Moja głowa postanowiła zastrajkować, ale w końcu udało mi się skończyć.
Liczę na wasze komentarze!
Miłego czytania!
Alis
[ Tu Max. Ten co właśnie wywiózł wszystkich w kosmos. Cass, znów zaczęła mi wszystko wypominać. Czy ona kiedyś zapomni?! Rozdział 11 Złuda.]
Siedziałem z Connorem przy ognisku zastanawiając się co takiego zrobiłem, że Cass mnie ignoruje. Rozumiem, była zła, ale to nie powód do strzelania fochów! Powinniśmy pogadać o tym na spokojnie przy ognisku. Moja zachowanie łatwo da się wytłumaczyć. Zawsze marzyłem, aby Apollo dał mi drugą szansę na poprowadzenie samochodu. Zwyciężyły emocje; ekscytacja i radość przez co mogłem pomylić kilka guzików. A jeśli chodzi o niespodziewane lądowanie to za nic nie mogłem ruszyć rękoma! Nie wiem czy nagle dostałem jakiegoś skurczu czy coś, ale to nie była moja wina! Ta sytuacja tyczyła się nas wszystkich; chłopacy już o tym zapomnieli, Alis też. Tylko ona jedyna będzie mi to wypominać do końca życia. Nawet nie dała mi szansy, aby przeprosić. I jak tu zrozumieć kobiety? Chcą abyś zawiózł ich do Paryża, ale jak już próbujesz to strzelają focha i musisz lądować awaryjnie w lesie, przez co dziewczyna jest zła i cię ignoruje. Gdyby tylko dała mi dojść do słowa, a nie traktowała jak powietrze…
Nie mogłem już usiedzieć w miejscu i w końcu wstałem. Mruknąłem do Connora, że zaraz wracam i zagłębiłem się w czerń lasu. Nie odszedłem daleko żeby jakby coś mnie zaatakowało wszyscy nie wpadli w panikę. Usiadłem parę metrów od obozowiska na przewalonym konarze. Ściągnąłem łuk, który miałem przewieszony przez ramię i zdjąłem cięciwę. Po walce z bykami straciłem kilka strzał, a łuk był cały w ich krwi, więc zabrałem się do roboty. Najpierw zeskrobałem krew i kawałkiem bluzki ( i tak już zniszczonej) wyczyściłem łuk. Następnie zebrałem kilka grubych gałęzi i małych kamieni na groty. Po paru minutach zrobiłem nowe, mniejszej jakości strzały, które włożyłem do pozostałych. Ile to już razy marzyłem, aby mieć kołczan z nieskończoną ich ilością. Nie musiałbym wtedy co chwila robić nowych, które i tak się zaraz zmarnują. Nagle poczułem ukłucie. Przekląłem pod nosem i rozmasowałem szyję. Parszywe komary. Przydałby się jakiś spray.
***
Wracając do obozowiska dostrzegłem, że dziewczyny opuściły namiot i piekły coś nad ogniem. Connor siedział obok czyszcząc swoją broń, oparty o pień drzewa. Podszedłem do nich i zorientowałem się, że kogoś brakuje. No tak! Gdzie podział się James? Ostatni raz go widziałem jak znikał w namiocie z dyktafonem wraz z Alis, która wrzeszczała na niego, żeby oddał jej sprzęt, bo ona jako dziewczyna ma pierwszeństwo.
-Coś nie tak? – zapytał Connor nie podnosząc wzroku.
Spojrzałem na niego zdezorientowany zdając sobie sprawę, że stoję jak słup rozglądając się dookoła.
– Gdzie James? – w końcu zapytałem.
Connor wzruszył ramionami, a dziewczyny zaczęły chichotać. To było trochę podejrzane, więc ruszyłem pod namiot i zajrzałem do środka. James się znalazł, ale wyglądał jakby miał ochotę zamordować pierwszą osobę, która się pojawi. Był związany i zakneblowany, a jego oczy płonęły złością. Poczułem się trochę nieswojo, ale podszedłem do niego i uwolniłem z więzów. Gdy tylko zdjął z siebie liny rzucił się w stronę wyjścia. Złapałem go jednak w ostatniej chwili za nogę i zapytałem:
– Co się stało?
– Ona! – warknął. – Zapłaci mi za to! Mam jej dość!
Nic nie rozumiejąc spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. On prychnął tylko i szarpnął się próbując wyjść na zewnątrz. Chciałem go powstrzymać za nim zacznie awanturę lub gorzej (znając napięte stosunki z Alis) zabije. Jeszcze tego, by brakowało, aby nasza grupa rozpadła się przez głupie kłótnie. Wystarczy, że ja już mam na pieńku z Cass. Jeżeli i James się dorzuci będziemy mieć niezły bigos. Niestety po chwili szybko wyrwał się z mojego uścisku i wyszedł na zewnątrz. Ruszyłem pędem za nim. Miałem nadzieję, że opanuję złość i nie uderzy dziewczyny… Choć słysząc opowieści Cass miał już w tym doświadczenie. Nie rozumiałem jednak co takiego się wydarzyło, że oboje tak się nienawidzą. Pytałem kilka razy o to Cass, ale dziewczyna wzruszała ramionami i mówiła: „ Od kąt siebie zobaczyli nie było momentu, kiedy nie skakali sobie do gardeł. Jak nie robili sobie na złość to wszczynali jakieś bójki. Od razu widziałam, że coś między nimi nie gra i analizując ich słowa, i zachowanie stwierdziłam, że są herosami. Czemu tak twierdzę? Ponieważ ja i te glonojady też tak na siebie reagujemy.” Jej słowa były zgodne z prawdą. Chociaż jakby się przyjrzeć naszej znajomości to obydwoje mieli też swoje lepsze dni. Nie wierzycie? Przecież, gdy James leżał nieprzytomny po walce z bogiem, Alis przegoniła natręta i wraz z Connorem przytachała go pod szpital. Chociaż nigdy nie przyszła go odwiedzić i widać było, że się zamartwia to wmawiała nam, że to nieprawda. Sytuacja się powtórzyła, gdy wypadł za okno; podobna reakcja. Jako pierwsza rzuciła się, gdy zobaczyła wybitą szybę. Dlatego tego nie rozumiałem. Raz się przyciągają, a raz odpychają. Czy Cass ma rację, że to napięte relacje między ich matkami sprawiają te dziwne wahania? Dobra stop! Za bardzo się zagalopowałem. Wróćmy do pogoni za Jamesem.
– Ty! – krzyknął zmierzając w stronę ogniska.
Dziewczyny wstały zdezorientowane i spojrzały na niego. Córka Ateny szepnęła coś Alis; pewnie, aby nie dała się sprowokować, lecz dziewczyna zmarszczyła czoło, wyszarpała się z jej uścisku i ruszyła w stronę „wroga”.
– Słucham? – odparła niewinnie stając parę metrów od niego.
– Już nie żyjesz!
– James, uspokój się! – zawołała Cass. – To był tylko żart.
Lecz on wpatrywał się tylko w Alis, która przybrała wojowniczy wyraz twarzy.
– Nie pozwolę, abyś mnie więcej poniżała! Tylko czegoś spróbuj, a zabiję cię w najbardziej okrutny sposób! Pożałujesz, że ze mną zadarłaś. Nawet twoja przeklęta matka ci nie pomoże!
Zaczęło robić się niebezpiecznie. Pierwszy raz widziałem Jamesa tak pewnego siebie, jakby był wstanie to zrobić nie mrugnąwszy nawet okiem.
– O naprawdę? – zapytała ironicznie Alis. – To proszę bardzo. Tylko spróbuj, a wtedy ty pożałujesz, że się urodziłeś!
James mierzył ją wzrokiem wygłodniałego wilka. Im dłużej wpatrywali się w siebie tym szybciej zaczęli być gotowi na atak. Nie mogłem pozwolić, aby te groźby weszły w czyn i jako jedyny trzeźwo myślący stanąłem naprzeciw kumpla zasłaniając mu Alis.
– James, spokojnie. Rozumiem, że cię wkurzyła, ale to nie powód do zaczęcia walki. Nie wiesz już kto jest naszym wrogiem? – powiedziałem wpatrując się w jego ciemnoszare oczy, które nieco się rozjaśniły.
Następnie chłopak popchnął mnie i odbiegł w las. Westchnąłem z ulgą, że się rozmyślił, ale to nie sprawiło, że czułem się lepiej. Pierwszy raz widziałem w jego oczach tyle emocji; złość, chęć mordu następnie niepewność oraz strach.
– A uciekaj tchórzu! – zawołała Alis.
Dziewczyna jednak nie skończyła i miała znów coś krzyknąć, ale powstrzymała ją Cass, która zasłoniła jej usta.
– Uspokój się i siadaj. – powiedziała do niej, kiwając na mnie głową.
Podszedłem do córki Ateny trochę radosny, że w końcu przestała mnie ignorować, ale też zaniepokojony tym co się wydarzyło.
– Co się stało? – zapytała się mnie odchodząc poza słuch reszty.
– Nie wiem. – odparłem zgodnie z prawdą. – Może to adrenalina po podróży.
Niech to szlag! Właśnie przypomniałem jej o płonącym ferrari. Dziewczyna jednak nie zwróciła na to uwagi i powiedziała:
– Myślę, że to może być związek z ich rodzicami. Nie mamy zbyt dużo czasu. Najprawdopodobniej Chaos, werbuje wojsko w tym matkę Alis lub Jamesa, stąd napięcie. Musimy się pośpieszyć, a najlepiej dowiedzieć się kim są ich boscy rodzice i jakoś uspokoić obie strony.
– Tylko jak? W obozie próbowaliśmy wszystkiego i niczego się nie dowiedzieliśmy. – powiedziałem zdenerwowany hipotezą Cass.
Jeśli tak jest naprawdę to ile jeszcze razy będziemy świadkami takich kłótni? Może nawet stać się coś nieprzewidywalnego. Wiem dość dobrze, że Cass ma tak samo z dziećmi Posejdona i nie raz zwierzała mi się, że unicestwiłaby tą hołotę raz na zawszę. Zdziwieni? Nie znacie jeszcze jej mrocznej strony.
– Może uda nam się tego dowiedzieć przez cechy charakteru. – w końcu odparła.
– Nie wiem czy to coś da.
Bo w końcu… ja nie jestem jak mój ojciec! Przecież nie podrywam pierwszej lepszej, nie mam paranoi na punkcie haiku i muzyki. Fakt umiem grać i śpiewać, ale tylko okazjonalnie. Medycyna też nieźle mi idzie, ale z tego wszystkiego wolę łuk i nic tego nie zmieni. Co się tyczy Jamesa… Znam go od dwóch miesięcy, więc trudno mi wywnioskować jaki jest. Nie wiem nic o jego przeszłości; no może tylko to, że nie cierpi wody.
Westchnąłem zrezygnowany.
– Nie mam o nim żadnego pojęcia. – wyznałem. – Zawsze trzymał się Connora.
Cass jakby nagle się ożywiła. Poprawiła swoje blond włosy i szybko ruszyła w stronę ogniska, gdzie Connor pozostał w tej samej pozycji nie kiwnąwszy nawet palcem. I jak tu go zrozumieć? Może chciał zobaczyć jak dwójka naszych kompanów rozrywa się na strzępy? W sumie… przecież jest synem Aresa – jemu tylko wojny w głowie!
– Connor. – zwróciła się do niego Cass. – Możemy na słówko?
– Mów. – powiedział ostrząc miecz.
– Znasz Jamesa, może coś ci świeci czyim jest synem?
Syn Aresa spojrzał na nią i uśmiechnął się zagadkowo.
– Cóż… Była chyba taka jedna rzecz, ale nie pamiętam.
Cass wyglądała jakby miała zamiar rzucić się na niego. Co oni mają z tą przemocą?
– Nie żartuj! To bardzo ważne.
– Ale na serio nie pamiętam. – próbował się usprawiedliwić. – To było wtedy, gdy spotkaliśmy tego gościa z mercedesem.
– Moros. – szepnęła Cass.
– Ta, chyba on. Zaproponował nam grę w szachy, ale ja nie umiałem w nie grać to powiedziałem, że to takie staroświeckie, więc on zamienił je w tablet z grą.
– Tak wiemy to! – warknęła wkurzona córka Ateny. – Już nam o tym mówiliście! Do rzeczy.
– No i właśnie w tym sens, że później mam pustkę, czarna dziura. Kolejne wspomnienie był takie, że znalazłem się na trybunach w Madrycie. Ale mówię wam było tam coś ważnego, czego nie mogę sobie przypomnieć.
– Myślisz, że James, wie? – zapytałem.
Syn Aresa wzruszył ramionami.
– Może. Ale ja nie będę za nim latał. Niech chłopak ochłonie i wtedy go zapytam.
– Coś ty powiedział?! – warknęła na niego córka Ateny.
Super! Kolejne kłótnie… Teraz do kolekcji Cass; oprócz mnie dochodzi Connor i Alis.
– Wiesz, mózgownico nie powinnaś mieszać się w sprawy mężczyzn. To hormony ty tego nie zrozumiesz. – odpowiedział jej na luzie syn Aresa.
– Max, trzymaj mnie! – zawołała do mnie i wyciągnęła sztylet. – Zaraz sprawię, że twoje usta zamkną się raz na zawszę.
Oj, nie dobrze. Czekajcie! Coś tu nie gra… czemu nagle wszystkim coś strzeliło?
– Proszę bardzo! – warknął Connor wstając. – Tym patykiem możesz jedynie mnie połaskotać.
– Ej, ej! Co wam odbiło? – zawołałem próbując zrozumieć co się właśnie dzieje.
– No i dobrze! Przywal mu Cass! Dziewczyny górą! – krzyknęła Alis.
Co jest grane?! Nagle wszystkim odbiło. Ja jako jedyny nie miałem ochoty na kłótnie. Nagle coś mi zaświtało. Jeżeli to wróg… ja będę jego kolejnym celem! Rozejrzałem się dookoła próbując dostrzec sprawcę, ale nic nie rzuciło mi się w oczy. Nie czułem się też inaczej, ale na wszelki wypadek dopadłem Cass i obróciłem w swoją stronę.
– Odwal się palancie! – warknęła wyrywając się z mojego uścisku.
– Cass, uspokój się! Ktoś cię zaczarował! To nie jesteś ty!
Córka Ateny spojrzała na mnie wkurzonym wzrokiem. Już myślałem, że zacznie ciskać we mnie piorunami, ale na szczęście nie była dzieckiem Zeusa. Tego bym chyba nie wytrzymał.
– O czym ty gadasz?! Świetnie się czuję!
– Ja też! – krzyknęła w odpowiedzi Alis wyciągając sztylet. – Jak znajdę tego tchórza to wypruje mu flaki.
– Max, dobrze! Przytrzymaj ją! – usłyszałem obok.
Odwróciłem się i nagle rzuciłem się na Cass ratując ją przed ostrzem Connora.
– Odwaliło ci do reszty? – wrzasnąłem.
Connor tylko krzyknął wojowniczo i rzucił się w moją stronę. Przeturlałem się unikając ataku. Następnie szybko wstałem i odbiegłem z dala od syna Aresa.
– Kolejny tchórz?! – wrzasnął.
Nie wiedziałem co im się stało. Widać było, że nie zachowywali się normalnie. Na pewno to była sprawka jakiejś nieznanej siły. Tylko jedna osoba przychodzi mi do głowy, gdy chodzi o kłótnie. Nemezis. Czyżby rzuciła jabłkiem niezgody, sprawiając, że wszystkim odbiło? Więc, dlaczego mi nic nie jest? Czemu nie wpadłem w ten dziwny wir nienawiści? Ale teraz mało mnie to obchodziło. Może to i dobrze, że jestem normalny. Będę mógł ich jakoś uratować.
Connor rzucił się za mną w pogoń, a ja myślałem co zrobić, aby wszyscy się nie pozabijali. Może woda mogłaby coś zdziałać? Słyszałem od dzieci Hekate, że zmywa niektóre zaklęcia. Tylko, że jeżeli było to prawdą musiałbym znaleźć wodę. Najlepiej rzekę czy strumyk, bo o wodzie z manierki to mogę pomarzyć nie zawracając i nie wpadając w łapska Connora. Nagle dostrzegłem coś dziwnego. Nie wiem dokładnie co to było, ponieważ było ciemno i ledwo co udawało mi się nie wpaść na drzewo. Wiedziałem tylko, że stał przed tym James.
– James! – krzyknąłem w nadziei, że się otrząsł i mi jakoś pomoże.
Chłopak spojrzał na mnie. Nie widziałem jego wyrazu twarzy, bo znajdował się dość daleko i jedynie księżyc sprawiał, że go dostrzegłem.
– Max, uważaj! – odkrzyknął i w jednej chwili zaliczyłem spotkanie z chropowatą korą.
Syknąłem z bólu. Miałem nadzieję, że mój nos jest cały i nie będę musiał go nastawiać. Dotknąłem go odruchowo i poczułem ciepłą ciecz, która spływała z pulsującej głowy.
– Wszystko w porządku? – usłyszałem głos Jamesa.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że stoi obok nieco zaskoczony.
-Nos cały, ale z głową już problem – westchnąłem.
– Co tu robisz? – zapytał.
– Wszystkim odwaliło. Na szczęście mi nic nie jest. Przeszło już ci? – zapytałem.
James nie odpowiedział tylko dziwnie się na mnie spojrzał.
– Chodź. – powiedział ruszając w stronę obozu.
Poszedłem jego śladem bacznie obserwując czy Connor nie wyskoczy i nas nie pozabija. Trochę się zdziwiłem, gdy dostrzegłem, że wszyscy wokół ogniska są cali i zdrowi oraz nie skakali sobie już do gardeł.
– O nareszcie! Gdzie ty tak długo się podziewasz?! – krzyknęła Cass. – Myśleliśmy, że coś ci się stało!
– Co… – odparłem zdziwiony. – Przecież… Nie pamiętacie? – zapytałem.
– Czego?
– Chcieliście się pozabijać!
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotę.
– Mówię poważnie! James, chciał zabić Alis, Connor mnie i Cass.
– Max, dobrze się czujesz? – zapytała zaniepokojona córka Ateny. – Connor, powiedział, że poszedłeś się przejść i do tej pory nie wróciłeś, więc James,poszedł cię szukać. Nikt nie chciał nikogo zabić.
Spojrzałem na Jamesa, który potwierdził słowa Cass. Przecież przed chwilą… Nie wiedziałem co mam o tym myśleć! Czułem ból w nogach po ucieczce. Wszystko było takie realistyczne, a oni mi mówią, że ja nie wracałem do obozu… Przecież wracałem, pamiętałem co powiedziała Cass i Connor o Chaosie, Jamesie.
– Lepiej usiądź. – powiedział James siadając naprzeciw mnie.
– Ja. Nic nie rozumiem. – odparłem.
– Opowiedz nam co się stało. – poprosiła Cass.
Opowiedziałem im wszytko z najdrobniejszymi szczegółami. Gdy doszedłem do rozmowy, w którym Connor opowiadał o czymś ważnym czego nie pamięta, aż się złapał za głowę. „To niemożliwe. Jak?” – szeptał. James wydawał się nieco spięty, ale nic po sobie nie zdradzał. Cass wydawała się wstrząśnięta i zaprzeczała, że coś takiego miało miejsce. Ja nie wiedziałem co o tym myśleć. Siedziałem tam załamany, gdy w końcu Alis powiedziała:
– Nie wiem o co w tym wszystkim chodziło, ale jedno jest pewne musimy się dowiedzieć kto jest naszym boskim rodzicem.
– James, pamiętasz coś ze spotkania z Morosem? – zapytała go Cass.
– Nie. Czarna dziura – odpowiedział po długiej chwili ciszy.
– Na pewno? – zapytałem.
– Na pewno.
Cass spojrzała na niego jakby chciała przeniknąć do jego głowy. Czyżby mu nie wierzyła? W końcu westchnęła zrezygnowana i oznajmiła:
– Powinniśmy odpocząć. W szczególności ty. – zwróciła się do mnie.
Nie dziwię jej się. Mi też zaczęło się wydawać, że to wszystko przez zmęczenie.
Po krótkim posiłku, wszyscy rozeszli się do swoich namiotów oprócz Jamesa, który powiedział, że będzie pełnić pierwszą wartę. Wszedłem do namiotu i runąłem na koce. Nie mogłem zrozumieć co właśnie się stało. Czy Cass ma rację? Może to zmęczenie po podróży? Długo nad tym nie myślałem, bo zasnąłem.
***
Cass obudziła mnie o wschodzie słońca. Poinformowała mnie, że nic ciekawego się nie działo i poszła do namiotu. Dostrzegłem, że Alis już wstała i piekła coś nad ogniem. Zdziwiłem się, że miała siłę wstać o takiej godzinie. Mogła być piąta, czwarta rano?
– Nie chce ci się spać? – zapytałem nakładając łuk na ramię.
– Wyspałam się. – odparła.
– No, dobra. Jak coś to będę… – wskazałem na drzewa wokoło.
Dziewczyna kiwnęła głową. Ruszyłem w las podenerwowany. Przecież to tutaj dostałem jakichś omamów. Wspiąłem się na pobliskie drzewo, by mieć lepszy widok i rozłożyłem się na gałęzi nakładając strzałę na łuk. Nigdy nic nie wiadomo.
***
Mój spokój nie trwał długo. W jednej chwili usłyszałem świst i szybko wypuściłem strzałę w stronę sprawcy, a sam uniknąłem ataku. Usłyszałem krzyk, gdy pocisk dosięgnął celu. Otrzepałem spodnie i dostrzegłem Alis, która biegła w moją stronę.
– Co jest? – zapytała z sztyletem w dłoni.
Wzruszyłem ramionami nakładając kolejną strzałę. Powoli zmierzaliśmy w stronę drzewa, gdzie chował się napastnik.
– Błagam! Nie zabijajcie mnie! Jestem za młody! – usłyszeliśmy nagle zza drzewa.
– Kim jesteś? – zapytała Alis.
Postać za drzewem poruszyła się i stanęła naprzeciw nas. Zdumieni opuściliśmy broń. Przed nami stał chłopak w naszym wieku. Miał krótkie ciemne włosy i łobuzerski uśmiech. Przez jego prawe oko szła paskudna blizna, która wyglądała na świeżą. Ubrany był w podarte dżinsy i granatowy podkoszulek z wydrukiem, który jako jedyny nie był ubrudzony błotem.
– Nazywam się Simon Hill. Co wy tu robicie? Myślałem, że to kolejny pies mutant. – powiedział z brytyjskim akcentem.
Brytyjczyk? Czyli jednak wylądowaliśmy w Anglii. Westchnąłem z ulgą.
– Jesteś herosem? – zapytała Alis.
Simon zmarszczył brwi.
– Ta. Tak chyba mówiła ta ciemnowłosa laska z kumpelami.
– Thalia?
– Tak, ona. Znacie ją? – zapytał.
– Jest jedną z łowczyń Artemidy. Wpada czasem do obozu. – powiedziałem.
– A tak. Mówiła o nim.
– Może powinniśmy powiadomić resztę? – zapytała się mnie Alis.
Miała rację. Nie wiadomo czy ten koleś zmyśla. Może to potwór, który udaje, aby nas zaatakować?
– To jest was tu więcej? – zapytał zaskoczony. – Wiem, że może mi nie ufacie. Ja też bym sobie nie zaufał, ale jestem głodny. Ledwie udało mi się wykraść koszyk z jedzeniem z pobliskiego supermarketu, ale jakaś zrzędliwa babka zobaczyła i szlag wszystko trafił.
Alis spojrzała na mnie kiwając głową. Niech to. Już boję się reakcji Cass.
***
Staliśmy przy wygasłym ognisku słuchając opowieści Simona.
– Pochodzę z Anglii, małego miasteczka Woking blisko Londynu. Wszystko zaczęło się od tego, że z rodzicami wybraliśmy się na wakacje do Niemiec. Wszystko było super, póki ten idiota(portier) zorientował się, że znikają mu różne rzeczy. Postanowił zainstalować kamerę przez co wpadłem i musiałem uciekać w las. Po godzinie zjawiła się policja i obstawili cały teren. Nie mogłem wrócić do hotelu, więc ruszyłem przed siebie mając nadzieję, że im zwieję. No i tak się stało, póki nie wpadłem na coś wielkiego i włochatego. Był to czarny pies mutant. Wtedy to myślałem, że może policja puściła tego psa, aby mnie znalazł. Ale gdy zaczął dziwnie się ślinić i warczeć wziąłem nogi za siebie. Od tego czasu uciekałem przed tym stworem, a to pamiątka po nim. – powiedział wskazując oko.
– I co się z nim stało?
– Cóż. Zjawiły się piękne dziewczyny i naszpikowały go strzałami. Były super słodkie, jedna nawet ta Talia…
– Thalia. – poprawiłem go.
– No… rzuciła mi się w ramiona, aż poczułem ból w całym ciele. Gorąca laska. Później opowiedziały mi o tym, że jestem herosem i najprawdopodobniej mój ojciec to Hero, Himes…
– Hermes?
– Nom. Tak powiedziała. Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Że co ja? No, ale jej stanowczy wzrok i koleżanek, plus chłód w głosie sprawiły, że w końcu uwierzyłem. Teraz wracam do Berlina znaleźć rodziców.
– Wiesz gdzie jesteśmy? – zapytała go Cass.
– Jasne. To Polska.
– Polska?! Max! – krzyknęła Cass.
Szykowałem się na niezły ochrzan, ale Cass rzuciła mi się w ramiona.
– Na całe szczęście.
– A gdzie leży ta Polska? – zapytał Connor.
– Koło Niemiec. – powiedział Simon. – Serio, aż taki tępy jesteś?
Syn Aresa ścisnął dłonie w pięści. O, nie! Te dziwne halucynacje się spełniają! Znów wszyscy, wszystkich zaatakują i znów wyjdę na wariata!
– Spokojnie chłopcy. – powiedziała Cass. – Paryż może poczekać. Berlin też jest na naszej mapie.
– O co chodzi? – zapytał Simon.
– O nic. – warknął James. – To nasza sprawa.
– James, ma rację. – odparła Cass. – To nasza sprawa, ale możesz z nami podróżować, aż do Berlina. Później nasze drogi się rozejdą.
Syn Hermesa uśmiechnął się chytrze.
– Stoi. Nie zajmie nam to długo. Gdzieś tam jest miasto. Skombinujemy brykę i jedziemy.
Córka Ateny odsunęła się ode mnie i warknęła:
– Właśnie! Prawie bym zapomniała, nadal jestem zła.- powiedziała spoglądając z wyrzutem na mnie.- Simon? – zwróciła się do chłopaka. – Umiesz prowadzić?
– Jasne, a o co chodzi?
– O nic. – odparła mu. – Chcemy po prostu dojechać cało, a nie w kawałkach.
Nie no! Chłopak nie będzie mieć już życia! Dlaczego Cass nadal mi nie ufa? Przecież mówiłem jej, że wszystko to było nie chcący! Ale zaraz… ja jej tego nie mówiłem!
– Cass.
Chciałem jej właśnie wszystko wyjaśnić, ale córka Ateny wzięła Alis pod ramię i poszła pakować namioty. Znów stałem się niewidzialny. Nie no… czemu mnie to spotyka?
Koniec przekazu
Haha 😀 Cass najlepsza 😉 „Przypomniałam sobie, że nadal jestem obrażona” Biedny Max. Nawet nie ma szansy wytłumaczyć 😉
Jestem strasznie ciekawa, czy to z tym zabijaniem się i wgl, wydarzyło się na prawdę, czy tylko Max to sb wyobraził. Stawiam na to pierwsze… Tylko, czemu nikt tego nie pamięta.
Tak, Amerykanie są tacy tępi, że nawet nie wiedzą, gdzie leży Polska. W jakiejś ankiecie powiedzieli nawet, że to jeden z ich stanów. Idioci…
Simon… Nie ufam mu szczerze mówiąc. Ale rozwaliły mnie jego teksty o łowczyniach 😉
pozdr z autobusu (jak dobrze, żę mają tu wifi)
– No i dobrze! Przywal mu Cass! Dziewczyny górą! – krzyknęła Alis.— Piękne i takie naturalne xd
* * * *
– Mów – powiedział (…)
Ogólnie polecam Ci poczytać zapis dialogów, źle stawiasz kropki 😉
Czytało się fajnie; Max jest uroczy, taki słit chłopak mimo wszystko, a Cass zabójcza xD Spodobało mi się, że nie byli tacy łatwowierni w stosunku do chłopaka z brytyjskim akcentem, za to plus. Do tego Thalia była wspomniana :3
Podobało mi się, i aż nie wierzę – już jedenasta część? Jeju, szybko leci ten czas :/