Kochani! Dla tych, co czytają, mam wiadomość. W tym miesiącu pojawi się więcej rozdziałów. Nie pozostało mi już zbyt wiele czasu z wami, dlatego chciałabym wysłać jak najwięcej, żebyście mogli przeczytać to, co udało mi się napisać. Proszę, bądźcie ze mną do końca.
Dedykacja dla wszystkich tegorocznych maturzystów! Opowiadajcie jak wam poszło!
♥Annabelle♥
Rozdział V:
Jak wiosna
(Song 1: https://www.youtube.com/watch?v=XLTVhNzour4 – Opening Title)
Serce waliło mu jak oszalałe. Dawno się tak nie czuł. Widząc ją, zalała go fala gorąca. Musiał zrobić cokolwiek, żeby zatrzymać nastolatkę.
Złapał ją za ramię, a ona odwróciła się w jego stronę. Przez moment widział błysk jej niebieskich oczu, a po chwili czar prysł.
Dziewczyna, która przed nim stała, faktycznie miała czarne włosy, ale… inne. Nie były to hebanowe, sprężyste loki Lany, które tak uwielbiał. Nie znał się na fryzjerstwie, ale wiele razy słyszał jak koleżanki komplementują jej włosy. Układały się w świderki, a dziewczyna stojąca przed nim, miała mocno kręcone włosy, podobne do tych, które posiadała Rachel. Może tylko mniej rozwichrzone. Cerę miała oliwkową, a oczy… A oczy były brązowe jak mleczna czekolada. To nie były jej oczy.
Nastolatka musiała być w podobnym wieku, jednak mimo że była szczupła, to dużo wyższa od Lany. Na oko dałby jej metr siedemdziesiąt. Czarnowłosa miała na sobie zwykłe jeansy i białą bluzkę.
„Lubiła białe bluzki.”
Dziewczyna wydawała się dość zwyczajna, zaryzykowałby stwierdzeniem, że przeciętna. Ładna, ale niczym się nie wyróżniała.
Jedno było pewne. Nie była Laną.
Westchnął cicho rozczarowany. Poczuł jak nadzieja, która zdążyła w nim zakiełkować, gaśnie. Ogarnął go smutek i żal.
Ale jak? Jak mógł się tak pomylić? Jak mógł pomyśleć, że to Lana? Przecież… To niemożliwe…
Tysiące myśli kłębiło się w jego głowie.
– Słucham? – spytała dziewczyna i widząc minę chłopaka, uśmiechnęła się zachęcająco
Cody złapał się za głowę. Był ogromnie zawiedziony i zagubiony.
– Przepraszam, pomyłka… – mruknął zmieszany i odwrócił się
– Nie, nie szkodzi! – wypaliła szybko czarnowłosa – Właściwie to…
Cody przystanął i spojrzał na nią pytająco.
– Zgubiłam się. – powiedziała szybko – Wstydzę się spytać o drogę, wszyscy ludzie gdzieś pędzą i wyglądają na niemiłych. Może Ty mi powiesz jak mam dojść na miejsce. – dodała i uśmiechnęła się nieśmiało
Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Miała ładny uśmiech. Taki niewinny.
– J-ja… Jasne. – zawahał się – Gdzie musisz dojść? – spytał pewniej
Brązowooka wydęła policzki, a jemu ponownie serce zabiło szybciej
„Lana tak robiła…”
– Szukam apteki „Cherry’s Pharmacy.” Złożyłam tam zamówienie na leki, myślałam, że trafię, ale… – rozłożyła bezradnie ręce – Słaby zmysł orientacji w terenie. – dodała
Udało mu się nawet uśmiechnąć.
– Nie orientuję się w aptekach, ale myślę, że mijałem jakąś po drodze.
– Och, czyli chyba idę w dobrą stronę! – ucieszyła się
– Zawsze można sprawdzić w telefonie. – powiedział i wyjął komórkę
Spojrzał na zdjęcie Lany, które miał na wygaszaczu i na tapecie i szybko zaczął sprawdzać swoje położenie. Stali na rogu, obok The Beekman Theatre. Znał okolicę dość dobrze, mieszkanie rodziców Lany było na Upper East Side, często tu bywał i chodził ulicami. Czasem też skakał cieniem po Nowym Jorku.
– Jak ta apteka się nazywała? – spytał, stukając w ekran
– „Cherry’s Pharmacy.” – podpowiedziała nieznajoma
– Hhmm… To chyba masz szczęście. E 66th St. Trzy minuty drogi prosto. – oznajmił, patrząc na małą mapkę – Nad wejściem będzie czerwona markiza.
– Jej, dziękuję za pomoc!
– Skoro i tak szłaś w tamtą stronę, to beze mnie też byś sobie poradziła. Ale mogę Cię kawałek odprowadzić. – zaproponował bez namysłu
Ugryzł się w język. Co mu strzeliło do głowy? Od kiedy to z niego taki przewodnik i rycerz zagubionych w Nowym Jorku niewiast? Książę na białym pegazie się znalazł. I czemu nagle przejął się tym, czy dzięki pomocy Danny’ego, jego limo na twarzy na pewno zniknęło? Chyba naprawdę oszalał. No, skoro był w stanie pomylić jakąś dziewczynę z Laną, to nie mogło z nim być w porządku.
– Ale… Nie idziesz przypadkiem w tamtą stronę? – spytała nieśmiało
– Właściwie to nie idę nigdzie. Po prostu spacerowałem. – odparł szczerze i ponownie skarcił się w myślach
– W takim razie możesz mi potowarzyszyć. – powiedziała z uśmiechem – O ile nie jesteś gwałcicielem i mordercą. – dodała szybko
– Och nie, tylko mordercą. – powiedział, gdy ruszyli
– To nie ma problemu. – rzekła, wzruszając ramionami – A czy uczynny pan morderca ma jakieś imię? – spytała, a on uśmiechnął się pod nosem
– Jestem Cody. – rzekł i wyciągnął do dziewczyny rękę
– Jestem Lily. – oznajmiła, ściskając lekko jego dłoń
– Więc jestem uczynny? – spytał ciekawy i włożył ręce w kieszenie
– Wiesz… Próbowałam zaczepić trzy osoby, ale nikt się nawet nie zatrzymał.
– Widocznie jesteś mało przekonywująca albo interesująca. – rzucił, a ona się zaśmiała
– No dziękuję. – powiedziała i zagarnęła loki za ucho
– Zawsze do usług. – rzekł i uśmiechnął się szarmancko, za co oczywiście ponownie się skarcił
Ten jego cholerny urok osobisty. To dar i przekleństwo. Ileż to miał w życiu problemów przez swój wygląd. Same utrapienia ze strony niewyżytych nastolatek. I kobiet.
– Mieszkasz gdzieś w pobliżu? – spytała, bawiąc się lokami
– Hmm… Można tak powiedzieć. – odrzekł wymijająco, a ona przygryzła dolną wargę
Dyskretnie obserwował każdy jej ruch. Była taka… Taka podobna do niej. Jej gesty, mimika, sposób w jaki mówiła, czy nawet chodziła. To wszystko przypominało mu Lanę.
– A Ty to często się tak gubisz?
Zaśmiała się rozbawiona.
– Rzadko wychodzę z domu. Moi rodzice są bardzo nadopiekuńczy i jeszcze nie pozwalają mi samej wychodzić. – powiedziała niepewnie, bawiąc się dłońmi
– Yhm. – mruknął i zatrzymał się – To chyba tu. – dodał, wskazując na czerwoną markizę
Lily wyjęła kartkę z torebki i coś przeczytała.
– Tak, dziękuję Ci bardzo.
– Nie ma sprawy. – rzucił luźno
– Miło było Cię poznać, Cody. – wyznała nieśmiało
– Nawzajem Lily. – powiedział, patrząc w jej brązowe oczy
Nastolatka speszyła się i poróżowiała na twarzy.
– To jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. – wydukała i podeszła do drzwi, potykając się przy tym
– Tak, do zobaczenia. – odparł rozbawiony i pomachał jej
Lily weszła do apteki, a on po chwili poszedł dalej przed siebie. Rozmyślał o spotkaniu z nią.
„Lily…”
Mógł przysiąc na Styks, że kiedy ją mijał, wyglądała jak Lana. Ale nią nie była. Zdecydowanie nie. Lily była śmiertelniczką, był tego pewny. Miała w sobie coś… Coś, co go od razu zaintrygowało. Tylko co?
Wciąż nie mógł sobie wybaczyć tej fatalnej pomyłki. Chyba naprawdę zwariował. Bo jak inaczej wytłumaczyć to zdarzenie? Jej oczy… Oczy, które wciąż żyją…
„Może to jakiś znak?”
~*~
– Dziewczyny, przestańcie już. Mówię poważnie. – powiedział zmęczony Danny
Danielle i Rose dalej się chichrały i przedrzeźniały chłopaka. Blondyn westchnął ciężko.
– Wiecie, że was uwielbiam, ale dajcie mi spokój.
– Od kiedy to Ty chcesz spokoju, co?
– Właśnie! Ty przecież zawsze musiałeś być w centrum uwagi.
– „Patrzcie na mnie! Patrzcie na mnie! Krzyczę i biegam bez koszulki!”
– „Jestem synem Apolla, patrzcie na mnie! Jestem taki zdolny!”
– „Mam ręce, które leczą! Ej maleńka, czy mam uleczyć Twoje serce?!”
Dziewczyny śmiały się jak głupie i pokładały na ziemi. Na początku Danny zachowywał powagę i starał skupić się na książce, ale w końcu nie wytrzymał i też się zaśmiał.
– Zaraz dostaniecie po łbach, obiecuję.
– Oj Danny! No nie bądź taki!
– Możecie mnie nie szczypać?
– Wolisz łaskotki?
– Dziewczyny! – krzyknął zniecierpliwiony, a one ponownie się zaśmiały – Brałyście coś?
– Nie, ale możesz nam coś przepisać.
– Tak, panie doktorze.
– Dostaniemy jakąś receptę?
– Dostaniecie po głowach. – rzekł rozbawiony
Nastolatki ciągnęły go za włosy, tarmosiły i szczypały.
– Jesteście nienormalne.
– No już dobrze, dobrze.
– Ucz się, a my pójdziemy popływać nago w jeziorze. – rzuciła Rose, a Danny szybko zamknął książkę
– Jestem gotowy na kąpiel! – krzyknął, a one ponownie się zaśmiały
– Żartowałam głuptasie. – powiedziała córka Afrodyty, a on spojrzał na nią morderczym wzrokiem, prychnął zawiedziony i otworzył podręcznik
– Kobiety. Wszystkie takie same. Zrobicie człowiekowi nadzieję, a potem co?
– Oj, nie unoś się tak!
– Będę!
– Ech… – westchnęła Rose i wyciągnęła się na kocu – Fajnie, że chcesz pracować w szpitalu. Może gdyby mój tata był lekarzem, zainteresowałaby się nim Atena, a nie Afrodyta. – dodała, patrząc w niebo
Danny i Danielle spojrzeli na nią uważnie.
– A co jest nie tak w mamie Afrodycie? – spytał ciekawy chłopak
Blondynka wzruszyła ramionami.
– Niby nic, ale… – zwiesiła głos – Chyba nie ma się czym chwalić
– To znaczy? – dopytywał Danny
Rose wywróciła oczami.
– Wiem jak ludzie reagują, kiedy dowiadują się, czyją jestem córką. „Pusta lala.” „Ślicznotka.” „Fajna dupa.”
Danny zaśmiał się.
– Widzisz?! – krzyknęła Rose i uderzyła go w ramię
– Przepraszam, mów dalej.
– Nie ma o czym. – mruknęła – Nikt nie traktuje mnie poważnie. Bo jak traktować poważnie kogoś, kto wygląda tak jak ja?
– To znaczy ładnie?
– To znaczy tępo. – poprawiła chłopaka – Ludzie myślą, że twarz to jedyne co mam do zaoferowania.
– Eee… A spoko tyłek i ładne nogi?
Rose i Danielle równocześnie zaczęły okładać Danny’ego pięściami.
– Ała! Żartowałem przecież! Wcale nie masz aż tak fajnego tyłka! – powiedział w obronie, a dziewczyny pobiły go jeszcze mocniej
– Nie pomagasz.
– Sorki, chciałem Cię rozśmieszyć. Ale od teraz powaga, obiecuję.
Rose nabrała głębiej powietrza.
– Rozumiesz o co mi chodzi. Ludzie myślą, że bycie dzieckiem Afrodyty łączy się jedynie z byciem ładnym, pustym i zołzowatym.
– Rose, nie jesteś zołzowata. – powiedziała pewnie Danielle
– Drew jest. – mruknęła niebieskooka, a przyjaciele pokiwali głowami
– Hhmm… Ostatnio chyba chciała mnie poderwać. – rzekł Danny, patrząc w niebo
Obie dziewczyny uniosły brwi i spojrzały na blondyna podejrzliwie.
– Słucham?
– Drew Cię podrywała? Kolejny dowód potwierdzający to, że jest niezrównoważona psychicznie.
– Teraz to ja się czuję gorszy… – burknął
– Ej, nie czuję się gorsza, tylko… No dobra, czasem czuję. – poddała się Rose
– Ale dlaczego? – spytała Danielle – Jesteś piękna, zgrabna, atrakcyjna i…
– I? I co? I nic więcej. – przerwała jej załamana, a córka Ateny spojrzała na nią z politowaniem
– I jesteś kochaną osobą, pełną empatii i wrażliwości. Masz piękną duszę. O! – powiedziała zadowolona, a Rose uśmiechnęła się lekko
– Sądzę, że nie powinnaś wstydzić się mamy. – rzekł Danny, dalej spoglądając w niebo – Ja przez wiele lat nie wiedziałem, czyim jestem synem. Pragnąłem uznania, nieważne przez kogo. Byłem pewien, że bez względu na to, na kogo padnie, będę szczęśliwy. Jestem dumny, będąc dzieckiem Apolla. To prawda, że wiele razy narzekałem na swoje rodzeństwo, ale…
– Głównie na Jessy’ego. – wtrąciła cicho Danielle
– Zarozumialec. – mruknął Danny – Ale rodziny się nie wybiera. Pogodziłem się z tym i cieszę się, że mam chociaż ich.
– Och, ale wy jesteście wszyscy tacy zdolni! Spójrz na siebie!
– Jestem wspaniały, wiem. – rzekł skromnie
– Umiesz grać, komponować, śpiewać, pisać, strzelać, leczyć, jesteś też dobry w sportach, a Ty Danielle jesteś taka inteligentna! Zawsze wiesz co powiedzieć, znasz odpowiedź na wszystko, każdy wie, że jesteś mądra i nikt tego nie podważy? A ja?
– Ej, ej! – powiedział Danny, unosząc ręce – To nie jest dokładnie tak! Jasne, jeśli chodzi o Danielle, to się nie mylisz. Jest niska jak krasnoludek, ale mądrością przewyższa Guliwera. – dodał i potarmosił blondynkę po włosach
Danielle uśmiechnęła się i pozwoliła synowi Apolla mówić dalej.
– ALE! U mnie to wygląda zupełnie inaczej! To nie jest tak, że od zawsze byłem dobry we wszystkim. Kiedyś byłem niski, chudy, nie potrafiłem walczyć, strzelać i nawet nie wiedziałem ile kości ma człowiek. Żeby osiągnąć to, co mam teraz, musiałem codziennie ciężko trenować. Pracowałem nad sobą i starałem się ze wszystkich sił. Nic nie przyszło mi samo. Czasami nie spałem całą noc, bo ćwiczyłem.
– To prawda. Wiele razy widziałam jak Danny przez kilka godzin strzela z łuku. – wtrąciła Danielle
– No właśnie, więc… Zaraz… Naprawdę mnie widziałaś? – spytał i spojrzał na blondynkę
Nastolatka poczerwieniała na twarzy.
– Danny, mów dalej. – ponagliła go Rose, a on skupił się na niej
– Tak, tak. No i… – zamyślił się – Sądzę, że wszystko zawdzięczam sobie i swojej determinacji. Nigdy się nie poddawałem i dążyłem do celu. Nie przestanę czegoś robić, kiedy będę zmęczony. Przestanę to robić, kiedy skończę. Moja siła płynie z serca. – rzekł dumnie, a obie dziewczyny się uśmiechnęły
– Ładne…
– To nie pochodzenie decyduje o tym, jacy jesteśmy, tylko my sami. To my wybieramy własną drogę, którą chcemy podążać. Więc jeśli zależy Ci na tym, by ludzie inaczej Cię postrzegali, to musisz sama to zmienić. – oznajmił pewnie
Rose z uśmiechem kołysała się na kocu i wpatrywała się w białe obłoki.
– Chyba masz rację Danny. Wiesz, jesteś całkiem mądry.
– Nie jestem pewien, czy to komplement, ale dziękuję.
– Hej, skoro mogę być kim chcę, to może zostanę prawnikiem? Jak w tym filmie „Legalna Blondynka.” W końcu, mam na nazwisko Woods. To zobowiązuje!
– Nie, nie. Do tego musisz mieć małego pieska w spódniczce. – powiedział zdecydowanie Danny, a obie blondynki się zaśmiały
– Myślę, że byłabyś cudownym prawnikiem.
– Hhmm… Już to sobie wyobrażam. Idealnie skrojona garsonka, szpilki i okulary. Prawdziwa bizneswoman.
– A dlaczego okulary?
– W nich będę wyglądać mądrzej. – powiedziała jakby to było oczywiste, a oni pokiwali ze zrozumieniem głowami
– Twoja mama na pewno byłaby z Ciebie dumna. Pamiętaj, nie wstydź się jej.
– Dokładnie. Twoja mama jest starsza od Ateny i Apolla. Nawet od Zeusa. Narodziła się przed nimi wszystkimi i jest naprawdę bardzo potężna.
– Miłość to potęga… – zgodziła się Rose – Jej, dziękuję wam. Poprawiliście mi humor.
– Nie ma sprawy laleczko! W końcu nie bez powodu ludzie mówią, że jestem wspaniały!
– Nikt tak nie mówi…
– Cicho Danielle!
Córka Ateny pokazała mu język.
– To jak z tym pływaniem nago w jeziorze? – spytał blondyn i potarł ręce
– W kwietniu? Oszalałeś?
– A co to takiego? Ja przecież jestem taki gorący… – westchnął
– Och słoneczko, chyba sodówka Ci do główki uderza.
– Nie, to nie! Wracam do nauki! Żegnam miłe panie! – powiedział i osłonił się książką
– Maruda…
– Dzieciak…
– Słyszałem!
– I dobrze!
– Ech… Kobiety…
REKLAMA
(Olimp. Sala balowa. Bogowie chodzą poprzebierani za zwierzątka. Piją, jedzą, tańczą i dobrze się bawią. Do stołu podchodzi Afrodyta w kostiumie różowego kota. Ma też uszy, ogon i wąsy.)
– Cześć kociaku!
(Afrodyta odwraca się i widzi Aresa, który przebrany jest za czarną pumę. Bogini uśmiecha się i posyła całusa.)
– Wyglądasz zabójczo maleńka. Co Ty na to, żebyśmy skrzyżowali nasze gatunki?
– Mrrr…
– Mrrr…
– Och, dajcie spokój!
(Do flirtujących bogów podchodzi Atena, która przebrana jest za zebrę.)
– Chciałam się napić, a teraz przez was zaraz zwymiotuję! Dzięki!
(Afrodyta wtula się w Aresa i żadne z nich nie przejmuje się Ateną.)
– Kochanie, Twoje wąsy mnie łaskoczą.
– Jesteście straszni. Powiem wszystko Hefajstosowi!
(Atena krzyczy i rzuca kieliszkiem z nektarem.)
– Moja droga, czy nikt Ci nie powiedział, że te paski Cię pogrubiają?
(Bogini mądrości krzyczy z wściekłości i odchodzi.)
– Kto tu rzuca szkłem?!
(Do stołu podchodzi Dionizos, który ma na sobie strój kury. Cały jest w pierzu i ma problemy z chodzeniem przez kurze nóżki.)
– Atena!
– A to niedobra dziewczyna! Powiem wszystko tacie!
– Kukuryku!
– Chcesz dostać w dziób?
– Ej, bo zrobię z Ciebie rosół!
(Dionizos gubi się w tłumie. Afrodyta i Ares znikają w tajemniczych okolicznościach. Bogowie tańczą i śmieją się. Przebrany za niedźwiedzia Zeus popija nektar i rozmawia z Posejdonem, który ma na sobie strój pająka. Wszyscy wiedzą, że zrobił to, by wkurzać Atenę.)
– No i ja jej wtedy mówię: „Skarbie, kocham tylko Ciebie.”
– Hahahaha! Dobre! Ja ostatnio do swojej: „Kochanie, oczywiście, że uwielbiam Twoją matkę!”
– Hahahaha! Ty krejzolu!
(Podchodzi Hades w kostiumie krokodyla i przyłącza się do żartów braci.)
– To ja do swojej mówię tak: „Ależ skarbie! Bardzo chętnie zjem w niedzielę obiad u Twojej matki!”
– Hahahaha!
– I pojechałeś?
– Tsa…
– Hahahaha!
(Bogowie dowcipkują i śmieją się ze wszystkiego. Nagle Posejdon zauważa Artemidę, która przebrana jest za grubą świnię.)
– O cholera! Co to jest?!
(Posejdon wygląda na nieco przestraszonego.)
– No locha!
– To jest locha?!
– Patrzcie jaki niedowiarek! To co to jest, jak nie locha?! Artemido! Chodź do tatusia!
(Do bogów doczłapuje się rudowłosa dziewczynka. Posejdon obchodzi ją z każdej strony i przygląda się uważnie.)
– No teraz to chyba locha! Podobna do Ciebie!
– No masz, mojego wyrobu! Jeszcze kilka lat i będzie jak mamusia!
(Zeus mówi to pewnie i rękoma zatacza koło wokół siebie, co ma zobrazować wielki brzuch. Bogowie znów się śmieją, a Artemida się wścieka i odchodzi.)
– Ty! A gdzie w ogóle jest Twoja stara, co?
(Zeus mruży oczy i rozgląda się w tłumie.)
– Widzicie tą seksowną lisiczkę tam?
(Pyta i pokazuje atrakcyjną kobietę, która stoi do nich tyłem. Posejdon szczerzy się zadowolony, a Hades poprawia włosy.)
– Widzę, widzę!
– Yhm… Hera jest tą zieloną krową obok.
– Uuu… Przykro mi.
– Tsa… Mi też.
(Bogowie wzdychają ciężko i opróżniają swoje kieliszki.)
PO REKLAMACH
(Song 2: https://www.youtube.com/watch?v=Hf_yze5Uw8U – Goodbye Inst.)
Wracał właśnie z Green Wood Cementary. Opuścił Brooklyn autobusem, a potem spacerował po Manhattanie. Pogoda dopisywała i ósmy dzień maja zapowiadał się całkiem nieźle. Szedł powoli, w uszach miał słuchawki i patrzył pod nogi. W jego głowie kotłowała się jedna myśl. „Miłość jest bolesna.” Cała ta miłość była bólem. Zastanawiał się, czy to uczucie zniknie, czy pozostanie z nim na zawsze. Po tylu miesiącach cierpienia, nie wyobrażał sobie już życia bez smutku.
„Nie przepraszaj, bo czuję się jeszcze gorzej. Spójrz na mnie ten ostatni raz. Obdarz mnie uśmiechem. Tak, bym mógł pamiętać o Tobie w chwilach smutku i rysować Twą twarz w mej pamięci. Mój egoizm, który nie pozwolił Ci odejść, zamienił się w obsesję, której stałaś się więźniem. Czy mocno Cię zraniłem? W odpowiedzi słyszę ciszę. Czemu jestem taki głupi? Czemu nie mogę Cię zapomnieć? Przecież i tak już odeszłaś. Niczym wypalony płomień, który siał destrukcję, tak skończyła się nasza miłość. Cierpię, lecz od tej pory będziesz dla mnie wspomnieniem. Kochałem Cię. Kocham Cię. Z dnia na dzień mój niepokój rośnie, a wspomnienia o Tobie coraz bardziej bledną. Na naszych wspólnych zdjęciach uśmiechasz się promiennie, nieświadoma zbliżającego się pożegnania.”
Zachciało mu się pić, więc wstąpił do supermarketu. Włóczył się pomiędzy alejkami, wymijał sklepowe wózki i krzyczące dzieci, które namawiały rodziców na słodycze. Zatrzymał się i omal nie przejechała go ta dziwna maszyna czyszcząca podłogę. Przez słuchawki w uszach, oczywiście nie usłyszał nawoływań pracownika.
Ustał przed potężnym regałem z napojami. Bez namysłu sięgnął po butelkę zwykłej wody i skierował się do wyjścia. Chciał szybko wyminąć dział ze słodyczami, by nie musieć znów oglądać płaczących brzdąców, kiedy nagle zauważył dziewczynę z kręconymi, czarnymi włosami, która oglądała żelki.
Mógł odejść. Mógł po prostu iść dalej swoją drogą, tak jakby jej nie zauważył, ale nie potrafił. Nie umiał jej zignorować, tak samo jak nie umiał zignorować tej zbieżności.
Podszedł bliżej, by lepiej się przyjrzeć. Lily miała na sobie czarną bluzkę z rękawem do łokci i jasne jeansy. Włosy sięgały jej prawie połowy pleców. Ładna twarz wyrażała zamyślenie, czego oznaką była niewielka bruzda na czole i wydęta warga.
– Cześć! – wypalił szybko
Momentalnie odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko. Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, a w brązowych oczach zatańczyły wesołe ogniki.
– Cody! Cześć! – powiedziała i zagarnęła niesforny kosmyk za ucho
„Więc mnie pamięta…”
– Co za spotkanie! Fajnie Cię widzieć! Jesteś na zakupach? – spytała szybko i poczerwieniała – Jasne, że jesteś, to przecież supermarket. – dodała zmieszana i poczerwieniała jeszcze bardziej
Chłopak uśmiechnął się rozbawiony.
– Wpadłem tylko po coś do picia. – oznajmił i spojrzał na sklepowy koszyk, który leżał na ziemi u stóp dziewczyny – Za to Ty chyba robisz zapasy. – dodał, a ona się zaśmiała
– Rodzice w końcu pozwolili mi iść samej na zakupy. – powiedziała i wyjęła jakąś kartkę z tylnej kieszeni spodni – Mam tu listę. – dodała i zamachała świstkiem papieru
– Twoi rodzice przewidują apokalipsę zombie? – spytał i potarł się po brodzie, a ona ponownie się zaśmiała
– Nie! Będziemy mieć gości, więc mama potrzebuje dużo jedzenia. Nie przewidziałam tylko, że to będzie takie ciężkie. Gdybym wiedziała, wzięłabym wózek. – powiedziała, pchając nogą koszyk
– Daj, pomogę Ci. – rzekł chłopak i podniósł koszyk
– Jej, dzięki.
– Nie ma sprawy. Co tam jeszcze masz na tej liście?
– Hhmm… Na pewno nie żelki, ale mama pewnie zapomniała, żeby je tu dopisać. Żelki są przecież obowiązkowe! – powiedziała ożywiona i położyła ręce na biodrach
„Żelki… Kolorowa kropka na żelki w czarnym sercu…”
– Nie wiesz, które wybrać? – spytał i ustał obok
Spojrzał na wielobarwne słodkości.
– Och, te wyglądają jak słoneczka i chmurki! Chcę te! – powiedziała i wskazała ręką na paczkę nad głową bruneta
Chłopak sięgnął po żelki i podał je brązowookiej. Ta uśmiechnęła się i włożyła słodycze do koszyka.
– Co dalej?
Lily spojrzała na listę.
– Makaron kokardki. Dwie paczki.
– Nie mam pojęcia, gdzie tu jest makaron. – przyznał otwarcie syn Hadesa
– Ja też nie.
– Chodź, poszukamy.
Znów przeklinał w myślach swoją głupotę. Na co mu to? Przecież mógł sobie pójść. Dlaczego się zatrzymał? Nie widziała go, mógł spokojnie zniknąć. Ale nie. Jemu zebrało się na zakupy. Szukanie brokułów i wybieranie najlepszego, od zawsze było jego skrytym marzeniem, tylko nikomu o tym nie mówił, bo się wstydził. Od dawna też pragnął posiadać kod na pomidory. To był jego życiowy cel.
– Doniesiesz się z tymi zakupami? – spytał niepewnie, gdy już wyszli na zewnątrz, a ona pokiwała głową
– Zaraz mam autobus do domu. Dam radę. – powiedziała i machnęła ręką
Mógł zaproponować, że chociaż odprowadzi ją na przystanek. Mógł też zaproponować, że podwiezie ją swoim autem, które gdyby tylko chciał, pojawiłoby się na parkingu przed supermarketem, ale powstrzymał się. Lepiej nie przesadzać.
– W porządku. To ja idę. – oznajmił
– Ok, dziękuję za pomoc. Miło było Cię widzieć.
– Ciebie też. – powiedział, odwracając się
Zrobił krok. Potem drugi.
– Zaczekaj!
Uśmiechnął się triumfalnie, ale szybko spoważniał i odwrócił się w stronę dziewczyny. Spojrzał na nią pytająco.
– Tak sobie teraz pomyślałam… Jutro w mojej szkole organizowany jest festyn z okazji dnia założyciela. Będą różne przedstawienia, konkursy, występy taneczne, zawody sportowe i dużo jedzenia. To dzień otwarty, więc każdy może przyjść. Mamy wszystkich zapraszać. Może… Może chciałbyś wpaść? – spytała nieśmiało i podrapała się po łokciu
Powinien odmówić. Powinien się wykręcić, tak jak zawsze to robił, gdy ktokolwiek gdziekolwiek go zapraszał. Ale nie zrobił tego. Zrobił za to coś, co zaskoczyło go samego.
– Brzmi fajnie. – rzekł wzruszając ramionami – Gdzie to dokładnie jest? – zapytał, a na twarz Lily wypłynął uśmiech
– Wiesz co, może napiszę Ci dokładny adres i godzinę i jakoś się zgadamy?
– W porządku. Podam Ci mój numer i w razie czego będziemy w kontakcie. – oznajmił, a ona pokiwała głową
Dziewczyna wyjęła komórkę i gdy była gotowa, wbiła wyrecytowane przez bruneta liczby. Następnie pożegnali się i każde z nich odeszło w swoją stronę.
Nie żałował swojej decyzji. Wierzył, że to musi być jakiś znak. To w końcu Nowy Jork. Tu spotkanie dwa razy tej samej osoby, w dodatku w przeciągu paru dni, graniczyło z cudem. Skoro więc oni znów na siebie wpadli, nie mógł to być przypadek. Oni mieli się zobaczyć.
Idąc, uśmiechał się i myślał nad tym, że gdy wróci, musi znaleźć i naładować swój telefon.
~*~
HEROSOWE CIEKAWOSTKI
20. Percy w systemie szybkiego wybierania, pod jedynką ma mamę.
21. Lana lubiła długo spać i oglądać horrory.
22. Ulubionym zwierzęciem Danielle jest panda.
23. Lana, Jake, Cody, Danny i Danielle mają grupę krwi 0.
24. Jake ma urodziny w czerwcu.
25. Lana była twarzą marki Meybelline.
26. Fani Danny’ego nazywają go „Blond Słoneczkiem,” „Blond Aniołkiem,” lub „Złotym Chłopcem.”
27. Percy miał problem z zaakceptowaniem Tysona jako brata.
28. Ulubione kolory Lany to czerwony, biały, czarny, złoty, różowy, niebieski i zielony.
29. Cody jest romantykiem.
30. Cody narzeka, że Danny jest bardzo niechlujny i wszędzie robi bałagan.
31. Lana interesowała się Azją, uczyła się kilku języków.
32. Annabeth ma cechę przywódcy, lubi dowodzić.
~*~
Dzień później…
Szli według mapy w Internecie i rozglądali się wokół, by mieć pewność, że jednak się nie zgubili. Pogoda była piękna, w sam raz na taką okazję. Słońce świeciło. Dla Danny’ego to była jedna z najistotniejszych rzeczy. Szedł luźno, trzymając ręce w kieszeniach i przyglądał się przyjacielowi, który uparcie wpatrywał się w ekran telefonu.
Co sobie myślał? Cóż, gdy usłyszał od Cody’ego propozycję wyjścia, był zdziwiony. A jeszcze bardziej był zdziwiony, gdy dowiedział się gdzie i z kim mieliby się spotkać. Był w szoku i z początku patrzył tępo na przyjaciela. Dopiero kiedy został wtajemniczony we wszystkie szczegóły, zrozumiał o co chodzi. Jednak to dalej była nowość. Cody. Jakaś dziewczyna. Szkolny festyn. Jeszcze kilka dni wcześniej, powiedziałby, że za pomocą tych słów, nie można by ułożyć żadnego zdania, które miałoby sens. A teraz proszę! Cody idzie na szkolny festyn z jakąś dziewczyną! Żywą! A jednak cuda się zdarzają! Bogowie musieli wysłuchać jego próśb!
Oczywiście, od razu przystanął na propozycję przyjaciela. Był wręcz zachwycony! Tak dawno przecież nigdzie razem nie byli! To mogła być świetna okazja do rozrywki! Żaden z nich nie brał wcześniej udziału w czymś takim jak szkolny festyn, więc nie wiedzieli czego się spodziewać.
Gdy tylko uzgodnili, że idą, od razu pobiegł do Danielle, by ją zaprosić. Ona również była w szoku, że inicjatorem jest Cody, ale ucieszyła się i z radością zgodziła się pójść. Ona i Danny od rana byli tym podekscytowani.
Syn Apolla z tej okazji ubrał niebieską koszulę w kratę i koszulkę z nadrukami. Rzadko przecież ubierał się w coś innego, niż pomarańczowe uniformy. Na obozie wołali za nim „Pomarańczowy Dres.” Ale on naprawdę lubił nosić te koszulki. Były dla niego ważne. Były symbolem obozu. A on czuł dumę, będąc obozowiczem. Szczycił się tym, że jest synem Apolla i zawsze starał się godnie reprezentować ojca. Dlatego praktycznie zawsze ubierał pomarańcz. Chociaż w lato, bardzo często praktykował chodzenie bez koszulki, co niektórzy też wielokrotnie komentowali. Pan D. krzyczał na niego, żeby coś na siebie ubrał, bo to nie przystoi, ale on go nigdy nie słuchał. Co Pan D. mógłby mu zrobić? Zamienić w winogrona? Pf! Już raz to zrobił! Miał wtedy trzynaście lat i jako dorodna roślinka spędził cały dzień, bo Chejron był akurat poza obozem i nie mógł powstrzymać boga. Gdyby nie wrócił i nie zainteresował się nową dekoracją, Danny mógłby być winoroślą do dziś.
Tak się zamyślił, że prawie wszedł na ulicę, gdy było czerwone światło. W porę zatrzymała go Danielle. Dziewczyna złapała go za rękę i gwałtownie pociągnęła w tył. Blondyn zamrugał i cofnął się o krok. Spojrzał na córkę Ateny. Szarooka puściła go, schowała dłoń za siebie i zarumieniła się lekko. Danny uśmiechnął się i poczochrał Danielle po jasnych włosach.
– Dziękuję malutka. – powiedział szczerze i przyciągnął dziewczynę do siebie
Ta była tak zdziwiona, że nic nie odpowiedziała, tylko wlepiła wzrok w syna Apolla. Ich spojrzenia na krótką chwilę się spotkały. Danny wpatrywał się w jej okrągłe oczy. Nawet nie zarejestrowali, że światło już się zmieniło, a zapatrzony w telefon Cody zostawił ich w tyle. Kiedy chłopaka ktoś niechcący popchnął, Danny złapał córkę Ateny za rękę i ciągnąc ją za sobą, przebiegli przez pasy.
Ostatnio spędzali razem sporo czasu, dzięki czemu Danielle przestała czuć się w towarzystwie chłopaka tak nieswojo. Przełamała nieco swoją nieśmiałość, nie czerwieniła się tak często i nie traciła zdolności mowy, gdy tylko blondyn pojawiał się na horyzoncie. Tylko gdy zdarzały się takie sytuacje, jak ta na przejściu, dziewczynę ogarniał chwilowy paraliż. Na kontakt fizyczny nie zawsze była przygotowana.
Dogonili Cody’ego, który nawet nie zwrócił uwagi, że przez chwilę zostawił ich z tyłu. Dziewczyna poprawiła perłową bluzeczkę z falbankami, którą miała na sobie i przygładziła dłonią czarne leginsy. Po chwili zrównali kroki i całą trójką szli przed siebie.
Zatrzymali się przed gmachem liceum. Przeszli przez zniszczone ogrodzenie i gdy znaleźli się na terenie szkoły, zauważyli tłum ludzi wchodzący i wychodzący z szarego budynku. Wyglądali, jakby się dobrze bawili. Niektórzy nieśli tacki z jedzeniem, dzieci biegały z lodami i balonami, niektórzy mieli na sobie stroje sportowe albo dziwne, rzucające się w oczy przebrania. Przy drzwiach stała dwójka uczniów, którzy witali przybywających, rozdawali im jakieś ulotki, kierowali dalej i udzielali wszelkich informacji.
– Całkiem tu sympatycznie. Czujecie zapach pieczonego mięsa? – spytał Danny i zaczął intensywnie wąchać
– Dopiero przyszliśmy. Powiedz swojemu żołądkowi, żeby jeszcze trochę wytrzymał.
– Mówisz, jakbyś go nie znał. Jeśli każę mu czekać, zezłości się.
– Aha i co wtedy?
– Zje Ciebie. I pewnie się nie naje, bo schudłeś. Więc rzuci się na Danielle. Chcesz, żeby skrzywdził Danielle? Ja nie mogę na to pozwolić!
Blondynka zaśmiała się, a gdy usłyszała burczenie w brzuchu syna Apolla, wyjęła z torebki kilka cukierków i dała je przyjacielowi.
– Jesteś najlepsza! – powiedział zachwycony, a jego oczy zalśniły
– Smacznego! Tylko nie jedz ich wszystkich od razu, bo się udławisz!
– Co ja bym bez Ciebie zrobił? Chyba umarłbym z głodu!
– Nie przesadzaj, to Tylko kilka cukierków. – powiedziała, gdy Danny zabrał się za szamanie słodyczy
– Ale dzięki nim, nie zjem Ciebie. Jestem jak ten wilk z Czerwonego Kapturka. Chcesz być moim Kapturkiem?
– Danny, Twoje propozycje są dziwne. Nie molestuj biednej Danielle. – powiedział obojętnie Cody, dalej wpatrując się w telefon swoimi dużymi, migdałowymi oczami
– Nie molestuję jej! – krzyknął blondyn i zarumienił się
Szarooka zaśmiała się, co jeszcze bardziej speszyło syna Apolla.
– Danny, jesteś taki zabawny!
– Śmieszny. Danielle, on jest śmieszny, a nie zabawny. – poprawił dziewczynę Cody – Lily zaraz tu będzie. – dodał, chowając telefon do kieszeni jeansów
Danny i Danielle spoważnieli i ustali obok chłopaka. Przez cały dzień zżerała ich ciekawość, kim jest owa nieznajoma, która sprawiła, że Cody wyszedł do ludzi. I to na festyn szkolny. Nie mogli się doczekać, by ją poznać, zwłaszcza, że chłopak trochę im o niej opowiedział.
– Zobaczycie ją. Jest… jest taka podobna do niej.
Danny i Danielle wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Tym faktem byli nieco zaniepokojeni. Cody za to wyglądał na trochę zniecierpliwionego. Wyraźnie wypatrywał w tłumie dziewczyny.
Nagle podeszła do nich nastolatka, na oko w ich wieku. Dość wysoka i szczupła, o oliwkowej cerze, ciepłych, brązowych oczach, oraz długich, kręconych, czarnych włosach. Twarz miała ładną, o łagodnych rysach. Wesoły uśmiech nadawał jej sympatycznego wyglądu. Dziewczyna ubrana była w cienką, nieco prześwitującą, zieloną koszulę z kołnierzykiem i guzikami, oraz ciemne jeansy z wysokim stanem.
Nastolatka uśmiechnęła się szeroko i pomachała do trójki półbogów.
– Cześć! – zawołała wesoło
– Cześć Lily. To moi przyjaciele Danny i Danielle. – powiedział Cody, wskazując na herosów ręką
Ci uśmiechnęli się lekko.
– Miło mi was poznać. Cody pisał mi o was trochę. Jestem Lily.
– Nam też jest miło Cię poznać. Ja jestem Danny, a ta mała istotka to Danielle.
Córka Ateny uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń czarnowłosej, co po chwili zrobił również Danny.
– Jej, ale Ty jesteś ładna! – powiedziała ze szczerym zachwytem Lily
– Prawda?! Danielle wygląda jak laleczka! – poparł dziewczynę Danny
– Chyba Chucky! – odparowała blondynka, a oni się zaśmiali
– Ale się cieszę, że przyszliście! Zaraz was oprowadzę i wszystko wam pokażę! Za pół godziny zaczyna się pierwsza konkurencja sportowa. Pójdziemy na stadion, gdzie jest też grill.
– Ooo! I to mi się podoba! – rzekł zachwycony Danny i potarł ręce
– Mamy też ciasta i dużo słodyczy! A sporo dekoracji pozostało jeszcze z wiosennego festiwalu. Cody mówił, że wasz był wspaniały.
– Był? To znaczy… Eee… No pewnie, że był! Był, był! I to jaki był! Mieliśmy te… No… No wszystko mieliśmy! Mówię Ci! Co my tam mieliśmy! – plątał się Danny
– Dobra, już skończ. – zwrócił mu uwagę Cody i wbił mu palec w żebra
Kiedy Lily poszła przodem, Danny zaczepił przyjaciela.
– Co Ty żeś jej nagadał, co?
– A co miałem powiedzieć? Że nigdy nie chodziliśmy do szkoły i nie byliśmy na żadnym festynie?
– Mój tata jest bogiem prawdy, kłamstwo jest złe.
– Więc idź i oznajmij jej to. – burknął brunet – Musiałem przecież coś powiedzieć. – dodał
– No dobra. A co konkretnie jej wmówiłeś?
– Nic takiego. Że chodzimy do tego prywatnego liceum Lany, do którego mieliśmy się zapisać.
Danny zagwizdał z uznaniem.
– Grubo. A jak spyta o mundurek, to co powiesz?
– Że mi go zjadłeś. A teraz chodź już. – ponaglił go
Chłopcy dogonili dziewczyny, które już zdążyły wdać się w rozmowę.
– Ej, zobacz. Stołówka. Ciekawe jak często przeprowadzane są tu walki na jedzenie. – zastanowił się blondyn
Wszystko go ciekawiło. Szafki na kod, przebieralnie, szatnia, klasy, ławki, a nawet ubikacje. Nigdy nie chodził do normalnej szkoły. Dlatego też marzył o pójściu na uniwersytet. Żeby choć zasmakować studenckiego życia.
„Gabinet dyrektora… Coś czuję, że często bym tu trafiał.”
Uśmiechnął się na tę myśl. Potem wyobraził sobie, że za złe zachowanie, dyrektor też zamienia uczniów w winorośle. Byłby piękną winoroślą.
W końcu udali się na stadion, gdzie dopingowali w zawodach szkolną drużynę. Amerykański football. Chłopcy znali zasady, a Danny tłumaczył je przyjaciółce. Jako córka Ateny, szybko je zrozumiała.
– Jak myślisz… Gralibyśmy?
Cody wzruszył ramionami.
– Czemu mam wrażenie, że widzisz siebie w roli szkolnej gwiazdy? – spytał retorycznie Cody, co usłyszały dziewczyny
– Och, no proszę was! Nie wszystkie dziewczyny lecą na tych mięśniaków! – powiedziała Lily
– Ale większość. – wtrącił Danny, na co dziewczyna wywróciła oczami
– To tylko stereotyp. Kapitan drużyny i cheerleaderka zostają Królem i Królową Balu i cała szkoła im zazdrości. – powiedziała i machnęła lekceważąco ręką
– Lana była kiedyś cheerleaderką… – rzekł nagle Danny, patrząc zamyślony w niebo
Cody’ego i Danielle coś jakby przez chwilę sparaliżowało. Otworzyli szeroko oczy i znieruchomieli. Lily natomiast spojrzała ciekawa na blondyna.
– A kto to taki? – spytała i wtedy Danny zdał sobie sprawę z wypowiedzianych wcześniej słów
– Nikt ważny! – wypalił szybko Cody i od razu poczuł mocne ukłucie w sercu
Miał wrażenie, że wnętrzności postanowiły zrobić przemeblowanie i właśnie teraz zamieniają się miejscami. Ugryzł się w język i zacisnął pięści.
Jak mógł to powiedzieć? Jak mógł powiedzieć, że Lana to „nikt ważny?” Jak..? Jak mogło mu to przejść przez usta?
– Och! Punkt! – krzyknął Danny, by zmienić temat i wskazał ręką na boisko
– Nie, wcale nie.
– Och, przewidziało mi się!
– Ojej! – zawtórowała mu Danielle
Cody zatrząsł się przez chwilę. Zrobiło mu się niedobrze. Musiał się przejść.
– Idę do łazienki. – mruknął i szybko odszedł
Danny i Danielle wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Blondyn zagryzł wargę i jęknął cicho. Był zły na siebie, że palnął taką gafę. Bał się, że wszystko zepsuł.
Po pierwszej części zawodów, udali się na przedstawienie. Synowi Apolla bardzo się to podobało. Lubił sztukę, lubił występy na scenie. Podziwiał trud i starania włożone w prace nad spektaklem. Przyglądał się strojom i rekwizytom. Śledził każdy ruch aktorów. Skupiał się na ich gestach i mimice. Siedział jak oczarowany. Cody i Danielle naśmiewali się, że nigdy chyba nie był tak spokojny i wytrzymał w miejscu bez wiercenia się i narzekania.
Syn Hadesa ponownie przyłączył się do zabawy i rozluźnił się. Nie wiedział dlaczego, ale kiedy był z Lily, nie potrafił długo się zamartwiać. Ona była taka wesoła i żywiołowa, że po prostu nie miał czasu na smutek. Rozweselała go, kiedy siedząc, próbowała trafić cukierkiem nauczycielkę chemii. Oczywiście jej to nie wychodziło, ale paru uczniów przypadkowo oberwało. Gdy się odwracali, dziewczyna robiła się poważna i udawała, że w ogromnym skupieniu ogląda przedstawienie.
Lily dużo mówiła. Opowiadała im o każdym przedmiocie, o swoich przygodach w szkole, o znajomych, z którymi spędza czas na stołówce i o wszystkim, co tylko wpadło jej do głowy.
Danny i Danielle bardzo ją polubili. Uznali, że jest miła i sympatyczna. Nie zauważali jednak czegoś, co Cody w niej dostrzegł. Dziewczyna cieszyła się z małych rzeczy. Wystarczyła drobnostka, by wywołać na jej twarzy uśmiech. Czerpała radość ze wszystkiego wokół, korzystała z życia. Była pogodna i ciągle się śmiała. Właśnie tym najbardziej przypominała mu Lanę. Bo Lana też taka była. Pełna życia i energii. Jak wiosna.
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„– Nie lubię, kiedy Chejron wpada na takie pomysły.”
„– To pytanie retoryczne, prawda?”
„– Odmówiła…”
„– Nico jest bardzo fajny!”
„– Danny, nie mów, że też coś żarłeś.”
Rozdział VI:
„Byliśmy tam”
To opowiadanie nie może być „tekstem kultury do matury”, prawda? Bo łapię się na tym, że próbuję podciągnąć je pod co drugi zestaw na ustny polski.
Przyjaźń? „Pamiętnik Heroski”! Strata? „Pamiętnik Heroski”! Komizm? „Pamiętnik Heroski”! Mitologia a świat współczesny? „Pamiętnik Heroski”!
A serio: NIE DAJESZ MATURZYSTOM SIĘ UCZYĆ!!! Codziennie wchodzę tu i sprawdzam, czy nie ukazała się przypadkiem kolejna część. I co? I w końcu ją dostaję.
„Nikt ważny”, BAM! Z jednej strony mam serducho w kawałkach, z drugiej… cholernie się cieszę. Na razie nie wiem, co myśleć o Lily, ale chyba jeszcze ją spotkam, prawda? Fajnie jest czasem mieć na planie śmiertelniczkę. I bogów poprzebieranych za pajączki. I żelki, nie zapominajmy o żelkach!
Arachne, nie orientuję się w tych nowych maturach, ale jedna polonistka powiedziała mi, że uczeń może mówić o czymkolwiek, a nauczyciel w trakcie egzaminu nawet nie ma możliwości sprawdzić, czy przedstawiany tekst w ogóle istnieje. A jeśli istnieje, to chyba nie ma problemu, by go użyć 😀 Z Twoją znajomością lektury miałabyś 100%! 😀 A jaki masz temat? Nie, teraz chyba w ogóle nie ma tematów, tylko się losuje jakieś śmieszne pytanko, prawda? Jak to jest?
Żelki <3 Oficjalnie oświadczyłam, że żelki mają być w mojej trumnie. Żeby było tak sympatyczniej
Jestem ciekawa opinii czytelników na temat Lily. Podzielcie się swoimi uwagami, możliwe, że w ciekawy sposób je wykorzystam.
Na nowej maturze im większe umiejętności i wiedzę posiadasz, tym bardziej masz pod górkę. No, chyba że dobry Bóg obdarował Cię moim pechem. Wtedy możesz być głupia jak but, a przekichane masz i tak. 😛
A co do Lily: nie mogę na razie powiedzieć nic ponad to, że jest niezwykle pozytywna i „normalna”. Chyba właśnie kogoś takiego drużyna teraz potrzebuje. Tylko proszę Cię, nie zmieniaj jej w potwora!
” Nie pozostało mi już zbyt wiele czasu z wami, dlatego chciałabym wysłać jak najwięcej…”
Nie wiem co myśleć. Proszę nie? Czemu? Po luj? A raczej dlaczego? Why? Pleaz sthap. Boje się. Dlaczego? Nie. Na rr? A pisać będziesz prywatnie? Proszę nie?
Jamces, long time no see. Gdzie się podziewasz? Czemu tak ucichłeś? A gdzie Quick? Macie urlop, czy co?
To prawda, czasu mam coraz mniej, ale nie chcę zostawiać niczego bez wyjaśnień. Dlatego w ciągu kolejnych kilku dni wyślę nowe rozdziały.
No nie, czemu Lily musi być podobna do Lany? Nawet jej imię zaczyna się na L! Jak Ty tak możesz torturować biednego Cody’ego, myślałam, że ma zapomnieć o Lanie, a Ty dajesz mu jej kopię ._. Jeszcze nie wiem, czy ją lubię, za bardzo przypomina mi o Lanie, więc chyba nie, ale zobaczymy jeszcze.
Impreza na Olimpie jest świetna 😀 Tylko czemu Artemida przebrała się za świnię XD
Ann, czy Ty kiedykolwiek odpoczywasz? Bo co chwilę wysyłasz kolejne rozdziały.
Nie wiem, po prostu scena ze świnką musiała się pojawić. 😀
Kochanie, odpocznę jak umrę Zamiast narzekać, że wysyłam, powinnaś się cieszyć! :p
Tyle podobieństw, a jednak tyle różnic. Diabeł tkwi w szczegółach.
Kto odpowiada za obsadę? Wywalić go! Najpierw pozbył się Lany, a teraz daje jakąś marną dublerkę!
Tak ogólnie, jak nadopiekuńczy mogą być rodzice, którzy nie pozwalają wyjść 15, 16 czy nawet więcej latce do apteki? No, ale to jednak Nowy York.
Danny spoważniał. Kurde, tego od scenariusza i postaci też będzie trzeba wywalić. Ale małe żarciki były.
No to w której części to pływanie nago w jeziorze?
Powiem Ci, reklama z imprezą bogów ląduje na pierwszym miejscu mojej listy ulubionych reklam z PH. Wyśmienita robota 😀
Tak, wpaść ponownie na jakąkolwiek osobę w Nowym Yorku w ciągu kilku dni to naprawdę wyczyn. No, ale żelki są jednak obowiązkowe!
Może Lily to reinkarnacja Lany na Wyspach Błogosławionych. Jakieś szybkie dorastanie albo nagłe odzyskanie świadomości w wieku nastoletnim. Mimo wszystko, szczerze wątpię.
Łołoło, czyżbym wyczytał wstęp do zauroczenia między Dannym a Danielle? Ale tak na światłach? Przy ludziach?
NIKT WAŻNY?! NIKT WAŻNY??!! NIE NO, DAJCIE MI TU TEGO OD SCENARIUSZA, PO PROSTU DAJCIE, JA GO TYLKO PRZYGWOZDZE DO WULKANU PRĘTAMI TAK, ZE TE BEDA SIE CO CHWILE NAGRZEWAC, TAK ZEBY CHLOPAK NIECO Z TYM SCENARIUSZEM „OCHŁONĄŁ”!!!
Całusy panno na-pewno-nie-Lily-x-Cody
Quick, podoba mi się Twój tok myślenia! Nie powiem Ci w jakiej sprawie konkretnie, ale podoba mi się! Patrzysz na szczegóły i zauważasz te małe smaczki, które „scenarzysta” podrzuca. Nie powiem Ci nic więcej, bo jak to ja, muszę być trollem 😀
Ale pozdrawiam serdecznie! :*
Oj, Coduś, aż mi się serce skroiło gdy przeczytałam o tym pryśniętym czarze. Smutne to Wyobrażam sobie jego rozczarowanie. Brązowe oczy są mega fajne! Cody, przemyśl sprawę! (zawsze miałam słabość do brązowych tęczówek, więc no xD) Co by ci ludzie zrobili bez telefonów? To takie przydatne ustrojstwo 😀
Lily, fajne imię. Mam przeczucie, że ta dziewczyna może pomóc w ruszeniu trochę Cody’ego. Ach ten jego urok osobisty 😀 Zastanawiam się teraz czy Lily faktycznie jest pod tak wieloma względami podobna do Lany, czy tylko Cody tak to widzi, że chce te gesty itd. dostrzec.
Ojaaa, co to za party Danny’ego z Rose i Danielle? Ja chcę tam do nich! No i też bym sobie z nimi poplotkowała o życiu 😀
Afrodyta z Aresem rozwalili system 😀
No widzisz, Cody, dobrze, że przejrzałeś na oczy i spuściłeś trochę z tonu. Przynajmniej mam taką nadzieję. Lily wyzwala we mnie jakieś takie pozytywne odczucia. A Cody jak jakiś bohater, gentleman pierwsza klasa! Coooody, jakie ty kroki milowe robisz w swoim życiu. Zaraz się okaże, że ta dziewczyna okręci go sobie w okół palca.
Cody i Danny znowu w akcji. Liczę na to, że będą sie fajnie bawić na festynie 😉 Chociaż ten luźny strój Danny’ego od razu skojarzył mi się z moim katechetą z liceum (a to równy gość, really xD). Jeeej, Danny zaczyna dostrzegać Danielle? Ale się tym jaram! Podryw na wilka i czerwonego kapturka, haha. You’ve made my day <3 Danny ma dobre wspomnienia z życia winorośli. Może w przyszłości będzie jej wcieleniem 😛
Mhm… Sympatycznie na tym festiwalu 😀 Chociaż Cody chyba nazwaniem Lany "nikim ważnym" sam siebie dobił :/
Widzę, że każdego z Was ruszyło stwierdzenie „Nikt ważny.” Ja czuję takie uderzenie w brzuch, kiedy to czytam.
Oh my G, też uwielbiam brązowe oczy *-*
Cieszę się, że polubiłaś Lily ^ ^