– Odraczam rozprawę na jutro. – powiedziała sędzia.
Zastukała młotkiem. Selena Ramirez wyszła z sali razem z innymi. Miała normalne – o ile życie sławnego adwokata można uznać za zwyczajne – życie i wspaniałą córkę. Nie mogła tego samego powiedzieć o byłym mężu, który zdradził ją z pierwszą lepszą kobietą w pracy.
Założyła okulary przysłaniając piwne oczy, a czapkę naciągnęła na kasztanowe włosy. Wyszła na światło dzienne, uciekając od tłumów paparazzi. Jej skóra była delikatnie opalona i niemal świeciła w południowym słońcu. Odetchnęła głęboko. Miała dość niespodzianek, sławy i jego – osoby, która może jej zabrać wszystko. Jej córkę.
Minęło dwadzieścia lat, a tylko ona wiadomo, że miała zastępcę. Osobę, która pomoże bogom, która będzie żyła dla nich. Jej córka była zastępcą. Była wybraną. Podopieczną Afrodyty.
– Pani Ramirez! – usłyszała zawołanie jej klienta.
Spojrzała na mężczyznę ze zmęczonym wzrokiem. Odgarnęła włosy i poprawiła teczkę. Klient odetchnął i uśmiechnął się. Szybkim krokiem podszedł do Seleny.
– Pani Ramirez, oh, pani Ramirez! – westchnął. – Pani Ramirez, jakie mamy szanse?
– Wielkie, panie Quetro. – powiedziała chłodno.
– Dziękuję, pani Ramirez! – powiedział.
Mężczyzna pochylił się by ucałować kobietę, ale ona szybko go odepchnęła. Kiwnęła głową i odwróciła się, kierując się w stronę domu. Musiała tam dotrzeć jak najszybciej. Zobaczyć swoje dziecko. Wiedziała, że ma mało czasu.
Wkrótce dotarła do poniszczonego bloku. Szybkim krokiem weszła z klatki do jej, małego mieszkania. Zastukała obcasem w drewnianą podłogę. Delikatnie uśmiechnęła się, a jej dłoń oparła się o fioletową, chropowatą ścianę.
– Avila? – odezwała się. – Skarbie?
Odpowiedziała jej nurtująca cisza. Przeraziła się. Zwykle słyszała urocze śmianie się jej malutkiej córeczki. Skierowała się do najbliższego pokoju. Wymamrotała kilka słów, podchodząc do kojca. Opierała się o białą ścianę, zaglądając do niego.
– Avila… – szepnęła.
Spojrzała na odsuniętą, kolorową kołderkę. Lekko pobrudzone drewno było pokryte słabo zeschniętą krwią. Kobieta zsunęła się na pokrytą wykładziną podłogę.
– Afrodyto… – wymamrotała. – Afrodyto, miej ją w opiece. Miej Avilę… Miej Avilę Marryl Ramirez w opiece…
Zaczęła płakać, tak głośno, że niemal każdy w bloku ją usłyszał. Ale ona tylko zacisnęła dłonie na uszach i skuliła się jeszcze bardziej.
Bowiem wiedziała, że już nigdy nie zobaczy córki…
***
Nowy prolog. Tamten mi się nie podobał, cóż… Mam nadzieję, że nie wyda się, że za bardzo skupiony na mojej bohaterce… Ale jakoś musi być 😀
Więc prolog wersja druga
~Annieee
Podobuje się.
„…jej małego…” między „jej” i „małego” nie stawiamy przecinka
PS A akurat mamy przecinki na polaku…. 😉
No o wiele lepszy niż pierwszy prolog Nadal utrzymuję się w przekonaniu, że pomysł jest bardzo ciekawy i możesz go super wykorzystać! 😀 Pisz szybko ciąg dalszy
Bardzo dziękuję.
Niya – widocznie zagapiłam się przepisując do komputera z kartki i tego nie zauważyłam Mały błąd ;-;”
Wika – Dziękuję :* Mam już rozdział 1 i 2, ale muszę je jeszcze zrobić na bóstwo! 😀
Niezłe, niezłe, z tego wyjdzie coś dobrego. Prolog lepszy niż poprzedni. Pisz dalej 😉
Fajne. Czekam na ciąg dalszy. Ten prolog jest lepszy niż ten poprzedni.