Od autorki
Przede wszystkim chciałabym pogratulować wszystkim, którym udało się zwyciężyć w konkursie na napisanie dalszego ciągu do pierwszego rozdziału „Krwi Olimpu”. Wasze prace są świetne, genialne, najlepsze naprawdę gratuluję 😀 Oczywiście nie byłabym taka miła gdyby wasze cudowne opowiadanie nie natchnęły mnie do stworzenia swojej wersji rozdziału drugiego 😛 Proszę o szczere komentarze
XOXO
Estora
PS: Desykacja dla easter bunny, magia i Pass auf
Kiedy Annabeth i Piper wzięły go pod ramiona, aby pomóc mu wejść na szczyt, Jason pomimo okropnego zmęczenia, mógł spokojnie oddać się dalszym rozmyślaniom. Misje zwiadowcze były od zawsze jednymi z najtrudniejszych zadań i dlatego Obóz Jupiter wywierał na nie szczególny nacisk. Przez lata szkoleń w tym zakresie Jason nauczył się, że najważniejsze są trzy zasady, których bezwarunkowo należy się trzymać: 1) doskonale przemyślany plan 2) dokładne określenie informacji, jakie chce się pozyskać i 3) dobry wybór głównodowodzącego. Oczywiście, jak można się łatwo domyślić ich misja nie spełniała ani jednego. Nie dość, że wybrali się tam zupełnie na żywioł (no, może z kilkoma wskazówkami syna Hadesa, ale było ich tak niewiele, że nikt na nie specjalnie nie liczył), to jeszcze każdy z wielkiej siódemki miał własną teorię, jakich informacji właściwie potrzebują. Jeśli chodzi o Jasona miał nadzieję, że w ogóle czegoś się dowiedzą, bo póki co, bez wyraźnej wskazówki jak dalej ma potoczyć się ich misja ratowania świata, przyszłość rysowała się w bardzo ciemnych barwach.
– Jak na moje oko jeszcze tylko parę minut i będziemy na szczycie – oznajmiła Piper przystając na chwilę – Jak się czujesz Jason? Chcesz żebyśmy zrobili sobie przerwę?
– Żadnej przerwy – odpowiedział stanowczo podpierając się na lasce – Im szybciej dojdziemy tym lepiej!
Potomek najwyższego z bogów i były pretor Obozu Jupiter nie szedł przodem jak przystało na dowodzącego, troszcząc się o pozostałych uczestników wyprawy. Musiał być przytrzymywany z jednej i z drugiej strony, jak jakiś starzec, co wcale nie poprawiło jego samopoczucia. Czuł każdy mięsień swojego ciała, ból promieniował z nóg do głowy i przez to czuł, jak obraz powoli mu się zaciemniał i utrudniał właściwą ocenę sytuacji. Niestety oprócz okropnego stanu fizycznego, w fatalnym stanie był również stan psychiczny. Jason czuł się zwyczajnie upokorzony. Spojrzał na swoje towarzyszki, które również nie czuły się najlepiej. Piper oddychała coraz ciężej i ukradkiem rozprostowywała coraz bardziej zdrętwiałe ręce. Natomiast Annabeth co chwile ocierała pot spływający jej z czoła. Co prawda rozmawiały ze sobą radośnie sprawiając wrażenie, że wszystko gra, ale…
– Spokojnie dziewczyny, już mi lepiej, dalej pójdę sam – mówił próbując wysmyknąć się z ich objęć.
– Jason, chyba nie myślisz, że ci na to pozwolimy – mówiła Piper tym swoim troskliwym głosikiem zarezerwowanym tylko dla niego – Naprawdę, daj sobie pomóc, prawda Annabeth.
Jednak dziewczyna posłała mu tylko jakieś przelotne spojrzenie. Potomek Gromowładnego był wściekły. Córka Ateny była urodzonym przywódcą. Osobą, za którą gro osób poszłoby bez wahania na koniec świata, nie tylko dlatego, że jednym spojrzeniem potrafiłaby zamienić w kamień samą meduzę. Ann był po prostu niesamowicie inteligentną dziewczyną, która w mgnieniu oka oceniała sytuacje i podejmowała właściwe decyzje. Oczywiście jak każdy z wielkiej siódemki, chciałby mieć takiego sojusznika jak ona, ale dziewczyna najwyraźniej nie była co do niego przekonana i na każdym kroku pokazywała, że nie darzy go pełnym zaufaniem. Jason miał nadzieję, że jeśli wykaże się w tej misji sprytem, inteligencją i zaradnością godną dowódcy, pozyska sobie choć część jej sympatii. Ale jak tu można mówić o czymś takim, będąc zamienionym w rozsypującego się staruszka, który może jedynie kopnąć w kalendarz…?
– Nareszcie, oto pałac Odyseusza – powiedziała z zachwytem Annabeth, po czym obie z Piper pozwoliły mu podeprzeć się na lasce i odpocząć. W między czasie dla relaksu mógł sobie posłuchać „fascynującego” wykładu Annabeth.
– W czerwcu dwa tysiące dziesiątego roku naukowcy odkryli budowle, która najprawdopodobniej pochodzi z ósmego wieku przed nasza erą, czyli dokładnie z tego okresu, kiedy Itaką władał Odyseusz. Budowla niegdyś miała trzy piętra i schody wykłute ze skały, przez to przypomina inne pałace znalezio…
– To niesamowite – wtrącił Jason stając wreszcie z trudem na nogach – Ale na naszym miejscu przyjrzałbym się raczej temu, czego nie znajdziemy w żadnym podręczniku do historii.
Pomimo niezadowolenia córki Ateny cała drużyna spojrzała w dół łagodnego zbocza. Oprócz doskonale zachowanych stołów i części ścian z ogromnym otworem, w których niegdyś zapewne mieściły się drzwi, pierwsze co rzucało się w oczy, to zgraja groźnie wyglądających mężczyzn biesiadująca przy obficie zastawionych kamiennych stołach. Między nimi przechadzały się służące ubrane bardzo podobnie do Annabeth i Piper, nigdzie jednak nie widział ani jednego starca. Nie tym jednak przejął się najbardziej.
– Ej, dziewczyny – odezwał się wreszcie – Dlaczego ci faceci nie wyglądają , no wiecie, jak duchy.
– To dlatego, że Wrota Śmierci były zbyt długo otwarte – odpowiedziała Annabeth – Niektóre duchy zdążyły się zupełnie odrodzić, inne tylko częściowo, przez co, tak jak bogowie mają tę całą cholerną schizofrenię.
– To znaczy….
– To znaczy – powiedział blondynka tonem, który oznaczał pewnie „Dlaczego ja zawsze muszę ci wszystko tłumaczyć Grace”, a może tylko jemu tak się wydawało – że mogą mieć tendencje do mieszania czasów
– O nie – jęknęła Piper – powiedz, że chodzi ci o gramatykę.
– Niestety nie Pipes, miałam raczej na myśli to, że żyją w dwóch światach. Rozumiecie o co mi chodzi? W jednej chwili wydaje im się, że jest starożytność a oni biesiadują przy stołach czekając na powrót Odysa, a zaraz potem opamiętują się i „wracają” do współczesności i Gai próbującej przejąć władzę nad światem. Dlatego musimy dokładnie sprawdzać do jakich czasów odnosi się informacja, którą usłyszymy. A co do planu…
– To moja działka – przerwał jej nietaktowanie Jason – Uważam, że powinniśmy wchodzić do tego pomieszczenia pojedynczo w różnych odstępach czasu, by nie budzić podejrzeń. Annabeth, jako najbardziej doświadczona z nas pójdzie pierwsza. Potem Piper, a ja na końcu.
– Nie zgadzam się! – zaprotestowała stanowczo córka Afrodyty – Jason, muszę cię asekurować. Zbocze góry nie jest ani wysokie ani strome ale, schody do pałacu…
– Ale – próbował zaprotestować
– Jason – powiedziała Annabeth o wiele łagodniej niż się spodziewał –powiem ci to, co mówię Percy’emu w takich chwilach. Musisz się odsunąć na bok i pozwolić swojej dziewczynie zająć się sobą, ponieważ od twojej dumy zależy właśnie wszystko po co tu przyszliśmy. Przykro mi, ale tym razem twoja siła fizyczna i moc panowania nad wiatrami może iść się bujać!
Syna Zeusa zapiekły policzki. A więc za takiego go miała?! Za nadętego „przywódcę” niepotrafiącego przyjąć pomocy nawet od własnej dziewczyny! Za jakiegoś mocarza, który oprócz walki na miecze nie potrafi nic! Jeszcze się zdziwi! Jeszcze uwierzy, że naprawdę może spokojnie powierzyć mu każde zadanie!
– Jak sobie życzysz – mruknął do córki Ateny siląc się na obojętny ton
– Świetnie – odpowiedziała podwijając tunikę, aż do kolan, po czym życzyła im powodzenia i zbiegła w dół.
Kiedy Annabeth zniknęła za murami pałacu i wmieszała się w tłum, Piper pomogła mu się wesprzeć na swoim ramieniu i zaczęli powoli schodzić śladami heroski.
– Jason nie możesz brać sobie do serca wszystko, co mówi i robi Ann – powiedziała Piper po długiej ciszy
– Ach tak?! – zdenerwował się – Pipes przecież ona…
– Jest przemęczona po kolejnej nieprzespanej nocy, podczas której musiała walczyć z kolejnymi koszmarami o Tartarze – dokończyła spokojnie – A po za tym nie wszyscy muszą cię podziwiać kochanie, czasem musi ci wystarczyć sama akceptacja.
Chciał jej odpowiedzieć, ale wspinaczka po schodach okazała się dla niego tak męczącym zajęciem, że oboje byli zmuszeni przerwać rozmowę, aby wtoczyć go jakoś na szczyt.
Jason walczył już w swoim życiu z wieloma trudnymi do pokonania przeciwnikami. Byli wśród nich giganci, tytani, najróżniejszej maści potwory oraz Herkules, może dlatego ryk tłumu mocnych męskich głosów nie zrobiła na niego aż tak pionującego wrażenia, jak na córce Afrodyty. Syn Zeusa i pioruny wyszedłby z tego niezły suchar – roześmiał się w duchu, ale zaraz wrócił do bardziej istotnych spraw. Pocałował Piper na pożegnanie i rozejrzał się dookoła, aby w razie czego opracować plan ucieczki. Nie wyobrażał sobie wracać tą sama drogą, którą przyszli chyba, że wykorzystałby moc duchów wiatrów (znowu pomyślał o słowach Annabeth). Co do terenu wokół zamku był dość obiecujący, gdyż porastały go drzewa i dość wysokie krzewy, nie wiedział jednak, jak daleko ciągnie się ten las i co za nim jest. Nie mogli sobie pozwolić na zgubienie trasy prowadzącej do Argo II, gdyż z tego co mówił Leo wynikało, iż muszą wypłynąć najwcześniej o zmierzchu, jeśli chcą mieć jakiekolwiek szanse na dotarcie do Grecji, przed upływem daty narodzin Gai. Czas płynął nieubłaganie, więc musieli się pospieszyć. Syn Zeusa podniósł się z trudem na nogi narzekając na swój obolały kręgosłup i stawy biodrowe. Po czym wychylił się zza bezpiecznej ściany i wszedł do środka.
Jason nie był może orłem z matematyki (kolejny materiał na dowcip), ale z łatwością mógł ocenić liczbę mężczyzn siedzących przy stołach. Było ich dużo. Dobrze zbudowani, olbrzymi Grecy, byli ubrani w tradycyjne starożytne szaty, zdobione w zależności od statusu majątkowego. Wszyscy dyskutowali o czymś żywiołowo, popijając wino z wielkich pozłacanych kielichów . Ich głosy mieszały się w powietrzu tworząc mieszaninę tak wielu nowych informacji, że ciężko było z nich wyłapać te naprawdę istotne. Tak niczego nie zdziałam – pomyślał. I kiedy już miał zdecydować, którym „stołem” powinien się zająć, usłyszał czyjś gruby stanowczy głos.
– Starcze!
Rozejrzał się, próbując odgadnąć do kogo należy, spostrzegł, że każdy wpatruje się w niego zaciekawionym spojrzeniem.
– Ej ,ślepy jesteś czy co?! – zawołał znowu.
Tym razem udało mu się dojrzeć owego mężczyznę. Wyglądem nie wyróżniał się zbytnio od pozostałych. Miał czarne, gęste aczkolwiek krótkie czarne włosy, przechodzące w długą pokaźnie wyglądająca brodę. Jego chioton[1] był luźną, najprawdopodobniej wełnianą szatą, pozbawiona delikatnych fałd narzucony na niego himation[2] układał się miękko wokół jego ciała.
– Już idę panie – powiedział i podszedł chwiejnie, gdyż nogi miał jak z waty
– On chyba naprawdę jest ślepy –wyszeptał inny siedzący obok tego pierwszego na tyle głośno, iż Jason pomimo starczej głuchoty, mógł go usłyszeć – Czy to naprawdę może być on?
Chwila , ślepy starzec? Coś mi to mówi – przemknęło przez głowę syna Zeusa. Stary człowiek, utrata wzroku, myśli Jasona gnały jak szalone. Nagle doznał oświecenia. Odchrząknął kilka razy, wypiął pierś, po czym powiedział pewniejszym już głosem.
– Witajcie zacni panowie, oczywiście nie mylicie się w swoich podejrzeniach, oto ja Terezjasz.
Z chwilą, gdy wypowiedział te słowa heros, zrobił także krótkie podsumowanie znanych mu informacji na temat tego człowieka: był prorokiem w wyniku dziwnych zdarzeń, najpierw przez siedem lat był mężczyzną, a potem kobietą (albo naowrót, tego nie pamiętał), ślepota była karą Ateny za ujrzenie jej nago podczas kąpieli. Chociaż druga wersja mówi, że to Hera sprawiła mu ten „dar”, za przyznanie racji Zeusowi, że to kobieta odczuwa większą przyjemność podczas stosunku płciowego (Jason musiałby się poważnie zastanowić nad tym, którą wersje woli). Wracając jednak do rzeczywistości, wyznanie młodzieńca wzbudziło nie małe zainteresowanie wśród mężczyzn, którzy oderwali się od swoich rozmów, po czym zebrali się wokół niego, aby mu się przyjrzeć.
– Ha, od razu wiedziałem – krzyknął człowiek (a może raczej duch), który zobaczył go jako pierwszy. Po czym zwrócił się do niego bezpośrednio – Witaj proroku, na imię mam Polikrates i jestem synem wielkiego Ajaksa, władcy Samos, na pewno słyszałeś już o mnie i moich osiągnięciach
Chłopie niedawno dowiedziałem się, że królowa Anglii ma na imię Elżbieta, nie wymagaj ode mnie zbyt dużo, zadrwił w myślach Jason
– Oczywiście, twoja sława nie jest mi obca – powiedział do Polikratesa kłaniając się lekko, a że nienawidził się korzyć, kłaniać i poniżać zrobił to z lekkim grymasem. Za Polikratesem zaczęli przedstawiać się inni wykrzykując, jeden przez drugiego swoje pochodzenie i osiągnięcia. Syn Zeusa zapamiętał tylko tych siedzących najbliżej niego, może dlatego, ze mieli najdziwniejsze imiona:
Pizystrat, Ortagoas, i Lygamis. Nie mógł się doczekać miny Piper, kiedy obwieści jej, jak będą się nazywały ich dzieci.
– Tak więc Terezjaszu, twoja obecność tutaj nie może być przypadkowa – stwierdził Polikrates, kiedy ceremonia powitalna dobiegła wreszcie końca – Na pewno przybyłeś do tych ruin i dawnego miejsca naszej śmierci, aby dać nam wskazówki od Gai, gdzie powinniśmy się teraz udać.
– E… ttak – wyjąkał Jason – Oczywiście. Gaja… Gaja będzie z was zadowolona, jeśli na razie pozostaniecie tutaj i będzie czekać, aż sama zaszczyci was swoja obecnością, myślę, że to pokazuje jak bardzo was ceni.
Wszyscy w milczeniu rozważali jego słowa.
– Mądrze prawisz – powiedział nagle Pizystrat – Skoro takie są rozkazy Gai, będziemy tu czekać, balować dalej, może zostaniesz tu przez chwilę z nami i odpowiesz na kilka naszych pytań?
– Świetny pomysł! – rzekł Lygamis obejmując przyjaciela ramieniem na znak aprobaty – Ja mam mnóstwo pytań o swoją przyszłość.
Nagle znowu mężczyźni zaczęli przekrzykiwać się jedni przez drugich, które pytanie ( bo oczywiście nagle wszyscy jakieś mieli) jest ważniejsze i kto zada je pierwszy.
Jeśli to dalej pójdzie w takim żółwim tempie, to zanim zdobędę coś przydatnego, naprawdę będę wyglądał jak starzec, pomyślał Jason.
– Panowie, proszę o ciszę – zawołał chyba z pięć czy sześć razy, zanim udało mu się uspokoić całe towarzystwo.
– Panowie, nie mamy co prawda zbyt dużo czasu, ale jestem pewny, ze jakoś dojdziemy do porozumienia w imię naszej pani Gai – zaczął mówić, a zachwycony tym, jak wielki ma posłuch wśród zgromadzenia, postanowił pójść o krok dalej – Może nich zacznie Polikrates.
Przez chwilę bał się, że kiedy reszta usłyszy te słowa, obedrą go żywcem i ugotują, ale nic takiego się nie stało.
– Dziękuję zacny proroku – rzekł wspomniany mężczyzna – A oto moje pytanie: który z nas poślubi Penelopę?
I tu pojawił się problem, do tej pory Jason mógłby się pochwalić przed Annabeth swoimi osiągnięciami w tej misji. Nakłonił tłum ich przeciwników do pozostania na Itace, zwrócił uwagę duchów na sobie, dzięki temu dziewczyny (gdziekolwiek teraz są, bo nie mógł ich nigdzie dostrzec) były bezpieczne, ale teraz był w kropce. Ciężko mu było odróżnić, do jakich czasów odnosi się pytanie, więc jak miał na nie odpowiedzieć. Spojrzał na mężczyzn wpatrzonych w niego jak w obrazek i oczekujących na jego słowa.
– Penelopa została ukarana przez Gaję, za przesadną wierność Odyseuszowi i niewybranie żadnego z was – powiedział powoli, uważając na każdy wypowiedziany wyraz – Odbywa teraz swoja karę i będzie ja odbywać przez następne tysiąclecia.
– Dobrze jej tak! – wrzasnął Polikrates unosząc kielich z winem w górę, a większość jego towarzyszy poszła w jego ślady.
– Dobrze, a teraz kolej na moje pytanie – powiedział Jason ku zdziwieniu wszystkich pozostałych. Widział , że słońce coraz bardziej chyli się ku zachodowi i nie miał zbyt wiele czasu. – Wiecie jako prorok muszę udać się do Grecji, aby obwieścić przyszłość innym sługom Gai, którą drogą mam się udać, aby jak najszybciej się tam znaleźć?
– W stronę królestwa Galicji – krzyknął ktoś z tyłu.
– Głupcze, Galicji już nie ma, to inne czasy – odpowiedział któryś – Najlepiej będzie w stronę…
– Nie, nie słuchaj go, ma fatalną orientację na morzu – ozwał się znowu któryś – ja ci powiem…
– Nie, ja – zaprzeczył inny.
W końcu nawiązała się z tego niezła dyskusja, która na szczęście przekrzyczał Lygamis
– Powiedzmy mu lepiej, w którą najlepiej nie płynąć. – poczym zniżył ton prawie do szeptu – Na małej wysepce na wschód od Grecji, jest jak powiadają, przetrzymywana i torturowana Reja, matka wszystkich bogów, która przed laty zapoczątkowała klęskę tytanów. Jest strzeżona przez najgroźniejszych gigantów, w razie gdyby ci durni herosi chcieli ją uratować. Są jednak tak okrutni, że i tobie mogliby zrobić krzywdę, ale…
I kiedy wszystko szło jak z płatka Jason nagle, jakby kierowała nim jakaś zła siła ,musiał zrobić ten felerny ruch w bok, aby przenieść ciężar z jednej nogi na druga i przy okazji potrącił przechodząca obok Piper, z której naczynia wypadł sztylet .
No, to teraz się zacznie, pomyślał.
[1] dwa prostokątne kawałki tkaniny zszyte lub spięte po bokach i na ramionach, przepasane w talii paskiem
[2] długi płaszcz drapowany
Co tu dużo mówić? Przyznam, że ten tekst jest dużo lepszy od mojego, bo i ja, ślepotka, nie zaliczyłam się przez za dużą ilość słów. Czyta się przyjemnie – może nie aż tak jak R.R, bo on jednak ma wprawę i tak dalej, ale serio mi się podoba i z przyjemnością czytałabym kontynuację reszty rozdziałów w twoim wykonaniu
Przepraszam, nie przeczytałam do końca ,,wprowadzenia”. To rozdział II – no cóż, wykreślę zdanie o mnie jako o ślepotce, a reszta treści jest właściwa i tak :p
na prawdę bardzo fajny rozdział i ciekawy pomysł ;p Podobało mi się i to na prawdę! 😀 super piszesz ;P
Tekst SUPER ale jeden błąd napisałaś ze syn Zeusa a Jason jest synem Jupiera taka mała pomyłka