Nie będę się nawet tłumaczyć, jakim cudem mogłam napisać tak po terminie. Wydaje mi się, że dzięki szkole i panującej grypie – łatwo zgadnąć.
Mam natomiast dobrą wiadomość: KOLEJNA CZĘŚĆ FT UKAŻE SIĘ W TEN PIĄTEK! (06.03) Tak jkbc xD
No więc… Przepraszam za takie spóźnienie, a i krótką część. Moja następna część będzie baaaaardzooo długa, więc mi to wybaczycie, co? 😉
Dedykacja idzie dla Caitlyn Vanhook. Mam nadzieję, że Tobie ta część spodoba się bardziej niż mi. (Według mnie niezbyt wyszła, ale ciii)
Całuski carmel
Byłam zła.
Nie, zaraz, stop. Ja nie byłam zła, tylko wściekła. Niesamowicie, żeby nie powiedzieć cholernie, wkurzona, gotowa zadźgać gąbką i pociachać mydłem w płynie tych wszystkich nędznych Daltonistycznych Pedofilii. Jednak zanim przejdziemy do właściwej historii, w której ktoś stracił nos, ja zostałam workiem z mąką, a Piękną złapał Bestia, wróćmy do początku tej olśniewającej opowiastki.
Otóż ta sytuacja zaczęła się tuż po Turnieju, kiedy to ja, Hope, Dais i Will wyszliśmy/ teleportowaliśmy/ wyskoczyliśmy jak króliki/zostaliśmy wywaleni (niepotrzebne skreślić) z budynku Sędziów, dzięki Podróży Cieniem, której dokonał Syn Hadzia.
– O bogowie… Niedobrze mi – jęknęła Dais, zginając się w pół. Usta miała wykrzywione w grymasie: ‚‚Lepiej się odsuńcie, zaraz puszczę pawia!”, a jej głos wydawał się zniekształcony.
Przyznam, że po tej całej podróży sama miałam ochotę zwrócić wszystko, co jadłam przez ostatnie kilka lat, ale już w tamtej chwili trzęsłam się ze złości, więc rewolucje w moim żołądku nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Natomiast nie straciłam instynktu samozachowawczego, Will i Hope też nie, toteż cała nasza trójka jak na komendę zrobiła krok do tyłu, aby znaleźć się jak najdalej od zielonkawej córeczki Afrozyny. Brunetka, mimo że naprawdę wyglądała jakby zaraz miała zwrócić nam na buty, nie straciła jednak werwy, bo mruknęła, naśladując piskliwy głos Hope:
– Dais, dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? Może przynieść ci ziółka? – Podniosła nieco głowę, tak że mogłam spojrzeć w jej duże czekoladowe oczy i przemówiła już po swojemu. – Dzięki, że pytacie. Jesteście bardzo mili. Jak zwykle.
Normalnie odpowiedziałabym: ”Zawsze możesz na nas liczyć!” lub coś w ten deseń, ale teraz tylko warknęłam:
– Chodźmy.
Nie przejmując się Dais, która krzyczała coś o tym, że umiera i potrzebuje większej dawki empatii (Nie wiem do teraz, co jedno ma do drugiego, ale ciii!), chwyciłam Willa za koszulkę i pociągnęłam go z całej siły, aby dać mu do zrozumienia, że miał ze mną iść. Mój obecny humor był taki, że mu rozwalę łeb za żarciki. Jednak ten głąb widocznie nie cechował się taką bystrością na jaką wyglądał, bo parsknął śmiechem i rzucił:
– Panno Lein, widzę, że nie jest pani najsubtelniejsza w podrywa…
– Ty natomiast nie będziesz najsubtelniej podrywał z limem pod okiem – syknęłam, wymyślając beznadziejną ripostę. Wtedy nawet do nich nie miałam głowy. – Ruszcie się – powiedziałam do Hope i Dais, która próbowała coś powiedzieć nie wymiotując, władczym tonem, bo czułam, że jeszcze chwila i zaraz się rozpłaczę od nadmiaru uczuć.
Wściekłość. Irytacja. Smutek. Rozgoryczenie. Bezsilność. To wszystko zdawało się mnie wypełniać, każdy cal mnie, i samo stanie w miejscu sprawiało, że chciałam jednocześnie rozwalić czyjś Domek i usiąść na ziemi, płacząc. Cała ta sytuacja wydawała się dziwna, chora, niewiarygodna. Jakim cudem Rowllens – ta Rowllens, ta wkurzająca idiotka z wielkim ego – poznała Scholastykę? Cholera jasna, przecież one nie miały nawet kiedy się spotkać! Victoria zachowywała się jak dziewucha z prowincji i na pewno nawet nie była z Nowego Jorku, po prostu nie. Co prawda wydawało mi się, że ją znałam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam tą laskę, ale raczej zapamiętałabym taką beznadziejną szopę, którą śmiała nazywać włosami. Szczerze mówiąc, to dość dziwne, że ją w ogóle wpuścili do tego Obozu. W większości dziewczyny z tego idiotycznego Państwa Pedofilii przypominały gwiazdy. Miękkie włosy, czysta cera, duże oczy i śliczne uśmiechy. Rowllens natomiast nazwałabym co najwyżej ładną. Taka laska, którą od biedy można poderwać, nic ponad to. Do tego bezczelna z dodatkiem okropnego charakteru. Taaaaak, pewnie kaaaaażdyyyy o niej maaarzyyył.
– Will, stary, twoje podrywy chyba ostatnio zeszły na panewkę, bo już żadna za tobą nie jęczy! – zawołała radośnie Hope z szerokim uśmiechem.
Już miałam zabić córkę Ipolla wzrokiem, ale zamiast tego rozejrzałam się szybko, bo rozległy się nagle głosy i śmiechy, które zmierzyły w naszą stronę, czyli poza Arenę. Budynek, gdzie ci idioci z Turnieju (Bez obrazy dla Lol i Oli!) dostali w kość, zbudowany został z jakiegoś tworzywa i dziwnego metalu, jego powierzchnia była idealnie gładka – żadnych wnęk, do których moglibyśmy się schować przed wielkim tłumem. Co najwyżej znowu moglibyśmy użyć Podróży Cieniem, ale patrząc na to, że Dais już teraz przypominała z koloru mordki wiosenną trawę lub jakiś ohydny śmierdzący środek do pielenia pelargonii, wolałam nie ryzykować utratą butów. Chyba, że mój zakład z Ashem o byciu miłym obejmował także rachunek za pralnie nie tylko ciuchów, które sobie nawzajem rozwaliliśmy, ale też innych. Jeśli to drugie, życzę mu powodzenia. Jestem pewna, że Lolita i Thomas bardzo się ucieszą z darmowego prania, a ich masa brudnych stroi już szczególnie! No i po znajomości każę mu też zapłacić za ciuchy Hope, Laury i Dais, córeczek Afrodyty… Cóż, one z pewnością nie będą fukać na taką ofertę.
Biedny Ash. Aż mi się go zrobiło żal. Prawie.
Jednak wracając do idiotycznych osób wychodzących z Areny: powinniśmy zniknąć, przynajmniej dopóki Thomas nie rozładuje swojej agresji po zepsuciu mu image złego chłopca, bo ten tłum na pewno zaalarmuje mojego Braciszka, gdzie byliśmy. Nie wiedziałam, że powiedzenie przez mikrofon tego, iż śpiewa kołysanki Sandrze i Emetowi, Bliźniakom, przed zaśnięciem, to dla niego wielki wstyd! Ja tam na miejscu Obozowych lasek zachwycałabym się, jaki z Grupowego Tanatosa słodziak i takie tam.
Wymieniliśmy w czwórkę spojrzenia (raczej w trójkę, bo wzrok Dais mówił, że serio powinniśmy uważać na swoje obuwie), a następnie Will powoli przytaknął i naraz zaczęliśmy patrzeć na wyjście z Areny, gdzie wychodziły już pierwsze osoby. Parę ludzi natychmiast zwróciło na nas uwagę i krzyczało:
– Boskie przedstawienie!
– Popłakałem się! Niech Pan D. zarządzi, żebyście zostali komentatorami!
– Lepiej uważajcie na Thomasa, był zły na początku, ale jest wściekły od kiedy Nikolas opluł go ze śmiechu coca-colą!
– Najlepszy fragment? ”Thomuś, braciszku od serca, nie zgrywaj maczo, każdy wie przecież, że płaczesz na Titanicu!”
– A jego mina wtedy?! Bezcenna!
Słysząc te radosne okrzyki nawet mój gniew nieco złagodniał i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który w wpełzł mi na wargi. Wypadliśmy bosko.
No dobra, a przynajmniej nie byłam zła przez minutę, dopóki jedna ze ścian Areny nie uniosła się wypuszczając Zawodników Turnieju. Wtedy znowu się wkurwiłam, jeszcze gorzej niż wcześniej. Szczególnie, że pierwsze z przejścia wyszły Rowllens i Esmeral. Cóż, może nie wyszły, ale zostały wypchnięte przez zezłoszczonego Oliwiera, który wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się od wydrapania tym dwóm idiotkom oczu. Niech się nie krępuje, ja tam mu z chęcią pomogę. Szczególnie, że Oli miał spory powód do popełnienia podwójnego morderstwa – gdyby nie te dwie nieogarnięte Nowe, najpewniej jego drużyna zajęłaby drugie miejsce. Zaraz po zwycięskiej grupie Jenny, tej laski z ciemnymi włosami, która próbowała rozpłaszczyć Victorię toporem. Słodziaśnie.
– Na następnej Planszy przysięgam, że przywiążę was do siebie za pomocą liny o długości metra. I jeśli parę razy zaryjecie w ziemię, a ja was będę ciągnął po glebie, z góry już wiedzcie, że to będzie tylko mały wypadek – mruczał Oli z morderczą miną ciągnąc za kołnierze zblazowane Rowllens i Es w naszą stronę, a ja zrobiłam się z niego dumna. Moja krew!
Zresztą ten widok nawet wściekłej mnie wydał się humorystyczny. Syn Sowiary był tylko trochę wyższy od Vicky i tak jak ona wydawał się być bez mięśni, ale jakimś cudem miał tyle siły, żeby ciągnąć nie tylko Księżniczkę Push-Up na głowie, ale też McLade. Szczególnie, że gdy tylko te dwie mnie dostrzegły zaczęły się opierać pójściu z Oli’m i ogólnie dziwiłam się, że nie syczały jak rozjuszone kotki. W pierwszej chwili myślałam, że serio się obawiają mojej reakcji na Scholę, ale skąd Es mogłaby wiedzieć, że Vicky ją zobaczyła? No chyba, że ta jej powiedziała, ale coś mi się nie zdaje, aby tak się stało… To… O jeny. One chyba…
…obawiały się, co powiem o ich wyczynach na Turnieju. O armatce wodnej, o ucieczce przed potworem, o materacach. O wszystkim.
Postanowiła ich nie zawieść, bo przecież to moje ukochane koleżanki:
– Nasze królowe sprintu idą! Zróbmy dla nich miejsce, aby mogły nam poopowiadać, jakim cudem potrafiły pobiegnąć tak, aby się za nimi aż kurzyło! – rzuciłam z entuzjastycznym uśmiechem, ale z mojego głosu prawie leciał jad.
Vicky zmrużyła oczy marszcząc nos, a Esmeral odpowiedziała pogardliwym uśmieszkiem. Natomiast Oliwier prawie nie wywalił się na glebę ciągnąc za sobą dziewczyny, kiedy Hope rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek. Następnie posłała mu promienny uśmiech i równie szybko co do niego podbiegła, wróciła na swoje miejsce, zostawiając zszokowanego syna Sowiary, Rowllens z jednym wielkim znakiem zapytania na twarzy i rozbawioną Es, która jednak po chwili oprzytomniała, słysząc mój i Willa chichoty na widok miny Oli’ego.
– Trzeba mieć odpowiednią praktykę i mnóstwo ludzi, którzy wierzą w ciebie – rzuciła Esmeral próbując pozbyć się głupkowatego uśmieszku, gdy wpatrywała się w szok na twarzy swojego ”dowódcy”. Zresztą moja mimika była nie lepsza, Hope naprawdę umiała rozpogadzać ludzi!
– Zapomniałaś dodać: odpowiednią motywację. – Will zrobił niewinną minkę.
Jasne oczy Victorii skierowały się na syna Hadzia, który patrzył na nią z dziwnym błyskiem w oku i uśmiechnął się do niej uroczo, tak jakby się już wcześniej spotkali. Tylko gdzie? A może tu chodziło oto, że Turniejowcy nadal paradowali w czarnych obcisłych przemoczonych kostiumach, ich włosy układały się jak moje zaraz po wstaniu z łóżka, a twarze mieli ozdobione ziemią, dymem i resztkami potworów? Dzięki temu Rowllens przypominałastwora, którego piegi wyglądały jak brązowa farba w formie kropek, a Es kojarzyła mi się z wojowniczą księżniczką. Natomiast Oli wydawał się dalej jak to on, tyle że w wersji hard. Mimo wszystko lecz najbardziej zmieniła się Laura, która wyszła z przejścia ze wzrokiem typu: ”Pozabijam was wszystkich”, a jej strój został poobrywany w wielu miejscach, jednak coś w niej nadal sprawiało, że wyglądała pięknie. Nie to co laska z afro, której twarz zdobiła długa krwawiąca rana, ale nią już się zajął Jake-Jack, chyba jej chłopak. Doszłam do tego po słodkich uśmieszkach i spojrzeniach jakby chcieli siebie nawzajem zaciągnąć do łóżka, lecz to tylko szczególiki.
Nigdzie jednak nie widziałam jeszcze Lolity. Cholera. Przecież podczas Turnieju raczej nic jej się nie stało, gdzie ona? Hmm… Może stała tam w tłumie Durnych Obozowiczy, którzy zgromadzili się w okół zwycięskiej Drużyny Jenny i chwalili ich oraz wznosili wiwaty?
Uznałam lecz, że godnie wykorzystam czas zanim zobaczę Lol:
– Motywację na spanie miały wtedy, kiedy leżały na materacach. Ich ucieczka podpadała raczej pod lekką desperację. – Uśmiechnęłam się niby współczująco. – Szkoda mi was, dziewczyny, wychodzi na to, że wszyscy mieli rację, w tym Milos. Nie dałyście rady w Turnieju.
Wiedziałam, że właśnie uderzyłam mocno w ich dumę, zauważyłam to po zaskoczonym spojrzeniu Oliwiera, nieco otwartych ze zdziwienia ustach Hope i Dais, która nadal chyba chciała coś powiedzieć, ale z trudem powstrzymywała się od zwrócenia popcornu. Mimo wszystko – miałam to gdzieś. Rowllens sama tego chciała, mszcząc się na mojej siostrze. Tylko ja mogłam dokuczać Scholi, a nie jakaś niewyparzona laska z IQ poniżej 100!
– No przecież, to jasne, że mój kociak nigdy się nie myli! – Rowllens, w dalszym ciągu trzymana za kołnierz przez Oliwiera, posłała mi cyniczną mimikę twarzy. – Właściwie gdzie jest mój Milosek? Mieliśmy świętować: domek dla dwojga na dziś wieczór!
Uniosłam brew. Jasne, Milos był jednym z tych facetów, których bierze się za lekkich idiotów, takie ciamajdy, z których można pożartować. Ale Vicky wydawała się troszeczkę… przesadzać. Mimo że to brzmiało śmiesznie, na pewno nie chciałabym, aby ktoś o mnie tak gadał. Oczywiście, nikt o mnie by tak nie mówił, byłam za boska na to, żeby jakieś plebsy o mnie plotły, szczególnie, że brednie. Choć, tak na marginesie, dobrze jest, jeśli ktoś o tobie mówił. Niby nie ważne co mówią – byleby mówili!
– Chciałaś chyba powiedzieć: stolik dla dwojga. – Will puścił do niej oczko, jednocześnie rozglądając się za kimś. Nie musiałam być geniuszem, aby wiedzieć, że tak samo jak ja szukał pewnej czarnowłosej Gotki.
– Nie wiedziałam, że Milosek lubi aż tak bardzo dominować, szczególnie na stole – powiedziała Vicky.
Córka Ipolla jak to ona wygięła kąciki ust w lekki uśmiech, ale ta laska szczerzyłaby się nawet do krzesła, gdyby zaszła taka potrzeba. I mimo, że zachichotało parę przechodzących obok nas osób, większość zwyczajnie olała Victorię, w tym Oli, Will i nawet Es, tak jakby była tylko dzieckiem, które nie miało nic mądrego do powiedzenia. Ostro.
Chyba przyłączę się do grupowego ignorowania Rowllens.
– Musimy poustalać jakąś strategię na następną planszę – powiedział już spokojnie syn Sowiary, widocznie oprzytomniał po przywitaniu go przez czternastoletnią Hope.
– Oraz poćwiczyć walkę – dodała Es, a Oli jej przytaknął. – Lepiej, abyśmy z Vicky postarały się spróbować swoich sił w jakieś broni o dalszym zasięgu, żebyśmy nie zbliżały się bezpośrednio do potwora. Może łuk?
– Niegłupie – wtrąciłam się, a karmelowe oczy McLade utkwiły się we mnie. – Tyle że nie wiadomo, czy macie cela, a i chyba lepiej będzie, jeśli udałoby się wam zmierzyć z zagrożeniem też bezpośrednio. Nie zapominaj, że monstrum to monstrum, ale do wrogiego wyszkolonego herosa będzie trudno strzelić.
– Chyba, że macie na nazwisko Hellenes. Wtedy nie uda się wam zestrzelić kogoś z odległości metra. – Will puścił oczko do Hope, która pierwszy raz podczas naszej znajomości już się nie uśmiechała.
– Nie moje sumienie, że stary dał mi jakieś przekleństwo dotyczące strzelania z łuku – jęknęła.
– I dotyczące sztuki, muzyki, grania w kosza… – wymieniał syn Hadzia, a Oli się roześmiał, ale rzucił już całkiem pogodnie, choć w jego oczach dało się dostrzec złośliwy błysk:
– Dobra, Will, daj spokój naszej biednej Hope…
– No dziena.
– To nie jej wina, że narodziła się kompletnym beztalenciem!
Chłopcy roześmiali się, Es uśmiechnęła, Dais nadal była zielonkawa, a ja i Vicky utrzymałyśmy kamienne miny. Z irytacją zauważyłam, że Rowllens zachowywała się jakby nigdy nic, jakby nie zemściła się na Scholastyce ani nic w tym rodzaju. To wydawało mi się po prostu bezczelne i chamskie, niewiarygodnie okropne. Ja na miejscu Vicky siedziałabym cicho, nie umiała spojrzeć na tą siostrę bez lekkich wyrzutów sumienna, a ona co odwala? Zachowuje się jak pieprzona księżniczka, i tyle.
– Totalnym beztalenciem była zemsta Victorii. Wiesz, złociutka, strzelanie do kogoś z karabinku do paintballa jest bardzo passe. – Spodziewałam się czegokolwiek, jakieś oznaki, że dziewczyna czuła się winna, takie tam. A ona? Nic.
Niemal oczami wyobraźni znowu widziałam Scholę, jasnowłosą i ładną, której obcisła koszulka i modne dżinsy przyozdabiały różnokolorowe plamy przypominające ślad po rozbitych jajkach. Cholera by to. Znowu się zdenerwowałam.
– W dzisiejszych czasach trudno być oryginalnym. – Wygięła wargę. – Ale jestem pewna, że też nie byłam najgorsza. Przynajmniej nie spróbowałam nikogo zdeptać, co zapewne zrobiłabyś ty, krasnoludku.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Bogowie, jak ktoś mógłby być nie tylko taki tępy, ale też podły? Ona zemściła się na mojej siostrze, więc, cholera, niech przestanie robić łaskę, że ze mną rozmawia, tylko niech… Nie wiedziałam. Przeprosi? Ale po co mi jej przeprosiny? Jedyny plus wydawał się taki, że nikt z Obozu raczej nie skojarzył, że Schol to moja siostra. I dobrze, w obecnej chwili nie chciałam, aby wiedzieli.
– Ja przynajmniej zemściłabym się na kimś, komu to się należało.
Dalej żadnej reakcji, żadnego wstydu. Co to miało być, ona to jakiś człowiek bez jakiekolwiek empatii czy jak?!
– Cudownie, zadzwoń, jak kogoś takiego znajdziesz – prychnęła, a ja zrobiłam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
Uderzyłam ją.
Jako że Oliwier dalej trzymał ją za kołnierzyk, a Vicky była ode mnie gdzieś tak łeb wyższa, więc przywalenie jej z plaskacza było cholernie łatwe. Szczególnie, że dziewczyna się tego nie spodziewała, a kiedy już moja ręka nagle dotknęła jej policzka, pisnęła z zaskoczenia, a oczy miała wielkie jak postać z mangi. Następnie po głośnym PLASK! kawałek skóry Vicky , w który wymierzyłam zaczerwienił się, zostawiając ślad po mojej ręce. Wszystko to wydarzyło się w dosłownie parę sekund, a ja nie wiedziałam, co dalej zrobić z powodu szoku.
Bogowie. Uderzyłam Victorię Rowllens. UDERZYŁAM VICTORIĘ ROWLLENS! DOTKNĘŁAM JĄ! FUJKA! KTOŚ MA ODKRZACZ?! ONA MNIE JESZCZE CZYMŚ ZARAZI! SWOJĄ GŁUPOTĄ LUB BEZNADZIEJNĄ FRYZURĄ! FUUUUUJ! ZIOMKU OD PIORUNÓW, BŁAGAM, ŻEBY…
Nie dokończyłam nawet myśli, bo ta prostaczka rzuciła się na mnie. Tak. Wyrwała się z uścisku Oli’ego i nim się obejrzałam, leżałam przygnieciona jej sadłem na ziemi z bolącą głową od przywalenia. Ślicznotka może i nie przerastała mnie o cholernie dużo centymetrów, ale ważyła ze dwa razy więcej niż ja, co wydało mi się dziwnie przy jej szczupłej talii. Hmmm… Może nosiła gorset? Zresztą, walić to. Po cholerę mi wiadomość, czy łazi w gorsecie czy nie, skoro za chwilę stracę oddech jak tak dalej pójdzie? Ona. Gniotła. Mi. Płuca.
Tyle że to nie było najgorsze. Otóż jej twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej, dokładnie widziałam jej niebieskie oczy ze srebrnymi błyskami, brązowe rzęsy z zerową ilością mascary i jasne piegi na nosie przypominające nieregularne okręgi. W pierwszej przerażającej myśli coś mi przeleciało przez głowę, że ona chyba mnie pocałuje. Ale wtedy przypomniałam sobie, z kim miałam do czynienia i walnęłam:
– Ale ty jesteś brzydka z bliska!
No co?! Każdy z małej odległości wyglądał dupnie, i dlatego małżeństwa powinny spać w jednym łóżku. Przynajmniej wtedy widzieli siebie i swoje niedoskonałości codziennie, a nie po paru latach myśleli: ”O kurwa. Wyszłam za paszteta. Jednak mama miała rację, trzeba było sobie od razu kupić dobre okulary!”.
Tyle, że Rowllens nie doceniła mojej słodkiej szczerości, jej źrenice nagle się rozszerzyły, tak samo jak nozdrza – przypominała zezłoszczonego byka. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy to aby nie powinnam teraz zacząć mówić coś w stylu: Nie zabijaj mnie!, ale zrezygnowałam. Bez pozycji pancernika te słowa tylko sprawiłyby, że Victoria od razu starałaby się mnie udusić, a tak to może jeszcze przeżyję?
– Już. Nie. Żyjesz. – wycedziła.
Och. Milutko.
Zaraz.
CO?!
W przypływie całkowitego zmieszana przewróciłam nas, mimo jej przeważającej wagi, jakimś cudem tak, że to teraz ja byłam na górze, a ona na dole. Ha. Ha. Ha. Wreszcie wiedziała, gdzie jej miejsce! Choć… jak to ją miało powstrzymać od zamordowania mnie? Kurna. Kiwa, myśl. Co zrobić, gdy atakuje ciebie zezłoszczony wzrost siedemdziesiąt? Może…
Wtedy poczułam, jak ktoś mnie ściągał z Rowllens, jednocześnie odsuwając mnie od tego przewrażliwionego trolla. Najświętsi Daltoniści , dzięki wam! Już myślałam, że ona mnie zadźga. Lub udusi. Albo wydrapie oczy. Do wyboru – do koloru. (Taki suchy suchar, bo zwracam się do Najświętszych Daltonistów. Kapujecie? W sensie… Dobra, już nic, wy cholerni ignoranci. I weź tu spróbuj być zabawną, pff. I do tego nie kapować sucharu… Serio pfff.)
W następnej chwili przytrzymywała mnie Laura. Blondynka mierzyła więcej niż Rowllens, cechowała się również lepszą budową ciała, a jej ułożone w nieładzie włosy łaskotały mój policzek, ale i tak starałam się jakoś dać drapaka za nią. Tyle, że mój plan pokrzyżowało pojawienie się Lolity, bo zamarłam na widok jej ciemnych oczu i bladej cery. Prezentowała się dobrze, naprawdę dobrze jak na kilka walk na Arenie, choć miała rozciętą dolną wargę i straciła jeden but. Jednak wszystko było z nią OK, domyśliłam się tego po tym, jak mocno szarpała się z wyrywającą się od niej Rowllens, która wpatrywała się we mnie z rządzą mordu w oczach. Uśmiechnęłam się słodko do Victorii oraz do niej pomachałam, a ona chyba zaczęła wyobrażać, jak nabija moją śliczna mordkę na pal.
– Zabieraj ode mnie swoje brudne łapy…! – zaczęła warczeć do Lolity, a ja się wyszczerzyłam niczym ostatni głupek. Hłe hłe. Ofiara, nie umiała nawet się wyrwać metru pięćdziesiąt ileś tam!
– Przestań być taka krytyczna – odezwał się wreszcie łaskawie Will – Niektórzy naprawdę by chcieli, aby na nich położyła te ”brudne łapy”.
Lol tego nie skomentowała, ale zacisnęła mocniej usta. Nagle ucieszył mnie fakt, że ta dziewczyna nie umiała zabijać myślą. Wtedy… Cóż, biedny Will.
Szybko jednak dojrzałam, że nie tylko Rowllens pozwoliła sobie na mocniejsze odczucia. Otóż Oliwier, Esmeral, Hope (wcześniej też syn Hadzia) – nawet zielonkawa Dais – gapili się na nas z szokiem, wyglądali jak sparaliżowani, i chociaż próbowali dzielnie zamknąć usta, znowu je z odruchu otwierali, przez co przypominali ryby. Najgorsze, że nie tylko oni. Otóż w okół nas zebrała się większość ludzi z Obozu i jedyne osoby, które nie przypominały skołowanych kręgowców, byli: rudowłosa Rill, jedna z Harcerek, które mnie tu przywiozła, maniaczka Bogów, obecnie skrzywiona z niesmaku oraz Thomas, mój starszy brat, Grupo…
O. Thomas. I do tego zły Thomas, bo chyba naturalnie nie ciskał z oczów piorunami, a twarzy nie była w barwie jasnego buraczka. No kurna, ten dzień nie mógł być lepszy!
Oczywiście, tak myślałam wtedy. Potem się jednak dowiedziałam, że mógł.
Znacie to uczucie, że wiecie, co się zaraz wydarzy? W sensie; takie przeczucie? Bo mi chyba się uaktywnił jakiś taki kod i już po chwili lampiłam się na Lolitę i wkurzoną Rowllens, która starała jej się wyrwać. Lol bez obcasów cechowała się dużo niższym wzrostem niż Vicky, więc kiedy próbowała ją chwycić za ramię, gdy Ślicznotka się od niej chciała odsunąć i rzucić na mnie, trochę za wysoko podniosła rękę. Tak trochę bardzo za wysoko, a jeśli dodać impet szybkości, w jaki włożyła w ten ruch moja druga starsza siostra, trafiła centralnie w twarz. A jeśli wam ta wiadomość uratuje życie, to w nos.
Vicky zachwiała się nagle i padła do tyłu, a Lol wydała się zbyt przerażona, żeby ją nawet chwycić, więc rozległo się głuche BUM! Otworzyłam szerzej oczy, zdumiona tym widokiem. Lolita, ta zawsze spokojna i pouczająca Lolita, piszczała:
– Przepraszam! Bogowie, przepraszam! Nie chciałam!
I ogólnie zdawało się, że zaraz zemdleje, tak samo jak niektóre osoby z tłumu. Nie wiedziałam, o co chodzi ich przerażonym miną, dopóki nie dostrzegłam szkarłatnej cieczy wypływającej spomiędzy palców Vicky, a pragnę dodać, że ręce trzymała przy mordce klęcząc na ziemi, choć nie wiedziałam, kiedy się podniosła. Czułam natomiast, że Laura chyba zapomniała, jak się oddycha, zresztą ja podobnie. Chyba naprawdę wszyscy stalibyśmy tak do wieczora, gdyby po twarzy Rowllens nie zaczęła ciec nie tylko krew, ale też nagle łzy. To zadziałało jak wstrząs elektryczny, bo ludzie naraz zaczęli krzyczeć, mówić i dyskutować; tłumok był równie głośny jak przed Turniejem, ale nikt nie podszedł do Vicky. No dobra, bez przesady: zauważyłam Esmeral, która próbowała się przepchnąć koło Dais, lecz ta skutecznie jej to uniemożliwiała, wyglądając na półprzytomną; Pyza, Amy lub Emy, razem ze swoim ojcem, Johnny’m, też chciała się dostać do Pieguski, jednak mieli ze sobą za dużo kasy w torbie i nie mogli się przepchnąć w tłumie. Więc, całkowicie oszołomiona, zawołałam:
– Potrzebujemy Dzieci Medycyny! Może… – Mój wzrok opadł na Hope, ale przypomniała mi się ta jej ”klątwa” – …zawołasz Alexa?
Normalnie uśmiałabym się na widok miny córki Ipolla, ale obecnie nie wiedziałam, co więcej powiedzieć. Gdzie jest ten cholerny Alex?! Gdzie jest Chejron?! Gdzie jest Pan D.?! Gdzie… No dobra, te ostatnie pytanie odwołuję, on by co najwyżej przyszedł, aby pośmiać się z Rowllens. Choć, w sumie, to by nie było najgorsze. Przynajmniej jedna osoba miałaby radochę.
– CISZA! – krzyk McLade sprawił, że nawet ja przestałam szaleńczo rozmyślać.
Wyglądała na zdecydowaną; oczy miała bystre, usta wygięte w brzydki grymas, ale kiedy spojrzała na Vicky, wyraz jej tęczówek zrobiło się współczujące. To jednak nie przeszkodziło przemówić tej dziewczynie ostrym głosem:
– Nikolas – Zwróciła się do ciemnowłosego Gwiazdora przepychającego się przez tłum – i… ty. – Po chwili wahania pokazała wysokiego umięśnionego chłopa z krótkimi włosami.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że pioseneczka: ,,Ruuudyyy ruuuudeeeegoooo szuuuukaaaa. Rudy rudy rydz!” idealnie go oddawała. Ten nieznajomy chłopak miał… (Uwaga! Najważniejsza wiadomość waszego krótkiego nędznego żywota!) RUDE WŁOSY! I nie chodziło mi o czerwone czy brązowe kłaki, ale o żywo pomarańczową czuprynę. Wydawało się, iż ten ktosiek starł marchewkę, a następnie założył sobie to na głowę, bo ”tak było sexy”. Jedynym plusem natomiast dla niego zdawało się to, że posiadał świetne bicepsy i tricepsy, szerokie barki, ale wąskie biodra i średnio wysportowane nogi. Model w stylu wysportowanego gostka, ale nie siłacza, i jeśli kręciłyby mnie włosy z marchwi oraz ogromne ramiona pełne ”balonów”, pewnie piszczałabym na jego widok, moje serce (lub żołądek, choć brzucha mi żal. Nie mogłabym już jeść czekolady!) wykonałoby tysiąc koziołków -te sprawy. Tyle że, na szczęście, wolałam smuklejszych i czarnowłosych chłopaków, a nie… fan marchew… Ekhem.
– Zanieście Victorię do Skrzydła Szpitalnego, w tej chwili – rozkazała Es.
Uniosłam mimowolnie brwi, zaskoczona, że Esmeralda potrafiła tak się się rządzić, ale ogólnie czułam się… średnio. Jasne, dalej byłam wściekła, że Rowllens tak potraktowała Scholę, ale nie życzyłam jej rozwalenia sobie nosa. No po prostu nie. Może i byłam zołzą, ale nie suką i nie chciałam, aby tak skończyła.
No dobra. Tak trochę – chciałam. Ale tylko troszeczkę, więc… Ciiii! To secret top! Lub top secret… Wiecie, o co łazi!
– Już się robi, mia belle *moja piękna*.
Gwiazdor oraz Rudy Rydz podeszli do Rowllens, która nie wiedziała zbytnio, co się dzieje. Trzymała się mocno za krwawiący nochal, a i tak jej kostium przesiąkł krwią, co łatwo dało się wywnioskować po ciemniejszych plamach na ciuchu. Jeśli dodać do tego to, że strój dziewczyny jeszcze do końca nie wysechł i przypominała ona topielca z ośmiornicą zamiast włosów, cała ta scenka prezentowała się ciekawie. Szczególnie, że gdy Nick chwycił ją za ramię, próbowała mu dać w twarz, ale chłopak zdążył wykonać unik, natomiast Rudy Rydz złapał ją za owe ręce. Wtedy Gwiazdor doskoczył do nóg Vicky, które podniósł, a następnie chcieli ją wynieść, mimo że się z nimi szargała. Zresztą, mogłaby nawet wynająć czołg – temu Rudemu Rydzowi było wszystko obojętne, człowiek miał krzepę.
Czerwona ciecz natomiast leciała gęsto po jej mordce, bo żaden z idiotów nie pomyślał, żeby jakoś powstrzymać krwawienie. Milutko.
O. Thomas. I do tego zły Thomas, bo chyba naturalnie nie ciskał z oczów piorunami, a twarzy nie była w barwie jasnego buraczka. No kurna, ten dzień nie mógł być lepszy!
– Rowllens, boli ciebie? – spytał Thomas.
Luknęłam na niego niczym na ducha. Zresztą tak wyglądał; był jak zwykle blady, jego ciemne oczy lśniły dziwnym światłem, a mordka… Nie wierzyłam w to co widziałam, ale on pierwszy raz nie wydawał się ani zły ani znudzony. Może wręcz…przejęty?
Czyli Thomas i Victoria…? Fuuuj. Miałam nadzieję, że przynajmniej się zabezpieczają, nie chciałam być ciotką w takim wieku!
– Nie kurna, łaskocze – prychnęłam niemalże z odruchu, z odrazą kręcąc głową na myśl, że Rowllens mogła kiedyś baraszkować w moim Domku z <spacja> moim Bratem na moim łóżku.
Jedno słowo: Bleeeeeeeeeeeee. Muszę sobie załatwić środki dezynfekujące! Nie, zaraz, ja powinnam znaleźć kombinezon ochronny, może on nie pozwoliłby ich zarazkom przenikać na mnie. Chociaż dzisiaj spałam u siebie, więc… O kurna. Fuj. Fuj. Fuj! Pod prysznic, muszę iść pod prysznic, najlepiej taki, gdzie będę miała zapas różnych tarek!
I nagle wszystko się potoczyło bardzo szybko. Grupowy Domku Tanatosa szedł w moją stronę, podczas gdy ja chciałam się rozpłakać, że był obrzydliwy i nie szanował mojej przestrzeni osobistej. Rzecz jasna, miałam ochotę dodać również, że Rowllens to dość niska półka, ale powstrzymałam się od tej uwagi. Zresztą od łez też się wstrzymałam, lecz to ze względu na Dais. Kiedy obok niej przechodził Thomas z kamienną miną, brunetka pragnęła to wykorzystać i krzyknęła nareszcie odzyskując głos, mimo że przez widok krwi Rowllens mogła startować ze mną w konkursie na Albinosa.
– Thomas! Złap mnie! – powiedziała mdlejącym głosem, a potem poleciała do tyłu niczym na tych testach zaufania, kiedy to jedna osoba musiała złapać drugą.
Tyle że mój brat nie miał zamiaru ją porwać w ramiona jak tego oczekiwała córka Afrozyny, przez co dziewczyna zapewne przywaliłaby prosto w glebę całym ciałem, gdyby nie najseksowniejszy i najbardziej drapieżny uczestnik Obozu, Król zarywania panienek: Milos! (Tak, właśnie wyszłam na hipokrytkę, bo wcześniej prychałam o Rowllens, że była dla niego chamska. Bywa).
Milos stał pochylony nad ziemią, jego policzki zdobiły czerwone wypieki, ale mimo wszystko dzielnie przytrzymywał Dais. Zresztą ona chyba nie do końca pojęła, że Thomas ją olał, bo zamknęła oczy i obecnie układała mocno pomalowane usta w dzióbek do pocałunku. Wyglądało to zabawnie, i gdyby nie to, że Vicky już zabrali do Skrzydła Szpitalnego, byłam pewna, że porachowałaby brunetce rączki za podrywanie jej seksiaka. Choć istniała też możliwość, że przyłączyłaby się do Daltonistów, którzy krzyczeli: ”Na co czekasz, bałwanie?! Całuj!”.
Ja również przestałam się przejmować tym, że Rowllens upaćkała glebę (Biedna ziemia!); Lolita darła się na Willa, który chyba wziął sobie za punkt honoru pocieszenie jej (choć obstawiam też zdenerwowanie); Oliwier gapił się na mnie jakbym była seryjnym mordercą (Muszę mu wyjaśnić różnicę między aspiracjami, a byciem); Grupowy Tanatosa właśnie podszedł do mnie z niebezpiecznym wyrazem twarzy; Amy i Johnny razem biegli do…
Zaraz! Co Thomas?!
Wtedy poczułam, że czyjeś silne ręce złapały mnie w pasie i pisnęłam. Tyle, że na moim bracie nie zrobiło to wrażenia, a wręcz przeciwnie – z jeszcze mniejszą delikatnością przerzucił mnie sobie przez ramię niczym worek mąki. Zaczęłam wymachiwać rękami i nogami, ale jedyne co osiągnęłam, to nadmierną bliskość z jego ramieniem oraz poczucie mocnych chłopięcych perfum. Słyszałam jednak szepty, jakiś krzyk, lecz już po chwili uzmysłowiłam sobie, że raczej nikt mi już nie pomoże. Thomas zaczął gdzieś iść ze mną jako torbą, wyczułam to po ruchu, polu widzenia obejmującym tylko tkaninę jego koszulki i tym, że obijałam raz po raz policzkiem o jego kościste ciało. Jednak, mimo, że przypominał nieco średnio umięśnionego kościotrupa, był silny. Lub ja taka lekka. Hmm… Walić to!
Zrobiłam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy w ostateczności:
– AAAAAAAAAAA! PEDOFIL!
Usłyszałam śmiechy, wybuchy chichotów i zaczęłam przeklinać. No kurna! To nie jest śmieszne, wy jebani idioci! On pragnął mnie zadźgać albo udusić! Zobaczycie, pozwę was! Nie wiedziałam, jak to zrobię jako duch, ale i tak was pozwę!
– Raczej starszy brat, Kiwuś. Przyzwyczaj się, bo od dzisiaj tak będzie wyglądało twoje życie w Obozie – wysyczał zły Thomas. – Nieźle dziś na rozbrajałaś.
A niech go Daltoniści wezmą!
OMG! Jak ja kocham Kiw <3 I jeszcze Lolita się do niej przyłączyła i też uderzyła Rowllens 😀 Nwm czy to dlatego, że najbardziej lubię Kiw i wczuwam się w nią, czy o co chodzi… Ale coraz mniej lubię Vicky. Napoczątku była moją ulubioną bohaterką i nie umiałam się do czekac jej czesci, ale teraz… Sama nwm. Nie obraź się Ann, ale za nią nie przepadam… Ale wróć! Reakcja Thomasa… Umarłam 😀 Czyżby się zakochał? 😉 Dais i Milos… Świetna para. Ja chcę więcej! Urwać w takim momencie… No błagam! Tak się nie robi! W następnej twojej części chcę, żebyś do tego wróciła! I nie, Carmel. To nie podlega dyskusji! Ja chcę wiedzieć, co Thommas jej zrobi!
Jeden plus twojego spóźnienia… Mniej czekania na kolejna czesc
Miałam cos jeszcze napisac, ale zapomnialam… A tak! Juz wiem! Nastepna jest Vi czy Es?
Czekam na piatek! Tak to zdecydowanie najlepszy dzien tygodnia. Nie dosc , ze weekend to jeszcze FT 😀
Beth
Jak już pisałam wczoraj- rozdział super, mi niczego nie brakuje. Było tak… tak bardzo Kiwowato- dużo jej myśli, myśli przede wszystkim. Dziś przeczytałam jeszcze raz i zauważyłam, że tam raz powtarza się jakiś fragment, poza tym ją drobniutkie literówki… ale to nie ważne! 😀 Rozdział super, czytając o wszystkich bohaterach na raz, razem, jak się przeplatają… To się robi takie wielowarstwowe! Świetna robota, że coś takiego stworzyłyście
Beth- Nie lubisz Victorii? To ciekawe, bo na przykład ja ją ubóstwiam! (#Obrona_Ann ;p ) To zabawne, że tyle ile postaci i czytelników, tyle zdań!
Fragment z Milosem, a nawet oba- umierałam xD Milos drapieżny kociak, władca stołów i łapacz mdlejących niewiast ;”’D Przerąbane ma chłopak w życiu <3 !
Will i "brudne łapy" idealnym dowcipem słownym, aż się zatrzymałam żeby popodziwiać przykład takiego humoru!
I jak już pisałam- fragment o domniemanym związku Thomasa i Rowllens… Ja na prawdę nie wiedziałam i nie wiem do tej pory jak reagować <3
Czekam na kolejny rozdział! :p
Za dobrze piszecie, żeby myśleć, którą się lubi najbardziej
Niesamowite, że nie skupiacie się na tylko jednym bohaterze. Wszyscy są świetni, aż nie wiadomo, który jest najlepszy Ta, kolejna rozterka życiowa – kto jest najfajniejszy? Kiwa, Vicky czy Es? Nick, Thomas czy Oli?
Cała część była super! Jak często ktoś mi mówi, że jest brzydki, a jego praca beznadziejna… To pierwsze dotyczy głównie moich koleżanek z klasy, no ale… A ja nigdy się nie zgadzam z tą opinią 😉 I tu jest to samo 😉 Uch, ludzie, przestańcie nie doceniać siebie!
Is, aż Ci od razu odpowiem: ja w siebie wierzę, nawet za bardzo (XD), ale mówię wprost, bo to co widzisz nie zostało ‚dopieszczone’, mogłabym to ulepszyć, i temu mi się nie podoba zbytnio. Bo gdybym wcześniej zachorowała, mogłabym to ulepszyć (powtarzam się, ale ciii) i na pewno lepszy by było 😀
#realizm xd
Hurra! Przynajmniej jedna osoba! Mam już dosyć słuchania narzekań mojej przyjaciółki, która JEST ładna, ale twierdzi inaczej. W szóstej klasie! Czy to nie jest lekka przesada?!
Dobra, już kończę, bo muszę zrobić pracę z religii. Jak miło, że pamiętam o takich rzeczach i mam na nie chęci…!
Awgh, nie dość, że dedykacja, to jeszcze część Kiwy… DZIĘKUJĘ! ;A; Droga Carmel, przez ciebie i twoją wiarę w siebie tracę resztki mikroskopijnego mózgu, zaczynam się ślinić i wychwalać Kiwę nad niebiosa, dlaczego, DLACZEGO?! Pod koniec zrobiło mi się przykro z powodu Vicky, ale generalnie ALE SUPER.
Przepraszam za bezsensowną wypowiedź. Inaczej się nie dało. W ogóle, to uwielbiam Kiwę, bardzo.
Świetny rozdział. Tyle wydarzeń, i choć można by sądzić, że po Turnieju emocje opadną i powinniśmy się szykować na rozdział raczej spokojniejszy, odpoczywanie, gratulacje, śmiechy itp.. to nie ;’) Nie w tym oku :
Dlatego też piszę szczerze- ten rozdział jest absolutnie świetny, tyle wydarzeń i tak zaskakujące rzeczy! Nie zabrakło wywodów nie na temat, nie zabrakło świty Daltonistów i Pedofilii, nie zabrakło niczego. Ja tam najbardziej to współczuję Hope, biedna, takie przekleństwo rodzinne xD I tu właściwie mogłabym skopiować wypowiedzi innych- że Milos i Vicky na stole mnie powalili *boże, jak ja chciałabym zobaczyć jego reakcję, gdyby to usłyszał <3 !*, Dais i jej omdlenie w ramiona swojego księcia z bajki, Oliwier 'bad boy' i to jak wywlókł te dwie z Turnieju, Es i opanowanie, Rudy Rydz był taki… no zupełnie się nie spodziewałam nagle czegoś takiego i się oplułam z wrażenia i śmiechu! I moment o tym CO Thomas i Victoria mogli by robić… odważnie xD rzadko kiedy tu się czyta aż tak jawne podteksty i te sprawy! Ale całkowicie ich shippuję, tak, mogę być nawet rozpiszczaną fangirl- nie że już nie jestem w kwestii FT! <3
No wszystko pięknie, szczególnie podoba mi się wątek z siostrą Kiwy- kolejna warstwa waszego opka, która się nakłada na pozostałe urzeczywistniając je! Za to to kocham! 😀
Niecierpliwie czekam na kolejną część! :*
I co ja mam napisać, żeby się nie powtarzać… Raczej już nic nowego nic nowego nie wymyślę. Więc w kilku słowach: świetne, podobało mi się baaardzo, czekam na cd 😉
Myśli Kiwy są boskie; nie da się jej nie lubić ;). Thomas i Vicky? U… nie spodziewałam się tego… Rozdział cud, miód.Czekam ze zniecierpliwieniem na CD.
P.S Podpisuje się pod Beth. Też chcę wiedzieć co Thomas jej zrobi >: )