Od Autorki:
Wiek poszczególnych bohaterów opowiadania:
Millien – 15 lat
Travis i Connor – 17 lat
Percy i Annabeth – 16 lat
***
Rozdział 1
To wszystko wydawało mi się tak odległe. Ach! Pewnie nie rozumiecie o co mi chodzi! A więc już wyjaśniam. Miałam na myśli mój pierwszy dzień w Obozie Herosów. Od tamtej chwili minął rok. Nie cały. Jutro jest pierwszy czerwca. Wtedy był drugi. Wtedy też byłam świeżo upieczona czternastą. Co oznacza, że jutro są moje urodziny! I będę świeżo upieczoną piętnastką. Urodziny spędzę w Obozie. Pewnie się głowicie czemu. Bo odkąd dowiedziałam się prawdy, bardzo nieprzyjemnej prawdy, nie opuszczam obozu. Teraz pewnie Was ciekawość zżera, co to za prawda. Otóż już wyjaśniam. Chodzi o moją matkę. Byłam adoptowana. Dowiedziałam się tego od Chejrona. Przykra prawda, ale przynajmniej prawda. No i mieszkam tu gdzie mieszkam. Wiem, że mam jeszcze parę spraw do wyjaśnienia. Otóż ten chłopak, na którym przypłynęłam do obozu, to teraz mój najlepszy przyjaciel. I jego brat oczywiście. Ja ich prawię nie odróżniam, są bliźniakami. Ale przynajmniej wiem, który jest starszy, o te parę minut. O matko! Jeszcze ich przecież nie przedstawiłam. Moi przyjaciele to Travis i Connor Hood. Są ode mnie o dwa lata starsi. No i pozostała jeszcze jedna sprawa do wyjaśnienia. Otóż ta blondzia nazywa się Annabeth Chase. Ona i Percy są o rok starsi. Hm… chyba już wszystko wyjaśniłam. Tak, tak. Nie! Jeszcze jedno. Even jest satyrem! Sama w to nie wierzyłam.
No to teraz wiecie już wszystko. A więc mogę zacząć opowiadać. Hm… jakby tu zacząć? O! Już wiem.
– Travis! Zabiję cię! – wydarłam się na chłopaka, kiedy po obudzeniu okazało się, że spałam na dworze, na werandzie domku numer 11. W którym nadal, jako nieokreślona, spałam. Poprzedniej nocy była impreza i widocznie nieźle zabalowałam. Poprosiłam Travisa, że jeśli zasnę na dworze, to ma mnie wnieść do środka. Oczywiście tego nie zrobił. Mogłam się spodziewać. Obecnie stałam w drzwiach domku dzieci Hermesa i patrzyłam nienawistnie na jednego z braci Hood. Travis wstał i podszedł do mnie.
– Millien, to twoja wina – podniosłam brew. Chłopak był naprawdę rozbawiony tą sytuacją.
– Moja wina, tak? – spytałam tonem głupiej blondynki. Którą nie byłam. Jak na blondynkę byłam mądra.
– No wiesz. Jakbyś tak nie szalała i jakbyś nie zasnęła, nie byłoby problemu.
– Wiesz, chyba masz rację. A nie, czekaj. Jest jeszcze jednej problem. UMAWIALIŚMY SIĘ! – dzieci Hermesa i parę nieokreślonych wybuchło śmiechem. Posłałam im bardzo nienawistne spojrzenie. Chwyciłam Travisa za rękę. Co wywołało falę „uuu”. I wyciągnęłam na dwór przy okazji mówiąc:
– Rozwiążemy to na zewnątrz – chłopak zaśmiał się.
– Wiesz, jednak wole mieć świadków, kiedy będziesz się nade mną znęcać.
– Ha ha. Bardzo śmieszne – wyciągnęłam go z domku. Wzięłam kilka wdechów i wydechów. – Travis… –zaczęłam.
– Słucham cię – powiedział. Był bardzo rozradowany. Już nie mógł się doczekać mojego wybuchu. „O nie, nie dam ci tej satysfakcji” pomyślałam.
– Miło mi. A więc Travis. Jak się umawiamy, to chciałabym, żebyś dotrzymywał swojej części umowy. A skoro jej nie dotrzymałeś, to ci tych ubrań nie wypiorę – powiedziałam łagodnie. Chłopak był wyraźnie zawiedziony. „Mówi się trudno” pomyślałam. Weszłam do domku zostawiając go samego na werandzie. Podeszłam do swojego materaca przy oknie i wyciągnęłam z walizki, która stała obok, świeżą bluzkę i jeansy. Connor podszedł do mnie.
– Mil, coś ci się stało? Nie krzyczałaś, nie biłaś. To do ciebie nie podobne – chociaż starał się aby jago twarz była poważna, co jakiś czas nie mógł wytrzymać i szeroko się uśmiechał.
– Wiesz, spałam na werandzie. Głowa mnie trochę rozbolała – ucięłam. Poklepałam Hooda po ramieniu i poszłam do łazienki. W części z prysznicami córki Afrodyty właśnie biły się o szampon.
– Ja miałam ten z emulsją! – powiedziała jedna. Wywróciłam oczami, Zdjęłam brudną bluzkę i założyłam tę, którą wzięłam ze sobą. Czyli pomarańczowy T-Shirt z napisem „Camp Half Blond”. Szybko zmieniłam majtki i jeansy. Stanika nawet nie ściągałam, tak samo jak skarpetek. Umyłam zęby. Kiedy je myłam patrzyłam w odbiciu lustra jak te dwie od szamponu próbuje pogodzić jakaś typka od Apolla. Nie za bardzo jej to wychodziło. Uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. „W końcu jej się uda. Uznają, że brzydko przez tę kłótnię wyglądają i po ptakach”, pomyślałam. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam. Trawa była pokryta rosą. Miło się po niej szło. Pogoda była dzisiaj świetna. Jak zresztą codziennie. Słońce delikatnie gładziło moją skórę i tak już mocno opaloną… Nagle ktoś mnie złapał za ramię. Odruchowo się odwróciłam, gotowa zaatakować. Za mną stał sam Percy Jackson. Był ubrany w koszulkę obozu, rybaczki i… japonki?
– O matko! Czym sobie zasłużyłam na rozmowę z tobą? – zakpiłam. Syn Posejdona zaśmiał się.
– Właściwie to niczym – odpowiedział. Ja i Percy byliśmy przyjaciółmi. Co prawda tylko sobie dogryzaliśmy, ale się lubiliśmy. – Millien, mam do ciebie pewną sprawę.
– No, słucham – powiedziałam.
– Chodzi o Annabeth – powiedział lekko się czerwieniąc.
– O bogowie! Skąd ja to wiedziałam! Percy, ja ci mówiłam, że i tak wszyscy wiedzą, że wyście się całowali i nic na to nie poradzisz.
– Nie o to chodzi! – szybko powiedział, zanim zdążyłam dodać cokolwiek więcej. A więc kolejny czas na wyjaśnienia. Percy i Annabeth się całowali. Co prawda pod wpływem uroków córek Afrodyty, ale zawsze. Teraz cały obóz czeka tylko na to, aż będą parą. Wszyscy nie mogą się doczekać kolejnych Romea i Julii.
– A o co, Romeo? – zaśmiałam się.
– Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywała – zrobił urażoną minę. Wystawiłam mu język co spowodowało to, że Percy wziął mnie pod ramię i przeciągnął dalej od ścieżki. – Millien, to jest poważniejsze.
Wywróciłam oczami. Nie chciało mi się po raz kolejny pytać o co chodzi więc tylko czekałam. Percy, nie mogąc się doczekać mojej odpowiedzi, kontynuował.
– Ona się jakoś dziwnie zachowuję – Jackson strzelił buraka, znając już moją odpowiedź.
– Percy, znowu? Ona znowu się dziwnie zachowuje? No, co tym razem robi? – naprawdę nudziło mnie to przychodzenie Percy’ego do mnie z każda błahostką. Ostatnio Annabeth zaczęła uprawiać jogging i on do mnie przyleciał, że coś jest nie tak. Okej, ja rozumiem, że ona mu się podoba, ale żeby aż tak szaleć.
– Nie Mil, to coś poważnego…
– Zawsze tak mówisz – westchnęłam. Miałam wielka ochotę mu przywalić i powiedzieć, żeby się opanował.
– Ale to jest serio coś dziwnego. Słuchaj ona… ona… – jego burak był jeszcze większy. – Ona… się całowała – wytrzeszczyłam oczy.
– ONA SIĘ CAŁOWAŁA?! SAMA SIEBIE?! – wydarłam się.
– Ciiii… Ciii… – zaczął mnie uciszać. – Nie sama siebie idiotko.
– To kogo do cholery?! – tak czerwonej twarzy jak Percy’ego u nikogo jeszcze nie widziałam. Chłopak podrapał się w głowę, spuścił wzrok i powiedział półszeptem.
– Travisa – szczęka mi opadła.
– KOGO?! – wydarłam się. Hm… powiedzmy, że to był szok. Od kiedy pamiętam, Annabeth była bardzo niedostępna, a Travis puszczalski. Kiedyś nawet powiedziała, że on jest ostatni na jej liście chłopaków, których chciałaby pocałować. Wzięłam wdech i wydech. Ostatnio ćwiczyłam nad samokontrolą. – Kiedy? – spytałam prawie piszcząc.
– Wczoraj – Percy był skrępowany. Widocznie mówienie o tym nie sprawiało mu przyjemności. – Widziałem ich na plaży. Strasznie się lizali – spróbowałam to sobie wyobrazić, co sprawiło mój odruch wymiotny.
– Idę zrobić mu awanturę – już chciałam ruszyć, kiedy Percy mnie złapał. Teraz z twarzą już normalnego odcienia i bez skrępowania, ostrym tonem powiedział.
– Nie – ten ton kazał mi się zatrzymać. – Oni nie wiedzą, że ich widziałem.
– Percy…
– Pomyśl, może oni chcą być razem – jego ton był stanowczy. Cały czas.
– Percy…
– Może im się uda.
– Percy…
– Może będą ze sobą już zawsze. Przecież do siebie pasują.
– Ale…
– Zrozum to, oni…
– Do cholery! Percy! To ty ją od zawsze kochasz! – wydarłam się. Jackson zrobił zszokowaną minę. Jego oczy były większe od Drahm. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Nagle podeszła do nas rozanielona Annabeth.
– Kogo Percy kocha? – spytała zaciekawionym tonem. Bez ani kropli zazdrości. Spojrzałam na chłopaka. Jego wzrok był przygaszony. Chyba myślał, że ja jej powiem. „Millien! Myśl nad odpowiedzią! Kogo on może kochać?” moje myśli szalały. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć szczęśliwej Annabeth.
– On… on… on… – nie mogłam wydusić z siebie słowa. „Dobra, zostawiam tę sprawę im”. Zrobiłam minę a la „ktoś mnie wołał?”.- Wybaczcie chyba ktoś mnie woła – uśmiechnęłam się i odbiegłam. Wiedziałam, że Jackson mnie potem za to zabije. No, ale pech. Teraz miałam ochotę od nich uciec. Nie mogłam tam stać i się na nich gapić. No nie mogłam po prostu. Biegłam, biegłam i dobiegłam do domku 11. Weszłam do środka i odłożyłam swoje rzeczy. Zadowolony Travis podszedł do mnie. Kiedy zobaczył moją pełną szoku minę, podniósł brew i spytał co się stało. Ja tylko go zignorowałam i wyszłam. Nie będę z nim rozmawiać. Nie po tym, co się dowiedziałam. Na pewno długo do siebie nie dojdę. Usiadłam na werandzie. Co się dzieję? Percy strzela buraki, Annabeth całuję Hooda, a ja się tym przejmuję? Momentalnie szok zastąpiła zazdrość. Ale o co? O Travisa. Sama nie wiedziałam czemu. Kiedy nie miał dziewczyny zawsze było ok. Nic do niego nie miałam. Sama kręciłam z różnymi chłopakami. A teraz? Teraz nagle było jakoś inaczej. Sama nie wiedziałam czemu. Wstałam. Musiałam się czymś zająć. Po prostu musiałam. Poszłam na kajaki. Na wodzie czułam się raźniej.
CDN
Ekstra,super.Hahhahaha.Śmieszne.
ŁAŁ świetne nie no zazdrosna i super to no nie wiem co powiedzieć super to, czadowe i świetne 😛
gjenjalnje 😉 czekam na ciąg dalszy
Słów mi brakuje … To porostu jest booskie !!!!!! Czekam z niecierpliwością na następną część i happy end 😛
super 😉 czekam z niecierpliwością na następną część
czudowne opowiadanko. 😀 Czekam na dalszy ciąg. 😛
Świetne Ja też czekam na ciąg dalszy. 😛
Super! Czekamy na następną część 😀
super, odjechane, świetne, boski… zabrakło mi przymiotników
czekam na następną część
mam nadzieje że Mili walnie Travisa
G-E-N-I-A-L-N-E!!!!!
Miłe :p
fajne opowiadanko trochę szkoda Percy’ego…
yyyyy….camp half blond??
ej genialne