Rozdział 4 – piekielna burza
Narracja Precy’ego
Po takiej wiadomości myślałem, że mi mózg rozsadzi. Jak to możliwe Luke nie był taki. Tak powiem, nie znałem go zbyt dobrze. Ale jedno wiedziałem, nigdy nie skrzywdził by Annabeth. Tego byłem pewien. Opiekował się nią, gdy była mała, a teraz ją porywa i na dodatek zachowuję się tak jakby miał zamiar ją, słowo nawet nie chciało mi przejść przez gardło – przelecieć. To nie możliwe, pokroje go jak ją tchnie. Nawet w Hadesie się przede mną nie schowa. Czułem jak gniew brała nade mną górę. Powinienem przewidzieć co będzie dalej, ale nawet mnie to zaskoczyło.
Poczułem jak formuję się wokół mnie naprawdę ogromny huragan. Wiatr osiągnął prędkość dwustu kilometrów na godzinę. Wszystko co było w granicy kilometra ode mnie zostało wyrwane z korzeniami i roztrzaskane na drobny mak. Drzewa latały i wylądowały jak pociski w jeziorze. Z areny nic nie zostało, nie licząc drobnych pozostałościach po kijach, gdzie kiedyś były ustawione manekiny. Bo manekinów niestety nie znaleźli, nie licząc naprawdę małych elementów, które jakimś zbiegiem okoliczności jeszcze tam pozostały. Powiem tak współczułem pierwszej osobie, która by do mnie wtedy podeszła, miała by lądowanie awaryjne daleko poza granicą hrabstwa. Teren w promieniu kilometra wyglądał jak po wybuchu jakieś bomby. A na mojego pecha ja stałem w środku totalnego zniszczenia. A tak właściwie to nawet nie stałem, tylko unosiłem się w powietrzu na jakieś dwadzieścia metrów. Nie panując nad ciałem, a tym bardziej nad moją mocą.
Narracja Connora
Wyleciałem właśnie z domu goniąc brata, znowu zrobił mi ten sam kawał. Cały krem do golenia wylądował na mojej głowie. I na dodatek wsadził mi tam świeczki urodzinowe. Wyglądałem jak tort. Wściekłem się tak, że jak go dopadnę to pożałuję – powiedziałem. Dobiegłem za bratem aż do areny, tak dokładnie do tego co w niedawnej przeszłości było areną. Bo teraz było raczej strefą rażenia wybuchu bomby. Zacząłem się zastanawiać co tu do licha się stało. Stanąłem jak wryty, gorzej miał mój brat. Biegł dalej w coś co przypominało połączenie tornada z huraganem i cyklonu. Siła uderzenia była taka, że przeleciał koło mnie jak pocisk i walnął w najbliższe drzewo, które jeszcze tam stało. Pawiem tak dosłownie wyrwało go z butów. A co najgorsze w tym było, że w środku tego wszystkiego lewitował jak Budda Percy
– Co do cholery Percy! Krzyknąłem do niego – co ty robisz.
Odwrócił się do mnie, wyglądał jak lunatyk, jak by nie wiedział co się dzieję i gdzie się sam znajduje. Powiedziałem sobie, kto go tak wkurzył i jak nie przestanie to będziemy mieli problem. Tylko Annabeth potrafiła by go uspokoić, ale jej niestety nie było. Pomyślałem Chejron, puściłem się biegiem do Wielkiego Domu. Wpadłem na werandę, tak dokładnie to się na nią wyłożyłem jak długi.
– Cholerny próg zakląłem.
– No, no ale język – powiedział Pan D.
– Przepraszam nie chciałem, ale mamy kłopoty i to duże.
– O czym ty mówisz.
– Percy!
– Co z nim.
– Powiem tak Chejronie właśnie demoluję arenę.
– Co on robi!
Opowiedziałem co widziałem przed chwilą na arenie. Centaur nie mógł uwierzyć w co słyszał. Posadził mnie na grzbiet i pogalopował tam. Gdy tylko się tam znaleźliśmy, sytuacja się jeszcze pogorszyła. Wygląda, że osobisty huragan kategorii piątej Precy’ego poszerzał zasięg rażenia. Widząc to dopiero zrozumiałem jaki groźny był by z niego przeciwnik, gdyby Kronos go przeciągnął na swoja stronę. Wystarczył by on sam, a obóz zrównał by z ziemią.
– Percy uspokój się – wołaliśmy.
Nic sobie z tego nie robił.
– Chejronie on sobie coś zrobi lub gorsze nam. O bogowie zapomniałem Travis. Poskoczyłem do drzewa, przy którym leżał nieprzytomny mój brat.
– Centaur to zauważył – co mu się stało.
– Percy przywalił mu tym huraganem – odpowiedziałem.
Już wieść się rozeszła się, że coś tu nie gra. Bo chyłkiem podchodzili resztę obozowiczów, unikając podmuchów wiatru, a zwłaszcza tego co ze sobą niósł. Do mnie podszedł jeden z domku Apollina.
– Odsuń się, ja się tym zajmę.
– Co mu jest – zapytałem.
– Wstrząs mózgu , zabierzemy go do Wielkiego Domku, tam to coś nie dojdzie.
– Dzięki – powiedziałem.
Nam niestety został gorszy problem, a nazywał się Percy – powiedziałem. Jak go uspokoić, już wiem pomyślałem Chejronie Posejdon. Było wystarczająco wody i światła by powstała tęcza. Centaur wrzucił złota drachmę w nią.
– O Irys bogini tęczy przyjmij moją ofiarę. Pokaż mi Posejdona.
W tęczowym połączeniu pojawił się Posejdon.
– Chejron! – o co chodzi.
– Posejdonie mamy problem, tylko ty będziesz mógł nam pomóc.
– A w czym.
– Percy!
Nie zdążyliśmy nic mu powiedzieć, Posejdon podszedł do jakieś dużej kuli w sali. Machnął ręką i ukazał się mu syn. To co zobaczył, aż rozdziawił buzię. Zaraz tam będę – powiedział.
Sekundę później był już przy nas. Ja się tym zajmę, bez żadnych obaw podszedł do huraganu.
Rozstąpił się wiatr i Posejdon znalazł się naprzeciwko syna.
– Percy! – Zawołał.
Podniósł głowę, Posejdon aż krzyknął – o bogowie. To co zobaczył było nie możliwe. Jego syn już nie miał morskich oczu. Odbijało się w nich chyba wszystkie huragany, cyklony, tajfuny, sztormy na całej ziemi, połączone w jeden super gigantyczny sztorm. Jakby te wszystkie siły się skupiły i przepływały prze jego ciało. Im dłużej to się działo, tym wiatr był silniejszy.
Posejdon przyłożył dwa palce do czoła syna, zaczął mówić coś po starogrecku. Miałem wrażenie, że brzmi mi to jak jakieś zaklęcie. Po minucie huragan zniknął, tylko w powietrzu utrzymywał się Percy, wyglądał na nieprzytomnego. Złożył go na ziemi, potrzebuje odpoczynku – powiedział. Zabierzcie go do Wielkiego Domu. Ja tu muszę posprzątać.
– Na robił trochę bałaganu – jak widzę.
– Oglądnie mówiąc. Posejdonie co się stało.
– Nie wiem jakim cudem połączył się, w tym momencie z moją mocą wywoływania huraganów. A ja właśnie zatapiałem kilka miejsc.
– Że co !
Uściślę to Percy’ego niechcący zmieniłem się w huragan. Taki stan musiał wywołać jakiś gniew.
– Nic mu się nie stanie
– Nie, kilka godzin odpoczynku i będzie jak nowy.
Przepraszam Chejronie za zniszczenia zaraz to naprawie, machnął ręką i wszystko wróciło no normy.
Poprawa jest, ale i tak mogło być dużo lepiej.
„Wyleciałem właśnie z domu goniąc brata, znowu zrobił mi ten sam kawał. Cały krem do golenia wylądował na mojej głowie. I na dodatek wsadził mi tam świeczki urodzinowe. Wyglądałem jak tort. Wściekłem się tak, że jak go dopadnę to pożałuję – powiedziałem.” Teraz wyobrażam jak Connor wybiega z domku i to wszystko mówi, a reszta patrzy się na niego jak na wariata XD Nie mam pojęcia o co chodzi tam w ostatnim zdaniu, ono kompletnie nie ma sensu.
– Cholerny próg zakląłem. -> Powinno być:
-Cholerny próg – zakląłem, inaczej kompletnie zmieniasz sens… Przecież nie mówisz czegoś takiego:
-Cholerny próg, zakląłem.
Rozmowa Pana D. z Connorem jest tak sztuczna jak mój uśmiech do nauczycielki z biologii…
Niemal uwierzyłam, że Dionizos naprawdę troszczy się o obozowiczów… Tyle uczuć okazywał, że szok XD
I wybacz, ale do tego momentu czytałam, mieszasz tak strasznie tekst z dialogiem, że na prawdę trzeba się strasznie wysilić, aby ogarnąć o co chodzi… Interpunkcja to leży sobie i kwiczy w krzaczkach w Czarnobylu. Mam nadzieję, że pójdziesz je wykopać i przez przypadek nie będziesz mogła z kolejnych bohaterów łamagi.
Dobra, powtórzę się, ale czy ty kiedykolwiek czytałaś jakąkolwiek KSIĄŻKĘ? Wiesz, taki gruby plik kartek z tytułem, opowiadający jakąś historię, jakiś bohaterów. Rozumiesz? To przejdźmy dalej.
W tym oto przedmiocie, możesz zobaczyć tak zwane DIALOGI.
Rozumiem to może być szok, ale wyobraź sobie, że one istnieją po to, aby czytelnik wiedział co kto mówi.
Zanotuj to sobie gdzieś, na pewno Ci się przyda.
I wyobraź sobie, że te dialogi trzeba odróżnią jakoś od opisów. Rozumiem szok.
Robimy to za pomocą magicznych myślników, znajdujących się na klawiaturze pomiędzy 0 i =, ogarniasz? Dam Ci chwilę na znalezienie tego.
Okej, podam Ci przykład, tak na wszelki wypadek.
Np.
– Tutaj nie ma dialogów!- krzyknęła Amadea, załamując się psychicznie.
Rozumiesz?
Mam nadzieję, że tak, bo naprawdę tyle osób Ci już o tym mówiło, że wypadałoby się chociaż postarać… Bo wiesz, na tym blogu nie są tylko osoby piszące jak genialne jest każde opko. Wysyłasz to tutaj po to, aby pomóc Ci, a jak ty ignorujesz każdą pomoc, to sorry, nie dziw się, że każdy koment będzie taki ostry.
Już nawet pominę Luka-gwałciciela, że zachowuję się jak zboczeniec spod Biedronki, czy upity pedofil, polujący w lasach na młode dziewczyny, okej. Ale Percy nie jest takim debilem, że się wścieka, kiedy Ann mu porwą, a nie rozwala pół obozu (nawiasem mówiąc, nikt nie wpadł na pomysł, żeby go powstrzymać?).
Fabuła, chyba uciekła na księżyc, jeśli wpierw wydawała mi się interesująca, to teraz tylko się boję, który Bóg okaże się gejem, czy klinicznym psychopatą…
Poddaję się. Poddaję, czytałam opka mojej koleżanki z dyzlekcją, które było o niebo lepsze od tego!
Przykro mi, jestem cierpliwa. Ale do czasu. Czas się skończył. Koniec. Chciałam być miła. Próbowałam. Nie wyszło. Poprawiłaś się w ledwie jednej tysięcznej i to tylko w opisach przeżyć, które i tak są puste i bez uczuć.
Naprawdę, nie mówię, żebyś to porzuciła, tylko abyś poćwiczyła trochę, trochę… Dobra przez długi okres czasu powinnaś ćwiczyć, aby twoje opko miało ręce i nogi. A nawet poza tym… Kurde, nie, że coś, ale twoje komenty są jakże wylewne i jakże długie! Całymi tygodniami je czytam, normalnie. Uwierz, pisząc super i genialnie, nie sprawisz, że tutaj będą takie same komenty. Sorry, taki mamy klimat.
Zawsze miła, Amadea
* z kolejnych bohaterów zrobić idiotów.
Gdybym była tak szczera i bezpośrednia jak Amadea zaznaczyłabym jej wypowiedź i zrobiłabym kopiuj wklej do mojego komentarza (swoją drogą wielki szacun dziewczyno niewielu już jest takich ludzi, którzy powiedzą prosto z mostu co im się nie podoba) Masz oryginalny pomysł ale to nie wystarcza. musisz popracować nad tym opowiadaniem bo ma szanse być dobre tylko po napisaniu trzeba go raz lub dwa przeczytać, jeszcze raz spojrzeć na dialogi itd. itp. mam nadzieję że kolejna część będzie lepsza
Dobra, jeszcze Cię nie zabiję (przynajmniej do pojawienia się następnej części) – to po pierwsze.
Jak dla mnie za mało opisów, nadal nie potrafię sobie tego wyobrazić – to po drugie.
Podpisuję się pod powyższymi komentarzami – to po trzecie.
Nie Ci mam nic więcej do powiedzenia, oprócz tego co pisałam w moich poprzednich komentarzach – to po czwarte.
Pierwsze ci się rzuca w oczy to sztuczne dialogi. Mówią tak jakby z sarkazmem.
– OMG, Jackson demoluje nam Obóz, nie, nie, nic go nie powstrzyma, och…
Mniej więcej tak to zrozumiałam. Proszę Cię, skup się. Co Ty byś zrobiła w tej sytuacji? Czy gapiłabyś się jak wół na malowane wrota? Też sądzę, że nie.
Akcja. Wszystko co nas otacza działa na podstawie akcji. Występuje akcja, a zaraz po niej reakcja. Np. Nie nauczyłam się – akcja, nie zdam – reakcja. U Ciebie tego nie ma. Posejdon dowiaduję się co robi syn i nie jest na niego zły? Proszę, co by zrobili Twoi rodzice, gdybyś zdemolowała pokój?
Pisownia, składnia… Zginęły dawno i w mękach. Poczytaj Sobie o interpunkcji, dobrze? Przed dialogiem pauza, jak mówiła Amadea. Gubię się między dwoma słowami, jak mam się nie zgubić w dwóch akapitach.
Pomysł – rewelka, wykonanie – masakra. Będę czytać dalej, ale skomentuję dopiero poprawę, sorry, ale na razie jej nie widzę,,,
Koniec kazania…
Ja już po prostu nie mam nic do dodania, jakby dziewczyny powyżej ukradły (co oczywiście nie jest prawdą) to, co chciałam powiedzieć.
PRACUJ, ĆWICZ I PRACUJ!
Zaraz…Jak to było…
SUKCES = 1% talentu + 99% ciężkiej pracy
OPOWIADANIE = 40% Opisów + 35% Akcji + 15% dialogów + 10% TEGO CZEGOŚ
Ja mniej więcej tego się trzymam. Ale za cho*erę nie wiem, czym jest TO COŚ…
Jane