Tu kolejna część Syna Łowów. Mam nadzieję ,że lepsza od poprzednich.
– Co to – na piorun Zeusa – ma być?!?- ryknąłem
– Jake, a co ty tutaj robisz?- Jane wydała się zdziwiona moją obecnością.
-I kto to jest?!- wskazałem na tego chłopaka.
– Och, to William Ransom, syn Aresa, mój nowy chłopak – moje serce było przebite lodowym szpikulcem i połamane na tysiąc kawałków. Czułem potworny ból, ale szybko zastąpił go gniew, potworny gniew.
-I kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?- wycedziłem przez zęby
-Dzisiaj-powiedziała. Nagle zaśmiała się, ale to był śmiech szatana- Naprawdę Jake, myślałeś że mi się podobasz? Jestem córką Afrodyty, stać mnie na coś o wiele lepszego niż ty! Chłopak z lasu ,który prawie nigdy nie gadał z dziewczyną próbuje mnie poderwać? Jakie to smutne-zapłakała sztucznie.
-Cooo?- powiedział William- Próbujesz odbić moją dziewczynę!- Wyciągnął swoją włócznię, której grot był okolony ogniem.
-Zostaw mnie Ransom -ostrzegłem go wyciągając swój ołówek i naciskając jego gumkę i po chwili miałem w ręce srebrny topór o podwójnym ostrzu.
-Bo co?- zaśmiał się i szybko pchnął włócznią w moją pierś. Odbiłem ją i ciąłem w nogi. Podskoczył, wziął swoją broń jak pałkę i machnął w stronę mojej głowy. Złapałem ją za drzewiec i cisnąłem jak oszczepem. Ransom nadal trzymał broń więc poleciał z nią. Wtedy uderzyłem go pięścią pod brodę. Oczy zaszły mu mgłą, a potem padł na wznak. Odwróciłem się i pobiegłem do Obozu. Byłem załamany. Była dopiero dwudziesta, ale położyłem się spać.
W środku nocy usłyszałem hałas w moim domku. Wziąłem mój topór i wtedy wyleciała pierwsza strzała. Odbiłem ją ostrzem, ale wyleciały następne. Udało mi się wszystkich uniknąć, następnie skoczyłem do miejsca, skąd wylatywały strzały. Ich źródłem był kołczan na plecach dziewczyny ubranej w srebrne moro i z łukiem w ręce. Złapałem ją za przedramię i przycisnąłem do ściany.
-Puść mnie!- wrzeszczała. Potem pojawiły się inne dziewczyny, również w srebrnym moro.
-Łowczynie?- zapytałem sam siebie.
-Nie odzywaj się chłopaku!- powiedziała jedna z nich- Mieszkasz w domu naszej pani, to niedopuszczalne!
-Chyba ,że jest się jej dzieckiem, Thalio- warknąłem
-Zamknij się. Nasza pani nie ma dzieci- powiedziała-I skąd wiesz jak mam na imię?-
-Bo opiekowałaś się mną kiedy byłem mały, córko Zeusa-powiedziałem
-Zaraz… Jake?-
-No nareszcie ktoś mnie poznał- mruknąłem pod nosem-Może ktoś zapalić światło?- Jedna z Łowczyń zapaliła pochodnię. W domku było około dwunastu dziewczyn. Najmłodsze miały z dziesięć lat a najstarsze szesnaście. Ale to tylko wygląd. Mogły mieć nawet kilkaset lat.
Usiedliśmy na łóżkach i rozpoczęliśmy rozmowę.
– Co was tu sprowadza?- zapytałem
-Zaraz powiemy, ale możesz założyć koszulkę?- zapytała jedna z nich czerwieniąc się. Teraz dopiero przypomniałem sobie ,że mam na sobie tylko bokserki. Szybko założyłem moje moro.
-Dobra, powiecie co tu robicie?- byłem naprawdę ciekawy. Łowczynie nie przychodzą do Obozu chyba ,że…
-Artemida nas przysłała- powiedziała Thalia -Kazała nam przekazać ten list tobie- mówiąc to wyjęła go i podała. W środku było napisane:
Drogi Jake’u
Nadchodzi wojna. Potwory Gai przygotowują się do walki. Nawet Obozy i Łowczynie nie dadzą rady ich powstrzymać. Dlatego potrzebujemy czegoś więcej .Przybądź do Columbii, muszę coś z tobą omówić. Musisz przyjechać jak najszybciej. To zmieni twoje życie na zawsze.
Artemida
Dałem Łowczyniom list do przeczytania.
-Muszę ruszać do Columbii. Teraz- powiedziałem-Nie mam czasu-
-Ale jak wyjdziesz z obozu? Odziały obozowiczów okrążają obóz codziennie i przez cały czas-zapytała jedna z Łowczyń
-Spokojnie, dam sobie radę-wiedziałem ,że dam.
-Dobra, chyba warto iść spać, prawda? -zapytałem- Idę na górę, dobranoc-
Następnego dnia wcześnie rano wyszedłem na arenę aby potrenować walkę toporem. Podczas treningu, weszło tam troje ludzi: Clarisse, William i jeszcze ktoś z domku Aresa
-Cześć gnojku- powiedział Will
-Czego chcecie?- warknąłem
-Skopać konusa, który obraził domek Aresa-odpowiedział William
-To czemu jest was trzech?- zapytałem i uśmiechnąłem się z ironią- Czyżbyście się mnie bali?
-Nie szczeniaku- odpowiedziała Clarisse- Po prostu zamierzamy dać ci ból jakiego jeszcze nie przeżyłeś- Po tych słowach ten trzeci od Aresa przeciął kawałek mojej bluzy przy ramieniu a następnie
złapał mnie za przedramię. Clarisse zrobiła to samo.
-Puszczajcie mnie!- ryknąłem i zacząłem okładać ich kopniakami. Ale wtedy podszedł William i wbił swoją włócznię w moje ramię. Ból był potworny. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ledwo widziałem jak Clarisse i ten drugi wstaje.
-To co, gnojku? Już nie idzie ci tak dobrze, co?- powiedział William a jego głos brzmiał jakby stał daleko.
Przed oczami błyskały mi światełka. Potem Randson wyjął włócznię, a Clarisse wzięła pałkę i zaczęła mnie okładać po plecach. Byłem pół-przytomny, kiedy przestała.
-Masz za swoje leszczu- powiedziała. Po tych słowach straciłem przytomność
Obudziłem się w Wielkim Domu. Przy łóżku stał Chejron.
-Obudziłeś się!- powiedział- Kiedy cię znaleźliśmy byłeś cały w obrażeniach. Ramię miałeś czarne- W miejscu gdzie dźgną mnie William miałem opuchliznę i popękaną skórę. Próbowałem wstać ale wtedy ramię przeszył mi ostry ból.
-Leż spokojnie, to nic ci się nie stanie-
-Jak długo byłem nieprzytomny?-
-Dwa dni-
-Dwa dni!- Skupiłem się. William napadł mnie w poniedziałek, więc teraz jest środa. To znaczy ,że…
-Teraz trwają zajęcia z kowalstwa- Chejron jakby czytał mi w myślach
-Chejronie, ja muszę iść na te zajęcia!-
-Czemu są takie ważne?- Chejron świdrował mnie spojrzeniem
-Będę musiał zrobić eksperyment-
-Jaki?-
-Chcę sprawdzić właściwości styglijskiego żelaza-
-Po co?-
– Proszę Chejronie, ja naprawdę muszę pójść na te zajęcia!- Artemida kazała mi przyjechać jak najszybciej. Musiałem to zrobić jak najwcześniej.
-No dobrze, ale musisz być ostrożny- powiedział, lecz ja wtedy go nie słyszałem, biegłem jak najszybciej do kuźni. Kiedy grupowy Hefajstosa przydzielał stanowiska pracy, szybko zapytałem się gdzie ja mam pracować. Dostałem stanowisko 7. Wyjąłem czarną jak noc sztabkę. Położyłem ją w piecu. Po piętnastu minutach wyjąłem czarny płyn, który przelałem do formy i schłodziłem aż wyszło mi czarne naczynie z długą szyjką. Po niespełna godzinie zrobiłem ponad piętnaście butelek. Uśmiechnąłem się, otarłem pot z twarzy, a potem poszedłem do mojego domku i włożyłem do torby.
O północy prześlizgnąłem się między Łowczyniami, wyszedłem na dwór, do lasu. Miałem mój topór łuk i jedną z moich czarnych butelek. Po dwudziestu minutach spotkałem piętnastometrowego, jasnoczerwonego drakona. Na mój widok zasyczał i skoczył w moim kierunku z wyciągniętymi kłami jadowymi. Strzeliłem mu kilka strzał do gardła i rozpadł się w pył. Ale zanim zdążył wrócić do Tartaru wyjąłem butelkę, która zassała istotę potwora jak odkurzacz kurz. Próbował się wyrwać, ale nie dał rady. Słychać było syki i prychania, potworowi nie podobało się więzienie, ale nic nie mógł zrobić.
-Udało się!- wrzasnąłem. Wreszcie udało się znaleźć sposób na uwięzienie potworów, tak żeby się nie wydostały i odrodziły.
-Udało się-powtórzyłem z niedowierzaniem. Dzięki temu wynalazkowi dzieci półkrwi będą mogły żyć normalnie, bez potworów. Ale ktoś będzie je musiał złapać…
-Łowczynie pewnie będą chciały się tym zająć. A ciebie kolego- spojrzałem na skórę i kości drakona- zabiorę ze sobą. Zobaczę co z tobą zrobić. Po dwudziestu minutach byłem z powrotem w domku. Wziąłem mój plecak, gdzie schowałem moje rzeczy, torbę z moimi butelkami na potwory. Właśnie miałem wyjść, kiedy usłyszałem głos:
-A ty gdzie się wybierasz?- Wyjąłem topór i właśnie miałem ciąć kiedy zauważyłem wszystkie Łowczynie wstały i przyglądały się mnie.
-Do Columbii, a gdzie niby miałbym iść?- odpowiedziałem agresywnie. Nie chciałem odpowiadać na żadne pytania.
-To czemu wychodzisz teraz?- zapytała Thalia- Przecież jest noc.
– I dzięki temu łatwiej ominę strażników-odparłem. Ale Thalia rzuciła mi takie spojrzenie, że musiałem powiedzieć prawdę- No dobra, nie chciałem wam przeszkadzać i naprzykrzać się.
-A w niby jaki sposób?
-Jestem chłopakiem, zapomniałaś? Nie mogę podróżować z Łowczyniami.
-Jesteś synem naszej pani Jake, nie jesteś jak inni chłopcy. Nie masz zalotów w głowie. Tylko dlatego unikamy chłopaków.
-Ale zawsze mówiłyście ,że ich nienawidzicie.
-Żeby żaden się nie zbliżał. A na temat wyjazdu, Jake przecież wiesz jak niebezpieczne jest życie samotnego herosa. W dodatku z tą ręką niewiele poradzisz-powiedziała pokazując na spaleniznę na moim ramieniu.
-Mam jeszcze drugą, poradzę sobie- powiedziałem ale nie wierzyłem w te słowa. Ledwo dałem sobie radę w pełni sprawności. Będąc ranny i sam…
-Zginiesz w kilka dni- powiedziała Thalia
-Dobra, pójdę z wami- powiedziałem
O siedemnastej Jane przyszła – o siedemnastej przyszła Jane (lepiej brzmi)
A teraz zapis dialogów: jeśli po myślniku znajduje się nawiązanie do zdania typu wydany dżwięk np. powiedział, rzekł czy warknął, to z małej. Jeśli nie, natomiast odbywa się jakaś czynność, ale nie jest to związane z wypowiedzią bohatera (niezwiązane z mówił, powiedział itp.) np rzucił kamień to z dużej. Przykłady:
– Nienawidzę matmy – warknęła Carmel po raz enty tego dnia.
– Nienawidzę matmy. – Carmel rzuciła podręcznikiem od znienawidzonego przedmiotu w ścianę.
Rozumiesz w miarę? Jeśli nie, a pewnie ta odpowiedż jest prawidłowa, bo ja tłumaczyć nie umiem, to Wujek Google zaprasza
Może ktoś zapalić (…) – wcześniej też jest ktoś, może któraś.
Czasem zła spacja.
Powiedziała – powiedziałem —- może odpowiedziałem, prychnąłem?
powiedziałem ale nie wierzyłem w te słowa. – powiedziałem, ale
Są jakieś błędy, najbardziej mnie dziobią te spacje, bo ich najłatwiej jest się pozbyć. Tak to jednak spoko, choć to z tą córeczką Afrodyty było strasznie sztuczne. Niby jakieś uczucia tam były, ale, cóż, dość mało jak na wieść, że laska go zdradza.
Wydaje mi się, że ta część jest lepsza od poprzednich, pisz dalej 😉
Popieram, fragment z córcią Piękności był sztuczny Jaka dziewczyna by prosto z mostu określała samą siebie? Nie, za niemożliwe ;p Jeżeli nie umiesz pisać dialogów, wczuj się w obie postaci. Pobaw się w schizofrenika xDDD tak, na serio- jakbyś się kłóciła sama ze sobą ;p
Poprawa jest, więc gratuluję
Przed przecinkami nie ma spacji, za to pomiędzy myślnikiem a dialogiem jest. „- *spacja* bla blabla.” „- bla bla bla” Taka rada.