Rozdział 1: Władczyni księżyca
Artemida to równa babka – pomyślałam słuchając pani Meadow. Dzisiejsza lekcja historii nie była taka zła, ale chyba tylko ja jako tako skupiałam się na tym co mówiła nauczycielka. Reszta klasy (na którą składały się same dziewczyny) malowała paznokcie, słuchała MP3, gadała itd. Jednak żaden nauczyciel nie zwracał na to uwagi. Wszyscy wiedzieli, że jeśli nakrzyczy się na którąkolwiek z nas, następnego dnia zamieszka się w śmietniku. No cóż, nasi rodzice są dość wpływowi. Po chwili (żeby mój mózg się nie przepracował) odwróciłam się do siedzącej obok mnie Gillian.
– Jutro mam imieniny, więc zabieram całą klasę na weekend do Hollywood – zaklaskała w dłonie i zapiszczała radośnie. – I pójdziemy na zakupy, i…
– To dobrze – przerwałam. – Nie byłam w dobrym sklepie z ciuchami od jakiegoś tygodnia.
– Matko, co się stało? – spytała z nieudawanym przerażeniem siedząca za nami Arlene.
– Samoloty musiały przejść jakąś „kontrolę”.
– O, ja też raz tak miałam – wtrąciła się Ellie. – Wszyscy wylecieli.
– W każdym razie jutro o siedemnastej podjadę pod wasze domy limuzynkami i około dziewiętnastej trzydzieści będziemy w Hollywood.
– Oj Gillian nie popisuj się, że znasz się na zegarku, ja ostatnio nauczyłam się nazw miesięcy i to po kolei – wtrąciła Arlene. – Teraz spróbuj mi podskoczyć.
Jak widać należę do klasy, gdzie uczą się sami prymusi.
***
W sumie to mojego domu nie można nazwać domem. Rozmiarami dorównuje zamkowi. Ma prawie 200 pokoi, 15 basenów, 3 stajnie i całą moją czteropiętrową garderobę. Oprócz mnie mieszka w nim 97 służących. Nikt poza nimi i zwierzętami. I tu dochodzimy do tematu: rodzice. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie są, jak się nazywają i czy w ogóle są jeszcze małżeństwem. Nie wiem nawet czy wiedzą o tym, że istnieję! Zastanawiam się, jak można zapomnieć własne dziecko, ale widocznie jest to możliwe. Chciałabym ich zobaczyć i choć przez chwilę porozmawiać. Zostawili mnie tylko z miliardami na koncie.
– Przyniosłam panience deser – drzwi się uchyliły i stanęła w nich Lexie, moja pokojówka.
– Dzięki – powiedziałam zabierając od niej kubełek lodów. – Jutro lecę do Hollywood z koleżankami.
– Dobrze.
– Możesz odejść. Tylko nie zapomnij przenieść moich toreb do garderoby.
– Nie zapomnę.
To powiedziawszy wyszła z pokoju.
Tak w ogóle i w szczególe nazywam się Nicole Juliet Eileen Allyson Gabierlle Tori Cassandra Resmor. Nie wiem kto dał mi tyle imion, ale uwierzcie mi, że go nie lubię. Mam 14 lat. Do szkoły chodzę tylko po to, żeby została we mnie choć cząsteczka czegoś innego niż rozpieszczona księżniczka (w przeciwieństwie do moich rówieśniczek, które chodzą tam bo muszą). Mimo mojego wielkiego majątku potrafię zachowywać się normalnie. Mam strasznie proste (co często mnie wnerwia) kasztanowe włosy, duże szaroniebieskie oczy i kilka małych piegów na nosie. Nie znam swoich rodziców. Wiem o nich tylko tyle, że są bogaci. I to BARDZO, BARDZO, BARDZO, BARDZO, BARDZO bogaci. Pieniądze mam tylko dlatego, że podczas porodu moja matka zostawiła tu torebkę. No i jeszcze kiedyś odwiedziłam kilka ich willi, z których pozwoliłam sobie wziąć większość pieniędzy. To nie była kradzież, tylko pożyczka od rodziców. Kiedy brakuje mi pieniędzy (raz został mi tylko milion!) biorę prywatny samolot i kilka miliardów euro wędrują na moje konto. Muszę być chyba podobna do mamy, bo ochroniarze zawsze mnie wpuszczają.
– Jest panienka pewna, że potrzebuje aż dziewięciu toreb – spytała się mnie Lexie.
– Proszę cię. Zobaczysz, że będę miała prawie najmniejszy bagaż.
Siedziałam na werandzie mojej willi i czekałam na limuzynę Gillian. Po jakichś pięciu minutach na podjazd wjechało 25 długich czarnych samochodów. 23 z nich było zapchanych bagażami, w jednym siedziały moje koleżanki. Przy pomocy służących zapakowałam walizki do jednej z limuzyn, po czym podeszłam do największej z nich i usiadłam obok Loren. Lubiłam ją. Była cicha, spokojna, miała najlepszy kontakt z rodzicami z nas wszystkich. Przyjeżdżali do niej na każde święta!!!!!!
I mimo, że była chyba najbogatsza z całej naszej klasy nie chwaliła się tym. W szkole też szło jej najlepiej. Znaczy, każda z nas miała średnią 6.0, bo jak wspomniałam nauczyciele się nas bali, ale ona się uczyła!!! Czasami chodziła jakaś poddenerwowana, jakby wierzyła, że duchy wyjdą ze szkolnej szafki, ale i tak była super.
Lot minął szybko. Musiałam przyznać, że Gillian się postarała. Hotel był świetny. Kiedy dałam jej prezent (najnowszą kolekcję jakiegoś francuskiego projektanta, na którego punkcie miała świra) od razu pobiegłam do aqua parku i siedziałam w nim 4 godziny. Następnego dnia udałyśmy się do miasta. Tak się obkupiłam, że musiałam wyrzucić większość moich ubrań. Wieczorem miała być jakaś szalona impreza, ale nie miałam ochoty na nią iść. Udałam się więc samotnie na spacer do napisu HOLLYWOOD. Byłam przy Y kiedy usłyszałam śmiechy. Zaintrygowana ruszyłam w tamtą stronę. Po jakiejś minucie zobaczyłam obozowisko. Wielkie, białe namioty obchodziły wilki. Zobaczyłam grupkę dziewczyn siedzących przy ognisku, inne z nich biegały z gracją trzymając w rękach powyginane kije. Chociaż to chyba były łuki. Kiedy tak stałam i obserwowałam to wszystko nie zauważyłam, że zostałam zauważona. Jeden z wilków najeżył sierść i odsłaniając zęby powoli ruszył w moją stronę. Przerażona cofnęłam się kilka kroków.
– Łoł, łoł, łoł, dobry piesek – usłyszałam krótkie warknięcie.- To znaczy wilczek. Tak, tak, dobry wilczek.
Ciągle się cofałam.
– Estate, dość! – zawołała jedna z dziewczyn, którą wcześniej widziałam z tym kijem. Wilk spojrzał na nią i szczeknął radośnie.
– Jak się nazywasz? – spytała mnie.
– Nicole – wydukałam patrząc w jej czekoladowe oczy.
– Chodź.
Nie mając wyboru (pojawiły się za mną kolejne wilki) ruszyłam za nią. Wkrótce doszłyśmy do największego namiotu. Siedziała tam dziewczynka. Mimo, że nie była zbyt wysoka poczułam, że otacza ją jakaś aura. Spojrzała na mnie władczym wzrokiem.
– Co to znaczy, Nayo? Wiesz, że nie można wpuszczać śmiertelników do naszego obozu – zwróciła się do dziewczyny, która mnie tu przyprowadziła.
– Tak pani, ale ona trafiła tu przez przypadek.
Ta mniejsza dziewczyna podniosła brwi. Po chwili odetchnęła głęboko i powiedziała:
– Raczej nie masz wyboru. Zaproponuję ci dwie opcje: albo dołączasz do nas, albo umierasz.
CDN
Oj, nawet dalszy ciąg. 😉 Fajny. 😀
Ciąg dalszy też jest świetny. 😀
Coś nie tak wysłałam całe opowiadanie, ucięło w niewłaściwym momencie
Te imona…xD
Bardzo oryginalne!
Artemido, wstawiłam cały tekst z pliku – może coś się stało przy wysyłaniu? Bo ja więcej „Trzech przepowiedni” nie mam
Boskie!!!! 😉
(wampirku997 nie „Boskie!!!!” tylko…) …HEROSOWE!!!!!!! ;p Ale, aż: 200 pokoi, 3 stajnie, 15 basenów i 97 służących… czy to nie za mało jak na królewnę? ;p Świetne czekam na CD.
a może byś i BOSKIE i HEROSOWE
Dla mnie może być BOSKIE i HEROSOWE. 😀
Wspaniałe 😀
Super opowiadanie 😀 Czekam na kolejną część 😀
super 😉
podejrzewam, że wybierze pierwszą opcję (;
Aktualizacja… bardzo,bardzo ale to bardzo fajna… Zgadzam się z Feniksem! Też bym wybrała opcję 1! Ale przecie ona nie jest śmiertelniczką… chyba…
suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper
Naprawdę zaskakujące i ciekawe, i… herosowe!!!
to śmiertelniczka może zostać łowczynią Artemidy ???
Tak, śmiertelniczka może zostać Łowczyniom. Była o tym na początku Klątwy Tytana. A tak w ogóle to super, BOSKIE i HEROSOWE opowiedanie! Czekam na CD
Tak, śmiertelniczka może zostać Łowczyniom. Była o tym na początku Klątwy Tytana. A tak w ogóle to super, BOSKIE i HEROSOWE opowiadanie! Czekam na ciąg dalszy.PzD
niezłe