PS: Adminko, dlaczego już nie ma tagów? :c
Siedzę na środku pokoju. W dłoni ściskam małą szkatułkę. Obracam ją w palcach, przyglądam się jej niesamowitym wzorom. Pod palcami czuję niesamowicie gładkie, zdobione drewno. Zamykam oczy i pogrążam się w ciemności. Obezwładniającej ciemności.
***
Biegnę czując na sobie twoje spojrzenie, przełykam łzy. Nie smakują tak samo jak kiedyś. Są gorzkie, pełne żalu. Wiem, że w pewnym sensie to ja przyczyniam się do twojego upadku zabierając twój skarb, ale to co zrobiłeś wszystkim którzy ci ufali jest jeszcze gorsze. Choć w płucach czuję żar, a w uszach słyszę dudnienie serca nie zatrzymuje się. Chłód przeszywa moje ciało. Mocniej otulam się cienką, wytartą kurtką i do piersi przyciskam rzeźbioną szkatułkę. Czuję jak powoli rozpadam się na drobne cząsteczki, nic mnie nie ratuje przed upadkiem. Nie ma tam nawet twych dłoni. Nie mam siły żeby wstać, nie ma nadziei, która mnie podnosi.
Kulę się na ziemi pod za dużą kurtką, niegdyś nasiąkniętą twoim ciepłem, dziś-zimną jak twoja twarz. Skapują na mnie pierwsze krople deszczu. Bębnienie kropel układa się w magiczną melodię, pełną niedowierzania, smutku. Słyszę gdzieś blisko hałas. Uchylam delikatnie powieki i widzę, że metr dalej leniwie sunie stary czerwony samochód. Po chwili i on kryje się w tunelu zostawiając mnie samą z kroplami deszczu. Rozglądam się za jakąkolwiek oznaką życia. Nie licząc gasnącej ulicznej latarni, rzucającej blade światło na zniszczoną drogę, w pobliżu nie dostrzegam nic żywego. Z jękiem podnoszę się na kolana i czując ból przeszywający moje ciało znów padam na ziemię. Krople deszczu spadają na moją twarz, oślepiają mnie. Czemu ja nie mogę być deszczem? Mogłabym być ponad wszystko i olewać innych, a nie tylko ufać niewłaściwym ludzi. Popychana myślą o tym że jeśli nie ogarnę się w miarę szybko, to nie zdołam oddalić się wystarczająco daleko ze szkatułką, zaczynam się czołgać do latarni, przy okazji trzęsąc się z zimna.
Po chwili… dłuższej chwili (czołgania się jak gąsienica) opieram się już o zimny metal dysząc ciężko. Oglądam swoje ręce, całe w ranach zadanych, przez potwora i próbuje dostrzec tę, która powinna razić w oczy od samego oczątku, a której nie mogę dostrzec. Jak takie przeklęte słowa mogą nie pozostawiać śladów na ciele?!
-Bo może jesteś na tyle głupia, żeby niczego nie zauważyć –słyszę twój głos pozbawiony emocji, prawdziwy. I twój ohydny śmiech dzieciaka-wandala, który właśnie powyrywał wszystkie nóżki robakowi i się cieszy z jego cierpienia.- Albo może to jednak ja jestem takim genialnym aktorem, co?
***
Gwałtownie wstaję z wygodnego fotela, zrzucając koc ze swoich kolan. Moją rękę przeszywa ukłucie zimna, ale i tak nie puszczam szkatułki. Dlaczego była dla ciebie tak cenna? No i dlaczego to ona doprowadziła do tego że się ujawniłeś? A przecież to tylko głupi, mały kawałek drewna, który mogłaby zniszczyć nawet najmniejsza iskierka. Może i głupi, ale niestety też bezcenny… Zawsze sądziłam że te rzeczy się wykluczają, a tu taka niespodzianka. Czy coś co może pokazać każde wydarzenia z przeszłości nie jest bezcenne? Tylko, że nie mam ochoty oglądać mojej przeszłości, bo ją wystarczająco dobrze znam, by wiedzieć że nie chce tego przeżyć znowu. Co on pragnie zobaczyć?
***
-Ejj! Zaczekaj na mnie Jo! Jo?- zatrzymałam się by zaczerpnąć trochę powietrza. Ile można gonić za fochniętym nastolatkiem?- Joel nie bądź babą!
-Nie powinnaś tak mówić! Ty nic nie wiesz- odwrócił się i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
Ludzie naokoło nas mieli bardzo zszokowane miny. W sumie nie dziwię im się bo kto normalny wyskakuje z trzeciego piętra i zaczyna gonić właśnie przechodzącego bruneta, wyzywając go od bab. Oczywiście nie zaczepiałam tak każdego bruneta, który szedł. Akurat ten był moim dość bliskim (wtedy) przyjacielem. Nazywał się Joel, choć wszyscy mówili na niego po prostu Jo. Tak naprawdę to nie jest historia o mnie tylko o nim, tym wielkim, potężnym, wspaniałym, wybranym, no chyba wiecie w czym rzecz prawda? I od razu uprzedzam, nie nie jestem, nie byłam i mam nadzieję że nie będę jego dziewczyną. W każdym razi na pewno wolałabym tego uniknąć. Przez wszystkie lata naszej znajomości zawsze widziałam jak rozkochuje w sobie dziewczyny, a potem nudzi się i odchodzi. Klasyczny debil, ale jako przyjaciel do zniesienia.
Można by powiedzieć, że tylko przez niego udało mi się zaliczyć drugą klasę gimnazjum bez tak dużych kłopotów. I o dziwo wciąż uczęszczam do tej samej szkoły, co się rzadko zdarza. Ja tak przy okazji nazywam się Chloe, ale wszyscy mówią na mnie Neon, przez pewien mój wypadek na chemii. No ale trochę zeszłam z tematu.
-Przecież nie powiedział nic tak bardzo złego. Powiedziałam tylko że masz genialną mamę, a z tym się powinieneś zgodzić, prawda?- Uniosłam jedną brew i podparłam się pod boki, aby dodać mojej postawie pewności.
-Ha ha ha nawet jej nie znasz.
-Powinieneś się cieszyć, a nie próbować pozbyć się i jej ze swojego życia, szowinisto- odwróciłam się na pięcie, nagle cała wypełniona złością. Byłam sierotą odkąd pamiętam. Nie lubiłam jak ktoś nie doceniał tego co miał.
***
Podnoszę wzrok. Jak w transie wstaje i spoglądam w lustro. Widzę swoją twarz tak różną od tej , która uśmiechała się do mnie z lustra w sierocińcu. Moje karmelowe oczy straciły dawne iskierki. Długie, proste bardzo jasnoblond włosy zakręciły się tu i ówdzie. Piegów przybyło mi jeszcze więcej. Usta popękane i wyschnięte, nie miały ochoty podnieść się, żeby chociaż udawać uśmiech.
Może ma to większy sens niż mi się wydaje. Nie wiem ile mogłabym dać, żeby poznać moją rodzinę. Tylko on zawsze miał wszystko. Ojciec, matka, brat, wkurzająca młodsza siostra, pies, kot, rybka, dom. I tak zawsze. Czego on chciałby się o sobie dowiedzieć?
***
-Neon? Co ci jest?- Usłyszałam głos Joela, ale nie chciałam na niego patrzeć.- I tak cię widzę za ciszą się nie ukryjesz.
-A może jednak, zazwyczaj działa- odburknęłam podpierając brodę na ręce.
-Chloe! Co to za pogaduszki? Jo kochaniutki nie daj się tak namawiać do konwersacji, bo będę kiedyś zmuszona wstawić ci uwagę, tak jak dzisiaj Chloe.- Podeszła do nas pani od biologii ostentacyjnie tupiąc swoim bucikiem.
Oburzona już chciałam wygarnąć jej co o niej myślę, już nawet otworzyłam buzię, gdy nagle dodała ściszonym do szeptu głosem.
-Młoda damo, dobrze wiesz, że im wcześniej opuścisz tę szkołę, tym lepiej. Nie spodziewałam się, że pan dyrektor zniży się do takiego poziomu. Ach, gdybym to ja była dyrektorem…
Zgrzytałam zębami, uporczywie gapiąc się w okno i starając się zachować spokój. To tylko stara, nędzna Żaba, która chce nade mną zatriumfować nie daj się wyprowadzić z równowagi.
Takie sytuacje zdarzały mi się przez całe życie. Czasami bywało bardzo nieprzyjemnie, innym razem mniej, ale zawsze bywało. Nauczyciele zawsze mieli mnie do kogo porównać. Jo był ich najlepszym przykładem wzorowego ucznia, ale nie winiłam go za to bo nie znosił ich wszystkich tak samo jak ja. Nie do przebolenia były dla mnie tylko sytuacje, w których zarzucano mi kłamstwo. Joelowi dość często zdarzało się przypadkiem coś widowiskowo rozwalić, lub zniszczyć jakieś cenne zabytki, a ponieważ był jedynym moim przyjacielem, to gdzie był on, tam byłam i ja. A wina oczywiście spadała na mnie. Dość niefortunnie dla nich zresztą, bo nie mieli kogo obarczyć odpowiedzialnością za mnie i moje występki.
Jednak najgorsze upokorzenie spotkało mnie na początku trzeciej klasy gimnazjum. Jak się domyślacie, to znowu nie była moja wina.
Ja zostałam!!! Cieszę się, że wreszcie będzie ciąg dalszy 😀 Czekałam :p
A co do tego to jedno słowo: SUPER! :*** ( :3333)
Pigiel <3
Twoje opisy są świetne. Serio. Wykształcił Ci się bardzo ładny styl, piszesz bardzo dobrze. Nie mam Ci do zarzucenia nic, oprócz interpunkcji (o ja złaaa!). Pracuj nad nią.
Jestem z tego opowiadania bardzo zadowolona. Ładnie i płynnie poprowadziłaś akcję, tekst mnie nie nudził. Tak trzymaj.
hahaha z interpunkcją nikt nie wygra xD Ja szczególnie ;P