Hej
To opko dedykuję pomysłodawczyni tej części – Zeusce J ,a także Amorkom oraz Rachel Dare.
Miłego czytania
iriska335
Well, you can tell
by the way I use my walk,
I’m a woman’s man
No time to talk.
Music loud and women warm
I’ve been kicked around
since I was born.
And now it’s all right. It’s OK.
And you may look the other way.
We can try to understand
the New York Time’s effect on man.
Whether you’re a brother
or whether you’re a mother,
you’re stayin’ alive, stayin’ alive.
Feel the city breakin’ and
everybody shakin’,
and we’re stayin’ alive, stayin’ alive.
Ah, ha, ha, ha, stayin’ alive, stayin’ alive.
Ah, ha, ha, ha, stayin’ alive.
Bee Gees – „Stayin alive”
Zapadł już zmrok. Na niebie jasno świecił księżyc w towarzystwie wielu gwiazd. Żałowałam, że nie mógłby tak zaświecić wewnątrz mnie, przeganiając strach. No właśnie – strach. Samotna i przerażona stałam przed ogromnym, krwistoczerwonym namiotem z napisem POTWORNY CYRK. Wokoło kręciło się mnóstwo potworów, każdy innego rodzaju. Wypatrzyłam minotaura, gorgony, erynie, cyklopów, chimerę i wielu innych. Zachowywali się tak, jakby byli na ZWYCZAJNYM festynie. Kupowali sobie watę cukrową, popcorn lub coca-colę. Co niektórzy trzymali nawet baloniki. Rodzinny wypad do cyrku, nie ma co.
A ja, wciąż, jak ten słup soli, stałam próbując opanować nerwy. Mój brzuch wariował tak, jakbym miała za chwilę wystąpić na szkolnej akademii. Taa kiedyś to miałam poważne problemy. Hmm… dziwne, było to tak nie dawno, a ja czuję, jakby minęły całe wieki.
Musiałam się w końcu zmobilizować, gdyż prawdopodobnie, tam w środku, herosi czekają na pomoc. Czekają na mnie. Dokładnie Cassidy… idziemy dobrym tropem… chciałaś być bohaterem, to zachowuj się jak bohater.
Cóż, nie wiem czy to zasługa takiego myślenia, czy czegoś zupełnie innego, ale wzięłam się w garść i skierowałam ku wejściu.
Przy drzwiach (o ile można powiedzieć, że namiot ma drzwi) stało niewysokie, gruuube stworzenie o żółtej skórze. Szczerzę mówiąc, nie kojarzyłam gościa z żadnej książki, a z pewnością bym go zapamiętała. W mundurze policyjnym, czapce i czarnych okularach przeciwsłonecznych wyglądał komicznie. Miałam problem z powstrzymaniem śmiechu.
– Wiataj, słoneczko – zagadał.
Czy to miała być gadka na podryw? Fuuuuuj. Nie wiem co gorsze, widok ohydnego, flirtującego potwora, czy myśl, że chciałby się umówić ze mną.
Przed wyruszeniem na tą, jak to nazwała Annabeth, samotną „samobójczą misję”, półbogowie zabawili się w charakteryzatorów. Zwinęli z wypożyczalni kostiumów parę ciuchów oraz zrobili mi „drobny” makijaż. Teraz, dzięki nim, wyglądam bardziej…potwornie.
– Siema.
Próbowałam wczuć się w swoją rolę, lecz w rzeczywistości czułam się jak totalna wariatka.
– Masz bilet kochaniutka? Bo wiesz, jeśli nie, to będę się musiał z tobą… zabawić.
Puścił do mnie oko, na co ja, woląc nie zastanawiać się, co dla niego oznacza zabawa, prędko wyciągnęłam bilet z kieszeni.
– Oto i on.
Przyjął papierek ze smutkiem na twarzy, po czym odgryzł połowę, przeżuł i połknął. Pozostałą część oddał mi, dodając:
– Szkoda, mogłoby być tak przyjemnie. Wrzeszczałabyś bez opamiętania…
Pogubiłam się. Gość gadał o torturach, czy o czymś zupełnie innym…? Jednego byłam pewna – niezły z niego świr.
– Może innym razem.
Szybko skierowałam się ku wnętrzu, by zostawić psychola jak najdalej za sobą.
***
Gdy weszłam do środka, czułam się jak podczas Halloween. Co prawda było jasno (domyśliłam się, że światła pogaszą dopiero na czas występów), lecz wokoło dostrzegałam potworne dekoracje: nietoperze, pajęczyny, dynie, duchy, krwiste plamy i tym podobne. Atmosferę tworzyła także, mieniąca się różnymi kolorami mgła, która unosiła się na wysokości stóp.
Przechodziłam właśnie obok jednej z kolumn, gdy dostrzegłam pajęczynę, a na niej dużego, czarnego, włochatego pająka.
Ha ha ha wygląda zupełnie jak prawdziwy.
Udając jak odważna jestem, dotknęłam pajęczaka. W chwili styknięcia się mojego palca z jego ciałem, ten poruszył się i zaczął uciekać na swoich cienkich kończynach w górę kolumny.
– AAAAAAA!!!! – krzyknęłam.
Chyba sobie żartują, że te dekoracje nie są sztuczne.
Po chwili skarciłam się w myślach.
Co za potwór wrzeszczy na widok pająka?! Ogarnij się Cassidy!!!
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na szczęście nikt nie zauważył mojego wybryku. Wszyscy byli zajęci poszukiwaniem swych miejsc.
Szczerze mówiąc, zaczynałam przyzwyczajać się do obecności tych wszystkich istot. Co innego stanąć twarzą w twarz z potworem, który chce cię zabić, a co innego przebywać z tak dużą grupą, w której każdy członek wtapia się w tłum.
Mimo, iż wciąż byłam spięta, nie odczuwałam już strachu. Zagościła we mnie ciekawość. Zastanawiałam się czego mogę się spodziewać w tak nietypowym cyrku.
Po paru minutach odnalazłam swoje miejsce, z którego miałam bardzo dobry widok. Siedzenia ustawione były w kółko, którego środek zajmowała duża scena.
Nagle zrobiło się ciemno, włączony pozostał tylko jeden reflektor, skierowany na wchodzącą na estradę kobietę. Ubrana była w długą, ciemnozieloną suknię z długim rękawem, której cekiny błyszczały pod wpływem ruchu. Nie mogłam dostrzec jej fryzury, gdyż na głowie nosiła ciemny turban. Okulary przeciwsłoneczne, które założyła, pozwalały mi przypuszczać, że to była Meduza.
Zatrzymała się na samym środku tuż przy mikrofonie (potwory i technologia… dziwne), po czym zabrała głos:
– Panie i panowie – pasowało by raczej powiedzieć potwory i potworzyce – witam was okropnie w moim, jakże Potwornym Cyrku. To właśnie dziś, za moment, na żywo, będziecie mogli zasmakować długo wyczekiwanej sprawiedliwości. Gwarantuję niezapomniane wrażenia. A więc czas na pokaz!!!
Taaa to zdecydowanie był ten sam głos, który słyszeliśmy w iryfonie cyklopa. Tylko o jaką sprawiedliwość jej chodziło…?
W sali przez sekundę znów zapanowała nieprzenikniona ciemność, lecz wkrótce z kolumn usłyszałam zapowiedź występu:
– Jako pierwszy z artystów zaprezentuje się syn Hadesa, którego… chyba większość dobrze zna….
Zapaliły się kolorowe światła, po namiocie rozległa się muzyka, a dokładniej znany kawałek „Stayin’ alive”. Na scenie pojawił się chudy, blady chłopak. Nosił strój typowy dla czasów, w których rządziło disco, czyli świecące, kolorowe, jak dla mnie kiczowate kostiumy. Nawet jego czarna czupryna została dziwacznie uczesana.
Po chwili dołączyły do niego szkielety. Tak, ludzkie szkielety, nie przewidziało mi się. Wspólnie tańczyli ułożony wcześniej układ, a Nico (bo z pewnością to był jeden z zaginionych herosów) nawet śpiewał. No ok… fałszował.
W odróżnieniu od innych widzów, nie było mi do śmiechu. Gołym okiem widać było, że półbóg nie jest zadowolony z tego, że musi występować.
Co to miało być?
Po synu Hadesa wystąpił „Ognisty chłopak”. Z początku myślałam, że będzie nim osoba potrafiąca żonglować różnymi podpalonymi przedmiotami. Niestety, byłam w błędzie.
Tajemniczym nastolatkiem okazał się Leo Valdez w asyście dwóch ohydnych potworów. Cały występ polegał na tym, by któryś z asystentów trafił syna Hefajstosa, wcześniej wyczarowaną, kulą ognia.
Było to zwyczajnie okrutne i choć wiedziałam z wcześniejszych opowiadań, że półbóg nie może spłonąć, za każdym razem, gdy go podpalali odwracałam wzrok ze strachu. W tych właśnie momentach cały namiot wiwatował z radości. Miałam serdecznie dość i najchętniej uciekłabym z tamtego miejsca, lecz to jeszcze nie był odpowiedni czas. Czułam, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej.
Następne przedstawienie okazało się być chwilą wytchnienia, o ile można tak to nazwać.
Na estradę wkroczyła grupka półbogów. Niektórzy z nich byli młodsi, inni już starsi. Wśród nich dostrzegłam Piper – dziewczynę Jasona. Całe show miało zachęcić nas do współpracy z cyrkowcami. Do pokazu wybrano pięć osób z publiczności, którzy mieli za zadanie wymyśleć jakieś śmieszne zadanie dla wybranego przez siebie herosa. Oczywiście z własnej woli by nic nie zrobili, dlatego córka Afrodyty przekazywała im swoim darem polecenia. Dzieciaki udawały różne zwierzęta, robiły durne pozy, rzucały w siebie pomidorami i jajkami (które zupełnie przypadkiem były przygotowane na scenie), a nawet opowiadały żenujące historie ze swojego życia.
Na sali ponownie zrobiło się głośno od wybuchów śmiechu. Jednak tym razem odczułam ulgę. Pomysł może był wstrętny, ale przynajmniej mniej brutalny od poprzedniego.
Po tym wystąpieniu nadszedł czas na przerwę. Piętnaście minut, które postanowiłam dobrze wykorzystać.
Podczas, gdy potwory zajęły się kupowaniem pamiątek z pokazu, ja podążyłam za półbogami. Kierowali się w stronę publiczności. Gdy szłam w tamtym kierunku dostrzegłam drzwi pod trybunami. Odczekałam, aż ostatni heros zniknie w środku, następnie szybko wślizgnęłam się do wnętrza.
Czułam, że serce bije mi jak młot Thora. Obawiałam się, że w każdej chwili ktoś mnie zdemaskuje, a wtedy…. wolę nawet nie myśleć. Na szczęście nic takiego się nie stało. Straż nie była zbytnio ostrożna, gdyż sądzili, że żaden półbóg nie przeszedłby kontroli biletów. Poniekąd to była prawda. Jednak czułam coś jeszcze. Coś co pozwoliło mi trzymać emocje na wodzy. Poczułam nutkę podekscytowania, która bardzo mi się spodobała.
Za drzwiami znajdowały się schody prowadzące do podziemi. Im niżej schodziłam, tym wystrój był coraz bardziej paskudniejszy. Ściany oraz podłoże było wykonane z obskurnego kamienia, a światło dostarczały jedynie zapalone pochodnie.
Brrrrrr… Mam tylko nadzieję, że nie ma tu pająków.
Następnym pomieszczeniem do którego trafiłam był kwadratowy korytarzyk, z którego odchodziły wejścia do czterech różnych pokoi. Do jednego z nich weszli trzej obozowicze.
Przynajmniej tym mi ułatwili robotę.
Gdy cała grupka rozeszła się do siebie, w holu pozostał jedynie ochroniarz. Chyba dzisiaj dopisywało mi szczęście, gdyż był to ten sam potwór, którego spotkałam przed wejściem. Postanowiłam, więc do niego zagadać:
– Heeej! Jak się miewa mój przystojniak?
Na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
– Ach to ty, ślicznotko. Co tutaj robisz?
Dasz radę, Cassidy. Dasz radę!
– Wiesz, złotko, bardzo chciałabym poznać tę trójkę co przed chwilą występowała, no i… wstyd się przyznać… włamywałam się. Lecz, gdy ujrzałam ciebie, stwierdziłam, że taki mężczyzna jak ty z pewnością zechce mi pomóc spełnić marzenie…
Uśmiechnęłam się do niego czarująco, na co on zaczął się… ślinić!
Ratunku!!!!
– No pewnie – zbliżył się do mnie, przez co omal nie zemdlałam z zaczadzenia. – Tylko niech to będzie nasza mała tajemnica.
– Oczy… wiście.
Otworzył zamek i wpuścił mnie samą do pokoju.
***
Pomieszczenie to nie różniło się niczym od korytarza (nawet nie było tu na czym usiąść). Na mój widok trójka nastolatków zerwała się na nogi.
– Kim jesteś? – pierwszy odezwał się Nico.
– Taa i czego chcesz? – dodał Leo.
– Spokojnie, nie zrobię wam krzywdy – odezwałam się miło i spokojnie. – Przysłali mnie Annabeth, Percy i Jason.
Piper ożywiła się na dźwięk imienia swojego chłopaka.
– Jesteś herosem? Nigdy nie spotkałam cię w Obozie Herosów? Dołączyłaś może niedawno?
– Tak, zna czy nie… to skomplikowane. Po prostu musicie mi zaufać, a ja spróbuję wam pomóc. Zgoda?
Wszyscy zgodnie przytaknęli.
– Ok. To może najpierw powiecie mi jak się tu…
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju weszła Meduza. Jej oczy (na szczęście w okularach) były skierowane wprost na mnie.
– Coś za jedna ?!
W tym momencie nie słyszałam, ani nie czułam nic po za biciem własnego serca.
Jak śmiesz kończyć w takim momencie! Potrafisz zbudować napięcie, nie ma co.. 😉
Za takie zakończenie powinnam Cię zabić, ale chcę poznać zakończenie, więc tego nie zrobię. Ale miej się na baczności…