Cześć,
Przepraszam że długo nie wstawiłam kolejnego rozdziału, ale mam dużo spraw na głowie. Rozdział nie jest dobry i jestem tego świadoma, ale nie potrafiłam poprawić go lepiej. A i tak zdąrzyłam przeczytać go tylko raz przed wysłaniem. Mam jednak nadzieję że mimo wszystko bedziecie czytać kolejne rozdziały.
Pozdrawiam
Rozdział V”Coraz więcej pytań, i coraz mniej odpowiedzi”
Minął ponad miesiąc, odkąt zachorowałam.
Kiedy się ocknęłam byłam w szpitalu, gdzie pracuje moja mama. Potem jakiś lekarz mi wyjaśnili że znalazłam się tam dlatego że dostałam czterdziesto kilku stopniowej gorączki. Udało się im się szybko zapanować nad tym, ale i tak byłam nieprzytomna przez trzy dni. Mama która cały czas nade mną skakała od razu, kiedy się obudziłam zaczęła mi wmawiać że spadłam z łóżka i dlatego miałam lekkie obrażenia głowy. Kiedy to mówiła, doskonale wiedziałam że jeśli wspomnę o tym męższczyźnie, który był u nas w domu tamtego dnia od razu powie mi że to był tylko sen. Ale ja doskonale wiedziałam, że to nie był kolejny sen.
Kiedy leżałam w szpitalu i miałam całodobowy darmowy dostęp do wifi i laptopa, bo mama przyniosła mi nasz domowy sprzęt poszukałam sobie trochę informacji.
Ten mężczyzna wspominał coś o swojej siostrze, a potem powiedział że ma ona na imię Artemida. Jeśli to był grecki bóg, to musiał to być Apollo. Kiedy weszłam na jego opisy na Wikipedii, a następne zobaczyłam obraz z jego wizerunkiem, to to wszystko idealnie odwzorowywało mężczyznę, który spotkał się z moją mamą. Potem uzupełniłam sobie jeszcze informacje o Artemidzie. Doczytałam że podróżowała ona ze swoimi towarzyszkami – łowczyniami, po całej Grecji polując na potwory. Elena wspominała mi coś o nich, ale wtedy skupiałam się właściwie na Artemidzie i nie zakodowałam że miała jakieś towarzyszki. Przypomniałam sobie również wtedy że w jednym z moich snów dziewczyna mówiła coś o łowczyniach Artemidy. Że gdyby się do nich przyłączyła, może nigdy nie wylądowałaby w tej studni. Domniemany Apollo również mówił że jego siostra zawsze chętnie pomagała tym dziewczyną. Prawdopodobnie chodziło o mnie, Biankę i Berenikę. Ale czy nie było więcej takich jak my? Ale co łączy nas wszystkie, niezależnie od tego ile nas jest? Na pewno to że wszystkie wyglądałyśmy tak samo, ale co jeszcze? Tamte dwie dziewczyny które mi się śniły, one… przecież umarły. A ja póki co jeszcze żyłam. Jeszcze.
Myślałam nad tym wszystkim przez dwa tygodnie leżenia w łóżku. I przez ten czas naprawdę uwierzyłam ze greccy bogowie istnieją, a moja mama jest półboginią. Bo gdyby była boginią mieszkalibyśmy na Olimpie, a ja miałabym również jakieś moce. To mi tłumaczyło dlaczego mama była podobna do tego faceta, ponieważ ja wspomniałam wcześniej założyłam że był on Apollem.
Śmiało mogę powiedzieć że przeżywałam chyba w tamtym czasie jakiś kryzys, bo we wszystko co wymyśliłam mocno wierzyłam.
Kiedy już mogłam wychodzić z domu, pierwsze co zrobiłam to pobiegłam do Graniato i sprawdziłam czy spotkam tam di Angelo. Nie zawiodłam się. Kiedy się do niego dosiadłam był lekko zdziwiony, ale już z po chwili normalnie zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się że w sumie mamy kilka wspólnych tematów. Zaczęłam się z nim powoli zaprzyjaźniać, ale na początku tylko dlatego by dowiedzieć się czegoś więcej o Biance ponieważ mój instynkt w kółko podpowiadał mi że ona była jego siostrą. I gdyby tak było, wtedy kilka spraw się by wyjaśniło. Jednak kiedy bliżej go poznałam zrozumiałam że nie jest taki przerażający i niemiły na jakiego wygląda. Krótko mówiąc polubiłam go. A już po kilku wspólnych spotkaniach zupełnie zapomniałam dlaczego zaczęłam z nim rozmawiać. Tak więc od mniej więcej trzech tygodni co jakiś czas się gdzieś spotykaliśmy. I albo Nico pomagał mi w lekcjach (choć nie był on najlepszym nauczycielem), albo po prostu rozmawialiśmy i spędzaliśmy razem czas. Zupełnie go nie rozumiałam. Miał na pewno milion lepszych rzeczy do roboty niż spędzanie ze mną czasu, a jednak spotykaliśmy się coraz częściej.
– Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytał mnie kiedy szliśmy któregoś słonecznego dnia przez Central Park w stronę naszej małej kryjówki – Zwykle taką minę masz jak czegoś jesteś niepewna.
– Wow. Ale ty mnie dobrze znasz – uśmiechnęłam się lekko – To nad czym myślę nie ma kompletnie sensu.
– Dla ciebie może nie mieć, a dla mnie wręcz przeciwnie – powiedział skacząc od jednego cienia do drugiego. Nigdy nie mogłam zrozumieć dlaczego tak nie lubił słońca – No powiedz mi. Przecież możesz mi zaufać
– Kiedy byłam chora i leżałam w szpitalu… – urwałam – Nie. To naprawdę głupie
– Blanka, proszę cię. Martwię się kiedy się tak zachowujesz – powiedział patrząc na mnie pełnym rozczarowania wzrokiem
Spojrzałam na niego przeciągle. Brakowało mi jeszcze tego żeby Nico się o mnie martwił. Ale jeśli mu powiem o co chodzi może stwierdzić że mi odbiło i przestać się ze mną przyjaźnić. A ja go naprawdę lubiłam. I zależało mi na naszej przyjaźni. Westchnęłam cicho.
– Kiedy miałam tak mega dużo czasu do myślenia i w ogóle, wymyśliłam sobie że… moja mama jest grecką półboginią
Nico się o coś potknął i prawie się wywalił na ścieżkę, ale zdołał zachować równowagę, co wyglądało zupełnie jak by cienie pomogły mu ją zachować.
– Wszystko okej? – zapytałam podchodząc do niego
– Tak – powiedział strzepując ręce – Po prostu zaskoczyłaś mnie tym… co właśnie powiedziałaś
– To głupie, prawda? – zaczęłam szybko się tłumaczyć – Ja nawet nie rozumiem jak mogłam coś takiego wymyślić. A potem jeszcze w to uwierzyć.
– U… uwierzyłaś w to – wyjąkał
– Tak. Ale na szczęście już mi przeszło.
Resztę drogi przeszliśmy w krępującej ciszy. Kiedy doszliśmy do miejsca gdzie zwykle się spotykaliśmy odetchnęłam z ulga. Znajdowało się ono w zagajniku, który otaczały niewielkie, ale gęste drzewka i krzaki. Na środku rósł potężny stary dąb, pod którym zawsze siadaliśmy. Teraz również pod nim usiedliśmy. Nie słychać tu było odgłosów miasta, ani nic co zagłuszało by spokój, który nas otaczał. Słychać tu było tylko głosy ptaków, owadów, czy żaby. W tym miejscu czułam się naprawdę bezpieczna, jakby nic złego nie mogło się tu wydarzyć. Zaczęłam rozmyślać nad pewną sprawą, która również nie dawała mi spokoju od kilku dni.
– Dobra w czym mam ci pomóc? – usłyszałam nagle głos Nica
– Co? – zapytałam zaskoczona otwierając oczy
– W czym mam ci pomóc. Zawsze kiedy nie wiesz co z czymś zrobić zamykasz oczy i siedzisz cicho.
– Jejku. Ty naprawdę dużo o mnie wiesz. Powinnam się martwić? – szturchnął mnie w ramie i lekko się uśmiechnął – I… chwila. Czy ty właśnie próbujesz powiedzieć że ja bez przerwy gadam?
– Próbuję się dowiedzieć o co chodzi. O szkołę? Brata? Znów pokłóciłaś się z mamą?
– Chodzi o szkołę – zerwałam kilka stokrotek które rosły niedaleko mnie i zaczęłam im wyrywać bez powodu płatki. Tak wiem, jestem sadystką – No bo na koniec roku, kiedy jesteś w klasie plastycznej musisz stworzyć serię prac. Nie ważne jaką techniką, czy na jakim formacie. Ale wszystkie prace muszą mieć ze sobą coś wspólnego. Jakiś temat, słowo, rzecz.
– Hmm – zamyślił się – I co? Ja mam być na tych wszystkich pracach?
– Nie. Broń boże – wykrzyknęłam – Wyobrażasz z sobie serie obrazów z Nickiem di Angelo? To było by… przerażające – otrząsnęłam się
– Chyba właśnie powonieniem się obrazić – zrobi kwaśną minę
– Ja po prostu chcę żebyś pomógł mi wymyśli tematykę. Skoro już poruszyliśmy ten temat.
– Dobra – siadł po turecku – Portrety najsławniejszych ludzi z Nickiem di Angelo w tle – powiedział dumnie i podniośle
– Nie
– No to… – przebrał pozę myśliciela – Świat według Nica di Angelo
– Nie
– No to może Nico di Angelo…
– Nie! – popchnęłam go tak mocno, że wywrócił się na trawę – Na tych pracach nie będzie ciebie, Nico! Koniec, kropka.
Nico udał że znów się na mnie obraża. Gdybym za każdym razem dostawała dolara kiedy robił naburmuszoną minę byłabym milionerką. Ale teraz chyba tak naprawdę się nad czymś zastanawiał. Ja za to przez ten czas zerwałam jeszcze kilka stokrotek i zaczęłam z nich robić wianek. Miałam wielki plan założenia go na głowę Nica. Byłam mega ciekawa jakby wyglądał w wianuszku ze stokrotek.
– Wiem! – krzyknął nagle, tak głośno ze podskoczyłam w miejscu – Jestem genialny!
– To się jeszcze okaże – powiedziałam sarkastycznie – Co wymyśliłeś geniuszu?
– Co ma być na tych twoich pracach. Mówiłaś mi o tych bogach, więc trochę się na nich znasz, prawda?
– No nie wiem czy można powiedzieć że się znam…
– Ale coś na pewno o nich wesz – kiedy kiwnęłam lekko głowa, kontynuował – No to czemu nie miałabyś narysować serii prac „Greccy Bogowie we współczesnym świecie”?
– Nico? – szturchnęłam go lekko palcem w ramie – Czy ty się dobrze czujesz?
– Precz z łapami! – krzyknął odtrącając moją rękę – A niby czemu nie podoba ci się ten pomysł?
– No bo… sama w sumie nie wiem. Ten pomysł jest…
– Świetny – coś błysnęło w jego oczach. Nie za bardzo mi się to spodobało – No pomyśl. Tacy bogowie w Nowym Jorku? To jest naprawdę genialny pomysł.
– Coś mi w tym nie gra – powiedziałam zamyślona – Tylko nie wiem co.
– Nie myśl o tym, tylko powiedz że przyjmiesz ten projekt.
Zastanowiłam się chwilę.
– Nie mam lepszego pomysłu. A ten jest dość interesujący więc…
– Postanowione. Willowi na bank się to spodoba – uśmiechną się pod nosem
– Właśnie! Wiedziałam że miałam cię o coś zapytać – podniosłam wzrok znad wianka – Skąt ty właściwie znasz Sola?
Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Nic nie mogłam odczytać z jego wyrazu twarzy.
– Z takiego obozu na który razem jeździliśmy – spuścił wzrok – To było wiek temu. W sumie już zapomniałem jak to jest tam jeździć.
– Wieki? A ile ty masz właściwie lat? – zapytałam podejrzliwie
– Myślisz że jestem wampirem? – uniósł pytająco brwi
– Szczerze? Tak – zaśmiałam się cicho, ale on patrzył na mnie z politowaniem – Ale tak na serio, ile ty masz lat?
– A na ile ci wyglądam?
– Trzydzieści, dwadzieścia pięć. Nie wiem
– Pudło. Mam trzydzieści cztery, trzydzieści pięć lat. W sumie nie liczę
Zrobiłam wielkie oczy, i spojrzałam na niego zdziwiona
– Trzydzieści pięć!? I zadajesz się z taką małolatą jak ja?
– Nie jesteś małolatą – powiedział spokojnie – Jesteś ode mnie młodsza tylko o osiemnaście lat. A to w sumie mało.
– Osiemnaście lat różnicy to według ciebie mało?! Trzy, czy sześć lat, to jest mała różnica. Ale osiemnaście? To jest naprawdę dużo.
– Wcale nie – powiedział skubiąc trawę
– Wcale tak – kłóciłam się
– Nie. Nie kłóć się ze mną. Jestem starszy i mądrzejszy. I to ja mam racje
– Ty, mądry? Chyba w snach.
Prawie się wtedy pobiliśmy o to kto ma racje. Uratował nas Sol. Nie wiem jak nas znalazł, ale kiedy wyszedł zza krzaków moja pięść prawe uderzyła w twarz Nica. Ale on cwaniak uchylił się w ostatniej chwili. W następnej sekundzie miał mnie już przerzuconą przez ramię.
– Co wy na lirę Apolla wyprawiacie!? – wykrzyknął Sol kiedy nas zobaczył
– Tłumacze twoje uczennicy że to ja mam rację – powiedział Nico poprawiając mnie sobie na ramieniu
– Wcale nie – krzyknęłam bijąc Nica pięściami po plecach. Nic to jednak jemu mu nie robiło
– Weź jej wytłumacz że to ja mam racje – powiedział jakby od niechcenia
– Postaw mnie! – krzyczałam
– Najpierw przyznaj że miałem racje
– Po moim trupie – założyłam ręce na piersi
– O co wyście się właściwie poklecili? – zapytał Solance
Miałam mu właśnie odpowiedzieć kiedy usłyszałam dzwony w którymś z kościołów.
– Która godzina!? – wykrzyknęłam
– Za dziesięć czwarta – powiedział Nico patrząc na swój zegarek. Nie sprawiało mu trudności trzymanie mnie w jednej ręce
– O kurwa! – krzyknęłam – Nico postaw mnie. Już!
– Ale przecież…
– Postaw mnie idioto! Rodzice mnie zbiją jeśli za dziesięć minut nie będę w domu. A on jest piętnaście przecznic stąd!
– Dobra, dobra – postawił mnie – Ale my jeszcze nie skończyliśmy
– Wiem – krzyknęłam przez ramie biegnąc już przez park w stronę metra
Kiedy wpadłam do mieszkania na zegarze wybiła dokładnie czwarta. Zdyszana głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi.
– Wróciłam! – krzyknęłam na cały głos
– Słyszę – usłyszałam głos mojego brata, dobiegający z salonu. Szczęśliwa rzuciłam kurtkę na podłogę i pobiegłam uradowana do pokoju.
– Wróciłeś! – krzyknęłam rzucając się mu na szyję
– A co myślałaś? Że zjedli mnie w tym Waszyngtonie? – powiedział podnosząc mnie ponad ziemię i przytulając się do mnie. Kiedy mnie postawił uderzyłam go mocno w ramie
– Auł – krzyknął zginając się wpół
– Czemu tak długo cię nie było!? I dlaczego do mnie nie dzwoniłeś!?
– Byłem mega zajęty – powiedział rozcierając ramę – Poznałem w stolicy takiego biznesmena. I zrobiłem dla niego kilka rzeczy
– Koniec z McDonaldem? – zapytałam zachwycona
– Tak. Powiedział że będę mógł zacząć u niego pracować już od września. Tylko że będę musiał wyjechać do Miami
– Tak! Będę miała własny pokój – zaczęłam tańczyć z radości
– Ty podły, wredny, zdrajco! – krzyknął Jack i zaczął mnie gonić po salonie. Uciekłam przed nim z piskiem. Po kilku okrążeniach wokół kanapy złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać. Krzyczałam na niego, piszczałam, śmiałam się, i błagałam o to by przestał. Kiedy w końcu odpuścił, padliśmy wymordowani na kanapę
– Nie mów jeszcze rodzicom okej? – poprosił mnie
– Oki – powiedziałam wzdychając i przytulając się do niego – Ale wiesz że tak naprawdę będę za tobą tęsknić
– Wiem – objął mnie ramieniem i pocałował w czoło – Ale nie przejmuj się. Jeśli wyjadę to dopiero za pięć miesięcy. A przez ten czas może się wydarzyć jeszcze mnóstwo rzeczy
– Za pięć miesięcy pójdę do drugiej klasy – zaczęłam rozmyślać – Dawno skończę siedemnaście lat, kupie sobie nowe sztalugi…
– Będziesz miała chłopaka – Jack westchnął – Ale weź mi go przedstaw zanim wyjadę, bo będę musiał go wcześniej sprawdzić.
Zaśmiałam się cicho i zamknęłam oczy.
– Skąd wiesz że będę miała chłopaka? – zapytałam podejrzliwie
– Po prostu wiem – wyszeptał mi do ucha
Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Potem musieliśmy oboje zasnąć, bo kiedy znów otworzyłam oczy byliśmy przykryci kocem, a na zewnątrz było ciemno. Na ile oczywiście może być ciemno w Nowym Jorku. Cicho i powoli, by nie obudzić Jacka wstałam z kanapy. Mój brat wymruczał coś przez sen, po czym nakrył się jeszcze bardziej kocem i zaczął cicho chrapać. Lekko się zaśmiałam. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam że w kuchni pali się światło. Kiedy podeszłam bliżej wejścia usłyszałam cichą rozmowę rodziców. Przystanęłam w cieniu i zaczęłam słuchać o czym rozmawiali.
– Zdawało mi się że dziś w szpitalu widziałam Willa – mama bębniła palcami o blat. Zupełnie jak ja. Może jednak mam z nią coś wspólnego – Ale to nie ma przecież sensu. Przecież on uczy Blankę plastyki w szkole
– Może ma też etat w którymś ze szpitali – tata był lekko zdenerwowany, co rzadko mu się zdarzało – Mówiłaś mi kiedyś że on jak ty też był uzdrowicielem na tym obozie.
Nastała chwila milczenia. Bałam się że mnie usłyszą i że odkryją że ich podsłuchiwałam. Jednak mama jakąś minutę później znów się odezwała
– Mam nadzieję że nie przeniosą go do mnie, bo wtedy będę musiała pracować razem z nim. A jeśli tak się stanie, to będę musiała zmienić miejsce pracy. To może zagrozić zaklęciu.
– Ale to i tak nie zmienia faktu że on wciąż będzie ją uczył – westchnął – Że też się wcześniej się nie zorientowaliśmy.
– To nie twoja wina. To ja mam pilnować by nic i nikt z… mojego świata nie weszło w nasze życie
– To co robimy? Przeniesiemy ją do innej szkoły?
– To już bez sensu – mama oparła się o oparcie, które cicho zatrzeszczało – Do końca roku zostały niecałe dwa miesiące. Niech już w spokoju skończy tą klasę, a potem będziemy się martwić nad przeniesieniem jej do innej.
Wstrzymałam oddech. Nie chciałam by przenosili mnie do inne szkoły. Lubiłam tą do której teraz chodziłam. Miałam tu przecież znajomych. Nawet nauczyciele byli okej, co się rzadko zdarza. A poza tym, skąd mama znała Willa? I czy jeździła na ten sam obóz co on i Nico?
– Może wyślijmy ją do szkoły z internatem? – zaproponował tata
– Nie mamy wystarczająco pieniędzy
– Coś się zawsze wymyśli. Wyślemy ją w miejsce gdzie TO WSZYSTKO jest o najmniejszej aktywności
– Nie wiem czy to najlepsze rozwiązanie. Wtedy nie będziemy mogli jej przecież pilnować. A poza tym nie wiem czy jest takie miejsce gdzie jest najmniejsza aktywność tych Stworów.
– Racja
Nie wytrzymałam dłużej i weszłam do kuchni. Chciałam zacząć na nich krzyczeć. Zakazać im wysyłania mnie do szkoły z internatem, a nawet przenoszenia mnie do innej w mieście. Chciałam się dowiedzieć skąd mama zna Willa. Czy Nica też zna. Co to znaczy że była uzdrowicielką, i o jakie zaklęcie do cholery chodzi. I co to jest za obóz. Ale kiedy stanęłam przed nimi nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Wszystko dobrze myszko? – zapytał mnie tata. Musiałam mieć naprawdę zdezorientowaną minę
– Tak. Wszystko okej – lekko się uśmiechnęłam – Po… po prostu myślałam że dziś znowu oboje pracujecie i zdziwiłam się że jesteście w domu
Następnie siadłam na kolanach taty, a oni pytali mnie jak spędziłam dzień z Vanessą itd.. Rodzice nie wiedzą że spotykam się z di Angelo i myślą że uczę się razem z koleżankami u nich w domu. Chciałam im dzisiaj powiedzieć że spotykam się Nickiem, a nie Vanessą i w ogóle opowiedzieć im o wszystkich moich wątpliwościach. Ale w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Było ich tak dużo że w sumie nie mogłam wybrać z nich jednego, od którego chciałam zacząć. A z każdym dniem przybywało ich coraz więcej. I więcej. Aż w końcu całe moje życie stało się jednym wielkim pytaniem
Jeśli to jest kiepski rozdział to ja jestem córką Afrodyty, a to byłby świetny żart. Cały motyw jest świetny. Co ja mam sobie myśleć kiedy czytam taki fajny rozdział i stawiam go ciut wyżej od mojego, a ty jeszcze mówisz mi, że jest średni!? Nie wyłapałam jakiś okropnych i niewybaczalnych błędów. Ciekawe kiedy wszystko się wyjaśni! Czy Blanka pojedzie do Obozu Herosów? Czekam na następną część! (DO WSZYSTKICH; proszę zauważyć, iż nie zagroziłam w tym komentarzu ani razu ;-))
Dziękuję, ale i tak uważam że mogłabym napisać to lepiej. 😉 Z obozem to jest skąplikowana sprawa. Wogóle cała historia jest jeszcze bardziej pogmatwana. Ale wszystko się wyjaśni się za 3 rozdziały. A potem będzie już tylko coraz gorzej 😉
U mnie z zagmatwaniem jest podobnie (Pamiec…) 😉
Mój mózg zatrzymał się na informacji, że Nico ma 35 lat ._. Nie wyobrażam go sobie jako dorosłego.
Ale rozdział mi się podobał
Tak wszyscy są już dorośli 😁 Mialam wielka rozkminę kiedy liczyłam ile kto ma lat.