Ta dam. Powracam. Nie wiem czy wam się spodoba czy nie, ale trudno, jeszcze trochę was pomęczę moimi wypocinami ;P. Niestety szkoła nie sprzyja wenie twórczej ;(. W każdym razie dziękuję za wasze komentarze (te pozytywne i te mniej pozytywne ;P), mam nadzieję, że jest lepiej. Miłego czytania
***
Może „odeszła na zawsze” jest trochę za ostrym opisem sytuacji, w każdym razie odeszła. Poszła sobie. Nie odwróciła się. Kiedy wreszcie zniknęła za rogiem najbliższego budynku, chłopak odetchnął z ulgą. Nie miał zamiaru na nią krzyczeć. Wcale nie chciał sprawiać jej przykrości. Tym bardziej nie miał w planach uderzenia jej. Cóż, tylko tak mógł ją ochronić. Kłamiąc. Gdyby powiedział jej prawdę, naraziłby ją na niebezpieczeństwo. Bo mimo wszystko kochał tę małą smarkulę. Pamiętał jak w przeszłości bawili się razem. Jak przytulała go, jak przybiegała nawet z najmniejszą ranką na ciele, jak wypłakiwała smutki w jego ramionach. Na te wspomnienia rozchmurzył się. Po całym tym napięciu wreszcie mógł się wyluzować.
Rozejrzał się. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt nawet nie spojrzał, gdy on i Rachel na siebie krzyczeli, ale czego mógł się spodziewać po Las Vegas, przecież tutaj takie akcje zdarzają się non stop, a poza tym kto by się tym przejął? Pijak? Narkoman? Prostytutka? Po co mieliby się mieszać. Mieli swoje zajęcia.
Stał pod starą rozwalającą się knajpą. Czekał na Veronice. Najpierw pięć minut, potem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia… W końcu przestał liczyć. Obserwował ludzi, którzy koło niego przechodzili. Bogaty lamus, kuso ubrana kobieta, policjant zajęty ślinieniem się do swojej partnerki, matka z córką, która płakała. Darła się w niebogłosy, piszczała, zapierała się nóżkami, wyrywała się matce. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i puściła ją. Mała upadła na ziemię, a po jej rumianych policzkach wciąż spływały łzy. Luke wykrzywił się i poczuł odrazę do dziewczynki.
-Przestań!- wrzasnęła na nią matka.
-Ale… ale… j-ja- łkała- chcę do tatusia. N-nie ch-chcę z-z to-bą iść.
-Czy nie rozumiesz, że twój „tatuś” cię NIE kocha!
-Kłamiesz- szepnęła mała i zakryła uszy dłońmi.
Gdy chłopak to usłyszał jego uczucia diametralnie się zmieniły. Spojrzał na małą z współczuciem.
Dziewczynka wyglądała na osiem, dziewięć lat. Miała kasztanowe potargane i posklejane włosy oraz podkrążone i czerwone od płaczu zielone oczy. Po dziurawych i porwanych ubraniach Luke wywnioskowała, że była bita i to nie jeden raz. Na jej twarzy widniał niebieski siniak, a to utwierdziło go w przekonaniu. Patrzył na nią z niesmakiem przechylając głowę. Nagle dziewczynka zerknęła na niego. Jej warga drgała, a policzki były pełne zaschniętych łez. Patrzyła mu w oczy. Chłopak widział w nich ból i smutek. Rozumiał ten smutek. Dziewczynka musiała iść z kimś kogo nienawidziła, zostawiając kochanego ojca. Luke przełkną tworzącą się w jego gardle gulę. Czuł, że mieli ze sobą dużo wspólnego. Oboje nękani, oboje znienawidzeni przez życie i oboje zabrani od najbliższych ich sercu.
Niespodziewanie dziewczynka wstała. Matka wyciągnęła rękę, ale ona ją odtrąciła. Szła w jego stronę. Luke spiął się i wyprostował plecy.
-Tato?- zapytała patrząc na niego.
-Nie… ja… nie jestem twoim tatą.- Zatkało go.
-A więc jesteś aniołem? Znasz Boga?- Przechyliła głowę patrząc na niego bystrymi oczami.
-Tak, można tak powiedzieć.- Skrzywił się.
-Proszę znajdź mojego tatusia i powiedz mu, że go potrzebuję.
Myślał. Bo w sumie co miał do stracenia. A nawet jeśli go nie znajdzie lub wcale nie będzie szukał, to da małej nadzieję, której sam tak bardzo potrzebował.
-Dobrze. Ja… ja spróbuję.- Uklęknął- Ale nie obiecuję, że mi się uda.- Spojrzał jej głęboko w oczy.
-Nie szkodzi. Najważniejsze, że spróbujesz.- Nagle objęła go swoimi małymi rączkami, a Luke poczuł się nieswojo. Stali tak kilka sekund, zupełnie odcięci od świata.
-Co ty robisz?!- Usłyszał głos matki dziewczynki- Zostaw ją zboczeńcu!
Dziewczynka odskoczyła jak poparzona, a on szybko wstał. Stał twarzą w twarz z kobietą.
-Ja… to… to nie tak.- wydukał, ale kobieta tylko uderzyła go w policzek i odeszła.
-Ella, idziemy- rozkazała matka.
Za nim zniknęły mu z oczu, Luke zdążył jeszcze zobaczyć jak dziewczynka do niego macha. To była najdziwniejsza rozmowa w jego życiu. Kiedy go objęła poczuł ciepło, które roznosiło się po całym jego ciele zaczynając od serca. Długo jeszcze patrzył na miejsce, w którym ostatni raz ujrzał małą. Ella to ładne imię.
***
Veronica przyglądała się mu z góry, z dachu kasyna. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Najpierw uderzył siostrę, a później jakaś obca dziewczynka przytula go jakby nigdy nic, a on nic sobie z tego nie robi. To nielogiczne. Rodzoną siostrę traktuje jak śmiecia, a obcych darzy uczuciem? To bez sensu. Nie wiedziała co o nim sądzić. Niby darzyła go zaufaniem, ale nie chciała też mu ślepo wierzyć. Za wiele razy popełniła taki błąd.
W końcu zeszła na dół. Powoli szła ulicą, obserwując zachowanie Luke’a. Gdy dochodziła do celu, jeszcze szybko zerknęła w lusterko, poprawiła swoje rude loki, sprawdziła czy makijaż jej się nie rozmazał i czy jest odpowiednio ubrana. Chciała wyglądać elegancko, a jednocześnie mieć wygodny strój. Chciała się spodobać Luke’owi, ale nie chciała by opacznie zrozumiał jej intencje.
Po długich przemyśleniach wybrała czarne getry, białą koszulę i sweter. Do tego czarne baleriny na malutkim obcasie i lekki makijaż. Podeszła do niego z boku. Nie zauważył jej. Był zajęty myślenie, jak zawsze. Po krótkiej chwili wahania klepnęła go w ramię. Luke podskoczył i szybko na nią spojrzał.
-Hej- powiedziała i uśmiechnęła się.
-Cześć- mruknął ponuro marszcząc przy tym brwi.
Wydawał się spięty jakby bał się każdego kroku.
-Wejdziemy?- zaproponował.
Kiwnęła głową. Przytrzymał jej drzwi, ale za nim sam wszedł, rozejrzał się po ulicy. Veronica czekała na niego, obserwując wnętrze knajpy. Wyglądała tak źle jak na zewnątrz. Stoliki i krzesła ledwo się trzymały, skóra na fotelach i kanapach była podarta i spleśniała. Przy stolikach nikt nie siedział, a bar był zupełnie pusty. Za ladą nie było żywej duszy. Całe wnętrze zostało urządzone w stylu dzikiego zachodu. Pełno było czaszek zwierząt i obrazów z przeszłości. Zapach również pozostawiał wiele do życzenia. Pachniało jakby smród ze starych skarpet zmieszano z octem. Perfekcyjna Pani Domu nie była by zadowolona, przemknęło jej przez myśl. Wszędzie było pełno kurzu, i martwych szczurów.
Dziewczyna nie mogąc znieść widoku, odwróciła się do Luke’a, który właśnie zamykał drzwi na klucz. Uśmiechnął się widząc jej zniesmaczoną minę.
-Nie oceniaj książki po okładce- rzucił i ruszył przed siebie omijając stoliki i bar.
Stanął naprzeciw drzwi prowadzących na zaplecze. Zapukał, a na wysokości jego oczu rozsunął się otwór. Łypnęła z niego para czarnych oczu.
-Imię – warknął strażnik.
-όνομα*- odparł beznamiętnie Luke.
Drzwi otworzyły się, a Victorii zaparło dech w piersiach. Z pozoru taka rudera, na zapleczu była prawdziwym rajem. Dziewczyna nie mogła pojąć tego co widzi. Było tam pełno barów, automatów do gier…i… i przyszło jej na myśl, że być może jest to kasyno, ale przecież było to niemożliwe, bo najbliższe było po drugiej stronie ulicy, a skoro lokale są położone równolegle do siebie, to niemożliwe było takie przejście. Rozglądała się patrząc na wszystko wielkimi oczami. Nagle spostrzegła wszędzie powtarzający się wzór lotosu.
-Nie daj się wciągnąć- szepnął jej do ucha Luke.
Odwróciła się do niego, a on wskazał jej stolik w ciemnym rogu. Ruszył w jego kierunku, a ona podreptała za nim. Odsunął jej krzesło. Siedzieli , milczeli, rozglądali się po kasynie. Ciszę między nimi przerwał kelner, który przyniósł menu. Otworzyła je, ale wciąż nie mogła się skupić. Zerkała na Luke’a znad karty dań. Nie mogła zrozumieć jak on i Rachel mogą być rodzeństwem.
On był blondynem, ona brunetką. On miał oczy w kolorze jasnozielonym, ona w kolorze wzburzonego morza. Jego skóra lekko opalona, jej prawie brązowa. On miał ten błysk w oku, był urodzonym przywódcą i świetnie walczył na miecze. Ona była delikatna, ale niebezpieczna, do tego był z niej wyrafinowany strateg i łucznik. Jedyne co ich łączyło to sentymentalizm. Luke nie rozstawał się ze swoim wisiorkiem, za to ona z mieczem ojca.
Patrząc na niego stwierdziła, że w sumie nie jest blondynem. Chociaż. Albo i nie. Jego włosy były połączeniem blondu i brązu. I nie chodzi tu o ombre, lecz o niespotykany odcień. A oczy? Oczy miały kolor najpiękniejszego szmaragdu jaki w życiu widziała. Był świetnie zbudowany i umięśniony. Jedyne co psuło cały efekt to jego ubranie. Czarna bluza z kapturem cała we… krwi? Dżinsy ubrudzone błotem i trawą oraz stare zniszczone trampki. Jak on mógł się tak pokazać. Poza tym umówił się z nią. Nie mógł się bardziej postarać? Mimo wszystkiego nie mogła oderwać od niego wzroku i chyba to wyczuł, bo zaczął się wiercić w krześle, ale i tak widać było, że intensywnie myślał. Jest taki słodki, gdy myśli, uśmiechnęła się do siebie. Śmiesznie zmarszczony nos i brwi wyglądały naprawdę zabawnie. Do tego przygryzał policzki od środka. Urocze. Tylko o czym tak myślał.
-Co robiłeś za nim się ze mną spotkałeś?- W końcu nie wytrzymała.
Luke odłożył menu na stół i spojrzał na nią jak na kretynkę.
-Nic.
Kłamstwo.
-Powiedz.
-O co ci chodzi?- Spróbował się uśmiechnąć, ale był to najgłupszy uśmiech jaki w życiu widziała.- Nic nie robiłem.
Znów kłamie.
-Wiec skąd ta krew?
Zmarszczył brwi.
-To?- Wskazał na koszulkę- To ketchup. Jadłem hamburgera.
Kolejne kłamstwo. Przychodziło mu to tak łatwo.
-Nie kłam, mnie nie oszukasz. No więc?- Posmutniał.
-A jak myślisz?- Uniósł brwi.
-Och- westchnęła- Znowu?
-Taa… zagroził mi, że mnie zabiję. –Patrzył na nią smutno.
-Nie martw się to tylko czcze gadanie.
-Nie byłbym tego taki pewny.- Skrzywił się- Twój ojciec mnie chyba nie lubi.
Parsknęła.
-On nawet mnie nie lubi.- Na te słowa Luke wyszczerzył zęby.
-Jasne. – Przewrócił oczami- Córunia tatunia.
Zarumieniła się.
-Przestań, ja wcale nie…
-Tak, tak. Wcale nie jesteś „Córunią tatunia”.- Westchnął.
-O co ci chodzi?
-O nic.- Szczerzył się jak głupi do sera- Tylko, że… hmm… no wiesz… jesteś „Córunią tatunia”.
Uwielbiał ją denerwować. Po prostu kochał patrzeć jak zaciska pięści jak małe dziecko i zaprzecza. To było słodkie. Nagle ktoś obok nich zaznaczył swoją obecność kaszlnięciem.
-Czy mogę przyjąć zamówienie?
-Nie, już wychodzimy- odparł Luke.
-Co?- Veronica ściągnęła brwi- Przecież dopiero co weszliśmy.
-Ale już wychodzimy.
Wstał i wziął ją za rękę. Wyszli z kasyna i ruszyli w stronę jej domu.
-Czemu wyszliśmy?
-Uwierz, lepiej żebyś nie wiedziała.- Nic nie odpowiedziała, musiała mu zaufać.
Szli mijając kolejne ulice. Przez całą drogę milczeli. Gdy wreszcie dotarli pod jej dom, niezręczna cisza została przerwana.
-Skoro od razu wyszliśmy, to po co w ogóle weszliśmy do tego kasyna?
-Och.- Był wyraźnie zaskoczony pytaniem- No, bo chciałem na tobie zrobić wrażenie.- Veronica była święcie przekonana, że w mroku widzi jak chłopak się rumieni.
Uśmiechnęła się i już miała otwierać drzwi, gdy nagle coś jej się przypomniało.
-Ojciec powiedział, że jutro oprowadzisz nowych.
-Co?- zapytał widocznie nie wiedząc co powiedziała.
-Współczuję, podobno to okropnie nudne zajęcie.- Nie zamierzała mu powtarzać, niech sam się domyśli o co chodzi. Cały czas chodzi z głową w chmurach, rozmyślając o niebieskich migdałach. Nie potrafi się skupić, cały czas jest rozkojarzony..
-Tak, tak.- Nie wiedziała o co mu chodziło, ale w końcu spostrzegła, że analizuje to co powiedziała.
-Dobranoc- powiedziała, ale on nawet na nią nie spojrzał i ruszył w drogę powrotną.
Westchnęła i patrzyła na odchodzącego Luke’a.
-Gadał dziad do obrazu, a obraz ani razu- szepnęła do siebie.
***
Szła szybkim krokiem. Chciała jak najszybciej odejść, odrzucić te wspomnienia na bok i zapomnieć o wszystkim, ale nie mogła. Wciąż miała przed oczami jego twarz. Pustą, niewzruszoną i poważną. Zupełnie nie przypominał tamtego Luke’a sprzed lat. Tego, który zawsze był uśmiechnięty, który zawsze ją pocieszał, który nigdy nie podniósł na nią ręki. Tak się zmienił. Po ucieczce stał się niemożliwy. Nie dawał żadnego znaku życia. Nie odezwał się, ani nie napisał listu. Nigdy nie powiedział dlaczego. Dlaczego uciekł? Dlaczego ją zostawił? Dlaczego stał się zły?
Oczy zaszły jej łzami. Nie mogła sobie poradzić z targającymi nią uczuciami. Była rozklekotaną łajbą na morzu zwanym „życie”. A teraz podczas sztormu, obijała się o wysokie morskie fale, które powoli i skrupulatnie niszczyły ją od zewnątrz i wewnątrz. Nie mogła sobie poradzić z utrzymaniem steru, musiała dać ponieść się morzu. Jeśli będzie miała szczęście przeżyje, jeśli zabraknie jej szczęścia lub spokoju, wtedy… cóż… ciężko powiedzieć, co będzie wtedy. Nigdy nic nie wiadomo. Może sztorm szybko minie, a może będzie trwał już zawsze.
Nie mogła się rozkleić, nie teraz. W tak ważnym dla niej dniu. Ważny dzień… ważny dzień… ważny dzień. Słyszała to jak echo. Nagle coś sobie uświadomiła. Zapomniał. Zapomniał o jej „ważnym dniu”. Obiecywał, że spędzą go razem. Ogarnęła ją furia. Nie mogła uwierzyć, że zapomniał. Kopnęła śmietnik, który stał niedaleko niej, ale szybko poczuła konsekwencje czynu. Ból. Szybko rozchodził się od palców stóp aż po głowę, dając chwilę zapomnienia. A więc to było rozwiązanie. Ból cielesny mniej boli od złamanego serca. Jeśli choć na chwilę się zapomnieć… Zaczęła kopać kosz z całej siły. Mocniej. Mocniej. I mocniej. Aż w końcu i to straciło sens.
Wszystko straciło sens. WSZYSTKO. Dlaczego nie mogła chociaż raz poczuć się jak zwykła nastolatka? Pochodzić w sukience, poplotkować z przyjaciółkami, zająć się śledzeniem najmodniejszej gwiazdy tego sezonu. Nie. Życie dało jej lemoniadę i powiedziało „Zrób z niej cytrynę”. I co? I teraz ona, niczemu winna dziewczyna, męczy się próbując złożyć wszystko w całość. Jej dłonie pełne malutkich ranek, składają cytrynę od nowa… od nowa… i od nowa.
Padła na kolana. Siedziała na zimnej i brudnej ziemi. Zaczęła łkać. Coraz głośniej… i głośniej… i głośniej, a w końcu płacz zamienił się w niemy szloch. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zaschło jej w gardle. Próbowała przełknąć silę. Bez skutku. Łzy skapywały jej jedna za drugą. Kap. Kap. Kap. Kap. Nagle zabrakło jej tchu. Nie mogła oddychać. Zupełnie jakby ktoś zatkał jej drogi oddechowe. Posklejał je kropelką lub zatkał plasteliną. Wreszcie odblokowała się. Zaczęła łapać oddech tak łapczywie, że sama przestraszyła się swojej reakcji.
Nie mogła. Tego było dla niej za wiele. Musiała odpocząć. Zwinęła się w kłębek i usnęła. Usnęła w niewiedzy. Nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała co później zrobi, ani nie wiedziała co gotuje dla niej los.
***
Luke szedł przez Flamingo Road w stronę swojego hotelu. Założył kaptur na głowę próbując być niewidocznym. Starał się, aby światła jak najmniej oświetliły jego sylwetkę, jednak przejeżdżające co chwilę samochody uniemożliwiły to. Na szczęście prócz migoczących w oddali bilbordów i neonowych napisów, nie było widać niczego. Chłopak uporczywie wpatrywał się w ledwo dostrzegalne czubki jego butów, jak zwykle rozmyślając nad przyziemnymi sprawami. Zastanawiał się co by było gdyby… I gdybając tak sobie szedł na przód.
Nagle zauważył coś kątem oka, ale nie zatrzymał się, tylko lekko obrócił głowę. To co zobaczył wprawiło go w nieme zdumienie. Zatrzymał się. Uniósł brwi i spuścił głowę przyglądając się dziewczynie. Włosy opadły mu na czoło i zaczęły kleić się do skóry mokrej od potu. Stał jakby coś nie pozwalało mu się ruszyć z miejsca. Uklęknął i przeczesał włosy ręką. Sprawdził jej puls na szyi i odetchnął z ulgą. Odruchowo znów przeczesał włosy i gapił się na dziewczynę jak na ósmy cud świata. Wyglądała tak niewinnie, gdy spała. Uśmiechnął się i zaczął lekko podnosić dziewczynę z miejsca. Zaczęło w nim rosnąć uczucie. Wierzył, że naprawdę musi jej chronić.
Niósł ją na rękach przez kolejne trzy ulice, aż w końcu dotarł do JEGO domu. Położył Rachel przed drzwiami i już miał odchodzić, ale nie mógł. Musiał coś zrobić. Wyjął z kieszeni swoich spodni kartkę, a ze skórzanej kurtki Rachel długopis ojca. Jak to było? Zatyczka w tę- miecz, więc w drugą- zwykły długopis. Nabazgrał trzy zdania i włożył karteczkę razem z Orkanem do kieszeni dziewczyny. Patrzył na nią z uśmiechem. Nagle na werandzie zapaliło się światło. Luke szybko uciekł. Biegł ile sił w nogach, aby nikt go nie zobaczył.
Miał świetną kondycję, więc taki bieg nie był dla niego problemem. Dobiegł, aż pod drzwi hotelu. Wszedł na trzecie piętro do swojego pokoju i zamknął go na klucz. Zdjął z siebie brudne ciuchy i wrzucił do pralki. Położył się na łóżku. Jego oddech powoli stabilizował się. Krew już normalnie docierała do mózgu, więc Luke (jak to Luke) zaczął rozmyślania. Nie był pewien czy na pewno zrozumiale napisał wiadomość. Przecież ona może mnie źle zrozumieć. Mogłem nic nie pisać, karcił się w myślach.
Próbował usnąć. Bez skutku. Liczył owce. Bez sensu. Wypił mleko. Nic. Nie zamierzał tak bezczynnie leżeć i wpatrywać się w sufit, czekając na cud. Założył czyste czarne spodnie i czerwoną opinającą się na ciele koszulkę z krótkim rękawem, a na nią zarzucił sobie czarną kurtkę. Włożył czerwone trampki i był gotowy do wyjścia. Jednak coś nie pozwalało mu wyjść bez broni. Taka męska intuicja. Wziął więc sztylet oraz kastety i wyszedł.
Ruszył drogą przed siebie nie wiadomo gdzie. Nagle przed oczami stanął mu obraz małej Elli, a słowa od razu rozbrzmiały w jego głowie. Spróbuję. Wrócił do kasyna Lotos, przeszedł przez zaplecze i wyszedł przed ruderę. Poszedł w stronę, z której szła Ella z matką. Znalazł się na Russell Road. Wszedł do najbliższego lokalu.
Był to mały, przytulny bar. Podszedł do baru i usiadł na stołku. Rozglądał się po pomieszczeniu, spoglądając na twarze siedzących tam osób.
-Co dla ciebie?- zapytał barman.
–Sex on the Beach.
-Nie jesteś za młody?- Facet uniósł brwi.
Luke oparł się ramieniem o ladę i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
-Klient nasz pan?- zapytał lekko unosząc kąciki ust.
Barman spiorunował go wzrokiem.
-Coś jeszcze?- wycedził przez zęby.
-Jak chcesz możesz mi rozmasować plecy. Jestem trochę spięty- powiedział z chytrym uśmieszkiem.
-Jeszcze czego?!- wrzasnął facet i odszedł robiąc drinka.
Luke uwielbiał denerwować ludzi. Czuł wtedy ogromną satysfakcję. Kochał , gdy próbowali mu odpowiedzieć, ale nie umieli dobrać słów. Widział w ich oczach taką bezradność, że nie mógł się powstrzymywać i dodawał jeszcze jakiś tekst, który dodatkowo ich pogrążał. Ale teraz musiał mieć informację i nie chciał dostać zatrutego drinka.
-Proszę.- Mężczyzna położył na ladzie napój –Coś jeszcze?
-Tak, a więc…- Luke nie zdążył dokończyć, bo barman przerwał mu w pół słowa.
-Jeśli chcesz, abym ci wymasował stopy to…- Chłopak zaczął się głośno śmiać –Co?
-Nic. Naprawdę chcesz mi wymasować stopy?- Luke nie mógł się opanować.
-Nie…ja- Facet poczerwieniał.
-Spokojnie. Chodzi o informację. Kojarzysz małą dziewczynkę o kasztanowych włosach i zielonych oczach?- zapytał poważnie.
-Taa…- Skrzywił się
-Kto jest jej ojcem?
-Nie mogę ci powiedzieć półbogu.
Luke wyprostował się.
-Skąd… Z resztą nie ważne. Kto jest jej ojcem- naciskał.
Mężczyzna westchnął.
-Przyrzeknij na Styks, że nikomu nie powiesz.
-Przyrzekam.
Rozległ się pojedynczy grzmot.
-Jej ojcem jest… Zeus.
*Po nowogrecku „imię”
Ah… albo to ja mam zły dzień, albo drugie opowiadanie, które dzisiaj przeczytałam, tak samo mnie irytuje jak poprzednie.
Twojego opowiadania także wcześniej nie czytałam, więc nie miej mi za złe krytykę.
Twoje opisy, są jedyną rzeczą w rozdziale, która mi się podobała. Dałaś mi odzwierciedlenie rzeczywistości panującej w tym elemencie świata przedstawionego.
Ale dialogi… ach… czemu to właśnie one są takie dzikie? NIE MA W NICH UCZUĆ BOHATERÓW!!!
Są puste i moim zdaniem, opowiadanie byłoby lepsze bez nich, jakkolwiek to brzmmi.
Bohaterowie są strasznie nieodgadnięci i kiedy ta cecha powinna być pozytywna, tutaj odbieram ją jako negatywną. Musisz nad tym popracować.
Nie będę pisała o literówkach i takich tam, bo to bez sensu. Większość programów przecież je wskazuje.
To chyba tyle
Pozdrawiam Thalia2/Gotq
Okej powiem tak- zgadzam się z Thalia2, opisy są fajne Jednak postaci u ciebie są strasznie pomieszane! Nie widać w nich niczego co by zachwycało, wad też nie. Dialogi są sztuczne i wymuszone. Nie ma takich „ubrawników, pomiędzy wypowiedzią jednej osoby, a drugiej. ćwicz i bzie lepiej )
Więc… Zgadzam się z osobami wyżej. Spaprałaś bohaterów. Są niespójni, pomieszani i serio zbyt tajemniczy. Z resztą opowiadania nie jest tragicznie, ale naprawdę mogłoby być o wiele lepiej. Czekam na ciąg dalszy, bo sam pomysł mnie zaciekawił.
Aż się zalogowałam, aby Ci skomciać – nie bierz to ani za zły ani za dobry omen; po prostu byłam ciekawa, jak Ci udzie z pisaniem.
Dialogi. Mhm, one rażą w oczy, a raczej ich sztuczność. Powiem Ci jednak, że nie będziesz od tak *pstryka palcami* pisała dialogów realistycznych, można nawet powiedzieć ,,wyluzowanych” w przypadku nastolatka. Staraj się pisać tak jakbyś to TY mówiła do swojej koleżanki/mamy/nieznajomego, no i praktyka też jest największym plusem
Opisy są spoko. Nie są rewelacyjne, nie skaczę przez nie trzy metry nad niebem, ale jest dobrze 😉
Bohaterowie…? Nieco sztuczni, trochę nierealistyczni, lekko niedopracowani. Brakuje mi przemyśleń, spojrzenia Luke’a na świat, może odrobiny cynizmu czy czarnego humoru z jego strony, aby czytelnik zaczął go bardziej lubić. Jak narazie jest mi obojętny.
pisz dalej, bo im więcej piszesz, tym będzie lepiej. Praktyka czyni Ciebie mistrzem, pamiętaj I nie zniechęcaj się – my tutaj chcemy Ci pomóc, jakby było inaczej, to byśmy zwyczajnie wypisali ,,super” itp 😉
No co ja mogę ci powiedzieć… Przede wszystkim… Popieram przykurcza wyżej :3 *umarłam w tym momencie, ona mnie zabije <3*
Ale na serio- dialogi to nic innego niż zapis słów, które wypowiadają ludzie. A czy widziałaś kogoś kto by mówił tak sztucznie? 😀 Nie, no, chyba, że oglądasz filmy z poprzednich epok albo niskobudżetowe ;* Ale serio- postaraj się pisać… luźniej. Nie tak strikt poprawnie językowo. Więcej dystansu, naturalności 😀
Ja bym dała bohaterom więcej charakteru- nawet jakieś przyzwyczajenia, jak obgryzanie paznokci, jakaś ciągłość, żeby te cechy trwały przez dłuższy czas i były eksponowane.
Ćwicz a będzie dobrze, bo opisy są na poziomie!
Dzięki za komentarze i rady ;). Nie mam wam tego za złe, w końcu dopiero zaczęłam pisać ;P, a wasze rady jak najbardziej próbuję wcielić w życie. W końcu to po to zaczęłam wstawiać moje opowiadanie tutaj- chciałam, abyście dali mi kilka rad i poprowadzili w dobrą stronę, bo jak na razie sama nie byłam pewna czy robię postępy czy nie.
Mam nadzieję, że się poprawiłam. Ostatnio narzekaliście na opisy, a więc wychodzi na to, że gdy zajmuję się dopracowaniem jednej rzeczy, drugą zaniedbuję XD No trudno.
Spróbuję zastosować się do tego co mi napisaliście.
Kalipso
(Trochę przydługa wyszła ta wypowiedź ;D)