Kochani! Przepraszam, że tak to się wszystko opóźniło- nie mamy żadnego innego usprawiedliwienia jak „szkoła”. Mamy naprawdę zawalenie głowy- ja *Piper* miałam codziennie jakieś testy, siedziałam do późna poza domem, carmelek miała podobnie {Carmel potwierdza – miała masakrę życia. I ma}, Ann to już w ogóle totalna masakra. Nawet nie wspominam o tym, że weekendy również mamy zajęte {Odsypiamy noce w tym naszym nędznym szkolnym życiu} . Napisany rozdział siedział i czekał, aż go poprawimy i przerobimy.
Przepraszamy jeszcze raz za opóźnienie, ale naprawdę trudno zajmować się pisaniem, kiedy nie chce się zawalić przedmiotów w szkole ‚-‚
Mam nadzieję, że część Wam się w miarę spodoba 😉 Dzisiaj specjalnie walczyłam *po raz kolejny :’)* z moją siecią {Potwierdzam ponownie; ona sieć ma jakąś rozwaloną xD}, która nie chciała się znaleźć na moim laptopie, więc doceńcie xD
Wasza Piper -Jędza-która-nie-dała-Cudownej-Karmel-wysłać-swoich-rysunków-a-mimo-wszystko-Karmel-ratuje-jej-dupe-znowu ;*
Mam nadzieję, że część Wam się w miarę spodoba 😉 Dzisiaj specjalnie walczyłam *po raz kolejny :’)* z moją siecią {Potwierdzam ponownie; ona sieć ma jakąś rozwaloną xD}, która nie chciała się znaleźć na moim laptopie, więc doceńcie xD
Wasza Piper -Jędza-która-nie-dała-Cudownej-Karmel-wysłać-swoich-rysunków-a-mimo-wszystko-Karmel-ratuje-jej-dupe-znowu ;*
PS. Na dole jest pewien pomysł!
Esmeralda
Na cholernego wymachiwacza piorunem, co tam się kuźfa działo?!
Przez chwilę stałam nieco oszołomiona poprzednimi wydarzeniami. Po odesłaniu Nicolasa i tego rudzielca z Vicky, tłum najwyraźniej się znudził; uznał, że zbiegowisko jest do dupy i nic się nie dzieje, więc sobie pójdą. Zostałam tylko ja z małą grupką osób, która była zbyt zajęta sobą, aby zauważyć moje wcześniejsze darcie się.
Gdy tylko zawiał delikatny wiaterek, od razu zaczęłam się trząść i objęłam się ramionami. Tak, Es, nie ma to jak nie zauważyć, że jest się całą zalaną wodą, od stóp do głów pokryta bardzo przylegającym kostiumem (który był, a jakże by inaczej, cholernie mokry), a jakby do tego dołożyć moją zapewne czerwoniutką twarz i poprzyklejane do czoła i policzków kręcone włosy, mamy pełen obraz nędzy i rozpaczy.
Kurde, załamałabym się nad sobą, ale było mi na to za zimno.
Z szeroko rozwartymi oczami stałam i wpatrywałam się w ziemię, a w głowie, pędząc niczym rączy rumak po pijanemu, obijało mi się jedno słowo: „Dlaczego”.
Dlaczego Kiwa przywaliła Vicky? Po co miałabym to robić? Niby że co? Że zepsuła Turniej jej kumplowi, Oliwierowi? W takim razie czemu mnie też nie uderzyła? De facto to razem wysadziłyśmy Arenę, wylegiwałyśmy się na materacach, kiedy tak naprawdę to powinnyśmy zapierniczać na metę… Więc gdzie tu jakaś sprawiedliwość? Oczywiście nie mówię, że chcę oberwać, bo co jak co, ale swoją mordę chcę jeszcze zachować.
A Kiwa? Słuchajcie, co jak co, mogę na jej temat powiedzieć trochę rzeczy. Małe, wkurzające coś, ale da się wytrzymać. Oprócz cholernych poranków, ale to są sytuacje wyjątkowe, zdarzające się raz na ruski rok- chociaż wszelkie stworzenie, które wtedy egzystuje i które ja spotkam, ma cholernie przerąbane (nie licząc Nicka, ale to nie człowiek, tylko jakiś cyborg czy coś, wolę nie wnikać). Wracając- tak, wspominając o tym kurduplu dozwolone jest przywołanie wielu epitetów, ale byłoby nieprawdą, gdybym oznajmiła, że nie jest bystra.
Jest. I to nawet bardzo bystra. Nie znam jej za dobrze, ale… nie wiem, istnieje coś takiego jak przeczucie. Myślę, że ona tylko się ukrywa pod skorupką nierozgarniętej laski w ciele dwunastolatki, ale tam w środku siedzi cholerny spryciarz.
Nie to, że kiedykolwiek na nią dużo narzekałam i po niej jechałam. Nigdy w życiu. (Chociaż powtarzam- cholerny poranek to zawsze mój wróg numer jeden).
Ale nawet jeśli, nie zmienia to faktu, że to by było po prostu nielogiczne- co, obie zjebały konkurs i tylko jedna ma oberwać? Bezsensu.
Więc… co się stało?
Z zamyślenia (i powolnego przemieniania się w sopel lodu) wyrwało mnie lekkie szarpnięcie za ramię. Ze zdziwieniem się odwróciłam, a pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, była czerwień włosów.
– Tobie nie zimno? – zapytała wesoło Courtney, uśmiechając się do mnie promiennie. Ledwo omiotłam ją spojrzeniem, kiedy tuż obok niej pojawiła się druga postać.
– Eee… – zająknęłam się, gapiąc z lekko uniesionymi brwiami na parę dziewczyn przede mną. Dopiero po chwili rozpoznałam Ines, stojącą prosto obok Courtney. – Może trochę zim…
– Cudownie! – Córka Hekate klasnęła w ręce i już po chwili byłam ciągnięta za rękę w stronę… właściwie to nie wiem, gdzie one mnie prowadziły.
Courtney z uśmiechem na twarzy trzymała moją rękę i holowała mnie do, z tego, co się orientowałam w Obozie (podpowiem, że poziom mojego ogarnięcia w mapce tej fabryki herosów wynosił mniej więcej… zero) do domków pobocznych, mniej ważnych bogów.
Ha, widzicie, czasem jednak słucham Nicka! Muahahah, jestem z siebie taka dumna!
Czerwone włosy co chwilę migały mi przed oczami, czarny strój, taki sam jak mój, przylegał do ciała i ociekał wodą. Ines zaś była trochę bardziej wysuszona- nawet długie, proste blond włosy nieco się puszyły i nie wyglądały już na oklapnięte i mokre. Co chwila dziewczyna się odwracała (w przeciwieństwie do Courtney, która się najwyraźniej zadowoliła ciągnięciem mnie i tym, że miała mnie głęboko w dupie), a jej miodowe tęczówki przeszywały nie na wylot. Miała ten rodzaj urody, który emanował naturalnością i prostotą, a do tego w dużej mierze nieśmiałością i skromnością. Nawet mały, okrągły nosek i pełne różane usta to potwierdzały.
Patrząc na nią i córkę Hekate można było dostać oczopląsu- z jednej strony czerwień, z drugiej złoto. A na dole- a jakże, czerń.
Zajęta moim nieco przegrzanym mózgiem i analizowaniem kolorów, nie dostrzegłam, że w rzeczywistości kierujemy się do domku Hypnosa. Zamrugałam z lekkim zdumieniem. Cooo do jasnej…?
– HEJ, EVA! – wrzasnęła Courtney, stawiając mnie na ganku. Zarejestrowałam jedynie czarny marmur budynku, ciemne zasłony w oknach i ozdobny stół z krzesłami w kolorze hebanu na ganku, kiedy cały mój widok przesłoniła gęstwina brązowych włosów.
– O NA BAKŁAŻANOWEGO HYPNOSA, DZIEWCZYNA NICKA! – wykrzyczał ktoś w moje ramię, a ja odruchowo się cofnęłam. Tuż przede mną stała Eva, uśmiechając się promiennie. Trzymała mnie na odległość pomiędzy łokciem a nadgarstkiem, szczerząc się od ucha do ucha.
– Rozczaruję cię, Ev – rzuciła Courtney, rozwalając się na krześle i wyciągając nogi na stół. Dopiero wtedy sobie przypomniałam, że jest mi zimno, a to oznaczało, że…
– Fujj, jesteś mokra – stwierdziła ze śmiechem Eva, obracając się i wycierając o właśnie wychodzącą na ganek Sabinę. – Aaaa, Ess sięę niee przebraałaa – zaczęła nucić, wyciągając ręce i trąc je w marynarkę swojej koleżanki. – To idziemy cię odziać!
Po czym, ucieszona z własnej wypowiedzi, w podskokach podeszła do drzwi, kopniakiem je otworzyła i wkroczyła do środka. Sabina zaś przymknęła oczy (byłam pewna, że zrobiła to tylko po to, aby nie wywrócić oczami) i z rezygnacją obróciła się i podążyła za Evą.
Spojrzałam zdezorientowana na Ines (miałam chwilowe wrażenie, że to ona była najnormalniejsza z ich wszystkich), a ta odpowiedziała mi skonsternowanym wzrokiem.
– Naćpała się bakłażanami – oznajmiła ucieszona Courtney.
Nie wnikam.
Z lekką niepewnością weszłam do domku Hypnosa. Było ciemno, pachniało… właściwie niczym, i właśnie to było najdziwniejsze. U Hermesa wiecznie śmierdziało, w budynku dzieci Ateny zalatywało książkami, a tam? Nic. A przez to, że nic nie czułam, od razu chciało mi się spać.
Kaaawyyyy.
Ziewałam, kiedy nagle zostałam popchnięta i poleciałam na jakieś wolne łóżko.
Bogowie. Gwałciciele.
– Łaaaa, pomoczysz pościel! – Courtney zaczęła się śmiać, rozwalając się obok mnie. – Eva, dawaj jakieś ubrania, zimno mi!
– Mam! Mam polara! Ale nie dam ci go. Nie zasłużyłaś. – Dziewczyna z dumą wyciągnęła z ciemnej szafy czarną, bardzo obszerną bluzę i rzuciła ją mnie. – W kolorze dojrzałego bakłażana – dodała rozmarzona i westchnęła. – Tym bardziej na niego nie zasłużyłaś, Court.
Czerwonowłosa wywróciła oczami i zaplotła ręce na piersi z obrażoną miną.
Postanowiłam nie pytać. Wstałam, z drżeniem ściągnęłam przemoczony podkoszulek i zostałam w samym staniku i legginsach. Wciągnęłam górną część ubrania, zaoferowanego przez Evę, i już po chwili ściągnęłam też spodnie. Całe szczęście, że polar był serio duży- sięgał mi do połowy ud, więc mogłam chyba bezpiecznie w nim chodzić.
Szczerze mówiąc, kompletnie nie wiedziałam, dlaczego pozwoliłam się tam zaciągnąć Courtney, czemu była tam też Ines, po jaką cholerę siedzę w domku Hypnosa (chociaż, patrząc na to, jak Eva się pewnie po nim poruszała, założyłam, że ten bóg to jej ojciec) w bluzie zupełnie obcej osoby.
A ja nie lubię czegoś nie wiedzieć.
– Jakim prawem mnie tutaj ściągnęłyście? – spytałam, ponownie kładąc się na łóżku (ale już na innym. Nie chciałam umoczyć mojego ubrania w kolorze dojrzałego bakłażana). – I czemu bakłażan?
– Ty ignorantko! – zapowietrzyła się Eva, posyłając mi brutalne spojrzenie. – Bakłażany są zajebiste!
– Nawet żadnego nie próbowałaś – zaoponowała Sabina, siadając na łóżku obok. – A ciebie, Es, ściągnęłyśmy tu, bo Eva tak chciała.
– Tak dokładniej miała nadzieję, że Nicka też tutaj ściągnie, ale jej niecny plan się nie udał – dodała wesoło Courtney, wyżymając swoje długie włosy. Sabina po chwilowym zastanowieniu posłała mi tajemniczy uśmiech i prawie niedostrzegalnie pokiwała głową.
Przewróciłam oczami.
– Jakim cudem chciałaś przyprowadzić tu Nicolasa?
– Mi się nikt nie oprzeeeee – zanuciła Eva, trzepocząc zalotnie rzęsami i opierając się o szafę. – Chcesz inną bluzę? Bo ta za mało odsłania i…
– Ja chcę bluzę! – zawołała Courtney, wyciągając ręce. – Nie, nie tą.- Skrzywiła się na widok ogromnej koszulki w kolorze wściekłej pomarańczy. – No odsuń się!
Courtney wstała, podeszła do szafy i praktycznie do niej wlazła. Eva się w nią przez chwilę wpatrywała, a ja zaczęłam się nieco niepokoić.
A potem dziewczyna ze śmiechem popchnęła czerwonowłosą i ta wleciała cała do mebla, podczas gdy domniemana córka Hypnosa zatrzasnęła za nią drzwi i naparła na nie całą sobą, rechocząc niczym szalony naukowiec z wyrazem sadyzmu na twarzy.
Niczym torpeda wyleciałam z łóżka i pomogłam Evie. Ines zaczęła się perliście śmiać, Sabina ograniczyła się do uniesienia brwi i wydęcia ust, a ja słyszałam tylko wrzaski z szafy: „Evangelina, ty kompletny idioto, natychmiast mnie kurwa wypuść!”.
„Idiota”. Gender jest wszędzie. Nie, nie będę tutaj wspominać o Teletubisiach- Teletubisie są w porządku. Pomimo, że wpierniczają hektolitry tubisiowego kremu… przepraszam, klemu, dopychają tubisiowymi grzankami (zakładam, że potem jest niezłe tubisiowe rzyganie) i robią myju-myju gąbeczkami o dziwnych kształtach… to są w porządku.
Nie, czerwona torebka Tinky Winky nie ma żadnego znaczenia. To cholerny symbol zajebistości, moi drodzy! Jeśli w słowniku znajduje się takie słowo jak „zajebistość”, to na obrazku obok widnieje właśnie ta śliczna część garderoby. Czerwona, rzecz jasna.
Poza tym, nie czepiajmy się Teletubisiów. Czepiajmy się Muminków! To przecież one… latają gołe… po całej wiosce. Mieście. Domu. No i była jeszcze Buka, czyli wielka, tłusta kupa mięsa, zamrażająca wszystko czego się dotknie. Jak sądzę… Kraina Lodu.
– AŁA! – krzyknęłam, kiedy klamka wbiła mi się w brzuch, gdy Courtney w akcie desperacji próbowała uderzyć i otworzyć drzwi. Równocześnie poczułam, jak popycha mnie w bok jakieś ciało i dopiero po chwili się skapnęłam, że to Eva straciła równowagę. Obie upadłyśmy na podłogę, podczas gdy córka Hekate (pewnie próbowała się rozpędzić w szafie, o ile to możliwe) z całej siły wpadła na drzwi od szafy od środka. Wielkie wrota mebla otworzyły się, a Courtney wypadła przez nie- i nawet na początku nie traciła równowagi! Ale niestety nie zauważyła nas, potknęła się i z całym impetem runęła na podłogę.
Nastała chwila ciszy, kiedy żadna nic nie mówiła i jedyne, co robiłyśmy, to patrzyłyśmy po sobie- ja, Courtney i Eva z ziemi, a Sabina i Ines gapiły się na nas z wysoka.
A, chrzanić to. Raz się żyje.
Gwałtownym ruchem złapałam Ines za nogę i mocno pociągnęłam. Dziewczyna z piskiem (który, przysięgam, łudząco przypominał mi jęk Nicolasa, kiedy podczas jakiejś lekcji tańca zupełnie przypadkiem kopnęłam go w piszczel. Przypadkiem) wywaliła się na podłogę, podczas gdy Eva z rechotem rzuciła się na nią i zaczęła ją łaskotać.
Ze śmiechem podniosłam się z ziemi i wczołgałam na łóżko, łapiąc się za zbite biodro. Bogowie, one wszystkie zaczęły się zachowywać jak pijane- śmiały się, lekko zataczały, co chwila potykały, a lecąc w dół, łapały stojącą obok siebie osobę za rękę i ściągały ją za sobą na ziemię.
W życiu upiłam się tylko jeden, jedyny raz. I to na własnych urodzinach- jak już odprawiłam wszystkie swoje koleżanki ze szkoły, obozów tanecznych i innych dodatkowych pierdu i zostałam sama z Nickiem. Nie było wtedy mojego ojca (razem z macochą świętował ze swoimi znajomymi urodziny swojej córki… bez swojej córki), a Angelina nocowała u cioci Charlotte, czyli siostry taty. W związku z tym cały dom znajdował się w naszym posiadaniu (i patrząc z perspektywy czasu to aż dziwne, że go nie wysadziliśmy). Nie, nie mam pojęcia, jakim cudem, ale Nicolas skądś wytrzasnął alkohol.
Moja teoria jest taka, że u niego już został wykryty symptom dziecka Hermesa, dla którego przemycanie nielegalnej coli do Obozu to błahostka. Problem w tym, że Nick miał wtedy jakieś TRZYNAŚCIE LAT I JESZCZE (podobno) NORMALNĄ PSYCHIKĘ! (Żartuję. On nigdy nie był normalny).
Fakt faktem, że kiedy potem wychylaliśmy któryś z kolei kieliszek (to nie było aż tak mocne, żeby zabić, ale jednak…), zachowywaliśmy się stosunkowo podobnie. Śmialiśmy się, zataczaliśmy i przewracaliśmy. Rozmowy były, moim skromnym zdaniem, na poziomie.
– Kuufa, Nicolas, milordzie, podaj miiii… hyk! mó-ój zacny ręcznik – rzuciłam, wymachując rękami.
– Będziesz się rozbierać, McLade?
– Nieee, postanowiłam sięę poprzy… poprzy… poprzy… – Właśnie wtedy się dowiedziałam, że będąc pijanymmożna zaliczyć system ERROR.
– Tulać?
– Tuuulać. Hyk! Jezu, jakie ty masz zajebiste ucho.
– Taaaa? – Nicolas pomacał się po swoim uchu, po czym spojrzał na dłoń.
– Aszy… asymetryczne. A nie-e, bardzo szymetryczne.
– Symetryczne były jednorożce, nie?
– No co ty! Dwurożce są symetryczne. A ty jesteś pijany! – Tak, umiejętność logicznego myślenia i łączenia faktów była mi wtedy obca.
– Ale ty słuchaj… ale słuchaj ty mnie! No słuchasz? No cudownie, że słuchasz.
– Kufa, odwal się, upity hrabio.
– Jaaaaa? Ja kufa pijany? Słuchaj tyyy, ja kufa nie jestem pijany, jasne? Jestem kufa trzeźwy jak świnia!
Następnego dnia, pomiędzy rzyganiem a… rzyganiem, starając się wytłumaczyć tacie, że to szampan był przeterminowany („Tata, kuźfa, przestań się drzeć, nie moja wina, że kupujesz zgniłe alkohole… Jezu, moja głowa…”. Tak, kochani, na kacu ten bąbelkowy napój można uznawać za pokryty pleśnią) uznałam, że nigdy więcej się tego nie tknę.
Ale wiecie, co jest najfajniejsze w tej historii? Że nie myślałam, iż tak się da na trzeźwo. Ostatni taki stan przeżyłam na obozie tanecznym (nie, nie było wódki). Chciałam tańczyć, i tańczyć, i tańczyć, tańczyć, tańczyć…
I podobnie zaczęłam się czuć w domku Hypnosa, można by pomyśleć, że jednym z najsmutniejszych i najnudniejszych. Nieprawda! To właśnie tam znowu zachciało mi się skakać. Myślę, że to mogło mieć coś wspólnego z tym, że podobno przed mitologiczną grotą Hypnosa rosły maki. A wiecie, do czego się wykorzystuje maki.
OOOOOPIUUUUM.
To zapewne dlatego Eva nie zachowywała się jak zombie z dwustuletnim stażem tylko była niczym uhahana laska na sterydach.
– Punkt dla tej, która będzie się obracać pięć minut. Start! – wrzasnęła Courtney, wymachując rękami i zaczęła wykonywać piruety.
Po minucie poczułam, że to zły pomysł, po drugiej, że oj, to był naprawdę zły pomysł, po trzeciej uznałam, że się nie zatrzymam, po czwartej stwierdziłam, że jeszcze chwila, a będzie powtórka z dnia po moich pijackich urodzinach.
Po piątej minucie po chamsku z zamkniętymi oczami upadłam gdziekolwiek i czekałam, aż świat wytrzeźwieje i przestanie się kręcić.
– Będę rzygać – mruknęła Ines. Usłyszałam, jak ktoś wstaje i otwiera drzwi.
Chciałam tańczyć. Ale aktualnie wiedziałam, że nie powinnam, bo prędzej zwrócę wszystko, co jadłam od rana, niż wykonam jakąkolwiek figurę. Chociaż z drugiej strony lepiej pozbywać się śniadania niż rozmyślać o połamanych nosach i krasnoludkach, które są siostrami Thoma…
Cholera.
Vicky. Miałam zawieszony mózg, ale gdzieś z tyłu głowy cichy głosik szeptał pytanie, dlaczego Kiwa ją walnęła. Automatycznie (niestety, mam to od urodzenia) zaczęłam analizować Turniej od podstaw. Nie patrzcie się tak- leżakowanie na podłodze to idealny moment na filozoficzne zastanawianie się nad życiem.
Wykluczyłam to, że przez Vicky Oliwier przegrał, bo wtedy mnie też by musiała zaatakować. Posejdon? Bez sensu, chyba nie miała tam nikogo znajomego. Co prawda się nie znam, ale Vicky z tego, co pamiętam, nie zrobiła nic nadzwyczajnego (oczywiście oprócz wspólnemu zjebaniu ostatniej planszy i rozwaleniu bariery). No to co? Plansza Nemezis? Nie, bezsensu. Co niby…?
Chwila. Stop, stop. Na kim miała się zemścić Victoria? Moment… byliśmy w pokojach. Ale te pokoje były przezroczyste. Widziałam przecież innych. Skup się!
Nagle sobie przypomniałam- przed Vicky stała dość niska, piękna dziewczyna. Na oko starsza ode mnie. Pamiętałam tylko jej jasne kosmyki. Skup się. Okej, nie tylko włosy. Coś w jej postawie wydawało mi się znajome. Gdy wytężyłam umysł, zobaczyłam jej wyraz twarzy. Nawet nie rysy- tylko takie coś charakterystyczne, co przywodziło mi na myśl to wszystkie bezwzględne i rozpieszczone księżniczki, które mają wszystko. Znowu mi to kogoś przypominało.
Kto ma taki styl bycia? Kto cały czas zadzierał podbródek, bo chciał na innych patrzeć z góry, ale był za niski? Kto unosił charakterystycznie brwi w trakcie retorycznego pytania? I najważniejsze: kto najpierw wydymał wargę, a potem niemal nieświadomie wywracał oczami, gdy czegoś mu się odmawiało? Tak jakby należało mu się wszystko, i ta osoba aż za dobrze o tym wiedziała.
Bogowie.
Kiwa Lein.
W jednej chwili sobie przypomniałam, kto to była jasnowłosa osóbka. Znałam ją- przecież ją widziałam w szkole! Oczywiście. Starsza siostra Kiwy, Scholastyka Lein. Znałam ją- nasze klasy były jakieś dwa razy razem w kinie. Poza tym z tego, co pamiętałam, była ulubienicą geografa- czasem jeszcze z nim gadała na niektórych naszych lekcjach. Oczywiście, nie zwracałam na to uwagi- zwykle byłam zbyt zajęta przygotowywaniem ściąg na chemię.
To dlatego. Vicky zemściła się na Scholi, córka Tanatosa się wkurzyła i odebrała to jako osobistą urazę i ujmę na honorze, więc ją uderzyła. A Lolita? Najwyraźniej nie miała zamiaru walić Rowllens po ryju, była nieźle wystraszona. Oczywiście. To był wypadek, pewnie chciała ją przytrzymać czy coś, obsunęła jej się ręka i… już.
Wróciły mi wszystkie siły. Wyskoczyłam z łóżka niczym torpeda i pognałam do drzwi, nawet się nie oglądając. Nie zważałam na zaskoczone okrzyki Courtney i Evy, jedynie wybiegłam z domku i poleciałam szukać Nicka, czując się jak na lekkim haju, w zdecydowanie zbyt krótkiej bluzie (nucąc „I believe I can fly”. No co? Jak już wspomniałam, nie myślałam wtedy logicznie i miałam pełne prawo podśpiewywać głupio piosenki).
Po chwili zwolniłam- nadal mi się lekko kręciło w głowie. Nie chciałam się przewrócić, nie teraz. Tylko gdzie jest Nicolas? Gdzie jest ten cholerny człowiek, kiedy go potrzebuję? Kiedy chcę się podzielić z nim swoimi podejrzeniami?
W gruncie rzeczy to nie wiedziałam, gdzie jest szpital w tym całym Obozie, więc chciałam, żeby mi to wyjaśnił, ale oficjalna wersja jest taka, że pragnęłam się zwierzyć przyjacielowi. To znaczy- miałam nadzieję, że Victoria leżała w szpitalu. Tak podejrzewałam. Chyba że ten Obóz był serio na tyle porąbany, że nie miał żadnego takiego miejsca, gdzie można by się leczyć. A już zwłaszcza nastawić złamany nos.
Mój wzrok prześlizgiwał się z jednej osoby na drugą, poszukując charakterystycznego, tak normalnego dla mnie widoku nastolatka z rękami w kieszeniach i lekko kręconych, nigdy nieułożonych czarnych włosach.
Ha! Mam!
Z uśmiechem na twarzy zaczęłam biec w stronę lasu, gdzie zauważyłam mojego przyjaciela. Z dzikim piskiem podskoczyłam i rzuciłam się mu na plecy, zaciskając palce na jego koszulce.
– Nicolas! – wydyszałam, obracając go w moją stronę. Błękitne oczy Nicka na chwilę otworzyły się ze zdumienia, ale już po chwili się ogarnął i przybrał na twarzy ten swój charakterystyczny, pełen sarkazmu uśmiech.
– Mio sole *moje słońce*. Wyglądasz cudownie, ale czy to jest jakaś aluzja czy co?
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, o czym on mówi.
Och. Jedne, wielkie och. Nadal miałam na sobie tę cholerną, krótka bluzę, sięgającą do połowy uda!
Wybałuszyłam oczy. Mądra ja, zamiast obciągnąć polara w dół, ja wyciągnęłam rękę (oczywiście, w górę) i lekko klepnęłam go w policzek.
– Mały zboczeńcu, nie patrz się tak na mnie! – Już miałam zacząć swój wywód, rozpoczynający się zdaniem: „Dałeś swój telefon małej psychopatce, która nawiasem mówiąc nadal ci go nie oddała”, kiedy zauważyłam dwie postacie, stojące za Nicolasem.
Podwójne och.
Mała parka- dziewczynka i chłopak. Wyglądali mi na rodzeństwo- mieli nieco podobne rysy twarzy, prawie taki sam odcień skóry, a poza tym domniemana siostrzyczka trzymała się bardzo blisko drugiego dziecka.
To znaczy, dzieci jak dzieci. Chłopak wyglądał na mniej więcej dwanaście lat, miał brązowe, nawet lekko rudawe włosy, i szaro-zielone, niezwykle bystre i duże oczy. Zauważyłam na jego nosie kilka malutkich, prawie niewidocznych piegów, zaś gdy przeniosłam wzrok na usta, zarejestrowałam, że są one nieco wąskie, ale bardzo symetryczne. Całą swoją postawą przypominał mi młodego, dzielnego żołnierzyka, z tą swoją poważną miną i błyskiem w tęczówce. Nie wiem, czemu, ale skądś go kojarzyłam. Ale jakim cudem? Nie miałam pojęcia.
Dziewczynka, przysięgam, gdy na nią patrzyłam, widziałam małą Renesmee. To dziecko ze „Zmierzchu”. Długie, nieco falowane kasztanowe włosy z połyskiem, duże oczy okolone gęstymi rzęsami, delikatna twarzyczka z bladą cerą i ogólna drobna budowa ciała. Wyglądała na jakieś dziewięć, góra dziesięć lat i gdy się tak na nią gapiłam, sprawiała wrażenie nieruchomego posągu. I bynajmniej nie przeszkadzał w takim wyobrażeniu jej strój- za duża koszulka Obozu Herosów, spodnie z podwiniętymi nogawkami i lekko zmiętoszoną czapką w prawej ręce.
– O, hej. – Uśmiechnęłam się do nich. Nie, nie startuję na stanowisko pedofila.
– Kicia, poznaj Lukasa i Lilianę – przedstawił mi ich Nick, puszczając mi oczko. – Młodzi, to moja przyjaciółka Esmeral.
– Ale i tak wszyscy mówią na mnie Es – dodałam, zerkając na Nicolasa i starając się mu dać do zrozumienia, że chcę z nim pogadać.
Liliana wpatrywała się we mnie spokojnym, stonowanym wzrokiem z leciuteńko rozchylonymi wargami.
– Jesteś Esmeralda McLade – bardziej stwierdziła niż zapytała. Miała bardzo ładny, melodyjny głos. Nieco dziecięcy, ale jednocześnie dodający jej dużo uroku.
Zmieniam zdanie. Można głosować na mnie jako na profesjonalnego pedofila.
– Taaaak – odpowiedziałam, starając się nie schylić, by patrzeć na nią z… równego poziomu. Oczywiście, że tego nie zrobiłam- to był zdecydowanie zły pomysł, żeby się zginać w za krótkiej bluzie, bonusowo mając Nicka za plecami.
– Ta Esmeralda McLade? – spytała Lil, unosząc nieco podbródek.
Już miałam się dopytać, o co jej dokładnie chodzi, kiedy pomiędzy nas wkroczył Nicolas i ze śmiechem mnie odciągnął.
– Miałeś jakieś pytanie, amico *kolego* – powiedział do chłopaka, który jak dotąd stał zażenowany obok. Chyba wizja mnie w roli podrywacza dzieci niezbyt mu odpowiadała.
– Tak – odrzekł, prostując się nieco. A moje wyobrażenie jego jako małego żołnierzyka jeszcze bardziej się potwierdziło- naprawdę, wyglądał o wiele doroślej niż niektórzy z nastolatków w tym Obozie. – Sebastian mi powiedział, że szedłeś do Vivie i powinieneś być przy lesie.
Sebastian? Chwila, kto to? Eee… coś mi świta. Momencik. Skąd ja mogę kojarzyć imię Sebastian? Z Teletubisiów nie bardzo… Z bitwy o Anglię z udziałem Teletubisiów? Chyba też nie pasuje.
Wiem! Było, było. No jasne, przecież to kumpel Nicka- on chyba był DJ-em na tej imprezie przed Turniejem. Tak, Sebastian to ten blondynek z wiecznym zacieszem na ryju.
– I przyszedłem się spytać, czy jeśli uczestniczka wylądowała w szpitalu, to… czy nadal Turniej się będzie odbywać?
O mamusiu, przecież on startował w Turnieju! No jasne, to stąd go kojarzyłam. Drużyna Jenny i, o ile dobrze pamiętałam, jak go wybierano, to jego imię wylosowano z puli Aresa.
Czyli to zapewne był syn Aresa, a jego siostra… może też? Tak serio to chyba byli za mało bojowniczy jak na dzieci boga wojny, ale z drugiej strony popatrzmy na taką Jenny- Demeter preferuje jasne kolory i rozrzuca wokół kwiatki, a jej córka wygląda jak śmierć i ciska wokół piorunami.
Po zastanowieniu naprawdę mogą być dziećmi Aresa.
– Lukas, doceniam twoją chęć dowiedzenia się, co z Turniejem – rzucił Nicolas, zwracając się do chłopca i stawiając mnie za sobą. – Tak, konkurs nadal będzie się odbywał, mimo że jedna z zawodniczek została znokautowana. – Rozłożył bezradnie ręce. – Ale przepraszam, muszę wziąć kicię, żeby się przebrała.
Po czym bezczelnie odciągnął mnie jak najdalej od nich.
– Nie będziesz świecić gołymi nogami przed całym Obozem, nie? – spytał cicho, kładąc rękę na moich plecach i prowadząc mnie w stronę domku Hermesa.
Prychnęłam.
– Nie muszę, ale mogę – rzuciłam, nie na serio- bardziej po to, żeby się z nim podroczyć.
Nicolas zaczął się śmiać.
– Nie wystarczę ci ja? Czuję się zawiedziony.
– Czuję się… chłodno.
Kurde, zimno mi było. Co to ma być, że bluza ma mnie okrywać przed całym złem tego świata, czyli niską temperaturą? Co się z tym światem dzieje?
– Nick, mam wiadomość! – Dopiero po chwili przypomniałam sobie, co wcześniej ogarnęłam. – Kojarzysz, czy Kiwa Lein ma siostrę?
Nicolas spojrzał na mnie pytająco.
– Kto?
Przewróciłam oczami.
– Twoja fanka numer jeden.
– Ach, ta! Nie, nie wiem.
Westchnęłam.
– A po o ci to, kicia? – spytał podejrzliwie, patrząc na mnie spode łba.
– Jak się upewnię, to ci powiem.
Brwi Nicka powędrowały w górę.
– Oj kicia, kiziorek, nie moja wina, że nie zajmuję się tak przyziemnymi sprawami. – Rozłożył bezradnie ręce. – Z takim nastawieniem powinienem być bogiem. Ale nie interesuję się takimi rzeczami. Nie jestem Felixem.
– Kim jest Felix? – spytałam, notując w głowie, że ten facet może być niezwykle przydatny w niektórych sytuacjach. Teraz zostało mi tylko wyciągnąć z Nicka, gdzie jest szpital.
– A, mój kumpel który wie wszystko o wszystkich. Powinien być na Arenie z Sebą. – Nagle klepnął się w czoło i popatrzył na mnie. – Muszę iść do Vivie. Thomas zaginął u Vicky pośród bieli nieskazitelnie czystych łóżek i zostawił mnie i ją samych z Panem D. i Chejronem – westchnął.
Uch. Dobra, może jednak nie będę przeszkadzać synowi Tanatosa i Rowllens w chowaniu się „pośród bieli nieskazitelnie czystych łóżek”. Wolę nie sprawdzać, co to w rzeczywistości oznacza.
– No to leć! – Odwróciłam się na pięcie i przez ramię posłałam mu buziaka. – Jak skończysz to spotkajmy się w domku Hermesa.
Pokiwał głową, wyszczerzył się do mnie i spokojnym, luzackim krokiem skierował się w stronę Wielkiego Domu.
Już miałam iść na Arenę, kiedy zdałam sobie sprawę z dwóch faktów nie do zignorowania.
Po pierwsze, miałam na sobie tylko i wyłącznie bluzę, w dodatku nie moją, i bieliznę. Nie wiem, jak tam, ale jak na moje standardy to jednak jest mało. Oczywiście, są takie profesjonalne stroje taneczne, też krótkie, ale zapewniam was- nawet one są bardziej odpowiednie od tego. Już pomijając fakt, że paraduję w tym czymś od dobrej godziny.
A po drugie… Miałam. Na. Ten. Dzień. Dość. Wrażeń.
Postanowiłam, że tego dnia będę ich wszystkich mieć w dupie (oprócz Vicky. Ale wydaje mi się, że jej wystarczy Thomas pośród bieli łóżka).
Oczywiście los tradycyjnie sobie ze mnie zażartował.
Wracając do domku Hermesa, usłyszałam jakiś nieco piskliwy, histeryczny głosik.
O tak.
O. Tak.
Tłumiąc śmiech, schowałam się za jednym z drzew, bezszelestnie (przydały się lekcje tańca w terenie) przekradłam się za inny pień i zza niego zerknęłam na postać silnie gestykulującą i sprawiającą wrażenie silnie zestresowanej.
Och, mój Milosku, nawet gdy się denerwujesz to wyglądasz seksownie jak Tinky Winky ze swoją torebką.
– Ale wujku… Tak, rozumiem! Wujku… – nawijał Milos, zaciskając pięść i nią wymachując. Wsadziłam sobie rękę do gęby, żeby nie parsknąć śmiechem na widok jego cudownego, przylizanego przedziałka i pociągającego czerwonego sweterka.
Mrauuuu.
Ej, chwila… to znaczy… ŻE MILOS MA WUJKA! PRAWDOPODOBNIE SEKSOWNEGO W TAKIM SAMYM STOPNIU JAK ON.
Mrau. Brałabym.
Chyba, że tym wujkiem by był mój historyk. Fujka, wtedy nie.
Nagle sobie zdałam sprawę, że podobno nie można mieć tutaj telefonów. Kiwa nie miała. Nicolas tylko miał, ale to jest dziecko złodziejskie i sprytne, jakby chciał to by do Obozu słonia przemycił i nikt by nie zauważył.
Och. Milosku, ty niegrzeczny kocie.
Chłopak przez dłuższą chwilę odsłuchiwał czegoś przez telefon, a po chwili westchnął.
– Jasne, wujku. Przyjadę.
O nie. Czyżby Milos chciałby nas opuścić?
Z wrażenia aż straciłam równowagę. Potem nawet nie zwracałam uwagi na to, czy nasz seksiak mnie zauważył czy nie. W akcie desperacji rzuciłam się biegiem w las (zapewne mój polar podjechał ostro w górę, ale chrzanić to. Będę jak Tinky Winky i niczym się nie przejmę) i, starając się trzymać na jego obrzeżach, popędziłam tam, gdzie podobno był domek Hermesa, całą drogę przeklinając cholerne krzaki, które mi wbijały kolce w nogi.
Uznałam, że mam w dupie Felixa, mam w dupie Kiwę i jej siostrę, mam wszystko w dupie. Jestem po Turnieju, zmęczona, wykończona wręcz, nie mam siły na jakieś zagadeczki kryminalne. Powiem to bardziej profesjonalnie: walić to wszystko.
Nie uwierzycie, ale kiedy zobaczyłam Chase’a rozwalonego na łóżku w swoim domku, byłam szczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
* * *
UWAGA! CHCEMY ZOBACZYĆ, JAKIE POMYSŁY MACIE, CZEMU NASZ MILOS WYJEŻDŻA! Ale żeby pomysły nie były kopiowane przez innych, prosimy, abyście swoje propozycje rzucili na nasz @ ( carmel.annipiper@op.p) Same już pewien pomysł mamy, zobaczymy, czy my i czytelnicy myślimy podobnie. Najlepszy pomysł zostanie wyróżniony potrójną dedykacją No i może go wykorzystamy, ale to się zobaczy czy wbije się w nasze gusta xD
Obym nie miała w gimnazjum takich nauczycieli jak Wasi 😉
Fielga jak zwykle świetna. Czemu ja nie umiem tak pisać?
Oglądałam przed chwilą taką bajkę… Postacie były takie sztuczne… Wasze bohaterki są takie naturalne i żywe. Można wręcz przenieść się do Obozu Herosów i zobaczyć, co się tam dzieje.
Isabell22
Ach, szkoła <3 łączę się w bólu. Mogłabym odrabiać za was zadania, żebyście częściej pisały Fielgą, ale nie sądzę, żeby dwóje na szynach były obiektem czyjegokolwiek porządania, meh. Cudny rozdział, ale wpadłam w trans czytając, więc chyba więcej nie umiem powiedzieć. EH chcę tu napisać cokolwiek sensownego, ale nie ma się czego przyczepić, jak zwykle. ;-;
Kochana, jeżeli wyciagniesz mi na niemieckim dwa, to Cię adoptuje!! :*
Annuś, kotek, po takiej prośbie powinnaś powiedzieć coś zachęcającego, nie odstraszającego xD
Przykład:
Jak komuś uda się mnie nauczyć mapy z gegry, nie dam Ann go adoptować :”)
;p
Kochane – jak zawsze bosko. Wiecie ja już naprawdę nie wiem, co mam wam pisać w komentarzach pod Fielgą… eh… Wymyślcie sobie pozytywne przymiotniki a ja się pod nimi podpiszę, ok xD
Dziewczyny, jak tylko przejmiecie za mnie moje „licealne obowiązki” to Ja adoptuję was Wszystkie! (A mapy chętnie nauczę, ale droga carmel z zastrzeżeniem że dorzucę parę obiektów z rozszerzenia, która również muszę opanować… Wiedziałyście, że istnieje rzeka Limpopo albo pustynia Kara-Kum???)
Wracając, czekam na kolejny genialny rozdział!
Bardzo fajna część. Na prawdę, czytałam i nawet nie zauważyłam, że już koniec. A kiedy włączyłam i przeciągnęłam po całości to takie „Oho, no to trochę mi to zajmie, jak fajnie!” a tu…dupa ;x przeczytałam i nawet nie zauważyłam kiedy! <3
Fajnie, że pojawia się więcej osób. Bosz, kocham jak w opkach jest dużo osób! No, pod warunkiem, że nie robimy "raz dwa trzy pół obozu poznajesz ty!" i wwalamy w jednym rozdziale wyżej wymienione pół obozu 😉
Ojej, Nick i jego zboczone oblicze ;3 jak ja go za takie rzeczy kocham! xD Widać, że Hermesiątko <333
Es bardzo fajnie, jak zawsze. Choć tu nawet fajniej, uwielbiam ten sceptyczny stosunek do niektórych spraw; ona nie do sobie nic wmówić, za to ją lubię. Wie co chce i do celu, siiiup! 😀
Czekam na kolejne części!
Okej. Trzeba coś napisać. Problem, że nwm co.
Przyznam, że nie byłam jakaś niecierpliwa, gdy spóźniałaś się z tą częścią. Jak dla mnie mogłabyś się bardziej spóźnić. I nie chodzi o to, że mi się nie podobało, bo było świetne. Just… Ty nie miałaś czasu, by to napisać i wysłać, ja nie mam czasu na czytanie, komentowanie. Mam nadzieję, że po egzaminach będzie trochę lżej w szkole. Nie rozpiszę się za bardzo na temat tej części. Powiem tylko, że było genialnie. Uwielbiam Nicka i domyślność Es.
Beth