Dla carmelka i Kiry. Mam nadzieję że wam wszystkim się spodoba i przepraszam, że tak długo, ale nie miałam weny.
czekam na komentarze:)
ANNABETH24
Czasami napadają mnie chwile słabości. Oczywiście, nie zawsze. Na ogół dzielnie się bronię. Dzielnie… Flyn też był dzielny, ale mu się nie udało…
Tak jak mówiła tamta dziewczyna, zapamiętałam wszystko. Nikomu nie powiedziałam. Wszyscy uważają, że napadł nas jakiś gang i mnie pobili a Flyna porwano. Według wszystkich on jeszcze żyje, tylko nie wiadomo gdzie jest. To smutne, widzieć nadzieje na twarzy jego ojca, który przyszedł odwiedzić mnie w szpitalu. Pytał się mnie jak się czuję i czy może mi jakoś pomóc. Podziękowałam. Jego widok bolał, bo miał oczy takie jak Flyn. I jeszcze jak na koniec powiedział:
– Nie martw się Amy, bo ja też się nie martwię. Jestem pewien, że go znajdą.
Poczekałam aż zamknie drzwi szpitalnej sali i zaczęłam histerycznie płakać.
Ale nie bójcie się, jak już mówiłam, na ogół dzielnie się bronię.
Od miesiąca chodzę do szkoły. Jest to potworne uczucie. Idąc korytarzem, po którym kiedyś biegałam, ścigając się z nim do sali, nagle uświadamiam sobie, że tak naprawdę już zawszę będę szła tędy bez niego, bo jego już nie ma. Jego martwe ciało leży gdzieś pewnie pod ziemia i jest obojętne na wszystko. Nie czuje, nie oddycha nie myśli. Nie żyje.
Merlyn, Rudy i inni zachowują się jak mogą najlepiej. Niektórzy uciekają ode mnie wzrokiem, niektórzy zachowują się przy mnie jakbym miała wybuchnąć płaczem, gdy tylko coś powiedzą, a niektórzy traktują mnie tak jak kiedyś. Nie wiem, który z tych sposobów odbieram najlepiej. Chyba sposób Merlyn. Ona jedyna miała odwagę zapytać się mnie jak ma się zachowywać. I ona jedyna wyczuwa, czy w tej chwili chce mi się płakać i ma mnie pocieszać, czy mam ochotę poudawać normalną i wtedy traktuje mnie normalnie. Albo czasem widzi, że nie mam nastroju i nie odzywa się wcale.
Ale jednak te chwile słabości się zdarzają. Najczęściej Wedy, kiedy mam czas myśleć. Dlatego każda noc, każdy wieczór jest moim nowym koszmarem. Koszmarem, który trwa i trwa, aż do rana, kiedy mogę wstać i wyjść. Zobaczyć ludzi, myśleć o tym, że pani w metrze miała śmieszne włosy a nie o tym, że ktoś, kogo kochałam został zabity niemal na moich oczach. I możliwe, że to moja wina.
Pięć minut temu wróciłam do domu. Mama pracuje w swoim warsztacie na górze, nie chciałam jej przeszkadzać, więc poszłam prosto do swojego pokoju. Ojciec jeszcze w pracy, dziś wraca około siódmej.
Odkładam plecak na łóżko, zdejmuję bluzę i rzucam ją na oparcie krzesła. Słyszę kroki ze schodów prowadzących na poddasze gdzie jest pracownia mamy. Zaraz potem wchodzi do pokoju z jakimś pudłem w rękach.
– Cześć kochanie, jak tam dzień minął?- zaczyna wesoło, całując mnie w policzek.
– Nic specjalnego, Rudy w przyszły piątek robi imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego. Zostały tylko dwa tygodnie, szybko, prawda?
No tak, jak mogę się dziwić, jak od marca do końcówki czerwca przeleżałam w szpitalu. Uraz psychiczny długo nie chciał się ulotnić, podobno cały czas krzyczałam coś o cyklopie. Do tego miałam objawy samobójcze. Cóż, ja z tego prawie nic nie pamiętam. Ale ważne, że teraz nie myślę o zabiciu się. To byłoby tępe.
– Och tak? Ale możesz iść jak posprzątasz w pokoju- mówi mama i kładzie pudło na biurku.
– Co to?- pytam, wskazując głowa na biurko, jednocześnie zmierzając w tamtą stronę. Zaraz też stoję na biurku i powoli rozrywam taśmę z kartonu.
– Pamiętasz tą miłą pielęgniarkę, co się tobą opiekowała na oddziale?
– Ta taka z rudymi włosami, zawsze uśmiechnięta?- pytam, a przed oczami widzę jej rozpromienioną twarz. Miała w sobie cos, że mimo rozpaczy mogłam z nią wytrzymać.
– Tak, ta- kiwa głową mama i jeszcze na chwilę odwraca się w drzwiach.- Przysłała twoje ciuchy, które miałaś na sobie jak trafiłaś do szpitala.
Specjalnie nie użyła zwrotu: „Kiedy był ten wypadek.”. O wiele łatwiej uznać to za dzień trafienia do szpitala.
Mama wychodzi a ja wreszcie otwieram pudło. Aż dziwne, że nigdy nie pomyślałam o tym, co się stało z ubraniami, które miałam na sobie, choć obudziłam się w piżamie w szpitalu. Jednak teraz widzę je i wspomnienia wracają. Mimo to, jestem wdzięczna mamie, że ich nie wyrzuciła, tylko uczciwie mi je oddała.
Wyjmuję uprany, ale porwany podkoszulek z czaro białym nadrukiem, zaraz też wyciągam ciemne dżinsy, bez jednej nogawki, tak, że jakbym je założyła, odsłaniałyby mi całą łydkę. A z łydką kilka szwów i okropne blizny.
Widok tych ubrań przywołuje tamten dzień. Jak na komendę czuję, ze szczypią mi oczy i kiedy mrugam powiekami, pojedyncza łza kapie na biurko obok odłożonej bluzki.
To jest trudne. Chcesz płakać, chcesz zniknąć z tego świata, ale też wiesz, że chcesz tu być. Okropne uczucie. Tęsknota zabija. Świadomość tego, że coś wspaniałego zostało ci na zawsze odebrane jest przytłaczające. A jeszcze gorsze, jeżeli chodzi o kogoś, kogo się kochało. Naprawdę. Może i za kilka miesięcy byśmy zerwali. Może znalazłby sobie inną dziewczynę, albo ja innego chłopaka i przestałabym go kochać. Jednak na razie, nic takiego nie miało możliwości się wydarzyć. Ktoś zatrzymał nagranie na chwili, kiedy moje słowa ‘kocham cię’, były skierowane do niego i już to się nie zmieni.
Czuję jak kolejny atak histerii nadchodzi. To jest niekontrolowane, płacz przybiega sam, ja nad tym nie panuję. Przybiega i zaczyna mnie kopać, tak, że drżę cała nieświadoma swoich ruchów.
Podchodzę do drzwi i zamykam je na klucz. Nie chcę, żeby przybiegła tu mama i zaczęła mnie uspokajać. Nie chcę widzieć nikogo. Chcę być sama. Gdy tylko słychać trzask zamykanego zamka, wybucham głośnym i żałosnym płaczem. Opieram się o drzwi i zsuwam na dół do pozycji siedzącej. Czuję się jak małe bezbronne dziecko, które nie wie co ze sobą zrobić. Jak ktoś, kto stracił jakąkolwiek ambicje, jak ktoś, kto nie widzi sensu w niczym.
Krzyczę i płaczę, coraz głośniej i rzewniej, chowam głowę w ramionach opartych o podkulone nogi. Nie pomaga, tylko rozmazany tusz do rzęs razem z łzami spływa mi po łokciach.
Czemu go nie ma, czemu on? Pytanie, które zawsze będzie mnie dręczyć.
Zaraz też słyszę łomotanie do drzwi i nawoływania mamy. Jednak mam wrażenie, że ich nie słyszę i ich nie ma. Że to tylko wyobraźnia, dlatego ignoruję to kompletnie.
Energicznie się podnoszę, żeby poczuć okropną niemoc jaką mam. Ledwo trzymam się na nogach, ale dopadam krzesła przy biurku i sinym uderzeniem zrzucam kartonowe pudło z ubraniami na podłogę wysypuje się z niego biżuteria, jaką miałam na sobie tego dnia, czyli kilkanaście drobnych bransoletek i jedna z rzemyka od niego.
Widząc ją przypominam sobie, jak mi ją dał, jak powiedział, że zawsze będzie przy mnie. Już nie płacze, teraz tylko krzyczę, a łzy płyną po pliczkach, po brodzie po szyi. Rzucam się na ziemię i z nienawiścią uderzam w ten pieprzony rzemyk.
– Kłamałeś!- krzyczę drżącym głosem.- Nie ma cię przy mnie!
Jest to żałosne i bezsensowne i do tego bolesne. W końcu przestaję uderzać pięścią w ziemię, kładę się na brzuchu i zaczynam cicho łkać w podłogę.
Łomotanie do drzwi jest coraz głośniejsze, aż w końcu podnoszę głowę. Jednak moją uwagę przykuwa coś innego niż krzyki matki. Kurtka, która wypadła z kartonu i przeleciała pół pokoju lądując na szerokim łóżku i zsuwając się z niego na podłogę połową materiału. W jej kieszeni widać jakiś papier.
Podczołguję się do niej na czworakach i drżącą ręką wyjmuję kartkę z kieszeni. Wiem co to i wiem, ze nie chcę tego widzieć. Wiem, ale mimo to, powoli otwieram złożoną na cztery kartkę. Jest to szkic, który zrobiłam tego dnia. On mnie zabrał na ten dach, bo wiedział, ze spodoba mi się panorama do kolekcji. Nienawidzę już panoram. Przyniósł tam ten ołówek i kartkę, bo wiedział, że się zakocham w tym widoku.
Łzy w oczach zasłaniają mi wszystko, więc muszę mrugnąć, żeby coś widzieć, to i tak nic nie daje, bo twarz mam tak wykrzywioną od płaczu, że maleńkie szparki, w które zmieniły się oczy, nic nie widzą. Krzyczę i płacze znowu. Każdy oddech przynosi głośne westchnienie a wydech rozpaczliwy krzyk. Oddycham głęboko, przez usta.
Łomotanie i krzyki mamy nie ucichły, stały się coraz bardziej natarczywe, chyba krzyczała, ze leziw policję jak ni otworze. Nie miałam siły jej powiedzieć, że nie jestem samobójcą.
Rozpaczliwie rzucam się na łóżko i zaczęłam zrywać wszystkie szkice widoków miasta. Jeden po drugim upadał na podłogę a ja szlochałam coraz ciszej, aż na ścianie nie został żaden z nich.
Bezsilnie opadłam na łóżko i przycisnęłam do siebie ten nieszczęsny kawałek papieru, który jakimś cudem musiał przetrwać w kieszeni mojej kurtki. Zwinęłam się w kłębek i zaciskając mocno zęby zaczęłam płakać.
Odsunęłam ją na chwilę od siebie rysunek. Przedstawiał Flyna. Miałam narysować to, co kochałam najbardziej.
Boze, popłakałam się. Jesteś niesamowita, ale chyba Cię kiedyś uduszę za biedne postacie, które tak bardzo cierpią ;-;”
Biedna Amy. Straciła Flyna… A TY MIAŁAŚ GO ODRODZIĆ ;_; ON MA ŻYYYYYYĆ! ;-;
Jak zwykle masz niesamowity styl, więcej niż świetny talent, dobre wyczucie i wszystko wydaje się takie naturalne.
Tylko…
„ze leziw policję” ;-;
Że czo? .-.
Całuję,
Annie
Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę jak przez jakieś opko tak strasznie chcę mi się płakać Co z tego, że je kocham…!!! No dobra, już się ogarniam. Cudna historia, niesamowici bohaterowie i wszystko jak zwykle napisane idealnym stylem
leziw – leżeć
ni – nie
Wedy – wtedy
Bosz, to było naprawdę, naprawdę smutne. Szczególnie ostatnia kapity. Aż miałam ochotę pocieszyć tą dziewczynę, lecz nie miałam jak ;-; Ale jeśli mam być szczera to… dobrze, że Flyn nie żyje. Gdybyś go ożywiła, tak jak pragnie tegoAnieee, wszystko wyszłoby pewnie nieco cukierkowo, do tego opko straciłoby swoją głębie.
Dziękuję za dedykację, skarbie ;*
Ooo to było takie smutne, ale jednocześnie takie piękne <3 Aż słów brakuje
To było takie piękne. Rzadko zdarza mi się płakać gdy czytam jakieś smutne opowiadanie, ale przy tym się popłakałam. Tak mi szkoda tej dziewczyny. Naprawdę genialne.
niezwykłe i takie smutne… proszę zrób COKOLWIEK aby Flyn przeżył
hestia14- i Annel, przykro mi, ale muszę odmówić ;p Po pierwsze, Flyn nie może przeżyć, bo on JUŻ nie żyje ;x po drugie, nie chcę go wskrzeszać, bo jak napisała carmel było by to już przesłodzone 😀 Raz jeden, w moim pierwszym i chyba takim najbardziej rozpoznawalnym opowiadaniu postanowiłam ożywić kogoś, ale dorobiłam do tego całą teorię spiskową a śmierć bohaterek była no, na wyjątkowych warunkach tak więc, przykro mi, ale nie mogę ożywić Flyna.
Annel, nie zostawiam jej chorej. Amy jest jedynie przybita i trochę załamana. Nawet trochę bardziej niż inni, którzy widzą śmierć ukochanej osoby, bo Amy do tego przeżyła wstrząs wynikający z połączeniem jej normalnego życia i życia herosa.
Pozdrawiam Was bardzo i cieszę się, że dotarłam do Was i zrobiło wam się przykro. Nie, że czerpię radość z waszego smutku, ale oznacza to, że udało mi się ten epilog napisać w miarę okej :*
TAAGG!!! HESTIA MA RACJĘ!!! ZRÓB COŚ, chyba nie chcesz mieć na sumieniu biednej, chorej dziewczyny?!
Ludzieee przecież to by było bezsensu gdyby go teraz ożywiła „Są chwile smutku, ale spokojnie jak zginie wam ktoś kogo kochacie, napewno się zaraz odrodzi i was pocałujesz na dzieńdobry” -.- uwaga, uwaga tak nie będzie, więc dobrze że nieżyje, przynajmniej opko jest oryginalne :3 A tak przy okazji Ejj ;_____; kto ci dał prawo do zabijania Flyna xD 😀