Hej wszystkim!
Kolejna część z nutą tajemnicy…
Za wszelkie błędy przepraszam.
Miłego czytania!
Alis
[ Hej! Mówi James. Przepraszam za przerwę w poprzednim nagraniu, ale mieliśmy problemy… techniczne? Tak, tak to nazwijmy.]
Wpatrywałem się na blondynkę z niepokojem, gdy zajmowała moje łóżko.
Mój umysł przestawił się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy ona właśnie? Nie… to do niej niepodobne… A może? Super! Osądzam ją po roku znajomości na dodatek z krótkich przerw. Eh…
Pierwszy chyba raz w życiu usłyszałem od niej ,,Dzięki” trzeba zapamiętać tę ważną datę, bo może się już nigdy nie powtórzyć.
Wyszedłem na świeże powietrze. Byłem zbyt rozbudzony, by ponownie zasnąć. Wiał lekki wiatr; od razu pożałowałem mojego pomysłu. W krótkich spodniach i bluzce wiatr przeszywał jak sopelki lodu przyprawiając mnie o drżenie. Nie chciałem jednak wracać i wszystkich budzić.
Noc była piękna. Usiana migoczącymi punktami i jasną tarczą księżyca. Ognisko rzucało cienie na opustoszałe domki; jedynie w Wielkim Domu paliły się światła.
Ruszyłem przed siebie w stronę lasu masując brzuch.
Taylor miał rację Alis umie nieźle przywalić – stwierdziłem w myślach.
Czerń drzew była kusząca i przyciągała mnie z każdym ruchem. Od dziecka kochałem wybierać się w kojące ramiona drzew. Tylko o tej porze było słychać życie leśnych zwierząt. Tam czułem spokój i mogłem normalnie pomyśleć. Księżyc oświetlał mi drogę dzięki czemu widziałem każde drzewo, dziurę i kolczaste krzaki, w które bym wpadł w całkowitych ciemnościach. Doszedłem tak do strumyka oddzielającego granicę obozu. Usiadłem i przyjrzałem się swojemu odbiciu. Miałem rozczochrane czarne włosy, które zlewały się z nocnym niebem oraz szare oczy wpadające w srebrny odcień jak księżyc nade mną. Po chwili zorientowałem się, że przyszedłem tu na bosaka. Nogi były brudne i pokaleczone. Wsadziłem je do strumyka, by się obmyły. Niestety chłód odebrał mi przez to resztki ciepła. Oparłem się o pień drzewa zamykając oczy i zacząłem wsłuchiwać się w śpiew ptaków oraz skrzek sów. Niektórzy, by na pewno uciekli słysząc straszliwe piski i skrzeki leśnych zwierząt, lecz nie ja. To była muzyka dla moich uszu.
Wspomnieniami wróciłem do ojca.
Byłem ciekaw czy się martwi. Nie… to do niego nie podobne. Praktycznie z rzadka go widywałem. Może jedynie w moje urodziny i weekendy (Dobra może tylko w moje urodziny) Cały czas siedziałem z tą starą jędzą. Zastanawiałem się czasem czy to aby nie ona przez całe życie mnie wychowywała…
Nagle moje rozmyślania przerwała głucha cisza.
Otworzyłem oczy zdezorientowany. Z moich ust zaczęła wydobywać się para a ręce drżały od zimna. Rozejrzałem się po otoczeniu i wtedy dostrzegłem ruch.
Postać wyglądała jak wir ciemności. Wokół niej falowała najprawdziwsza czerń otulając ją swoimi ramionami. Gdyby nie księżyc i czerwone jaskrawe oczy nikt, by się nie zorientował, że po drugiej stronie strumienia ktoś jest.
Skoczyłem na równe nogi. Już w myślach słyszałem szyderczy śmiech postaci.
– Kkkim jesttteś? – zdołałem wyjąkać, gdyż trzęsłem się jak osika. I to nie ze strachu! Tylko z straszliwego zimna, które emitowała ta postać.
– Nie musisz tego wiedzieć – odezwał się głos tak starożytny, lodowaty i głęboki, że ciarki przebiegły mi po plecach.
– Czeggo chcesz?
– Ich… – wyszeptał tak cicho, że ledwo zrozumiałem.
– Ich?
O co tu na Zeusa chodzi?!
Postać jedynie stała i wpatrywała się we mnie zimnym wzrokiem.
– Jesttteś bogiem?
Zamiast odpowiedzi usłyszałem straszliwy śmiech.
– Dowiesz się w swoim czasie.
– Co ttto znaczy?
Lecz on rozwiał się i znikł a wraz z nim całe zimno.
– Trzeba było słuchać Pana D. – powiedziałem na głos. – Pewnie przed tym ostrzegał Dyro.
Nie namyślając się wróciłem do obozu.
***
Gdy byłem pod domkiem Hermesa zaczęło już świtać. Właśnie miałem otworzyć drzwi, ale uprzedził mnie Taylor, który cały mokry z wrzaskiem wybiegł z wnętrza. Obok mnie pojawiła się Alis z wiadrem napełnionym do połowy wodą. Posłałem jej pytające spojrzenie.
– Mówiłam, że się zemszczę.
– Co mu zrobiłaś? – zapytałem a moje kąciki ust podniosły się w cień uśmiechu.
– Zimna woda z krabami umie robić cuda. – to powiedziawszy podbiegła do Taylora, który tarzając próbował pozbyć się skorupiaków.
– Jeszcze raz spróbuj powiedzieć, że jesteśmy parą i będziesz kombinował ze swoimi koleżkami jakieś kawały w środku nocy to wymyśle coś gorszego, ty kanalio!
Dostrzegłem, że z domków zaczynają wychodzić rozbudzeni lokatorzy. Nie ma to jak z samego rana przyciągnąć uwagę. Takie rzeczy tylko u Alis!
Gdy nawrzeszczała na Taylora wróciła do mnie wylewając mi na twarz resztki wody.
– Ups… To na rozbudzenie – dodała znikając w domku.
Nasza widownia miała na pewno niezłą zabawę. Taylor wrzeszczał i turlał się po ziemi przyciskając zakrwawioną kończynę. W końcu dzieci od Apolla zabrały go, by opatrzeć ranę na nodze.
Eh… ona zawsze musi coś wymyślić.
***
Znalazłem ją w naszym pokoju. Siedziała na łóżku przebrana w pomarańczową koszulkę obozu.
– Co zrobiłaś Taylorowi w nogę i nie mów, że to był kraby.
Wywróciła oczami.
– Gadasz jak mój ojciec.
Zmarszczyłem brwi. Serio… aż tak ze mną źle?!
– Eh… no dobra… gdy zwiewał potrącił miecze i się nadział. A tak na marginesie, gdy poszedłeś na jakże długą ,,przechadzkę” oni obmyślali jak nas mają obudzić.
– I?
– Nie chcesz wiedzieć… po prostu… wyprzedziłam ich.
– Rozumiem. Dałaś im do zrozumienia, że z tobą nie można zadzierać.
– Może… Gdzie byłeś całą noc? – zapytała a w jej głosie wyłapałem nutę podejrzliwości.
– Przemyśleć to i owo.
Mruknęła coś nieprzekonana i wyszła na zewnątrz. Słońce dopiero wschodziło, więc postanowiłem trochę odpocząć. Wślizgnąłem się pod kołdrę i od razu zasnąłem.
***
Następne parę godzin było całkiem ciekawe. Byłem wystawiany na próby, aby jak to powiedział Max ,, dowiedzieć się kto jest moim boskim rodzicem”
Byłem dobry w biegach, walce na miecze i wręcz. Słabo było z strzelaniem z łuku, wspinaczka oraz pływaniem kajakiem. Nie mówiłem tego nikomu, ale panicznie boję się wody! Choć kiedyś tak nie było… Fajnie było nad rzeką i w morzu pływać póki prawie nie utonąłem. A bardziej precyzyjnie to prawie ktoś lub coś nie wciągnęło mnie na samo dno w morskie odmęty! Więc jak zrobiłem jedno kółko (wiem jestem odważny jak nie wiem) wyskoczyłem jak oparzony przewracając Maksa. Z podsumowania wynikało, że…
Nikt nie ma pojęcia kim jest moja matka!
– Wiesz nie przejmuj się tym. Może kiedyś ciebie uzna. – powiedział na otuchę Max.
– Kiedyś? Eh… to chyba będzie daleka przyszłość. A twój ojciec? Widujesz go czasem? – zapytałem.
– Wiesz… kiedyś tak… raz pożyczyłem nawet od niego rydwan.
– Rydwan?
– Tak rydwan. A mianowicie super, wypasioną brykę w płomieniach! Pomyśl… dwieście tysięcy na godzinę, wiatr we włosach i przekroczenie bariery dźwięku. To było coś!
– I co się stało?
– Szczerze? To złamana ręka i noga, przypalone włosy plus rozbity samochód.
– U… współczuje. Twój ojciec pewnie nieźle się wkurzył.
– Nieźle to za mało! Mam zakaz zbliżania się do jego bryki na kilometr! Ale mówię ci… warto było!
– Wierzę.
– No to James? Może doszlifujesz swoje umiejętności szermiercze?
– Czemu nie.
Po treningach z Connorem (Z którym nieźle się dogadywałem) poszliśmy na kolacje. Wieczór był podobny do wczorajszego. Mowa Chejrona i ostrzeżenie dyrektora, aby nie wchodzić do lasu pod karą zamienienia w delfina. Ofiary dla bogów, ognisko i bum. Meteoryt spadający z nieba. Zaraz, zaraz tego wczoraj nie było! Jasna, ognista kula zmierzała na obóz. Herosi zeszli z drogi płomiennej… ferrari? Ognisty wóz zaparkował dokładnie obok nas. Max zbladł i zaczął się się oglądać za drogą ucieczki.
No to ma przechlapane – pomyślałem.
Przez drzwi wyszedł na oko licząc osiemnastoletni chłopak o jasnych włosach i zarozumiałym uśmieszku. Na twarzy miał czarne, przeciwsłoneczne okulary, a na sobie ciemną kurtkę i dżinsy. Gdy wyszedł całkiem z pojazdu zaczął recytować:
,,Blask ogniska
woda w jeziorze
a ja wciąż boski”
– Znów to samo!
– Co on ma z tym haiku?
Dochodziły głosy herosów.
– Apollo! Co cię tutaj sprowadza? – odezwał się Chejron przerywając rozmowy.
– A Chejronie! Miałem wizję… mianowicie wielką wizje! Układałem właśnie nowe haiku i tu nagle bum, ciemność. Domyślasz się o czym była?
Chejron zbladł.
– Tak, chyba tak. Opowiesz mi wszystko w Wielkim Domu. – to powiedziawszy ruszył zostawiając nas, skołowanych przy płomiennym ferrari. Apollo miał już iść za nim, ale wstrzymał się kierując wzrok na Maksa.
– Max? Co ty tutaj robisz? Nie wiem czy wiesz, ale to nie jest kilometr. – powiedział z nutą ostrzeżenia.
– Wybacz, zamyśliłem się. Pewnie przez to twoje nowe haiku.
– O no wiesz… Ciężka praca i w ogóle. – jego wyraz twarzy złagodniał – No muszę się zbierać. Mamy do obgadania parę ważnych spraw. Trzymajcie się herosi!
I ruszył jak niby nigdy nic.
– Uf… Dobrze, że powiedział to haiku, bo byłbym skończony. – zwrócił się do mnie – lepiej odejdźmy.
Zgodziłem się i odeszliśmy od płonącego pojazdu.
– Max?- zapytałem- Wiesz może o co chodzi z tą sprawą?
– Jaką sprawą?
– Tą nutą tajemniczości pomiędzy Chejronem a twoim ojcem. Wczoraj w nocy w Wielkim Domu nie gasło światło. I jeszcze ten zakaz Pana D. o lesie.
Max przystanął intensywnie myśląc. Trwaliśmy tak w ciszy parę dobrych minut, gdy wreszcie się odezwał:
– Masz rację. Dziwne, że tego wcześniej nie dostrzegłem no ale ja nie jestem dzieckiem Ateny. Właśnie! – pstryknął palcami – Cassandra może nam pomóc! Chodź!
Odeszliśmy od ogniska kierując się w stronę domków.
– Cass nie było na ognisku?
– Nie. Powiedziała, że musi przygotować się na zajęcia z greki.
– I ty jej uwierzyłeś?
– No nie… przecież wiadomo, że dzieci Ateny to straszne mądrale. I jak nic wszystko ściemniła ale… przecież nie będę dociekać o co chodziło! Dziewczyn nie zrozumiesz.
Świadomością wróciłem do wczorajszego dnia. Najpierw Alis wściekła, wymądrzająca się, sarkastyczna, a wieczorem potulna jak baranek. (Nie licząc ciosu w brzuch)
– Racja… dziewczyn nie zrozumiesz…
***
Po chwili staliśmy przed domkiem oznaczonym jako szóstka. Max zapukał a już za chwilę ukazała się głowa Cass.
– Jest już późno czego chcecie?
– Mamy sprawę. – wyjaśnił Max.
– No to mówcie szybko. Jestem zmęczona.
Max kiwnął w moją stronę zachęcająco.
– Wiesz… Lepiej będzie jeśli wyjaśnię w środku. Tu chodzi o coś co widziałem w lesie. – dodałem szybko widząc, że Cass zamierzała właśnie zatrzasnąć przed nami drzwi.
– Co powiedziałeś? – nagle jakby się ożywiła.
– To nie najlepsze miejsce na wyjaśnienia. – odparłem rozglądając się na boki.
Cass westchnęła i drzwi stanęły otworem. Weszliśmy do przytulnego wnętrza z mnóstwem książek, zwojów i latających modeli 3D. Wszystko poukładane estetycznie na regałach i szafkach. Od razu można poznać, że mieszkają tutaj mózgowcy.
Cass poprowadziła nas do swojego pokoju. Czystość raziła w oczy jakby codziennie miała przychodzić tutaj perfekcyjna pani domu ze swoją białą rękawiczką. Może jedynie kilka szkiców leżało porozrzucanych na biurku, za które na pewno dostałaby ochrzan. Na piętrowym łóżku siedziała Alis i na nasz widok otworzyła usta z oburzenia.
– Cass co się dzieje? Myślałam, że nie zapraszamy nikogo na nasze babskie rozmowy.
– Chłopaki mają do mnie sprawę. – powiedziała wskazując abyśmy usiedli na podłużnej kanapie.
– Chodzi o tą całą sytuację. Chejron jest jakiś tajemniczy. Właśnie na ognisku pojawił się Apollo i mówił o jakiejś wielkiej wizji.
– Niech zgadnę? Chejron zaprosił go w cztery oczy niczego nie wyjaśniając.
Ja i Max kiwnęliśmy głową na potwierdzenie.
– No to pół biedy ale mniejsza z tym o co chodziło z tym lasem?- dodała.
Westchnąłem w duchu i w skrócie opowiedziałem im co się wydarzyło wczorajszej nocy. Cass słuchała bardzo uważnie, tylko Alis co chwila wtrącała się wypytując o szczegóły.
– Mówisz, że wyglądał jak ciemny kształt o czerwonych oczach?
– Bardziej czarna dziura. – dodałem. – myślę, że to jest jakoś powiązane z bogami.
– Czemu tak sądzisz? – zapytał Max.
– Oni pewnie wiedzą coś czego my nie wiemy. Pan D. wydawał się spięty, gdy nakładał zakaz.
– Jeżeli ta postać jest zła to czemu ciebie nie zaatakowała?
– Nie wiem…
– Mówiłeś, że byłeś nad strumieniem. Postać była po drugiej stronie?- zapytała zamyślona Cass.
Kiwnąłem głową.
– Wokół obozu jest bariera ochronna gdybyś przeszedł przez strumień…
– Pewnie tak zginął Lukas. Wtedy, gdy zapuścił się w las i nie wrócił. – powiedział z nutą goryczy Max.
– Lukas? – zapytała Alis.
– Mój brat. – wyjaśnił po chwili.
Zapadła cisza przerywana krótkimi oddechami zebranych. Po chwili Cass oznajmiła:
– Jest jeden sposób, aby się wszystko wyjaśniło. Idziemy do Wielkiego Domu.
– Co? – zapytał skołowany Max. – Oszalałaś?
– Może. No ruszajcie się! – dodała widząc, że siedzimy jak kołki.
***
Opuściliśmy w pośpiechu domek Ateny i ruszyliśmy na tyły Wielkiego Domu. Cass kucnęła przed otwartym oknem dając znać abyśmy byli cicho. Dołączyliśmy do niej wpatrując się w przestronny pokój z biurkiem, stolikiem do kawy i dwoma kanapami. Na jednej z nich siedział Apollo i Pan D.
Chejron w swojej człowieczej postaci (czyli na wózku inwalidzkim) jeździł w tą i z powrotem przez pokój marszcząc brwi.
– Hades to potwierdził? – odparł po chwili.
– Nie wiem do końca ale Zeus podejrzewa, że chcę go pozbawić władzy. – wyjaśnił Apollo.
– To do Hadesa podobne ale… to nie ma sensu – w tym momencie przerwał.
– A moja wizja? Chejronie…
– Nie! Nie będziemy poświęcać herosów… To zwykłe dzieci nie dość, że poświęcili się w walce z Kronosem, następnie z Gają to teraz mamy poświęcić kolejnych, aby pokonali coś bardziej potężniejszego od samej Gai?
Zapadła cisza. Zerknąłem na przyjaciół. Wydawali się wstrząśnięci tym co przed chwilą usłyszeli. Cass dała nam znak ręką i cicho oddaliliśmy się od budynku. W ostatniej chwili, bo głowa Dyrektora właśnie znalazła się przy szybie. Wprawdzie słyszałem opowiadania o walkach jakie rozegrały się z tymi potężnymi bóstwami i ile herosów przez to zginęło. Dlatego nie dawało mi to spokoju. W mojej głowie nadal brzmiały słowa:
,,Coś bardziej potężniejszego od Gai”
Tylko co lub kto to był…
koniec przekazu
Coś gorszego niż Gaja?? Uhuhu Nie łatwe życie herosa 😉 Z ciekawością wyczekuje cd 😀 😀 😀 Szybko wysyłaj
Chaos ?
Znalazłam parę błędów, ale szczerze powiedziawszy nawet nie wie gdzie, ani jakie Świetny rozdział, czekam na cd, ponieważ chcę wiedzieć CO BĘDZIE DALEJ?!
Masz w opku bardzo sporo dialogów, a wręcz mnóstwo, jednak powiedzmy, że brakuje mi ,,uwag bohatera”. Jego przemyśleń i właśnie uwag, przekonań. To lecz moja osobista uwaga, tak to opko niezłe. Czekam na CD 😉