Wiem, że jest to trochę dziwne, ale tak się kończy czytanie książek psychologicznych ;_;
Dedykuję to mojej przyjaciółce (za to, że wrzuciła mnie do basenu <333), która zapewne nigdy tego nie przeczyta, ale cóż. I dla Ann24, za bliźniaczki. Już skończone, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić
PS: Powtórzenia są celowe. I tak btw, nie będzie mnie tu najpewniej przez dwa tygodnie. Potraktujcie to… Jak pożegnanie na ten okres XD
PPS: Wiem, jaka beznadziejna ze mnie pisarka ;_;
***
– KAREN! Nie możesz wciąż wszystkich unikać! –słyszę za sobą głos Ricka. A chwilę później czuję mocne szarpnięcie za nadgarstek. Próbuję wyswobodzić dłoń. Bez skutku. Krzywię się. Następnego dnia będę mieć siniaka na tej grubej i tłustej skórze.
Zatrzymuję się. Odwracam twarz w kierunku chłopaka. Ale nie podnoszę wzroku. Nadal wpatruję się w trawę i chwasty.
– Kar. Spójrz mi w oczy. Przestań się zadręczać z powodu misji. To nie była twoja wina, oni byli już dużymi dziećmi. I to nie twoja wina, że ich brat z tobą zerwał… – Mówi do mnie, jak zwykle same kłamstwa. Ja wiem, czemu ze mną zerwał, bo jestem gruba, bo jestem brzydka, bo jestem pusta, bo jestem śmieciem, bo przeszkadzam każdemu, kogo napotkam. Jestem nieważna. Jestem sobą. I byłam głupia, myśląc, że komuś na mnie zależy.
Rick unosi mi głowę. Zmusza, abym skierowała swoje oczy w jego zielone. Widzę jego zdziwioną minę, rozwiane włosy, ciemną opaleniznę. Widzę przerażenie malujące się na jego twarzy.
Nie dziwię się mu. Jestem brzydka i tłusta. Same spojrzenie sprawia ból każdemu, kto na mnie spojrzy. Znów spuszczam wzrok.
– Kar, co ty sobie zrobiłaś…
Ja? Schudłam. Niewiele. Nadal jestem tłusta. Przestałam się uśmiechać. Wtedy widać było grube policzki. I inne niedoskonałości. Właściwie cała byłam jedną wielką pomyłką. Przelotny romans Afrodyty z młodym aktorem.
Powinnam odziedziczyć choć trochę urody. Ale nie. Dostałam grube ciało.
Rick ostrożnie podwija rękaw mojego czarnego swetra. Syknął. Wiem czemu. Dostrzega tam wiele blizn. Podłużnych, cienkich, bladych, ciągnących się poziomo, niczym drabina, bardzo gęsta drabina, aż do łokcia. Niektóre są świeże. Jeszcze z ranka.
– Karen… Nie widzisz co z siebie robisz…? Czemu się kaleczysz? Czemu się głodzisz? I tak wyglądasz jak kościotrup, z tymi wielkimi workami pod oczami. Czy ty w ogóle sypiasz?
Przecież zna odpowiedzi. Wiem, co robię. Karam siebie, za to co zrobiłam. Za to, że wszystkim przysparzam kłopotów. Ale już niedługo. Głodzę się…? Ja się odchudzam. Wyglądam grubo. Między żebrami doskonale widać tłuszcz. O nogach nie wspominając. Kości są ledwo zarysowane, palce grube, brzuch tak samo. Sypiam, często i długo, ale dręczą mnie koszmary. Jak każdego herosa.
– Zostaw mnie w spokoju – rzucam cicho. A cząstka mojej duszy krzyczy i wrzeszczy kompletnie odmienne słowa. Pomóż mi, nie masz dużo czasu, zegar tyka. Nie zostawiaj mnie, bo wtedy zrobię coś strasznego. Uratuj mnie przede mną. Ochroń mnie, błagam.
Ale on puszcza mój nadgarstek. Stoi nieruchomo, jak posąg, przyglądając się mi uważnie. Ja poprawiam rękawy, naciągając je jeszcze mocniej. I odchodzę w stronę mojego domku, zostawiając go.
Delikatnie otwieram bukowe drzwi. Cicho i na palcach wchodzę do swojego pokoju. Inne współlokatorki siedzą teraz na kolacji. Śmieją się, bawią, żartują. Już dawno przestałam być taka. Wesoła, radosna, uśmiechnięta.
Zamykam za sobą drzwi. Odgarniam zbierające się łzy spod powiek. Zaciskam mocno zęby. Nie mogę płakać, nie teraz, kiedy już wszystko ma się skończyć.
Spoglądam do lustra. Widzę tam siebie. A raczej to, co pozostało. Ubranie wisi luźno, jednak nie wystarczająco. Dokładnie widać wszystkie moje warstwy tłuszczu. I tę twarz, która tylu osobom przypominała o stracie.
Puste, złotobrązowe oczy, okalane przez rzadkie, czarne rzęsy, długie karmelowe loki, matowe i ciężkie. Spierzchnięte usta i te wielkie czarne półkola, zajmujące niemal połowę policzków. Tak wygląda twarz kogoś, kto przypomina innym herosom o utracie przyjaciela.
O stracie przyjaciół, Klary i Jacoba, którzy się za mnie poświęcili. Dlaczego…? Bo sama zbyt panikowałam, bo sama nie umiałam się obronić, bo wolałam jeść niż ćwiczyć na arenie. Bo byłam zbyt wolna, aby na misji uśmiercić piekielnego ogara, bo oni rzucili się, abym przeżyła. Ale przynajmniej już nikt więcej nie będzie zmuszony do takiego aktu poświęcenia. Prawie nic nie jadam i dużo ćwiczę.
Teraz jedzenie to zło. To narkotyk, który uzależnia. Nie mogę jeść, nie mogę. Bo znów wpadnę w nałóg, bo znów będę jeszcze grubsza, bo znów ktoś ucierpi. Ale za chwilę, już nigdy nie będę musiała tego robić. Muszę być po prostu zebrać odwagę i zrobić ten przysłowiowy krok.
Podchodzę do łóżka i spod wielkiej poduszki wyciągam sztylet. Jest czysty, nieskalany niczyją krwią. Nigdy nie został użyty. Aż do dziś. Chwytam go mocno drżącą dłonią.
Jest srebrny, a w świetle zachodzącego słońca widać w klindze złotawy odbłysk. Podciągam rękawy, wiedząc, że nie mam czasu. W oddali już słychać śmiechy innych dzieci bogini piękności.
Przyciskam ostrze do nadgarstka. Bezgłośnie wymawiam przeprosiny. Przesuwam broń, a potem przykładam do drugiej ręki i powtarzam czynność. Ciepła, gęsta i krwistoczerwona substancja wypływa z rany. Boli, ale ból jest jedną z wielu rzeczy, do których przywykłam.
Krew wylewa coraz obficiej, a ja czuję się coraz słabiej. Sztylet z głuchym trzaskiem upada na ziemię. Z trudem powstrzymuję wymioty.
Opadam na ziemię, czując boleśnie każdą kość obijającą się o zimne panele. Z trudem trzymam otwarte oczy.
I dopiero wtedy dociera do mnie co zrobiłam. Zabiłam się. Popełniłam samobójstwo. Tym razem nie powstrzymuję gorzkich łez.
Widzę swoje odbicie w gładkiej tafli lustra. Widzę, kim się stałam. Nie jestem gruba, nie wiem, czemu tak uważałam.
A może wiem…? Tylko do mnie to nie dociera. Karałam siebie za coś, co nie było moją winą. A wszyscy, którzy umarli ratując mnie, zmarnowali życie. Zawiodłam, przegrałam grę. I nie ma już odwrotu.
– Przepraszam… Ja… Nie chciałam – mówię ostatkiem sił.I zamykam powieki. Na zawsze.
Nie słyszę już śmiechu, przeradzającego się w krzyk, na ustach tych co mnie znaleźli. Nie słyszę lamentu Ricka. Nie słyszę nic. I nic nie czuję. Jestem sama w ciemności i wypełnia mnie pustka. I chyba tak jest lepiej. I bezpieczniej dla mnie. Sama w otoczeniu mroku, tylko ze swoimi myślami. Przez wieczność. I cieszę się, że tak właśnie jest.
Mogę rozpamiętywać własne błędy i się z nimi pogodzić. Inni uznaliby to za koszmar, ale dla mnie to piękne wersja Elizjum. Stworzona właśnie dla mnie.
Proszę Was tylko o jedno. Nie popełnijcie mojego błędu…
Ciekawy temat; czytałam niejeden tekst o anorekscji, choć nie tu. To tutaj dość oryginalny temat; dobrze opisałaś jej nienawiść do otyłości, a potem do swojego ciała. Naprawdę dobre.
O ja piernicze… O mamo…
Może to zabrzmi sadystycznie i nie wiem jakjeszcze, ale opowiadania z motywem samobójstwa, zawsze należały do tych moich ulubionych. Nie, nie wykryto u mnie niczego, co by wskazywało na to, że jestem psychiczna. nie, jeszcze nie. Ale to właśnie te opowiadania zawsze chętnie czytałam. Nie wciągają tak jak gorące pocałunki na koncu, tak jak odnalezienie czy pogodzenie się z kimś. To co innego. Jednak musisz też wiedzieć, że takie opowiadania jak to, dzielą się na dwa rodzaje:
– „och nie, nie chce mi się żyć, mam problemy, skocze z okna!”
oraz te, które lubię:
– „co ja zrobiłam, nie mogę na siebie patrzeć. Muszę się karać, mam prawdziwe i wytłumaczone (!) powody, dla których to robię. Nie mam siły, nie widzę, że robię źle.”
Twoje zalicza się do tych drugich. Czemu? Bo wytłumaczyłaś co jest nie tak. Wplątałaś w to wątek z anoreksją. Rozwinęłaś to. Przedstawiłaś jej myśli. Podałaś powód, co robiła związku z tym oraz do czego to ją doprowadziło. Wiem, czytając to, jak myślała. Inaczej uznałabym to za durny pomysł głupiutkiej dziewczynki, ale tutaj tak nie mogę- Karen miała powody. Oczywiście, nie mówię, że dobrze zrobila, o nie!
Ale tak czy siak, opowiadanie jest na prawdę dobre
Dziękuję za dedykację Chyba częściej muszę kończyć opka, bo teraz już druga dedykacja dla mnie związana z końcem pisania ;’) I ja też nie mogę się z tym pogodzić.
A tak na marginesie- praca jest anonimowa, czy nie podpisałaś się, czy nie zauważyłam?
Nie podpisałam się, zapomniałam XD
Aha No cóż, trudno Ale w takim razie chciałam ci tylko tam bardziej osobiście (nie do anomika, tylko do ciebie) powiedzieć, że fajne i podziękować za dedykację
Podobało mi się. Krew, śmierć, samobójstwo… Trochę nie moje klimaty (wolę tęczę) lecz przeczytałam i naprawdę mi się podobało. Uczucia opisane perfekcyjnie (przynajmniej ja tak uważam, i nie ma w tym słodzenia), takie realistyczne, jakby to była prawdziwa historia. Przysyłaj więcej takich rzeczy, (możesz dodać tam jeszcze jakąś stronę, czy pół strony znaczków zwanych literkami), a ja będę je czytać.
Pozdrawiam,
Loferrence
Taki Smuteczeg ;(
Podoba mi się twój styl, no i w ogóle wszystko ;p
Cięcie się…skąd ja to znam ? Nie, to nie ja się tnę, tylko niektóre osoby z mojej klasy (a przynajmniej cieły xd)
Właśnie,napisz jeszcze kilka opek w takim stylu 😉
Ja osobiście mam mieszane uczucia co do tego tekstu.
Nie mam problemu z taką poważną tematyką, często nawet sięgam po młodzieżówki poruszające pewne problemy nastolatków, jednak anoreksja… Nigdy mnie nie ciągnęło. Więc zważ na moją osobistą, nieco mimowolną, niechęć do tego problemu. I nie bierz komentarza za bardzo do siebie.
O ile część związaną z chorobą Karen jakość jeszcze przyjęłam, i stwierdziłam: okej, nie za bardzo siedzę w temacie, przyjmijmy, ze jest dobrze, o tyle tą związaną z samookaleczaniem się i samobójstwem… Brr. Moje prywatne ‚badania’ nad tematem jasno pokazują kilka rzeczy: po pierwsze, samobójstwa nie popełnia się przypadkiem. Ale za to dobrze, że chciała, żeby Rick ją powstrzymał.
Po napisaniu tego wszystkiego, stwierdzam, że nie wiem co, mi się nie podoba. No, kilka błędów, [*komunikat krajowej rady poprawnej polszczyzny* „Same spojrzenie” – SAMO, OOOOOOOOO, SAMO! TO JEST LICZBA POJEDYNCZA, RODZAJ NIJAKI, TU NIE MA LITERY E W KOŃCÓWKACH, TU JEST O!!!*koniec komunikatu*] ale właściwie… to chyba po prostu praca nie przypadła mi do gustu.
Jak ja lubię gdy postać źle kończy…
To poprawia humor lepiej niż niejedna czekolada.
Opowiadanie jest bardzo dobre.
Życzę boskich wakacji!
Hej, główna postać umarła ;D
Zabijać, zabijać główne postacie.
Okej, a tak serio, opko bardzo mi się podobało. Psychologia lever hard.
A tak poważnie serio to opko naprawdę udane. Gustuję w tego rodzaju dzieł i muszę przyznać, że to mi przypadło do gustu 😉
A ja muszę powiedzieć, że się zgadzam z Kivą. No i ogólnie ja nie bardzo gustuję w tego typu opkach. Jak już jakieś czytam, to wymagam od niego, żeby mnie zatkało. Wybacz, ale Twoje tego nie zrobiło.
„[…] piękne wersja Elizjum.” – „[…] piękna wersja Elizjum.” Tyle w kwestii błędów.
Hah, od razu wiedziałam, że to opko Di. xd Po tym z wrzuceniem do basenu poznałam. 😀
Wrrr wątek z narzekaniem na swoją tuszę.. To straszne że aż tyle osób tak o sobie myśli, a zwłaszcza jak nie mają powodu :c. Nie zmienia to faktu że polubiłam to opowiadanie, może dlatego że pod koniec, pewne sprawy jej się rozjaśniają, może za styl, tak czy siak polubiłam je :D.