Stał przed domkiem Hadesa i szczerzył zęby w uśmiechu. Zwykle nie obchodził się tak ze swoimi uczuciami, wyglądał śmiesznie. Podszedłem do niego, ale się nie przemieścił.
-Na Bogów, Will tarasujesz przejście, przesuń się- powiedziałem, ale nie zareagował. Odsunąłem go lekko i wszedłem do środka, a on za mną. Rozsiadł się na moim łóżku i czekał aż się przysiądę.
-Nie zapytasz się, co sprawiło, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem?- niemal wykrzyczał pytanie. Uśmiechnąłem się nieznacznie. On zawsze potrafił mnie rozbroić.
-Chyba nie mam wyboru. Inaczej nie dasz mi spokojnie zasnąć- odparłem, dosiadając się do niego. Patrzyliśmy chwilę sobie w oczy, w jego tańczyły iskierki. Były niesamowite, te jego oczy, przywodziły mi na myśl błękit głębi oceanu. Zaraz jednak otrząsnąłem się z tego zgubnego stanu. Will nie jest nim, nie jest Percym, powinienem przestać ich do siebie porównywać. Nie są podobni pod żadnym względem. To dwie różne jednostki. Jedyne co ich łączy to uczucie, którym darzę obydwu. Percy zawsze był dla mnie niedostępny, ale Will, może kiedyś nam się uda. Jeżeli dobrze to rozegram. Jeżeli wszystko pójdzie gładko.
-Zanim cokolwiek ci powiem, chcę usłyszeć z twoich ust przysięgę- nakazał. Wyglądał przy tym niezwykle poważnie.
-Co mam ci przysiąc?- zapytałem.
-Że zdobędziesz się na odrobinę empatii dla przyjaciela i nie będziesz ciągle przewracać oczami- zażądał. -To strasznie irytujące, nawet sobie nie wyobrażasz jak.
-Dobrze, masz moje słowo. Przyjmę to co mi chcesz przekazać bezkrytycznie.
-Przysięgasz?
-Will, na Bogów, zacznij w końcu mówić.
-Dobra, już dobra- uśmiechnął się. -Zaspokoję twoją ciekawość natychmiast- popatrzył na mnie. -Mam dziewczynę- wyrzucił z siebie jednym tchem.
-Dziewczynę?- zapytałem głupio.
-Tak, właśnie dziewczynę. Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczył- roześmiał się. -To chyba nie było zbyt trafne porównanie. Czego się boisz?
-Will, tracisz wątek- upomniałem.
-Wybacz. Po prostu jestem taki podekscytowany. Będziesz pierwszym, który się dowie- wyrzucił z siebie. -Ukrywaliśmy to, no wiesz tak jest bardziej romantycznie.
-I niedojrzale- wtrąciłem, ale zaraz się wycofałem. -Wybacz, postaram się być mniej sarkastyczny.
-I dobrze. Bo nie powiem ci reszty.
-Akurat.
-Nico, wiem co sobie myślisz. Ale to co połączyło mnie i Annie. Myślę, że to prawdziwa miłość, nawet jestem o tym przekonany. Kocham ją, Nico. Kocham prawdziwie. Nie będę się już z tym krył. Nie muszę, teraz kiedy wiem, że ona odczuwa to samo- zalał mnie potok jego słów. Annie, córka Demeter, grupowa domku. Nie przepadałem nigdy za dziećmi bogini plonów, ale Annie wyjątkowo lubiłem. Nie cierpiałem jej matki, to prawda, ale nauczony doświadczeniem nie uosabiałem dzieci z ich boskimi rodzicami. Herosi prawie zawsze okazywali się lepsi. Annie była tego przykładem. Bardzo sympatyczna i zawsze uśmiechnięta. Miała wesołe usposobienie. Tak, samo jak Will. Pasowali do siebie. Dopełniali się.
-Od kiedy to trwa?- zapytałem. -Od kiedy ją kochasz?
-Sam nie wiem. Chyba od zawsze coś do niej czułem- popatrzył na mnie. Wyglądał, jakby się głęboko zastanawiał. -Nie wiem, naprawdę nie wiem, kiedy sympatia przerodziła się w miłość – w kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Szybko je wytarłem pozorując otarcie potu z czoła.
-Pomagała mi przy chorych, jest taka dobra i zaradna- zaczął wyliczać jej zalety. Nie było im końca. -A teraz się zgodziła- podskoczyłem na te słowa.
-Zgodziła się? Na co? -zapytałem. Will patrzył w podłogę, ale potem podniósł wzrok i zobaczyłem jego pełne szczęścia oczy.
-Nie jest już tylko moją dziewczyną. -Chciałem go powstrzymać, przed dokończeniem. -Jest moją narzeczoną. Oświadczyłem jej się. Nico co się dzieje?- zapytał nagle zatroskany. Jego ton się zmienił.-Zbladłeś.
-Pewnie tak- odparłem. -Jestem wściekły- popatrzyłem na niego dość ostro.
-O co? -O co? Co za głupie pytanie. Zwodziłeś mnie, myślałem, że mam u ciebie szansę. Myślałem, że to mnie lubisz. Że to mnie kochasz. Chciałem, żebyś był ze mną. Chciałem, ale ty nigdy tego nie chciałeś. Prawda? To było jednostronne. Nieodwzajemnione.
-Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?- zapytałem z wyrzutem. Musiałem być o coś zły. Musiałem się wyładować. Dobry wydawał się każdy powód. -Dlaczego kryłeś to uczucie nawet przede mną?- patrzył na mnie chwilę nie wiedząc co odpowiedzieć. Wydawał się być zmieszany. I dobrze mu tak. Zasłużył. Zranił mnie. Chociaż nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Zaraz jednak poczułem się winny, że tak go zaatakowałem.-Will nie jestem zły. Źle to zabrzmiało. Cieszę się, jeżeli ty też jesteś szczęśliwy.
-Jestem. Jestem bardzo- krzyknął, uradowany tym, że już się nie gniewam. -Czy można umrzeć ze szczęścia? Ona jest najlepszą istotą stąpającą po ziemi. Jest taka bezinteresowna i piękna- uśmiechnąłem się do niego, chociaż w moim gardle tworzyła się gula. Przełknąłem ślinę. Bolesne uczucie pozostało.
-I dobrze. Gdyby nie była taka jak mówisz, nie zasługiwałaby na ciebie- odparłem. Czy powinienem mu teraz wszystko wyznać. Że od dawna go kocham, że jest dla mnie całym światem. Popatrzyłem na niego. Niemal chichotał wypiewając zalety swojej dziewczyny. Nie, nie dziewczyny, narzeczonej. Jakie korzyści przyniesie mu moje wyznanie? Poczuje się winny, będzie mu przykro, zarwie przez to noc. Nie ma wpływu na moje uczucia, sam ja go nie mam. Jakim prawem mam odebrać mu szczęście? Jakim?
-Wyobrażam was sobie- zaśmiałem się. -Tak hojni, że szybko zostaniecie bez grosza. Tak naiwni, że wszyscy naokoło będą was oszukiwać i grabić na okrągło. Tak wspaniałomyślni, że będziecie przygarniać każde napotkane zwierzę, bez właściciela. -Will też się uśmiechnął. -Sam nie myśl, że nie będę was wykorzystywał. Wprost przeciwnie. Chcę czerpać jak najwięcej z waszej bezmyślności- poczułem jak syn Apollina się na mnie rzuca zaśmiewając się.
-Będziecie szczęśliwymi żebrakami- krzyczałem. -Ty będziesz palić fajkę, a ona będzie rozmawiać z kwiatkami. Chyba nawet już to robi.
-Di Angelo, jeszcze słowo, a kogo innego poproszę na drużbę.
-Nie rób tego Solace, wiesz jak idealnie wyglądam w czerni- przycisnął mnie mocniej. Jego słomiane włosy wpadały mi do oczu. Był zmęczony, przyciskał mnie do łóżka ramieniem, śmiejąc się . Nasze twarze prawie się stykały. Nasze usta były tak blisko, że bez problemu mógłbym go pocałować. Chociaż raz, jeden jedyny raz. Popatrzyłem w jego kryształowe oczy. Oboje zamilkliśmy wpatrzeni w siebie. Jeden, jedyny raz. Może odwzajemni?
Nagle wybuchnąłem śmiechem. Will popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Tak bardzo się kochający, że zapełnicie swoją miłością cały świat. Wszędzie, gdzie pójdziecie ludzie będą mieli zaraz was dosyć. Wy, banalni romantycy. -Will usiadł koło mnie i też się śmiał.
Czy istnieje prawo, które usprawiedliwiłoby moje postępowanie, gdybym postanowił im przeszkodzić? Nie, nie istnieje, nie ma takiego prawa, takiej wymówki, żadnej okoliczności łagodzącej. Nie będę zakłócał ich szczęścia. Stanę się jego częścią, jeżeli zechcą mieć we mnie przyjaciela. Pozwoliłem odejść Percy’emu, Will również na to zasługuje. Jeżeli nie może uszczęśliwić mnie, nie oznacza to, że sam ma pozostać nieszczęśliwym.
-Nico- jego czysty głos wyrwał mnie z rozmyślań.
-Co? -zapytałem chłodno, ale zaraz się poprawiłem. -O co chodzi?
-Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Wspaniałą osobą. Kiedyś też spotkasz swoją Annie, jestem o tym przekonany. Zasługujesz, na to, zasługujesz na wszystko co najlepsze. Przyjdzie kolej też na ciebie, zobaczysz, doczekasz się swojej Annie.
Uśmiechnąłem się. Może kiedyś, za kilka, kilkanaście lat, spotkam swojego Willa. Jeżeli ma tak być, to warto czekać.
Agat
Jesteś okrutna :’C
Jak mogłaś to zrobić
A mnie tam się podobało ;P
No, no.. Wienkszość osób po: bardzo-wielkich-nieszczęściach Nicka woli mu dać prawie spokój. No ale widze że sadyści są wśród nas. (Hipokryta.) I się z tego powodu ciesze. Ambitnie weszłam na R. R. Przeczytałam. Pokazałam że jeszcze nie odwiedziłam ojca w hadesie. I nie patrząc dalej wróce na bloga zabijać ulubionych bochaterów. No i poprawnie. Pa.
Jakieś tam były drobne błędy, jakieś małe powtórzenie czy źle postawiony przecinek, ale tak to spoko. Oprócz tego, że Nico wyszedł na egoistę myślącym tylko o sobie i ,,lekko” jest niekanoniczny – w książkach RR nawet by się nie odważył aż tak bardzo wprost pomyśleć, że mógł mieć u Willa szanse, a niestety, gdy się pojawiają postacie RR wymagam kanoniczności ;p
Opko jednak samo w sobie nie jest złe, jest dobre, czytało się OK, a końcówka bardzo mi się podoba. Olbrzymi plus za nią, w szczególności za ostatnie zdanie. Niby romahtyczne, ale takie… życiowe? Sama nie wiem jak to powiedzieć 😀