Cześć przyjaciele! Tu jest to. Tak bardzo po polskiemu.Wysyłam to razem z dwiema innymi rzeczami/pismami. Niewiem w jakiej kolejności adminka to przeklei, ale wiedzcie, że oficjalnie to powinno być pierwsze od góry, byście mogli ten wstęp przeczytać przed tamtymi. Tak więc: Bez dedyku. Życzenia które nigdy się nie spełnią: Miłego czytania etcetra etcetra
– Myślisz, że da rade?
– Jasne, że da! To mój syn!
Grzmot. Na dworze pewnie panuje burza.
– Wołają mnie. Zajmij się swoim synkiem.
Otworzyłem oczy. Żółte światło mnie oślepiło. Z jękiem wywróciłem się na podłogę.
Czekaj, czekaj. Z czego ja spadłem?
Nic nie widziałem. Dziwne uczucie. Tak jak czasami się budziłem z zaciśniętą dłonią, bo byłem święcie przekonany, że coś w niej trzymam. Tak samo tutaj. Czuje powiew wiatru na moich oczach, ale widze jak przez powieki. Z jękiem wstałem.
– Czekaj… Teraz spróbuj.
No wspaniale. On.
– Nie jęcz. Pomagam ci.
Mrugnąłem. Świat dalej był jakby w odcieniach żółci. Pokój, który pewnie był biały, nie był zbyt obszerny. Przy ścianach stały po dwa metalowe krzesła. Naprzeciwko mnie stało polne łóżko. Wpatrywałem się oszołomiony w pościel.
– Tak wiem. Długo ci się to uświadamia, ale to jest pościel. Nigdy jej nie widziałeś?
– Zamknij się.
Uwielbiał ze mnie szydzić. Tak, to jest słodkie. Tak, to jest moneta. Tak, to jest pościel…
Czy to, że przez ostatnie lata mieszkałem w slumsie, jest zabawne?
– Tak. Bardzo.
Nienawidziłem go. Po części.
– Dziękuje.
Fakt, że nie mam bladego pojęcia, kim jest i kiedy mi wszedł do głowy pogarszał moje samopoczucie. Tak bum i nagle „- Cześć! Jesteś ofiarą życia a mama cię nie kocha! Uwaga, kamień! Widzisz, gdyby nie ja nie uchyliłbyś się. Dziękuj!” I takie sytuacje są codziennie. No prawie. Mniej więcej od wtedy, kiedy pojawiłem się na tych… Jak oni je nazywają? Wyspach?
– Trudna nazwa, co nie?
Od tego zamyślenia nawet nie zauważyłem, kiedy się położyłem.
– Wstawaj. Zaraz tu będzie.
– Ale kto?!
Od wybuchu tej całej akcji z krowami cały czas mówił: „Wyprostuj się. Idzie” Kto? „Wstawaj. Nie rób siary przed radą” Jaką?? „No wiesz? Nawet nie wiesz, kim On jest?” KTO ON???
– No co ty. Nie wiesz?
Wstałem bez przekonania. Przeczesałem wzrokiem sale w poszukiwaniu moich rzeczy. Sam szpitalny szlafrok nie wystarczał na cały dzień. Oczywiście nic nie było.
– Kto by się spodziewał?
Pobiegłem w stronę półotwartych drzwi. Nie wiem skąd miałem siły na bieg. Wielu rzeczy nie wiem. Nie wiem skąd ten psychiczny głos w mej głowie. Nie wiem czemu tu jestem ani czy to miejsce istnieje. Może po prostu jestem na tyle nienormalny, że magiczne Wyspy pojawiają się w mojej głowie zamiast szpitala psychiatrycznego? To coś, co jest w mojej głowie to może być głos lekarza.
– Pozwól, że wyjaśnię. Jesteś sobie tutaj. Męczą cię. Nie zasługujesz na bycie tam, więc cię tutaj na Syberię wysłali. Koniec.
Przyznam, mądry nie jestem…
– No nie gadaj.
… ale byle ktoś jak mu się takie coś powie to chyba nie ogarnie od razu, prawda?
– Praktycznie sto procent ludzi tutaj przychodzących, jak im to mówiłem, to rozumieli od razu. Mówili „Naprawdę? Zawsze coś czułem, że to istnieje! Kocham mitologie!”. Z tobą jest… inaczej.
– Mitologie mówisz?
– Tak. Takie cośki co opowiadały o bogach.
– Kogo to obchodzi? – podniosłem wzrok w stronę sufitu – Przecież, nawet gdyby, to to zostało już spisane, wszystko się stało.
– Niedokońca. Dobra, uważaj.
Oczywiście musiałem uderzyć głową o ścianę. Dzięki.
– Polecam się.
Powiew wiatru się nasilał z każdą przemierzoną stopą.
– Więcej opisów.
Dobra. Przechodząc przez korytarz pokrytym obrazami sławnych osób zauważyłem dwa pomarańczowe punkty. Z myślą, iż mogą to być ludzie z personelu skręciłem na następnym skrzyżowaniu w prawo. Wiatr był na tyle mocny, że był w stanie mnie odpychać w korytarz po drugiej stronie. Malowidła zlały się, a ja tam właśnie poleciałem. Może być?
– Więcej i mniej przesadzone. I więcej myśl!
Po drugiej stronie korytarza stała szklana gablota ze złotą księgą w środku. Ała. Szkło wbiło się w stare rany a metal dobił guza. W uszach mi piszczało a po oczach latały zielone świetliki. Mniej bolało niż to można sobie wyobrazić. Biegłem prosto, ale bieg ze szkłem w nogach nie jest zbyt łatwy, przez co upadłem.
– Nie ma to, jak w ciągu tygodnia dwa razy upaść i wbić w siebie coś szklanego. Oby tak dalej!
Ciekawe jak głośno to było?
– Bardzo.
Od góry korytarz wyglądał jak litera „L”. W rogu stała rozbita przeze mnie gablota a dolna „kreska” była jedną z odnóg skrzyżowania, przez którego wpadłem. Próbowałem się doczołgać do końca równoległego korytarza, ale zauważyłem te same pomarańczowe ciapki co wcześniej.
– Tam jest! – krzyknęła jedna z nich.
– Taaa… krzyczące ciapki.
Zaczęły biec. Dopiero z odległości jakichś dziesięciu metrów odkryłem, że to są więźniowie. Tylko że mieli fioletową i niebieską skórę a w kieszeniach ich więziennego uniformu trzymali po dwie strzykawki z wszystkokolorowym płynem. Po chwili fioletowy pochwycił je.
– Cholera… – spróbowałem się podnieść na łokciach.
Nie zdążyłem.
– Nie przeklinaj, bo to bardzo nie ładnie.
***
WOW! Tak… WOW! Nie mam słów, a to rzadkość… Wszystko super! Chyba nie mam żadnych ALE… Wszystko się klei i ma swego rodzaju „porządek w chaosie” Doceniam to, bo lubię taką niepewność… szkoda tylko, że nie pamiętam wcześniejszych części, ale to nie Twoja wina Powodzenia w pisaniu i Wesołej Wigilii Wigilii Bożego Narodzenia!
Nawzajem !
Wyjaśnisz, dlaczego to 4 częsć?
Dobra, nie było komentarza. TCoH pomyliło mi się z TCoL