Heja! Wiem, że obiecałam tą część w przyszłym tygodniu, ale przez tydzień leżałam w szpitalu. Spokojnie! Nie mam żadnej eboli itp. Nieee. Mam chorą tarczycę! Prawdopodobnie przez ten wybuch w Czarnobylu… Ale jest już OK. Dostałam prochy (hehe trzynastolatka bierze prochy na serce. W sumie tętno sto dwadzieścia w spoczynku normalnym zjawiskiem nie jest).
Zepsuł mi się ruter, ale tata informatyk ogarnął sytuację (czyt. podłączył stary, a zepsuty odesłał do serwisu).
A co u was? Walczyliście ze szkołą?
Bym zapomniała! Dedyk leci do Isabell22 i Ktoś nie-znajomy za wykreowanie mi trzech postaci: Romy, Lay’sa i Amy. I tak, dwanaście osób do ogarnięcia nawet w opowiadaniu nie jest łatwe. Przekonacie się w następnych częściach (proszę przygotować się psychicznie na masakrę).
Polecam też wam super piosenkę. Taka trochę Margaret ,, Omnie się nie martw”: https://www.youtube.com/watch?v=MJtqimgGTrA
Niech Wena będzie z wami!
– Przemyśl to… Nie wyciągaj pochopnych wniosków…
– Przemyślałam. I nie, nie chodzi o to, że tu nie pasuję. Wszystko składa się w jedną całość. Cząstka Gai we mnie nie jest przypadkiem. JA nie jestem przypadkiem. Znaczy jestem, ale to w innym sensie i bez związku. Przepowiednia mówi o tym, że coś ma się przebić przez Hades. Wyczuwam zmiany. Nie wiem jak. Po prostu to czuję. Chaos chce pomścić moją matkę. Mam przeczucia o mojej śmierci. A ja nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Miałam krew na rękach wielu niewinnych ludzi. Wiem jakie to jest uczucie…
– Ja… nie wiedziałem…
– Nie miałeś skąd. Ale zaczekam do wieczora…
Poczułam napływającą mi do ust kwaśną ślinę. Wykonałam jakiś dziwny, nieskoordynowany ruch prawą ręką i pobiegłam w najbliższe krzaki. Zwymiotowałam. Prawdopodobnie więzienna zupka mi nie posłużyła.
Wdrapałam się na pobliskie drzewo. Następnie wygodnie się usadowiłam na konarach.
– Idź spać i udawaj, że nic nie zrobiłeś. Tylko tak umiejętnie – zastrzegłam.
Nico bez słowa odszedł w stronę domków.
***
Wieczorem wszyscy zebrali się niedaleko drzewa, na którym siedziałam. Sądziłam, że zebrania toczą się gdzie indziej. Dyskusje prowadzone były głównie na mój temat. Kątem oka dostrzegłam wielką dziewiątkę, to jest Percy’ ego, Annabeth, Piper, Jasona, Franka, Hazel, Leona, Reynę oraz Nica. Do Valdeza była przytulona… Kalipso.
Wyglądała całkiem ładnie. Jej rozpuszczone, karmelowe włosy spływały na ramiona. Cerę miała mlecznobiałą.
Poruszyłam się na gałęzi. Tyłek bolał mnie niemiłosiernie, ale nie mogłam zrobić za wiele, by nie zostać zauważoną.
– Trzeba coś z nią zrobić! – usłyszałam krzyki dochodzące z dołu.
Zeskoczyłam cichutko na ziemię i odezwałam się:
– Dyskryminacja, rasizm i wiara w stereotypy. To wami przemawia. – wyłoniłam się z cienia i podeszłam na środek placu – Co w was siedzi? Ja to nie Gaja. Czemu osądzacie mnie na podstawie boskiego rodzica? Spójrzcie, Annabeth i Percy to dzieci bogów, którzy się nienawidzą. A mimo to ci herosi są ze sobą razem od dawna.
– A co się działo wczoraj? Siły nieczyste zaatakowały Nica? – wypalił ktoś z tłumu.
– Di Angelo weź im wytłumacz, bo mi ręce opadają.
Wytłumaczył. I to tak, że wyszło na moje.
– Dzięki. Ktoś jeszcze ma coś do mnie?
Odpowiedziała mi cisza i granie świerszczy.
– No a więc teraz przejdźmy do przepowiedni Rachel… – zaproponował Chejron.
– Tak, tak, jasne. – przysiadłam się do grupki trójki Rzymian: dwóch chłopaków i jednej dziewczyny.
Byli w moim wieku, czyli mieli na oko po szesnaście lat. Pierwszy z brzegu chłopak miał krótkie, poukładane, lekko kręcone, czarne włosy. Jego twarz sprawiała wrażenie poważnej i obojętnej. Ubrany był w fioletową koszulkę z napisem ,, SPQR”.
Drugi chłopak był całkowitym przeciwieństwem pierwszego. Średniej długości, rozczochrane, proste,
blond włosy okalały rozbawioną twarz. Założył żółty podkoszulek z logo ,, Lay’sów”.
Dziewczyna obok której siedziałam również miała proste, blond włosy związane w kucyk. Ubrana była w zwykły, biały t-shirt. Jej twarz była rozbawiona i poważna jednocześnie. We włosy miała wplecione kwiaty lotosu.
Patrząc na nich miało się wrażenie, że są zgraną paczką.
– Jestem Laura, a wy? – przedstawiłam się podając im rękę.
– Roma – przywitał się chłopak w fioletowej koszulce, uścisnął mi dłoń i uśmiechnął się, pokazując piękne, białe zęby – A to jest Amy i… właśnie. Przypomniało ci się? – zapytał chłopaka siedzącego z nimi.
– Nie… – wymamrotał zawiedziony i smutny jednocześnie.
– Dotarł do Obozu Jupiter kilka dni temu z totalną pustką w głowie. Dalej nie wiemy jak się nazywa, ale przyprowadziliśmy go tutaj, bo może coś mu się przypomni. – wyjaśnił Roma.
Zerknęłam na owego pustogłowego.
– To nazwiemy cię Lay albo Lay’s. Masz koszulkę z ich logiem więc utożsamiaj się z tym co nosisz. Bogowie, mówię do ciebie jak do psa. – zauważyłam.
Przyjaciele jak na komendę parsknęli śmiechem.
– Ej! Cicho tam! – upomniał nas ktoś z tyłu przyciszonym głosem.
– Uznani? – zapytałam szeptem.
– Nie, jeszcze nie. Przyszliśmy tu, bo może trafiliśmy nie do tego obozu co trzeba. – odparła Amy. – A ty?
– Uznana – westchnęłam. – Chyba jestem jedynym półbogiem, który wolałby być nieuznanym.
– Czyli kto jest twoim boskim rodzicem?
– Gaja.
– A no tak, mówiłaś na forum. Przekazuję ci moje wyrazy współczucia.
– Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, prawda?
– A więc Rachel, prosimy na środek. – zagrzmiał Chejron.
Elizabeth wyszła i zgięła się w pół. Wokół niej pojawiła się zielona mgła, zaczęły syczeć węże, a Wyrocznia wypowiedziała zmienionym głosem dobrze mi znaną przepowiednię.
Dare zemdlała, a jacyś obozowicze wynieśli ją na bok i zaczęli ocucać. Wszyscy zamilkli.
Wstałam, co spowodowało przeniesienie na mnie całej uwagi i ruszyłam w kierunku mojego domku, by przygotować się do wyprawy.
Z „głębin” ziemi wyciągnęłam na powierzchnię kamienie, które ułożyłam dzięki swojej mocy w napis „żegnajcie”.
Jak zwykle podobalo mi sie. Tez bym cos wstawila, ale nie umiem! Bledow nie wylapalam. Z kazdym rozdzialem idzie ci coraz lepiej! Czekam na nastepny! Weny!
Super, że ci się podoba. Moja redaktorka też wyłapuje coraz mniej błędów (nie umiem wyłapywać swoich byków). Pokazuje mi co jest źle, a ja staram się tego nie powielać. To też jest jakiś sposób nauki.
Z rozdziałami na chwilę obecną mam lekki problem.
Blokada jakaś mi się załączyła. Dziewiąta część ma parę słów i to na razie tyle. -_-
Żadnego pomysłu! Jestem w lesie. Znaczy mam pomysł na ostatnie rozdziały. Wspaniale.
Hiiii! Komentowanie tutaj jest bardzo wenotwórcze! Mój mózg wyczaił o czym będzie ta część. Lecę pisać!
Jak zwykle wciągające. Bardzo mi się podoba i czekam na następne części.
Życzę zdrowia i weny
Dziękuję za dedykację! Ale w sumie Rzym… znaczy Roma był Twój. Hah, nadal pamiętam „tworzenie” Amy i Lay’sa w autokarze na wycieczce 😉
#Best Moments 6: (bo 6 rozdział)
„Przemyśl to… Nie wyciągają pochopnych wniosków…”
„Utożsamiaj się z tym, co nosisz.”
Teksty Laury górą! Jak zwykle miałam bekę… 😉
Laura, która tak sobie o idzie do swojego domku to… no, w sumie typowa Laura. 😉 W sumie to do niej pasuje.
I skoro proces wenotwórczy włącza ci się podczas komentowania, to musisz częściej komentować 😉
Koleżanko, Twoje opowiadanie w niektórych miejscach wciąż brzmi jak lista sprawunków. Jest odrobinkę lepiej, aczkolwiek wciąż musisz bardzo dużo doszlifować. Twoje opisy jeśli są, to są w większości szczątkowe. Pojawiają się dłuższe, ale… tylko ludzi. To mnie martwi. Gdzie otoczenie, gdzie przeżycia? O P I S P R Z E Ż Y Ć W E W N Ę T R Z N Y C H. Błagam Cię. Jestem pewna, że ględziłam Ci o tym też przy pierwszej części czy prologu, czy co to tam było. Nie posłuchałaś. Zlituj się w końcu i zrób mi przysługę, żebym nie musiała pisać Ci tego po raz trzeci, czwarty i piąty, aż w końcu dostanę szału. Twoja bohaterka jest na tę chwilę pozbawionym emocji i wewnętrznych przemyśleń drewnem. Jeśli w ciągu kolejnych dwóch części się nie poprawisz albo przynajmniej nie spróbujesz, ja nie zamierzam dalej czytać. Mnie takie coś po prostu męczy. Jeśli nie umiesz pisać w pierwszej osobie, to po prostu zrób czytelnikom przysługę i nie pisz. Ten tekst brzmiałby rzeczywiście lepiej w trzeciej.
Jeśli piszesz jakiś dialog, nie pozwalaj mu zupełnie wyłysieć. Dodawaj wtrącenia, dużo wtrąceń. Suchy dialog czyta się naprawdę bardzo źle. Między wypowiedziami możesz wstawiać jakieś opisy, na przykład:
„- Na obiad nie ma dziś pierogów – powiedział ze smutkiem Grover.
Z jego oczu wyzierała autentyczna rozpacz. Chciałem go jakoś pocieszyć, powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów.”
Ogółem bardzo sztucznie wychodzą Ci te wszystkie rozmowy między bohaterami. Wyobraź sobie siebie i swoją grupę znajomych i zastanów się, jakby wyglądało, gdybyście prowadzili taką rozmowę: czy byłaby możliwa, czy nikt normalny by tak nie powiedział. To serio pomaga.
Musisz rozwijać zdarzenia, dodawać do nich opisy, bo inaczej akcja leci na łeb na szyję, jak Grover po burrito. Przykładem jest to:
„– Di Angelo weź im wytłumacz, bo mi ręce opadają.
Wytłumaczył. I to tak, że wyszło na moje. —–> nie masz prawa stosować takiego skrótu myślowego w opowiadaniu. Po prostu nie masz.
– Dzięki. Ktoś jeszcze ma coś do mnie?
Odpowiedziała mi cisza i granie świerszczy.”
TAK. SIĘ. PO. PROSTU. NIE. PISZE.
No i polecam i zachwalam słownik interpunkcyjny. Naprawdę bardzo ciekawa lektura.
Będzie dobrze, tylko proszę, pracuj, nie poddawaj się. Stylu nie da się wyrobić po sześciu opowiadaniach, czasem potrzeba nawet stu dwudziestu.
I wygląda na to, że obie podzielamy teraz szpitalny los, droga koleżanko 😛 Życzę nam duuużo zdrowia.
Zgadzam się z Chione. Jest lepiej niż było na początku, bo już się nie denerwuję jak czytam, ale wciąż musisz pracować. Nie poddawaj się, ćwicz i zastosuj się do rad Chione, bo są dobre!
Życzę zdrowia