Wspólna kolacja nie była dzisiaj najlepszym rozwiązaniem.
Nico siedział przy stole, bez żadnego optymizmu dłubiąc widelcem w talerzu, na którym leżała jakaś dziwa ryba w jakiejś dziwnej potrawce. Mimo iż zdawała się krzyczeć: „Zjedz mnie, zjedz!”, a jego żołądek z niecierpliwością temu wtórował, chłopak chwycił jedynie swój kubek z sokiem truskawkowym i upił niewielkiego łyka, wbiwszy spojrzenie swych brązowych oczu w kolana.
Znów był sam.
Błędem było przyzwyczajenie się do obecności Jasona podczas posiłków. Teraz, kiedy blondyn znów wyruszył w podróż, siedział sam przy stoliku swojego domku, sam musiał obserwować śmiejących się wokoło ludzi i sam znosić swoje towarzystwo.
Pomyślał o ciasteczkach zbożowych, oczywiście bez pestek granatu, które jak zawsze zdobiły stół tuż przy miejscu gdzie siedział. Ostatnio żywił się jedynie tym, bo nic innego nie potrafiło przejść przez jego gardło. Zamrugał zdziwiony oczyma, dostrzegając jak sok z jego kubka podrywa się ku górze, przybierając kształt podobny sercu, po chwili zmieniając się jednak w czaszkę jakby nagle zmienił zdanie.
– Percy. – Powiedział nie musząc nawet się odwracać, aby zobaczyć kto za nim stoi. Tylko jedna osoba w obozie potrafiła panować nad wodą.
– Percy. – Przytaknął chłopak, siadając obok syna Hadesa i obdarowując go uśmiechem. – Dlaczego nie przyjdziesz do nas? – Zapytał, szturchając go lekko w ramię. – Czekamy na Ciebie.
Oczy młodszego zaświeciły się lekko, jednak i ten niewielki płomyczek po chwili wygasł.
– Mój stolik jest tutaj. Nie powinno się…
– Powinno. – Przerwał mu brunet, wsadzając mu w usta jedno ze ciasteczek, zanim ten zdołał dokończyć swoją myśl. – Nie powinno się za to siedzieć samemu. To sprzyja podziałom, a przecież walczyliśmy w całkiem odwrotnej sprawie. – Zganił go, podczas gdy Nico zajęty był konsumpcją wepchniętego mu na siłę pożywienia. Pokiwał jedynie głową na znak, że rozumie. Sam zdziwił się z jaką ulgą przyjął słowa przyjaciela.
Zapadła cisza, która dała obu chłopcom chwilę czasu do namysłu, czy chcą coś jeszcze sobie wyjaśnić. Czternastolatek chwycił w ręce czarny kubek. Czerwień soku przypomniała mu niedawno ujrzane serce, tak szybko zamienione w czaszkę. Zrozumiał, co to znaczy.
Percy się krępował. Nie pomyślał nawet, ile musi kosztować go każda jedna rozmowa z nim, usiłująca pokazać, że nic między nimi nie uległo zmianie. Nie pomyślał nawet, jak trudna musi być dla niego ta sytuacja.
– Percy, ja nie chcę, abyś czuł się przy mnie skrępowany. Chcę nadal być Twoim przyjacielem. – Wyrzucił z siebie, kierując na niego wzrok. Nie było w nim prośby o litość, nie było natarczywości, ani ponaglenia.
Wiedział, że Percy niedługo wyjedzie do Nowego Rzymu, dlatego do tego czasu chciał, aby stosunki między nimi się polepszyły. To on je zepsuł przez swoją emocjonalność- najpierw zwalając na niego winę za śmierć swojej siostry, później odcinając się od niego, aby w końcu wyznać mu wszystkie uczucia, które żywił do niego jako dziecko. Nie chciał żyć ze świadomością, że Percy nadal uważa go za te niesprawne emocjonalnie dziesięcioletnie stworzenie, jakim był wcześniej. Zmienił się… Naprawdę się zmienił.
– Przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Usłyszał po chwili z ust chłopaka, który chwycił jego dłonie w podnoszący na duchu, ciepły uścisk. W jego głosie potrafił wyczuć prawdziwą szczerość… Niewiele było osób, które potrafiły mówić do niego w ten sposób. Praktycznie mógł liczyć je na palcach, chociażby w tej chwili. – To czy jesteś… gejem czy nie, nic nie zmienia. Sam mówiłeś, że to wszystko przeszłość, prawda? – Zapytał i zamilkł, jakby wyczekując na potwierdzenie. Nico szybko skinął głową, pozwalając mu mówić dalej. – Nie zrezygnuję z takiego kogoś jak Ty, z tak błahego powodu. Jesteś moim przyjacielem i nic nigdy tego nie zmieni.
Jeszcze jakiś czas temu ta rozmowa zabolałaby go bardziej niż jego nienawiść. „Jesteś moim przyjacielem i nic nigdy tego nie zmieni”. Te słowa brzmiały jak wyrok, jednak teraz były tym, czego potrzebował najbardziej. Słysząc je, potrafił wykrzesać z siebie prawdziwą radość i przywołać na usta naprawdę szczęśliwy uśmiech. Potrafił się z nich cieszyć i z prawdziwą ulgą wyryć je w swoim sercu.
„Przyjaciele na zawsze.”
– Nie chcę Wam przeszkadzać gołąbeczki, ale domek Apollina czeka. – Z radosnych rozmyślań wyrwał go znajomy głos, doprowadzając prawie że do ataku serca. Wyrwał szybko dłonie z uścisku Percy’ego, czując jak jego policzki oblewają się ciepłem.
– Solace… – Mruknął cicho odwróciwszy wzrok. Przez to nie zauważył zdenerwowanego spojrzenia, które przybysz posłał zielonookiemu niczym Zeus ciskający pioruny.
– Cześć, Nico. Moje rodzeństwo chciałoby trochę posłuchać o mocy Styksu. – Powiedział Will, siląc się na miły głos, co w tej sytuacji nie było zapewne zbyt łatwe.
– To raczej Percy’ego powinniście o to zapytać. Przeżył to. – Odparł, chwytając trzecie już ciastko tego wieczoru. Kompletnie nie miał na nie ochoty, jednak chciał zająć czymś ręce, nie mając pojęcia co z nimi zrobić.
Rozmowa z blondynem zawsze wywierała na nim jakieś wrażenie a fakt, że tuż obok siedzi osoba w której kiedyś się podkochiwał, wcale nie poprawiała sytuacji w której się znajdował. Z jego twarzy nie schodził rumieniec, co peszyło go jeszcze bardziej. Starał się to ukryć poprzez jedzenie ciastka i dość twardy ton, jakim zazwyczaj z nim rozmawiał.
– Ty byłeś w Hadesie dużo więcej razy… Na pewno podsuniesz nam jakieś ciekawe pomysły na wyroby medyczne z Podziemia. – Will zaproponował praktycznie od razu po jego wypowiedzi, nie dając mu czasu na namysł. Jak za każdym razem, zdawał się mieć każdy możliwy scenariusz wyuczony na pamięć. Wszystkie kwestie wyrzucał z siebie jakby bez namysłu i z prędkością światła. Jednak były one tak sensowne, że każdy możliwy argument, który Nico chciał wysuwać, zdawał się być inwalidą.
– Z tego co wiem, na wszystkie pomysły w Hadesie wpadała Annabeth, więc najlepiej zapytać ją. Prawda, Per… – Nico podniósł wzrok, jednak miejsce obok niego było puste. – Percy? – Dokończył zdziwiony, rozglądając się na boki. Zobaczył go dopiero przy stoliku Ateny, posyłającego mu ukradkowe uśmieszki. Mina mu zrzedła . W tej jednej chwili miał ochotę go udusić gołymi rękami… Jak on mógł go tak po prostu zostawić? I kiedy w ogóle zdążył odejść?
Nico z natury był bystry i nie miał problemów z dostrzeganiem szczegółów, jednak teraz sam nie mógł uwierzyć w to, że dał się tak łatwo wykiwać.
– Skończ już, chłopie. – Zaśmiał się Will łapiąc go za rękę i ciągnąc siłą w stronę swojego stolika.
Nico zdołał się już przyzwyczaić do niespodziewanych kontaktów fizycznych z innymi obozowiczami, jednak ten gest całkowicie zbił go z tropu. Biegł za nim, nie potrafiąc złożyć żadnych słów w sensowną całość, chociaż chciał krzyczeć, aby ten go puścił i nie robił sobie żartów.
– Nico! – Krzyknęła radośnie jakaś jasnowłosa dziewczyna, robiąc mu obok siebie miejsce i wprawiając go tym samym w niezłe osłupienie.
Jak to… Ktoś chce aby on, Nico di Angelo, dziecko Pana Podziemi, heros, którego wszyscy dookoła bali się bardziej niż ataku piekielnych ogarów, usiadł obok?
Poczuł, jak coś pcha go w stronę stolika. Okazał się być to Will, który zaczynał chyba niecierpliwić się samym staniem w miejscu dłużej niż dziesięć sekund. Usiadł, a jak się okazało, Will jakimś cudem zmieścił się obok niego. Jak na gust czarnowłosego, stolik był zbyt mały na tyle osób i w ogóle nie dawał poczucia jakiejkolwiek prywatności, jednak tę myśl postanowił zachować dla siebie. Przynajmniej nikt nie był tak głupi, by zbliżyć się na tyle, aby dotykać jego ramienia. Nikt, oprócz Willa, bo inaczej nie byłoby śmiesznie, który uwiesił się na nim obserwując go uważnie.
Z ust czarnowłosego wyrwało się ciche westchnienie. Rozejrzał się dookoła patrząc, czy nikt nie chce go uratować, jednak widząc jedynie jedną, rozchichotaną duszyczkę machającą mu od stolika Afrodyty, zrezygnował.
Chciał jeszcze trochę pożyć.
– Nico, to prawda, że piłeś ogień? Jakie to uczucie?
– Dlaczego nie wszedłeś do Styksu razem z Percym?
– Miałeś kiedyś ochotę utopić się w Lete? Czy w ogóle można się tam utopić?
– Czy w Podziemiu są jakieś zioła?
Nico został zasypany gradem pytań, a po każdym z nim miał ochotę odpowiedzieć coś w stylu: „Podejdź do paleniska, wsadź głowę i zobacz, jakie to uczucie.” albo „Może i miałem, ale Tobie nie będzie dane mieć takiego przywileju.”, jednak ograniczał się do zwykłych, dość rozbudowanych jak na niego odpowiedzi usiłując być równocześnie miłym. Było to dość trudne, szczególnie iż był w centrum uwagi, a nie licząc dzieci Apolla, do stolika zaczęli podchodzić jeszcze inni herosi.
Bez bicia się przyzna… Czuł się miło zażenowany, o ile takie coś jest możliwe.
– Nico, znasz jakąś pieśń z Podziemia? – Zapytał nagle Solace, a w jego oczach zapłonął ogień fascynacji.
Czarnowłosy nie za bardzo skojarzył fakty. Pieśń… Muzyka? W Podziemiu? Pierwsze co chciał zrobić, to wyśmiać chłopaka za tak beznadziejny pomysł, jednak po chwili w pamięć rzuciły mu się wspomnienia jeszcze sprzed czasów wojny z Kronosem, kiedy przebywał w pałacu ojca.
Tak… Pamiętał tę jedną pieśń, która była wyśpiewywana tak często w Sali Tronowej. Czy to była pieśń, którą można było śpiewać tutaj, na Ziemi, między żywymi? Kategorycznie nie był to dobry pomysł.
– Jest jedna, którą słyszałem… Ale to było dawno. – Powiedział ostrożnie, ściszając głos do granic możliwości, aby nie przebijał się za bardzo przez niezdrową ciszę, która zapanowała przy stoliku.
– Pamiętasz ją? – Willowi odpowiedziało niepewne skinienie głowy. – Zaśpiewaj!
Nagle przy stoliku zrobiło się głośno niczym na szkolnej przerwie. Podekscytowane głosy mieszały się ze sobą, dopóki Solace nie wydał głośnego ponaglenia o ciszę. Nie był to krzyk, lecz stanowcze uciszenie, które poskutkowało od razu.
Nico zamrugał oczami. Nie wiedział czym jest bardziej zaszokowany: propozycją zaśpiewania przy wszystkich czy tym, jak stanowczy okazał się właśnie być Will. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że znajduje się teraz w centrum uwagi, i że wszystkie oczy zebranych przy stoliku są skierowane na niego.
Jak miał się sprzeciwić? Czy nie wyjdzie wtedy na nudziarza, który nie umie się bawić? Z resztą… Od kiedy go to obchodziło?
– Ja nie chcę śpiewać. – Powiedział dobitnie, wpatrując się w półmisek pełen owoców tuż przed sobą. Kiedy nie dostał żadnej odpowiedzi na swoje słowa, odwrócił się w stronę Solace’a, który okazał się właśnie żywo dyskutować z siedzącym obok chłopakiem. W złości, jedyne słowa jakie usłyszał to ‘lira’, ‘grać’ i ‘żałobna’. Wstał i obdarzył chłopaka zdenerwowanym spojrzeniem.
Kiedy syn Apolla w końcu łaskawie zwrócił ku niemu wzrok, w jego oczach tliły się ciekawskie iskierki.
– Co się stało, kumplu śmierci? Dygasz? – Zaśmiał się, łapiąc go za rękę i ściągając go znów do siadu.
– Nie wiem, czy to do Ciebie dotarło kretynie, ale powiedziałem właśnie, że NIE MA ŚPIEWANIA. I z łaski swojej przestań mnie tak nazywać, to irytujące! – Powiedział dobitnie, dopiero po chwili zauważając, że wszyscy nadal milczeli, przysłuchując się jego słowom. Ziemiste policzki Nica oblały się różem, co jeszcze bardziej wzmogło jego gniew.
– Tak, tak. Przyznaj się od razu, że się boisz, kumplu… Nikoś. – Wypowiadając te słowa, Will zmierzwił włosy na jego głowie. Brązowooki dałby sobie rękę uciąć, że chłopak w tej chwili po prostu sobie z niego kpi. Najzwyczajniej w świecie…
To było apogeum.
– Ja się NICZEGO nie boję! – Zawołał zirytowany, wbijając w niego mordercze spojrzenie. Nie było możliwości wyjścia z tej sytuacji z twarzą… Ale chociaż pokaże im, że nie da sobą pomiatać. Że jest dzieckiem Hadesa, jednego z Wielkiej Trójki i nikt nie będzie narzucać mu swojej woli. – Nie będę śpiewać na Twoje zawołanie, co Ty sobie myślisz!? Kim Ty dla mnie jesteś, żeby mnie poniżać!?
Powietrze jakby się ochłodziło. Ucichł nawet stolik Afrodyty i Nico mógłby przysiąc, że w jego plecy wbite są dziesiątki par oczu. Stolik Apolla, zazwyczaj skrzący się złotem i energią, nagle stał się najciemniejszą częścią pawilonu jadalnego.
– No… No dobrze. Skoro nie chcesz… – Zaczął Will. Czarnowłosy zastanawiał się czy w tym momencie bardziej martwi się o swoje życie, czy jego nerwy. W sumie było to ze sobą powiązane- jego życie zależało teraz od tego, jak szybko zwiąże przerwaną nić jego cierpliwości. – Przepraszam. Nie chciałem Cię obrazić, Nico… To tylko zabawa była, wiesz… – Dodał po chwili, widocznie siląc się na ostrożne dobieranie słów, nie chcąc pogarszać sprawy.
– Zabawa. – Mruknął Nico, zdając sobie sprawę ze znaczenia tego słowa. Zabawą dla niego było granie mu na nerwach? Poniżenie przed wszystkimi? Nie tego spodziewał się po Will’u Solace, na którego widok wyczekiwał każdego poranka. Sam nie wiedział, że taka błahostka może tak mocno zaboleć. Na dodatek jego samego. Nico di Angelo.
Z kolejnymi chwilami atmosfera zaczynała się oczyszczać, jednak jego przyśpieszony w złości oddech nie zwalniał. Nie lubił… N i e n a w i d z i ł, kiedy ktoś próbował nim rządzić. Chodził swoimi ścieżkami, dążył do swoich celów, miał swój własny umysł i nikt nigdy nie dyktował mu warunków. Nie pozwoli nikomu naruszać tego terytorium.
Przy stolikach robiło się coraz głośniej, jakby cała zaistniała sytuacja poszła w niepamięć. Wszyscy wrócili do rozpoczętych konwersacji i jedynie dwie osoby siedziały cicho- jeden z nich strzeliwszy focha i usiłujący się uspokoić, drugi- nie wiedzący co robić z tykającą bombą, którą sam aktywował.
– Nico, wiesz, że ja nie…
– Daruj sobie.
Czarnowłosy kątem oka spojrzał na siedzącego obok chłopaka. Kiedy widział jego zgarbioną sylwetkę, ze spuszczoną głową i opadającymi na twarz złotymi kosmykami… Prawie zaczął żałować swojego wybuchu. Prawie… Dopóki nie zauważył krzywego uśmiechu zdobiącego jego idealnie skrojone usta.
– Jesteś bezczelny! – Rzucił nagle, wkładając w głos cały swój zawód. Chyba sobie w kulki leciał… To ON jest tutaj poszkodowany. Nico di Angelo. I to nie ON ma żałować swojego zachowania, tylko Will Solace, siedzący obok kapeć, który usiłował zrobić z niego potulnego szczeniaka przed całym obozem. To blondyn powinien mieć wyrzuty sumienia, a nie on. – Nie dość, że mnie poniżasz, to jeszcze śmiejesz się ze mnie tak kretyńsko! – Powiedział ciesząc się, że nikt nie zwrócił tym razem na niego uwagi.
– Kiedy niby Cię poniżyłem? – Zapytał zdziwiony potomek Apolla, wbiwszy w niego niezrozumiałe spojrzenie, co zbiło Nica lekko z tropu.
– Mogłeś mnie zapytać o zdanie, zamiast snuć swoje durne plany. I jeszcze te dziecinne teksty… Pokazałeś wszystkim jaki jestem…
– Słodki? – Przerwał mu Will. W pierwszej chwili czarnowłosy chciał się na niego rzucić, przez znów okazaną bezczelność, jednak kiedy do jego uszu dotarło te słowo… Wmurowało go w ławkę. – Pokazałem im, całkiem przypadkowo, że jesteś nieśmiałym chłopakiem, którego można ławo zranić. Że jak na syna Hadesa wcale nie jesteś chłoptasiem bez emocji, który olewa wszystko jak leci. Że masz uczucia, potrzebujesz chwili uwagi jak każdy z nas i nie lubisz, kiedy jakiś pajac nieprzemyślanie próbuje Ci narzucić swoją wolę. – Powiedział na jednym wdechu blondyn, uważnie go obserwując. – To chciałeś powiedzieć?
Wyraz twarzy Willa nagle zmienił się z bezczelnego, na całkiem miły. A może był taki od samego początku? Nico zamilkł, nie potrafiąc złożyć w całość żadnego zdania.
Nie tego się spodziewał. Sprawy miały przybrać całkiem inny obrót, wszystko miało wyglądać inaczej… To Will miał go przepraszać. Czy to możliwe, aby odebrać tę sytuację w ten sposób? Że wcale nie pokazał się z tej złej, słabej strony, a przez przypadek Will odkrył innym nie to jaki jest dziecinny, a… ludzki?
– Chyba uważasz mnie za gorszego niż jestem. – Zaśmiał się Solace, jednak Nico doskonale słyszał ukrytą w jego głosie gorycz, spowodowaną ich własną głupotą i pychą.
Czy powinien przeprosić? Jeżeli tak, to za co? Nie miał aż tak wygórowanego ego, potrafił wykrztusić z siebie to jedno słowo i przyznać rację komuś innemu, jednak…
– Pójdę już. – Powiedział w końcu i omiótł wzrokiem twarz blondyna, która nagle zmieniła swój wyraz na dziwną maskę, która zapewne miała zakamuflować smutek. Chyba nie te słowa chciał usłyszeć. – I przepraszam.
Wstał od stołu. Ludzie powoli zaczynali się rozchodzić, więc uznał, że był to najlepszy moment na odwrót. Był już zmęczony.
– Poczekaj chwilę. – Usłyszał nagle, kiedy jego dłoń znalazła się w mocnym uścisku. Jego ciało przeszył dziwny dreszcz, jednak nie był to jeden z tych nieprzyjemnych, które towarzyszą mu zawsze w tłumie obcych ludzi.
– Will, ja nie…
Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zauważył nawet, iż chyba pierwszy raz w życiu zwrócił się do niego po imieniu.
Solace przyciągnął go do siebie i spojrzał w ciemno-orzechowe oczy, po czym po prostu… Pocałował.
Przy wszystkich.
Zrobiło się tak cicho, że Nico był w stanie uwierzyć w fakt, że po całym obozie rozchodziło się spowolnione echo jego bijącego serca. Nie wiedząc czemu, dźwięk ten przywiódł mu na myśl najgorsze ze wszystkich wspomnień, podróż po bezkresach Tartaru.
Byli… Blisko.
Nico nigdy nie był w tak małej odległości od kogoś. Mógł ujrzeć każdą migoczącą iskrę w jego jasnych jak letnie niebo oczach, czuć na piersiach jego spokojnie unoszące się płuca, skryte pod delikatnie wyczuwalnymi kośćmi żeber. Chciał uciec, schować się, zaprzeczyć całej tej sytuacji, jednak cała jego odwaga do zrobienia chociażby maleńkiego kroczku odeszła, zostawiając go samego.
Czuł na sobie setki par oczu… A może tysiące? Trudno było mu określić cokolwiek. Każda twarz, którą widział w życiu, zdawała się wlepiać w niego wzrok. Reyna, Jason, Percy, Hazel, a nawet Bianca i ojciec. Czuł na sobie ich wzrok, jednak nie potrafił określić co wyraża. Rozbawienie? Szyderstwo? Naganę?
Cała ta sytuacja nie trwała więcej niż kilka sekund. Semu zaś zdawało się, że odkąd ich usta zetknęły się ze sobą, minęły długie, ciężkie godziny walki z samym sobą. Z jednej strony był przerażony zaistniałą sytuacją, pocałunkiem… pocałunkiem drugiego chłopaka, jednak z drugiej, sam zaczynał wątpić w to, że gdyby dostał uprzednio możliwość wyboru, zrezygnowałby z tego, odepchnął go.
– Pójdę już. – Powtórzył drugi raz swoje słowa, podnosząc się na miękkich nogach. Twarz skierował ku dołowi ciesząc się, że jednak nie ściął włosów, które teraz dawały jego zarumienionym policzkom ochronę przed natarczywymi spojrzeniami herosów i duchów natury. Nie zrobił nawet jednego kroku, kiedy po pawilonie rozniósł się donośny krzyk:
– Gorzko!
Podniósł przerażony wzrok, wbijając go w czarnowłosego chłopaka, który teraz szczerzył do niego zęby niczym małe dziecię. Percy wydawał się być… Radosny? W jego spojrzeniu dostrzegał coś, co nie do końca potrafił zrozumieć. Było to szczęście.
W ślad za nim, po całym obozie rozeszły się donośne brawa i gwizdy, którym wtórowały liry dzieci Apolla, wygrywające marsz weselny, co brzmiało dość nowatorsko. Jego zażenowanie wzmogło się jeszcze mocniej, jednak szybko jego myśli zaprzątnęło coś innego: Co kryło się w jego własnych oczach, skoro nawet Percy wydawał się taki szczęśliwy? A co kryło się w oczach Willa, na które nadal nie miał odwagi spojrzeć?
„Jest ok.” powtarzał sobie w myślach, kiedy poczuł na dłoni delikatny uścisk. Tym razem nie miał jednak ochoty jej cofnąć. Skierował wzrok w bok i dostrzegł przed sobą najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.
– Nie. Tym razem pójdziemy razem.
Mówię Wam… Ja tam też byłam, nektar z nimi piłam, a to co widziałam, dokładnie opisałam!
Z pozdrowieniami dla wszystkich herosów i każdego z osobna,
Rena, córka Hadesa.
PS. Nie mówcie Nico, jestem incognito!
naprawdę szczęśliwy uśmiech- prawdziwy uśmiech
siląc się na miły głos- siląc się na bycie miłym
czasu na namysł- czasu do namysłu
„Jednak były one tak sensowne, że każdy możliwy argument, który Nico chciał wysuwać, zdawał się być inwalidą.”- mógł/chciał wysunąć
Okazał się być to Will- Okazało się, że to Will
Z resztą- zresztą
ściągając go znów do siadu- sprawiając, że znowu usiadł
zwiąże przerwaną nić jego cierpliwości- lepiej naprawi
„Dodał po chwili, widocznie siląc się na ostrożne dobieranie słów, nie chcąc pogarszać sprawy.”- Dodał po chwili, siląc się by jak najostrożniej dobrać słowa, by nie pogorszyć sytuacji
najlepszy moment na odwrót- moment na odejście
Semu- jemu
Praca mi się ogromnie podoba. Uwielbiam Solangelo. A twój styl pisania jest lekki i przyjemny. Według mnie doskonale oddałaś uczucia Nica, zachowując jego kanoniczną postać. I och, to było takie cudowne, że nie wiem co dodać. Błędów prawie nie ma, no może kilka stylistycznych, ale tekst ma wysoki poziom. Ostatnie zdanie, jest idealnym podsumowaniem wszystkiego co się wydarzyło.
A twój dopisek, rozbawił mnie do łez.
Uwielbiam całą twórczość poświęconą Nicowi, ale jestem pewna, że to właśnie ta praca najbardziej zapadnie mi w pamięć. Poprawiłaś mi humor na resztę dnia, za to wielkie dzięki.
Jeejuuuu <3 Kocham Solangelo. Na pisarstwie się nie znam więc moje rady na nic się nie zdadzą. Mogę powiedzieć tylko że z niecierpliwością czekam na cd. I oczywiście Witam na RR !
Praca na wysokim poziomie, więc przyznam, że czytało mi się naprawdę dobrze 😀 Niczego nie zabrakło – były opisy, uczucia, był Nico… Idealnie. Do tego całkiem ciekawy pomysł, zachowania bohaterów ludzkie i ujmujące. Właśnie, skupmy się na bohaterach – Nicuś był uroczy Te jego oblewanie się czerwienią i zmieszanie <3 Natomiast Will wyszedł Ci równie dobrze, przemyślany i niby "bezczelny cham" w pewnym momencie, ale z duszą i nieźle z tego wybrnęłaś. Na ziemię powalił mnie Persiak: "Gorzko!"
Widać, że to nie Twoja pierwsza praca, kochana. Styl już całkiem wyrobiony, a zakończenie udane. Czekam na następne opko 😉
Świetna praca. Gratulacje
Świetna praca. Genialny pomysł, doskonałe wykonanie, no i ten styl! Pisz jak najczęściej, bo twoje prace są wspaniałe. Zwłaszcza, że to Solangelo 😉 Pierwsza praca i taki sukces! Masz talent, więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz! Zapewniam, że przeczytam wszystko, co wyślesz.
Cudowne. Takiego właśnie solangelo szukałam. Pisz więcej ;^