To jest najnowsza część Nieherosa. Zdaję sobie sprawę, że już mało kto cokolwiek z tego pamięta. I z tego, że nie ma tagów. Przepraszam, XD. Dedykuję ten rozdział Chio, za to gadanie na skajpie i Moni-O-Jakimś-Tam-Numerze, za zmuszanie do pisania. Bawcie się dobrze.
Nożownik7
Uczniowie Akademii pojawili się w obozowisku jak kłęby złowrogiego dymu. Powietrze zostało rozszarpane różnokolorowymi pociskami, które wyglądały jak refleksy na powierzchni wody. Trafiały one we wszystko, w ziemię, drzewa, nawet w innych czarowników. Śnieg syczał, reagując na zaklęcia znikaniem, przemienianiem się w wiórki kokosowe, cukier czy pokruszone bezy lub wystrzeliwaniem do góry jak woda z gejzeru. Drużyna obozowiczów zbudziła się zupełnie tak, jakby nigdy nie zasnęła. Ich powieki rozwarły się, niby wrota miasta, z którego mieszkańcy muszą uciekac przed najeźdźcami. Mięśnie napięły się prawie boleśnie, umysły wyprężyły by przejść do trybu bojowego. Zerwali się na równe nogi i zaczęli uciekać, gwałtownie wyciągając broń. Uroki świstały wokół nich jak świetliste bełty, każdy z nich mógł unieszkodliwić kogoś z drużyny. Wiedzieli, że muszą uciekać, bo zostaną pojmani, wrzuceni do lochów i poddani egzekucji. Monice udawało się utorować ścieżkę wśród uczniów Akademii swoimi ukrytymi ostrzami.
Jedna dziewczyna, drobna jak pyłek, rzuciła się na nich, wśród latających wokół niej kamieni, które niczym zabójcze tornado, mogły wysłać ich do więzienia. Całe szczęście, że córka Hekate była szybsza. Grube pasma czarnej tkaniny wystrzeliły z jej wyciagniętych palców niczym jadowite węże i owinęły się wokół czarodziejki. W zielonkawych oczach pojawił się strach, kiedy jej więzy schwyciły wysoką gałąź i pociągnęły ją za sobą, tak że wisiała, cała opatulona, niby poczwarka przed metamorfozą.
Myśleli, że już są wolni, ale na drodze stanęła im Aenis, która sprawiła, że przy dodatku fioletowych świateł z nieba lunęły strumienie ciężkiej, lodowatej wody. Pod ogromnym ciśnieniem uderzyły w zaczarowaną tarczę Moniki i pęknięcia rozeszły się po tajemniczej materii równie łatwo jak po szkle. Ale choć płyn przebił barierę, to nie oblał przyjaciół. Nicole wrzasnęła z frustracją i z jej bladych palców wystrzeliły lśniące błękitnie strumienie mrozu. Zanim się obejrzała, spomiędzy wysokich drzew zwisały monstrualne, ostre jak brzytwa sople. Od jej stóp rozeszły się pasma szronu, układając się w gigantyczny, srebrzysty płatek śniegu, który unieruchomił młodych czarodziejów.
Błysnęło czarne i złote światło, a Aenis oderwała się z gracją od podłoża i już bez gracji uderzyła w pień potężnej sosny. Padła bez świadomości na ziemię. Monika i Agatha przybiły piątkę, a w chwili zetknięcia się ich dłoni, mgła owiała cały las, tak jakby ktoś wylał na szpilki wbite w poduszeczkę szklankę mleka.
– To nie ja…- obie powiedziały to głosem skrzata z „Hotelu Transylwania”.
Opary jednak przeszył srebrzysty błysk i rozsypały się w kryształki lodu. Nicole się zdenerowała i kiedy podbiegł do niej uczeń, przywołując ognisty pierścień, po prostu nie wytrzymała. Zamienił się w figurkę zamrożoną w olbrzymim, białawym bloku lodu.
Tym czasem fałszywemu Stasiowi udało się jakimś cudem wyczarować łuk i kołczan, a choć strzała nie trafiła w przeciwnika, to przeleciała wystarczająco blisko, by wywołać jego popłoch. Następny pocisk był wybuchowy, ale zanim zdołał dosięgnąć kogokolwiek, stał się podłużnym lizakiem za sprawą białego, lśniącego jak żarówka zaklęcia.
„Przeklęte czary!”, pomyślał klon z wściekłością i spróbował wystrzelić jeszcze raz. Tym razem bełt w dziwaczny sposób odbił się od pni drzew i wbił z chrupnięciem w jego kolano.
– AAA!- jego wrzask poniósł się po lesie, jak wybuch bomby atomowej. Ból przeszywał nogę z diabelską skutecznością, niby bicz Ponosa, boga cierpienia. Ostry i kłujący zdawał się rozpuszczać kolano, zmuszając sobowtóra do błagań o litość, o wyjęcie strzały.
I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zrobiło się biało jak na biegunie północnym. Ból wyraźnie zmalał, a przeciwnicy, ktorzy jeszcze przed chwilą kontrowali siły natury, stali w bezruchu, porośnięci delikatnymi igiełkami szronu. Nicole go uratowała, wokół niej szalała zawieja śnieżna, pokrywając ziemię wysokimi zaspami.
– Chodźcie!- zawołała z odległości dziesięciu metrów Monika, a przed nią wiły się czarne nici, układając się w pełen tajemnic portal. Portal do Niemiec, do Europy, do ich kontynentu. Agatha zamieniła właśnie pięciu uczniów w różne rasy psów: labradora, jamnika, yorka, charta i teriera. Podbiegła do magicznego przejścia, przy okazji transformując groźną falę dźwiękową w chmarę ciem.
Córka Chione za to stworzyła tunel w śnieżycy i udało im się dosłownie prześliznąć na tafli lodu pomiędzy wrogami. Klon postękiwał boleśnie za każdym razem, gdy był zmuszony przenieść choć trochę ciężaru na zranioną nogę. Ostatnim wysiłkiem wskoczyli w portal, a Staś od razu zwymiotował, porażony lotem i wirującymi czarami.
Poza tym jednak doznali ulgi, jakby zaczeli ważyć połowę tyle ile wcześniej.
Był jeden problem: nie byli sami. Aenis wleciała do tego czarnego międzyświata za nimi. Jej bursztynowe włosy łopotały jak skrzydła ptaka, poły srebrzystej peleryny falowały zaciekle. Jej twarz była zniekształcona przez smużki wody wirujące wokół niej jak posłuszne zaklinaczowi węże.
– Mam was!- zarechotała obrzydliwie, a fiołkowe błyskawice uderzyły w czarne ściany portalu, który zadygotał. Wibracje przeszły wszystkich, potężne jak przy starcie samolotu. Monika miała wrażenie, że jej czar obróci się w niwecz.
– O, nie!- wrzasnęła Agatha i złoto zderzyło się z fioletem w miriadach iskier, które zmieniły się w burzę świetlików. Był to niezwykły widok, jak zderzenie się dwóch, pędzących szybko jak światło komet. Wewnątrz rozbłysł lśniący wir, który wchłonął młodszą córkę Hekate. Wrzasnęła, kręcąc się prędko jak tornado. Udało się jej jeszcze stworzyć miodowy pocisk w kształcie półksiężyca, któru uderzył w jej byłą nauczycielkę. Aenis pokryła się pęknięciami, jak figurka z porcelany, i wystrzeliła jak z armaty na drugi koniec czarodziejskiego przejścia, gdzie zniknęła z krzykiem bólu.
Agatha walnęła w ścianę, która otworzyła się w przejście dokądś, gdzie panował mrok. Czuć było od niego zimnem i złem. Dochodziły stamtąd wściekłe szepty, brzmiące jak zgrzytanie noża o kamień.
– Tartar! Nie!- krzyknęła Monika, orientując się, co jest po drugiej stronie nowego portalu. Obróciła się w stronę siostry. Wyciągnęła rękę i z wysiłkiem jęknęła. Po ścianach magicznego transportu, przeszły fale mocy, jak burze malutkich iskierek. Na szczęście, kiedy dotarły do celu, portal stał się pomarańczowy, powiało truskawkami. Obóz herosów. Złotowłosa zniknęła w nim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wrzeszcząc: „…APAP…!”.
– Jednak wolę IBUPROFEN!- odwrzasnęła córka Hekate. Po jej twarzy spłynęły łzy. Zdążyła się przywiązać do Agathy, więc teraz jej serce bolało, jak trafione zatrutym sztyletem.
Reszta drużyny też miała się źle. Nicole zrobiła smutną minę, z jej dłoni wyleciały płatki śniegu, tworzące imię przyjaciółki. Tylko sobowtór najwyraźniej nie rozumiał o co chodzi, więc czyścił swoje paznokcie. Musiały przecież wygląda idealnie!
Po chwili portal się otworzył i wyskoczyli, w przypadku fałszywego Stasia wypadli, na trawę nad malowniczą rzeką. Po drugiej stronie wznosił się poszarpany klif. Wszyscy wciągnęli w płuca świeże powietrze. Czuć było magię, która sprawiła wcześniej, że śnieg stopniał, a rzeka rozmarzła.
Po dokładniejszym rozejrzeniu się po sobie, dostrzegli małe oparzenia, spowodowane turbulencjami. Monika pstryknęła palcami, a rany się zagoiły, świecąc czarnym światłem.
(tak, wymyśliłem czarne światło, jestem mistrzem)
– Skoro tutaj jesteśmy i będziemy musieli nurkować wśród syrenek, to przyrządzę napój Tlenu-W-Gębę- powiedziała Monika trochę przygaszonym tonem. Dziwiła się, że Staś nie podbiega do niej, by ją pocieszyć, jednak ten padł na ziemię i patrzył leniwie w niebo. Był dziwny, ale kompletnie nie miała nastroju do kontemplowania zachowania przyjaciela. Wyjęła z plecaka ingrediencje i wyczarowała kociołek, razem z małym ogniskiem. Czas zabrać się do roboty.
***
Spędziłem w celi już parę godzin i stwierdziłem, że fajnie rozmawia mi się z Asią. Mówiła ciekawie i bystrze, nie tak jak inne osoby powiązane z Aresem. Jednakże było widać, że ma wybuchowy charakter. Już parę razy próbowała mnie mocno kopnąć, ale na moje szczęście kopnięcia pod wodą nie wychodzą. Ciągle dziwił mnie czerwony płomień wydobywający się z jej ręki. Rzucał dziwne cienie na ściany.
– Od kiedy przyzywasz ogień pstryknięciem palców, co?- zapytałem.
– Od kiedy zostałam, bo ja wiem, uznana? Nie wiem czy można to w ten sposób nazwać. Herosi są uznawani. A błogosławieni? Ale wracając do tematu, to moja nauczycielka fizyki niesamowicie się zdziwiła, kiedy pieczołowicie ułożone na biurku kartkówki wybuchnęły ogniem!
Zacząłem się śmiać, a powstrzymywanie tego odgłosu nie do końca mi wychodziło.
– Pomińmy już to, że dostałabym z tej kartkówki pałę…
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem rechotem, który pod wodą brzmiał wręcz psychodelicznie.
– Można, więc powiedzieć, że jesteś Dziewczyną, która igra z ogniem!- powiedziałem, nawiązując do „Igrzysk śmierci”.
– Tak, oczywiście. Śmiem jednak twierdzić, milordzie, że to nie ja paradowałam w sukience z płomieni, to nie ja wywołałam rewolucję i stanowczo muszę powiedzieć, że nie jestem Kosogłosem!- krzyknęła, poruszając brwiami i delikatnie głaszcząc broszkę z kosogłosem, przypiętą do bluzy. Jednym z powodów, z których nam się tak dobrze rozmawiało, była taka sama broszka, tyle że u mnie. A ponieważ byłem fanboyem, to w domu miałem też podkoszulki i plakaty z Igrzysk. Zresztą podobnie jak ona.
– A tak w ogóle, to czemu tutaj trafiłeś?- spytała poważniej błogosławiona przez Aresa.
– Powiedzmy, że nie mam zbyt dobrych stosunków z ich matką ani przyjaciółką. Próbują… Och, zniszczyć Olimp- wydukałem, trochę speszony tym, że powiedziałem jedną z najważniejszych rzeczy, jakie wiedziałem.- A ja próbuję im przeszkodzić. Podczas misji zostałem porwany- powiedziałem nieco przegranym tonem. Przecież przyjaciółki mnie potrzebowały, a ja zawiodłem.- Zawiodłem przyjaciół.
Spuściłem głowę i zamknąłem z całej siły oczy. Zaraz poczułem sójkę w bok, więc otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
– Nie zawiodłeś, baranie. Możesz to naprawić, prawda? Jesteś śmiertelnikiem, tak jak ja. Wiem coś o tym. Ja też parę razy zawiodłam. Chciałam ratować przyjaciół-herosów. Ale oni zawsze sami się ratowali. Pewnego razu napadł na nas lew nemejski. Nie wiem jak to się stało. Nie mieli żadnych szans. Kompletnie. Nie wierzyłam własnym oczom, ale nie mogłam się ruszyć. Jakiś czas przedtem przysięgłam sobie, że nie będę próbowała pomagać, bo i tak na nic się nie przydawałam. Ale kiedy ten potwór zbliżył się do moich przyjaciół, to poczułam jak coś we mnie wrze. „Jesteś błogosławiona przez Aresa, najwaleczniejszego z bogów, patrona wojny, więc walcz! Co z tego, że jesteś śmiertelniczką?! Zmiażdż tego kotka!”, pomyślałam. Moja włócznia trafiła go prosto w oko, a kiedy zwrócił się ku mnie, zalałam go falą ognia. Spłonął, kiedy tylko parę iskier wpadło do jego paszczy. A ja uratowałam przyjaciół. A skoro ja mogę, to ty też, mądralo!- krzyknęła pozytywnie.
– Racja- odpowiedziałem mocniejszym głosem. „Jesteś wybrany przez Atenę, więc to pokaż! Wymyśl coś! Przechytrz te durnowate syrenki-Barbie, to nie będzie trudne.”, krzyknąłem na siebie w duchu.- Weźmy się do roboty! Musimy się dowiedzieć, gdzie dokładnie będziemy zabici i jak.
– Tak, zróbmy to! Wymyśliłeś już coś, geniuszu?- zapytała trochę ironicznie.
– Tak. Trzeba przekabacić tę mroczną syrenę. Nie wygląda na zbyt zadowoloną ze swojej pracy, więc może da się przekonać. Wypuści cię podczas egzekucji, a ty przyjdziesz nam z odsieczą.
– Mądry plan, ale czy wykonalny? Przecież ona może być lojalna!- zauważyła Asia.
– Musimy spróbować- powiedziałem pewny siebie i uniosłem się do góry, tak by dotrzeć do krat. Tak jak myślałem, przed drzwiami stała/pływała/dryfowała/była Eternity, ledwo odróżniająca się swoją emowatością od ścian skrytych w ciemności.
– Wysłuchaj mnie, Eternity- powiedziałem swoim najbardziej dyplomatycznym tonem. Odwróciła się do mnie, a jej źrenice zwęziły się w szparki.- Chyba niezbyt lubisz to miejsce, co?
– Niezbyt lubię? Ja go nienawidzę, więźniu- odpowiedziała ponuro jak Voldemort.
– Skoro tak, to możemy ci pomóc. Możemy cię uwolnić. Możemy sprawić, byś robiła to, co będziesz chciała. Wystarczy, że nam pomożesz.
– Słuchaj, to kuszące, ale tutaj są moi rodzice… Och, co ja gadam. Oczywiście, że wam pomogę. Wszystko byle się wyrwać z tej różowej dziury, byle sprawić ból moim głupiuteńkim siostrzyczkom. Niech cierpią, tak jak ja cierpię w tym obleśnym miejscu- w jej głosie zabrzmiała nienawiść.
– Trafiłabyś do Obozu herosów, do jeziora. Tamtejsze nimfy nienawidzą różowego, a z resztą słyszałem, że na samym dnie jest grupa syren- gotek. Mogłabyś się z nimi zaprzyjaźnić- kusiłem.
– Tak! Co mam zrobić?- spytała zachłannym tonem.
– Wypuścić Asię, kiedy będą próbowali zabić mnie i moje przyjaciółki. Ona nam pomoże. A wtedy my wyślemy Cię do twojego przyszłego, ciemnego domu bez grama pudru. W każdym razie, trzymaj się z dala od córek Afrodyty. Oprócz Marty, ona nienawidzi tej barwy i makijażu.
– Tyle, że ja nie wiem, gdzie będziecie podlegali egzekucji- powiedziała z żalem.
– Nic nie szkodzi. Po prostu zawołaj tu jakąś wyższą strażniczkę. Na pewno jest o wiele głupsza niż ty- stwierdziłem.
– A żebyś wiedział. Becky to najtępsza istota po tej stronie Missisipi-. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo i zniknęła w korytarzach.
– BECKY! Chodź tu, ty chole… To znaczy, kochanie!
– Ach, już, już. A gdzie to było? A tak w ogóle to kim ja jestem? A no tak, Becky! Gapa ze mnie, hihihihihihihi.
Poczułem jak Eternity i Asia przewracają oczami.
Po chwili, przed kratą pojawiło się głupie stworzenie o wściekle fioletowym ogonie, czarnych włosach i brązowych, najbardziej tępych oczach świata. Jej cera była do tego stopnia spalona na solarium, że wyglądała jak popękana tabliczka mlecznej czekolady.
– Haaaluuuu? Więźźźniuuuuu! Chciałeś czegoś, pyszotko?- zapytała z głupotą wprost bijącą z głosu. Wysiliłem się, by mój własny brzmiał słodko i niewinnie.
– Ach, kochana, ale mnie zmyślnie złapałyście!- wykrzyknąłem entuzjastycznie, a Asia na dole zaczęła się chichotać. O mało co do niej nie dołączyłem.
– Tak, tak. Jesteśmy bardzo integilentne, to znaczy inletigentne, to znaczy iletingentne… Ach, wiesz, o co mi chodzi!
– Tak się wesolutko zastanawiam- zacząłem cukierkowym głosem.- Jak zamierzacie unicestwić mnie i moje koleżanki? I gdzie? To takie ciekawe!
– Ach, ja też lubię ploteczki! A tak w ogóle to zauważyłeś jaki jesteś przystojny?- zapytała prosto.
– Och, nie mówmy o mnie. Mówmy o tym unicestwieniu…
– Ojeju, boję się, że nie mogę ci tego powiedzieć. Moja pani by się strasznie wkurzyła i musiałaby mnie „wziąść” na dywanik, żeby mi powiedzieć jak się źle zachowałam!- przestraszyła się widocznie.
– Twoja pani się nie dowie, Becky- powiedziałem i wkładając w to całą siłę woli pogładziłem spalone na solarium ramię syreny.
– Och… Skoro tak… Będziecie w Sali Wesoluteńkich Bąbelków. Macie być uwięzieni w bąbelkach, które będą przeciekały wodą, aż się udusicie. A najmądrzejsze jest to, że nie damy wam eliksiru na oddychanie pod wodą! Inlegi… Fajne, nie?
– Tak, tak, bardzo ci dziękuję, Becky. Byłaś bardzo miła… I ładna- wydusiłem z siebie, prawie się krztusząc. Asia dostała ataku kaszlu.
– To ja już idę. Życzę miluteńkiego umieranka! I proszę cię, Eretnity, czy jak tym tam się nazywasz, „włancz” światło! Dobra, siostrzyczko! No to helueuuuuuuuuu!
I odpłynęła, wymachując jaskrawym ogonem. Odpychając się rękoma, delikatnie opadłem na dno celi. Asia wyglądała na kogoś, kto z całych sił próbuje się nie śmiać. Niezbyt jej wychodziło, bo wymykały się jej parsknięcia. Zupełnie jak ja, gdy byłem zmuszony na polskim przeczytać nazwisko „Morgenstern”. W końcu wydusiła z siebie:
– Więc udało ci się je przekonać, co?
– Tak. Mroczna syrena jest inteligentna i chętna do współpracy, ale Becky…
Równocześnie wybuchnęliśmy chichotem.
– Największa tępota, jaką widziałeś!- dokończyła za mnie Błogosławiona przez Aresa.- Czyli uda nam się!
– Pozostało nam jedynie czekać na moje przyjaciółki. Na pewno władują je do celi obok. Są przecież takie tępe!- stwierdziłem.
– Tak, zdecydowanie. Mogą być używane jako kije do hokeja dla drużyny czterolatek o gigantycznych mięśniach!- wymyśliła Asia, a ja parsknąłem.
– Zmieniając temat, jak się tutaj dostałaś?- zapytałem, ale zaraz zobaczyłem, że jej twarz się napina. Trochę drażliwy temat.
– Dobra, opowiem ci. Ale to będzie pierwszy i ostatni raz- zastrzegła.- Byłam na wycieczce szkolnej. Kiedy przechodziliśmy nad rzeką, stało się coś dziwnego. Woda oszalała. Pryskała we wszystkie strony, wysokie fale zalewały całą moją klasę. I nagle poczułam jak woda mnie pcha i ciągnie. To było okropne uczucie, nie mogłam przez to oddychać. Zdążyłam tylko wyjąć włócznię z kieszeni…
– Jak to z kieszeni?- przerwałem jej.- Masz zaczarowane, mieszczące włócznie kieszenie?
– Tak, zgadłeś. Wracając do opowieści, zdążyłam jedynie wyjąć włócznie, a potem woda zgięła się niczym ręka i wrzuciła mnie do rzeki. Zaraz poczułam, jak płuca się kurczą z bólu. Jakiś cień, który pod wodą ledwie widziałam, wepchnął mi butelkę do ust. Płyn miał słono-pikantny smak i po chwili mogłam już oddychać. Zobaczyłam też porywaczy. Syreny z jaskrawymi ogonami. Miały trójzęby, a prądy wodne zdawały się ciągnąć mnie ku nim. Wtedy przypomniałam sobie, że mam włócznię. Przeszła ona gładko przez ogon czerwonej syrenki, następnie spacyfikowałam żółtą, dźgając ją w brzuch. Ostatnim sushi stała się pomarańczowa, której odcięłam głowę. Ale zaraz dostrzegłam kolejne nimfy, które zaczęły śpiewać. Film mi się wtedy urwał, a gdy już się obudziłam, leżałam na dnie celi. Koniec-. Jej opowieść była bardzo interesująca. Oznaczała, że Asia jest ważna dla ciemnej strony mocy, skoro wodnice zdecydowały się ją porwać.- Ale już koniec o mnie, opowiedz mi o swoich przyjaciołach.
– Dobrze. Moimi najlepszymi przyjaciółkami są Monika i Marta. Monika jest córką Hekate i jest najzabawniejszą i najlojalniejszą dziewczyna jaką znam. Uwielbia grać na komputerze i używać magii. Jej czary są bardzo potężne. Ma bzika na punkcie „Niezgodnej” i „Gry o tron”. Marta też jest dowcipna i lojalna. Jest córką Afrodyty. Tyle, że została opętana przez przyjaciółkę syrenek. Próbujemy ją uratować- wyjawiłem.
– Współczuję- powiedziała Asia miękkim głosem.
– No i jest jeszcze Nicole. Jest córką Chione. Potrafi zamrażać spojrzeniem. Jest miła, bystra, dowcipna. No i ma te krucze włosy, które opadają falami i białą cerę, która lśni jak platyna, i fiołkowe oczy, a do tego jest smukła i pełna gracji. Takaaa pięęęęknaaaa…
Rozmarzyłem się, kiedy przed oczami stanęła mi córka Chione. Prawie tak piękna jak Afrodyta.
– Oj, ktoś tu się zakochał, co nie? Hahahaha- zaczęła śmiać się Asia, poruszając zabawnie brwiami.
Wręcz poczulem, jak szkarłat wypływa na moje policzki. Zakochałem się w Nicole! Tak! To prawda! Przyznaję się bez bicia.
– Być może…- uśmiechnąłem się nieśmiało.
Fajne, na prawdę fajne.
Ciekawy pomysł z tym światłem. Ale i tak nie ogarniam błogosławieństwa. Te zakochanie Stasia w Nicole… Urocze.
Lubię już Asię. Trochę jakby przypomina mi mnie XD
Hmm… Ten fałszywy Staś działa mi na nerwy.
Nawiązanie do Igrzysk Śmierci i Harry Pottera <3 Kocham.
Niezła historia Asi. Jestem ciekawa kim jest ważnym takim bardzo, że te syrenki Barbie ją porwały ^ ^ xd
Biedna Agatha :C Współczuje jej… ;c Tartar musi być bue :C
Ta bitwa *-* Choć trochę dziwne, że tak łatwo im się udało wydostać ;-;
hymmmpf.
Jak zwykle nie pamiętam żadnych błędów… Taa, to fabułą się zajmuję c :
Ogółem świetne! Bardzo mi się podoba, czekam na dalsze części.
Niech bogowie będą z Tobą.
Dziękuję za dedykacje 😀 Do pisania i tak będę cię zmuszać. Takie hobby, a koło jak zwykle świetne więcej weny życzę
Opko jest napisane fajnym stylem i do tego ciekawi człowieka, aż nie można się oderwać od czytania. Bardzo mi się podobało i przepraszam, że nie komentowałam ostatnich części, ale nie było zbytnio czasu.
Lecz je czytałam – może z kilkudniowym opóźnieniam, ale jednak 😉
Uwielbiam twój styl narracji. Naprawdę nie można się oderwać 😀 Świetne opko, czekam na ciąg dalszy!
Weź Ty wyjdź, załamujesz mnie, Ty… Ty facecie od noży ;-;
Chcę Twój styl. Jest szczegółowy, dokładny, a przy tym ciekawy i wciągający. I wesoły. Z humorem. Czemu go po Tobie nie odziedziczyłam? Będę przez Ciebie ciąć się mydłem.
Opko boskie, przyjemne w czytaniu i takie… Inne.
Twój styl jest dobry i płynny.
Tak trzymaj, ja nic więcej do dodania nie mam.