Dzisiaj przedstawiamy pierwszy Pojedynek Specjalny w ramach naszej blogowej zabawy. W lewym narożniku prezentuje się hadesik, który swój nick pisze z małej litery, choć spełnia wszystkie warunki do bycia wielkim twórcą. I wcale nie robił nic na lewo 😉 W prawym narożniku czujnie obserwuje go Kira, zwyciężczyni pierwszego Pojedynku Normalnego, która uwielbia pisać, czynna Rick-blogowiczka, jej prace uwielbiają wszyscy czytelnicy.
Warunki pojedynku są następujące:
- Gabinet szkolnego pedagoga/psychologa
- Papieros
- „Czy ty nie masz czasem jakiś problemów?”
- „Gdybym panu/pani powiedział/a, to pan/pani miałby/miałaby problemy!”
Ring jest wolny!
Opowiadanie hadesika:
Robotikos 2 14
Była to lekcja historii. WX-65 jak zwykle nie słuchał. Wiedział od dawna to, co mówił do głąbów z jego klasy MH-12. Jego cybernetyczne myśli błądziły daleko od tematu dawnych czasów, kiedy ludzkość zorientowała się, że roboty chcą ich wykiwać. Myślał o nowych efajach, które kupił na bazarze na Różyckiego. Podobno nie szkodziły na dysk twardy, a tylko delikatnie łaskotały jego czujniki. WX-65 wcale nie twierdził, że nowoczesne papierosy kwantowe są dla słabeuszy. Po prostu chciał rzucić palenie, bo z jego konta zbyt szybko znikały pixele. Kiedy wreszcie zawyła upragniona syrena oznaczająca koniec lekcji, szybko spakował swojego dwuterabajtowego pendrive’a i wyjechał na swoich gąsienicach z sali jako pierwszy. Skierował się od razu do szkolnego glitcha, gdzie każdy mógł naładować swoje baterie. Teoretycznie. W praktyce akurat glitch największej szkoły w Vavacity był od lat zepsuty. Tradycje Polaków, by przekładać wszystko na jutro, wżarły się w mentalność ich następców, robotów. WX-65 wbiegł do okrągłego pomieszczenia z setkami kontaktów na klinicznie białej ścianie i wyciągnął w pośpiechu upragnionego szluga. Włożył go pomiędzy stalowe szczęki i modułem zapalniczki podpalił go. Zaciągnął się potężnie. Faktycznie, dym tylko łaskotał oliwkowym posmakiem. Wypuścił go, tworząc kółko, potem kwadrat i trójkąt Eschera. Przy drugim buchu usłyszał ryk silnika. Nie zdążył jednak wyrzucić fajki, gdy nadjechał pedel, KO-98. Był to robot starej daty produkcji i nadal nie rozumiał zasad działania higher-techowych używek.
– Ha! Wiecziałem, że czioś ktoś tu pali! â Zawołał metalicznym głosem â Idziemy do pczichologa!
– Ale panie KO-98, to są nowe szlugi, one nie szkodzą! â Bronił się WX-65.
– Szkoczią, czi nie szkoczią, idziemy â W modelach KO po kilku latach użytkowania (mniej więcej do pierwszej wymiany opon) zaczynały psuć się głośniki w module głosu, dlatego brzmiał on, jakby trzymali w szczękach rozwodniony kwas askorbinowy. W każdym razie pedel wystrzelił swojego grappla*, który złapał WX-65 za mikrucho. Obrócił się z piskiem opon i ruszył w kierunku gabinetu postrachu szkoły, psychologa. Był on dawnym modelem robota wojskowego OP-76. Podobno pamiętał Wielką Wojnę. KO-98 puścił palacza dopiero pod drzwiami znienawidzonej sali. Załomotał w nie pięścią, obrócił się szybko, rzucił „powodzenia” i uciekł. Przerwa już się skończyła, więc nie było naprawdę nikogo, kto mógłby go uratować.
Nagle zza drzwi dobiegł bardziej dźwięk przypominający skrzypienie korodującego metalu na tablicy, niż głos jakiegokolwiek robota.
– Wejść!
Więc niewiele myśląc WX-65 wszedł do środka. Wiedział, że im dłużej się będzie ociągał, tym bardziej zdenerwuje pedagoga, który siedział jak zwykle zwrócony twarzą do okna, a więc tyłem do drzwi.
– A więc paliłeś fajki w naszym zacnym TECHnikum**? â Zazgrzytał.
– Skąd pan wie? â Zdziwił się nasz protagonista.
– Czuć od ciebie na kilometr. A nawet na dwa i trzysta dwadzieścia pięć metrów â Powiedział pedagog i odwrócił się razem z fotelem, tak, aby WX-65 mógł zobaczyć jego zmasakrowaną na wojnie facjatę. Żartuję, oczywiście jak każdy weteran zrobił sobie z części zamiennych nową twarz, piękniejszą od poprzedniej.
– Ale to przecież są te nowe, kwantowe, nic mi się nie stanie â Nieśmiało powiedział WX-65
– Szlugi to szlugi. Uzależniają. I czy są kwantowe, czy astrofizyczne, wszystkie szkodzą. A jak nie szkodzą, to pomyśl sobie, ile pixeli tracisz na nałóg â Zaczął monolog OP-76
– No właśnie rzucam, bo zbyt szybko się kończą â Młody robot zaczynał mieć nadzieję, że uda mu się rozstać z pedagogiem w zgodzie
– Nie lubię jak mi się przerywa â Groźnie nastroszył szczotki nauczyciel â A wiesz, ile razy słyszałem wymówkę, że rzucasz? W rankingu najpopularniejszych wymówek zajmuje czwarte miejsce!
– Oj tam oj tam â Zbagatelizował WX
– Hmm… – OP uspokoił się, usiadł z powrotem na fotel, splótł chwytaki i powiedział głosem, w którym można było wyczuć tłumioną wściekłość âCzy ty nie masz czasem jakiś problemów?
– Gdybym panu powiedział, to pan miałby problemy â On już wiedział, że to jego ostatni dzień na planecie EH3. Chciał odejść z hukiem. Tak, żeby zadudniło. Coby wszyscy usłyszeli. No i zadziałało.
Czerwone lampki w oczach weterana rozbłysły płomieniem nienawiści. Silnik jonowy rozgrzał się do czerwoności. Chwytaki cały czas zmieniały formę: nóż, minigun, działo laserowe, Morgenstern, sękacz… OP-67 nie mógł zdecydować się, czy zdekapitować tego małego upierdliwca, czy może poćwiartować lub zrobić z niego sito kalibrem 5,5. Jak to mówią: problemy czwartej generacji. W końcu zdecydował się na staroszkolne grawitony. Wybrał wyjątkowo małego i wystrzelił jakiś metr od ucznia. Jak to grawitony w zwyczaju mają, w zetknięciu z azotem zaburzyły w tym miejscu pole grawitacyjne Ziemi, więc młody robot, który nie miał jeszcze wbudowanych pól Schrodingera (przecież jak wiadomo, otrzymywało się je po zdaniu egzaminu maturalnego), poleciał w prawo i wypadł przez okno. Jak każdy budynek publiczny, szkoła miała zasilanie reaktorami kwasowymi, przez co cała była otoczona basenem z kwasu chlorowodorowego. Niestety, przez ostatnie ataki niedobitków bojówki ludzkiej, nie miał on osłon deszczowych, przez co co jakiś czas ktoś nieuważny tam wpadał i się rozpuszczał. Właśnie w kierunku tej chemicznej fosy spadał WX-65. Najgorsze było to, że OP-67 nie poniesie żadnych konsekwencji. Roboty często powtarzały jedną ze swoich ulubionych ludzkich sentencji „Nas mnogo”. Śmierć jednostki się dla nich nie liczyła. To znaczy, dla danej jednostki się liczyła, ale humanoidy nie mają uczuć. Przynajmniej tak twierdzili ludzie, dopóki żyli…
Wracając do naszego bohatera, spadł z piątego piętra, więc teoretycznie miał dosyć czasu na rozwinięcie śmigieł i ustabilizowanie lotu. Pech chciał, że dzień wcześniej oddał system sterujący lotem do naprawy. Mógł tylko spowolnić upadek, co oczywiście zrobił. Po chwili szybkiego obliczania w jego binarnym mózgu pojawiło się ostatnie życzenie. Jedną ręką zapalił więc papierosa i wsadził go sobie do ust, a drugą zmienił w lekkie działko laserowe. Była to jego najpotężniejsza broń, ale i tak była dosyć słaba. Wycelował ją w okno gabinetu pedagoga i wystrzelił. Sabotaż i niszczenie mienia państwowego były karane śmiercią, ale wiedział, ze i tak zakończy swoją egzystencję. Nie dane mu było jednak się zemścić. Wszystkie otwory budynku były ochraniane polem antylaserowym, więc jego pocisk się odbił. WX-65 mógł tylko patrzeć jak wiązka fotonów pędzi w kierunku śmigieł. Kiedy uderzyła, poczuł gwałtowny wstrząs i runął w otchłań. W ostatniej chwili egzystencji jego procesory rozjarzyła myśl, która rozwiązałaby problem zbuntowanych ludzi. Nagle wpadł do kwasu i widział, jak całą myśl staję się coraz bardziej zgniłozielona. A potem była już tylko ciemność.
* Grapple to taka ręka, którą można wystrzeliwać w dowolnym kierunku. Jest w podstawowym wyposażeniu m. In. modeli KO, MGS, BUM, PKrE, VVV i SkT
** Łapiecie?
Opowiadanie Kiry:
Kobieta westchnęła, odkładając papiery na bok. Zdjęła z nosa okulary i przetarła zmęczone oczy. Westchnęła głośno, spoglądając przez okno, a następnie wbiła wzrok w jakiś punkt w oddali. Tony cierpliwie czekał. Założył ręce za głowę, po czym po raz kolejny rozejrzał się po gabinecie. Ściany pomalowano na ładny, delikatny odcień zieleni i powieszono na nich „motywatory” w postaci plakatów. Na podłodze leżała szara wykładzina w kółka. Stało tu biurko z komputerem, mała szafka z szufladami, półki pełne segregatorów i książek oraz kilka bardzo wygodnych, zielonych foteli. Właśnie na jednym z nich siedział Tony. Wreszcie kobieta spojrzała na niego z niewyraźną miną.
– I co ja mam z tobą zrobić? – spytała.
Chłopak wzruszył ramionami.
– To pani jest pedagogiem, nie ja.
– Tony! – głos kobiety uderzył w ostrzegawczy ton. Potem jej twarz złagodniała. – To już trzeci raz w tym miesiącu, kiedy u mnie wylądowałeś… Nauczyciele się na ciebie skarżą. Urywasz się z lekcji, znikasz w środku dnia! Wywołałeś pożar w szatni na basen, wybiłeś okno w korytarzu w sektorze B… Grozi ci wyrzucenie ze szkoły! Co się z tobą ostatnio dzieje?!
Tony najchętniej by głośno się roześmiał. Co się dzieje? Jest herosem! Ot, co! Jakby tego było mało, synem samego Hadesa. Ucieczki? Zwiewał przed mantikorą. Pożar? Zabił bazyliszki. Wybite okno? Atak empuzy.
Zamiast tego znów wzruszył ramionami.
– Naprawdę, Tony… Masz czternaście lat, całe życie przed sobą. A spójrz tylko na siebie!
Po jego prawej stronie wisiało duże lustro. W odbiciu ujrzał czarnowłosego chłopaka o jasnej karnacji, ale nie trupio bladej, z ledwo widocznymi piegami na policzkach. Jego oczy miały barwę tak czystej i głębokiej czerni, że ludzie przy pierwszym spotkaniu z nim, onieśmieleni odwracali wzrok. Miał na sobie ciemne dżinsy, szary, gładki T-shirt, koszulę w biało-czarną kratę, a na nogach szare trampki. Na karku widniał tatuaż przedstawiający trzy czarne kruki w locie. Prezent na ostatnie urodziny. Uśmiechnął się sam do siebie, szczerząc zęby, po czym zwrócił do pedagożki:
– Uważam, że wyglądam zaskakująco dobrze.
– Uhhhh! – kobieta opadła na biurko, ukrywszy twarz w dłoniach. Tony wstał i pocieszająco poklepał ją po ramieniu.
– Niech się pani nie martwi. Wiem, że trudno ze mną wytrzymać.
Trzydziestolatka podniosła głowę, by spojrzeć na niego spod przymrużonych powiek.
– Czy ty nie masz czasem jakiś problemów? – spytała.
Tony zamyślił się. „Codziennie uciekam przed potworami, próbuję wychować młodego piekielnego ogara, który lada chwila osiągnie imponujące rozmiary, moim ojcem jest Hades i jest naprawdę debilnym rodzicem, nie potrafię zaprosić dziewczyny swoich marzeń na randkę… Trochę by się uzbierało…”
– Gdybym pani powiedział, to pani miałaby problemy!
– Poddaję się…
Kobieta sięgnęła do czerwonej torebki, leżącej pod biurkiem. Wyjęła z niej paczkę papierosów, a z szuflady zapalniczkę. W tej szkole było to normalne. Jednak zanim zdążyła zapalić, Tony wyjął papierosa z jej ust i wyrzucił go do kosza. Szare oczy nauczycielki rozszerzyły się ze zdumienia.
– Palenie zabija – powiedział jak gdyby nigdy nic Tony, po czym wrócił na swój fotel. – Wie pani ilu amerykanów rocznie umiera na raka płuc? Ponad sto sześćdziesiąt tysięcy! To o połowę więcej niż dwadzieścia lat temu. Nie wspominając o pozostałych odmianach tej choroby. Zatruwamy się, czym tylko się da i później dziwimy, że jesteśmy chorzy. Do tego dochodzą zaburzenia psychiczne, a nawet depresje. Zamiast dbać o własne życie, zabijamy się. Mniej lub bardziej świadomie…
Nagle zorientował się, że pedagożka dosłownie wytrzeszcza na niego gały. Odkaszlnął, lekko zakłopotany i złożył ręce na piersi.
– Tony – zaczęła kobieta. – To było… zaskakujące!
„Jak się jest synem Hadesa to się chyba, co nieco wie o śmierci, nie?” – pomyślał. Natomiast na głos odparł:
– Takie małe hobby.
– Chciałbyś być lekarzem?
– Psychiatrą. Albo psychoonkologiem. Jeszcze się nie zdecydowałem – odpowiedział.
– Wow! To niesamowite, Tony! Jestem pod wrażeniem.
Chłopak uniósł brew.
– To takie dziwne, że chciałbym ratować ludzkie życia? Przekonywać ich, że warto o nie walczyć i starać się żyć jak najlepiej? Prawda jest taka, że ludzie to idioci, którzy żałują swoich czynów, gdy jest już za późno. Chciałbym to zmienić.
Kobieta otwierała i zamykała usta jak ryba wyrzucona z wody. Najwyraźniej ją zatkało.
Tony wywrócił oczami, wyjrzawszy następnie przez okno. Cała ta sytuacja zaczynała go już irytować. Wtedy między drzewami rosnącymi na szkolnym dziedzińcu. Mignęła mu postać z długimi, złoto-blond włosami. Serce zabiło mu szybciej. Sekundę później pojawiła się druga osoba. Chłopak o krótkich, brązowo-czarnych włosach, czarnych oczach, niezbyt wysoki, ubrany w czerwoną bluzę i czarne spodnie. Zatrzymał się. Spojrzał w stronę Tony’ego, po czym wesoło mu pomachał. Kiedy syn Hadesa uniósł dłoń w odpowiedzi, chłopak spytał go na migi: „Wytrzymasz jeszcze pięć minut?”
Tony zerknął przez ramię na pedagog. Nadal próbowała przyswoić usłyszane informacje. Uśmiechnął się i uniósł kciuk do góry. W tym czasie wróciła pierwsza dziewczyna. Jej złociste włosy były wysoko związane w koński ogon, a zielono-szare oczy błyszczały z emocji. Ujrzawszy Tony’ego, również pomachała.
Mickey i Liz. Jego najlepsi przyjaciele.
Z ciężkim westchnieniem odwrócił się od okna. „Jeszcze trzy minuty. Jeszcze trzy minuty…”
– Wiesz co, Tony – odezwała się niespodziewanie kobieta. – Dajmy sobie z tym spokój. Ja… mam już dosyć. Oboje jesteśmy ludźmi, jesteśmy zmęczeni… Jesteś wolny!
Tony całkowicie się rozpromienił.
– To najmądrzejsza decyzja w pani życiu. Zapewniam!
Będąc już przy drzwiach, rzucił przez ramię:
– Na pani miejscu od zaraz zacząłbym rzucać palenie!
Pędem zbiegł ze schodów i wypadł na podwórko. Mickey i Liz czekali na niego, ukryci za murkiem, otoczeni przez krzaki. Tony przeskoczył zarośla, lądując tuż przed nimi.
– W samą porę – odezwał się Mickey. – Gotów?
– Zawsze – roześmiał się Tony. – Co tym razem?
Odpowiedziała mu Liz:
– Trzy drakainy. Ledwo im uciekliśmy. Jeśli się nie mylę to… – przerwał jej dźwięk dzwonka alarmowego oraz zadowolony krzyk potworzyc – Już nas znalazły.
– Czyli jednak wywalą mnie z tej szkoły – stwierdził Tony, dobywając miecza, który zmaterializował się przy jego lewym boku. – Zabawimy się?
– Jakbyśmy mieli jakiś wybór – mruknął Mickey i całą trójką ruszyli na upiorzyce.
PS. Opowiadania te są oryginalną wersją autorów, naszym zadaniem jest tylko sklejanie pojedynków w całość. Wszelkie błędy, zamierzone czy nie, nie są naszą winą.
PPS. Ciągle oczekujemy maila od Jane! Prosimy cię o przesłanie warunków na Pojedynek Malowany, gdyż chcemy ogłosić kolejną kategorię.
Izzy & Carmel
Oddaję swój głos na Kirę, bo pozamieniało mi myślniki w ruskie „a”.
oddaję głos na hadesika XD
Bez dłuższego zastanawiania się, mój głos wsiada na pegaza i leci do Kiry.
Mój głos prędziutko wędruje do Kiry
Oddáję głos ná hádesiká.
Trudna decyzja, ale… Głosuję na Kirę! XD
Przyznam, że miałam spory problem z podjęciem decyzji – oba teksty są fajne, ale choć tematyka opowiadania Hadesika jest oryginalniejsza, to bardziej przypadło mi do gustu opowiadanie Kiry. Gratuluję jednak obu autorom dobrych prac; to udany pojedynek
Głosuję na Kirę 😀
Mój głos idzie do Hadzia, bo jego pomysł był bardziej oryginalny, ciekawy i zdecydowanie przykuł moją uwagę. Jednakże opko Kiry też świetne. Powiem tak samo, jak Karolajn – udany pojedynek, poprzeczka wysoka. Gratulacje. W sumie, nieważne kto wygra; oboje jesteście pierwsi.
Wszyscy, którzy napisali mój nick z duzej litery dostają karny barszczyk
Nawet jeśli ten głos nie ma znaczenia, to oddaję go na hâdziâ.
Opowiadanie Kiry spodobało mi się, ale czegoś mi w nim zabrakło… No i ogólnie końcówka dziwna. Ciężki wybór, oboje jesteście bardzo dobrzy!
Głosuje na Kirę
Nie wiem do kiedy był termin, ale mnie to nie obchodzi, nawet jak mój głos będzie nie ważny xD
Obie praca super (oczywiście przeczytałam obydwie, nie komentowałabym jakbym coś pominęła ;)) i z czystym sumieniem oddaję głos Kirze- dlaczego? No bo strasznie lubię ten gładki i przyjemny styl pisania. Praca super, podobała mi się. No, hadesik też fajnie napisał, nie narzekam.
Pozdrawiam
Do gustu mi przypadła bardziej praca Kiry, dlatego właśnie na jej opko oddaję głos
Odaje głos na Kier
oddaję swój głos na Kirę. Łatwiej mi się czytało jej opowiadanie
No i co ja mam zrobić? Nie nawidze i nie rozumiem prac/filmów itp SF (wyjontkiem jest The 100 ale to kocham) Wienc mimo całej mojej sympati do hadesika głosuje na Kire. Gratuluje hedesikowi. ^ ^
Głosuję na…ech, trudny wybór. Na hadesika, oryginalny pomysł, nie wpadłabym na coś takiego. No
Głosowanie zamknięte, wyniki:http://rickriordan.pl/2014/11/pojedynki-do-tanga-trzeba-dwojga-czyli-kazdy-heros-potrzebuje-satyra/