Hej herosi! Mam dla was 7 rozdział mojego opowiadania. Dedyk leci do Annel (tak to się pisze?) i Carmel. Może jeszcze dla Gwiazdy, Suchej, Annieee i
wszystkich, którzy stosują się do zasady:
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Miłego czytania! Jane
PS. Trzecie klasy gimnazjum pisały testy. Jak wam poszło? Jak dla mnie najtrudniejsze były fizyka-geog.-biol.-chemia.
***
ROZDZIAŁ 7
Zapadła cisza. Ale nie na długo. Po chwili z loży dobiegł ich dźwięczny i piękny, aczkolwiek stanowczy głos:
– Owszem. Ja mam.
Spojrzenia zebranych zwróciły się w stronę, z której padła odpowiedź, ale nikogo tam nie spostrzegli. W tym czasie smoczyca wylądowała obok Arsonista z głośnym rykiem. Ten cofnął się nieznacznie na jej widok. Z trybun rozległy się podekscytowane warknięcia. Szykowała się potyczka.
Przewodniczący martwił się. Chłopiec ten był już ostatnią osobą, ale dzień dobiegał końca. Słońce właśnie chowało się za horyzontem, a jego ostatnie promienie oświetlające plac dogasały. Jeśli dojdzie do walki, to stanie się to w ciemnościach.
Smoki mierzyły się wzrokiem. Arsonist warknął rozentuzjazmowany, a Will z przerażeniem patrzył, jak plunął jadem w kierunku smoczycy. Mylił się. Najwyraźniej stworzenie, które go wybrał należało do jednej z tureckich ras. To niedobrze. Nawet bardzo niedobrze. Poza tym Arsonist był dużo masywniejszy od przybyłej smoczycy.
Dopiero teraz chłopak uważnie zlustrował spojrzeniem przeciwniczkę jadowitego smoka. Posiadała piękne, czarne jak noc łuski i kryształowe skrzydła. Jej głowę zdobiła kreza. Była smukła, miała długie łapy i ogon. Różniła się od innych smoków, ale nie przypominała też Arsonista. Musiała należeć do jednej z tych chińskich ras, o których wspomniała Saphira. Saphira! Will żałował, że dziewczyny nie było z nim. Na pewno udzieliłaby mu rady lub opowiedziała o tych rasach. Smoki zaczęły ryczeć na siebie. Żaden z nich nie chciał ustąpić.
Will zauważył jeszcze jedno. Skoro Arsonist umiał pluć jadem, co było dość rzadką umiejętnością, smoczyca musiała być…. No właśnie, by mierzyć się z takim smokiem… musiała być albo bardzo wpływowa… nie, wtedy jadowity smok musiałby ustąpić, albo… no właśnie. Smoczyca musiała posiadać jakąś specjalną umiejętność.
Podczas gdy smoki prezentowały swoją siłę i próbowały wystraszyć przeciwnika, słońce całkowicie skryło się za horyzontem. Powoli zapanowały egipskie ciemności. Smoki na trybunach były podekscytowane zbliżającą się walką. Już raz były na placu nocą, wtedy też ta sama smoczyca zaprezentowała im swoją niezwykłą moc. Teraz jednak miejsca nie oświetlały klejnoty, wręcz przeciwnie, ich blask zanikł całkowicie.
Will, jako syn… no właśnie, czyim był synem? Apollo? Nie ważne, istotne, że świetnie widział w ciemności. Jego zmysły się wyostrzyły, a on sam schował się w kącie między lożami a drogą. We wnęce, gdzie kiedyś musiał stać jakiś posążek, nie było go prawie widać. Obserwował smoki. Arsonist wydawał się lekko zaniepokojony zapadającą nocą. Cofnął się o kilka kroków i by dodać sobie animuszu, zaryczał donośnie.
Jeden ze smoków na widowni wypuścił strumień ognia. Blask płomieni rozjaśnił na chwilę plac, ale po chwili mrok powrócił ze zdwojoną mocą.
Przewodniczący, który widział w ciemnościach, zapytał przymierzające się do starcia smoki:
– Ach, moi drodzy, naprawdę zamierzacie walczyć?
Smoki pewne podjętej decyzji przytaknęły. Przewodniczący tylko pokiwał głową i spytał jeszcze raz, lecz uzyskawszy tą samą odpowiedź, dodał jeszcze:
– Pamiętajcie, że to walka na śmierć i życie. Jeśli któreś z was ucierpi…- zawahał się, patrząc na smoczycę – nikt nie poniesie za to odpowiedzialności. Warunkiem zwycięstwa jest… pokonanie przeciwnika. Nie musicie zabijać, wystarczy jak jedno z was będzie niezdolne do walki. Lub się podda. Zrozumiano? A, i każda pomoc, której udzielicie walczącym – tu zwrócił się do zebranych na trybunach – będzie karana. Walka zostanie przerwana, a ten tu młody człowiek – wskazał na Willa, ale smoki nie widziały tego w ciemnościach – zostanie stracony. – na te słowa zebrani zaczęli wyć i zawidzić, okazywali sprzeciw.
– No dobrze, rozważymy z radą tę możliwość później. Niech zacznie się starcie.
Gdy zza chmur wyjrzała blada tarcza księżyca, w jego nikłym świetle rozpoczęła się walka.
Arsonist odszedł na drugi koniec dziedzińca i odwróciwszy się do smoczycy rozłożył szeroko swoje pierzaste skrzydła, których końcówki musnęły ziemię. Will dopiero teraz zauważył, że łuski jadowitego smoka przypominały pióra. Nie były bordowe, jak mu się przedtem wydawało, lecz srebrne z zielonymi końcówkami, a przedtem tylko odbijały blask słońca niczym lustro. Teraz nie przypominał „płomiennego smoka”, za którego wziął go przedtem.
Smoczyca –o imieniu Luna, jak usłyszał z trybun – wyciągnęła swoje długie ciało i też rozłożyła skrzydła, których delikatna błona przeświecała między kryształami, a ciemnoniebieski kolor zdawał się mdły w porównaniu z barwą długich, lśniący łusek jej tureckiego przeciwnika.
Will spojrzał na inne smoki. Na trybunach siedziało może ze czterdzieści . Te kilka największych, z pewnością wagi ciężkiej, znajdowało się prawie na ich poziomie. Wszystkie były ozdobione taką ilością złota i srebra, że mogłyby zawstydzić każdą księżną.
W pewnym momencie wszystkie smoki jednocześnie zaryczały pełnym głosem i stanęły na tylnych łapach. Zanim ten hałas ucichł, Arsonist wzniósł się w powietrze, a Luna pomknęła za nim.
Ich pierwsze przeloty były zwykłymi popisami. Luna rzuciła się na szybującego przed nią smoka i natychmiast odskoczyła, próbując skusić go do nieostrożnego ataku. Arsonist kłapną tylko paszczą, ale nie starał się zbliżyć do przeciwniczki. Will doszedł do wniosku, że sam plac wytyczał granice obszaru ich walki i że wypadnięcie poza te granice lub oddalenie się od placu było równoznaczne z poddaniem się.
*Luna zrobiła pętle ku księżycowi i wzbiła się wysoko z wysuniętymi do przodu srebrnymi pazurami, a Arsonist nie śpieszył się z reakcją.*
– Cholera, to podstęp… – Will usłyszał za sobą czyiś syk. Odwrócił się i spostrzegł przyczajoną w ciemności Saphirę.
– Hej… – zaczął, ale dziewczyna uciszyła go i wskazała na arenę.
*Smoczyca zanurkowała na odsłonięty grzbiet Arsonista i kiedy była już blisko, drugi smok przekręcił swoje ciało niemal na wznak i dzięki temu mógł na nią czekać z odsłoniętymi i już lśniącymi od jadu kłami.*
Nad trybunami dał się słyszeć cichy syk aprobaty; smoki wyprostowały się, niecierpliwie czekając na dalszy rozwój wypadków. Klejnoty na placu zaczęły emanować niezwykłym blaskiem, a księżyc majaczył nad placem, rozjaśniając go bladym światłem.
*Luna jednak nie dała się zwieść. Już zaczęła zmieniać kierunek, odbijając od prostej linii, po której rozpoczęła atak. Niezwykle wyglądała ta tle tarczy księżyca. Minęła Arsonista w odległości tylko nieco większej od zasięgu jego uderzenia. Było to tylko kilka centymetrów, a nie, jak sądził Will, metrów. Potem, zataczając krąg, pomknęła w stronę granicy wyznaczonej przez drugi koniec dziedzińca.*
– To był dość ładny manewr. Zauważyłeś, że nawet nie spróbował splunąć na Lunę? Musi mieć bardzo ograniczoną ilość jadu, bo inaczej mógłby spróbować to zrobić albo może ją ugryźć, żeby był jakiś rezultat- szepnęła Saphira.
Will miał już dosyć tej walki . Planował uciec, gdy wszystkie smoki będą zajęte potyczką, ale teraz uniemożliwiała mu to siedząca za nim Saphira. Nie wiedział, czy została tu wysłana by go pilnować, czy przyszła z własnej woli. Nawet ze swojej wnęki czuł jej słodkie perfumy. Siedziała na starych schodach, od dawna nie używanych przez smoki. Miała na sobie wiśniową sukienkę, która odcinała się na tle złocistej skóry dziewczyny. Włosy zaplotła w prosty warkocz. Wyglądała całkiem ładnie, gdy skupiała się na walce i cicho komentowała posunięcia obu smoków, opowiadała chłopakowi o podstawowych smoczych manerwrach. Czy nie jest jej zimno? – pomyślał czarnowłosy heros i od razu skarcił się w duchu za swoją troskę.
Will oparł się o złotą wnękę. Była tak przyjemnie chłodna… gdy zaczał przysypiać, poczuł na twarzy łaskotanie włosów i po chwili Saphira oparła mu głowę na ramieniu. Popatrzył na nią. Miała długie, czarne rzęsy i piękne złote oczy. Lekko lśniły w ciemności. Chłopak był zdziwiony, że jeszcze się nie sprzeciwił, ale to chyba zmęczenie pozbawiło go zwykłej mu ironii i sarkazmu, nie miał siły nawet zaśpiewać głupiej piosenki o smokach, którą wymyślił jeszcze na statku. No cóż, jeszcze przyjdzie na to czas. Na razie powinien był skupić się na walce.
Wtedy jednak zmorzył go sen, a jego oczom ukazało się coś dziwnego. No tak, to jedna z tych cholernych wizji. Usiłował ją powstrzymać, skupić się na pachnących słodko perfumach… Ale sen pochłonął go całkowicie, a za wiszący w ciepłym powietrzu zapach odpowiedzialne były porozstawiane w pomieszczeniu kadzidła. Gdzie był? Pokój przypominał salę tronową… Nie, on BYŁ salą tronową. Ściany były pozłacane i obwieszone gobelinami. Na ziemi leżały kosztowne dywany, a okna zdobiły witraże. W sali tronowej brakowało tylko… Tronu. A, i jeszcze jeden istotny szczegół: to wszystko było: chińskie, eleganckie, olbrzymie… No właśnie, olbrzymie…takie…hmm…SMOCZE.
Gdy tylko to sobie uświadomił, wszystko zniknęło, a on pojawił się plaży. Nie był tu sam. Brzegiem przechadzały się, tak, to dziwne, ale… Smok i Jednorożec. Za nimi szedł ptak. Will przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie zwariował, ale doszedł do wniosku, że szalony jest raczej twórca tego snu. No cóż.
Doszedł go głos smoka. Mówił do zmutowanego konia:
– A więc jesteście bogami? Nie wyglądacie na potężnych – smok naprawdę wyglądał na zdziwionego. Miał czarne łuski… Wyglądał zupełnie jak Luna, smoczyca, która zgłosiła się do walki z Arsonistem.
– Potrzebujemy twojej pomocy – powiedział bardzo ludzkim, a raczej boskim, a na pewno Bardzo-Mało-Końskim-Nawet-Nie-Zmutowanym-Głosem biały koń. Miał srebrne kopyta i podobną kolorystycznie grzywę.
– A czego chcecie? – dopytał czarny smok.
– Skrzydeł.
(Poważnie?! – chciał krzyknąć Will, ale wolał nie ryzykować)
– Da się załatwić – zaśmiał się.
Wtedy, całkiem niespodziewanie, na grzbiecie konia wyrosły pierzaste skrzydła, a ptak (chyba orzeł) wzniósł się wysoko w powietrze. W jego ślady poszedł jednoro… Nie, Pegaz. Nagle Will… Obudził się. Przez chwilę był trochę zdezorientowany, ale potem jego uwagę na powrót przykuła walka. Ten sen był na tyle: dziwny, że nie chciał się nim nawet przejmować
ROZDZIAŁ 7
Zapadła cisza. Ale nie na długo. Po chwili z loży dobiegł ich dźwięczny i piękny, aczkolwiek stanowczy głos:
– Owszem. Ja mam.
Spojrzenia zebranych zwróciły się w stronę, z której padła odpowiedź, ale nikogo tam nie spostrzegli. W tym czasie smoczyca wylądowała obok Arsonista z głośnym rykiem. Ten cofnął się nieznacznie na jej widok. Z trybun rozległy się podekscytowane warknięcia. Szykowała się potyczka.
Przewodniczący martwił się. Chłopiec ten był już ostatnią osobą, ale dzień dobiegał końca. Słońce właśnie chowało się za horyzontem, a jego ostatnie promienie oświetlające plac dogasały. Jeśli dojdzie do walki, to stanie się to w ciemnościach.
Smoki mierzyły się wzrokiem. Arsonist warknął rozentuzjazmowany, a Will z przerażeniem patrzył, jak plunął jadem w kierunku smoczycy. Mylił się. Najwyraźniej stworzenie, które go wybrał należało do jednej z tureckich ras. To niedobrze. Nawet bardzo niedobrze. Poza tym Arsonist był dużo masywniejszy od przybyłej smoczycy.
Dopiero teraz chłopak uważnie zlustrował spojrzeniem przeciwniczkę jadowitego smoka. Posiadała piękne, czarne jak noc łuski i kryształowe skrzydła. Jej głowę zdobiła kreza. Była smukła, miała długie łapy i ogon. Różniła się od innych smoków, ale nie przypominała też Arsonista. Musiała należeć do jednej z tych chińskich ras, o których wspomniała Saphira. Saphira! Will żałował, że dziewczyny nie było z nim. Na pewno udzieliłaby mu rady lub opowiedziała o tych rasach. Smoki zaczęły ryczeć na siebie. Żaden z nich nie chciał ustąpić.
Will zauważył jeszcze jedno. Skoro Arsonist umiał pluć jadem, co było dość rzadką umiejętnością, smoczyca musiała być…. No właśnie, by mierzyć się z takim smokiem… musiała być albo bardzo wpływowa… nie, wtedy jadowity smok musiałby ustąpić, albo… no właśnie. Smoczyca musiała posiadać jakąś specjalną umiejętność.
Podczas gdy smoki prezentowały swoją siłę i próbowały wystraszyć przeciwnika, słońce całkowicie skryło się za horyzontem. Powoli zapanowały egipskie ciemności. Smoki na trybunach były podekscytowane zbliżającą się walką. Już raz były na placu nocą, wtedy też ta sama smoczyca zaprezentowała im swoją niezwykłą moc. Teraz jednak miejsca nie oświetlały klejnoty, wręcz przeciwnie, ich blask zanikł całkowicie.
Will, jako syn… no właśnie, czyim był synem? Apollo? Nie ważne, istotne, że świetnie widział w ciemności. Jego zmysły się wyostrzyły, a on sam schował się w kącie między lożami a drogą. We wnęce, gdzie kiedyś musiał stać jakiś posążek, nie było go prawie widać. Obserwował smoki. Arsonist wydawał się lekko zaniepokojony zapadającą nocą. Cofnął się o kilka kroków i by dodać sobie animuszu, zaryczał donośnie.
Jeden ze smoków na widowni wypuścił strumień ognia. Blask płomieni rozjaśnił na chwilę plac, ale po chwili mrok powrócił ze zdwojoną mocą.
Przewodniczący, który widział w ciemnościach, zapytał przymierzające się do starcia smoki:
– Ach, moi drodzy, naprawdę zamierzacie walczyć?
Smoki pewne podjętej decyzji przytaknęły. Przewodniczący tylko pokiwał głową i spytał jeszcze raz, lecz uzyskawszy tą samą odpowiedź, dodał jeszcze:
– Pamiętajcie, że to walka na śmierć i życie. Jeśli któreś z was ucierpi…- zawahał się, patrząc na smoczycę – nikt nie poniesie za to odpowiedzialności. Warunkiem zwycięstwa jest… pokonanie przeciwnika. Nie musicie zabijać, wystarczy jak jedno z was będzie niezdolne do walki. Lub się podda. Zrozumiano? A, i każda pomoc, której udzielicie walczącym – tu zwrócił się do zebranych na trybunach – będzie karana. Walka zostanie przerwana, a ten tu młody człowiek – wskazał na Willa, ale smoki nie widziały tego w ciemnościach – zostanie stracony. – na te słowa zebrani zaczęli wyć i zawidzić, okazywali sprzeciw.
– No dobrze, rozważymy z radą tę możliwość później. Niech zacznie się starcie.
Gdy zza chmur wyjrzała blada tarcza księżyca, w jego nikłym świetle rozpoczęła się walka.
Arsonist odszedł na drugi koniec dziedzińca i odwróciwszy się do smoczycy rozłożył szeroko swoje pierzaste skrzydła, których końcówki musnęły ziemię. Will dopiero teraz zauważył, że łuski jadowitego smoka przypominały pióra. Nie były bordowe, jak mu się przedtem wydawało, lecz srebrne z zielonymi końcówkami, a przedtem tylko odbijały blask słońca niczym lustro. Teraz nie przypominał „płomiennego smoka”, za którego wziął go przedtem.
Smoczyca –o imieniu Luna, jak usłyszał z trybun – wyciągnęła swoje długie ciało i też rozłożyła skrzydła, których delikatna błona przeświecała między kryształami, a ciemnoniebieski kolor zdawał się mdły w porównaniu z barwą długich, lśniący łusek jej tureckiego przeciwnika.
Will spojrzał na inne smoki. Na trybunach siedziało może ze czterdzieści . Te kilka największych, z pewnością wagi ciężkiej, znajdowało się prawie na ich poziomie. Wszystkie były ozdobione taką ilością złota i srebra, że mogłyby zawstydzić każdą księżną.
W pewnym momencie wszystkie smoki jednocześnie zaryczały pełnym głosem i stanęły na tylnych łapach. Zanim ten hałas ucichł, Arsonist wzniósł się w powietrze, a Luna pomknęła za nim.
Ich pierwsze przeloty były zwykłymi popisami. Luna rzuciła się na szybującego przed nią smoka i natychmiast odskoczyła, próbując skusić go do nieostrożnego ataku. Arsonist kłapną tylko paszczą, ale nie starał się zbliżyć do przeciwniczki. Will doszedł do wniosku, że sam plac wytyczał granice obszaru ich walki i że wypadnięcie poza te granice lub oddalenie się od placu było równoznaczne z poddaniem się.
*Luna zrobiła pętle ku księżycowi i wzbiła się wysoko z wysuniętymi do przodu srebrnymi pazurami, a Arsonist nie śpieszył się z reakcją.*
– Cholera, to podstęp… – Will usłyszał za sobą czyiś syk. Odwrócił się i spostrzegł przyczajoną w ciemności Saphirę.
– Hej… – zaczął, ale dziewczyna uciszyła go i wskazała na arenę.
*Smoczyca zanurkowała na odsłonięty grzbiet Arsonista i kiedy była już blisko, drugi smok przekręcił swoje ciało niemal na wznak i dzięki temu mógł na nią czekać z odsłoniętymi i już lśniącymi od jadu kłami.* Nad trybunami dał się słyszeć cichy syk aprobaty; smoki wyprostowały się, niecierpliwie czekając na dalszy rozwój wypadków. Klejnoty na placu zaczęły emanować niezwykłym blaskiem, a księżyc majaczył nad placem, rozjaśniając go bladym światłem.
*Luna jednak nie dała się zwieść. Już zaczęła zmieniać kierunek, odbijając od prostej linii, po której rozpoczęła atak. Niezwykle wyglądała ta tle tarczy księżyca. Minęła Arsonista w odległości tylko nieco większej od zasięgu jego uderzenia. Było to tylko kilka centymetrów, a nie, jak sądził Will, metrów. Potem, zataczając krąg, pomknęła w stronę granicy wyznaczonej przez drugi koniec dziedzińca.*
– To był dość ładny manewr. Zauważyłeś, że nawet nie spróbował splunąć na Lunę? Musi mieć bardzo ograniczoną ilość jadu, bo inaczej mógłby spróbować to zrobić albo może ją ugryźć, żeby był jakiś rezultat- szepnęła Saphira.
Will miał już dosyć tej walki . Planował uciec, gdy wszystkie smoki będą zajęte potyczką, ale teraz uniemożliwiała mu to siedząca za nim Saphira. Nie wiedział, czy została tu wysłana by go pilnować, czy przyszła z własnej woli. Nawet ze swojej wnęki czuł jej słodkie perfumy. Siedziała na starych schodach, od dawna nie używanych przez smoki. Miała na sobie wiśniową sukienkę, która odcinała się na tle złocistej skóry dziewczyny. Włosy zaplotła w prosty warkocz. Wyglądała całkiem ładnie, gdy skupiała się na walce i cicho komentowała posunięcia obu smoków, opowiadała chłopakowi o podstawowych smoczych manerwrach. Czy nie jest jej zimno? – pomyślał czarnowłosy heros i od razu skarcił się w duchu za swoją troskę.
Will oparł się o złotą wnękę. Była tak przyjemnie chłodna… gdy zaczał przysypiać, poczuł na twarzy łaskotanie włosów i po chwili Saphira oparła mu głowę na ramieniu. Popatrzył na nią. Miała długie, czarne rzęsy i piękne złote oczy. Lekko lśniły w ciemności. Chłopak był zdziwiony, że jeszcze się nie sprzeciwił, ale to chyba zmęczenie pozbawiło go zwykłej mu ironii i sarkazmu, nie miał siły nawet zaśpiewać głupiej piosenki o smokach, którą wymyślił jeszcze na statku. No cóż, jeszcze przyjdzie na to czas. Na razie powinien był skupić się na walce.
Wtedy jednak zmorzył go sen, a jego oczom ukazało się coś dziwnego. No tak, to jedna z tych cholernych wizji. Usiłował ją powstrzymać, skupić się na pachnących słodko perfumach… Ale sen pochłonął go całkowicie, a za wiszący w ciepłym powietrzu zapach odpowiedzialne były porozstawiane w pomieszczeniu kadzidła. Gdzie był? Pokój przypominał salę tronową… Nie, on BYŁ salą tronową. Ściany były pozłacane i obwieszone gobelinami. Na ziemi leżały kosztowne dywany, a okna zdobiły witraże. W sali tronowej brakowało tylko… Tronu. A, i jeszcze jeden istotny szczegół: to wszystko było: chińskie, eleganckie, olbrzymie… No właśnie, olbrzymie…takie…hmm…SMOCZE.
Gdy tylko to sobie uświadomił, wszystko zniknęło, a on pojawił się plaży. Nie był tu sam. Brzegiem przechadzały się, tak, to dziwne, ale… Smok i Jednorożec. Za nimi szedł ptak. Will przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie zwariował, ale doszedł do wniosku, że szalony jest raczej twórca tego snu. No cóż.
Doszedł go głos smoka. Mówił do zmutowanego konia:
– A więc jesteście bogami? Nie wyglądacie na potężnych – smok naprawdę wyglądał na zdziwionego. Miał czarne łuski… Wyglądał zupełnie jak Luna, smoczyca, która zgłosiła się do walki z Arsonistem.
– Potrzebujemy twojej pomocy – powiedział bardzo ludzkim, a raczej boskim, a na pewno Bardzo-Mało-Końskim-Nawet-Nie-Zmutowanym-Głosem biały koń. Miał srebrne kopyta i podobną kolorystycznie grzywę.
– A czego chcecie? – dopytał czarny smok.
– Skrzydeł.
(Poważnie?! – chciał krzyknąć Will, ale wolał nie ryzykować)
– Da się załatwić – zaśmiał się.
Wtedy, całkiem niespodziewanie, na grzbiecie konia wyrosły pierzaste skrzydła, a ptak (chyba orzeł) wzniósł się wysoko w powietrze. W jego ślady poszedł jednoro… Nie, Pegaz. Nagle Will… Obudził się. Przez chwilę był trochę zdezorientowany, ale potem jego uwagę na powrót przykuła walka. Ten sen był na tyle: dziwny, głupi, bezsensowny (niepotrzebne skreślić) że nie chciał się nim nawet przejmować.
*Arsonist wzbijał się niemal pionowo w górę, wyginając ciało w lewo i prawo oraz odsłaniając kusząco brzuch. Na tę prowokację smoczyca chętnie odpowiedziała. Wystrzeliła do przodu, pokonując dzielącą ich przestrzeń z otwartą szeroko paszczą. Will przez chwilę myślał, że zamierza użyć swojej zdolności, ale zamiast tego znowu skręciła, tym razem w dół, i przemknęła pod tureckim smokiem tak, że jej najeżony kolcami ogon otarł się o brzuch jadowitego smoka. Cios nie był mocny, ale na pewno zdenerwował Arsonista.
Dumna smoczyca przerwała na chwilę walkę i przeleciała nad trybunami wyciągając imponująco swoje długie ciało.
Arsonist wykorzystał jej chwilę nieuwagi i wzniósł się wysoko w powietrze. Luna zauważyła swoją niekorzystną pozycję i usiłowała nieporadnie podlecieć wyżej zataczając wynoszące się kręgi i jednocześnie próbując obserwować jadowitego smoka. Była to niewygodna pozycja i po chwili straciła cierpliwość i po prostu zaczęła wzbijać się w górę.
Arsonist natychmiast zanurkował ku niej, wyciągając przed siebie łapy z obnażonymi pazurami. Mknął ku Lunie z zatrważającą szybkością.
– Och, nie!- wyrwało się Saphirze i nawet Will wiedział, że sytuacja jest naprawdę zła. Domyślał się, że impet uderzenia rzuci ją w dół, na kamienie, gdzie oszołomiona będzie łatwą do odbicia ofiarą. Saphira nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji oprócz rzucenia się w bok, poza granicami placu.*
*Gdy Arsonist był już naprawdę blisko, smoczyca przestała unosić się w powietrze naprzeciw jadowitemu smokowi, runeła wraz z nim ku ziemi.
Jego prędkość była większa; w mgnieniu oka znalazł się przy niej i sycząc głośno, uderzył, ale ona szarpnęła głowę w bok i zaatakowała pazurami zmuszając, żeby trzymał się z daleka. Potem oba smoki na powrót się rozdzeliły. Żeby utrzymać się w powietrzu musiały wykonać zwroty, po czym wściekłe dysząc, wzbiły się znowu wyżej.
Odleciał w obie strony, po czym dotarły do przeciwnych końców dziedzińca i zaczęły tam krążyć, żeby trochę odetchnąć i poszukać jakiejś przewagi, kiedy już wyrobiły sobie opinię o przeciwniku.*
*Arsonist krążył leniwie, wyłączając od czasu do czasu ogonem w sposób sugerujący, że jest gotów robić to jeszcze bardzo długo. Przez cały czas uważnie obserwował Lunę, a jego szczęki były lekko rozwarte, ale nie wykonał żadnego ruchu świadczącego o zamiarze ataku.
– Och, niech go szlag – jęknął Will.
Tym razem nie musiał nawet odsłaniać brzucha, żeby ją zwabić. Smoczyca, która zdążyła zatoczyć kilka kół, była już wyraźnie znudzona bezczynnością i parskała niecierpliwie. W końcu opuściła swoją pozycję, rezygnując z przewagi, jaką jej dawała, i pomknęła w stronę Arsonista. On zakończył swoje koło i wydawało się, że zacznie nowe, z którego wyszedłby akurat na czas, żeby się z nią spotkać, ale kiedy smoczyca się do niego zbliżyła, nagle uderzył z całej siły dwa razy skrzydłami i wystrzelił do przodu z zaskakującą szybkością, otwierając szeroko paszczę. Cofnął głowę, co nadało mu na chwilę wygląd gotowej do uderzenia kobry, i plunął, ale właśnie wtedy, gdy to zrobił, nadlatujaca mu na spotkanie Luna rozwarła szeroko szczęki.*
Z jej gardła trysnął ogień, który dzielącą oba smoki przestrzeń zmienił we wnętrze rozpalonego pieca. Cienki strumień trucizny trafił w płomienie i spalił się. Uniosła się przy tym chmura czarnego, drażniącego dymu i oba smoki skręciły gwałtownie w przeciwne strony, żeby się od niej oddalić. Arsonist, którego pysk i przednie łapy nosiły czarne ślady poparzeń, jaskrawo kontrastujące z pięknymi barwami łusek, wydawał ciche okrzyki bólu. Luna nie miała litości dla aroganckiego smoka i zatoczywszy krąg, rzuciła się w pogoń. Naciskała go mocno, wysyłając kolejny płomień, przed którym uskoczył w bok, a potem jeszcze jeden, i nagle znowu wszystkie smoki zaryczały, gdyż Arsonist przesunął się poza granice dziedzińca i zanurzył się w wodach Tamizy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*……* ~> Fragmenty wzorowane na powieści „Próba Złota” autorstwa N. Novik
.
*Arsonist wzbijał się niemal pionowo w górę, wyginając ciało w lewo i prawo oraz odsłaniając kusząco brzuch. Na tę prowokację smoczyca chętnie odpowiedziała. Wystrzeliła do przodu, pokonując dzielącą ich przestrzeń z otwartą szeroko paszczą. Will przez chwilę myślał, że zamierza użyć swojej zdolności, ale zamiast tego znowu skręciła, tym razem w dół, i przemknęła pod tureckim smokiem tak, że jej najeżony kolcami ogon otarł się o brzuch jadowitego smoka. Cios nie był mocny, ale na pewno zdenerwował Arsonista.
Dumna smoczyca przerwała na chwilę walkę i przeleciała nad trybunami wyciągając imponująco swoje długie ciało.
Arsonist wykorzystał jej chwilę nieuwagi i wzniósł się wysoko w powietrze. Luna zauważyła swoją niekorzystną pozycję i usiłowała nieporadnie podlecieć wyżej zataczając wynoszące się kręgi i jednocześnie próbując obserwować jadowitego smoka. Była to niewygodna pozycja i po chwili straciła cierpliwość i po prostu zaczęła wzbijać się w górę.
Arsonist natychmiast zanurkował ku niej, wyciągając przed siebie łapy z obnażonymi pazurami. Mknął ku Lunie z zatrważającą szybkością.
– Och, nie!- wyrwało się Saphirze i nawet Will wiedział, że sytuacja jest naprawdę zła. Domyślał się, że impet uderzenia rzuci ją w dół, na kamienie, gdzie oszołomiona będzie łatwą do odbicia ofiarą. Saphira nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji oprócz rzucenia się w bok, poza granicami placu.*
*Gdy Arsonist był już naprawdę blisko, smoczyca przestała unosić się w powietrze naprzeciw jadowitemu smokowi, runeła wraz z nim ku ziemi.
Jego prędkość była większa; w mgnieniu oka znalazł się przy niej i sycząc głośno, uderzył, ale ona szarpnęła głowę w bok i zaatakowała pazurami zmuszając, żeby trzymał się z daleka. Potem oba smoki na powrót się rozdzeliły. Żeby utrzymać się w powietrzu musiały wykonać zwroty, po czym wściekłe dysząc, wzbiły się znowu wyżej.
Odleciał w obie strony, po czym dotarły do przeciwnych końców dziedzińca i zaczęły tam krążyć, żeby trochę odetchnąć i poszukać jakiejś przewagi, kiedy już wyrobiły sobie opinię o przeciwniku.*
*Arsonist krążył leniwie, wyłączając od czasu do czasu ogonem w sposób sugerujący, że jest gotów robić to jeszcze bardzo długo. Przez cały czas uważnie obserwował Lunę, a jego szczęki były lekko rozwarte, ale nie wykonał żadnego ruchu świadczącego o zamiarze ataku.
– Och, niech go szlag – jęknął Will.
Tym razem nie musiał nawet odsłaniać brzucha, żeby ją zwabić. Smoczyca, która zdążyła zatoczyć kilka kół, była już wyraźnie znudzona bezczynnością i parskała niecierpliwie. W końcu opuściła swoją pozycję, rezygnując z przewagi, jaką jej dawała, i pomknęła w stronę Arsonista. On zakończył swoje koło i wydawało się, że zacznie nowe, z którego wyszedłby akurat na czas, żeby się z nią spotkać, ale kiedy smoczyca się do niego zbliżyła, nagle uderzył z całej siły dwa razy skrzydłami i wystrzelił do przodu z zaskakującą szybkością, otwierając szeroko paszczę. Cofnął głowę, co nadało mu na chwilę wygląd gotowej do uderzenia kobry, i plunął, ale właśnie wtedy, gdy to zrobił, nadlatujaca mu na spotkanie Luna rozwarła szeroko szczęki.*
Z jej gardła trysnął ogień, który dzielącą oba smoki przestrzeń zmienił we wnętrze rozpalonego pieca. Cienki strumień trucizny trafił w płomienie i spalił się. Uniosła się przy tym chmura czarnego, drażniącego dymu i oba smoki skręciły gwałtownie w przeciwne strony, żeby się od niej oddalić. Arsonist, którego pysk i przednie łapy nosiły czarne ślady poparzeń, jaskrawo kontrastujące z pięknymi barwami łusek, wydawał ciche okrzyki bólu. Luna nie miała litości dla aroganckiego smoka i zatoczywszy krąg, rzuciła się w pogoń. Naciskała go mocno, wysyłając kolejny płomień, przed którym uskoczył w bok, a potem jeszcze jeden, i nagle znowu wszystkie smoki zaryczały, gdyż Arsonist przesunął się poza granice dziedzińca i zanurzył się w wodach Tamizy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*……* ~> Fragmenty wzorowane na powieści „Próba Złota” autorstwa N. Novik
Dzięki za dedykę. 😀
Smoooooooooooooki!!!!! <333
Przyznaję się bez bicia, że pierwszy raz czytam Twoje opko i uważam, że mam czego żałować przez to, że nie czytałam poprzednich. 😉 Była jedna literówka gdzieś tam, ale już zapomniałam, gdzie się znajdowała. Nie zrozumiała tego zdania: "Najwyraźniej stworzenie, które go wybrał należało do jednej z tureckich ras.", ale to może być moja wina, chociaż nie wiem… Opowiadanie świetne, dużo opisów i fajnie się czyta. Trzymaj tak dalej. 😛
O boze. To niesamowite! Będę dalej czytać, bo przyznam się – nie chciało mi się.
Te fragmenty walki… Chociaż wzorowane… Boskie! Po prostu świetne!
ale i tak, no coś się stało i źle przekleił się tekst chyba xd
Sen Willa był dziwny.
I nie wiem co jeszcze XD
Pozdrawiam,
Annieee
Ps.: Pisz dalej
*sprawdzałam czy można robić podkreślenie etc.*
O rzeczywiście, przepraszam bardzo
No, no coś strolowało Jane i jej fanów. Ojej ale słodko dzięki za dedyk Jane. To najlepsza rzecz jaka mnie na tym blogu spotkała o ile nie w życiu. xD A co do opka do samej siebie nie będe spamować no … ale… smoki, smoki, smoki. <3
Żaden z nich nie chciał ustąpić. – żadne z nich nie chciałO…
Była smukła (…) Will żałował, że dziewczyny nie było z nim – powtarzasz było/była
były podekscytowane zbliżającą się walką. Już raz były – powtarzasz były + w następnym akapicie, po tym fragmencie na górze, też się pojawia był
możliwość później – wiem, że to już będzie czepianie się, ale pomiędzy tymi słowami są dwie spacje….
czterdzieści . – spacja
walki . – tu też spacja
Ściany były pozłacane (…) to wszystko było: chińskie – były/było
Miał czarne łuski… (…) Miał srebrne kopyta – miał
(niepotrzebne skreślić) że – (… skreślić), że
to dziwne, ale… Smok i Jednorożec. Za nimi szedł ptak. Will przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie zwariował, ale doszedł – to dziwne, ale (…) nie zwariował, jednak {to nie jest błąd, ale lepiej brzmi jak tych słówek używa się wymiennie}
Odleciał w obie strony – odleciałY
Bardzo mi się podobało, świetny opis walki. Naprawdę. I tak, dzisiaj mam humor ,,Czepiaj się o wszystko”, tak więc trochę powypisywałam, ale i tak jestem bardzo zadowolona z tego opka. Szczególnie z długości – pierwsze części twojego opka były potwornie krótkie ;_;
Po prostu genialne. Nie mam co dodać więcej bo mi słów zabrakło. Może tylko… wow… ale to tyle =)
Suuper. Dlaczego musiałaś skończyć w takim momencie. Czekam na CD
Jak zawsze podoba mi się <3