Ok, miałam tego nie wysyłać, ale jednak to robię.
Williama obudziło stukanie do drzwi sypialni. Może to Cassie? Rozejrzał się dookoła. To nie jest jego pokój. Jest w Londynie. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Z szafy wyjął najmniej oficjalne ubranie: czarną kurtkę, białą koszulę i skórzane spodnie. Ktoś otworzył drzwi.
W progu stała Saphira. Jasnowłosa dziewczyna wpatrywała się w chłopaka swoimi złotymi oczami. Po chwili zapytała:
– Skąd jesteś? Jak masz na imię?- spytała chłopaka.
Przedstawił się i odparł:
– Z Nowego Yorku.
Wydawała sie być szczerze zainteresowana jego historią. Will zaczął opowiadać jej o Ameryce i swoim mieście.
– Nigdy tam nie byłam. Zanim… – Urwała – Pewnie już nigdy nie będę.
– Kim jesteś? Co tu sie dzieje?- Powiedział cicho Will, mimo iż obiecał sobie o nic na razie nie pytać.
– Mam na imię Saphira. Urodziłam sie w…
– Najpierw powiedz mi o tym miejscu. Gdzie jestem? To jest Londyn?
– Może ograniczysz sie na razie do jednego pytania?
Will prychnął jak miał w zwyczaju i spojrzał z wyrzutem na swoją rozmówczynię. Nie sądził, że kiedykolwiek spotka dziewczynę równie denerwującą jak jego siostra.
Saphira roześmiała się sie na ten widok.
– Tak, to Londyn. Ale nie taki, jaki miałeś okazję poznać.
– Nie miałem – odparł machinalnie.
– I nie będziesz miał. Wszystko się pozmieniało.
– Co się do jasnej ciasnej zmieniło?! I o co tu chodzi?! Gdzie są wszyscy ludzie? – Gdy wykrzyczał się ze złości, powoli ochłonął i kontynuował już spokojniejszym, lecz wciąż pełnym jadu głosem – I co te ohydne, straszne potw…- Chciał skończyć, ale wolał nie denerwować dziewczyny – stworzenia robią na ulicach? – Niemal wypluł słowa opisujące Smoki i cicho przeklął.
-Willu, spokojnie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Mamy teraz ważniejsze sprawy do omówienia.
– CO jest ważniejsze?? – Zapytał z udawanym przejęciem Will.
– To, co się z tobą teraz stanie. Rada już zadecydowała.
***
– Więc może ten? – Zapytał po raz kolejny prowadzący uroczystość smok.
– Nieee, zbyt pospolity – bordowa smoczyca nieśpiesznie przeniosła wzrok na następnego kandydata. Nagle z trybun doszedł ją głos przewodniczącego rady:
– Flegmo, doprawdy, ile można czekać? Nie damy Ci następnej szansy. Kiedy się zdecydujesz?
– Już, już – odezwała się apatycznie Flegma bez cienia entuzjazmu i wskazała na jednego z kandydatów – Niskiego blondyna. Mógł mieć 14 lat. Z widowni rozległy się smutne szmery i szepty smoków, które nie miały szans na dokonanie wyboru. Flegma powlekła się w stronę swojego domu, a tak właściwie jaskini. Will przyglądał się w ukryciu. Nie chciał, by jakikolwiek smok go na razie widział.
Saphira najpierw kazała mu iść się umyć i przebrać w wybrane przez nią ciuchy. Z początku trochę się sprzeciwiał, ale chęć poznania prawdy była zbyt kusząca, a dziewczyna obiecała wszystko mu wyjaśnić, gdy już się przygotuje. Po kąpieli Will przyjrzał się dokładnie wybranym ubraniom. Włożył białą koszulę i czarne, drogie spodnie z podbitej wełną skóry. Do tego wykonane podobnie buty. Ujdzie. Potem przyjrzał się marynarce i kamizelce, i jednomyślnie stwierdził, że zrezygnuje z nich na rzecz długiego, czarnego płaszcza. Jeszcze raz tęsknie spojrzał w stronę swoich starych ubrań, lecz były one zbyt zniszczone podróżą, by mógł je nałożyć.
Gdy wrócił do pokoju, Saphira przyjrzała mu się krytycznie, ale chyba nie miała nic przeciwko niewielkiej zmianie dokonanej przez chłopca. Ruszyła w stronę szafki na biżuterię. Will jeszcze nie wiedział, co go czeka…
-Co ty sobie wyobrażasz!?- Krzyknął, gdy blondynka nażelowała mu włosy jakimś paskudztwem i przymierzała się do spryskania go cuchnącą wodą.
– Musisz ładnie wyglądać podczas ceremonii – odparła niewzruszona i spróbowała przypudrować mu twarz.
– Co to jest, jakieś Miss London?!?!?!
– Ceremonia Wyboru – odpowiedziała zrezygnowana i odłożyła kosmetyki.
– Opowiedz mi o niej, proszę… – Szepnął Will. Saphira westchnęła jeszcze i zaczęła:
– Kiedyś Londyn był normalnym miastem pełnym ludzi, a Smoki wykorzystywano do przesyłania wiadomości lub walki. Wtedy miały na grzbiecie załogę. Nie wszędzie tak było. W Chinach, gdzie sztukę hodowli smoków opanowano do perfekcji, były one szanowne i traktowane jak ludzie, a nawet lepiej. I właśnie jajo Chińskiego smoka dotarło do Anglii… To długa historia, a my nie mamy czasu – ucięła – Wszystkiego dowiesz się później. Opowiem ci o tym po uroczystości. Obiecuję.
Will westchnął tylko i zrezygnany powlókł się za Saphirą w stronę wyjścia na plac. Zatrzymali się w niewielkiej sali przy ciężkich wrotach. Było tam kilka osób, ale blondynka się tym nie przejęła. Zamyśliła się na chwilę i wpadła na jakiś pomysł. Szepnęła, żeby poszedł za nią. Chłopiec ruszył cicho za Saphirą. Dotarli do niewielkiego balkoniku, z którego widoczny był cały plac.
– Musze Cię tu zostawić – powiedziała smutno. Will trochę się zmartwił, że zostanie sam, a poza tym nawet polubił Saphirę. Na pożegnanie pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się pocieszająco.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiesz, co się stanie. Nic strasznego. Chyba że…
Na plac została wywołana następna osoba, tym razem dziewczyna. Miała miodowe włosy i bursztynowe oczy. Nie wyróżniałaby się wśród łowców, ale tutaj wydawała się wzbudzić niezwykłe zainteresowanie. Według zasad po wejściu kandydata każdy smok może się o niego ubiegać, o ile siedzi na trybunach.
– Nieważne, muszę lecieć. Do zobaczenia! – Krzyknęła jeszcze i oddaliła się w pośpiechu korytarzem.
„Według reguł, jeśli któryś z zebranych wyląduje na dziedzińcu, może go pokonać tylko większy lub piękniejszy. Jego miejsce może zająć również stworzenie posiadające specjalne zdolności, na przykład widzenie w ciemności. Najczęściej jest to umiejętność plucia kwasem, rzadziej zianie ogniem. Istniały też inne zdolności… Tak niespotykane, że posiadający je smok z góry otrzymał wysokie miejsce w hierarchii” – usłyszał z placu Will, pewnie był to fragment jakiegoś regulaminu.
Na placu wylądowała biała smoczyca, znana wśród swoich pobratymców jako Oliwia. Nie mogła się pochwalić zbyt imponującym rozmiarem, nie posiadała też żadnych dodatkowych zdolności. Była jednak bardzo piękna, jej łuski lśniły od klejnotów, skrzydła zdobił jedwab, a pazury były pokryte białym złotem. Odziedziczyła ona znaczny majątek po rodzicach, którzy zginęli podczas wojny napoleońskiej. Zanim się wykluła, spędziła w jaju wiele lat. Była jeszcze bardzo młoda, a już posiadała wysoką pozycję społeczną. Po krótkiej naradzie ze starszymi smokami przewodniczący uroczystości skinął głową na malutkiego, zielonego smoka. Mógł być wielkości konia. Podał on dziewczynie jakiś papier i spytał cicho o imię. Dziewczyna mruknęła coś i podpisała dokument. Wtedy uradowana smoczyca złapała w łapy dziewczynę i wzniosła wesoło w powietrze. Po chwili jednak przypomniała sobie, że to jeszcze nie koniec.
– Jak masz na imię? – Zapytała uroczyście Oliwia. Po chwili padła ostrożna odpowiedź:
– Carmel.
To imię bardzo do niej pasowało, do jej karmelowych włosów, złotych oczu i ciemniejszej karnacji. Dziewczyna patrzyła na swoje piękne buty i długą, złocistą suknię. Być może bała się następnego pytania. Smoczyca odezwała się bardzo poważnie:
– A więc, Carmel, jakie imię mi nadasz?
Na trybunach zapanowała cisza. Po dłuższej chwili Carmel odparła białej smoczycy:
– Chione. Nadaję ci imię Chione.
Rozległ się głośny aplauz. Smoczyca złapała Carmel. Najpierw przeleciała nad trybunami z dziewczyną na grzbiecie. Ta śmiała się i machała do smoków. Przewodniczący uśmiechnął się na myśl o wesołej smoczycy. To dobrze, że dziewczyna ją polubiła. Nie każdy smok był akceptowany przez kandydata. Oliwka, a raczej Chione, była bardzo miła, energiczna i zawsze radosna. Carmel przypadł do gustu również wygląd i swobodne zachowanie smoczycy. Będą razem tworzyć zgraną parę.
Potem wywołano jeszcze kilka osób, ale Will już nie zwracał na to uwagi. Myślał o tym, czy ktoś go wybierze. Co się dzieje z osobami, których nikt nie chce? Saphira mówiła, że to mało prawdopodobne, ponieważ każdy smok chce mieć towarzysza.
– Następny.
Will chwiejnym krokiem wyszedł na plac.
ROZDZIAŁ 4
Kiedy go zobaczyła, przestała zwracać uwagę na pozostałe smoki. Chłopak wyróżniał się spośród poprzednich kandydatów. O ile tamci pokazywali się w frakach, czarnych surdutach lub marynarkach, on wyszedł w długim, skórzanym płaszczu. Cały jego strój był wręcz stworzony do lotu na smoczym grzbiecie. Takich ubrań nie przygotowywano już od kilkunastu lat, więc skąd je miał? Kiedyś, gdy smoki brały udział w wojnach ludzi…
Zebrani westchnęli na widok chłopca.
Przez chwilę zapragnęła zabrać go do domu. Mógłby poczytać jej książki, a ona kupiłaby mu piękne ubrania i ozdoby. Chciała przestać siedzieć sama w domu, zrobić coś dla siebie. Miała też dosyć surowego mięsa. Bardzo lubiła ryż i warzywa, ale nie mogła jeść przed przygotowaniem. Kupiłaby rożen i kocioł oraz zatrudniła kucharzy. Nie mogła zrobić tego sama. Tylko smoki posiadające ludzkich towarzyszy mogły mieć służbę. Inaczej padłoby podejrzenie, że smok chce zjeść służących. Przedtem zdarzały się takie przypadki. „Brr! Ohyda!” – pomyślała.
Wszystkie smoki zazdrościłyby jej takiego towarzysza.
Po chwili jednak przypomniała sobie jedną rzecz, o której nie powinna zapominać – ludzie to nie zwierzęta, nie pupilki domowe. Tak jak smoki mają uczucia i wolną wolę. Ale mimo chęci zabrania chłopca, jej podejście do tej całej procedury wyboru nie zmieniło się. Czuła niezachwianą chęć zaatakowania przewodniczącego, tego mizernego jaszczura! Jak mógł dopuścić do takiej sytuacji!? Żeby ludzi traktować jak maskotki!
Podczas gdy jej myśli zalewała ponownie fala gniewu, w duchu życzyła czarnowłosemu chłopakowi szczęścia. Był wyjątkowy. Umiał zobaczyć smoki. Czasem zastanawiała się, jak widzą ją zwykli śmiertelnicy. Właśnie dlatego tutaj ludzie byli bardzo ważni. Tylko niektórzy mogli zostać ze smokami. Reszta była wysyłana do OLBRZYMICH hodowli bydła, rozciągających się w całej Szkocji, oraz nielicznych farm.
Wiedziała o tym ze starych ksiąg, które znalazła w piwnicy pewnego domu, gdy była jeszcze malutka. Uwielbiała czytać, ale teraz zrobiła się za duża na przewracanie stron czy chociaż przeczytanie tytułu. Kiedyś jednak to robiła i dowiedziała się wielu rzeczy, o których pozostałe smoki nawet nie śniły. Gdy powiedziała o swojej pasji przyjaciółce, Camille, bardzo się tym zdziwiła. Nawet jej brat, który przypominał ją w większym stopniu niż inne smoki, nie rozumiał miłości do książek. W przeciwieństwie do niej, spokojnej i cichej smoczycy, był bardzo porywczy i nieco zarozumiały. Jej jednak też nie brakowało charyzmy. Nie była flegmatyczna jak…. Flegma? Miała burzliwy temperament, lecz ujawniała go bardzo żadko. Tliła się w niej również iskra, której nie potrafiła ugasić. Jej brat twierdził, że ma to po matce. I chociaż to on odziedziczył po niej iście „ognisty” temperament, to był również rozważny jak ojciec. A mimo że ona, mądra i rezolutna, ciekawa świata smoczyca prawie nie przypominała brata, to na pewno musiała odziedziczyć coś po matce. Ucięła swoje rozważania, gdy w powietrze wzbił się smok. Arsonist.
***
Will chwiejnym krokiem wyszedł na plac.
Z początku oślepił go blask klejnotów i złota. Zbyt dużo czasu spędził w ciemnym pokoju z jedynie niewielkim okienkiem, przez które oglądał uroczystość. Powoli jego oczy przyzwyczaiły się do światła i rozejrzał się dookoła. Był na tym placu, który widział przedtem. Prowadziła do niego długa droga. Z zewnątrz, przytłoczony wydarzeniami całego dnia, nie zwrócił uwagi na istotne szczegóły. Powoli zapadał zmierzch, a zachodzące słońce oświetliło wszystkie kosztowności, którymi ozdobiony był plac.
William zamyślił się. Na widok błyszczących opali, promieniującego złota, srebra i obsydianu… zaparło mu dech. Dosłownie. Przez chwilę przestał nawet oddychać, po porostu wpatrywał się w TO WSZYSKO. Poznał się już na smoczym zamiłowaniu do bogactw i pięknych rzeczy, ale coś takiego? Przerosło to jego wszystkie wyobrażenia. W całym Nowym Jorku nie znalazłby tylu kosztowności, by ozdobić chociaż o połowę mniejszy plac, nie mówiąc już o drodze i pomniku. No właśnie, pomniku.
Na środku stał olbrzymi posąg smoka w całości wykonany z cennych kruszców. Był prawie cały zrobiony z twardego, ciemnego obsydianu. Jego głowę zdobiła kreza. Była stworzona z czarnych opali, jedwabiu i czystego srebra. A może białego złota? Jego skrzydła były z tych samych materiałów, oprócz niesamowitych niebieskich opali i diamentów układających się w piękny, plamisty wzór na ich końcówkach. Miał bardzo długi ogon, smukłe łapy. Umieszczony był na wielkim postumencie z niebywałego marmuru, poprzecinanego zielonymi żyłkami.
Po wejściu chłopaka, na początku panowało poruszenie, lecz już po chwili na placu wylądował smok. Cechował się potężną budową ciała. Will widział przez skórę stalowe mięśnie potwora. Jego nienawiść do smoków powróciła ze zdwojoną siłą. Wciąż odczuwał przed nimi lęk, ale bynajmniej nie zamierzał stchórzyć.
Przyglądał się stworzeniu usiłując zachować spokój. Nie chciał się na własnej skórze przekonać, czy smok ten posiada jakieś specjalne umiejętności. Chłopak obejrzał go dokładnie i raczej wykluczył tę możliwość. Bardzo rzadko zdarzały się przypadki, gdzie smoki wagi ciężkiej umiały ziać ogniem lub pluć kwasem. Tylko parę orientalnych ras z Turcji byłoby w stanie to zrobić zważywszy na te okoliczności. To o tym opowiadała mu Saphira.
Arsonist był dość duży, a jego ogniste, czerwone łuski lśniły niemal jak otaczające go kosztowności. Groźne oczy jeszcze raz uważnie zlustrowały Willa. Na trybunach rozległy się nieprzychylne mu syki zebranych.
Czarnowłosy chłopak był zaniepokojony swoim położeniem. Sądząc po reakcji pozostałych smoków trafił na podejrzanego typa. Wróg publiczny, czy co? „Może i wygląda groźnie, ale raczej nic mu nie zrobi, prawda?” – Spytał sam siebie, niepewny, jaką odpowiedź spodziewał się usłyszeć. No cóż, wciąż żył, co prawdopodobnie o czymś świadczyło. Will nie był jednak do końca przekonany. „Lepiej spodziewać się najgorszego” – podsumował swoje rozmyślania. Wtedy z widowni rozległo się ciche, pojedyncze warknięcie. Nie uszło ono uwadze ognistego smoka. Zaśmiał się gardłowo i zapytał kpiącym głosem pewny swojej dominacji nad innymi smokami i strach, którym trzymał je w ryzach.
– No, co, kto mi się sprzeciwi? Tchórze, nie macie ze mną szans…
– Ty wredna kreaturo… – zaczęła Camille, smukła smoczyca z drugiego rzędu. Miała białe niczym śnieg łuski, brązowe oczy i ciemno-czerwone akcenty na całym ciele. Należała do najpiękniejszych smoków, lecz gdyby doszło do walki, co często zdarzało się podczas Ceremonii Wyboru, nie miałaby szans przeciwko Arsonistowi. To ona uratowała go od upadku z klifu i zniosła na ziemię. Przewodniczący przerwał im, zanim doszło do kłótni. Odezwał się zmęczonym całą sytuacją głosem, bez cienia nadziei na twierdzącą odpowiedź:
– Czy ktoś ma cokolwiek przeciwko?
Zapadła cisza. Ale nie na długo. Po chwili loży dobiegł ich dźwięczny i piękny, aczkolwiek stanowczy głos:
– Owszem. Ja mam.
Spojrzenia zebranych zwróciły się w stronę, z której padła odpowiedź, ale nikogo tam nie spostrzegli. W tym czasie smoczyca wylądowała obok Arsonista z głośnym rykiem. Ten cofnął się nieznacznie na jej widok. Z trybun rozległy się podekscytowane warknięcia. Szykowała się potyczka.
Dzień dobiegał końca. Słońce właśnie chowało się za horyzontem, a jego ostatnie promienie oświetlające plac dogasały. Jeśli dojdzie do walki, to stanie się to w ciemnościach.
Smoki mierzyły się wzrokiem. Arsonist warknął rozentuzjazmowany, a Will z przerażeniem patrzył, jak plunął jadem w kierunku smoczycy. Mylił się. Najwyraźniej stworzenie, które go wybrało należało do jednej z tureckich ras plujących kwasem. To niedobrze. Nawet bardzo niedobrze. Poza tym Arsonist był dużo masywniejszy od przybyłej smoczycy.
Dopiero teraz chłopak uważnie zlustrował spojrzeniem przeciwniczkę jadowitego smoka. Posiadała piękne, czarne jak noc łuski i kryształowe skrzydła. Jej głowę zdobiła kreza. Była smukła, miała długie łapy i ogon. Różniła się od innych smoków, ale nie przypominała też Arsonista. Musiała należeć do jednej z tych chińskich ras, o których wspomniała Saphira. Saphira! Will żałował, że dziewczyny nie było z nim. Na pewno udzieliłaby mu rady lub opowiedziała o tych rasach. Smoki zaczęły ryczeć na siebie. Żaden z nich nie chciał ustąpić.
Will zauważył jeszcze jedno. Skoro Arsonist umiał pluć jadem, co było dość rzadką umiejętnością, smoczyca musiała być…. No właśnie, by mierzyć się z takim smokiem… musiała być albo bardzo wpływowa… nie, wtedy jadowity smok musiałby ustąpić, albo… no właśnie. Smoczyca musiała posiadać jakąś specjalną umiejętność. Tak, na pewno miała. Will skądś ją znał. Już widział.
Widział ją w swoim śnie.
Fajne, ale kiedy SiJH. Czekam z niecierpliwością na obydwa opka ;*
jagi2504
Według mnie było to zdecydowanie lepsze niż 1.
Było kilka błędów, które zbytnio nie rzucały się w oczy, więc nie było problemu. No może za wyjątkiem typu ”zrezygnany”.
Bardzo mi się podobało i czekam na cd. z niecierpliwością.
<3 Jane zakochałam się w smokach.
Ciesz się i raduj, gdyż to dzięki tobie.
Opko piękne i genialne tylko często powtarzałaś te nazwy kamieni szlachetnych. Poza tym nie mam się do czego przyczepić XD
Pisz, pisz, pisz i jeszcze raz pisz!
Bardzo fajne 😉
Co prawda były nieliczne błędy, ale nie rzucały się zbytnio w oczy.
Czekam na cd!
Ps. I jak ta sprawa z opkiem Chio? Wytłumaczyłaś panu od polskiego?
Tak, wszystko już dobrze, dzięki wielkie za pomoc
To jest GENIALNE! kocham smoki <3 czekam z niecierpliwością na kolejną część ^^. I nie wiem czy dedykacja jest też dla mnie. Może w połowie. Bo ja też piszę jakieś tam opowiadania, ponieważ bardzo lubię pisać, ale ich nie wysyłam bo one nie są warte uwagi.
Wreszcie znalazłam czas, by skomentować. 😉 Bardzo fajne. Błędy żadne nie rzuciły mi się w oczy.
Czekam z niecierpliwością na SiJH.