Powracam z następną miniaturką, która jest (tak jakby) drugą częścią Another way of death. To też smęt…
Mam nadzieję, że ta część też się Wam spodoba (o ile mogę uznać te jednowyrazowe komentarze za oznakę podziwu 😉 ).
Ze spóźnioną urodzinową dedykacją dla Quicka. 😉
Zdrowia, szczęścia, pomyślności i tak dalej. Oby wena Ci dopisywała, a Twoje marzenia się spełniły.
Isabell22
Kiedy jej się pokłonił, przestrzeń za nim straciła kolory i stawała się coraz mniej wyraźna. I chociaż on oddalał się, jego twarz wciąż pojawiała jej się na powiekach. Jego blond włosy sięgające za uszy migały jej w kącikach oczu, gdy się odwracała. A jego granatowe tęczówki, przypominające niebo w nocy… W tych porach doby ciągle miała wrażenie, że go widzi. Jego przeszywający wzrok, ciało pozbawione serca. Bo jej go oddał.
„Dlaczego mnie uratował?”
To pytanie gnębiło ją przez cały ostatni rok i nie chciało odpuścić.
„Przeżyłam. On podarował mi najcenniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Życie…”
* * *
W ciągu tych dwunastu miesięcy zmieniła się. Kiedyś była głośna i wiecznie roześmiana, utrzymywała świetny kontakt ze znajomymi. Lecz później zamknęła się w sobie. Psychologowie, do których wysyłali ją zaniepokojeni rodzice zgodnie twierdzili, że to przez szok wywołany wydarzeniami w szpitalu. Większość nie dopytywała się o szczegóły i nie zalecała szczególnych terapii. Mówili tylko, że potrzebuje wsparcia, przyjaciela i czasu, by sobie to poukładać. Więc dawali jej to. Lecz to nic nie dawało.
Ostatni lekarz zainteresował się jej sytuacją. Pytał rodziców dziewczyny o wszystko, co mogło okazać się wskazówką. I taką znalazł. Doradził zatroskanej matce i przygnębionemu ojcu przekazanie listu, który napisał do niej jej wybawca. Oni go nie widzieli, mieli w sobie cień przyzwoitości. A poza tym bali się. Nie chcieli wiedzieć, co mógł napisać ten nastolatek, który tak pragnął śmierci, że poświęcił się dla ich córki. Nie rozumieli tego i nie chcieli tego zmieniać.
Lecz ona powinna wiedzieć. Więc przekazali jej list.
Wzięła przedmiot i wyszła z domu, kierując do miejsca, które uwielbiała. Mogła tam pobyć sama, nie zważając na rzeczywistość. Tam odpoczywała i spędzała najlepszy okres podczas najgorszego.
* * *
Wszystko, co zrobiła, miało jakieś dodatkowe znaczenie. Zanim weszła na plac, uśmiechnęła się lekko. Jak ludzie, wspominający własne życie. Jej uśmiech był pewny zarówno szczęścia, jak i goryczy.
Zatrzasnęła za sobą furtkę. Odcięła się od świata, w którym zazwyczaj przebywała. Teraz była w swoim własnym.
Usiadła na huśtawce. Włożyła słuchawkę do ucha i włączyła delikatną muzykę. Płynęła w jej uszach, zabierając do innego wymiaru, w którym ona i jej myśli były najważniejsze. Utworzyła przejście wspomnieniom.
Zaczęła się huśtać, zamykając aleję powrotu. Zatonęła w natłoku myśli, emocji i wrażeń, kotłujących się w niej. Rozpłynęła się w nich, pozwalając sobą zawładnąć.
Zwalniała, nie zdając sobie z tego sprawy. Deska, na której siedziała, po jakimś czasie zatrzymała się. Ale ona nie zwróciła na to uwagi.
Spostrzegły to dwie obserwujące ją postacie. Jedna uśmiechnęła się, gdyż ułatwiało jej to sprawę. Mogła wypełnić swoją misję tak, jak lubiła – po cichu i bez świadków.
Druga, niematerialna, zbliżyła się do niej i zakryła oczy. Przekazała jej wspomnienia, które właśnie odżyły w ich pamięci.
* * *
Sześcioletni blondyn bawił się klockami w dużym, czystym pokoju. Był on pełen zabawek na szafkach. W kącie pod oknem stało biurko. Na nim były kartki, ustawione idealnie równo. Przy nich leżały kredki w kolejności kolorów tęczy, a obok ołówek i gumka. W całym pomieszczeniu panował nienaturalny porządek, tak odmienny od zagubionej duszy dziecka przebywającego w środku.
Wtedy w drzwiach stanęła czarnowłosa dziewczynka z szaroniebieskimi tęczówkami. Przypominały lodowiec lub zachmurzone niebo tuż po zachodzie słońca. Nielicznym również oszronione gałązki. Jej zdaniem raczej blask księżyca.
Uśmiechnęła się do chłopca ledwie zauważalnie i wzięła papier. Zaczęła kreślić na nim linie, każdą w innym miejscu i odcieniu błękitu. On śledził jej ruchy. W lekkim ruchu ręki rówieśniczki dostrzegał więcej. Smutek, tęsknotę i żal. To abstrakcyjne dzieło dla przeciętnego widza byłoby tylko bazgrołami, ale on odczytywał tam historię. Przykrą i bolesną, z którą musiał się pogodzić.
Przekaz zakończyła ozdobnym podpisem Shinesuki.
Dla niego Shine. Po japońsku „śmierć”.
Uklękła blisko niego. Zdjęła swoją czerwoną chustkę z szyi i zawiązała mu na nadgarstku. Później przytuliła go delikatnie i westchnęła.
– Jutro wyjeżdżam – szepnęła. On nic nie powiedział, jedynie przyciągnął do siebie mocniej. Była jego jedyną przyjaciółką. W tamtej chwili stracił najważniejszą i najcenniejszą rzecz, jaką posiadał.
* * *
Otworzyła kopertę i wyjęła skrawek papieru ze środka. Gdy przeczytała jego treść, z jej oczu kapnęły łzy. Zakryła twarz, nie chcąc tego pokazywać. Wstydziła się ich.
Zapomniała o tym wszystkim, a obiecywała co innego. A on ciągle pamiętał.
– Wybacz mi – szepnęła.
Za nią stanął wysoki żołnierz z nożem w ręce. Słysząc jej słowa, roześmiał się w duchu. To on powinien przepraszać ją, nie odwrotnie.
Wbił ostrze w jej plecy i odszedł, życząc w myślach miłych snów. Eliminowanie ludzi z zaskoczenia było jego specjalnością. A zwłaszcza tak, by długo cierpieli.
Upadła na kolana, a włosy zasłoniły jej widok. Zaczęła drżeć. Razem z łzami na ziemię spłynęła krew z licznych ran. Kotłował się w niej ogromny żal i smutek, a wszystkie złe wspomnienia wróciły do niej z podwójną siłą.
Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Emocje, które nią targały jakby gdzieś uciekły. Ogarnął ją spokój. Skojarzył jej się z narkotykiem – przyjemne, ale zarazem bolesne i uzależniające uczucie.
Obejmujące ją dłonie przesunęły się na jej twarz. Były miękkie, lecz chłodne. Doskonale je znała, pomimo upływu lat. Ten dotyk rozpoznałaby wszędzie. Chłopak ze wspomnienia.
Usiadł przed nią. Wyglądał tak, jak go zapamiętała. Jedyne, co się zmieniło, to długie rozcięcie biegnące od lewego ramienia do prawego boku. Jednak bluza sprawiała wrażenie specjalnie zniszczonej. Przez dziurę, zasłoniętą wystającymi nitkami, prześwitywała jasna skóra. Naznaczono ją różowawą blizną, wyglądającej, jakby była tam od zawsze.
Spojrzała w jego granatowe oczy, przywodzące na myśl nocne niebo. Uwielbiała je.
– Możesz ze mną pójść. – Mrugnął i zniknął. Dziewczyna oprzytomniała i z powrotem usiadła na huśtawce. Starała się zatamować krwawienie, lecz nie przykładała się do tego. Była pogrążona we własnych rozmyślaniach, z których wyrwała ją utrata równowagi.
W ostatniej chwili znikąd pojawił się on, ratując przed upadkiem. Wstali.
– Jesteś coraz bliżej mnie… Jeśli ze mną pójdziesz, nie będziesz już dłużej cierpieć. – Wyciągnął rękę w jej kierunku. Już prawie ją złapała, ale przypomniała sobie, że warto żyć. Nawet, jeśli teraz nie widzi w tym sensu. Gdyż może on ukazać się później.
Chłopak cofnął dłoń, uśmiechnął się i rozpłynął w powietrzu.
Trzeci raz ujrzała go, gdy odpoczywała oparta o drzewo nieopodal bujawki. Wiedziała, że niedługo straci przytomność na wieczność. Nie miała siły nawet na panikę. Chociaż właściwie… Nie bała się. Chciała móc się tym nie przejmować, przekazać odpowiedzialność komuś innemu. Jednak jej wychowanie na to nie pozwalało. Żelazne zasady i jej własne przekonania w tym jednym się zgadzały – nie należy uciekać od prawdy ani sumienności.
Trzymał rękę wyprostowaną, patrząc na nią swoim uroczym spojrzeniem. Nie mogła mu się oprzeć.
– Nie wszystko możesz zrobić sama. Są rzeczy, które mają wykonać inni, a twoim obowiązkiem jest umożliwienie im tego. Niektóre zadania nie są nam przeznaczone. Zrozum też, że na każdego przychodzi pora. Teraz jest twoja.
Uległa mu i chwyciła jego dłoń. On zaś związał ich nadgarstki tą samą chustką, którą dostał od Shine. Kiedy ją ujrzała, jej oczy zamgliły się ze wzruszenia. Nie spodziewała się, że chłopak wciąż będzie ją miał. Zwłaszcza po tym, jak o nim zapomniała.
– Teraz mi się nie zgubisz – szepnął.
Przestrzeń dookoła nich zszarzała, a temperatura spadła. Kroczyli wśród ciemności do drugiego świata. On był zadowolony, ją gnębiło sumienie. Jak przegranego, który uciekł z pola walki. Niegodnego, by wrócić do domu.
„Czułam w ustach smak porażki. Bo skapitulowałam, poddałam się. Umarłam, a powinnam żyć. Zostawiłam i zawiodłam tych, którzy mnie potrzebowali…”
W takim razie nie spóźnioną… Urodziny Quicka są dzisiaj.
Smęty są dobre, a to fajny i piękny smęt. Pisz jak najwięcej. 😛
Serce chce wyskoczyć mi z piersi! To wszystko twoja wina! To takie piękne! Czekam na następne „smęty”. Weny! I więcej weny!
Bardzo dobra część, ale przyznam, że pierwsza urzekła mnie bardziej. Zauważyłam w sumie tylko jeden błąd: ,,spłynęła krew z licznych ran”. To nie było tak, że ten żołnierz ugodził ją tylko raz? Chyba, że ten fragment ma metaforyczne znaczenie. W takim razie oddaję honor i przepraszam ;)))) Tak w ogóle, to skąd wziął się na placu zabaw żołnierz, którego pasją było zabijanie innych? Ciekawy wątek, nie powiem. jeśli nastanie część 3, bardzo proszę, rozwiń historię tego psychopaty Klimat jak zwykle lekko dołujący, ale taki miał być, więc super, że potrafisz to tak napisać 😉 Bardzo przyjemne, bardzo, bardzo przyjemne.
PS. Czy ten chłopak, który się dla niej poświęcił był tym przyjacielem z dzieciństwa?
Przepraszam za brak wielkiej litery i kropek w niektórych miejscach! Wina pisania na telefonie i… sami wiecie 😉
A mi właśnie ta część bardziej się spodobała Oczywiście czytałam obie, ale ta bardziej mnie urzekła. Może to przez długość. Podoba mi się, że to rozwinęłaś. Chętnie przeczytam więcej Twoich prac :*
Wszystko fajnie, pięknie….
ALE GOD DAMMIT
Czemu miałby ją mordować jakiś żołnierz, wtf?!
Dlaczego miałby ją mordować jakiś żołnierz? Cóż, taka była jego misja. Po drugie, jak stwierdziła Hestia – to psychopata, lubi sprawiać innym cierpienie. (Chyba mamy coś wspólnego… Ale ja wyżywam się tylko na moich postaciach 😉 ) A po trzecie… Hm, nie wiem. Ktoś musiał ją zabić, więc padło na niego. 😉
Te liczne rany to mój błąd. Na początku ta cała scena śmierci miała być w czymś zupełnie innym, ale w końcu uznałam, że tamto mi nie wyjdzie i zrobiłam to. Musiałam przeoczyć ten fragment podczas przekształcania.
Chyba rzeczywiście napiszę trzecią część… Trzeba się wytłumaczyć z żołnierza. Na szczęście wena już mi podsyła jakieś pomysły…
I nawiązując do tytułu i poprzedniej części. „Way” miało oznaczać raczej sposób, bo tak też można to przetłumaczyć, ale „ścieżka” też pasuje.
I tak, to ten sam chłopak. „Obejmujące ją dłonie przesunęły się na jej twarz. Były miękkie, lecz chłodne. Doskonale je znała, pomimo upływu lat. Ten dotyk rozpoznałaby wszędzie. Chłopak ze wspomnienia.”
„Druga, niematerialna [postać] zbliżyła się do niej i zakryła oczy. Przekazała jej wspomnienia, które właśnie odżyły w ich pamięci.”