Oto przed państwem kolejny rozdział! Dziś lub jutro pojawi się jeszcze „wstawka”. Więc dedykuję to wszystkim tym, którzy wahają się czy wysłać tu prace. odpowiedź brzmi oczywiście, że TAK. Łaska czy niełaska? Zdecydujcie sami! miłego czytania!
„Trzeba było to zrobić…”
Nie… Nie… Nie! Zamknij się! Lila ignoruj to… ignoruj… ignoruj…
„Miałaś tyle okazji… Na dachu… W śniegu… W ogniu…”
Zamknij się! Zamknij!!!
Czułam jak stróżka potu spływa mi po plecach. Powoli z odmętów mojej świadomości coraz lepiej słyszałam to coś. Ten głos. Głos, który namawia mnie bym uległa. Nie mogę.
„Był jeszcze sztylet…”
Skup się na jego słowach. Na jego zapewnieniach. Na faktach. Że to Percy Jackson. Że urodził się dziewięćdziesiątego trzeciego… osiemnastego sierpnia… Że studiuje oceanografię… Tak o to chodzi…
Dlaczego nie widziałam podobieństwa między nami? Mgła… może… Może to potwory ukryte za mgłą…?
– Percy? – przerwałam mu w pół zdania, ostatecznie zagłuszając głos w mojej głowie. – Zróbmy tak. Ja zadam wam jedno pytanie, na które odpowiedź znasz tylko ty, Annabeth i ja. Zgoda?
– Nie ufasz nam… czemu my mamy tobie…- dopytywała się Ann.
– Zgoda – przerwał jej mój bliźniak.
– Co Percy zrobił w Tartarze pod bramą, pierwszy i ostatni raz?
Annabeth oczy się zaświeciły po chwili namysłu. A potem aż usta jej się otworzyły ze zdumienia, że ja wiem.
– Skąd ty…
– Daj mu pomyśleć – przerwałam jej.
– Wiem! – krzyknął. – Upuściłem miecz. Wypadł mi z ręki… Ale nikomu o tym nie mówiłem…
– Byłam tam – wzruszyłam ramionami. – Miałam pilnować byś wykonał zadanie i nie umarł po drodze.
– Co? – powiedzieli chórem.
– Opowiem o tym kiedy indziej. Może tu skończymy temat i spotkanie. Muszę wracać… i wy chyba też…
Nie miałam gdzie. Tanatos dał mi dobę, by wyjechać. Minęła. Nie weszłabym do środka. Nie wpuszczono by mnie.
O bogowie… moje ręce. Jedną mam obitą, a druga… Po porażeniu prądem moja prawa ręka spazmatycznie się napinała. Zacisnęłam pięść. Kiedyś właśnie ta ręka jako pierwsza poczuła wstrząs.
Pamiętam ten chłód. Syberyjski chłód. Pamiętam marsz przez śnieżycę. To jak śnieg spowalniał ruchy. To jak przez wiatr ledwo co widziałam. Szłam na końcu pochodu. Razem z Dianą pilnowałyśmy, by nikt nie odłączył się od grupy. Thomas był na początku razem z Maxem, który prowadził czterdziestoosobową grupę, nie licząc jego, Diany, Thomasa i mnie, do samolotu. Jednak najpierw trzeba było dotrzeć do bunkra obok lotniska. Kiedy burza się uspokoiła, weszliśmy na lód. Pełzliśmy w szeregu. Kiedy ostatnia osoba była już w połowie kilometrowego jeziora, ruszyła Diana. Za nią ja. Powoli i ostrożnie sunęłam na drugą stronę. Usłyszałam pisk. Po chwili z daleka dobiegł do mnie dźwięk. Dudniący dźwięk, który z każdą chwilą się nasilał. Był to helikopter. Diana też to usłyszała. Nie wiedziałyśmy co to oznacza, dopóki nie zobaczyłyśmy tego znaku. Maczeta, a wokół niej bicz. Znałyśmy ten znak z listy wrogów Firmy. Maczeta – kobieta nie znająca litości. Kobieta, która wysadziła, jak wtedy myślałyśmy, jedną z wysp. Zabiła przy tym prawie trzysta osób. Zerwałyśmy się do biegu. Słyszałam jak lód pęka przy każdym moim kroku. Z helikoptera zaczęli strzelać. Nagle Diana wpadła do wody. To nigdy nie był jej żywioł. Wtedy pod wodą i lodem, między kulami z karabinu, ona się topiła. Poruszałam się w niewiarygodnym tempie. Kiedy od Diany dzieliło mnie już tylko dziesięć metrów zwolniłam i zrzuciłam kurtkę, cały czas biegnąc. Wskoczyłam w dziurę. Otaczała mnie nicość. Pływałam w wodzie o temperaturze poniżej zera. Tysiące igieł wbijało mi się w ciało. Ale ja wytrwale szukałam jej w odmętach. Nie było jej. W pewnym momencie nie czułam już mrozu. Nie czułam pocisku wbijającego się w okolice nerek. Liczyła się tylko Diana. Zanurzałam się coraz głębiej. Nie było jej. Miałam się już wynurzyć, by zobaczyć czy może nie wypłynęła sama. Dotknęłam jakiś glonów. Ale to nie były wodorosty. Szybko zrozumiałam, że to włosy. Dotarłam po nich do reszty ciała i chwyciłam ją pod pachy i zaczęłam wypływać. Usłyszałam huk znad tafli wody. Zobaczyłam chmurę ognia i dymu. Chłopaki musieli zestrzelić helikopter. Wynurzyłam się. Thomas dobiegł pierwszy i wyciągnął Dianę. Wyszłam z wody. I zrobiłam ruch głową, by Tommy biegł, a ja za nim. Nie podniosłam się. Potem pamiętam tylko pisk. Nieustający, bolesny pisk, tysiąc razy głośniejszy niż ten, który słyszy się czasem w ciszy. A potem eksplozja. To jak Thomas z Dianą lecą do przodu. I to jak moja prawa ręka zanurza się w wodzie. Obok pozostałości granatu. Oszołomiona próbuję się podnieść, ale nie mogę. Kulka w plecach mi nie pozwalała. Stała się bardzo uciążliwa. Nagle bomba detonowała drugi raz, ale tym razem ładunkiem elektrycznym. Poczułam jak do mojej ręki dociera ból. Zniewalający ból. Cała się trzęsłam. Krzyczałam. Krzyczałam tak długo dopóki nie straciłam głosu. Nawet wtedy kiedy prąd przestał płynąć mi w żyłach. Chciałam to zrobić, ale nie mogłam. Cały czas zaciskając i rozluźniając mięśnie prawej ręki, by mieć pewność, że nie straciłam przytomności, świadomości- co gorsza lub, że po prostu nie umarłam. Chyba Max mnie niósł. Pamiętam betonowy budynek. Masywne żelazne drzwi, ich skrzek. Mój brat ostrożnie położył mnie na brzuchu cały czas do mnie mówiąc. I choć ból uniemożliwiał mi zrozumienie jego słów, to starałam się skupić na jego głosie. Nie zwracał się już do mnie. Krzyczał do Thomasa. Słyszałam głosik w mojej głowie. Mówił, że powinnam odpuścić. Zaszyć się przecudnej nieświadomości. Pozwolić sobie na śmierć. Nie mam pojęcia kogo był to głos. Wiem, że nie mój, bo ja tego nie chciałam. Nie powiem, że ta walka, którą toczyłam z tym głosem, była boleśniejsza niż pocisk, ale na pewno cierpiałam również psychicznie. Bitwę w mojej głowie przerwało okrutne szczypanie. Max pewnie zdezynfekował ranę. Potem pamiętam jak, wyciąga pocisk. Z mojego gardła wydobył się skrzek, nie krzyk, nie wrzask, skrzek. Ostatnie co pamiętam to, to co powiedzieli chłopaki. Chórem krzyknęli „JUŻ”. A ja straciłam świadomość.
Pamiętam całą tę sytuację. Blizna w plecach zaswędziała mnie na to wspomnienie. A ręka cały czas się napinała.
– Hej! – krzyknęła Annabeth. – Słuchasz nas? Mówię, że auto mamy rozbite i nigdzie nie pojedziemy.
– Taaa… Do Nowego Jorku.
– Co? – spytał zdezorientowany Percy.
– Fakty są takie, że wy nie macie auta a ja prawka. Wszyscy jedziemy w to samo miejsce. A przynajmniej tak pi razy oko. Z Nowego Jorku każdy pójdzie w swoją stronę.
Ruszyłam żwawym tempem w stronę auta mojego chłopaka. Ann mnie wyprzedziła. Chyba nie lubi jak ktoś inny mówi jej co ma robić i do tego kończy z nią rozmowę, nie odpowiedziawszy na wszystkie jej pytania. Stanęła metr ode mnie. Oparła się o samochód licząc, że udzielę jej wszystkich odpowiedzi. Ale zanim coś powiedziała, usłyszałam pisk. Chwyciłam blondynkę za nadgarstek i ruszyłam z nią do biegu krzycząc, że musimy uciekać, bo coś jest nie tak z autem. Miałam rację, po trzech sekundach auto wybuchło. Poleciałam z Ann do przodu, Percy też upadł, ale po chwili się podniósł. Ja też, ale dziewczyna już nie. Pisk nie ustawał a źrenice mi się powiększyły. Zobaczyłam chmurę czarnego gazu, truciznę, która właśnie dotarła do mnie i do Ann. Pociągnęłam ją za ręce. Wyszłam z gazu. Percy wziął ukochaną na ręce.
– Choć za mną! Musisz mi zaufać jeśli chcesz przeżyć i by Ann przeżyła. A i nic nie mów. Potem, przyrzekam na Styks, wszystko wyjaśnię.
Skinął głową. Podbiegliśmy do trzech kamieni. Trzy razy nacisnęłam na środkowy kamień. Trzy razy usłyszałam dźwięk odmowy dostępu. Za czwartym razem podniosła się klapa tuż obok kamieni. W niej stał potężny cyklop. Kamienny cyklop.
– Groom wpuść nas. Proszę! Potrzebuję pomocy.
– Zielone ocz… czy… pomogły… Groomowi… ale Groom ni… nie może…
– Wiem, że Tanatos ci zabronił, ale pamiętaj, że ja złamałam rozkaz, by cię uratować. Błagam…
-Groom…- stwór (nie potwór) spuścił głowę.
-Groom…? Thomasa, pamiętasz go prawda? Thomasa porwali, samochód wybuchł, przez co moja znajoma straciła przytomność, a trucizna zaraz tu dotrze i zabije nas.- powiedziałam wszystko na jednym wydechu- Proszę pomóż! Wezmę winę na siebie, całą winę.
Cyklop się odsunął. Razem z Percym zeszliśmy do przystani. Groom zamknął klapę chwilę przed tym jak trucizna dotarła do nas. Dookoła nas zapanowała ciemność. Odetchnęłam, bo mogłam to zrobić. Nareszcie.
Czas zwolnił.
„Wiesz, że nie powinno cię tu być”- usłyszałam w myślach chłodny głos Szefa.
„Sytuacja się zmieniła, bo…”- zaczęłam.
„Miałaś dojechać do Obozu”- rzekł z naciskiem na dojechać.
„Wiem, ale ja go odbiję, z twoim pozwoleniem, lub bez”
Odpowiedziała mi cisza i ciemność. Oczy miałam mokre.
– Groom? Zapal światło. – nie minęła sekunda gdy tunel prowadzący w dół rozjaśnił się białym światłem. A moje oczy były suche i niewzruszone. Tak jak być powinno.
Zero komentarzy? Az tak zle jest to opoko? Warto pisac nastepne czesci? Blagam o komentarze! Co sie podoba, co trzeba poprawic? Czekam na odpowiedzi.
Podpisz się czasami bo jak widać nie podpisane trudno się czyta.
Ok, właśnie na raz przeczytałam wszystkie pozostałe części i stwierdzam, że mi się podobają. Błędów nie wyliczam, bo się nie znam, a sama bym lepiej nie napisała 😉 Chętnie przeczytam kolejne cześci, więc tak, pisz dalej Pozdro :*
Zawsze warto pisać. Sądzę, że wiele osób to czyta, ale nie każdy komentuje.
Mi się osobiście podobało