Hej!
Tu annabeth01, Layla118 i Isabell22. Oto prolog naszego nowego opka. Dedykujemy go Carmel, Annabeth24 i Piper77, które chcemy zapewnić, że nie będziemy ściągały z ich opowiadania, bo pewnie by nam nawet nie wyszło. Nasze style pisania są zupełnie inne. Poza tym nasze opko będzie dotyczyć czegoś innego, ale jakby co, to piszcie. Poza tym czekamy na kolejne części „Fielgiej Trujdzy”. Kolejne osoby do których trafia dedykacja to Adminka, Nico_23 oraz Quickdroo.
Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. 😀
annabeth01, Layla118 i Isabell22
Elizabeth
Był dziesiąty maja, niedziela. Na dworze świeciło słońce, śpiewały ptaszki, kwitły kolorowe kwiaty, a niewielkie, puszyste obłoczki przesuwały się po błękitnym niebie. Wiosna! Nic tylko siedzieć na dworze… To właśnie robiło moje przybrane rodzeństwo. Ale nie ja. Ja miałam awanturę. Moi przybrani rodzice wrzeszczeli na mnie, jakby nocny atak jakiegoś przerośniętego byka był moją winą! Co ja takiego zrobiłam?! Starałam się być dobrą córką!
-Ty zawsze sprawiasz problemy! – warknęła moja macocha. – Węże, byki! To ty je przyciągasz!
Miałam mnóstwo pomysłów, na odpowiedź dla niej, ale nie chciałam się pogrążać, więc jedynie spuściłam głowę.
Wtedy podszedł do mnie ojczym. Zamachnął się i jego dłoń, z głośnym „Plask”, wylądowała na moim policzku, zostawiając czerwony ślad. Znowu mnie uderzył! Już szósty raz dzisiaj!
-Mogę już iść do pokoju? – zapytałam łamiącym się głosem.
-Tak! – krzyknął ojczym. – I nie wychodź z niego do końca dnia!
Jakbym miała na to ochotę! Poza tym jest już kwadrans po szesnastej. Sorry, ale większe wrażenie zrobiłoby na mnie, gdyby powiedział to jakieś cztery godziny temu!
Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Położyłam się na łóżku i płakałam. Wiem, że niektórym wydaje się dziwne, że trzynastolatka płacze z tak błahego powodu. Jednak każdy ma do tego prawo. Ja płakałam z tęsknoty i nienawiści. Z tęsknoty za rodzicami. Tymi rodzicami, którzy oddali mnie do domu dziecka, zanim skończyłam dwa lata. Tymi rodzicami, po których mam jedynie nazwisko i geny. Nienawidziłam ich za to, że skazali mnie na takie życie! Najpierw oddali mnie do domu dziecka, gdzie spędziłam trzy lata. Potem adoptowała mnie rodzina, u której teraz mieszkam. Nie traktują mnie jak członka tej rodziny, tylko jak osobę obcą. Kogoś, kogo nie chcą. Mają swoje córki – dziewięcioletnią Sarę i pięcioletnią Ashley. Obie mają rdzawe, kręcone włosy, niebieskie oczy i lekko brązową skórę. Uwielbiam je, bo są przesłodkie i zawsze, kiedy rodzice są na mnie wściekli i nie mogę wyjść z pokoju, przynoszą mi obiad i kolację. Tak było i tym razem. Tego dnia ominęła mnie rodzinna kolacja, którą potem Sara i tak mi przygotowała. Muszę przyznać, że całkiem nieźle gotuje. Dostałam jajecznicę z dwoma kawałkami chleba czosnkowego i pomidorem. Jajecznica była przepyszna!
Gdy tak leżałam i ryczałam, w mojej głowie pojawił się pomysł. Ucieknę z domu! Nie chcę mieć awantur i być bita średnio cztery razy w tygodniu! Przekonam Poppy i Sophie! One na pewno się zgodzą! A jak nas coś zaatakuje, to we trójkę lepiej sobie poradzimy!
Następnego dnia obudziło mnie wschodzące słońce, które pięknie oświetlało pomarańczowe ściany mojego pokoju. Nie miałam w nim zbyt wielu rzeczy. Stało w nim tylko białe biurko, niewielki, biały regał na książki, na którym stały tylko dzieła Ricka Riordana (inne książki wypożyczałam z biblioteki, albo oddawałam Sarze, w której zaszczepiłam miłość do literatury), łóżko, krzesło i szafa z niewielką ilością ubrań. Gdybym chciała, mogłabym się spakować do jednego, średniej wielkości plecaka. Moją najcenniejszą rzeczą był tablet, który służył mi zamiast książek do szkoły. Sama na niego zapracowałam, sprzedając truskawki przy drodze.
Wstałam z łóżka. Była piąta nad ranem. Mimo wszystko czułam się wyspana. Założyłam na siebie różowo – białą spódniczkę, jasnoróżową bluzkę, białe podkolanówki i różowe trampki. Rodzice właśnie wychodzili z domu, więc stwierdziłam, że wyjdę z pokoju, kiedy oni będą już w drodze do pracy. Zadzwoniłam do Sophie i Poppy i poprosiłam, żeby przyszły dzisiaj trochę wcześniej do szkoły, bo musimy porozmawiać. Potem obudziłam dziewczynki, zrobiłam perfekcyjny makijaż, żeby zakryć czerwony ślad na lewym policzku i przygotowałam drugie śniadanie dla siebie i siostrzyczek. Kiedy Sara i Ashley się ubrały, zjadłyśmy kanapki z dżemem malinowym i wypiłyśmy sok pomarańczowy na śniadanie. Zaprowadziłam pięciolatkę do przedszkola, a jej starszą siostrę do szkoły. Potem poszłam pod swoją klasę gdzie czekały na mnie moje przyjaciółki.
Wyglądały identycznie. Poppy miała ciemne, lekko kręcone włosy, czarne oczy i jasną cerę. Sophie miała niebieskie oczy w kształcie migdałów, ciemne włosy do ramion, lekko zadarty nos, a także jasną karnację. Obie były ode mnie wyższe, mimo, że ja nie jestem bardzo niską osobą. Aczkolwiek mój wzrost jest poniżej średniej.
-Hej! – zawołały radośnie dziewczyny.
-Siemka… – rzuciłam. – On znowu mnie uderzył!
-Co?! – krzyknęła Sophie. – Twój ojczym znowu cię uderzył?! Jak tak można?!
-Tak NIE można! – powiedziałam. – Chcę uciec z domu! Mam dość awantur i przemocy! Już dłużej nie wytrzymam!
-Spokojnie… – starała się uspokoić mnie Poppy. – Naprawdę chcesz uciec z domu?
-Tak. – odparłam nieco spokojniej. – Uciekacie ze mną?
-No… W sumie… – zastanawiała się Sophie.
-A dokąd chcesz iść? – zapytała Poppy.
-Zawsze chciałam zobaczyć Nowy York, a jak ucieknę, to będę miała nieograniczoną ilość czasu, żeby się tam dostać. Myślę, że spróbuję tam dotrzeć.
-Ella! My mieszkamy w Cambridge! To jest w Anglii! Do Ameryki jest spory kawałek.
-Wiem, ale nie mam nic do stracenia!
-Masz rację! – wtrąciła Sophie. – Wchodzę!
-No, dobra! Ja też! – Uśmiechnęła się Poppy.
Przytuliłyśmy się do siebie. Przypomniał mi się mój pierwszy dzień w szkole. Wtedy poznałam Poppy i Sophie. Był apel z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Nagle jakaś dziewczyna zaczęła się drzeć, bo zobaczyła kilka węży. Stwierdziłam, że jakieś głupie gady nie mogą przerywać uroczystości, więc podeszłam do dziewczyny i zmiażdżyłam zwierzęciu łeb. Poppy i Sophie zrobiły to samo. Już wtedy się polubiłyśmy, a jak okazało się, że będziemy w jednej klasie byłyśmy wniebowzięte. Taaak… Wspomnienia… Byłam słodkim dzieckiem…
-To… Kiedy wyruszamy? – zapytała Sophie.
-Może pojutrze? – zaproponowałam. – Moi rodzice w każdą środę biorą nadgodziny. Z tego, co wiem, wasi też, więc będziemy miały więcej czasu na przygotowanie się do drogi.
-Jak dla mnie okej. – stwierdziła Poppy. – Gdzie i o której się spotykamy?
-W nocy ze środy na czwartek, o północy, przed szkołą. Może być?
-Tak! – zgodziły się dziewczyny.
-Nie bierzcie ze sobą komórek! Podobno umożliwiają namierzenie właściciela. Możecie powiedzieć rodzeństwu, pod warunkiem że nie wygadają się rodzicom.
-Rozumiemy! – odparła Sophie. – Płakałaś i makijaż ci się zepsuł. Widać ślad na policzku.
Pobiegłam do łazienki. Poprawiłam tapetę (żartuję. Mój make – up był delikatny. Normalnie nie maluję się do szkoły). Gdy wyszłam z łazienki, pod moją klasą zbierali się uczniowie. Jak zwykle pobiegłam w ich stronę i skoczyłam z gracją, lądując na dwóch nogach i wołając:
-Dzień dobry wszystkim!
-Siemka!
– Cześć!
– Co tam, El?
– Hejo! – odpowiadali ludzie. Tylko Michael siedział cicho i był smutny. Tak smutny, że jego blond włosy naturalnie się układały, bo nie użył żelu!
-Co się stało? – Podeszłam do chłopaka.
-Alex mnie rzuciła! – odparł, nie spuszczając wzroku z podłogi.
-Co?! Przecież byłeś idealnym chłopakiem! Zawsze pamiętałeś o miesięcznicy, zapraszałeś ją na randki i dawałeś prezenty. Oprócz tego troszczyłeś się o nią. Jak ona mogła ci to zrobić?!
-Powiedziała, że jestem za niski i źle razem wyglądamy, przez co wstydzi się wyjść ze mną na miasto!
To prawda. Michael był niski. Niższy ode mnie. Może miał skłonności narcystyczne, ale był bardzo dobrym kolegą i starał się być dobrym chłopakiem!
-To znaczy, że na ciebie nie zasłużyła! – starałam się pocieszyć przyjaciela. – Jak będziesz chciał pogadać, to wal śmiało! Wiesz, że zawsze mam czas na rozmowę.
Zadzwonił dzwonek. Teraz klasówka z matmy. Uwielbiam sprawdziany! Wtedy nauczycie siedzą cicho, a ja zawsze jestem perfekcyjnie przygotowana. Po lekcji podszedł do mnie Michael i zapytał:
-Jesteś piękna, mądra i miła. Czy będziesz moją dziewczyną?
Że co?! Przecież my uciekamy! Nie mogę mu o tym powiedzieć! Nie przy całej klasie! Jak mu powiem „tak”, a potem ucieknę, to się załamie, a jak powiem mu prosto w twarz, przy ludziach, którzy teraz nas otaczają i czekają na moją odpowiedź, „nie” to też się załamie. Pośmiewisko zrobi z siebie i w jednym, i w drugim wypadku. Co mam mu powiedzieć?! Wiem!
-Jesteś cudowny Michael, ale niedawno rozstałeś się z Alex i jesteś jeszcze w szoku. Myślę, że powinniśmy o tym pogadać, jak już się otrząśniesz, bo obawiam się, że teraz jesteś w stanie poprosić o chodzenie każdą dziewczynę, żeby tylko zrobić na złość swojej ex. Ale zostańmy przyjaciółmi i powróćmy do tej rozmowy za jakiś czas. – Powiedziałam to po czym objęłam chłopaka.
Reszta dnia w szkole minęła spokojnie. Żadnych potworów, węży, klasówek i chłopaków chcących ze mną chodzić. Słowem – nuuuuudyyyyyy!
Po lekcjach odebrałam siostry i poszłyśmy do domu. Szybko zrobiłam lekcje i zaczęłam się pakować. Zostawiłam sobie ciuchy na wtorek i środę, kosmetyki i rzeczy, które miałam zamiar wyprać w środę. Nagle do pokoju weszły Sara i Ashley.
-Co robisz? – zapytała pięciolatka.
-Pakuję się. W środę razem z Poppy i Sophie uciekamy. Nie mówcie rodzicom.
-Co?! – Zapłakała Sara. – Uciekacie?! A co z nami?! Kto będzie nam opowiadał bajki, zabijał węże i bronił, jak rodzice będą krzyczeć?! My będziemy tęsknić! Nie chcemy, żebyś odeszła!
-Dla mnie to też jest trudne! Kocham was! Ale nie dam już dłużej rady ich znosić! Obiecuję, że się jeszcze spotkamy! Nie zapomnę o was i wy nie zapomnijcie o mnie!
Ashley rzuciła mi się na szyję. Sara zrobiła to samo. Objęłam je i zaczęłyśmy płakać.
Następnego dnia, na pierwszej lekcji, gadałam z Poppy i Sophie o wyprawie. Z rozmowy wyrwał nas głos pani od angielskiego.
-Elizabeth Smilles!
-Tak? Acha! Jestem! Obecna! – zdenerwowałam się, po czym wróciłam do rozmowy z przyjaciółkami. W zasadzie przez cały dzień nic nie ustaliłyśmy, tylko byłyśmy po prostu podjarane naszą ucieczką.
Wróciłam do domu po lekcjach i dzień jakoś minął. W końcu nadszedł trzynasty maja! Środa! Po lekcjach wróciłam do domu i wstawiłam pranie. Ashley pomogła mi je suszyć za pomocą suszarki do włosów jej matki. Sara przygotowała nam prowiant na tydzień.
– Zapomniałabym! – krzyknęła Ashley i pobiegła do swojego pokoju, a gdy wróciła trzymając coś w ręku dodała. – Tu są plastry, bandaże i woda utleniona. Z tego co wiem, Poppy czasami źle się czuje w samochodach, więc przygotowałam tabletki na lokomocję.
– Skąd ty to wzięłaś? – zapytałam.
– Ma się swoje znajomości… – odparła.
– O której wychodzisz? – zmieniła temat Sara.
– O dwudziestej trzeciej czterdzieści…
– Wychodzisz przez okno?
– Pewnie!
– Z pierwszego piętra?!
– Miejmy nadzieję, że rynna wytrzyma… – uśmiechnęłam się. – Teraz muszę odpocząć, bo w nocy będziemy musiały daleko odejść, żeby nikt nas nie znalazł. Jak wrócą rodzice, powiedzcie im, że się źle czułam i poszłam spać.
Zasnęłam. O dziwo nic mi się nie śniło, więc spało mi się niezwykle dobrze. Nagle coś mnie obudziło.
-Liza! Wstawaj! Spóźnisz się! – potrząsała mną Sara.
-Ojejku! Zaspałabym! Która godzina?
-Równo jedenasta w nocy. – Ziewnęła Ashley. – Zrobiłyśmy ci śniadanie!
Byłam ubrana, więc tylko zjadłam śniadanie i zrobiłam kitkę. Miałam jeszcze pół godziny do wyjścia.
– Naprawdę musisz odejść? – płakała Ashley. – A co jak tata znów będzie chciał nas uderzyć? Kto nas obroni? Kto się nami zajmie?
– Dacie radę! Sara, ty jesteś dzielna i mądra. Zajmij się siostrą! Proszę…
– Nie chcemy, żebyś odeszła! Będziemy tęsknić! – łkała dziewięciolatka. – Nie chcemy zostawać same z rodzicami! Boimy się ich!
– Ja też będę tęsknić, ale obiecuję, że jak znajdę nowy dom, to do was zadzwonię i się spotkamy! Bądźcie dzielne! – podałam im naszyjniki, które kiedyś zrobiłam na technice. – To, żebyście o mnie pamiętały.
– Miej go zawsze przy sobie! – Sara podała mi pluszowego misia, którego sama zrobiła.
– A to, żebyś o mnie myślała! – Ashley podała mi bransoletkę z koralików.
Przytuliłyśmy się. Być może po raz ostatni. Wszystkie płakałyśmy.
– Nie mówcie nic rodzicom. – nakazałam. – Pomożecie mi jeszcze raz?
– Tak. W czym? – odpowiedziały chórem.
– Jak już zejdę po rynnie, zrzućcie mój plecak. Ja go złapię.
– Ale, wrócisz po nas? – dopytywała Sara.
– Przyjdę po was, jak już znajdę nowy dom! Obiecuję! Trzymajcie się!
– Ty też się trzymaj! – odkrzyknęły dziewczynki.
Schowałam misia do plecaka, założyłam bransoletkę i ze łzami w oczach, podeszłam do okna. Jeszcze raz wyściskałam siostrzyczki i wyszłam. Nigdy nie schodźcie po rynnie! Rynny strasznie się gibią! Na szczęście dosyć szybko i bez urazów stanęłam na ziemi. Sara zrzuciła mój plecak, którego, oczywiście, nie złapałam. Siostry się przytuliły i jeszcze bardziej płakały.
– Do zobaczenia! Wrócę! – starałam się brzmieć optymistycznie.
– Trzymaj się! Powodzenia! – przekrzykiwały się dziewczyny.
Pomachałyśmy do siebie i pobiegłam do szkoły. Nigdy nie miałam takich wyrzutów sumienia! Chciałam płakać! Ja po nie wrócę! Zabiorę je od tych strasznych ludzi!
Dobiegłam do szkoły całe pięć minut przed czasem. Poppy przybyła minutę po mnie, a Sophie trzy minuty po niej.
– Hej! – przywitałam się. – Gotowe do drogi?
– Tak… – westchnęły moje towarzyszki.
– Zjadłyście coś? – zapytałam.
– Tak. – odpowiedziały równocześnie.
– No, to w drogę! – zachęciła Poppy.
Poppy
To był wyczerpujący tydzień. Wszystko, co zazwyczaj nie sprawiało mi większych trudności, dziś stało się wielką górą lodową, przez którą nie mogłam przebrnąć.
Od kiedy moja starsza i jedyna siostra, Natalie, wyjechała na wakacje do Los Angeles, nie pokazała się w domu. Było mi z tym bardzo ciężko, ponieważ za wyjątkiem moich dwóch najlepszych przyjaciółek, Natalie to jedna z niewielu osób, która mnie rozumie i potrafi dać dobrą radę bez względu na to, jaki miałam problem.
Byłam naprawdę wstrząśnięta po jej zaginięciu. Przez cały czas od tej sytuacji nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o odnalezieniu jej i zemście na kimkolwiek, kto miał z tym związek. W każdej sekundzie mojego życia, w każdej, nawet najbardziej błahej sytuacji mój wewnętrzny ból związany z tym wydarzeniem daje znać o sobie. Jest on tak mocny, że nie jestem w stanie go opisać. Jest to tak jakby złość zmieszana ze smutkiem, nienawiścią oraz wieloma innymi uczuciami, których nie umiem określić.
Mimo tego staram się być (w miarę możliwości) optymistyczna i nie pokazywać, jak ta cała sytuacja mnie dręczy.
Niestety nadszedł ten dzień, dzień trudnej dla mnie rozmowy z rodzicami. Wiedziałam, że musi ona kiedyś nastąpić. Nie miałam jednak pojęcia, iż będzie miała ona miejsce w tak przytłaczającym dla mnie tygodniu.
Kiedy przyszedł czas śniadania, wszyscy zasiedliśmy przy stole. Mama i tata zaczęli robić sobie jakieś kanapki, ja natomiast wzięłam wielki karton mleka i jeszcze lekko mrużąc oczy, powoli zalałam nim moją miskę płatków.
– Wyspałaś się? – zapytała mnie nagle mama.
– Nie za bardzo, całą noc miałam koszmary – odpowiedziałam.
– Co ci się śniło? – pociągnął temat tata. Nie miałam ochoty o tym opowiadać. Nie dość, że musiałam zmagać się z moimi problemami nawet w nocy, to jeszcze miałam o nich opowiadać. Przez chwilę wahałam się. Doszłam jednak do wniosku, że wykrztuszę to z siebie, w końcu ten temat musiał nareszcie zacząć być poruszany w naszej rodzinie.
– Śniła mi się Natalie. Zapukała do nas w środku nocy i powiedziała, że już wróciła i wprowadziła się, jak gdyby nigdy nic. Byłam bardzo szczęśliwa, lecz w niedługim czasie uświadomiłam sobie, iż było to tylko złudzenie. Wybiegłam z domu i wpadłam w wielką przepaść, która nie miała końca. Spadałam, spadałam i spadałam. Czułam bezsilność. Chciałam uciec z tego dziwnego miejsca, lecz nie dałam rady, więc zaczęłam krzyczeć. I wtedy już się obudziłam.
Przez długą chwilę rodzice milczeli. Sprawiali wrażenie, jakby nigdy nie mieli już zamiaru się odezwać. W końcu postanowiłam zrobić pierwszy krok i zapytałam.
– Jak myślicie, co stało się z Natalie? – wykrztusiłam z siebie nieco stłumionym głosem.
– Na pewno nic jej nie jest – odburknęła szybko mama, a tata jej przytaknął.
– Ale czy nawet przez chwilę nie zastanawialiście się, co takiego się wydarzyło ? – zapytałam ze zdziwieniem.
– Ile razy mamy ci powtarzać?! Na pewno wszystko z nią w porządku. Koniec, kropka! – gwałtownie wybuchnął tata.
– Ale skąd u was taka pewność? Przecież nie mieliście z nią kontaktu. Prawda?
– Byłam tym coraz bardziej zaniepokojona i zaszokowana. Czyż by rodzice mieli kontakt z Natalie i nic mi o tym nie powiedzieli?! – Dość tego! O co tu chodzi?! Mam dość tych wszystkich tajemnic! – to mówiąc wybiegłam z płaczem z kuchni. Na moje szczęście nikt nie chciał mnie zatrzymywać, więc bez większych oporów, w biegu założyłam kurtkę i opuściłam mój dom.
Od razu, bez chwili namysłu pobiegłam w stronę mojego ulubionego miejsca – małej salki gimnastycznej w naszej szkole, do której na ogół nikt nie zaglądał. Mogłam tam tańczyć. Kocham to robić! Zawsze gdy tańczę, czuję się wolna. Wszystkie moje problemy zdają się uciekać w zapomnienie, a moje życie staje się beztroską sielanką.
Tego potrzebowałam teraz. Mojej krainy, gdzie czuję się szczęśliwa i nie muszę smagać się z żadnymi problemami. Więc gdy już tam dotarłam, od razu zaczęłam tańczyć. Nie myślałam o niczym. To było po prostu cudowne.
Nagle poczułam, że coś porusza się po mojej stopie i wydawało jakieś dziwne odgłosy (coś przypominające syczenie). Spojrzałam na dół i zobaczyłam ogromnego węża, który najwidoczniej zamierzał wspiąć się po mojej nodze. Z początku nie wiedziałam, co robić, więc zaczęłam krzyczeć na cały głos. Dopiero później przypomniałam sobie sytuację z początku pierwszej klasy, gdy ja, Elizabeth i Sophie pokonałyśmy kilka podobnych osobników. Więc bez chwili namysłu, zebrałam się na odwagę i bez wahania zmiażdżyłam mu jego wielką, odrażającą głowę. Poczułam wielką ulgę.
Wtem usłyszałam, że ktoś pospiesznie wszedł do salki. Odwróciłam się lekko zaskoczona i zobaczyłam, że w drzwiach stanął Jake. Jest to wyższy ode mnie, lecz niezbyt wysoki chłopak o ciemnych, krótkich włosach i brązowo – czarnych oczach. Jest bardzo przystojny. W dodatku posiada on duże poczucie humoru i jest inteligentny. Hm… właściwie odkąd przyszłam do tej szkoły od razu mi się spodobał i do tej pory nie mogę przestać o nim myśleć.
– Coś się stało? – zapytał. Nie mogłam mu jednak powiedzieć, że zaatakował mnie gigantyczny wąż. Na pewno by mi nie uwierzył i uznał mnie za wariatkę .
– Zobaczyłam pająka i trochę się wystraszyłam, ponieważ ich nie lubię – wymyśliłam na poczekaniu.
– Musiał być naprawdę gigantyczny, ponieważ twoje krzyki było słychać w całej szkole – to mówiąc zaczął się śmiać.
– Aaa… co ty tu robisz? – wyksztusiłam, chcąc zakończyć poprzedni temat.
– Muszę dokończyć projekt na angielski. A ty ?
– Ja przyszłam tu trochę… A, z resztą nie ważne. W każdym razie już wracam – odparłam. – Ja też. Może wrócimy razem? – spytał.
Byłam taka szczęśliwa. Chciałam na głos wykrzyczeć, że tak, że bardzo mi na tym zależy, i że to najlepsza rzecz, która mnie dziś spotkała. Po chwili się jednak opamiętałam i nie chcąc okazać większego entuzjazmu, odpowiedziałam po prostu:
– Spoko. Może być.
Poszliśmy. Było fajnie. Trochę szliśmy, gadaliśmy, a ja nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
W pewnym momencie przed oczami ukazał mi się mój dom. Tak bardzo nie chciałam tam wracać. Pragnęłam jedynie przedłużyć ten spacer choćby o minutę. Niestety miłych chwil nadszedł kres, więc pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę.
Następnego dnia byłam lekko zdołowana. Nagle moje rozmyślania przerwał telefon. To była Elizabeth. Powiedziała, że chce się spotkać ze mną i z Sophie.
Bez chwili namysłu pobiegłam na spotkanie.
Ku mojemu zaskoczeniu Elizabeth chciała uciec z domu. Nam zaproponowała to samo. Przez chwilę się wahałam. Postanowiłam jednak, że to zrobię. I tak nie miałam co robić więcej w domu pełnym tajemnic i nie wyjaśnionych rzeczy związanych z niespodziewanym zaginięciem mojej siostry.
To była moja ostateczna decyzja – uciekam z domu!
Sophie
W ten piątkowy ranek siedziałam na twardej, drewnianej ławce w szatni, wypatrując Elizabeth i Poppy. Czekałam na nie od siódmej. Nie przeszkadzała mi wczesna pora dnia – wręcz przeciwnie. Nie napotykałam wtedy denerwującego młodszego brata ani mamy, marudzącej, że „znowu musi ciężko pracować”. No i podczas drogi nikt mnie nie zaczepiał. Jeszcze.
Przypadkowo spojrzałam na trampki. Oczywiście sznurówki się rozwiązały. Westchnęłam cicho i pochyliłam się, żeby je zawiązać. Przyzwyczaiłam się do tego, cały czas się to działo. Jednak zazwyczaj nie na początku dnia, zaraz po założeniu butów!
Gdy uniosłam głowę, zauważyłam Lilianę – młodszą ode mnie o trzy lata dziewczynkę. Posiadała brązowo – rude włosy, opadające falami na ramiona, jasną cerę i jaskrawozielone oczy, z których padały wesołe iskierki. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że widzę małą Lily Evans.
Zazwyczaj.
Dzisiaj siedziała na podłodze pośrodku swojej szatni ze zwieszoną głową. Gdy ją uniosła, ujrzałam jej zaczerwienione powieki. Widocznie płakała, a nigdy nie robiła tego w szkole. Jej loki się wyprostowały. To również alarmowało o powadze sytuacji.
Kucnęłam przy niej. Spojrzała na mnie, prawie bez życia i emocji. Jej twarz wyrażała tylko jedną – ogromny smutek.
Wtuliła się w moje ramię. Zaskoczyła mnie tym. Najpierw nie wiedziałam, co zrobić, ale chwilę później odwzajemniłam uścisk.
– Chodź.
Usiadłyśmy na tym samym meblu, na którym siedziałam jeszcze dwie minuty temu. Dziewczynka zaczęła swoją opowieść.
– To przez Jessicę. – Jej drżący głos wypełniała rozpacz zmieszana z gniewem. – Pokłóciła się z Ruby i podzieliła całą klasę. – Lilka mówiła mi o tym – one kiedyś się przyjaźniły. Ale jedna sprzeczka je rozdzieliła… – Potem Jess cały czas zajmowała czymś Suzanne. Coraz częściej. Zaczęły się spotykać. Coraz częściej. Aż w końcu zabrakło jej czasu dla mnie. Więc wysłała mi SMS – a, że nie chce mnie znać. – Po jej policzku spłynęła łza. I druga, i trzecia… Przestałam liczyć. Spływały zbyt szybko.
Przytulając ją, wyobraziłam sobie jej ból. Przeraźliwie mocny, taki, który nigdy do końca nie zniknie. Ból straconego zaufania… Nie rozumiałam, jak można go zadać. W szczególności tak miłej i przyjaznej istotce, pełnej serdeczności i zrozumienia dla ludzi. Ja traktowałam ją jak siostrę.
I wtedy do szatni wpadły Ella i Poppy, śmiejąc się głośno. Widząc mnie i Lily, nieco ucichły. Przesłałam im spojrzenie typu: „Zaraz wam powiem”.
Moja towarzyszka podniosła głowę. Zauważyłam, że jej nos nabrał czerwonego koloru.
– Zazdroszczę ci tego… przyjaźni. – przerwała na chwilę. – Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. I zrozumiałaś. Przynajmniej ty jedna. – powiedziała. – Wybacz, muszę już iść.
Rzuciła jeszcze krótkie „pa” i odeszła pod swoją salę.
– Cześć, Sophie! – Sytuacja Lil tak bardzo mnie zmartwiła, że nie zauważyłam przyjścia blondynki i brunetki. Niektórzy myśleli, że jesteśmy bliźniaczkami, bo mamy ciemne, trochę kręcone włosy i taką samą karnację. Jednak różniłyśmy się jednym, sporym względem – oczy Poppy były czarne jak heban, a moje niebieskie jak niebo.
– Hej. – powiedziałam ponurym tonem i dodałam, zanim zdążyły zapytać. – Lila właśnie straciła przyjaciółkę. – Z początku chyba mi nie dowierzały, ale biorąc pod uwagę zachowanie małej i mój wzrok, doszły do wniosku, że nie kłamię.
– Biedna. Może jeszcze kogoś sobie znajdzie…
– Ale na teraz dość smutków! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – wtrąciła Elizabeth i podała mi niewielką paczuszkę w kształcie prostokąta, owiniętą w srebrny, ozdobny papier. Wyciągnęłam prezent.
– Jaka piękna! – Z zachwytem przyglądałam się nowej, ręcznie wykonanej bransoletce. Na pierwszy rzut oka można było poznać, że sporządzono ją z drogich materiałów. Przeważały kolory biały i błękitny – moje ulubione. Składała się jakby z dwóch części, połączonych czarnymi nitkami. Na środku widniała złota litera „S”. – Same zrobiłyście? – Jednocześnie kiwnęły głowami. – Jak?! I skąd wzięłyście tak miękkie sznurki?
– Ma się swoje sposoby – rzekła Poppy, mrugając porozumiewawczo. – I szafkę artystyczną.
– A literę? – dopytywałam dalej.
– Kojarzysz tego chłopaka z szóstej „e”, Danny’ ego? Jego ojciec jest jubilerem. A poza tym, chyba mu się podobasz – wtrąciła El.
– Och, odczep się – mruknęłam. Nawet go nie znałam.
* * *
Lekcje się skończyły. Większość uczniów wybiegła ze szkoły, śpiewając pod nosem: „Piątek, weekendu początek!”. Niektórzy zostali w budynku, zatrzymywani na lekcjach. Inni uganiali się za nauczycielami, by prosić ich o lepsze oceny na koniec roku. Jednak ja nie.
Udawałam, że oglądam mój prezent, kątem oka przypatrując się grupce chłopaków z mojej ulicy. Jak zwykle stali przy wjeździe na parking. Ich niechlujny wygląd odstraszał dzieci z klas jeden – trzy, chociaż starsi też ich unikali. Było wiele powodów – palili i zmuszali do tego innych, uwielbiali dokuczać i bić się ze słabszymi. Jednak zagadywanie mnie, nazywanie kujonką i kłótnie ze mną sprawiały im największą radość.
Jakby na zawołanie czy myśl o ich zwyczajach, odwrócili się w moją stronę. Prawie że widziałam, jak ich oczy zabłysły. Już wiedziałam, że to będzie okropna podróż. Co gorsza, miałam rację.
– Witaj, Sophie McLeiwe. Masz ochotę na przechadzkę? – spytał wysoki i muskularny David, przywódca bandy. Na jego rozkaz osiłki, Rob i Bruce, podeszli do mnie (cofającej się i kręcącej głową) i wzięli pod ramiona. Nie zwracali uwagi na mój protest.
– Przydałaby nam się jakaś laska, wiesz? Taka, która umie nieźle przywalić, ma cięty język i ogrom pomysłów. Ty idealnie się nadajesz! – stwierdził ostatni członek, Owen. Wyróżniał się ograniczoną budową ciała i tak samo ograniczoną lotnością umysłu. Ja kompletnie nie pasowałam do tego opisu!
– No chyba nie – warknęłam. „Szef” spojrzał na mnie z rozbawieniem i rzekł, żebym się wściekła:
– No chyba tak. Ładna, ostra laseczka… Oto, czego nam trzeba.
Niestety, udało mu się to. Zacisnęłam pięści. Tak się wkurzyłam, że udało mi się wyrwać mięśniakom.
– Znajdźcie sobie kogoś innego! – wrzasnęłam i odbiegłam. Z początku ich wbiło w ziemię, jednak szok szybko minął. Pognali za mną. Ja przyspieszyłam. Po chwili gwałtownie skręciłam w jakąś uliczkę. Oni nie zdążyli wyhamować i wpadli na znak. Zyskałam kilka minut przewagi.
Gdy dotarłam do domu, nieco zdyszana, zaczęłam gorączkowo szukać kluczy. Słyszałam już krzyki ulicznego gangu, podejrzanie blisko. Zagryzłam wargę… Po czym znalazłam zgubę! Szybko otworzyłam drzwi i skryłam się we wnętrzu mojego (nie)kochanego, (nie)miłego domu.
Westchnęłam z ulgą. I w tym samym momencie usłyszałam donośne:
– Tym razem ci się udało, Sophie! Lecz następnym razem to ty ulegniesz!
Niemal podskoczyłam ze strachu. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak bardzo się zestresowałam podczas tego wyścigu… No, ale to był tysiąc… dwa tysiące… pięć tysięcy… siedem tysięcy dwieście pięćdziesiąty raz w ciągu ostatnich trzech, czterech lat. No cóż. Będę musiała to znosić jeszcze jakieś… trzyna… A nie, mam dziś urodziny. Dwanaście lat. Świetnie!
* * *
Mama i mój brat, Peter, oczywiście nie pamiętali o moich urodzinach. No bo po co? W końcu najlepiej dawać prezenty z dwudniowym opóźnieniem! I przy okazji denerwować obdarowywanego.
Była to jedyna rzecz, jaką potrafił czynić Peter. Na dodatek ulubiona.
– Hej, siostra! Co tam dostałaś?
– Spadaj. To nie twoja sprawa.
– Nie pokażesz mi? – zaczął z przymilnym uśmiechem. – Swojemu jedynemu, lepszemu, kochanemu braciszkowi? Warto wspomnieć jeszcze o skromności i grzeczności aniołka! – Na ostatnie słowa uniosłam brwi bardzo wysoko.
– Ta skromność… Pytanie tylko, gdzie się podziała. – mruknęłam pod nosem.
– Nie jestem twoim ukochanym braciszkiem? – Bardzo nieudolnie powtórzył mój gest. – Ach, no tak, ty masz swojego Danny’ ego!
– Ile razy mam to powtarzać?! Nie znam żadnego Danny’ ego! – Zatrzasnęłam drzwi tuż przed „pięknym noskiem” Petera.
– Pożałujesz tego – syknął. Niestety drewno było stare i cienkie. Nie dawało żadnej osłony przed jego wrzaskami. – Maaamooo! Sophie nie pozwala mi obejrzeć jej prezentu!
– Sophie! To twój młodszy brat! Pokaż mu prezent! I nie trzaskaj drzwiami! Myślisz, że nie słyszę?!
Przewróciłam oczami. Mama zawsze stała po stronie swojego umiłowanego synka.
Otrzymałam od nich ogromne coś owinięte ozdobnym papierem w… wyścigówki! Pod tym krył się inny, tym razem w piłkarzy. I tak z pięć razy to się powtórzyło. Brzydki papier owinięty w jeszcze brzydszy. Świetnie!
W środku czekała na mnie jakaś szmata… A, przepraszam, sukienka. Wykonana z żółtego… czegoś. Wyglądała okropnie, nie tylko przez kolor. Również dzięki krojowi i za wielkiemu rozmiarowi.
Skryłam twarz w dłoniach i pochyliłam głowę. No dobra, pomyślałam. Będę mogła się na czymś wyżyć.
Podarłam nowe ubranie. Otrzymałam paski „materiału”, który przeznaczyłam na wyszywanie na nim wzorków. Szczerze? Wyglądało lepiej.
* * *
Kolejny dzień wniósł do mojego życia wielkie zmiany, chociaż wtedy się tego nie spodziewałam.
Obudził mnie telefon od Elizabeth. Domyśliłam się, że to coś poważnego. Od razu wyszłam z domu i skierowałam się do szkoły. Pod salą spotkałam Poppy. Zastanawiałyśmy się, o co chodziło Elli, ale nie doszłyśmy do niczego mądrego. Przy okazji spostrzegłam, że moja druga przyjaciółka próbowała udawać spokój, co niezbyt jej wychodziło. Pewnie martwiła się o siostrę…
– Hej! – zawołałyśmy.
– Siemka… – Eliza, wieczna optymistka, tym razem nie ukrywała smutku. – On znowu mnie uderzył!
– Co?! Twój ojczym znowu cię uderzył?! Jak tak można?! – krzyknęłam z bezsilności i niedowierzania.
– Tak NIE można! – powiedziała. – Chcę uciec z domu! Mam dość awantur i przemocy! Już dłużej nie wytrzymam! – Nie mogłam w to uwierzyć. Nasza Liz, najlepsza uczennica w szkole, cudowna córka i siostra, chciała uciec z domu?! To do niej niepodobne!
– Spokojnie… – Poppy starała się uspokoić El, chociaż sama ledwie trzymała nerwy na wodzy. – Naprawdę chcesz uciec z domu?
– Tak – odparła. – Uciekacie ze mną?
– No… W sumie… – Gdy początkowy szok minął, zaczęłam to rozważać. Nie musiałabym wtedy wysłuchiwać jęków mamy, nie wkurzałby mnie Peter, nie gnębiłby David. Same plusy!
– A dokąd chcesz iść? – zapytała Poppy.
– Zawsze chciałam zobaczyć Nowy York, a jak ucieknę, to będę miała nieograniczoną ilość czasu, żeby się tam dostać. Myślę, że spróbuję tam dotrzeć.
– Ella! My mieszkamy w Cambridge! To jest w Anglii! Do Ameryki jest spory kawałek. – Tu zgadzałam się z Poppy. Nowy Jork? To strasznie daleko! Jak my się tam dostaniemy?
– Wiem, ale nie mam nic do stracenia!
– Masz rację! – wtrąciłam. Podjęłam ostateczną decyzję: – Wchodzę!
– No, dobra! Ja też! – Uśmiechnęła się Poppy. Po czym przytuliłyśmy się.
– To… Kiedy wyruszamy? – spytałam.
– Może pojutrze? – zaproponowała Liza. – Moi rodzice w każdą środę biorą nadgodziny. Z tego, co wiem, wasi też, więc będziemy miały więcej czasu na przygotowanie się do drogi. – Moja mama, krawcowa, biorąca nadgodziny? Śmieszne. Ona nienawidziła swojej pracy.
– Jak dla mnie okej. – stwierdziła Poppy. – Gdzie i o której się spotykamy?
– W nocy ze środy na czwartek, o północy, przed szkołą. Może być?
– Tak! – zgodziłyśmy się. Wiedziałam, że zdążę, pomimo obecności mojej rodzicielki. Wcześnie chodziła spać, czego kompletnie nie rozumiałam. Ja zawsze miałam kłopoty z zaśnięciem. I często koszmary.
– Nie bierzcie ze sobą komórek! Podobno umożliwiają namierzenie właściciela. Możecie powiedzieć rodzeństwu, pod warunkiem że nie wygadają się rodzicom. – Nie miałam najmniejszej ochoty mówić tego Peterowi. Jemu nie dało się ufać.
– Rozumiemy! – odparłam. – Płakałaś i makijaż ci się zepsuł. Widać ślad na policzku.
Beth pobiegła do łazienki, a do nas przychodziły osoby z naszej klasy. Mieli ponure miny, zapewne z powodu sprawdzianu z matematyki. Lecz kiedy pojawiła się moja przyjaciółka, wszystko się zmieniło. Cała klasa ją uwielbiała.
Sprawdzian nie był jakoś specjalnie trudny, mimo zadań z całego podręcznika. Ułamki zwykłe i dziesiętne, pola figur, działania algebraiczne. Jedynie skala sprawiła mi lekką trudność. Nigdy nie pamiętałam wzorów na nią, ale jakoś poszło. Oby jak najlepiej. W końcu zostaje ostatnie wrażenie, tak? Ważne, żeby było dobre.
Dzwonek uratował nas przed sprawdzaniem odpowiedzi z naszą panią, na co odetchnęłam z ulgą. Nie cierpiałam jej. Ona się na mnie uwzięła, nie wiadomo, dlaczego!
A na przerwie Michael poprosił Elizabeth, żeby zaczęła z nim chodzić. Całą klasę dosłownie wbiło w podłogę! Mnie zamurowało, nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że El da radę. Jej się udało! Wprawdzie „bądźmy przyjaciółmi” to standardowa odpowiedź, ale skuteczna. Chłopak się odczepił.
Następne dwa dni minęły tak, jak zazwyczaj – nudno. Środa była najciekawsza i to wtedy emocje kotłowały się we mnie najbardziej. Głównie podekscytowanie i niepokój, jak to będzie. Nie mogłam się skupić na nauce. Na moje szczęście żaden z nauczycieli nie zwrócił na to uwagi.
Po powrocie do domu przejrzałam swoje rzeczy. Większość ubrań uszyła mi mama. Ich krój nie był aż tak zły, ponieważ takie szyła też dla innych dziewcząt. Musiały wyglądać lepiej niż mój przecudowny prezent. Spojrzałam na niego wzrokiem, który ktoś kiedyś określił jako „przerażający”. Wyszczerzyłam zęby w nieszczerym uśmiechu. Tak, to musiało wyglądać niepokojąco.
Wracając do tej szma… Przepraszam, sukienki we wzorki… Nieźle nadawała się na kocyk! Albo poduszkę. Tak, to genialny pomysł! Zabrałam się do pracy. Najpierw złączyłam paski. Otrzymałam dwie części, których boki zszyłam. Tylna część była nieco dłuższa, jednak to do przedniej wszyłam guziki. W końcach wycięłam dziury. Złapałam końcówki przyszłej poduszki i złożyłam je. Jak już doszłam do dziur, okazało się, że guziki są za daleko. Zmieniłam ich położenie i przełożyłam materiał. Udało się! Jest poduszka! Może dziwna, nieprzypominająca inne, ale to jej urok! No i ręcznie robiona…
Rozłożyłam ją. Efektem okazała się chusta, którą zakładało się jak te szaliki, chyba kominy…? W każdym razie uszyłam wielofunkcyjną poduchę!
Dumna z siebie, dokończyłam pakowanie (czy też je zaczęłam). Do plecaka (szkolnego, ale co tam!) włożyłam ubrania na zmianę, koc, szczotkę i gumki do włosów, kilka kartek, piórnik, latarkę, pieniądze, legitymację, kartę miejską. Zdziwiłam się jego pojemnością – nie spodziewałam się tego. Wcisnęłam jeszcze zdjęcie Samuela – chłopaka, który kiedyś mi się podobał. Na myśl o nim po policzku pociekła mi łza. Ponieważ podczas jego pierwszego lotu samolot się rozbił. A Sam zginął. Od tego momentu nienawidziłam widoku nieba i tych latających maszyn.
Dzień przed wyjazdem dał mi piękny, czarny zegarek z białą tarczą. Nie powiedziałam o tym nikomu, to zbyt bolało. Jednak nosiłam go codziennie. Dla jego pamięci. Teraz też go miałam.
Oprócz tego na rękę wsunęłam bransoletkę od moich przyjaciółek. O dziwo te dwa przedmioty pasowały do siebie idealnie.
* * *
Po godzinie wiercenia się na łóżku zdecydowałam, że po prostu będę czekać. I tak bym nie zasnęła, buzowało we mnie zbyt wiele energii. Zeszłam na dół i zjadłam bardzo późną kolację. Zerknęłam na zegar – dwudziesta druga trzydzieści. Została godzina.
Spędziłam ją, słuchając muzyki w radiu. W domu panowała taka cisza, że wydawało mi się to strasznie głośne. Lecz ubzdurałam to sobie.
Wyszłam ostrożnie, aby nie obudzić Petera ani mamy. Zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam klucz i ruszyłam do szkoły. Myślałam, że po prostu tam pójdę, ale nie ma tak dobrze. Gang uliczny nigdy nie śpi, pomyślałam z goryczą.
– Co my tu mamy? Czyżby nasza kochana Sophie postanowiła do nas dołączyć? – zapytał David, zataczając się. Widocznie znów wyszedł w tajemnicy do klubu, żeby pić i flirtować z kelnerkami. Dało się zauważyć też inną rzecz – że zaraz zaśnie. Pomogłam mu w tym, uderzając w nos. Zobaczyłam jego białka i jak uderza głową w słup. Upadł.
Nie wiedziałam, że jestem tak silna. A może za dużo wypił…? Wzruszyłam ramionami. Nic mu nie będzie, często tak obrywał. Zresztą policja się nim zajmie. To już nie mój problem.
Przez niego prawie się spóźniłam. Prawie – została mi jedna minuta. Elizabeth o coś zapytała, a Poppy odpowiadała za nas dwie. Ja ich nie słuchałam – myślami byłam już w miejscach, które mogłybyśmy zwiedzić. A przynajmniej miałyśmy nadzieję zobaczyć.
Ruszyłyśmy w noc, nie odzywając się. Rozpoczęło się nasze nowe życie.
Zanim napisze długi komentarz to zanim zapomnę muszę napisać, ze w Wielkiej Brytanii nie ma klas szóstych, podstawówek, ani gimnazjum. Jest Primary i Secondary School.
GOD, powiedzieć chłopakowi „Zostańmy przyjaciółmi”, to czasem gorzej niż powiedzieć nie.
A tak serio:
Dziękuję za dedykację i dziwię się czym sobie zasłużyłem?
-Kiedy Sara i Ashley się ubrały, zjadłyśmy kanapki z dżemem malinowym i wypiłyśmy sok pomarańczowy na śniadanie. – Kiedy Sara i Ashley się ubrały, zjadłyśmy śniadanie. Były to kanapki z dżemem i sok pomarańczowy. Nie lepiej? Chyba nie.
-Stwierdziłam, że jakieś głupie gady nie mogą przerywać uroczystości, więc podeszłam do dziewczyny i zmiażdżyłam zwierzęciu łeb. -Dziewczyno! 3 11-latki podeszły do węży i ukręciły im łby ot tak? Małe Herkulesiątka?
-Jak zwykle pobiegłam w ich stronę i skoczyłam z gracją, lądując na dwóch nogach i wołając:- Ląduje się kiedyś na innej liczbie nóg?
– Zawsze pamiętałeś o miesięcznicy – Sorry, musiałem to napisać, bo skojarzyło mi się od razu, z czymś innym co jest co miesiąc.
Elizabeth Smilles – Cóż, jej raczej nie było do śmeichu
Może później dokończę komentarz.
moje typy to: El – Afrodyta Sophie- Zeus (wiem, że nienawidzi nieba, ale o ironio!)
I jeszcze. Trochę więcej opisów. Żadna nie dziwiła się, dlaczego obie pozostałe prawie od razu się zgodziły? Oprócz tego opko fajne. Podoba mi się. Kontynuujcie!
Dedykację dostałeś, bo piszesz świetne wiersze. Każdej z nas się podobają (no chyba, że o czymś nie wiem 😉 ).
Małe wyjaśnienia:
Po pierwsze, przepraszamy za tą szkołę. Głupi błąd.
Węże – w zamyśle nie były zbyt duże. Przypuśćmy, że jeśli się na nie skoczyło, to ginęły… 😉
Nazwiska, tak samo, jak rodziny, się nie wybiera. Myślę, że wiele osób tego żałuje.
Elizabeth, Poppy i Sophie są najlepszymi przyjaciółkami. Rozumieją się bez słów i ufają sobie na tyle, żeby mówić o sytuacji w rodzinie. Nie musiały o tym opowiadać właśnie z tego powodu.
I wiesz co? Bystry jesteś. Jednego boskiego rodzica zgadłeś
Isabell22
Dzięki za komentarze! Sorry, za ten błąd ze szkołą. Co do pytania, czy można wylądować na inną liczbę nóg, to odpowiedź brzmi tak. Można wylądować na jedną nogę. Poza tym dziewczyny nie miały po jedenaście lat, tylko siedem, bo były w pierwszej klasie. Isabell ma rację-bystry jesteś, że zgadłeś jednego rodzica. Mimo to, nie uświadomimy Ci którego… My złe! Buahahahahahaha! A! Jeszcze jedno z tymi wężami! Herakles mógł, jak był naprawdę mały, to trzy pierwszoklasistki też mogą! A co?! 😀 Z opisami się poprawimy! Obiecuję! Dzięki za rady! Na pewno skorzystamy! A tak na marginesie-Twoje wiersze są świetne! 😀 Miło mi, że Ci się podoba!
Pozdrawiam serdecznie
annabeth01
PS Mam nadzieję, że nie pomyślisz, że się obraziłam. Chciałam tylko odpowiedzieć na pytania. I mam nadzieję, że Ty, drogi Quickdroo, się nie obrazisz. Nie wiem dlaczego, ale chyba Cię lubię…
Nadal uważam, że „Fielka Trujca” jest pomysłem ukradzionym. Żałość, dezaprobata, zażenowanie.
Zapomniałbym. Poppy to Apollo lub Terpsychora
Wasze opiwiadanie jest meeeeega długie, nawet jak na rozdział, a co dopiero prolog! W ogóle to jest fajne i ciekawe. Czy jest podobne do FT? Nie jestem w staie stwierdzić, bo nie czytałam. 😛 Poza tym to… nie wiem co jeszcze napisać. Nic szczególnego mi się nie rzuciło w oczy. 😉
Mogę tylko niecierpliwie czekać na kolejną część. 😉 Serio, bardzo fajnie się czytało i widać, że jest dopracowane. Zwałaszcza, że we trójkę trudniej się cokolwiek robi. 😉
No ten, hmm…
Weny i do następnego
Jula2233
Dzieki za wszystkie komentarze
I dołanczam się do przeprosi jesli chodzi o błąd z tymi szkołami.
Dołączam!