Uspokojenie mnie zajęło mu trochę czasu. Poprosiłam a raczej zakazałam mu mówić o tym więcej. Chciał wiedzieć, dlaczego. Nie powiedziałam mu. O tą właśnie głupią więź czepiała się Gaja najwięcej. Może Patrick, miał rację, że to chodziło o coś w tym rodzaju. Że odczuwaliśmy to, co drugie, bo byliśmy zupełnie inni. A może to, dlatego, że uratowałam mu życie w pewnym sensie. To przywoływało tylko wspomnienia kary, było to jedna z rzeczy za mnie ukarali a ja nie miałam na to wpływu. Gdy o tym mówił, wyzwalał uczucia, to, z czym nie chciałam mieć już więcej do czynienia. Z samolotu przesiedliśmy się do mniejszej wersji tego środka transportu. On nas przetransportował do puszczy. Następnie czekał nas kilkugodzinny spacer. Wyposażeni w wodę, ambrozje i nektar szliśmy w milczeniu w głąb natury. Czułam się nieswojo w obecności Patricka, po tym, co się stało w samolocie. Nie uśmiechało mi się, że widział mnie, kiedy wpadłam w histerię. Tyle dobrego, że tego nie skomentował. Nie powiedział też nic więcej o tym, co robił przez te ostatnie lata. Musiałam przyznać przed sobą, że byłam tego ciekawa. Taka grobowa cisza po dłuższym czasie zaczęła mnie irytować, ale powstrzymywałam się od rozpoczęcia rozmowy. Byłam wściekła, bo się gubiłam we własnych myślach i miałam wrażenie, że czasami przeczę sama sobie. Patrick tylko od czasu do czasu przyglądał mi się szukając jakiegokolwiek kontaktu i prób zrozumienia mnie.
W końcu dotarliśmy na miejsce, nie powiem, nie wyglądało to za ciekawie. Było dokładnie tak jak mi wcześniej opisał. Pochyliłam się nad zakażonymi roślinami, musiałam je „zabić”, żeby to przestało się rozprzestrzeniać. Tylko, że tego było mnóstwo, nie byłam pewna czy moje siły będą wystarczające.
– Co o tym sądzisz? – spytał mnie Patrick, rozglądając się uważnie na boki.
– Coś ciężko to widzę – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą zresztą – Ale postaram się zrobić wszystko, co mogę – przyjrzałam mu się – Coś nie tak?
– Mam wrażenie, że coś tu nie gra. Czuje się jakoś inaczej, niż jak byłem tu poprzednio.
Zignorowałam to i wzięłam się do pracy. Trochę mnie to wszystko brzydziło, ale jak się przyrzekło, to trzeba zrobić. Chwyciłam delikatnie pierwszą skażoną roślinę i skupiłam się na przepływie moich mocy. Czułam jak ją zabijam, widziałam jak zaczyna się wysuszać i kruszyć. Nie minęło pięć minut mojej ciężkiej pracy a już mi ją coś przerwało, mianowicie przyłożony do karku miecz. Byłam nieśmiertelna, mimo wszystko nie było to za przyjemne uczucie. Odwróciłam się, starałam się nie okazywać zaskoczenia na widok zupełnie nowych istot. Nie wiedziałam jak ich nazwać, z postury wydawali się ludźmi, lecz przypominali ich właściwie tylko z twarzy. Skojarzyli mi się z krokodylami, mieli takie krokodyle ogony jakby nie patrzeć i skórę.
– Co robisz i kim jesteś? – zapytał mnie ten, który trzymał broń przy moim gardle.
Rozejrzałam się zanim udzieliłam odpowiedzi. Jeden z nich miał Patricka, krwawili oboje. Ogólnie było ich dziesięciu, musieli poruszać się bezszelestnie, skoro daliśmy się złapać w pułapkę jak jacyś nowicjusze.
– Jestem Lethal – odpowiedziałam powoli.
– Co tu robisz? Syna Gai widzieliśmy wcześnie, ale ciebie nie.
– Jakby to ująć. Ratuję te drzewo Gai – spojrzałam na miecz – Z tego, co widzę, wam to nie na rękę. Więc może dopełnimy formalności i ty się również przedstawisz.
– Nie mam imienia – uśmiechnęło się do mnie to krokodylo coś – Żadne z nas nie ma. Pilnujemy, aby drzewo Gai umarło.
– A to wszystko jasne – pokiwałam głową z uznaniem – A właściwie, czemu wam przeszkadza? – spytałam, jednocześnie odsuwając od szyi miecz – Generalnie to też za nią nie przepadam, więc wiesz jestem ciekawa.
– Zostaliśmy stworzeni dzięki współpracy Pontosa i Uranosa, chyba doszli do wniosku, że Gaja dawno temu im coś zrobiła. Poczekali, aż będzie słaba i postanowili się zemścić – powiedział wzruszając ramionami – Ja tam tego nie rozumiem.
– Ale ja tak. Słuchaj Jack – objęłam go ramieniem, na co reszta zareagowała gwałtownie – O ile tak cię mogę nazywać? Generalnie ta dwójka poczuła się przez nią strasznie wykiwana. Z tego, co wiem bawiła się nimi. Powód wydaje się słuszny, może jednak nie powinnam jej pomagać – udawałam, że się zastanawiam.
Ustawiłam mnie i Jacka tyłem do reszty. Czułam gdzieś w ramieniu kłucie, ale miałam plan. Poruszyłam delikatnie skrzydłami, mając nadzieję, że Patrick zrozumie, o co mi chodzi. Gadałam bez ładu i składu do Jacka, bawiąc się wisiorkiem. Zależało mi na tym, żeby uśpić jego czujność. Delikatnie odpięłam wisiorek i złożyłam skrzydła. W mojej ręce pojawił się miecz, którym przebiłam krokodylą istotę. Zrobiłam to bez cienie litości. Spojrzał na mnie smutno. Wiedziałam, że przez długi czas, byli sami. Zachowywałam się dla niego miło. Najwyraźniej ich twórcy nie pomyśleli o dużej dawce rozumu dla nich. Odwróciłam się do reszty. Patrick już się wyswobodził wykorzystując zaskoczenie tego, który go trzymała na widok padającego ciała towarzysza. Rozpoczęła się walka. Te istoty były wściekłe, więc jeszcze bardziej groźne. Obdarzone były nadzwyczajną szybkością i siłą. W pewnym momencie ja i Patrick zetknęliśmy się plecami. Została jeszcze szóstka przeciwników.
– Jaki plan? – spytał Patrick.
– Walczyć – odpowiedziałam, spojrzał na mnie zdziwiony – Nie patrz tak na mnie, nie zdążyłam na Obozie nauczyć się strategii.
Kiedy się na mnie patrzył, od tyły chciał go zajść jeden kroko-man, chwyciłam Patricka za szyje, skierowałam jego głowę ku dołowi i popchnęłam go w przeciwną stronę. Robiąc jednocześnie wypad do przodu i atakując. Wymieniłam z nim kilka ciosów, złapałam w końcu za jego rękę i użyłam mocy. Mogłam w końcu go zabić. Zwróciłam się w kierunku następnego przeciwnika. Byłam już zmęczona, ale nie poddawałam się. Coś ukłuło mnie w bok. Spojrzałam tam, nic mi nie było. Wykorzystałam skrzydła unosząc się w górę, zaatakowałam bez problemu. Patrick miał kłopoty, to on krwawił z boku. Pobiegłam do następnego przeciwnika, który chciał go zajść od tyłu, chwyciłam go za szyje i poczekał aż przestanie oddychać. Wykorzystując dużo mocy zajęło to chwilkę. Doszłam do wniosku, że jak wrócę do domu wezmę się ostro do ćwiczenia, pozycja boginki nie gwarantuje, że nie będzie trzeba korzystać z takich umiejętności. Resztkami sił z Patrickiem zabiliśmy ostatni dwójką. Byli szybsi i silniejsi, ale ich działanie były dosyć prymitywne i proste, co uratowało nam skórę. Syn Gai oberwał w tej walce o wiele mocniej niż ja, miał mnóstwo drobnych i poważniejszych ran. Opatrzyłam szybko niektóre z nich i kazałam mu wykorzystać całe nasze zapasy ambrozji i nektaru.
– A co z tobą? – zapytał.
– Jestem boginką – odpowiedziałam – Poradzę sobie.
Mimo zmęczenie, wróciłam do pracy. Obojętni spojrzałam na ciało Jacka i skoncentrowałam się, byle, żeby mieć już to za sobą. Piętnaście godzin później upadłam na Kolna i oddychałam ciężko, z nosa kapała mi krew. Przyroda wokół odżywała, dzięki Patrickowi. Pomógł mi się podnieść i zaprowadził mnie do dużego kamienia, żebym na nim usiadła.
– Dałaś radę – powiedział chwytając mnie za ręką, wyrwałam ją natychmiast.
– Całkiem łatwe i przyjemne zadanie – mruknęłam sarkastycznie oddychając głęboko.
Znowu chwycił mnie za rękę, ponownie ją wyrwałam.
– Przestań – powiedziałam wściekła.
– Nie, chce ci pomóc.
– Nie potrzebuje pomocy – odburknęłam i schowałam ręce do kieszeni.
Patrick westchnął i szukał mojego wzroku, którym uciekałam jak tylko mogłam.
– Chce ci pomóc odzyskać, to, co ci zabrali.
– Czyś ty rozmawiał z Hestią? – spytałam wściekła – Kłamałeś, wiedziałeś o wszystkim – zarzuciłam mu.
– Rozmawiałem, ale wtedy nie rozumiałem, o co jej chodzi – usprawiedliwił się, wyciągnął moją dłoń z kieszeni.
Tym razem pozwoliłam mu trzymać moją dłoń przez dłuższą chwilę, ale z znowu ją wyrwałam.
– Będzie ciężko – westchnął – Ale, od czego mamy te naszą więź.
Ja nie widziałam wtedy pozytywów tego stwierdzenia. Wiedziałam tylko, że jego tak łatwo się nie pozbędę, więc westchnęłam ciężko i poprosiłam, żebyśmy wracali do domu. Oczywiście unikając spotkania z Gają, chciałam, żeby mój udział w ratowaniu jej dumnego tyłka był tajemnicą.
KONIEC
Dziękuję wszystkim, którzy przez to przebrnęli, albo zaczęli i nie dali rady. Rozumiem. Dziękuję za wytykanie błędów i opinie. Jednym zdaniem, dziękuję za uwagę i życzę szczęścia, weny oraz zawierania wspaniałych znajomości.
ryba2006
Superr czekam na CD. 😉
Bardzo fajne, lubię te opko ^^ Jest inne niż większość opek, ale w pozytywnym sensie 😉
nie mogę się doczekać co będzie dalej
Ale to już jest koniec tego opka
Kiedy wszystko odhodzi, nadzieja pozostaje.