Rozdział 1: Pościg
Biegłam przez las. Uciekałam. Były tuż za mną. Potknęłam się o korzeń drzewa. Z nogi wyciekała powoli płynna tkanka: krew. Las gęstniał na moich oczach. I nagle ku swojemu przerażeniu dostrzegłam, że drzewa dyskretnie się przemieszczają, zagradzają mi drogę. Noga niemiłosiernie bolała. Biały śnieg pokryły czerwone plamy. Biegłam ile miałam sił w nogach. Pościg był tuż za mną. W kieszeni czułam mój sztylet. Moje ciało pokrywały liczne zadrapania i siniaki. Las cicho szumiał. Wokół mnie leżało mnóstwo kamieni. Nie mogłam z nimi walczyć. Jedynym wyjściem była ucieczka. Czułam, że sobie bym nie poradziła. Za mną słychać było wrzaski i strzały. Musiałam się na chwilę zatrzymać, żeby zatamować krwawienie z rany, inaczej mogły podążać śladem krwi.
Opadałam z sił. Przystanęłam. Krew przestała plamić śnieg. Biegłam dalej. Czarne włosy łopotały za mną jak kurtyna. Poruszałam się z szybkością sarny lub wilka. Byłam zwierzyną na polowaniu. Nie wiedziałam czego ode mnie chciały te dziewczyny. Pomiędzy drzewami pojawił się wilk. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami porozumiewawczo i ruszył do przodu. Pomagał mi. Wskazywał drogę. Bose stopy czerwieniły się od śniegu. Bałam się przeraźliwie. Słyszałam je za sobą. Powietrze przebił świst strzały i w ramieniu odczułam potężny ból. Dostałam strzałą… zatrutą strzałą. Oczy zaszły mi łzami, niektóre spływały po mojej twarzy. Sięgnęłam do kieszeni i wydobyłam małą fiolkę z białym proszkiem: jad węża morskiego. Zatrzyma na chwilę działanie trucizny. Przytknęłam fiolkę do ust i połknęłam całą jej zawartość. Nogi okropnie bolały. Za sobą usłyszałam kolejną strzałę, wbiła się w drzewo. Czego ode mnie chciały te dziewczyny? To pytanie krążyło mi w głowie. Wiedziałam jedno: musiałam uciekać. Strach rozpierał me płuca. Korzenie i igły wbijały mi się w nogi. Ubranie podarte falowało na wietrze. Wilk znikł mi z oczu. Obiecałam sobie, że jeżeli go jeszcze kiedyś spotkam to mu podziękuję.
Las zmniejszał się. Przede mną zafalowało jakieś miejsce. Dostrzegłam kontur wielu domków i jednego większego. Przebiegłam przez granicę Obozu. Obozowicze patrzyli na mnie oniemiali. Ja jednak nie zwracałam na nich uwagi. Wpadłam przez drzwi Wielkiego Domu. Chejron i Pan. D siedzieli przy stole w środku głównego pokoju.
– A zapukać to nie łaska – spytał bóg winorośli.
– Pościg – wyszeptałam i zapadłam w ciemność. Widziałam tylko to i o tym śniłam. O ciemności bez gwiazd i księżyca.
Obudziłam się. Otworzyłam powieki. Przez okno białego pokoju wpadała poranna jutrzenka. Usłyszałam świergot ptaków. Był taki piękny. Ach, jak dziś to wspominam to nie wiem jak to określić. Przypominał szum morza, odgłosy wydawane na harpie i lirze, śpiew smutny i radosny z nutką buntu w tonie. Naraz przypomniałam sobie o ucieczce. Spróbowałam się podnieść, ale syknęłam z bólu, więc leżałam spokojnie. Nie wiedziałam ile spałam. Zastanawiałam się tylko co ode mnie chciały tamte dziewczyny. Wczoraj w szkole…
Chyba powinnam jednak się przedstawić. Mam na imię Anastazja i jestem nieokreślona. Moja mama Anne jest naukowcem. Bada kosmos. Odkryła kiedyś nową planetę spoza układu słonecznego. Do obozu herosów trafiłam ponad rok temu. Nie wiem kto jest moim rodzicem olimpijskim i przyzwyczaiłam się do tego, że nigdy nie dostanę odpowiedzi. Wiele modlitw wysyłałam do taty, ale nigdy nie odpowiedział. Nauczyłam się, że muszę liczyć tylko na siebie. W szkole nie miałam żadnych przyjaciółek. Unikały mnie z powodu mojej nieufności i tajemniczości. Wczoraj, tak myślę, że wczoraj, poszłam wcześniej do szkoły. Chodziłam do 6 klasy podstawówki w Nowym Yorku. Kiedy weszłam, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Kilka dziewczyn patrzyło na mnie dziwnie. Miałam złe przeczucia, ale takie niezupełne. Jakbym mogła im zaufać, ale też nie. Czyżby były ani dobre, ani złe? Wtedy nie wiedziałam. Wszystkie miały czarne włosy w różnych fryzurach i oczy jak noc. Nie mogłam dostrzec źrenic. Trochę miały podobne do moich. Poza jednym małym szczegółem. Ja czasami miałam zielone, a one zupełnie koloru mocnej czerni. Ich skóra wydawała się gładka jak jedwab. Szeptały coś między sobą.
– Zdążyłam uchwycić tylko kilka słów najstarszej dziewczyny.
– Jesteśmy Pościgiem nie wolno nam się ujawnić.
Potem zabrzmiał dzwonek na przerwę.
Usta ułożyły im się groźnie na mój widok. Najstarsza z nich mogła mieć mniej więcej szesnaście lat. Ubrana była w czarną bluzkę bez jednego rękawa i długie legginsy, a na nie miała założoną krótką spódniczkę.Na nogach świeciły adidasy. Wszystkie wyglądały jakby na coś czekały. Jak tylko weszłam ich oczy się dziwnie zaświeciły. Spojrzały po sobie porozumiewawczo i ruszyły w moją stronę. Nie wyglądały na potwory, ale nauczyłam się już nie oceniać książki po okładce. Rzuciłam się natychmiast do tyłu. Nie mogłam walczyć na środku korytarza. Jest mgła, ale ona wiele miesza. Myśleliby, że ja je zaatakowałam.
Wpadłam na kogoś w drzwiach i przepraszając wybiegłam na dół. Skryłam się pośpiesznie za wielką jabłonią rosnącą tuż przy wejściu. Wyciągnęłam ręce do przodu i syknęłam cicho jak wąż. Tatuaże: węże które miałam od urodzenia zaczęły błyskać kręgami, a po chwili oplatając mi ręce wiły się maleńkie czarne wężyki. Dokładnie rok temu dowiedziałam się, że mogę zrobić coś takiego z nimi. Zawsze myślałam, że to znamiona. Nadałam im imiona: wąż na lewej ręce to Sasi, a na prawej Sisi .Tak więc skryłam się za Wielką Jabłonią. Usłyszałam jakieś wrzaski. Nie myśląc o tym co robię, wchodziłam na drzewo z pomocą mych węży. Łapały pyszczkami gałęzie i korę. Ukryłam się na jednej z gałęzi. Serce mi waliło. Skąd tyle potworów w szkole? Chyba, że to byli Lajstrygonowie, ale miałam raz z nimi do czynienia i byli o wiele więksi niż te dziewczyny.
Nie byli jednak tak straszni jak one. Wydawały się takie mroczne i jednocześnie dobre.
Pode mną ktoś przechodził. Usłyszałam rozmowę dziewczyn:
– Musimy ją znaleźć – zasyczał ktoś i jakimś cudem wiedziałam, że to ta szesnastolatka.
– Wyczuwam ją. Jest… nad nami – prawie krzyknęła jedna z nich.
Nie zważając na nic zeskoczyłam z gałęzi i popędziłam w stronę bramy szkolnej. Słyszałam ich głosy za sobą, lecz nic nie rozumiałam. Czarne włosy falowały za mną na wietrze. Słońce przesłaniały chmury. Przebiegłam obok grupki zdezorientowanych laluń i ruszyłam sprintem w stronę lasu. Był październik, a dokładnie 16, moje urodziny. Wspaniały prezent urodzinowy, pomyślałam. Z nieba padał śnieg. Coraz trudniej było mi biec. Przedarłam się przez leśną szatę roślinności i pędziłam z górki. Potykałam się i spadałam co jakiś czas na kolana. Nagle zdałam sobie sprawę, że nikt mnie już nie goni. Przystanęłam. Rozejrzałam się uważnie wkoło. Panowała cisza pokryta płatkami śniegu. I… usłyszałam ten dźwięk. Brzmiał jakby smutek, żal, rozpacz, szczęście i wiele innych nastrojów połączono w jedno. Był to ryk kamiennego rogu. Spojrzałam do góry. Stała tam szesnastolatka. Czarne włosy powiewały na wietrze. Do ust przyciskała kamienny róg i dęła weń mocno. Oczy były jakby zamglone. Wiedziałam, że muszę dalej uciekać. Wbiegłam między gęste drzewa lasu i dalej wiecie co się stało.
Już wstało słońce. Świeciło tak mocno, że przymykałam prawie oczy. Oprócz mnie nie było tutaj nikogo.
W ramieniu poczułam piekący ból. Dotknęłam miejsca gdzie strzała przebiła mięsień. Poczułam nagłą ulgę. Zamknęłam oczy. Skupiłam się, starając się wyczuć czy gdzieś w pobliżu jest mój sztylet czerwony smok. Spróbowałam usiąść. Nogę miałam owiniętą bandażem. Po chwili wstałam. Usłyszałam tupot kopyt centaura i głos jakiejś dziewczyny.
CDN
Wow aż mnie zatkało powiem jedno super opowiadanie 😉
fajowe
czadowe
dzięki.Wysłałam już następny rozdział.
Fajne 😀
fajowe, podoba mi się, a przy okazji niestety nie będzie mnie na blogu przez 2 tygodnie.
super
opowiadanie jest super taka akcja że WOW
nie wiem co powiedzieć bo to takie fajne
Miałem już dwa komentyarze !
GDZIE ONE SĄ ?
fajna Praca
Nie no… HEROSOWE xp!!!!!!!!!
herosowe 😉
supcio!
bardzo mis ie podoba początek
Jeszcze fajniejsze niż 1 część!
ciekawie się zapowiada