Och, mam już dosyć pisania o tym jak dawno mnie tu nie było itp., itc.
Po prostu zapraszam was na coś nowego.
Wasza, Snakix
***
Miesiąc po pożarze, Luke zaczął myśleć o samobójstwie. Szuka dobrego sposobu by ze sobą skończyć. Nie chce robić problemu nowej rodzinie zastępczej, bo tylko dzięki niej, nie jest teraz w domu dziecka. Wie, że aby zmyć krew z dywanu potrzeba wiele czasu. Łazienkę odrzucił na wstępie. Któreś z dzieciaków weszłoby szybciej, niż by zdążył zrobić pierwsze nacięcie. Chociaż gdyby zrobił to w wannie, to oszczędziłby im sprzątania. Wystarczyłoby odkręcić kurek, a jego krew spłynęłaby razem z wodą.
Jednak istnieje spore prawdopodobieństwo, że ktoś go znajdzie i uratuje. Nie zniósł by jeszcze większej ilości współczujących spojrzeń i pytań czy wszystko jest w porządku.
No kurwy nędzy, nic nie jest w pierdolonym porządku!
Zabił własną rodzinę.
Zabił mamę, która pracowała szesnaście godzin na dobę, by zapewnić im normalny dom. On go spalił w pół godziny.
Zabił swoje trzy małe siostry.
Izzy.
Mary.
Cassie.
Widział ich uśmiechnięte buzie, gdy znalazł je w kuchni całe ubrudzone czekoladą. Słyszy ich piski i szloch gdy ogień dociera do dziecinnego pokoju.
Słyszy krzyk Matta, który próbuje dostać się do mieszkania. Kiedy w końcu wyważa drzwi, ogień go natychmiast atakuje. Trafia do szpitala z poparzeniami trzeciego i czwartego stopnia. Umiera na sali operacyjnej.
Widzi to wszystko gdy tylko zamyka oczy.
Wtedy też zastanawia się czy nie wywołać drugiego pożaru. Mógłby go, tym razem, opanować, a wtedy byłaby tylko jedna ofiara. On. Luke Jones. Pewnie znowu pojawiłby się w gazetach. Już widzi te nagłówki, które robią z niego biednego nastolatka, który stracił rodzinę. Te same czasopisma miesiąc wcześniej pisały o strasznej tragedii jaka stała się na Brooklynie. Pożar zniszczył pół kamienicy. Sprawcy nie znaleziono, ale dochodzenia nadal trwa. Na tym etapie śledztwa wykluczono nieszczęśliwy wypadek.
Może wtedy z jego samobójstwa zrobiliby kolejny atak Szalonego Joe. Nie udało mu się zabić wszystkich za jednym razem i teraz dokańcza sprawę. Stałby się wtedy kolejną ofiarą szaleńca.
Bo on jest całkowicie normalny. Mama często mu to powtarzała.
Jesteś normalnym dzieckiem, Luke.
Normalne dzieci czasami podpalają swoje łóżka jak budzą się z koszmaru. Normalne dzieci mają 39 stopni temperatury, nawet jak w zimę wyjdą na balkon w krótkim rękawku. Normalne dzieci nie zapalają świec poprzez pstryknięcie palcami. Normalne dzieci nie zabijają swojej rodziny, mamo.
Normalne dzieci nie planują kupić broni, w jakimś ciemnym zaułku, włożyć lufy do ust i strzelić.
Zaraz jednak rezygnuje z tego pomysłu. Przez piętnaście lat mieszkał na Brooklynie, mając za sąsiada dilera trawki, ale nie ma pojęcia gdzie kupić pistolet.
-
Luke, kolacja!
Och, no cóż. On jest po prostu żałosny.
O… Biedny Luke! Ja wiem, ze on nie chcialby tego slyszec, ale i tak mu wspolczuje! Jesli go usmiercisz lub nie wstawisz nastepnej czesci… Oj biada Ci! Weny! Bo to jest super!
Podoba mi się. Ten fragment tylko chyba Ci się pomieszał. „Normalne dzieci czasami podpalają swoje łóżka jak budzą się z koszmaru. Normalne dzieci mają 39 stopni temperatury, nawet jak w zimę wyjdą na balkon w krótkim rękawku. Normalne dzieci nie zapalają świec poprzez pstryknięcie palcami. Normalne dzieci nie zabijają swojej rodziny, mamo.
Normalne dzieci nie planują kupić broni, w jakimś ciemnym zaułku, włożyć lufy do ust i strzelić.” Najpierw piszesz, że normalne dzieci robią takie rzeczy, potem jednak zmieniasz zdanie i dodajesz „nie.”
Poza tym, jak zwykle Twoje prace urzekają <3