Kolejna część :3
Pod poprzednią było coś mało komentarzy :/ Sprężcie się, proszę! *oczy kota ze Shreka*
Dedykacja dla… Moniki.m, Annabeth24 i Annie.
Wyjdą mi jeszcze co najmniej dwie części, więc nie jest to ostatnia.
Enjoy!
PS: Powtórzenia celowe, jak poprzednio.
Amadea :3
***
Ta należała do Lucy. Możecie liczyć, że ktoś ją też adoptował, albo ktoś z jej rodziny ją przygarnął. Oczywiście, nie zabraniam Wam tak myśleć. Ale nie będzie to prawdą.
Dwa tygodnie po odejściu Toma, została potrącona. Było ciemno i zimno, jako, że był początek listopada, a akurat latarnie wzdłuż drogi powrotnej ze szkoły się popsuły. Szła sama. Miała wcześniej kółko z plastyki, na które chodziła codziennie. Specjalnie starała się o te dodatkowe lekcje i była strasznie szczęśliwa, kiedy je dostała.
Pamiętam, jak latała po całym, wielkim sierocińcu, wrzeszcząc na każdego napotkanego: „Dostałam się!”. Ja, razem z resztą ekipy, wtedy jeszcze całą ósemką, biegliśmy za nią, przepraszając za jej zachowanie. Wtedy też byliśmy szczęśliwi. Zaraziła nas swoją radością.
Wolałabym, żeby jednak ktoś inny się dostał. Nie przechodziłaby w takim wypadku o godzinie dziewiętnastej przez to cholerne przejście dla pieszych.
Padało. Było ślisko i ciemno. Spojrzała na lewo, potem na prawo. Nic nie zauważyła. Poprawiła czapkę, Chwyciła mocniej teczkę z rysunkami.
Postawiła jeden krok. Drugi. A potem trzeci.
Czwartego już nie zrobiła. Zatrzymała się, skamieniała, widząc zbliżające się auto.
Jechało za szybko. Zerwała się do biegu. Ale za późno, za późno o kilka marnych sekund.
Auto, uderzyło ją w bok. Wzleciała w powietrze. Nie wiem, czy nadal wtedy kontaktowała. Miałam i nadal mam nadzieję, że nie. Że straciła przytomność od siły uderzenia. Że nic nie czuła. Nigdy jej o to nie zapytałam. Bałam się.
Z teczki, na ziemię poszybowały wszelkie rysunki. Przypominały mokrą papkę, przez deszcz. Farba, zaczęła z nich spływać, niszcząc je. Te malowidła, które z taką pilnością tworzyła, dopracowywała każdy szczegół.
A Lucy, ta kochana drobna szatynka, uderzyła mocno w ziemię.
Auto zahamowało dopiero sto metrów dalej. A potem odjechało, nie udzielając pomocy.
Leżała na ciemnym asfalcie, z dwoma złamaniami w nogach, pękniętym kręgosłupem i krwotokiem wewnętrznym. I wielkim rozcięciem na głowie, z którego sączyła się krew jak z nie do końca zakręconego kranu.
Kiedy ją znaleziono, z nieba nadal lały się strugi zimnego deszczu.
Gdy ją odnaleziono, oczy miała otwarte, błękitne oczy wpatrywały się w niebo. Ciało wygięte w nienaturalnej pozycji. I kałuża krwi, wokół głowy. Znalazła ją jakaś kobieta. Zadzwoniła na pogotowie. Zdążyli.
Kiedyś myślałam, że najgorzej jest wiedzieć, że twój przyjaciel umarł. Teraz wiem, że najgorzej jest patrzeć, jak niknie w oczach, zmienia się, przestaje być tym kim był.
Lucy się zmieniła. Nie mogła chodzić. Nie było żadnych poważniejszych konsekwencji, tylko nie chodziła. Ale dla osoby pełnej energii, kochającej ruch, było to dużo gorsze od śmierci.
Na początku starała się to ukrywać. Cały czas siedziała w łóżku, więc głównie my skakaliśmy wokół niej, jakby była naszym skarbem. W sumie była. To ona powstrzymywała nasze łzy. To ona słuchała, jak płaczemy w poduszkę. To ona. Lucy Alexandra Ligon, trzymała nas razem.
Ale…
Ale…
Zaczęła się zmieniać. Z dnia na dzień przestała się uśmiechać. Z dnia na dzień, stawała się coraz cichsza. Z dnia na dzień, coraz bardziej umierała od środka. A ja się temu przyglądałam. Patrzyłam, jak moja kochana Lucy, niemal siostra, traciła marzenia, bladła i chudła.
Może, gdybym coś zrobiła, zareagowała, zaalarmowała kogoś z dorosłych, wszystko skończyło by się lepiej. Miałam wtedy czternaście lat, byłam dzieckiem.
Ale już wtedy, przeszłam więcej niż nie jeden dorosły. Przecież straciłam wiele. Przecież Tracy umarła. Tak samo jak moja matka. Wtedy, miałam jakąś durną nadzieję, że to jest sen.
Na tydzień przed jej odejściem, nic nie mówiła. Nie uśmiechała się, na nic nie reagowała. Mówiliśmy do niej. Staraliśmy rozweselić. Charlie siedział koło niej cały czas- wymykał się w nocy, aby posiedzieć koło jej łóżka.
Chce mi się niemal płakać, kiedy przypominam sobie jego drżący głos, który usłyszałam w ciemnościach.
„Lucy, kocham cię. Lucy? Proszę. Po prostu mi odpowiedz. Kocham cię”. Powtarzał te słowa setki razy. Ale ona nie odpowiedziała. Ani wtedy, ani nigdy potem
Lucy zmarła. Nie wiem jak nie wiem dlaczego. Pewnego dnia, zastałam ją leżącą na podłodze z otwartymi oczami i lecącą krwią z nosa. A raczej jej zaschłymi resztkami. Jej ciało było zimne. Nigdy nie zapomnę tego chłodu jej skóry.
Tak samo, jak sierociniec nie zapomni mojego wrzasku tego dnia.
Nie łatwo będzie mi pisać od tego momentu, więc proszę o wyrozumiałość. Nasza drużyna, osłabiona po utracie Toma, w tamtym momencie straciła swoją główną podporę.
To Lucy nas pocieszała. To Lucy siedziała i pomagała nam z lekcjami. To Lucy, robiła wszystko, abyśmy spełnili swoje marzenia. To Lucy chroniła nas przed innymi.
Nie ma co więcej opowiadać, o jej klątwie. Żadnego cudownego ozdrowienia, żadnego cudu. Po prostu… Trach. Nagle umarła, przez drobny upadek z łóżka.
Wiem, że to zabrzmi głupio, ale nie wierzyłam nikomu, że odeszła. Mimo, że widziałam jej ciało, mimo, że ją znalazłam. Nie chciałam uwierzyć. Przecież to musiałby być na prawdę okrutny zbieg okoliczności. Przeznaczenie? Nie, przecież los nie może być aż taki okrutny. Ale był. Dla mnie, taki właśnie był.
Nie powinnam narzekać, wiem, że nie. Koniec końców, znalazłam swój dom, wspaniały i pełen historii takich jak moje. Słuchając opowieści innych herosów, wiem, że nie miałam tak źle.
Może wyjaśnię już teraz, gdzie trafiłam i gdzie piszę ten dziennik.
Obóz Herosów, domek Apolla, pokój numer jeden, tuż obok mojego przyrodniego rodzeństwa, zaglądającego mi przez ramię i komentujące, tak jak mają to w zwyczaju.
Nie mogę się tutaj zbytnio o nich rozpisać, może na końcu, kiedy się zmęczą tym podglądaniem. Na razie, zabiliby mnie za jakąkolwiek wzmiankę o ich głu… Genialności.
Są wspaniali, na prawdę. Ale nigdy nie zastąpią mi mojej drużyny. Wiem, że się starają pokazać mi, jakie życie jest wspaniałe. Ja po prostu…
Nie mogę się tym tak cieszyć, nie tak jak powinnam.
Nie, kiedy nękają mnie koszmary. Zaczęły się po śmierci Lucy. Właściwie, są to piękne sny- jestem z moją drużyną nad jeziorem, świetnie się bawimy. Śmiejemy się. Cieszymy.
Ale potem się budzę. I to życie zdaje się koszmarem.
Czasami, mam ochotę się nie obudzić. Wciąż. Kiedyś Julia mnie przed tym powstrzymywała, ale teraz, kiedy jej już nie ma… Sama nie wiem, czemu zdobywam się na energię do wstania co ranek z łóżka. Lubię sobie wyobrażać, że to dzięki zmarłej części drużyny.
Wtedy, wszystko wydaje się takie bardziej magiczne.
Ach jak ja współczuję Wiktori. Tyle smutku, tyle tragedii. Ta historia wstrząsnęła mną do tego stopnia że się popłakałam. Serjo to musi być strasznę tyle stracić. Ale proszę nie wybiegaj przed wydarzenia mam na myśli ten fragmęt w którym mówisz o śmierć Juli. W poprzednich częściach jest wszystko ułorzonę po koleji a tu mamy że jest w obozie. No to tylko to mi się nie podobało. Ach te tajemnice za to mogę postawić plus bo uwielbiam tajemnice ! I oczywiście czekam na cd !!!!!!!!
Boooosz, to było takie…
Smutne.
Totalnie, mega, masakrycznie smutne.
Uwielbiam Cię za to, Di, wiesz? U-w-i-e-l-b-i-a-m.
W paru miejscach mi zabrakło przecinka czy kropki, a czasem był nadmiar przecinków. Ale to naprawdę nie przeszkadzało w czytaniu
Pomimo, że (przyznam ze straszliwym wstydem) poprzednich części nie czytałam (ale jestem głupia- przegapić tak zaj*biste opko) to właśnie teraz zasuwam grzebać w odmętach RR i będę nadrabiać *0*
Widzisz, jaką dzięki Tobie mam perspektywę? Cudowną ;3
Opko cudne. Jeśli nie wspominałam to teraz piszę. Smutne, ale cudne.
*tylko dwie części?! No wieeeesz cooo… xD*
Czekam na cd 😉
Piszesz tak…. lekko. Nigdy nie lubiłam smutnych opek, ale Twoje czytam od pierwszej części i nigdy mnie nie nudzą. Mam wrażenie, że piszesz o czymś co zdarzyło się dawno, tak jakbyś to kiedyś przeżyła. Dodatkowo ci bohaterowie są tak autentyczni, że trudno ich zapomnieć. I tak wygląda całość. Jak wspomnienie, które boli i jest piękne za to dziękuję…. może napiszesz jednak więcej części?
Lubię te opko, może nie jest super oryginalne (No, minus tytuł ;p), ale masz całkiem przyjemny styl i ciekawe pomysły. Chcę się jednak dowiedzieć jak skończy jej siostra – najlepiej jakoś makabrycznie, zrób jej coś złego ;* Plus: przecinki, akurat ich nadmiar mi przeszkadzał ;/ Proponuję sobie przypomnieć zasady interpunkcji 😉
Ta melancholia. Ten smutek. Piszesz tak bardzo dojrzale… Twoje opko jest strasznie wciągające. Były błędy, ale tak bardzo się nie rzucały w oczy. Na początku wkurzała mnie ta pesymistyczna wizja. No ale teraz…
Ejj, proszę, nie zabijaj już nikogo, w takie dramatyczne sposoby ;>
To opowiadanie jest genialne, z całą tą melancholią, mrocznością i smutkiem w nim zawartym. Bardzo mi się podoba, jest niezwykle celne i poruszające.
Przepraszam, że tak krótko- mam szlaban, ledwo udało mi się wykraść tacie telefon i to napisać xD
Ale wiedz, że przeczytałam i uwielbiam!
Twój styl jest boski, takie płynięcie wśród wydarzeń, przekazywanie czytelnikom najważniejszych zdarzeń. Cudowne opowiadanie, podoba mi się jego gładkość. Historia cudna na swój sposób, taka pełna emocji. Choć przyznam się, że końcówka trochę mi poplątała, chyba nie do końca zrozumiałam (ale to może też wina nie wyspania ;p).
Czekam na kolejne rozdziały. Choć wiem, że pewnie wszyscy pozostali zginą, to i tak nie mogę się doczekać poczytania tego.
Swoją drogą, to opowiadanie najwięcej zyskuje takim sposobem ukazywanie prawdy. Te zdania są oznajmujące, ale też lekko wymijające, jakby cały czas przekierowywały na następne linijki, trochę dalej Świetny styl.
Dziękuję bardzo za dedykację <3 ! Strasznie się cieszę 😀