Esmeralda
– Haha, no ja nie mogę – zaśmiałam się, stojąc na boisku szkolnym i wcinając pyszne, czerwone jabłuszko.
Nie dość, że nauczyciel od historii był kretynem i łaził za mną, żebym poprawiła ocenę, to jeszcze alarm! Z drugiej strony uwolniłam się od tego nadętego bufona… Cóż, wszędzie są jakieś plusy.
O, jeden z teletubisiów miał plusa na łepetynie! Wróć, to nie był plus, tylko jakaś kreseczka. Cofam.
– Ja nie mogę… – Uderzyłam się w czoło. – Po co my tu tak sterczymy? Tylko dlatego, że jakaś dziewucha odpaliła bombę?
– Mniej więcej, Es – warknął Andreas, stojący przede mną. Miał na szybko wyprasowaną koszulę, prawdopodobnie zaspał do szkoły. Jego jasne włosy zafalowały, kiedy się odwrócił i popatrzył na mnie. – A teraz siedź cicho, bo nie słyszę, co mówi pan dyrektor.
– Nie spinaj się, Endrju. – Wywróciłam oczami i przywołałam na twarz uśmiech. Wgryzłam się w jabłko i cicho ślipnęłam. Andreas nienawidził tego dźwięku. Chodziłam z nim do klasy przez ostatnie kilka lat, mam pojęcie, o czym mówię.
– ES! – zawołał, jednocześnie się wzdrygając, a ręce na chwilę wyrzucił w górę i zrobił taki gest, jakby się z czegoś otrzepywał. Teletubisie cię atakują! Małe, zminiaturyzowane teletubisie! A, wybacz, one atakowały Anglię. Zwracam honor.
Co dziwne, poczułam silną chęć podokuczania temu kujonowi. Zabrać okulary? Nie, jeszcze by wywalił się na środek boiska przed dyrektorem i byłoby naprawdę źle… Wstydu by narobił…
Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Zagryzłam wargi, aby powstrzymać śmiech i wyciągnęłam dłoń. Delikatnie przejechałam nią wzdłuż kręgosłupa Andreasa. Nie, to wcale dziwnie nie wygląda…
– Aaaaa! – Chłopak chwycił się za plecy i zaczął się obracać wokół własnej osi. Parsknęłam śmiechem. Kurde, teraz sam wygląda jak przerośnięty teletubiś. Trzeba by było tylko go rozebrać, zrobić ekranik na brzuchu i doczepić do głowy antenkę!
Cóż, początek drugiej myśli był nawet ciekawy, wbrew pozorom. Niestety, moje śmiałe plany przerwał Andreas, a dokładniej jego popisowy wypieprz na historyka.
Łoooo, to zaraz dopiero będzie bitwa o Anglię…
Profesor zrobił się czerwony na twarzy i skierował swój wściekły wzrok na mnie. Ojoj, robi się gorąco…
– Panno McLade – wycedził, pocierając swój wielki, opięty koszulą bęben… przepraszam, brzuch. – Czy panna zdaje sobie sprawę, że gdyby ten młody człowiek upadł i się zabił… – Koloryzuje pan. Zbyt śmiałe plany, psze pana. Andreas to lizus, ale żeby mi podawać pomysły? Tak się nie robi.
– To cała odpowiedzialność spadłaby na nauczyciela, z którym mielibyście teraz planowo lekcje? – Z każdym słowem historyk robił się coraz bardziej czerwony.
– O co te spiny, psze pana? – zapytałam niedbale, wsadzając jedną rękę do kieszeni. Bądź co bądź, jednak czasem opłaca się, jeśli ojciec uratuje matkę nauczyciela. Wtedy raczej belfer nie wstawi ci złego zachowania.
– Panie profesorze – poprawił mnie historyk, a na jego czole wystąpiły kropelki potu.
W tej chwili nie wytrzymałam i powiedziałam dokładnie to, co myślałam. No sorry. To, że kazał mi opowiadać o tym, jak teletubisie atakują Anglię… wróć, na odwrót, one zestrzeliwały Rusków. Od nowa- pytał mnie o rąbiących z karabinu maszynowego psychopatów, ukrytych pod formą bajki dla dzieci (ale serio, widzieliście to słoneczko z gębą dziecka? Ono zagląda w duszę! Ono CZYTA myśli! Ono jest złe! Ono jest gorsze od tego odkurzacza! Zeszłam z tematu). Pomijając sprawę dobranocek, bitwy o Anglię, byłam już naprawdę zmęczona! Przepraszam bardzo, nie dość, że się ugania za mną, żebym poprawił tę cholerną czwórkę, to jeszcze teraz, po tym, co przeżyłam (mogłam zginąć! A wtedy już nawet teletubisie czy ta piątka z historii mnie nie uratowała!) ma czelność mnie poprawiać. Zwłaszcza, że nikt w tej zdrowo walniętej szkole nie jest profesorem! Może oprócz starego dyra, ale jak się ma sto lat, to co mu się dziwić? Wracając, nawet ten mors, którego zwą moim historykiem, jest zbyt nieważny albo zbyt głupi, żeby posiadać ten zacny tytuł! Przecież profesorów się nie wsadza do gimnazjum czy liceum, na litość boską, tylko na uniwersytet! Ja wiem, że ponad połowa więźni… to znaczy uczniów szkoły imienia Einsteina ma coś nie ten teges z głową, ale jednocześnie jest cholernie mądra. Ponadprzeciętna! Nawet na poziomie akademii! Co nie zmienia faktu, że to nie jest szkoła ponad-licealna, czy jakkolwiek się nazywają te placówki, to tutaj się n-i-e p-r-z-y-j-m-u-j-e p-r-o-f-e-s-o-r-ó-w!
A już nawet pomijając to wszystko. Po prostu miałam dość tego dnia. Nic tylko mnie męczy i męczy. Ja nie mam życia w szkole przez tę historię! A mój nauczyciel, do granic możliwości zdenerwowany, no bo przecież jego obowiązkiem (jak u profesora!) jest sprawdzić liczbę uczniów, przeliczyć ich i tak dalej, to jednak na pewno nie pobije mojego poziomu wkurzenia, jaki wtedy reprezentowałam. Bo. Miałam. Go. Serdecznie. Dość.
– A ma pan tytuł profesora? Nie, no właśnie, ta szkoła nie jest dla wysoce inteligentnych i zadufanych w sobie ludzi, od tego są uczelnie, a pan, bardzo mi przykro, ale takim człowiekiem z całą pewnością nie jest… panie profesorze.
No, i w tym właśnie momencie przegięłam, i to grubo. Nauczyciel wytrzeszczył oczy. Teraz wygląda jak Maka Paka. Tylko jeszcze walnąć trzy klocki na tej łysej łepetynie i będzie jak ulał.
– Młoda panno… – zaczął, ale w tej samej chwili przerwał mu głos dyrektora. Historyk obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i odwrócił się. To takie słodkie, że szanuje wypowiedzi dyrektora… Pomimo, że nie jest tym swoim upragnionym profesorem…
– Uczniowie, spokojnie – zwołał dyrektor. Poczciwy staruszek, niezwykle przywiązany do uczniów. Haha. Nie, Es, ty wcale nie miałaś kiedyś spiny z nim i nauczycielem od historii, jak palnęłaś głupią uwagę o Buce z Muminków… A dokładniej, że nauczyciel jest gorszy od Buki… nie, wcale… – Proszę zadzwonić do rodziców i powiedzieć, że wcześniej dzisiaj wracacie do domu. – No co pan nie powie… – Wyjątkowa sytuacja, ze względu na… yy, pewne problemy techniczne.
Szkoła się spaliła, istnieją plotki, że jakiś bachor odpalił bombę, wszechobecny gruz i demolka… Tak, problemy techniczne.
– Proszę, rozejdźcie się.
A co innego mamy robić? Latać?
Puściłam się pędem, udając, że nie słyszę wołania historyka. Chyba wiedziałam, co myślał: „Chodź tu, nogi z dupy ci powyrywam!” albo coś w stylu „Walić twojego ojca, i tak będziesz miała zagrożenie”. Sądzę jednak, że wrzeszczał coś w rodzaju: „Panno McLade, proszę tu do mnie!”, jak to miał w zwyczaju.
Tak, w zwyczaju gadać. Tuż obok monologu o bitwie o Anglię.
W biegu wyjęłam komórkę z torby. No co wy myślicie, szkoła się paliła! Mała przecież, to szybko zarzuciłam na ramię, ślepe dżdżownice nazywane nauczycielami nic nie zauważyły… Taka pokusa, czemu by nie skorzystać? Wracając, wyłowiłam telefon z morza tysiąca niepotrzebnych rzeczy w mojejtorebce i szybko wyszukałam potrzebny mi numer. Kliknęłam w ikonkę „zadzwoń” i przytknęłam komórkę do ucha, omal się nie wywalając. Serio, ludzie, nie jesteście przyzwyczajeni, że człowieki-barany łażą jak tępe stołki i taka sobie płyta chodnikowa, nienaturalnie wygięta, stanowi zagrożenie życia? Lub co gorsza, grozi rozbiciem telefonu?!
– Co tam, kicia? – dobiegł do mnie przytłumiony głos z słuchawki. Po raz kolejny potknęłam się o wystającą płytę i o mały włos mój telefon nie wyleciał w powietrze. Daleeeeeeeeeeeeeko. Zawsze mnie tak nazywał. Kicia. Odkąd się poznaliśmy. Podobno dlatego, że jak zobaczyłam naszą wychowawczynie to zamruczałam z niezadowolenia, co jest naprawdę prawdopodobne. No co? Jakbyście zobaczyli żywą Apsi Daisy, czy jak jej tam było, z Dobranocnego Ogrodu, w dodatku w nieco podeszłym wieku, w dodatku z makijażem, którego by jej pozazdrościła Barbie, to co? Widzicie. Ja miałam w sobie tyle godności, żeby jedynie zamruczeć. Wtedy on parsknął śmiechem, przez co zdobył na samym początku dużego minusa u pani. Mówiłam, że Apsi Daisy jest zła. Psychiczna Beyonce. Pff.
– Nick, bosz, szkoła mi wyleciała w powietrze, narażając życie uratowałam torbę z cennym telefonem – jakby na potwierdzenie moich słów podniosłam triumfalnie mój bagaż – a do tego powiedziałam historykowi, że jest debilem! – dodałam omdlewającym tonem.
Usłyszałam parsknięcie. Nicolas prawdopodobnie zaczął się śmiać z mojej niewydolności mózgowej. Jakby sam miał wyższe IQ ode mnie, pff…
– Dzisiaj przeszłaś samą siebie, kicia. Masz wolne?
– No raczej – prychnęłam. – Chodź ze mną do centrum handlowego! Powłóczymy się.
– A ojciec? Wie o tym?
Machnęłam niedbale dłonią. Tak, ja zdecydowanie nadmiernie gestykuluję.
– Ojciec ma mnie gdzieś. Dowie się wieczorem. – Mówiąc, wyrzuciłam rękę w powietrze.
– Dobra. Spotykamy się tam, gdzie zwykle?
– Tam, gdzie zwykle.
Uśmiechnęłam się i nacisnęłam słuchawkę „zakończ”.
***
– Ile można czekać na tego pajaca – mruknęłam, po raz któryś patrząc na zegar w centrum handlowym.
Znajdowałam się przed witryną sklepu zoologicznego w niezwykle przyjemnym, pachnącym potem tysiąca ludzi budynkiem. Wyjątkowo uroczo.
Zwróciłam wzrok na szybę sklepu. Zobaczyłam siebie w moim tradycyjnym stroju- zielona luźna bluzka, spodenki z wysokim stanem, wielkie kółka w uszach i czarne trampki. Nie licząc bluzki to to, co zwykle. Plus cztery bransoletki, z czego każda oś symbolizowała. Niebieska- dostanie się do wybranego gimnazjum; szara- chęć pomocy; czerwona- w sumie symbol dobrego kontaktu z chłopakami; czarna- brak matki, której nigdy nie widziałam.
Tak, podobno moja matka umarła zaraz po porodzie. Była chora czy coś takiego. Ale wiecie, nigdy jej nie widziałam. Nawet często o niej nie myślę- owszem, zdarza mi się wyobrazić sobie tak zwane „co by było, gdyby”, ale wbrew wszystkiemu jakiś specjalny… żal po jej śmierci mnie nie chwyta. Niemniej jednak zdecydowałam się, że będę nosić pamięć o matce w tej bransoletce- o tym, że mnie urodziła, ale przepłaciła życiem. Podobno to dzięki niej mam takie ciemne, kręcone włosy…
Mój wzrok padł na dwa króliki, czarnego i białego, chrupiące sobie smacznie marcheweczkę w malutkiej klatce… Boże, biedne zwierzątka. Jak one mogą się kisić w tych klatkach?! Ja bym nie wytrzymała i tam umarła… z drugiej strony ja mam klaustrofobię.
Kiedyś, jak byłam mała, macocha nakrywała do stołu. A miała pod opieką niesfornego berbecia, niezmiernie ciekawego świata, czyli mnie (kto by pomyślał). Podeszłam do stołu i, chcąc zobaczyć, co na nim jest, chwyciłam za róg obrusu. Rączka mi się osunęła, a ja się tak przestraszyłam, że odskoczyłam… pociągając za sobą obrus i całą zastawę. Nową zastawę. Boże, nawet byłam na tyle głupia, że usiadłam i zaczęłam się śmiać! Macocha, jak to zobaczyła, nieźle się wkurzyła, bo wyglądało to tak, jakbym to specjalnie zrobiła. Kazała mi siedzieć w szafie za karę. Pech chciał, że zatrzasnęłam się w niej i nie mogłam wyjść. Strasznie się bałam- malutka, skulona postać w rogu mebla, wrzeszcząca wniebogłosy, żeby ją stamtąd wyciągnęli… Nie potrafię wytrzymać w szafie, co dopiero w takim małym… czymś.
Szybko popatrzyłam gdzie indziej, byleby tylko nie na to maltretowanie stworzeń. Spojrzałam w dół, na podłogę. Jasne kafelki ostro kontrastowały z fioletowymi ścianami, moimi czarnymi trampkami… i czekoladowymi lodami, rozmazanymi niedaleko mnie. Łe, trochę poszanowania! Ktoś mógłby pomyśleć, że jakieś biedne dziecko (na przykład ja) by chętnie skonsumowało takie lody! Albo jakaś wyjątkowo wkurzona nastolatka, która z niecierpliwością czeka na przyjaciela, a jej szkoła wyleciała w powietrze. Lody relaksują. Bez żadnych skojarzeń.
– Kicia, powiedz mi, czemu wpatrujesz się w podłogę umazaną czekoladowymi lodami z miną pod tytułem: „Balonik”? – usłyszałam za sobą tak znajomy głos, wprost ociekający sarkazmem.
Odwróciłam się i zobaczyłam Nicolasa, opartego o ścianę i patrzącego na mnie z politowaniem. Nieco długie, czarne włosy miał jak zwykle rozczochrane; kilka niesfornych kosmyków opadło mu na czoło i oczy w moim ulubionym kolorze- błękitnym. Wysokie kości policzkowe rzucały cień na lekko zaróżowione policzki, a blada skóra silnie kontrastowała z niebieską koszulą i ciemymi dżinsami. I ten też jadł drożdżówkę rano! Z marmoladą! Chyba się śpieszył, bo w kąciku ust zostało mu trochę różowego nadzienia. Boże, czy tylko ja jestem taka nienormalna, że nie jem tych syfów na śniadanie, tylko kanapkę? Dodatkowo chyba się nie wyspał- miał cienie pod oczami. Albo siedział do późna, albo wstał za wcześnie. Zerknęłam na jego dłonie- skłaniałam się jednak ku drugiej opcji. Na palcach miał ślady tuszu do pióra, zapewne coś pisał wieczorem… prawdopodobnie jakieś zadanie. Nie rano- zmyłby to podczas porannej toalety, wyszorował dłonie. Mocno pióro, bo naprawdę mocno wsiąknęło mu w skórę. Pewnie nie wstał wystarczająco wcześnie, żeby to zrobić, a więc siedział do późna w nocy, coś pisząc.
Wywróciłam oczami, wyrzucając w górę obie ręce.
-Nie wiem– jęknęłam, podchodząc do niego chwiejnym krokiem. Zerknęłam na niego. – Jadłeś dzisiaj drożdżówkę… z marmoladą, zgadłam? A wczoraj siedziałeś do późna, pisałeś coś. Referat z muzyki, jak zwykle. – Obrzuciłam badawczym wzrokiem jego koszulę i pociągnęłam nosem. – Zaspałeś dzisiaj nieco. Ubierałeś się na szybko, nieporządnie, przez co wymiąłeś koszulę, a potem zdążyłeś psiknąć perfumy tylko na jedną stronę. I tylko przygładziłeś fryzurę, nie miałeś czasu się czesać – uśmiechnęłam się, zerkając na jego włosy.
Chłopak zaklął, ruszając przed siebie. Wzniosłam oczy ku niebu i podążyłam za nim.
– Myślałem, że się nabierzesz na uczesaną fryzurę – mruknął, czochrając włosy. Kilka kręconych kosmyków spadło mu na twarz. – Ty się nie dajesz zmylić, no! – Posłałam mu promienny uśmiech. – Popatrz. Od tylu lat próbuję i nic. Ale poczekaj! – Nick uśmiechnął się sarkastycznie. – Jeszcze się spotkamy!
– Jasne jasne – zaśmiałam się. – Każdego dnia tak mówisz, ale jakoś nigdy nie poskutkowało.
Zerknął na mnie z ukosa.
– Jeszcze. Ale zostawmy. Czemu ci szkoła w powietrze wyleciała?
– Nie wiem. Nasz dyro nazwał to „problemem technicznym”. Jasne – wywróciłam oczami. – Gruz i walający się wszędzie tynk. Problemy techniczne.
– Poczciwiec – zgodził się. – Wybuchł pożar?
– No nie, nie od razu… Ogólnie była policja, straż, karetka, paru uczniów zabrano do szpitala. Ktoś bombę odpalił. – Uniosłam dłoń do twarzy i przeczesałam kilka kosmyków. – A przynajmniej tak słyszałam. Ale tak, w efekcie moja szkoła się zawaliła, a w dodatku wybuchł pożar.
Chłopak na chwilę znieruchomiał. Przystanęłam, patrząc się na niego z ciekawością.
– Wiesz coś? – spytałam, ciągnąc go za rękaw. Wzruszył ramionami, przybierając znów obojętny wyraz twarzy.
– Nie. Nie ogarniam, dlaczego umieścili w szkole bombę – wymamrotał, kręcąc lekko głową. Wydawał się mocno zamyślony. Ale nie ze mną te numery.
– Hej! – Trzepnęłam go w głowę. – Gadaj natychmiast, co wiesz. Coś ukrywasz!
Położyłam dłonie na biodrach i spojrzałam na niego wyczekująco. Fakt, że było dość wcześnie, wyraźnie nam służył- żadnych tłumów, nikt nas nie potrącał ani wywalał.
– Nic. Zastanawiam się, co by powiedział na bombę mój pan od muzyki. On jest taki wybuchowy – rzucił chłopak, wkładając ręce do kieszeni i znowu idąc przed siebie.
– Właśnie. Nie powinieneś być na lekcjach? – spytałam, puszczając w niepamięć jego kłamstwo. Potem go przycisnę.
– Nie. Mieliśmy tylko muzykę, po czym mniej więcej piętnaście minut temu w naszej szkole zaczął się konkurs matematyczny i uznano, że rozwrzeszczana młodzież na pewno nie pomoże naszym prymusom.
– O – mruknęłam. – Gdyby to był konkurs biologiczny czy chemiczny, to może…
– Oho, zaczyna się – mruknął Nick, patrząc na sufit galerii.
– Też powiedział! „Zaczyna się”! – prychnęłam i odwróciłam się na pięcie. Po raz kolejny przeklinałam swój niski wzrost- jedyne sto sześćdziesiąt cztery centymetry! Przy czym Nick był ode mnie wyższy o prawie całą głowę! Gdzie tu sprawiedliwość!
Zaczęłam iść w kierunku wyjścia z centrum, słysząc śmiech Nicolasa.
– Kicia wyciąga pazury – zażartował, a po chwili zrównał się ze mną krokiem. – Gdzie leziesz? Nie czekasz na przyjaciela?
Najwyraźniej nie.
– Och, ludzie! Zawsze na ciebie czekam! – Wyrzuciłam ręce w powietrze, o mało nie trafiając go w twarz. – A teraz z łaski swojej nie gadaj, bo przez twój wyjątkowo wysoki iloraz tępości burzysz mi w mózgu i nie mogę dedukować. Chodź, idziemy na ciacho. Muszę się zrelaksować. Rozumiesz, przeżywam traumę- właśnie mi wysadzili szkołę. S-z-k-o-ł-ę! Ogarniasz?
Nick posłał mi ironiczny uśmiech.
– I cierpisz z tego powodu, jak mniemam?
Przewróciłam oczami.
– Oczywiście. To wryło mi się w pamięć. Już zawsze będę pamiętać moment, w którym moja szkoła zrobiła jedno wielkie BUM.
– Bum?
– Bum.
I właśnie w tamtym momencie nastąpiło kolejne BUM. Mniej przyjemne.
Hmm.. Tak to teletubisiowe słońce promieniuje złem.. Tak… Wspułczuje bochaterce, na mnie też chłopacy wołają kicia. Dziś skończyło się to wojną na kredki, ołówki i inne przyrządy. :/ Heden zistał rany w noge nożyczkami. A wcześniej dostał w łeb książką od polaka. Akórat odemnie. Jak zawsze rewelacyjne. ^ ^ Nigdy nawet w Piąteczek nie wracałam tak szybko do domu. 😀
Fajne, fajne. Przemyślenia bohaterki są bezcenne 😉 Piper, ty miszczuniu, sprawiłaś, że ludzie mijający mnie na korytarzu wpadali na szafki (bo się oglądali, żeby popatrzeć jak się szczerzę i chichoczę do ekranu komórki). Bardzo mi się podobało. Czekam na cd
Genialne! ;D Czytając tą część, jestem TAK BARDZO ciekawa jak splączecie losy tych bohaterek :3 będziecie rozgramiać we trzy OH, co nie? To znaczy, wy jak wy- wasze postaci. :3
Esmeral jest bardzo urocza, super przemyślenia xD Bardzo ładnie przedstawiłaś dedukcję :3 fragment z Nickiem genialny
Strasznie się cieszę, że piszecie to opko razem :3 To jak czytanie czegoś jeszcze lepszego niż Pani Cienia, Przyjaciółki na zawsze i Bliźniaczki xD Taki miks tego wszystkiego :3
Omnomnomnom super *o*
Wzmianki o teletubisiach nadal powalają, zaczęłam się zastanawiać, czy Es nie jest zaginionym, piątym teletubisiem 😮 (wiesz, zaginiony, bo rzekomo zginął podczas Bitwy o Anglię :/ a tak na prawdę cudownie ocalały paraduje po Ameryce [akcja jest w USA, nie?] w przebraniu pięknej dziewczyny :3 )
Choć i tak wszystko przebiło „-Bum? -Bum.” <3
Nick i Es będą parą…? Wiem, nie powiesz, ale i tak jestem ciekawa :3
+ kończyć w takim momencie…? ;-;
Genialny rozdział! Bardzo podoba mi się postać Nicolasa i związek, jaki jest pomiędzy nim a Es. Związek, że przyjaźń. brakuje opek, gdzie NA PRAWDĘ bohater/bohaterka ma TYLKO przyjaciela 😉 Bardzo lubię takie sytuacje- przyjaciel przeciwnej płci to wielki skarb 😉
Es jest na prawde bardzo ciekawa. Nie jest idealna, ale podoba się czytelnikowi i serio- czytając ją, mam wrażenie, że czytam pracę ilustrującą typową szkolną uczennicę z wyeksponowanymi pewnymi cechami. Super dedukcja :3 fragment jak opisuje Nicka jest mistrzowski :3
Tak jak grupowa- czekam na waszą konfrontację xD Jeszcze tylko narracja Kiwy (dobrze odmieniłam? o.o dosyć nietypowe imię, wybacz carmelku) i będę miała jakieś tam rozeznanie w trzech charakterach. A z tego co już mi się wydaje, mieszanka tych trzech panienek rozniesie wszystko 😉 Es i Vicky są tak nie pasujące do siebie. To trudne do wytłumaczenia, ale według mnie, Vicky zachowuje się jak tak wymanieryzowana, zimna szlachcianka, która jest jednocześnie bardzo żywiołowa i zabawna, natomiast Esmeral… Trudno ja opisać, jak mam być szczera. Mądra, spostrzegawcza, bystra. Bardzo pewna siebie i trochę bezczelna. Jednak… One dwie mają w swoim sposobie bycia coś, co sprawi, że albo się zjednoczą, albo pozabijają! (tylko ja to widzę? ;-; pliz, nie mówcie ze mam problemy i dorobiłam sobie nieistniejącą teorię!). To że nie umiem jej opisać, Piper, nie jest złe- wręcz przeciwnie. Jest to postać tak ciekawa i złożona, że nie wiem jak słowami ją opisać, by jej niczego nie odebrać.
Czekam na cd :3
Czytanie tego w szkole to był wielki błąd. Nie to że się śmiałam jak głupia to jeszcze wpadłam na jakiegoś chłopaka. Świetne wyczucie czasu zważywszy na to że wpadłam na niego przy słowach „-Bum? -Bum” i BUM…. Nie mogę się doczekać połączenia losów tych trzech dziewczyn. Mam wrażenie że z tego nie wyniknie nic dobrego :D. I tak jak już powiedziała Grupowa – Kończyć w takim momencie !? – Ludzie bez serca ;-;
Rozczochrany brunet o niebieskich oczach… zabiję <3 <3 ;* Piszcie szybko cd, bo po tej końcówce, aż mnie zżera z ciekawości co tam wykombinowałyście 😀 😀 😀
„te pozostałe” są zemstą za spółkę;’D To ja już się boję co Carmelek wykombinuje xd
No, Pipes, wiesz, że uważam, iż świetnie Ci wyszło. Es jest fajną bohaterką, Nicka również darzę sympatią ♥
Annuś, jak możesz sugerować, że ja – słodki aniołek o sercu czystrzym niż łza – mogłabym się mścić? Łamiesz mi moje dobre serduszko :/
Uwielbiam to! 😀
Naprawdę, Wasze opko jest zadżemiste ♥
Uch, cd!
Będzie jutro moja część. I sama nie wiem, czy polecić Wam płakać czysię zachwycać <3