Cóż, nie było mnie tu… długo, a ostatnia część tego opowiadania wjechała na salony jakieś dwa lata temu. Miała być ostatnią, ale mi się odwidziało. Po prostu nagle zatęskniłam za moją pierwszą serią i ot tak, siadłam do Worda. Na spontanie, bez nerwów, bez presji, że ktoś chce przeczytać kolejną część. I powstało. Dedykacja dla pierwszej osoby, którą tu poznałam i z którą wciąż utrzymuję żywy kontakt – Pallas, jesteś wielka. Musimy napisać kiedyś razem książkę!
Christian
Leżę w ciemności. Wokół mnie panuje gęsta, niemal namacalna cisza. Czuję ją, gdy oddycham. Biały sufit wyciąga ku mnie swe ręce, kiedy spoglądam na niego z dołu. Chce mi się pić, ale nie mam siły wstać. Obok mnie leży czarny jamnik i wydaje się być idealną metaforą mnie. Stracił panią, a ja straciłem dziewczynę. Tak mniej więcej przedstawia się cała ta beznadziejna sytuacja.
Obracam się na drugi bok i przytulam zwierzę. Warczy głośno, ale nie próbuje odgryźć mi ręki. To chyba dobry znak. Tydzień temu moja kostka wydała mu się tak potężnym wrogiem, że musiałem wypić aż trzy kubki nektaru, żeby w pełni odzyskać siły.
Modlę się do Hypnosa. Pamiętam jego dzieci – pijane marzeniami sennymi, wiecznie na mlecznym haju. Nie wychodziły ze swojego domku w Obozie Herosów niemal w ogóle. Miały tam nawet własny szwedzki stół codziennie napełniany jedzeniem przez nimfy. Ci półbogowie byli słabi, kruchej budowy, nie umieli walczyć wręcz. Ich jedyną bronią był wgląd wewnątrz ludzkiego umysłu i świadomości. Ich ojciec zapewniał im wieczny spokój i brak koszmarów. Gdyby spojrzeć na to z takiej perspektywy, byli najszczęśliwszymi heroskami na świecie. Ja też bym chciał. Ale akurat ten jeden bóg nie chce mnie wysłuchać.
Po godzinie walki o sen poddaję się i wstaję z łóżka. Siadam na materacu i przeciągam się. Bolą mnie wszystkie kości, nawet te, o których istnieniu nie miałem zielonego pojęcia. Cebulki włosów także emanują bólem. O matko i córko. Christian, ale z ciebie baba, myślę sobie. Mam na sobie spodnie od dresu i ciepłą bluzę, ale i tak zamarzam. Wzdychając, patrzę na nastawiony na maksa kaloryfer. Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu kapci, ale gdy mój wzrok pada na jej zapomniane i upchnięte w kącie ciapki-żaby, odechciewa mi się. Podnoszę się z mojego łoża egzystencjonalnego cierpienia i na bosaka udaję się do kuchni. Podłoga jest lodowata i wstrętna w dotyku. Igiełki zimna przeszywają mnie od stóp do serca. Dosłownie. Wyjmuję szklankę z szafki i szukam wzrokiem wody. Oczywiście, skończyła się, ale nie byłeś w stanie wstać z łóżka, bo jesteś ciotą – syczy jakiś paskudny głos wewnątrz mojej głowy.
– Zamknij się, proszę – szepczę w kuchenną ciszę.
Patrzę to na naczynie, to na swoją rękę. Mógłbym przecież wyczarować wodę. Czemu nie? To tylko trochę nieszkodliwej magii. Jednak waham się. Nie robiłem tego już dwa miesiące. Nie odważyłem się odkąd ona odeszła. Gdzieś w głębi mnie rósł strach, że skoro życie wymyka mi się spod kontroli, to magia też to zrobi.
Szybko podchodzę do zlewu i nalewam sobie wody z kranu. Nie wydaje się być inna od tej butelkowej lub destylowanej magicznej.
Christianek z krainy czarów zapomniał już jak się czaruje? – Znów słyszę pełen kpiny głos we własnym umyśle.
Ale nie wiem, co mu odpowiedzieć.
Wychodząc z kuchni, zauważam swoje odbicie w lustrze na korytarzu. Z moich mięśni nie pozostało nic. Pod bluzą nie widać już niczego, topię się w niej. Ramiona mam wiotkie, skurczone, sflaczałe, zupełnie jak u piętnastoletniego chłopca. A ilę liczę już sobie lat? Dwadzieścia. Nogi wychudły, jakby zmalały. Twarz jest szara, bez wyrazu, po prostu brzydka. Czarne włosy opadają mi na twarz. To ona zawsze je obcinała. Chyba jestem odwodniony, usta mam szare i popękane. Policzki się zapadły. A oczy? Oczy są czarne, beznamiętne, nie ma w nich niczego.
Nie poznałaby mnie.
Wracam do pokoju i znów zanurzam się w ciemności. Wszystko jest takie wrogie, okropne. Wokół pustka. Pamiętam, jak spała tu ze mną, dłonie obejmujące mnie w pasie i jej spokojny oddech, gdy wiedziała, że nic jej nie grozi. Pies zawsze próbował wepchnąć się pomiędzy nas, ale ja mu na to nie pozwalałem. Po przegranej walce kończył zwykle w kojcu na podłodze. Chyba muszę poprosić Percy’ego, żeby sypiał ze mną. Najlepiej w jednym łóżku, muszę czuć, że nie jestem sam.
I tak mija jedna godzina, druga, trzecia. Moje środki nasenne nie działają. Zadziałajcie, proszę, proszę, proszę. Zaciskam powieki, ciemność oplata mnie jak kokon. D Z I A Ł A J C I E.
Jej dłoń gładzi moje włosy.
Nie jestem w stanie powstrzymać łez. Są zimne i wielkie. Spod rzęs wysuwa się jedna, druga, trzecia. Cała twarz mnie pali, opadające na nie krople są jak deszcz na pustyni.
– Kochasz mnie? – Śmieje się delikatnie i wtula w moją klatkę piersiową.
Wspomnienia zabijają.
Wsuwam się szybko pod kołdrę i szczelnie się nią opatulam. Czuję, jak brakuje mi powietrza, ale to nic. Staram się nie myśleć, nie czuć, nie istnieć. Nie istnieć. Bez niej mnie nie ma.
Jedna owca, druga owca, trzecia owca, czwarta owca.
Przecież to nie pomaga. Hypnosie, pomocy.
W końcu zasypiam.
__________
– A gdybym ci powiedział, że możesz mieć ją z powrotem? Całą i zdrową, kochającą cię. Musiałbyś tylko zapłacić za to cenę. Zgodziłbyś się?
Nie wiem, co się dzieje. Nie mam ciała, jest tylko moja świadomość unosząca się w pustce. I ten głos. Nie jestem pewien, ale to chyba sen. Może jawa, może nocna mara. Chyba, że… rzeczywistość? To nieważne. Odpowiedź i tak w każdej innej sytuacji byłaby identyczna.
– Oczywiście – mówię.
Nie jestem pewna czy dialogi dobrze się zapisały, gdyż na razie zamiast myślników są tu tylko jakieś kropki, ale zobaczymy. Mam nadzieję, że choć troszkę się podobało. Muszę wrócić do wprawy 😀
Buziaki
Chio
Wow! To bylo mega! Nie czytalam poprzednich czesci, ale i tak mi sie diabelnie podonalo! Zdecydowanie masz talent! Czekam na nastepne czesci!
Pierwsza część jest teraz w łapkach mojej bety, a kolejne powstaną raczej szybko, gdyż na obecną chwilę znajduję się w szpitalu i raczej za prędko z niego nie wyjdę 😛
Kiedy zobaczyłam tytuł tego opowiadania, w pierwszej zamarłam i pomyślałam, że ktoś się pod Ciebie podszywa. Tak, niby wiedziałam, że może wkrótce będziemy mogli znowu podziwiać coś spod Twojego pióra, ale nie dowierzałam, dopóki tego nie zobaczyłam na własne oczy.
Co do opowiadania to nie mogę powiedzieć za wiele. Wstęp dobry, był Christian (może i z depresją, ale hej!, był i to się liczy), a do tego tekst jest bezbłędny. Tęskniłam za takimi tworami.
Mam jednak nadzieję, że w kolejnych częściach przejdziemy do bardziej dynamicznej akcji. Tak więc: pisz szybko i zdrowiej, Śnieżynko!
Zawsze twierdziłem, że użalanie się nad sobą jest najprostszym sposobem na napisanie czegokolwiek. Zazwyczaj jedynym, co wtedy utrzymuje mnie przy lekturze jest obśmiewanie pesymistycznych przemyśleń głównego bohatera. Ja natomiast będę pozytwny i powiem, że nawet przyjemnie się czytało, a ilość zastosowanych epizodycznie efektów tylko świadczy o Twoim kunszcie.
Twoje dzieła są jak zwykle niczym dadaiz: fabularnie nijakie, ale stylistycznie wspaniałe.
Nie odrzucaj też możliwości, że się nie znam na pisaniu.
Nie wiem, co się dzieje. Coś dużo tu ostatnio Bardzo Smutnych Ludzi (na kolejnym etapie pojawią się zapewne smutni panowie w garniturach). No, ale przynajmniej będzie się działo, prawda? „Córka Ateny” wróciła, więc nie może być nudno 😛
Mam nadzieję, że nie będzie 😀
Wreszcie nareszcie nadszedł ten czas, kiedy to wraca Córka Ateny… Znaczy, nie wraca, bo nie żyje. Nadal.
Minął już prawie miesiąc od publikacji tej części, a na blogu wciąż nie ma następnego rozdziału. Apeluję o to, aby takowy się pojawił.
Wracając, co to byłaby za CA, gdyby nie jamnik? Wszyscy giną, Mateusz, Ewa, samopoczucie Chrisa, ship, którego Pallas chce, ale jamnik nie, on żyje nadal. Wydaje mi się, czy stał się ciut agresywniejszy?
Każdy chciałby móc zasnąć kiedy chce albo móc NIE zasnąć kiedy trzeba. Cóż, jedna wysłuchana modlitwa mniej = jedna bezsenność, a przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz nie dziwię się, czemu w kościele wszyscy chrapią…
Ból cebulek włosów… Istnieje coś takiego?
Christianek z Krainy Czarów może zaraz skrócić Cię o głowę!
To nawiązanie do spania z Percy’m to podwaliny jakiegoś nowego shipu?
A gdybym Ci powiedział, że przywracanie bohaterów nie zawsze jest dobre, chyba że ginie wtedy ktoś inny?
Cóż, zawsze podziwiałem umiejętność pisania o niczym. Serio. Opisałaś w skrócie: próbę zaśnięcia, jamnika, ciąg dalszy próby zaśnięcia, pójście po szklankę wody, wygląd Christiana, wspomnienie, zaśnięcie, propozycję. A mimo tego rozpisałaś to tak, że akcja wygląda jakby działa się w czasie o wiele dłuższym, bohater wprawia czasem we współczucie, czasem w rozbawienie jego tragicznością i żal się tego Christianka trochę robi. Jak napisał wyżej Mikołaj, stylistycznie wspaniałe, fabularnie nijakie.