Mosqua: Miałam się kajać, ale nie mam ochoty się kajać we własne urodziny, więc poprzestanę na tym – przepraszam, że nie pisałam.
Nie jest to rozdział najlepszy, ale rozpoczynałam go pisać trzykrotnie i dopiero za ostatnim razem wiedziałam, że mam dwie inne wersje. Chciałam je wszystkie ze sobą połączyć i wyszło trochę… nie płynnie, ale nic już na to nie poradzę. Nie będę tego pisać czwarty raz, chcę iść dalej.
Jak sądzę, wszystkiego najlepszego, Ali.
Zapraszam.
Rozdział XII
ANNABETH
PRZEPROWADZANIE CEREMONII POKOJU W DNIU, W KTÓRYM GAJA POSTANOWIŁA ODEBRAĆ ŚWIATU CAŁĄ NADZIEJĘ, Annabeth uważała za niepotrzebne wywoływanie wilka z lasu.
I nie, nie doceniała ironii.
I teoretycznie wiedziała, że ten rok należy do Rzymian, ale praktycznie pluła sobie w brodę, że dziesięć lat temu Grecy natychmiast przywłaszczyli sobie pierwszą Ceremonię, a ona nie przeprowadziła prostej matematyki.
Chociaż wtedy wydawało się to być zwycięstwem. Grecy zostali pojmani, związani i czekali na doszczętne zrujnowanie ich ukochanego obozu. Fakt, że Reynie dzięki tylko jednemu ostrzu i rudowłosej wyroczni udało się dokonać niemożliwego przewrotu – zawieszenia broni, zawarcia pokoju i pokazaniu Octavianowi, gdzie jest jego miejsce, Annabeth uważała już za dostateczny sukces. Po raz pierwszy Grecy i Rzymianie świętowali razem, jedząc, pijąc i kpiąc sobie z Gai.
Dziesięć lat później Ceremonia nabrała… większego rozmachu.
– Oczywiście – mruknęła patrząc na ręcznie zdobioną kopertę.
W tym roku nie chciała nawet przyjeżdżać. Praktycznie rzecz biorąc nie była już nawet członkiem Obozu Herosów. Jasne, większość młodych półbogów znała ją albo chociaż kojarzyła z widzenia czy słyszenia, a Chejron, stary, kochany centaur nigdy nie odmówiłby wypicia z nią filiżanki herbaty na ganku (albo zmuszenia ją do oprowadzania nowych herosów), ale to już nie było to samo. Teraz stała się kimś w rodzaju weterana wojennego, przyjeżdżała raz na jakiś czas, poznawała nowe rodzeństwo i wracała do normalnego życia, do studiów, do pracy i do małego mieszkanka na Brooklynie
Ale teraz Reyna osobiście wysłała jej zaproszenie i potwierdziła własne przybycie. Annabeth nie widziała Rzymianki od przeszło trzech lat, od kiedy ta skończyła służbę i wyjechała, by dołączyć do swojej siostry Hylli, królowej Amazonek, a czuła, że czeka je rozmowa.
Ale nie chciała jechać do Rzymu. Przez pół roku nieźle sobie radziła udając i nie pamiętając, ale zegar tykał i tykał tak już od prawie ośmiu miesięcy.
I jeśli Percy miał wrócić właśnie teraz z oddechem Gai na karku, to znacznie bardziej wolała go powitać na ich terenie, a nie na nieznanej ziemi.
– Annabeth.
Podniosła wzrok znad koperty i spojrzała na mężczyznę w wózku inwalidzkim.
– Chejronie.
Przywołała na twarz wymuszony uśmiech, czego zaraz potem pożałowała.
Bo już pięć minut później w duszy klęła na Chejrona i jego pomysły.
Dwójka nowych obozowiczów przyprawiała ją o dreszcze, ale jeszcze gorzej się czuła, gdy myślała o tym, że właśnie zgodziła się ich oprowadzić. Była pokazowym herosem, kimś, kto dożył zaszczytnych dwudziestu siedmiu lat i stary centaur nie zamierzał przepuścić okazji, by się nią pochwalić.
Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy to nie dlatego pozostali tak rzadko wracali na stare śmiecie.
Spojrzała na parę i wskazała im drzwi.
– No to chodźcie.
Chłopak i dziewczyna posłusznie wyszli z pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi, a Annabeth rzuciła ostatnie, długie spojrzenie Chejronowi.
– A my – dodała z naciskiem – my musimy porozmawiać.
Wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie była w dobrym nastroju.
Ona miała na imię Tanya i była córką Demeter. On Ethan i, zgadując po mini wirze ciągle unoszącym się nad jego głową, jego ojcem był Eol. Chejron powiedział kobiecie, że w chwili, w której ta dwójka przekroczyła magiczne bariery Obozu, wokół nich pojawiły się boskie symbole i jak dotąd nie schodziły. Więc oczywiście stali się sensacją dnia.
Nowy system uznawania dzieci był jednocześnie znacznie lepszy i znacznie gorszy. Bogowie skupili część swojej mocy w Obozie, a gdy tylko pojawiali się nowi herosi, automatycznie tworzyły się wokół nich symbole , uznające dzieci. A w zależności od tego jak długo utrzymywał się znak, można było stwierdzić, na ile ktoś jest potężny. To i dodatkowa ochrona, którą dawało skupienie mocy bogów, powodowało, że nowy system został entuzjastycznie przyjęty.
Jedynym problemem było jednak to, że symbole uaktywniały się za każdym razem, gdy wchodziło się do obozu, co w jej przypadku było strasznie irytujące. Z czasem miało to słabnąć, ale ona do tej pory ciągle przechodziła pierwszych parę kwadransów ze złotą sową nad głową, co, dodając jej wiek, zawsze skupiało na nią uwagę obozowiczów. Ale i tak miała lepiej niż choćby taki Jason. Mężczyzna, tak rzadko odwiedzający Obóz, w te rzadkie dni, kiedy jednak się pojawił, przez cały czas był żywą błyskotką.
I choć może wszyscy byli teraz pouznawani i nie było już niechcianych herosów, to Annabeth cieszyła się, że system pojawił się dopiero po jej odejściu. Kiedyś bogowie ignorowali dzieci, to fakt. Ale jeśli już zostawałeś przydzielony, to nie był to tylko głupi symbol. Boski rodzic musiał przez chwilę skupić na tobie swoją uwagę, zauważyć cię. Uznać twoje istnienie, naznaczyć jako swoją krew.
Teraz już nawet do tego nie dało się ich zmusić.
Ta dwójka miała zostać zapamiętana, nie było co do tego wątpliwości. Annabeth wpatrywała się w skupieniu, jak Tanya starała się zdjąć wieniec z kłosów z głowy, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Ile to już było? Dziewięć, dziesięć godzin? Chejron powiedział kobiecie, że przybyli o zmierzchu i przespali całą noc, a symbole dotąd nie zniknęły. A, co dziwniejsze, było to najwyraźniej wszystkim, czego owa dwójka chciała.
– Ile macie lat?
Dziewczyna, Tanya natychmiast opuściła ręce i posłała Annabeth rozdrażnione spojrzenie. Ethan nawet nie zareagował.
– Czy to nie jest zbytnia poufałość?
Annabeth niemal się nie roześmiała.
– Pytanie o twój wiek? – Nawet nie czekała na odpowiedź. – Nie, nie jest to zbytnia poufałość. Nie sądzę, w każdym razie.
Ethan w oprzytomniał i rzucił szybkie spojrzenie Tanyi, zanim przeniósł wzrok na Annabeth.
– Nie chodzi o pytanie o wiek, a pytanie, które następuje zaraz za nim. Jak tu trafiliśmy? Jakim cudem przeżyliśmy? Jaka jest wasza, o jakże zadziwiająca i zachwycająca historia?
Chłopak wykrzywił twarz w szyderczym grymasie, a Tanya chociaż mniej ostentacyjna, najwidoczniej również podzielała jego rozżalenie.
Z twarzy Annabeth zniknął pozór uśmiech, który przywołała chwilę temu, a zamiast tego zrobiło jej się sucho w gardle i do jej głowy zaczęła wkradać się irytacja.
Nie miała czasu na to wszystko ani miejsca na cudze problemy i delikatną skórę.
Natychmiast zmieniła kierunek wycieczki i zamiast kierować się w stronę pawilonu, jak wcześniej zamierzała, zaczęła szybkim krokiem iść w stronę domków, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić czy przewrażliwiona para za nią podąża.
Choć oczywiście tak było.
– Większość dzieciaków trafia do … nas – zawahała się przed ostatnim słowem, ale zaraz kontynuowała dalej – w wieku trzynastu, dwunastu lat. Chyba, że są wyjątkowo potężni. Niekiedy mają sześć lat, siedem. Ale wy…
Kątem oka spojrzała na dumnie idącą Tanyę, która nie spuszczała z niej wzroku, trochę rzucając jej wyzwanie, a trochę okazując cień zainteresowania.
Co innego Ethan, ostentacyjnie ją ignorujący, ale podążający za Tanyą trochę jak cień, a jednocześnie jak pies bojowy, gotów ją bronić i ochraniać. Sposób jednak, w jaki nieznacznie muskał czasami jej plecy swoją dłoń, wskazywał na to, że to on nią kierował lub prowadził, by nie zeszła z raz obranej ścieżki, choć dziewczyna w żaden sposób nie dawała po sobie poznać, jakoby wywierał na nią jakikolwiek wpływ.
Annabeth nie miała zielonego pojęcia jaką hierarchia panuje w tej relacji, ale teraz przynajmniej wiedziała, że ta relacja istnieje. Mogli być parą, rodzeństwem lub dwoma wojownikami, którzy zdecydowali się połączyć swoje miecze, ale jednego była pewna – znali się na długo przed byciem do obozu.
W wyrazie twarzy Tanyi pojawiła się nowa emocja – zniecierpliwienie i Annabeth przypomniała sobie, że urwała zdanie w pół.
– Wy nie macie trzynastu ani siedmiu lat.
Ethan prychnął, a usta Tanyi lekko drgnęły.
– Siedemnaście – kontynuowała dalej Annabeth. – Co najmniej. Szczerze, to gdybym miała patrzeć na wygląd, to dwadzieścia jak już, ale nie wyobrażam sobie co dwójka dorosłych, potężnych herosów miałaby szukać w obozie, skoro była w stanie przetrwać sama, bez naszej pomocy. No chyba, że…
Zatrzymała się gwałtownie i natychmiast się odwróciła, ale nie dlatego, że właśnie na to wpadła, ale dlatego, że chciała lekko potrząsnąć parą, zwłaszcza Ethanem. I sądząc po lekko zrytej trawie w miejscu, w którym właśnie z trudem się zatrzymał, udało jej się chociażby odrobinę.
– Nie jesteście bezbronnymi dzieciakami półkrwi, tylko z jakiegoś powodu czegoś od nas chcecie.
I w momencie, w którym coś na kształt cienia przeleciało przez twarz Tanyi, drzwi do domku nr 4 otworzyły się i z wnętrza wypadła Katie Gardner.
– Annabeth!
Córka Ateny odwróciła się od milczącej pary i po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła.
– Katie. Jak dobrze cię widzieć.
Młoda kobieta roześmiała się i rzuciła się blondynce na szyję. Annabeth pozwoliła zapomnieć sobie na chwilę o powodzie, dla którego tu stała i uścisnęła z powrotem przyjaciółkę.
O ile pozostali jej przyjaciele z biegiem lat coraz bardziej dojrzewali i tracili ten charakterystyczny wyłącznie dla nastolatków błysk w oku, tak Katie Gardner wręcz przeciwnie – z roku na rok robiła się coraz bardziej roześmiana i pogodna, i czasem Annabeth zastanawiała się, czy aby nie zamieniła się charakterem ze swoim narzeczonym, Travisem Stollem.
Minęła chwila, nim obydwie kobiety się puściły, ale Annabeth nie zamierzała pozwolić sobie na zbyt długie rozluźnienie przed wciąż stojącą tu dwójką. Nie była w stanie się do nich przekonać, nie do Ethana zwłaszcza.
– Co ty tu robisz? – Katie spytała roześmiania, ale zaraz wyraz jej twarzy zmienił się na zmartwiony. Pochyliła się nad blondynką i dodała szeptem – chodzi o Ceremonię, tak?
Tak, chodziło o Ceremonię, o której Annabeth zdążyła zapomnieć na parę chwil. Chodziło o tyle rzeczy naraz, że czuła, że jej głowa zaraz pęknie jak bańka mydlana, a nie mogła przecież jej zastąpić żadną inną.
– Tak właściwie to przyprowadziłam ci nowego rekruta.
Cofnęła się do tyłu i wskazała na Tanyę, która chyba właśnie zdała sobie sprawę, że patrzy na swoją przyrodnią siostrę. Czarnoskóra dziewczyna zrobiła parę kroków do przodu i wyciągnęła dłoń do przodu.
– Cześć, jestem Tanya.
Katie energicznie potrząsnęła ręką nowej siostry, po czym zaśmiała się.
– No, widzę, że wdałaś się w ojca.
Tanya zamarła.
– Co?
Katie chyba się przestraszyła.
– Nie chciałam cię urazić! Nie, nie, chodziło mi tylko o to że… no cóż w ogóle nie jesteśmy do siebie podobne.
– Och. Nic nie szkodzi.
Tanya machnęła dłonią i uśmiechnęła, ale Annabeth wiedziała, że wzmianka o ojcu w ogóle jej nie dotknęła, a raczej zaskoczyła, jakby córka Demeter zdążyła zapomnieć o jego istnieniu.
– Zresztą – dodała zaraz Katie – i tak żadne z nas nie jest do siebie podobne.
To akurat było łgarstwem.
– A ty Annabeth…
– Tak? – Uśmiechnęła się.
– Nie zapominaj, że ja jestem tu już tylko gościem honorowym. Poczekajcie, przyprowadzę grupowego.
I zniknęła w domku z trawnikiem na dachu.
I w momencie, w którym Annabeth przestała ją widzieć, obróciła się i posłała ostatnie ostrzegawcze spojrzenia Ethanowi.
O ile o Tanyi nie wyrobiła sobie jeszcze konkretnego zdania, to Ethana już zdążyła sklasyfikować.
– Na razie możemy zostać przy siedemnastce, ale zapamiętaj jedno. Ja już nie jestem obozowiczem. Nie ma dla mnie znaczenia, skąd przyszliście, kim jesteście i jak się potoczyła wasza historia. Tak długo jak jesteście tylko kolejnymi obozowiczami, nie ważne jest dla mnie to wszystko. Ale wasza sytuacja nie jest normalna, winni czy niewinni. Więc wypracuj sobie dobrą odpowiedź, ponieważ im bardziej ciągnęło was w dół w przeszłości, tym bardziej wasza obecność tutaj wiążę się z większą ilością nowych kłopotów dla nas. A ci, którzy przyciągają nieszczęścia są eliminowani. Uwierz mi.
I w tym momencie mówiła już o kimś innym, kimś bardzo odległym. A Ethan, któremu pogarda zdążyła już spełznąć z twarzy, zdawał się to rozumieć.
W tym samym momencie pojawił się grupowy.
Annabeth uśmiechnęła się do nieznanego jej chłopaka po czym wyjęła kluczyki z kieszeni spodni. Ktoś na nią czekał.
– Cóż, ja już muszę się zbierać. Jeżeli…
– Annabeth! – Katie wyskoczyła zza brata, przerywając blondynce wpół zdania. – Zanim pójdziesz… Spotkamy się jeszcze?
Córka Ateny pomyślała o liście schowanym w torbie i podjęła decyzję.
Pokręciła głową.
– Przykro mi, ale muszę jechać do Rzymiu. Jest pewna Ceremonia, na której muszę się pojawić.
Katie uśmiechnęła się lekko i pokiwało głową, a w tym geście było już coś więcej, niż zwykła aprobata.
Annabeth spojrzała po raz ostatni na Ethana.
– Niestety jesteś jedynym synem Eola, którego domku wciąż nie posiadamy, więc będziesz musiał zamieszkać w gościnnym. Jeżeli wyrazisz taką prośbę, możesz już od jutra zacząć budować własny dla swojego ojca. – Jej mina mówiła wyraźnie, że niczego takiego się nie spodziewa. – Oczywiście jesteś grupowym. Gratulacje.
– Super – mruknął Ethan kpiąco, ale zignorowała go.
– Póki co… Domek numer dwadzieścia pięć. Ufam, że znajdziesz drogę. Najwyżej Tanya ci pomoże.
Uniosła głowę i spojrzenia obydwu kobiet spotkały się na ułamek sekundy, zanim Tanya przerwała połączenie.
Annabeth zaczęła odchodzić.
Dziesięć lat miała czekać na powrót Percy’ego. I Dziesięć lat czekała. Teraz…? Nie zamierzała zmarnować już ani jednej minuty.
I kiedy spojrzała na zegarek, próbując przypomnieć sobie, na którą godzinę Chejron zarezerwował dla niej lot samolotem, gdyby jednak zdecydowała się dzisiaj polecieć, jednocześnie zastanawiając się co na to jej chłopak, przypomniała sobie o breloczku, który wciąż ściskała w dłoni.
– Hej, Ethan! – krzyknęła, oglądając się przez ramię. – Łap!
I w chwili, w której klucze dotknęły skóry syna Eola, wir nad jego głową okręcił się wokół niego ostatni raz i rozpłynął się w powietrzu.
Przypominam, przydałoby mi się coś na orzeźwienie, więc dajcie z siebie wszystko.
Mosqua
Faktycznie dawno nic nie dodałaś, właściwie to pamiętam z tego opka jedynie jakieś pojedyncze fragmenty 😉 Co do tej części jest spoko i mam nadzieje, że kolejna część pojawi się duuużo szybciej, gdyż nie mogę się doczekać spotkania Ann z Percy’m 😀 (nie ma to jak wieczna podjarka Percabeth <3 ;*<3 ) A tak w ogóle to Wszystkiego Najlepszego^^
Dawno? Wieki chyba. Bosz, myślałam, że to zawiesiłaś, a szkoda, bo opko świetne
Jak zwykle czytało się szybko i miło, cud i miód.
Bogowie, tęskniłam za tym opkiem! Napisz szybko następną część, bo chce już szybko przeczytać o wielkim wejściu Percy`ego! Proszę! 😀
Trochę krótkie. No i, gdzie wejście smoka w wykonaniu Percy’ego? Stęskniłam się za tym opkiem… Sto lat, sto lat… 😀 Ogólnie rozdział fajny 😉