Kochani,
Znamy już zwycięzców! Obrady trwały bardzo dłuuugo ponieważ poziom był bardzo wysoki! Wszyscy powinniście czuć się zwycięzcami ponieważ bycie twórcą to nie lada talent! Pielęgnujcie ten talent!
A oto zwycięzcy:
GOTKQ
DIONIZOS
WERAW99
Gratulujemy! Prosimy o przesłanie danych do wysyłki nagród na maila – należy podać imię i nazwisko, adres oraz numer telefonu dla kuriera.
Wszystkie prace były tak wspaniałe, że postanowiłam, że z czasem każda z nich pojawi się na blogu!
A oto wyróżnione prace:
Gotkq
21.06.499 p.n.e. Lasy zamieszkiwane przez Słowian Połabskich
Zorza podniosła głowę ku słońcu. Letnie i delikatne promienie światła przenikały jej przezroczyste ciało na wylot, tworząc ledwo widoczną tęczę. Bogini uśmiechnęła się, czerpiąc radość z niezwykłego doznania. Wiatr mocniej poruszył gałęziami drzew, które w odpowiedzi przysłoniły kobiecie dopływ blasku. Zorza otworzyła więc oczy, wyrażając swoje niezadowolenie. Wiedziała jednak, że wiatr ma rację. Już czas.
21.06.499 p.n.e. Prawy brzeg górnego biegu Nilu
Podmuch aksamitnie poruszył wyschniętymi trawami, które spragnione, kierowały się ku wodzie. Bogini Nut siedziała na wystającym w głąb rzeki kamieniu, mocząc zmęczone stopy. Wokół niej unosiła się warstwa skroplonej wilgoci oraz zabawnie poruszające nią powietrze. Kobieta ze zniecierpliwieniem czekała na ten dzień, a teraz kiedy nadszedł nie mogła powstrzymać się, aby wypowiedzieć te dwa słowa.
– Już czas! – i zachichotała znikając.
21.06.499 p.n.e. Środkowa Grecja, Góra Parnas
Bogini Eos stała na szczycie patrząc przed siebie. Jej twarz była poważna, oczy zmartwione. Myśli kobiety natomiast szalały. Bogini spoglądała na zachód. Jej wzrok zdawał się omijać wszystkie przeszkody na swojej drodze i trafiać wprost do celu. Eos bała się, a o jej niepokoju mogły świadczyć drobinki rosy, które przeciwstawiając się podmuchom wiatru, otaczały ją z każdej strony.
– Już czas – zdawały się szeptać.
21.06.499 p.n.e. 23:30, Polana
Kiedy wyznaczony czas nadszedł, Polanę otoczyło nieziemskie światło. Liście wokoło poczęły szumieć doniosłą melodię, a mieszkające w pobliżu zwierzęta uciekły, bojąc się zepsuć wyjątkową chwilę.
Pierwsza na miejscu pojawiła się Nut – Egipska Pani Nieba. Wyszła zza drzewa i stanęła obok zwalonego pnia sosny. Po chwili zastanowienia usiadła na nim, podwijając utkaną z promieni słońca suknię. Specjalnie przybyła wcześniej by widzieć jak Pozostałe wchodzą na miejsce spotkania, stają w wyznaczonych miejscach i czekają, jak ona – Nut – podejdzie w ich stronę.
Nie minęła jednak chwila i z pomiędzy trawy podniosły się drobinki rosy. Wirowały magicznie, formując się w wyniosłą i dumną w swej greckiej postaci Eos, która nie patrząc na Nut odwróciła się, by podziwiać jak spod gałęzi wyłania się światło – zapowiedź ostatniej słowiańskiej bogini, która już po chwili stała na trawie.
– Och, jestem ostatnia? – powiedziała uśmiechając się szczerze Zorza – coś przegapiłam?
Eos zmrużyła powieki i nic nie mówiąc przeszła na drugi koniec polany stając naprzeciwko Słowianki. Nadszedł czas, aby Nut powstała i dopełniła trójkąt. Moc osiągnęła szczyt, wyczuwając nagłe i niespodziewane połączenie kultur.
– Już czas – szepnęły wszystkie razem i zacieśniły więź.
– Już czas –wszystko wokół powtarzało owe słowa.
Gdy szum ucichł odezwała się Eos:
– Podejrzewam, że wy także czułyście zbliżający się okres wyboru.– rzekła patrząc w oczy swoim towarzyszkom.
– Wiatr szeptał to już od jakiegoś okresu– oznajmiła Nut – Już czas, by wybrać Córkę! Tyle wieków, tyle tysiącleci nasze światy były rozłączone, przez inne religie i kulty, odrębne ziemie oraz obrządki.
– Tak to prawda – stwierdziła Eos podnosząc głowę i patrząc gdzieś w przestrzeń – to nam Paniom Dnia, Jutrzenki, Poranka przypada zaszczyt odmienienia losów ziemi. Tej nocy wykreujemy Córkę.
Boginie zamilkły myśląc i skupiły się na energii. Ich umysły były wolne, zatopione w naturze. Potem wszystkie trzy uniosły oczy na sam środek Polany.
I rozbrzmiał głos:
Niech przymierze zostanie zawarte. Niech powstanie Wojowniczka Jasności i Wolności. Ofiarujmy jej dary życia, aby zobaczyła ziemię tak piękną jaka jest w istocie. Żeby ją pokochała i zechciała zjednoczyć. Niech powstanie. Dajemy ci radość brzasku i umiejętność cyklowego odnajdywania prawdy. Dajemy ci rześkość poranka, byś zawsze była gotowa do działania. Dajemy Ci przejrzystość dnia, oraz umysłu. Nadajmy ci imię Aurora. Złocista
W centrum uniósł się Wiatr, powstała rosa, zawitało światło. Można było także dojrzeć sylwetkę dziewczyny.
– Od teraz, aż do końca świata będziesz próbowała łączyć nasze światy, nasze kultury. Będziesz pojawiała się w każdym pokoleniu zaczynając od tego, a kończąc na ostatnim.
– Już czas – szepnęły wszystkie razem, by po chwili zniknąć w blasku wschodzącego słońca.
Na polanie została tylko naga dziewczyna, klęcząca wśród trawy i wpatrując się w księżyc.
– Już czas – westchnęła wstając.
Dionizos
Od zawsze czułem się bardzo samotny. Choć otaczało mnie wielu znajomych, nikogo nie mogłem nazwać przyjacielem. Nie wątpie, że ma to związek z moim pochodzeniem. Bo kto chciałby się przyjaźnić z synem bogini Hel?
(Tak, nie przesłyszeliście się. Moją matką jest nordycka władczyni Helheimu.)
I myślałam, że tak musi być. Że niektórzy są trochę za bardzo inni. Na szczęcie myliłem się.
***
Wszystko zaczęło się od kawiarni. Mam bardzo napięty grafik, więc kawa i ciastko zwykle spełniały rolę mojego obiadu, dodawały mi energię niezbędną do porządnego zakończenia dnia. Śmiało mogę powiedzieć, że kawiarnia „English Time” była dla mnie jak drugi dom.
Gdy wszedłem do środka, od razu podeszła do mnie uśmiechnięta kelnerka imieniem Mary. Platynowe włosy uczesane w kucyki zabawnie podskakiwały, kiedy się poruszała, natomiast czarna sukienka pięknie podkreślała jej kształty i eksponowała zgrabne nogi.
Złożyłem zamówienie i zacząłem sprawdzać plan. Rozumiecie… liceum, szkoła muzyczna, zajęcia z rysunku i jeszcze pomaganie mamie w negocjacjach z duszami. Można się pogubić.
Nagle drzwi otworzyły się z głośnym łomotem, a do kawiarni wtargnęli dwaj wysocy mężczyźni. Choć byli ubrani w eleganckie, dobrze skrojone garnitury, ich wygląd bardziej odstraszał, niż przyciągał. Od razu poczułem od nich charakterystyczny smród.
Zgniłe dusze.
Taki bonus od bycia dzieckiem Hel. Czuję zapach dusz. Jest to w pewnym sensie rekompensata za to, że nie mam zmysłu powonienia, jednak nie tak fajna, jakby się mogło wydawać. Bo wiecie, te dusze BARDZO śmierdziały.
Wszystkie pary oczu natychmiast skierowały się w stronę nowo przybyłych. Sami „dżentelmeni” jednak nie zwracali na to uwagi. Zamiast tego jeden z nich wyciągnął palec i wskazując na mnie powiedział:
-Będziesz trzynastym.
Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, a rzuciła się na niego drobna postać odziana w ciemną pelerynę z kapturem. Tajemniczy wojownik załatwił wszystko bardzo szybko. Najpierw obezwładnił pierwszego uderzając go wazonem w głowę, następnie wyjął krótki miecz spod fałd materiału i dźgnął nim w pierś drugiego. Dokończył sprawę, szybkim cięciem pozbawiając głowy nieprzytomnego mężczyznę. Jakaś kobieta krzyknęła podsumowując upiorność całej sceny.
Stałem jak zamurowany. Z jednej strony przerażało mnie to co ujrzałem, jednak z drugiej bylem pełen podziwu dla szybkości nieznajomego.
Z pewnym ociągnięciem ruszyłem w stronę zabójcy i dwóch ciał. Choć nie było to mądre posunięcie, chciałem im w jakiś sposób pomóc. Jako wegetarianin wyznaję zasadę, że każde życie jest święte.
Gdy zbliżyłem się na odległość metra od mężczyzn ich ciała zmieniły się w złoty pył.
Zszokowany cofnąłem się i obserwowałem, jak znikają ostatnie ślady obecności trupów.
Tajemnicza postać w końcu zdjęła kaptur. Okazało się, że za rzeź odpowiadała drobna dziewczyna o dużych czekoladowych oczach i ciemnych, krótko obciętych włosach. Miała zabawnie zadarty nos i niewielką bliznę sięgającą od ucha do kącika ust.
-I tak nie będziesz tego pamiętać – powiedziała po czym ciepło się uśmiechnęła i rzuciła na ziemię tajemniczą substancję. Całe pomieszczenie wypełniło się mgłą.
Dziewczyna nieśpiesznym krokiem wyszła z kawiarni zostawiając mnie samego z mnóstwem pytań. Nie czekając, aż uduszę się oparami, wybiegłem za oddalającą się postacią.
Udało mi się ją szybko dogonić. Od razu zacząłem ją o wszystko wypytywać. Dziewczyna w odpowiedzi na to przygryzła wargę i rzekła:
-Jestem Marcy, córka Aresa. Ty na pewno też jesteś półbogiem, skoro Mgła na ciebie nie zadziałała…
weraw99
Ukrop lał się z nieba w Seaside w stanie Oregon. Nawet ptaki, które najczęściej szybowały nad zieleniącym się parkiem, ukryły się w koronach drzew. Wybrałam chyba najgorętszy dzień roku na ten głupi wyścig. Biegłam bez wytchnienia, pot spływał po mnie litrami i gdy myślałam, że wyszłam na prowadzenie, kątem oka zauważyłam krzywy profil szatyna ubranego w śmieszne, ciemnozielone szorty.
Brian. Z kim innym mogłabym biegać w kółko po parku pełnym ludzi, gdy słońce znajdowało się w najwyższym punkcie na niebie? Tylko on przystanąłby na tak głupi pomysł.
Znamy się właściwie od urodzenia. Nasze mamy zdawały razem studia, były swoimi druhnami, a na koniec zamieszkały w domach położonych koło siebie. Były przyjaciółkami od zawsze i na zawsze. Starały się byśmy z Brianem również zostali przyjaciółmi. Żadne z nas nie paliło się do tego pomysłu, wystarczała nam wspólna gra na konsoli. Jednak Mojry i pleciony przez nie los ma swoje prawa. W wieku jedenastu lat połączyło nas coś bardzo silnego. Na nieszczęście naszych mam nie była to zwykła przyjaźń.
Połączyło nas zacięte współzawodnictwo.
Zaczęło się na osiedlowym placu zabaw zakładem o to kto rozhuśta się wyżej na huśtawce. Niestety wygrał i z bezzębnym uśmiechem wypowiedział słowa, które zapoczątkowały wojnę.
– 1 do 0 dla mnie, Clare!
Od tego czasu konkurowaliśmy o wszystko: kaczki na wodzie, szybkie zawiązanie sznurówek, ilość wybitych zębów, wstrzymywanie oddechu, strzał z procy, nawet wzrost.
Kiedy byłam mała myślałam, że mój ojciec nas opuścił. Gdy wystarczająco dorosłam, mama zdradziła mi, że moim tatą jest grecki bóg suchego, ciepłego wiatru, Lips. Opowiedziała też o obozie dla dzieci bogów greckich, lecz był on daleko od domu, a mój zapach, który przyciąga potwory nie był zbyt silny. Byłam więc bezpieczna w domu.
Oczywiście opowiedziałam o tym Brianowi. Z pewnością mi nie uwierzył, byliśmy tylko dziećmi z wielką wyobraźnią, ale gdy chciałam przyznać sobie za to punkt, on wykrzyczał, że jego ojcem jest Thor, bóg piorunów, więc żąda remisu. To oczywiste, że kłamał. Po prostu nie chciał ze mną przegrać! Zgodziłam się mu go przyznać dla świętego spokoju.
Nasze potyczki trwały do dziś. Konkurowaliśmy zarówno w ocenach jak i w sporcie. Brian dołączył ostatnio do drużyny koszykarskiej i jego oceny skoczyły w górę. Zmotywowało mnie to i wyzwałam go na wyścig po parku.
Jako córka boga wiatru, miałam nad nim częściowe panowanie. Mogłam przywołać lekki wietrzyk, który skutecznie chłodził moją rozgrzaną twarz. Skoro ja potrafię przywołać wiatr, to idąc tym tropem Brian powinien być niczym piorunochron, a nigdy nie widziałam by przyzwał jakieś pioruny. Kłamczuch.
Coś przemknęło tuż obok mnie. Brian wyprzedził mnie o kilka metrów i wciąż przyśpieszał. Spięłam się w sobie i podwoiłam prędkość dając z siebie wszystko na ostatniej prostej. Prawie wypluwając płuca minęłam wyznaczoną linie mety wygrywając wyścig! Opadłam zmęczona na trawę przecierając twarz dłońmi i sapiąc głośnio.
– 78 do 75 dla mnie, Brian! – W ten krzyk włożyłam resztki sił.
Wtem atmosfera się zmieniła, poczułam chłodne podmuchy i kilka kropel wody na ramionach. Spojrzałam w stronę chłopaka, gdy usłyszałam ryk burzy. Mina Briana była pełna zawodu. Spojrzał na mnie groźnie i wiedziałam, że za chwilę zażąda rewanżu.
Wokół nas nie było nikogo, gdy oślepiająco-błękitny piorun przeszył jego ciało nie osmalając mu nawet butów.
Czy… Czy on właśnie?… Czy ten kłamczuch, który nie jest jednak kłamczuchem, mówił prawdę o swoim ojcu?!
Wow! Gratuluję wszystkim zwycięzcom! 😀 Naprawdę dobre i ciekawe prace. Najbardziej podoba mi się to, że bardzo się one od siebie różnią. Są całkowicie inne. Podziwiam autorów za trzymanie się tego limitu znaków. Ja się zawsze rozpisuję, więc mi pewnie by się to nie udało :p
Wow, pozostałe prace są rewelacyjne! Czuję się zaszczycona, że moja praca została umieszczona obok tak świetnych opowiadań. Grazie,
amici!
Gratki dla całej trójki :D.
Zgodzę się z Annabelle: nie ma tu dwóch takich samych tekstów. Szacun dla autorów: wyszliście zwycięsko z pojedynku z limitem znaków (co samo w sobie zasługuje na uznanie), a jednocześnie nie pozwoliliście, by ucierpiały na tym pomysł, w każdym z trzech wypadków świetny i wart rozwinięcia. Zasłużyliście na wygraną!