Odgrzebałam to opowiadanie i dokończyłam, chociaż jest ono już stare jak świat. Nie spodziewam się zadziwiającej liczby komentarzy, bo opowiadanie jest bodajże z maja czy czerwca, ale ci co je czytali, to mogą poznać już koniec. Ta, to chyba tyle, miłego czytania.
Agat
Potworny ptak nie zrobił mi krzywdy. Trzymał mnie tak, że moje ramiona były w nienaruszonym stanie. Wleciał w sam środek krateru. Myślałem, że oboje zaraz spłoniemy, ale wnętrze krateru wcale nie było pełne lawy. Było pełne piasku. Ptak-gigant postawił mnie delikatnie na ziemi i odleciał.
Zacząłem się rozglądać. W głębi zobaczyłem tron. Był wykonany z tony kamieni szlachetnych. Piękne agaty, diamenty, szmaragdy, rubiny. Całość robiła ogromne wrażenie, chociaż poszedłbym w zakład, że nie jest on zbyt wygodny.
Wiedziałem jedno. Skądś to miejsce znam, kojarzę je, chociaż teraz nie mogę sobie przypomnieć skąd. Patrzyłem po ścianach okutych w drogie płótna, na misy okryte fantazyjnymi wzorami. Sceneria jak ze snu. Właśnie, to z stamtąd kojarzę to miejsce. Śniło mi się. Nie zwracałem wówczas zbytniej uwagi na wystrój, ale teraz dostrzegam podobieństwa. Gdzie w takim razie jest bogini? Każe mi na siebie czekać?
Do komnaty wpełznął stwór rodem z kreskówki. Pomarańczowy ślimak z tysiącem ślepi. Był on tak obrzydliwy, że ucieszyłem się, że od tak dawna nic nie jadłem. Gdybym coś jadł wylądowało by to na jednym z tych arystokratycznych dywanów.
Wyciągnąłem pocisk z kieszeni. Zaraz zjawi się tu sama Gaja, a ja nie wiem jak go użyć. Przecież nie rzucę w nią tym, wyśmieje mnie. Nie mam żadnej broni do której mógłbym go załadować. Musi istnieć jakieś rozwiązanie, bo inaczej już po mnie. Naraz zaschło mi w gardle, bo wiedziałem co muszę zrobić.
Po chwili wpełzła reszta gigantycznych ślimaków, małży i karaluchów, wszystkiego od czego może zrobić się człowiekowi niedobrze. Rozległy się wystrzały i wtedy pojawiła się sama bogini.
Skąd wiedziałem, że to ona? Po prostu wiedziałem. Nie miała piaskowej twarzy, ani ciała z kamieni czy gleby. Ubrana była w postać normalnej dziewczyny o blond włosach i błękitnych oczach. Wyglądała ładnie, nawet bardzo, wiedziałem jednak, że jest to tylko jej naczynie. Obok niej stała młodsza, równie śliczna dziewczynka o czarnych lokach i brązowych oczach. Ale ten obraz zmroził mi krew w żyłach.
-Poznajesz mnie? -zapytała, a ja się cofnąłem
-To tylko naczynie, Bianca nie żyje- powiedziałem
-Tak, a to kim niby jestem?- dopytywała
-Jakąś kreaturą, rodem z piekła- odpowiedziałem
-Nie męcz go Erynio- nakazała starsza. -Wiesz co zamierzam zrobić? -zwróciła się do mnie
-Nie mam pojęcia, ale to nie mogą być zbyt szlachetne plany
-Chcę stworzyć bestię idealną, wy ludzie, wcale mnie nie obchodzicie
-Ci z wyspy, nie byli ludźmi?
-Kiedyś tak, byli. Ale teraz to tylko prototypy. Ćwiczę na nich.
-Nie najlepiej ci to wychodzi. Zjadają się nawzajem
-To jeszcze prymitywna wersja
-Ile powstało takich prymitywnych wersji?
-Około trzech miliardów, wiesz, cel uświęca środki
-I po tylu ofiarach jesteś dopiero na etapie kanibali?
-To niepożądany gen. Selekcja go zwalczy
-One nie będą się rozmnażać. Zjedzą się nawzajem !!!!
-Pouczasz mnie, czyżbyś mi sprzyjał?
-Nie, wytykam ci tylko podstawowe błędy
-Nie są to jedyne osobniki, które stworzyłam. Inne wyszły lepiej
-Naprawdę? Mówisz o wilkach, czy syrenach?
-Ani o tych, ani o tych. Mówię o potworach, których szeregi nasłałam na twoich przyjaciół
-Śmieszna jesteś, sądząc, że sobie nie poradzą, ze zgrają prymitywnych bestii
-Nie wezwałam ciebie tutaj po to, aby wdawać się z tobą w dziecinne dyskusje
-Chciałbym tylko zaznaczyć, że zostałem porwany, na twoje wezwanie bym nie odpowiedział
-Lubisz się droczyć? Ja również. Wiesz dlaczego musiałam to zrobić?
-Co podbić świat? Nudziło ci się już siedzenie pod ziemią?
-Naprawdę nie rozumiesz. To normalne. Nie miałeś matki. Nie wychowywała ciebie kobieta. Właściwie nikt cię nie wychowywał
-Chcesz mi powiedzieć, że była to zemsta za Kronosa?
-Powiedziałabym raczej nauczka
-Zniszczyłaś świat, żeby komuś coś udowodnić ??????!!!!!!!!!!!!
-Zmniejsz ton, nikt nie nauczył cię jak należy rozmawiać z kobietą?
-Nie jesteś kobietą, a bestią
-Jestem kobietą, ale przede wszystkim matką. Matką wszystkich potworów, które ty i pozostali herosi zabijaliście z taką chlubą. Jakbyś się czuł gdyby twoje dzieci umierały codziennie tylko
dlatego, że nie są lubiane
-Często jest to kwestia samoobrony. Niejeden heros poległ w walce z jakąś kreaturą
-Usprawiedliwiasz się? Usprawiedliwiasz wasz podły gatunek? Jesteś tylko w połowie człowiekiem, reszta ciebie wcale nie jest taka boska
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że bogowie też płodzą wynaturzeńców. Właśnie was. Macie tylko lepiej wykształcony instynkt, jest to zasługa waszej ludzkiej części
-Ale…
-Myślałeś, że tytan spłodziłby coś boskiego. To tylko nazwa, Zeus chciał się czuć lepszy od swojego ojca, ale duma gubi każdego
-Więc bogowie to bestie?
-Tak, ale nie idealne. Ja stworzę coś tak niezwykłego, że można by temu nadać zasłużenie miano boskiego. To będzie coś wielkiego
-Mało już zostało ci materiału do doświadczeń. Ludzi z każdą chwilą ubywa, a na nowe pokolenia trzeba czekać latami
-Królikiem doświadczalnym nie musi być koniecznie człowiek. Do tej pory używałam ludzi, bo było ich dużo i byli bezużyteczni. No, może poza pięknymi chłopcami. Ich ciała nadal rozkładają się w moich komnatach sypialnych
-Nie podejrzewałem cię o taką perwersję
-Myślałeś o mnie jako staruszce, która oszalała?
-Nie, myślałem o tobie jak o bestii, którą trzeba unieszkodliwić
-I na co wpadłeś?
-Jeszcze mam czas na wymyślenie planu
-Wiesz na kim najpierw ćwiczyłam?
-Zakładam, że zaraz się dowiem
-Nie mogę przed tobą tego ukrywać. To byłoby niesmaczne gdybyś o tym nie wiedział
-Więc? Na kim?
-Na twoich przyjaciołach. Dokonaliśmy szturmu na ich okręt. Nie spodziewali się. Byli zbyt zajęci swoimi przyziemnymi sprawami.
-Co im zrobiłaś?
-Przetestowałam ich wolę. Wiesz, że Reyna doniosła mi o ich słabościach. Każdy ma jakąś achillesową piętę.
-To mi nic nie mówi
-No więc, najpierw ta twoja dziewczyna. Żaden z niej pożytek. Na morzu, bez swych niezwykłych mocy jest bezużyteczna. Ale krzyczała najgłośniej, kiedy obdzierałam ją ze skóry.
Później zajęłam się tym zmiennokształtnym. Też sama boleść. Myślałam, że co najmniej z niego coś będzie, ale nie. Załamał się, kiedy zabiłam tę jego Roszpunkę. Sam był swoim katem. Szkoda gadać. Zresztą jego życie i tak zależało od kawałka drewna, więc mała strata.
Dalej ogniowładny. Też nic nadzwyczajnego. Coś tam majstrował na dole, mówił o tobie, dlatego postanowiłam cię odnaleźć. Może i był odporny na ogień, ale nic nie chroniło go przed zimnem. Wiesz jak arktyczna woda może być lodowata?
Z Piper poszło szybko. Próbowała mamić moje potwory, też coś. Moje maleństwa słuchają wyłącznie mnie. Przemawiała do nich tym czułym głosikiem. Ach, chcę mi się śmiać
Ostatni był Percy. Błagał żebym oszczędziła jego Annabeth. A ona, żeby darować życie jemu. Wiesz, że nie lubię tego. Miłości i tych spraw. Rozdzieliłam kochanków. Dziewczyna była mi potrzebna. Może nie ona, a jej krew. 0 Rh+, do dzisiaj pamiętam tą słodycz.
Pozostałą dwójkę blondynkę i blondyna zabrałam ze sobą. Przypominali rodzeństwo, nic ich nie łączyło. Wiedziałam, że nie uciekną, bo nie potrafili współpracować. Poza tym i tak już byli w żalu za swoimi namiętnościami. Zabijając ich czułam wyjątkowy niesmak. Byli tacy słabi, żadnego wigoru, zero charyzmy. W ogóle nie protestowali. Ani ona, ani on nie odpowiadali moim wymaganiom.
-Wymaganiom? Jakim wymaganiom?
-Po tylu nieudanych próbach oraz spartaczonych doświadczeniach zdałam sobie sprawę z jednego. To nie we mnie leży wina. To nie ja odpowiadam za te wszystkie błędy. To ludzie. Człowiek z natury jest istotą słabą i zależną, stąd brały się wszelkie niedoskonałości. Nie ja byłam ich winna.
-Kto odpowiada więc twoim standardom?
-Chociażby ty. I twoi przyjaciele. Nie wydajecie się płochliwi. Kanibale was nie wypędziły z wyspy. Nie daliście się wypędzić.
-Więc zamienisz mnie w potwora?
-Tak zamierzam
-A jeśli będę niedoskonały? Co wtedy jeśli będę z wadą jak wszyscy?
-Będę próbowała dalej. Trening czyni mistrza
-Jak to się odbywa? Przemiana i te sprawy?
-Muszę cię ugryźć, to nie boli
-Tylko ugryźć?
-Napić się trochę twojej krwi, nie powstrzymam się tak smakowicie pachniesz
-Co daje ci krew?
-Wieczną młodość, siłę, wszystko co najlepsze
-Jesteś jak Batory
-Kto?
-Jak Elżbieta Batory. Zresztą nieważne. Uwierz mi, moja krew cię zabije
-A jednak tchórzysz?
-Nie tchórzę, ostrzegam
-Jesteś zabawny. Czyżbyś sądzisz, że można mnie zabić?
-Ja nie mogę, ale moja krew ma taką moc
-Wybacz, że nie wezmę twoich przestróg do serca
Wbiła mi swoje kły w szyje. Kłamała. Zabolało. Bolało jak cholera. Piła łapczywie moją krew.
-Jesteś smakowity- powiedziała, oblizując wargi.
-Lepiej przestań, to cię zniszczy
-Jeszcze tylko trochę, czy czujesz się inaczej?
Faktycznie zaczęło się coś ze mną dziać. Z moich paznokci wyrastały szpony. Nie było to bolesne. Czułem jedynie przyjemne łaskotanie. Moja skóra zaczęła pokrywać się sierścią.
Ale już nie obchodziło mnie to co się ze mną dzieje.
Bogini zaczęła charczeć i pluć krwią. Ciało, pięknej, młodej dziewczyny pękało na niej jak skorupa.
Nie mogła złapać powietrza, dusiła się. Jej komnata zaczęła drżeć, wulkan robił się niespokojny.
Podbiegły do niej rozmaite stwory, starając się jej pomóc.
-Coś ty mi zrobił? -wysyczała. Nie był to melodyjny głos jak wcześniej. Z dźwięku przypominał raczej skrzeczenie ropuchy.
-Ostrzegałem- odparłem.
-Jak? -patrzyła na mnie żółtymi ślepiami. Była w swojej prawdziwej postaci.
-Zrobiliśmy pociski. Takie, które mogłyby cię unieszkodliwić. Miałem jeden przy sobie. Wiedziałem, że raczej nie mam szans na bezpośredni atak. Nie był to najsmaczniejszy posiłek w moim życiu. A twoje chore praktyki wcale nie były tak tajne jak sądziłaś. Wszyscy ludzie z wyspy, mieli identyczny ślad. Na początku myślałem, że to tatuaż plemienny, potem zorientowałem się, że jest to coś na kształt ugryzienia. Już wtedy wiedziałem, że to zmiechy, ale obawiałem się, że również w naszych szeregach ktoś może okazać się szpiegiem.
-Ty… -nie wiem co chciała mi powiedzieć. Z chwilą gdy to wyszeptała rozpadła się na miliony ziarenek piasku. Wulkan drżał. Było jasne, że lada chwila dojdzie do erupcji. Wszyscy zaczęli się przeciskać, ptaki wylatywały, ślimaki starały się wypełznąć stąd. A ja? Ja nie robiłem nic.
Moje ciało było całe pokryte sierścią i miałem nieodpartą ochotę pożreć wszystko co tylko tu pełza. Nie mogłem się teleportować, ani nawet złapać miecza w ręce. Nie miałem rąk. Na ich miejsce pojawiły się włochate łapy. Lawa kipiała, wiedziałem, że zaraz to wszystko wyleci w powietrze. I zacząłem się śmiać. Rechotać jak hiena. Nie uda mi się uciec, nawet nie będę próbował. Przyjaciele mnie nie poznają, kwalifikuję się teraz do potworów. Świadomych potworów. Niczego się nie boję, nie mam żadnej wady, mogę skakać na wysokość pięciu metrów. Udało ci się Gaja. Stworzyłaś idealną bestię. Bestię, która spłonie w jaskini wulkanicznej, w której ty zostałaś pogrzebana.
Carter
Musieliśmy uciekać. Nie mogliśmy dłużej na ciebie czekać. Musieliśmy pogodzić się ze stratą ciebie. Ja musiałem. Nasza łódka była w nienaruszonym stanie. Wsiedliśmy do niej. Wszyscy.
Ja, Adam, Riley i Serena.
-Jaki kierunek? -zapytał syn Aresa
-Południe, tylko i wyłącznie południe- krzyknąłem. I zostawiliśmy za sobą wyspę kanibali, którą pochłonęła gorąca lawa.
Na drodze powrotnej zeszło nam znacznie mniej czasu. Kiedy przybyliśmy do ”Zagrody Ocalałych” byliśmy witani jak bohaterowie. Pomyślałem: ”Udało ci się. Przekroczyłeś granicę strachu i poświęciłeś się dla wyższych celów. Nie mogę ciebie żałować. Mogę wyłącznie cię podziwiać”- miałem nadzieję że wytrwam w tym postanowieniu.
Dużo rzeczy się zmieniło wraz z naszym przybyciem. Zniesiono podział płci, obóz stał się koedukacyjny. Każdy mógł być z tym, z kim chciał. Każdy był wolny, istniała tolerancja, już nie obawiano się chorób i epidemii, było lepiej.
Na Olimpie zapanował spokój, zostaliśmy tam wezwani. Wszyscy oprócz Sereny, bo ona była śmiertelniczką. Kiedy się tam znaleźliśmy to mnie wyznaczyli, za tego co ma odpowiadać. Uznali mnie za najlepszego mówcę, za dobrego dyplomatę. Ale mój talent retoryczny już dawno przeminął, skończył się kiedy zauważyłem, że nie płyniesz z nami. Nie potrafiłem wtedy wyrazić swoich uczuć słowami. Teraz również straciłem tę umiejętność.
Byli tam wszyscy. Potężni i ważni, siedzieli w półkolu wpatrywali się we mnie. Miałem im wszystko opowiedzieć, ponieważ miała powstać kronika. Kronika o nas. Ale milczałem.
-Opowiadaj- ponaglił mnie mój ojciec. Co miałem powiedzieć?
-Nie mogę- odpowiedziałem. -Nie znam wszystkich faktów
-Resztę wywnioskujemy
-Tak nie można, nie będzie ona zgodna z prawdą
-Dlaczego nie chcesz mówić?
-Uważam, że to nieuczciwe
-Dlaczego?
-Oni istnieli. A jeśli wam o tym opowiem, zrobicie z tych wszystkich dzielnych herosów postacie mityczne. Nico istniał, nie był legendą i nie był ideałem. Był człowiekiem, jeśli wam o nim opowiem, nadacie mu miano boga. On by tak nie chciał
-Nie chciałby być sławny? Podziwiany?
-Oczywiście. Robił to, bo wiedział, że tak trzeba. Był bezinteresowny. Jak każdy bohater. A najwięksi bohaterowie są anonimowi.
-Kto, według ciebie jest bohaterem?
-Każdy kto zginął, za to czym żył. Wszyscy herosi walczący w wojnie z Kronosem. Wszyscy herosi, którzy bronili obozu przed Gają
-A jednak trzeba wybrać przedstawicieli. Nie można wszystkich uhonorować.
-Nie ma równych i równiejszych. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Już po wojnie z Kronosem Zeusie wyznaczyłeś dzieci, które bardziej się zasłużyły od innych. Według swojego mniemania. A to nieprawda. Każdy ryzykował życiem. Wszyscy powinni być traktowani równo.
-Uważasz, że Percy Jackson nie zasłużył?
-Nie to powiedziałem. Ale wybrałeś tylko jego i Annabeth z herosów, Thalię- swoją córkę z łowczyń i jednego Grovera z satyrów. A przecież nas jest dużo więcej. Ja też walczyłem.
-Nie można pamiętać o każdym, nie wszyscy odgrywają kluczową rolę
-Ale nie można zapominać o innych. Każde zwycięstwo, niesie za sobą szereg ofiar, których imiona rozmyje czas. Nie chcę, żeby za dziesięć lat ktoś pamiętał tylko mnie i Nica. Każdemu należy się tyle samo pogłosu
-Ile twoim zdaniem?
-Nic. Nie zaśmiecajmy umysłu młodych historią. Zostawmy to fanatykom i archeologom. Skończyła się era sławnych herosów. Zaczęła się anonimowych
-Skoro wyznajesz altruizm, rozumiem, że nic od nas nie oczekujesz?
-Nic, ponadto co winniście nam dać. Zapewnijcie ludziom schronienie i odbudujcie obóz. Dla siebie ani moich przyjaciół niczego nie żądam. Proszę tylko o jedno. Niech wasze impulsywne decyzje nie doprowadzą do kolejnego końca świata.
-To było niezłe- pochwalił mnie Adam. Wcale nie byłem z siebie zadowolony. Co z tego, że teraz im się postawiłem. Minął wieki, a oni wrócą do dawnych metod. Niczego ich nie nauczyłem. Nie na dłuższy czas.
-Carter, ja wiedziałem- zatrzymałem się na te słowa i odwróciłem w stronę syna Tanatosa.
-O czym?
-Znałem datę, to jedna z moich zdolności
-Datę czego?
-Jego śmierci
-Co, jak mogłeś mi nie powiedzieć? Zaradzilibyśmy temu co się stało. Nikt nie musiał umierać
-Mylisz się, myślisz, że można wygrać z przeznaczeniem?
-Oczywiście, bo istnieje coś takiego jak wolna wola. Sami o sobie decydujemy
-To nie jest ruchoma data, ona jest ostateczna
-Nic nie jest ostateczne
-Przykro mi, on był również moim przyjacielem. Wszyscy oni
-Zamknij się. Nie chcę cię widzieć
-Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz moje intencje
-Nie zrozumiem, nawet się nie łudź
Wybacz, że mimo to, nadal byłem jego przyjacielem. On nie chciał źle. Z czasem wyjaśnił mi, że data jest ostateczna i że nie można na nią wpłynąć. Nie chciał, żebym potem wyrzucał sobie, że mogłem dokonać czegoś, czego dokonanie było nierealne.
Ale koniec z ponurymi myślami, opowiem, ci trochę o tym co się teraz dzieje. Odbudowali obóz. Tylko obóz grecki, ale nie nosi on już nazwy Obóz Herosów. Teraz jest to ”Obóz Bohaterów” i jest przeznaczony zarówno dla rzymian jak i greków. Dyscyplina minimalna, uczę młodych filozofii i łaciny. Bo teraz w obozach wprowadzono nauczanie. Czytamy Senekę, Aureliusza, Symonidesa. Małe dziewczynki śpiewają pieśni Safony, chociaż jeszcze nie znają ich przeznaczenia.
Riley zajmuje się szermierką oraz trenuje młodych strzelców. Serena jest w ciąży. Są szczęśliwi, naprawdę, patrząc na nich sam się uśmiecham.
A zgadnij kim został Adam. Jest największym koneserem i smakoszem makaronu w obozie. Często razem jadamy jego fantazyjne potrawy. Na święta zamierza stworzyć choinkę z samego makaronu. Jako gałęzie użyje muszelek i rurek, do ozdoby- nitki, gwiazdeczki, literki. Parę dzieci od Hefajstosa i Wulkana zaoferowało mu pomoc. Jak to będzie wyglądać, nie wie nikt. Nie sądzisz, że zalatuje to niemal obłędem? Ale chyba tak już jest. Jedni kochają zwierzęta, innych fascynują gwiazdy, a są i tacy, którzy widzą boskość w prostym makaronie. Najlepsze jest to, że teraz wiele osób zaczęło podzielać jego pasję. A może jest to najdziwniejsze.
A wracając do mnie. Daję sobie radę. Chociaż jest ciężko. Przepraszam, że nie mam już siły walczyć z systemem. Nie mam już siły na nic. Tym bardziej na protest. Obijam się całymi dniami. Nie robię dosłownie nic. Tylko uczę. To jedyne zajęcie, dla którego chce mi się żyć. W noc kiedy zginąłeś lawa pochłonęła całą wyspę. Przypuszczam, że pochodziła z samego jądra ziemi. Miała ogromny wystrzał. Zdawało się, że dotyka samego Księżyca. Że on spada. Po wyspie została tylko spalona ziemia. Która uformowała się na kształt słońca. Ja to tak widzę, inni uważają, że to zwykły nierówny okrąg. Gaja mogła symbolizować świat, jako że była Ziemią. No i tamtego wieczoru mój świat też przepadł. Zginąłeś. Więc był to i twój koniec świata. I mój, ponieważ wierzyłem, że uda ci się mimo wszystko przeżyć
To tyle, od twojej śmierci, minęło już pięć lat. A ja nadal nie mogę się pozbierać. Wraz z zagładą Gai rozpoczęła się nowa era. Ale nie ma żadnej przyjemności w zaczęciu nowego rozdziału bez ciebie.
Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że tam gdzie jesteś, jesteś szczęśliwy. Mam nadzieję, że mnie wypatrujesz i na mnie czekasz. Może już wkrótce do ciebie dołączę. Umrę z ciężkim obolem ojczyzny pod językiem. Proszę jednak, abyś mnie tak nie wyczekiwał. Zawsze bałem się śmierci, jest to irracjonalny lęk. Teraz też nie chcę umierać. Boję się nieznanego i tego jak bardzo mogę się rozczarować przechodząc na drugą stronę. Boję się, chociaż staram się tego nie okazywać.
Bo przez jaki czas tak będzie? Przez ile dekad uda nam się żyć w pokoju? Nie wiem co zostanie użyte w kolejnej wojnie, ale następna po niej będzie na patyki i kamienie.
Wybacz, że się poddałem. Wiem, że nie tego po mnie oczekiwałeś. Miałeś mnie za silniejszego, ja sam siebie za takiego uważałem. Pożyję, ile pożyję, mam nadzieję, że kiedy dojdzie do naszego spotkania, już nigdy nie zaznamy rozłąki. Muszę kończyć, oczy same mi się zamykają. A jutro jest przecież nowy dzień. Chociaż nowy to pojęcie względne. Każdy dzień bez ciebie wydaje mi się taki sam. Tylko mi przybywa lat.
Fajna końcówka, szczególnie ostatnie akapity. Ale pomiędzy opkami nie rób takich przerw…. odezwałam się ja, hipokrytka od siedmiu boleści x.x No, ale pisz dalej jakieś opko.
Hej, przeglądałam lipiec i sierpień i oto na co natrafiłam. Tyle czekałam na zakończenie tego opowiadania, a je przeoczyłam. Nie ma prawie błędów, no jeden- „minął wieki”- powinno być miną wieki, bo to liczba mnoga. I interpunkcja, ale poza tym jest OK.
Nie napiszę, że bardzo mi się podoba, bo zginął Nico. A naprawdę liczyłam na szczęśliwe zakończenie. Zważywszy już na to, że zabiłaś prawie wszystkich. Cieszę się, że jednak ocaliłaś Cartera, bo się obawiałam, że jego też stracisz. Wiesz, że żeby to przeczytać musiałam odgrzebać poprzednie części bo już całkiem zapomniałam akcję. Ale nie żałuję, lubię twój styl pisania. I podoba mi się strasznie to opowiadanie. Pewnie dlatego, że jest o Nicu, a ja mam jakąś obsesję na jego punkcie, serio. Napisz coś jeszcze, czekam.