. Puściłem im szyderczy wyraz oczu. O nic już nie pytali.
Zaczęliśmy grać. Pierwszą rozgrywkę przegrał David. Wymyśliliśmy, że pocałować Lise córkę Afrodyty. Mina Davida mówiła mi wszystko, pomysł mu się podobał. Drugą niestety przegrałem ja. Już się bałem co im przyjdzie na myśl. I nie przeliczyłem się. Miałem podczas śniadania porwać Ann na barana i odciągnąć ją od pawilonu jadalnego. Już sobie wyobraziłem jak jutro za to oberwę. Następne parę rund przegrał Travis. Mogłem się zemścić – miał ubrać uszy królika przy śniadaniu. Popatrzył tak na mnie jakby chciał zabić. Następną rundę przegrał Connor – miał zrobić kawał domkowi Aresa. Położyć im na stolik sztucznego pająka. Był wielki i owłosiony i miał dokładnie wylądować w talerzu Clarisse. Bawiliśmy się tak aż do północy, później sen wziął górę i zasnęliśmy. Gdybym przewidział co się stanie z tym durnym pająkiem, nigdy bym nie wymyślił tego.
Te z Lukiem wydają mi się ciekawsze. Szybo przysłałaś następny rozdział. Bardzo się cieszę! Interpunkcja! Nie będę za to biła ani groziła, bo sama czasem popełniam błędy (oraz dlatego, że obiecałam, iż nie będę groziła autorom prac). Czekam na więcej! Kawał z pająkiem? Żartować z Clarisse? To musi być ciekawe! WENY! ;-D
(Czyje jest to opko?)
Słuchaj. To opowiadanie jest teksańską masakrą piłą mechaniczną. Dosłownie.
I N T E R P U N K C J A. P Y T A J N I K I.
Proszę Cię. Po przeczytaniu tego tekstu moje oczy po prostu krwawiły. Ogarnij się trochę i zajrzyj czasem do słownika. Może wypisz sobie zasady interpunkcji na kartce i patrz na nie podczas pisania. Innej rady na to nie ma, Anonimowa Koleżanko.
Jestem fanką Luke’a i Lukabeth, ale przedstawiasz ich tu jako płytkich idiotów. Sam sposób, w jaki opisujesz myślenie Luke’a jest karygodny. On jest czujny, jest bogiem walki, jest inteligentny, poważny, przebiegły, spełnia wszystkie warunki by być porządnym herosem. Nie ma cholernych dziesięciu lat, żeby zachowywać się jak Luke w tym opowiadaniu. W Twoim mniemaniu jest płytki i ma umysł dzieciaka z 3 klasy podstawówki. Nie wiem, ile masz lat i na ile rozwinięta jest Twoja psychika, ale pomyśl: przedstawiłabyś tak siebie? Bo ja nie. W Twoim przypadku na tworzenie obrazu psychologicznego postaci jest o wiele za wcześnie, ale spróbuj wykreować chociaż namiastkę. Jak trochę nad tym przysiądziesz, jak tylko trochę pomyślisz – uda się. Po prostu poświęć godzinę, dwie.
Dalsza sprawa… Akcja. Opisy, opisy, opisy. Mówiłam to już jakieś setce osób tutaj, powiem to i Tobie: Twoje opowiadanie wygląda jak lista na sprawunki. Opisujesz jedno wydarzenie po drugim, nie skupiając się długo na żadnym. Wyliczanka, nic więcej. Opowiadanie jest krótkie, a nie ma tam żadnego większego opisu sytuacji. Opisuj, opisuj jak najwięcej, dodatkowy opis nigdy nikomu nie szkodzi. Opis to podstawa opowiadania, koleżanko. Opisuj otoczenie, ludzi, emocje bohatera. Wszystko, co uznasz za istotne. Bez tego jest łyso, beznadziejnie, nudno, a akcja leci na łeb na szyję, by w końcu skończyć rozbita na miazgę u dołu tekstu. No proszę Cię. Chyba umiesz uratować ją od zgonu?
Jak już mówiłam, nie wiem, ile masz lat, więc nie chcę Cię oceniać, ale muszę niestety z przykrością zauważyć, iż zasób Twojego słownictwa jest bardzo ubogi. Czytaj, ile tylko możesz, to bardzo pomaga!
Rzecz, do której też niestety muszę się doczepić, to dialogi. Nieszczęsne dialogi w Twoim wykonaniu. Łyse, sztuczne, wyprute z emocji, pozbawione pytajników, przez co pokojowa Chione ma ochotę zamienić Cię w posąg lodowy… Dodawaj wtrącenia i opisy między dialogami, hej! To nie boli. Naprawdę. Bez tego jest po prostu pusto. Jak masz problem z tym, czy dialog nie zabrzmi przypadkiem sztucznie, wyobraź sobie taką sytuację pomiędzy Tobą, a znajomym/znajomymi i zadaj sobie pytanie, czy takie coś mogłoby mieć miejsce, czy nikt by tak nigdy nie powiedział.
To chyba tyle. Nie poddawaj się.
Nie wiem czy tylko mi, ale wydaje mi się, że czytałem ten komentarz dłużej niż opko. Co do dialogów, to tutaj Choinka ma racje. Jak była „stłuczka” z „bratem” ja nie wiedziałem o kogo chodzi i przez chwile miałem wrażenie, że ktoś się do dialogu dobił. Dawaj czasami wtrącania oddzielone „-…-” by było wiedzieć co mówią i KTO. W sprawie wykrzykników zamiast pytajników. Bardzo mi to przypomina, jak lud górski (nwm jak się odmienia góral xD) mówi w gwarze na szybko. Ogólnie to to wygląda jak streszczenie w pierwszej osobie. Może faktycznie, błędów „literackich” nie ma tutaj, jednakowoż polecam używać jakieś. Na koniec polecę tylko czytać kogoś oprócz Riordana, czegoś bardziej poważnego ale polskiego by udoskonalić zasób słów.
PS. Podpisuj się. Na początku najlepiej, w wstępie. Bez niego całe opko jest puste, a taki pierwszy lepszy czytelnik nie będzie łazić po komentarzach, by dowiedzieć się jaki masz nick, kiedy odpowiadasz Snakix, Pani Luno84.
Choinka… dzięki, kolego.
A mnie się podoba. To jest jak interpretacja wiersza, gdy się śmieszkuje z pseudonatchnienia autora i jego udziwnień z tą różnicą, że tutaj rolę owych udziwnień pełnią błędy stylistyczne. Nawet się uśmiechnąłem jak czytałem.