Jej…
Wraz ze wschodem słońca obudziłam się. Nieco dziwnie się czułam- zwykle o tej porze po prostu ubierałam się, myłam i puszczałam muzykę przed wyjściem do szkoły. A teraz… co? Nigdzie nie idę.
Nie żeby mi było szkoda. Nie! Ja dzisiaj miałabym historię, ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie!
Przetarłam oczy i usiadłam. Było około piątej- nie ma sensu nikogo budzić. Ja już tak miałam, że byłam rannym ptaszkiem i, choćbym nie wiem, jak się starała, musiałam wcześnie wyjść z łóżka. Zostało mi to z obozu tanecznego- rozumiecie, kiedy się wstawało o piątej rano na treningi… wtedy leniuchowanie do godziny szóstej trzydzieści było najlepszą rzeczą pod słońcem.
Wstałam i dotknęłam bosymi stopami podłogi. Przeciągnęłam się, stając na palcach, i ziewnęłam, biorąc z szafki nocnej gumkę do włosów i spinając moje loczki w luźnego warkocza. Czarna koszulka, którą pożyczył mi Nick, była na mnie zdecydowanie przydługa. Wyglądałam niczym czarny duch, niczym… czarny motyl. Plus włosy żyjące własnym życiem.
Westchnęłam i podeszłam do blatu kuchennego. Przypominał mi się od razu ten z kolonii tanecznych- ale ten tutaj był zdecydowanie mniej czysty. Naprawdę, naokoło niego leżały śmieci, po podłodze walały się brudne naczynia, gdzieniegdzie był rozsypany proszek, rozwalone cukierki i… jakaś dziwna, galaterowata substancja, której tożsamości chyba nie chciałam znać. Wszystko było lepkie, jakby oblane słodkim napojem, a w niektórych miejscach znajdowały się skupiska okruszków. Jeszcze trochę, a ta „kuchnia” porośnie pleśnią.
Nie wspominając, że podobnie do tej części przestrzeni wyglądało całe pomieszczenie. Wiecie, brudne skarpetki, przepocona bluzka, poplamione spodnie, żelki… ŻELKI!
Uch, jednak nie. To chyba nieco przestarzała galaretka. Tak trochę bardzo przestarzała…
Psh. Której termin ważności skończył się jakieś pół roku temu. Uch.
Po zastanowieniu… ten blat jest naprawdę czysty. Serio. W jego rogu stała puszka kawy. Nie, nie kawy- Inki.
Uśmiechnęłam się i chwyciłam ją prawą ręką, drugą zaś otwarłam szafkę, szukając kubka. W końcu znalazłam jakieś sensowne naczynie, wyjęłam łyżkę i wsypałam na dno nieco proszku. Zamknęłam opakowanie i włączyłam czajnik z wodą- w tym czasie zdążyłam znaleźć cukier (cztery saszetki! Nienaruszone!) i mleko, na górnej półce w lodówce. Co prawda nie widzę żadnej logiki w trzymaniu tych słodkich kryształków w chłodnym miejscu, no ale to ja. Ja jestem dziwna.
Oooooojć, odwołuję. Trzy saszetki. W tej ostatniej… ble.
O feeeee. Nie chcecie wiedzieć, co tam było, gwarantuję.
Pyknięcie czajnika oznajmiło mi, że woda już się zagotowała. Uniosłam go i wlałam jakąś jedną piątą wody do kubka. Pomieszałam przez chwilę łyżeczką i dolałam mleka, a potem, saszetka po saszetce, wsypałam cukier. Bez tej czwartej, rzecz jasna. Co jak co, ale nie chcę mieć smolistej kawy.
Pfu, Inki. Inka to nie kawa, zapamiętajcie- to tylko taki syf, żeby dzieci myślały, iż „są takie dorosłe”!.
Zadowolona ze swojej roboty, wzięłam kubek i wyszłam na zewnątrz. Na werandzie był stolik i trzy krzesła- umościłam się na jednym z nich, stawiając kawę na blacie. Zamknęłam oczy, upiłam łyk kawy (ja mówię kawy, ale to jest Inka, pamiętajcie) i zasłuchałam się w szum drzew.
To wszystko jest takie nieprawdopodobne, a jednak istnieje. Bogowie olimpijscy. Ten śmieszny centaur, Chejron. Co prawda nie wygląda na tysiące lat, ale ten jego koński ogon to na papiloty kręcić musi. Zgodnie z Nickiem ustaliliśmy, że jakby tak nie robił, to nie byłyby takie ułożone.
Nick. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Gdziekolwiek żeśmy szli, był rozchwytywany przez dziewczyny. Jedna się przymilała, druga rzuciła jakiś komplement, trzecia flirtowała… No, ma branie, ten urwis! Ale jego dziewczyna lekko by ze mną nie miała. Oj nie!
Hoho, ile ja bym jej testów wymyśliła, ile przeszkód… Takiego skarba jak on, to powinno się drutem kolczastym otoczyć. I trzymać, nie wypuszczać. Kurczę, najchętniej bym sama go sobie zarezerwowała- ale to mój przyjaciel. Poza tym, nie mogłabym sobie przecież odmówić przyjemności śmiania się z tych wszystkich amantek Nicka! Błagam Was, mi też się coś od życia należy!
To dziwne, ale oswoiłam się z tym miejscem. I to chyba za prawą luźnej atmosfery- śmiechu, miłych wymiany zdań, sarkazmu. No, i myślę, że mój przyjaciel sporo mi pomógł z tym wszystkim. Jest tutaj, przy mnie. Pilnuje mnie, pokazuje Obóz, dzięki czemu poznałam już tyle miejsc.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Rozchyliłam powieki i zobaczyłam, że na werandę wchodzi zaspanym krokiem dziewczyna. Wokół twarzy miała szopę jasnobrązowych włosów, a oczy w kolorze ciemnego szafiru, podkrążone i półprzymknięte. Na nieco zaokrąglonym nosku dało się dojrzeć kilka piegów. Matka Natura (chociaż już nie jestem do końca pewna, czy nie nazywa się jakoś inaczej) nie pożałowała jej figury- owszem, była dość chuda, ale krągłości to ona miała. Także wcięta talia była niczego sobie.
– Ziee… – Ziewnęła dziewczyna. Po chwili zauważyła mnie i zamknęła usta wyraźnie zdumiona, że tu siedzę. – O. Hej.
Obrzuciłam ją spokojny spojrzeniem mieszając łyżką w kubku. To dziwne- wszyscy faceci akurat otwierają swoje jadaczki, a ona je zamyka. Hm…
– Cześć. Jak widać nie tylko ja nie mogę spać.
– Nie no, co ty. Ja to bym spała do piętnastej… ale jakiś chłopak na łóżku obok mnie najadł się czegoś ciężko strawnego i wiesz.. – Dziewczyna nadęła policzki, jakby jej było niedobrze. – Bałam się, że się uduszę.
Uśmiechnęłam się lekko, upijając nieco napoju. Ach, to może to tak zajeżdżało…
– Cóż, jak widać jestem osamotniona w byciu rannym ptaszkiem. Kawy? – spytałam spokojnie, wyciągając dłoń z kubkiem w kierunku nowo przybyłej. Ja tylko jestem grzeczna.
Historyk by mnie pochwalił.
– Fu, następna kawo maniaczka! – zaśmiała się, siadając na krześle obok. – Nienawidzę. To jest takie obrzydliwie gorzkie!
Uśmiechnęłam się. Tak. Gorzkie. Trzy saszetki cukru.
Gorzkie.
– Inka? – Zaglądnęłam do kubka. – Pomijając fakt, że to jest mleko z inką, a nie inka z mlekiem. No i cukier. – Wzruszyłam ramionami. Taka prawda. – Ja tylko takie coś toleruję – dodałam.
– Nie lubię mleka – wyszczerzyła się do mnie. Poczułam, że coraz bardziej ją lubię. A poza tym… Kurde. Coś… nie wiem, ale wydaje mi się, że skądś ją znam. Gdzieś ją widziałam. Na pewno widziałam tę twarz!. – I nie toleruję niczego, co przypomina kawę. – Dziewczyna ziewnęła, wstała i podeszła do balustrady. Oparła się o nią. To może dziwne, ale w tamtym momencie bardzo mi przypominała Annę z „Frozen”, która dopiero co wstała. To chyba przez te rozmemłane włosy i nieprzytomną minę. – O cholera, jestem taka śpiąca…
– Mnie rozbudza wszystko. Samo miejsce jest niesamowite- skwitowałam, pijąc kolejny łyk. – Nie wierzę że to prawda, więc nie jestem śpiąca, bo to z pewnością sen.
Dziewczyna przetarła zaspane oczy. Jej piżama była za duża i z pewnością nie typowo damska- pożyczyła ją od kogoś. Nie jest tu długo, najwyżej dwa dni, bo w przeciwnym wypadku skombinowałaby sobie inną. Na pewno też przyszła tu na całkowitym spontanie- w innym przypadku byłaby spakowana i na pewno nie musiałaby od kogoś pożyczać ciuchów.
Z innej beczki- na pewno nie uprawiała sportu. Była chuda, żadne mięśnie się specjalnie nie wyróżniały, nie miała też żadnych ruchów, świadczących o aktywnym życiu fizycznym. Wygląda na to, że z osób dotąd spotkanych przeze mnie, tylko ja tańczę czy uprawiam jakikolwiek inny sport.
– Taaak? A mi nie przeszkadza nawet spanie we śnie. – Roztarła policzki i po chwili dodała nieco trzeźwiejszym głosem: – A tak poza tym, to nie uważam, że to sen.
Oczywiście, że nie. Nick jest tak samo nieznośny jak w rzeczywistości.
– Słusznie – stwierdziłam. Pociągnęłam długi łyk kawy. – Gdyby był, zapewne latające skurwysynki by mnie obudziły przez te dzioby… nie pytaj, proszę – dodałam, widząc minę dziewczyny.
– Wolę nie… – powiedziała wyrozumiałym tonem, rzucając mi spojrzenie jak u starego, zmęczonego życiem człowieka. – Według mnie chłopak, który mnie porwał, podał mi jakieś paskudztwo. Podobno czasem ćpał, więc mógł mi coś wstrzyknąć, wiesz…
– Oczywiście – powiedziałam ironicznym tonem, odkładając kubek na stół. – Cały obóz o tym mówi – rzuciłam poufnym tonem. – I wrzucił ci pigułkę gwałtu do wody. – Uśmiechnęłam się sarkastycznie, puszczając jej oczko.
No co, mogę się trochę pośmiać.
Dziewczyna wyszczerzyła się do mnie.
Aaaaaaalbo i nie. Cholera, a była taka nadzieja…
– Tak, dokładnie. Tylko ta pigułka była w herbacie.
– Widzisz, urok plotek! Ile to się tego nasłuchałam, jak mi szkoła w powietrze wyleciała… -Wspomniałam mojej świętej pamięci szkołę, biorąc do ręki kubek i upijając trochę napoju.
Kawa czy nie- ale powiem Wam, że pobudza.
– Szkoła ci w powietrze wyleciała, powiadasz…? – Zrobiła minę typu „nie mam pojęcia, o czym ty do mnie mówisz, człowiek”.
– Mhm… powiedzmy – mruknęłam. – Ruiny zostały i nie ma co tam wracać.
Chyba żeby dobić jeszcze. Ale to inna sytuacja.
– Aż tak źle? – Dziewczyna mówiła to obojętnym tonem. Niestety, nie dałam się na to nabrać- jej rozszerzone źrenice zdradzały mi, że jest zaciekawiona. Do tego częściej mrugała, więc to też oznacza zainteresowanie.
– Nie wiem… to było dwa dni temu. – Zagryzłam wargę. Na wspomnienie o szkole wzmogło się moje przekonanie, że gdzieś ją widziałam. – Ważne że nie było lekcji. – Po chwili nie wytrzymałam. – Czy ja cię skądś nie znam?
– Może stąd, że chodziłyśmy do tej samej szkoły. Victoria Rowllens, byłam w 1 liceum.
Wiedziałam, wiedziałam! Byłam pewna, że ją kojarzę! Widzicie, Kicia się nigdy nie myli.
– Esmeral McLade. O rok młodsza. – Uśmiechnęłam się, bo właśnie mi się coś przypomniało. – To ty zagarniałaś te wszystkie nagrody za historię i plastykę!
– Taa, za coś trzeba było – zaśmiała się. – A ty za to co chwila coś wygrywałaś, na każdym apelu było o tobie. Nie mówiąc o Talent Show.
Uśmiechnęłam się skronie. Talent Show było konkursem dla uzdolnionych dzieciaków. Zwykle występowałam tam z układami tanecznymi- cóż, na ogół wygrywałam. Pierwsze, drugie miejsce… To było jak codzienne mycie zębów, tak normalne, że prawie o tym nie myślałam. Głównie dlatego, że tańczę odkąd zaczęłam chodzić- to całe moje życie. Obok jedzenia, Nicka, dedukcji i… jedzenia.
– Talent Show to tylko występy taneczne. Nic specjalnego nie robiłam… – odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem. Taka prawda, to było naturalne.
– Ta, ja jakbym tam miała pójść, to chyba z umiejętnością grania na trójkącie albo wylatywania z lekcji w ciągu pięciu minut – powiedziała, mocno ironizując. – I tak właściwie to dzięki tej umiejętności mamy ruinę zamiast szkoły.
Uniosłam brwi i założyłam za ucho niesforny kosmyk, który wymknął mi się z warkocza.
– Co masz na myśli? – spytałam, strzepując z mojej za dużej, czarnej koszulki do spania paproch.
– Geograf wywalił mnie z lekcji i nudząc się niechcący wysadziłam szkołę. Zdarza się. – Zaśmiałam się lekko, zasłaniając usta.
– Uratowałaś mnie od lekcji biologii. Szacun. – Zamieszałam łyżką w kubku.
– Nie ma sprawy. W ramach rekompensaty możesz mi załatwić adwokata, jak znowu będą chcieli mnie aresztować – dodała z pobłażliwym uśmieszkiem.
Prychnęłam.
– W ramach rekompensaty mogę ci załatwić lekarza, jak cię pobiją w więzieniu – powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem, biorąc łyka kawy.
– Haha, niech spróbują. – Vicky przeciągnęła się. – Boże, jestem padnięta przez te dwa dni, non stop niewyspana.
Uniosłam brwi i zajrzałam do kubka
– Oho. Koniec. No, cóż, dlatego ja piję tyle kawy… znaczy Inki. – Dochodzę do wniosku, że to jeden pieron- kawa czy Inka, nieistotne. Ważne jest to, żebym była wyspana. – Z kim przyjechałaś?
– Z Thomasem, synem Tarot…Tanatosa. Taki wkurzający i arogancki facet, kojarzysz?
Zmarszczyłam czoło… Tanatos… Thomas…
– Ach, ten, co ze wszystkimi dziewczynami flirtuje? Znam. Chyba nazwał mnie piękną na stołówce. – Prychnęłam i zamieszałam łyżką w pustym kubku z zamyśleniem. – Dorobię sobie kawy. Chcesz coś?
– Pff, czyli pewnie on. Ja z nim kilkanaście godzin musiałam wytrzymać! – Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. Stłumiłam śmiech. – Nie, dzięki. Albo czekaj, pójdę z tobą, to może znajdę jakieś jedzenie. Głodna jestem… – Zrobiła minę zbitego psa.
– No to chodź. Na pewno coś jest. Wczoraj Nick przemycił Nutellę. – Uniosłam brwi w poufnym geście. Nutella to świętość! Nutella jest jak słońce w szary dzień, niczym taka piękna, jasna plamka na obrazie współczesnego malarza, czyli białego płótna z kolorową kropą na samym środku…
– Masz zajebistego chłopaka – powiedziała Vicky z uznaniem, wstając.
Przewróciłam oczami. Och, następna!
– To nie mój chłopak! – powiedziałam zmęczonym tonem, podnosząc się. – Boże, kolejna osoba mówi, że to mój chłopak. To przyjaciel, bardzo dobry przyjaciel. On też jest herosem – skrzywiłam się – z domku Hermesa.
– Tak, tak, on też bredzi od rzeczy – dziewczyna machnęła ręką. – Serio? Tylko przyjaciel?
Wydęłam wargi i wzruszyłam ramionami.
– Wiesz, taka prawdziwa przyjaźń damsko-męska. Zrobilibyśmy dla siebie wszystko. Tak więc, tylko przyjaciel.
Weszłam do domku i podeszłam do blatu. Otworzyłam opakowanie Inki- jeszcze była, więc wzięłam łyżkę i nasypałam nieco proszku na dno kubka.
Doprawdy, powinnam zainwestować w kakao. Mniej syfu.
– No nieźle- mruknęła Victoria. Dziewczyna podniosła z ziemi czyjeś spodnie i przeszukała kieszenie.
Ubranie należało do jakiegoś metala, w dodatku mocno perfumującego się- waliło od tego ciucha tanimi kosmetykami na kilometr. W dodatku właściciel miał pomalowane paznokcie na czarno, jak popatrzeć na malutkie, połyskujące fragmenciki lakieru, i grzywkę, sądząc po ułożeniu włosa na nogawce.
– O, zobacz, miętówki! – Zadowolona przełożyła je do kieszeni swojej piżamy. – A wracając do tematu, to nieźle się urządziłaś. Ja takiego prawdziwego przyjaciela miałam w przedszkolu, ale potem chciał się ze mną ożenić. – Wzruszyła ramionami, co skwitowałam śmiechem. Wyglądało to, jakby miała to gdzieś. Zapewne tak było. – Ale przyjaciół teraz też mam, tylko na ogół nie trzymam ich blisko. Przyjaciółek też nie, może trzy wybrane. Wiesz, taka moja świta. – Puściła mi porozumiewawcze oczko.
Zaśmiałam się cicho, dolewając wody. Powąchałam woń, unoszącą się z kubka.
– Ble. Okropnie pachnie. Zaraz doleję mleka. – Wsadziłam łyżeczkę do kubka i zamieszałam. – Kocham Nicka, ale jako przyjaciela. On mnie też. – Zerknęłam w stronę łóżek. – Tylko gada po włosku. Szlag mnie trafia, jak tak nawija! Nie rozumiem nic, a potem musi mi to tłumaczyć.
To chyba w nim najbardziej wkurzająca część. Masakra.
– Tak, po włosku? Mieszkałam kiedyś trzy miesiące wakacji w Toskanii. Po tygodniu spania cały dzień nad basenem, znudziło mi się i godzinami przesiadywałam w tych ślicznych miasteczkach i gadałam z tamtejszymi. – Vicky uniosła ręce nad głowę i przeciągnęła. – Nie dość, że traktowali mnie po królewsku jako obcokrajowca, to jeszcze pysznie karmili…
– O rany – westchnęłam. – Muszę cię ze sobą wszędzie zabierać, będziesz moim tłumaczem– dodałam, dolewając mleka do kawy. – I wreszcie będę ogarniać, co ten niedorozwój mówi!
– Hahaha, okay – zaśmiała się. – A ja będę cię zabierać ze sobą na każdą lekcję w szkole i będziesz mi tłumaczyła, co tamte niedorozwoje paplają, geniuszko. –Ostatni wyraz wypowiedziała tak sarkastycznie, że nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się. – A tak w ogóle… gdzie Nutella?
O tak, właściwe priorytety w życiu. Kocham to.
Zerknęłam na Nicka. Spał smacznie, z rozczochranymi włosami i zamkniętymi ustami.
– Czekaj.
Podeszłam do niego i dmuchnęłam mu w ucho. Wierzcie mi lub nie, ale on nienawidzi, jak ktoś tak robi. Chłopak zerwał się nagle, a ja, korzystając z okazji, złapałam go za bark i zwaliłam z łóżka. Uniosłam materac i wzięłam dwa, cudowne słoiczki Nutelli, które do tej pory leżały schowane przed rodzeństwem Nicolasa przy zagłówku materaca. Klepnęłam zaspanego Nicka po głowie i z sarkastycznym uśmiechem rzuciłam:
– Śpij dobrze, kochanie.
Podniosłam się i podeszłam do Vicky, rzucając jej szklany przedmiot.
– Chodź, jemy – poinformowałam ją, porywając z blatu kawę i kilka saszetek cukru (które, dzięki mojemu szczęściu, jeszcze nie zapleśniały). Co jak co, ale bez nich to ja niczego nie wypiję.
Vicky spojrzała na Nicka z lekkim zdumieniem i z uznaniem pokiwała głową, widząc, jak chłopak wygramolił się z powrotem na łóżko i przykrył kołdrą, wystawiając spod niej rękę z wyciągniętym środkowym palcem. Po chwili wzruszyła ramionami.
– No nieźle. Ja bym nie umiała zasnąć po tym jak ktoś mnie zwalił z łóżka. – W jej głowie nie słychać było współczucia, raczej coś w rodzaju „Ja tak mam codziennie i żyję”. Jednak nie rozczulała się nad brunetem długo, bo (jak każda normalna osoba) jej uwagę przykuło jedzenie. Dziewczyna zważyła słoik w dłoni i mlasnęła z zadowoleniem. – Zapowiada się pyszne śniadanie. Ale będzie mi potem niedobrze…
Wzruszyłam ramionami i wskazałam na lekko otwarte drzwiczki, za którymi była półka(która w sumie była tak samo zanieczyszczona jak cała reszta pokoju, ale tam przynajmniej było jedzenie).
– Bułki są tam.
– O fajowo! – Vicky wyciągnęła pieczywo z szafki, urwała z niego spory kawał, otworzyła słoik, po czym bezceremonialnie wsadziła całą tę część do Nutelli, jednocześnie przechodząc przez drzwi na ganek… werandę… jakkolwiek to nazwiecie to nie ma znaczenia, wiecie, o co mi chodzi… – A ty? – Wepchnęła sobie to całe jedzenie do gęby. – Jaf je fudaj doftawas? – Przełknęła. – Jak się tutaj dostałaś? Tylko nie mówi, że tak jak ja wsiadłaś do samochodu z obcym facetem i najprościej w świecie dałaś się wywieść z miasta.
– Mm… – Zamieszałam w kubku. – Może nie obcym, bo z Nickiem…
– Czyli twój chło… przyjaciel ma zadatki na porywacz psychopatę? No nieźle – skwitowała, siadając na krześle.
– Wiem, wiem. Ale jego mroczną naturę odkryłam dawno i ma zadatki na kretyna, a to już gorzej – stwierdziłam, klapiąc naprzeciwko niej.
– Przykra sprawa – powiedziała Vicky ironicznym tonem.
– No wiem. – Upiłam trochę napoju.
Nagle w drzwiach pojawił się Nick. Był już ubrany i, co gorsza, tryskający energią. Rozczochrane włosy pozostały w takim nieładzie, w jakim widziałam je chwilę temu.
– Cześć, kicia – rzucił, stając obok mnie. – Udław się tą kawą, Inka jest ohydna. Idziesz nad morze?
– Widzisz? Mam poparcie, że Inka to zło- odezwała się moja nowa znajoma.
Już otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale on zauważył Vicky i skinął jej głową.
– O, hej. Kicia ciebie też wciągnęła w pałaszowanie Nutelli na śniadanie? – Przewróciłam oczami i wymierzyłam mu kopniaka w piszczel.
– Tak właściwie, to twój kocurek został namówiony, na jedzenie Nutelli, a z naszego towarzystwa, to tylko ty zostałeś gdziekolwiek wciągnięty. Na podłogę, z łóżka – rzuciła z odpowiedzi Victoria.
Nick uśmiechnął się i poczochrał moją czuprynę. Miał łatwo, bo włosy były wyjątkowo napuszone.
– Ubieraj się. Czas dokończyć zwiedzanie, signora del mio cuore *damo mego serca* . – Wsadził dłonie do kieszeni dżinsów.
Zmarszczyłam brwi z niechęcią. Tfu, znowu! Jak ja mu zaraz zacznę nawijać po francusku, to się przekona…
– Nienawidzę tego! Co teraz żeś gadał? – spytałam, wygładzając włosy.
Nick wzruszył ramionami.
– Nic wielkiego. Pani wschodzącego słońca. Nie wmówisz mi, że nie wstajesz, gdy słońce to robi. – Spojrzał na Vicky. – Idziesz z nami?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i przez chwilę mierzyła się wzrokiem z moim przyjacielem. Psh, to trochę niepokojące.
O kurde, oni wyglądają, jakby się zaraz mieli na siebie rzucić z pazurami.
Po chwili moja nowa koleżanka się uśmiechnęła i powiedziała:
– Nie, zostanę i spróbuję pospać. – Jej uśmiech stał się diaboliczny. – Nick, wiesz, że znam włoski?
Popatrzyłam z zaciekawieniem na syna Hermesa. Chłopak ledwo zauważalnie uniósł brwi, ale potem na jego twarz wystąpił sarkastyczny uśmiech.
– Ta informacja odmieniła moje życie. Gdzie się nauczyłaś?
– W Toscanii, ale tak właśnie pomyślałam sobie, że chyba pora nauczyć Es, bo ja na jej miejscu czułabym się wykluczona. – Ton głosu Vicky wskazywał na najwyższy stopień rozbawienia, kiedy to człowiek zaraz udusi się z powstrzymywania śmiechu.
Nick przymknął oczy.
– Kicia nienawidzi włoskiego.
Skinęłam potakująco głową. To prawda, wybito mi to z głowy, gdy mój przyjaciel ciągle gadał do mnie po włosku. Masakra, zapewniam was!
Vicky uśmiechnęła się szeroko i uniosła zawadiacko brwi.
– Uwierz mi- pokocha, jak tylko się nauczy tego języka.
Może i bym pokochała włoski, ale najpierw trzeba się go nauczyć. Do wszystkich języków się garnę, ale przez to, że słyszę, jak Nick nawija w języku italijskim przez ponad połowę swojego życia… cóż, to nieco ostudza zapał.
– To się robi dziwne – poinformowałam ich i zwróciłam się do chłopaka z wrednym uśmieszkiem. – Złotko, wyspałeś się?
– Jak nigdy, belle gattino *tu: piękna kicia*. – Rzucił przeciągłe spojrzenie Vicky.
– Faktycznie, robi się dziwnie – zwróciła się do mnie dziewczyna, a następnie popatrzyła na Nicka. Wyraz jej twarzy bardzo przypominał mi moją sześcioletnią siostrzyczkę Angelę, która coś nabroiła- taki pełen satysfakcji i zadowolenia. – Miłego spacerku, corteggiatore *zalotnik, amant*.
Przewróciłam oczami. Doprawdy, i ty, Brutusie?!
Powiedziałam nieco wkurzonym tonem:
-Kolejna! No i co to niby znaczy?
– W jego przypadku, corteggiatore znaczy wyłącznie przyjaciel – wyszczerzyła się Vicky, patrząc na Nicolasa z skrajnym rozbawieniem i współczuciem.
Nick pokazał jej środkowego palca.
Coś czuję, że ich znajomość będzie niezwykle ciepłą i miłą relacją.
***
Po tym, jak się ubrałam, razem z Nickiem i Vicky poszliśmy na śniadanie. Niestety, szybko stamtąd zwiałam, widząc, że w powietrzu zaczynało latać jedzenie, a jakiś niewyżyty bachor wszczął bitwę na jedzenie.
Tak więc zostawiłam moje biedne, porzucone naleśniki, odciągnęłam swojego przyjaciela od dopiero co zaczętych gofrów i wciągnęłam go do lasu.
– Ej, Kicia, no musiałaś? – biadolił Nick, idąc za mną, nieszczęśliwy.
– Dam się wciągnąć w wiele rzeczy, ale bitwy na żarcie nie przewiduję – rzuciłam przez ramię, poprawiając moją czarną bluzkę, wpuszczoną w spodenki.
Usłyszałam, jak chłopak westchnął.
– Chyba nie tylko ty wpadłaś na taki pomysł – powiedział do mnie cicho. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam przed siebie.
Naprzeciwko nas szła jakaś laska… zmierzając w naszym kierunku. I, uwierzcie, słowo „laska” nie było użyte przypadkowo. Szła pewnym siebie krokiem, kręcąc biodrami, z rozwianymi jasnymi włosami. Już szukałam drogi do ucieczki, kiedy dziewczyna zauważyła nas (a, ściślej rzecz biorąc, Nicka), uśmiechnęła się promiennie i podbiegła do mojego przyjaciela.
– Nicolas! O, jak dobrze, że cię znalazłam! – Mówiła z lekkim francuskim akcentem, który tylko podkreślał miękki ton jej głosu. Delikatne rysy twarzy, blada skóra, ogromne niebieskie oczy i wdzięczne usta- o Boże, jak ja bym chciała być taka ładna!
– Cześć, Karine- przywitał ją chłopak, wsadzając ręce do kieszeni.
– Na najpiękniejszą Afrodytę, niewyspany jesteś chyba! Zwykle witasz mnie bardziej entuzjastycznie – zaszczebiotała. Powstrzymałam się od prychnięcia. Ta tapeta nawet mnie nie zauważyła!
– Może trochę – mruknął obojętnym tonem. – Masz jakąś konkretną sprawę? – Popatrzył na nią tymi błękitnymi oczami tak, że dziewczyna się zarumieniła.
– Jenny cię szuka – bąknęła, a ja po raz kolejny stłumiłam śmiech. Ta cała… Karine wyglądała na nieźle speszoną. – Coś odnośnie turnieju, kazała mi to powiedzieć. – Ten jej francuski akcent stawał się coraz bardziej nie do zniesienia.
Nick puścił jej oczko i odpowiedział:
– Jasne. Poszukam jej, ale potem. Oprowadzam kici… znaczy nową.
Dziewczyna obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem niebieskich oczu. Nie odwróciłam wzroku- wpatrywałam się w jej tęczówki z pewnością siebie i spokojem.
– Znacie się? – zwróciła się do Nicolasa, ignorując mnie.
Chłopak wzruszył ramionami i odezwał się szarmancko:
– To moja przyjaciółka, Kari.
W końcu (kiedyś to musiało nastąpić) nie wytrzymałam i rzuciłam ze spokojem:
– Wybaczcie, że przerywam wam tę emocjonującą grę wstępną, ale z Nickiem spieszyliśmy się nad morze.
Karine popatrzyła na mnie z furią.
– Złotko, tamta dróżka – wskazała na ścieżkę nieopodal nas – prowadzi do wody. Zapewne się nie zgubisz, kochanie. – Powiedziała to tak jadowitym tonem, że zmrużyłam oczy i prychnęłam.
– Złotko – przedrzeźniłam ją – zamierzam się tam wybrać z Nicolasem. Jestem nowa i mam specjalne prawa. – Złapałam Nicka za kołnierz i pociągnęłam. – Żegnam.
Chłopak starał się coś powiedzieć, ale Karine nie dała mu dojść do słowa.
– Baw się dobrze, skarbie! Nick, znajdź Jenny. – Uśmiechnęła się do niego przymilnie. – Ja jestem tam, gdzie zawsze. – Posłała mu całusa (powstrzymałam odruch wymiotny) i zgrabnie ruszyła z miejsca w kierunku brzegu lasu.
Nick wyswobodził kołnierz z mojego uchwytu i spojrzał na mnie badawczo.
– O rany, kicia, nie bądź taka zazdrosna – zażartował, uśmiechając się sarkastycznie. Po raz kolejny prychnęłam.
– Słuchaj, dziubek. Jestem twoją przyjaciółką i jestem po to…
– Żeby odstraszać ode mnie dziewczyny? – wyszczerzył się Nick. Wyglądał tak, jakby nic sobie nie robił z tego, że właśnie zepsułam mu randkę z niezłą laską.
– Żeby cię chronić przed tymi niewłaściwymi! – Wyrzuciłam ręce w powietrze. – Czekamy obydwoje na tą właściwą, która przejdzie wszystkie testy – dodałam, gestykulując. – Ta twoja Karine nie zdała nawet pierwszego!
– A jaki jest pierwszy?
– Nie kłócić się ze mną, oczywiście! – powiedziałam takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Bo była! To było najważniejsze.
– Musi być piękna? Zgrabna? Pasująca do mnie? Idealna? – wyliczał Nicolas, nadal trzymając ręce w kieszeniach, z ironicznym uśmiechem.
– Mowa! – Po krótkiej chwili milczenia zaśmiałam się. – Widzisz, a tylko ja spełniam takie wymogi! – Zaczęłam chichotać, bo rozbawiło mnie to.
Chłopak tylko stał, przypatrując się mi. Uśmiech zszedł z jego twarzy.
– Co? Nie bawi cię to? – spytałam go, powoli się uspakajając.
– Mmmm… wolałbym mieć idealną dziewczynę jak…
– …ja – dokończyłam, śmiejąc się. – A przynajmniej zbliżoną. Uwierz mi, twoja przyszła żona będzie miała ze mną przerąbane. Będę jak teściowa!
– Ty już jesteś jak teściowa! – parsknął, zirytowany. Wyszczerzyłam się do niego, okręciłam na pięcie i ruszyłam przed siebie. Pff. Kretyn.
Usłyszałam jego śmiech, po czym na ramieniu poczułam silną dłoń, ciągnącą mnie w swoją stronę.
– Ti amo, anche quando fai così facendo *Kocham cię, nawet kiedy to robisz* – powiedział z uśmiechem na ustach. – A teraz czas poznać obóz, kicia.
Po pierwsze życzę zdrowia!!!!!!
Po drugie kocham Nikolasa! A to się żadko zdarza. Gdy czytałam tą część śmiałam się jak szalona. Rozwalił mnie ten moment z Viki i Nikolasem. To było świetne. Drugi taki świetny moment był kiedy Es zatakowałam Kari to jest świetne serio. Ogulnie ta część była bardzo zabawna a te przemyślenia Es świetne
Po trzecie oczywiście czekam na cd
Ps.: Jak to ja coś zawsze zapomnę a więc dzięki za dedykacje
Łiii, jak ja to uwielbiam 😀 Teraz to się dopiero zacznie 😉
Ach, ten włoski <3.
Kochaaam.
Nom, Nick jest fajny. Piszesz tak bardzo…naturalnie ;p.
Cd…
Spotkanie Vicky z Esmeraldą <3
To będzie piękna przyjaźń. Tak samo jeśli chodzi o Nicka i Vicky, będą latać koty! Dosłownie xD
Włoski 😀 Ooo, to takie słodkie.
Rozdział był niesamowicie zabawny, przyjemny, lekki i łatwy do czytania. Ogółem bardzo mi się podobał
Czekam na cd!
PS. Dziękuję za dedykację
Czytałam już wcześniej, oczywiście ale przeczytać jeszcze raz nie zaszkodziło :3 Matko, jak ja uwielbiam Nicolasa *-* Biedny, zadurzył się w Es ;’) Ciekawa jestem co zrobisz, albo laska go zostawi, albo będą razem, oczywiście :3 Natomiast Vicky? Ale serio- czytać o którejś z narratorek w narracji innej jest mega! Czekam na zamiankę, żeby tak poczytać o es i Kiwie!!! <3 Esmeralda wyszła w rozdziale boska, chyba najlepsza… To znaczy- najprzyjemniej mi się o niej czytało i była najzabawniejsza. Nicolas i jego włoski przyniesie mu zgubę xD szczególnie gdy Victoria jest obok muahahah!!! <3 Ta dwójka albo się pozabija, ale będą razem. To by było ciekawe… Choć wolę Es x Nick :3 Taka mała shipperka ze mnie, ale ciii… ;D
Popieram kiwe- będą latać koty a dokładniej kicia: latać między jednym frontem wroga (nicolasa i vicky) podczas ich mini-wojny 😀
Plus jest taki, że po jutrze następny rozdział :3 Jestem ciekawa co wymyślicie *o*
Taką część trzeba skomentować. Spotkanie dwóch narratorek? No nie ma opcji, zeby ominąć bez komentarza!( Za poprzednie braki przepraszam, mam dwumiesięczny szlaban na komputer…).
bardzo podoba mi sie naturalność tego spotkania, ale też ze nie przedobrzylas.
Jest swobodna rozmowa, nie cala a potem tylko uwaga, ze gadaly więcej. Takie bez fanfarow to spotkanie: dla mnie idealne 😉 nie widać nie-za-bardzo-ukrytych wskazówek ze „te dwie będą bff i wgl najnaj przyjaciółkami na zawsze!!!!” Nie- miła rozmowa dwuch dziewczyn (to, ze za*jebis*ych dziewczyn, to inna sprawa…)
Uwielbiam ten humor w tym zawarty. Gra językowa jaką prowadzi Vicky jest cudna, tak jak to jak dziewczyna ma ubaw z biednego nicolasa…! A Es taka kochana, sposób w jaki traktuje nicolasa (a on ją) jest mega fragment z włoskim i podsumowanie Es jak bedzie wyglądała przyjaźń vicky i nicolasa najlepsze!
PrzepraszamZa błędy, ale telefon nie służy… Jak tylko dostanę komputer, obiecuję ponadrabiac komentarze tu i na waszym blogu.
Ściskam i życzę zarówno autorce tej części jak i pozostałym dwóm duuuzo weny! ;D
Pani D.
Es, Vicky i Nick – kocham ten trójkącik 😀 😀 😀 Dziewczyny, nawet nie wyobrażacie sobie jak ja uwielbiam szczerzyć się do ekranu czytając Wasze opko… to jest po prostu cudowne ;** Oj i teraz przez Was będę myślała tylko o jednym: Es, Nick, Es, Nick , Es, Nick… no kiedy on jej powie i kiedy będą razem i czy wgl będą razem i o jejciu jacy oni są slodcy… migiem mi tu przysyłać cd 😉